lip 202019
 

Wszystkie wybory estetyczne dokonywane w Polsce przez ludzi rozpoznawalnych, a także za takowych pragnących uchodzić, są w istocie wyborami politycznymi i mają przesądzić o przynależności do grupy wybrańców rozumiejących więcej niż inni. Zaprezentuję działanie tego mechanizmu na starym i wszystkim znanym przykładzie. Jeśli jakiś twórca literatury popularnej, dajmy na to Manuela Gretkowska, chce zwrócić na siebie uwagę i wskazać swoją osobę, jako kandydatkę do przyjęcia w poczet osób wtajemniczonych i świadomych, umieszcza w treści swoich książek, przepisany wprost od kogoś, wątek procesu templariuszy, ten dotyczący sodomickich praktyk braci. Wszyscy wiemy, że kwestia ta została sprokurowana i była po prostu oskarżeniem fałszywym. Popatrzmy jednak jak działa ten mechanizm – Gretkowska, zawołana idiotka, ma przymus pisania o templariuszach, którzy inicjując udział w zgromadzeniu całowali w tyłek wielkiego mistrza, czy kogoś ważnego, kto akurat był pod ręką. Nie ma w istocie znaczenia kogo. Dziś ów fałszywy mechanizm mamy zastosowany w praktyce, na widoku, relacjonowany jest on do tego w mediach. Chodzi mi o pretekst dotyczący bananów. Pokazują w tym głupim muzeum coś, co nie powinno się tam znaleźć i nie ma już nawet wymowy prowokacyjnej. Nie ma żadnej wymowy. Służy jednak temu, by integrować grupę i przekonać wszystkich, którzy chcą być rozpoznawalni, albo przynależeć do wybranych, że aby to nastąpiło, trzeba się publicznie lizać po, pardon, dupach. To jest chciałem powiedzieć, trzeba publicznie jeść banany i robić przy tym miny. To jest w istocie to samo, bo chodzi przecież o uczestniczenie publiczne w intymnym i nacechowanym emocjami akcie. To jest po prostu wypełnienie pokusy, jeśli wziąć pod uwagę kryteria jakimi posługują się katolicy. Dla ludzi, którzy w tym uczestniczą, jest jednak inaczej, to jest wyczyn polityczny, bunt przeciwko skostniałemu systemowi, czy jakieś innej nieistniejącej bzdurze. Jest w tym także pycha, bo ludziom publicznie całującym się po, pardon, dupach, wydaje się, że ów akt daje im władzę. Nie daje. Otrzymują oni jedynie złudzenie, które za chwilę obraca się przeciwko nim. Władzę, póki co ma dyrektor muzeum, Jerzy Miziołek i z tego co słychać nie ma on zamiaru rezygnować z egzekwowania tej władzy. Durnie zaś, którzy obronili instalację z bananem, mają teraz poważny orzech do zgryzienia i nie mogą zrozumieć jak to się stało, że ów akt publicznego lizania się po, pardon, dupach, nie spowodował anihilacji Miziołka. I jeszcze się cieszyli wszyscy, że dyrektor, kazał powiesić tę instalację z powrotem. W zasadzie jest tylko jeden sposób, by ten mechanizm unieważnić. Trzeba zrobić film dokumentalny o tej pani co jadła banana i chichotała przy tym i pokazać ją jak wygląda teraz. A nuż okaże się, że siedzi przez cały czas w kościele, a wracając w dzień powszedni z porannego nabożeństwa, kupuje sobie po drodze banana w straganiku i zjada go tak po prostu? Któż to może wiedzieć, ludzie się z czasem zmieniają.

Nie o bananach miało być jednak dzisiaj, a o filmach. Oto syn reżysera Żuławskiego, który z wyborów emocjonalnych uczynił wybory polityczne i stworzył wręcz całe panoptikum emocjonalnych gadżetów, które powodują, że człowiek od razu przechodzi wszystkie siedem wtajemniczeń, zrobił film pod tytułem „Mowa ptaków”. Oto opis fabuły:

Licealny nauczyciel historii Ludwik zostaje upokorzony przez nacjonalistycznie i katolicko nastawionych uczniów. W jego obronie staje polonista i niespełniony pisarz Marian. Zostaje on jednak zwolniony, gdyż ratując historyka, użył w samoobronie noża. Brat Mariana, Józef to ambitny kompozytor, którego toczy… trąd. Obaj bracia próbują zarobić, napisawszy piosenkę-przebój. Żeby utrzymać Józefa, jego dziewczyna Ania zatrudnia się jako sprzątaczka u dyrektora banku Jakubca, choć musi znosić szykany ze strony jego ciężarnej żony .

Pomijając już idiotyzmy i polityczną propagandę, widoczne na pierwszy rzut oka, mamy tu jeszcze, tak charakterystyczną dla polskich filmowców i twórców w ogóle, sugestię, że rynek muzyczny to jest obszar nieskrępowanej wolności, gdzie można zarabiać pisząc przebojowe piosenki. I jeśli się tylko takową stworzy, wszyscy macherzy od rynku przylecą w te pędy z gotówką, żeby za przebój zapłacić. To jest złudzenie mające przekonać odbiorcę, że wszystko jest możliwe i wszystko zależy od niego, a jeśli mu się nie udaje, to jest to wyłącznie jego wina. Mógł się przecież głosić do „Mam talent”.

Bromski nie chciał wpuścić filmu na festiwal w Gdyni. To dobrze o nim świadczy, albowiem zorientował się, że nagromadzenie emocjonalnych i życiowych nieprawdopodobieństw spowoduje absmack publiczności. Sieć zaś zareaguje wesołym wyciem. Musiał jednak ustąpić, bo środowisko oskarżyło go o to, iż tłamsi wolność twórczą, powodowany politycznymi naciskami. Że niby młody Żuławski to buntownik wskazujący słuszne kierunki, a reżimowy urzędas Bromski, usiłuje złamać mu karierę, bo reprezentuje prawicowy i faszystowski rząd. Widzimy wyraźnie, że nie ma takiej bredni, przed obroną której cofnęłyby się środowiska określane czasem jako elity, a czasem jako ludzie kultury. Wliczam w to profesorów historii sztuki, a także doświadczonych filmowców, którzy przecież dobrze wiedzą, jak jest i dobrze wiedzą, że pani bawiąca się bananem, to w najlepszym razie żart, a w najgorszym milicyjny akt deprawacji wpisany w politykę wewnętrzną resortów siłowych. Dobrze wiedzą również, że filmy Żuławskiego, to jedynie pretekst mający usprawiedliwić jego obecność mediach i poza reżyserską działalność. Podobnie jak filmy Piwowskiego. Oni wszyscy dobrze o tym wiedzą, ale będą uczestniczyć w tym przedstawieniu, zaprzeczając głośno i jawnie swojej wierze. Będzie to czynił nawet dyrektor Miziołek, a potem będzie wywierał zemstę za zmuszanie go do różnych upokarzających aktów. O tym, by ktokolwiek wypuścił choć trochę pary z tego kotła nie może być mowy. Wszyscy ci ludzie bowiem, od Miziołka począwszy na Bromskim i młodym Żuławskim kończąc, zostali wynajęci do robienia polityki. Ta zaś, by być skuteczną, musi być przeniesiona na inne obszary. Musi, podkreślam, bo chodzi o sprawę dość istotną, czyli o zamaskowanie brutalności jaka towarzyszy politycznym działaniom i wskazanie, że są inne poza politycznymi wybory, w których może uczestniczyć każdy mający jakieś pretensje do ilorazu. Nie ma. Nie ma w realnym świecie innych wyborów niż polityczne, a każdy kto próbuje jednak wyciągać jakieś trwałe konsekwencje z jakości obrazów, filmów, każdy kto tworzy ich hierarchie rozpoznawalne przecież na podstawie dostępnych zmysłom cech, musi wylądować na śmietniku. Prędzej czy później bowiem poproszą go o to, by powiedział co myśli na temat pani, która w 1972 roku bawiła się bananem. I on musi wtedy, używając całkiem fałszywych pojęć i wyciągniętych, pardon, z dupy, kryteriów, powiedzieć, że to jest coś fantastycznego.

Polityka kulturalna państwa to jest coś niesłychanie istotnego, a przy tym coś niesłychanie łatwego do zepsucia. Ja powołam się teraz na przykład, który już wielokrotnie podawałem. Żeby prowadzić politykę kulturalną poprzez promocję obrazów, III Republika, musiała, etapami, unieważnić akademię. To było szalenie istotne, albowiem bez tego aktu wyszydzenia akademików i proponowanych przez nich kryteriów, nie można było promować francuskich malarzy na rynku amerykańskim. A to znaczy, że nie można było na gigantyczną skalę spekulować obrazami i zawyżać ich wartości, zaniżając jednocześnie i dewastując kryteria oceny. Pieniądze są ważne w życiu pojedynczych ludzi, a cóż dopiero mówić o życiu państw, które uczestniczą w aferach takich jak panamska. Nie sądzę więc, by ktokolwiek moim hipotezom zaprzeczał.

Żeby ową spekulację umożliwić trzeba było potrząsnąć trochę akademią. I to się udało, ale był pewien problem, który zaowocował tym wszystkim, co dziś nazywane jest rynkiem sztuki. Raz uruchomiony mechanizm spekulacji nie dał się zatrzymać. Kiedy zaś okazało się, że nadaje się on nie tylko do robienia wałków finansowych, ale także politycznych, a i przy szantażach emocjonalnych jest skuteczny, można go było już tylko rozwijać i doskonalić, poprzez tworzenie obszarów komunikacji, na których poruszają się pozostający na jawnych i tajnych pensjach znawcy. Ich zadaniem jest udowadnianie publiczności, że gówno to piernik. I nic poza tym. Ja nawet nie będzie próbował zgadywać, przez jakie wtajemniczenia trzeba przejść, kogo i w co całować, żeby się wśród tych wybrańców znaleźć.

I teraz konkluzja. Cały ten korowód, który widzimy dziś wokół filmu młodego Żuławskiego, ma stworzyć, bądź też odnowić, jak kto woli, obszar komunikacji, na którym po raz kolejny prawdziwa sztuka pokona sztukę reżimową i polityczną. Tak to zostanie przedstawione. W rzeczywistości Żuławski zrobił agresywny film propagandowy, degradujący w zasadzie nas wszystkich, podobnie jak wszystkich degradowały filmy jego ojca. Stworzył film ułatwiający młodzieży gimnazjalnej dokonywanie wyborów politycznych, podmieniając je na wybory emocjonalne. Ludzie zaś, którzy bronią tego filmu wmawiać nam będą, że tak naprawdę chodzi o wybory estetyczne – za prawdziwym pięknem i prawdziwą ekspresją albo przeciwko nim. Musicie się, prawda, na coś zdecydować. A tu macie zajawkę, tego, pardon gówna. https://www.filmweb.pl/film/Mowa+ptak%C3%B3w-2019-826832

Zapraszam do naszej księgarni www.basnjakniedzwiedz.pl gdzie do końca wakacji Baśń socjalistyczna kosztuje tylko 35 zł za tom. Zapraszam też na portal www.prawygornyrog.pl i przypominam, że nasze książki można także kupić w księgarni Przy Agorze – ul. Przy Agorze 11 a, a także w sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy

  9 komentarzy do “O wyborach estetycznych, politycznych i emocjonalnych”

  1. A w Polsce dużo takich filmów co aspirują do nominowań a za chwilę nie obchodzą nawet psa z kulawa nogą.

    jeśli chodzi o aktora Fabjańskiego, to jego udział w filmie, właśnie zniechęca  mnie zupełnie i  estetycznie do całego filmu. Nie trawię jego brzydoty i tych jego drapieżnych wąskich, malutkich oczu. Jeśli oczy są zwierciadłem duszy to w tym przypadku współczuję …

  2. „Prędzej czy później bowiem poproszą go o to, by powiedział co myśli na temat pani, która w 1972 roku bawiła się bananem.” Albo co myśli na temat bardzo kolorowych postaci jak Michał Szpak i Anna Grodzka. https://www.youtube.com/watch?v=saYdRW1D89o

  3. Nie szkodzi, jak się koniunktura polityczna odwróci, będą je puszczać w telewizorach

  4. Tak, ale o tych postaciach wypowiadać się będą twórcy estrady, to jest inna działka i inny budżet

  5. To nie jest gówno to jest wielka kupa gnoju.

  6. Zady czyli wybory estetyczne i emocjonalne

  7. I tu pojawia się problem, bo telewizornie za chwilę przestaną być narzędziem masowego rażenia emocjonalnego, gdyż wychodzą z użycia. Już teraz ponad 40% młodego pokolenia zwyczajnie nie ogląda telewizji, bo spożywa zawartość Internetu, tudzież korzysta z serwisów VOD. A tam każdy ma duży wybór i nie przypuszczam, by trzeciorzędne niskobudżetowe, nieznośnie pretensjonalne i gówniane w treści dzieła reżyserów polskich początku XXI wieku kiedykolwiek mogły liczyć na coś więcej niż jedynie epizodyczną widownię. Co czyni je bezużytecznymi, a inwestycje w nie  — całkowicie chybionymi.

  8. Są jeszcze festiwale, na których też się robi wałki. I one będą tam lansowane.

  9. No tak…

    … mamusia Sophie Marceau… nb.  wdowa po tym starym zboku Andrzeju Zulawskim, a takze ex absztyfikancie coruni  Weroniki  starego,  czerwonego  kiejkuta profesUra  Rosatiego  cienko przedzie we Francji, ale tego  CZUBA, czyli swojego synusia  lansuje, coby mial latwiejsza droge startu i coby  synus w przyszlosci z glodu nie zdechl… rynek filmowy francuski juz zdominowany przez  Algierczykow, Marokanczykow… i walka o „pozycje” we francuskim swiecie filmowym  jest juz bardzo zazarta  !!!

    W  gruncie rzeczy nie jestem zaskoczna,  bo spodziewalam sie tego… to taki lans swojej dziatwy, ale co wiecej  zuchwaly i bezczelny  PRZEWAL  PIENIEDZY,  naszych pieniedzy…  mam nadzieje, ze zdecydowana wiekszosc Polakow  oleje to  GOWNO  filmowe…

    … nawet nie gowno,  ale  KUPE  GOWNA  FILMOWEGO  !!!… bo to wciaz i niezmiennie  CI  SAMI  i  SAMI  SWOI  w tym  panstwowym  ZEROWISKU  !!!

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.