Wstawiłem niedawno do sklepu biografię biskupa krakowskiego, płockiego i łuckiego Marcina Szyszkowskiego, która w krakowskiej Księgarni Akademickiej jest absolutnym bestsellerem. Nikt nie zwrócił na nią uwagi, a szkoda. Posłuży nam ona dziś jako podstawa do rozważań o współczesnym kinie i sztuce w ogóle. Ktoś powie, że to niemożliwe. Tak? No to patrzcie. Dodam jeszcze tylko iż fakt istnienia tej biografii podkreśla jeszcze raz i jeszcze wyraźniej skandal, jakim jest brak na polskim rynku biografii króla Zygmunta III Wazy.
Od wczoraj Internet płacze, że idiotyczny film „Granica” nakręcony przez Agnieszkę Holland, osobę działającą na szkodę nas wszystkich, otrzymał w Gdyni nagrodę – Złote Lwy. Nie wiem ile razy mam to ludziom tłumaczyć. Festiwale i nagrody, nie tylko filmowe, ale także dotyczące każdej innej dziedziny sztuki, są ośrodkami i narzędziami propagandy. Podstawowym narzędziem jakie stosują jest narzucenie swoich kryteriów oceny dzieł. Oraz przekonanie widza, szczególnie aspirującego, że to są zasady ogólne, obowiązujące wszędzie, niepodważalne i święte. Jeśli to nie działa, bo ktoś tam jednak potrafi przeforsować jakieś swoje pomysły, uruchamia się kategorię mody lub stylu. I można uprawiać dalej działalność propagandową. W związku z powyższym wszelkie dyskusje o kryteriach są bezprzedmiotowe, bo nie ma żadnej organizacji, która by gwarantowała bezpieczeństwo artystom i oceniała ich dzieła według kryteriów rzeczywiście ważnych powszechnie. To jest oczywistość. Kiedyś taką organizacją był Kościół, potem akademia. Obydwie one zostały wyrugowane z rynku sztuki, a proponowane przez nie kryteria zastąpiła wolność osobista artysty, która jest w istocie wolnością skurwienia. O tym, co jest, a co nie jest wartościowe decydują gremia wyłaniane w głosowaniach niejawnych i zaopatrzone w budżety pochodzące z miejsc tajemniczych. Państwa zaś uczestniczą w tym procederze, albowiem wiara w to, że sztuka tworzona jest dla dobra człowieka i na zasadach obowiązujących wszystkich, jest powszechna, choć każdy wie i widzi, że to kłamstwo. No, ale istnieje mechanizm finansowania sztuki, a przez to wszyscy są bezradni, bo pieniądze każdy chętnie weźmie. Okoliczność ta powoduje także powstanie całych łańcuchów patologii, które – lekceważąc najbardziej podstawowe zasady – domagają się dotacji, „na sztukę”. Wskazałem je tu wczoraj. I można rzec wprost, że im szlachetniejszy jest cel deklarowany, tym większy szwindel się za nim kryje. A co to są te podstawowe zasady? No, że pisarz powinien umieć pisać, a poeta rymować. I że każdy kto wyciąga rękę po pieniądze, powinien pokazać wykonany własnoręcznie produkt swojego geniuszu. Jeśli tego nie ma, niech spada na drzewo. No, ale jaka jest rzeczywistość wszyscy wiemy. Państwo nie zaprzestanie finansowania artystycznych patologii, bo sprawy zaszły tak daleko, że nikt już tego nie kontroluje, a przy każdym źródełku grosza, żerują jakieś mafie. Wskazywanie tego na nic się nie przyda, nawet nam tutaj, bo jest to wiedza zbędna. Tak już pozostanie do końca. No, ale notujmy nasze spostrzeżenia i wnioski dalej. Żeby tę sytuację zmienić, czyli nie dopuścić do nagradzania filmów propagujących przemoc, kłamliwych i gorszących, należy stworzyć ośrodki własnej produkcji, gdzie będą obowiązywały inne zasady. Tego jednak nie można zrobić, bo nikt z mających o tym zdecydować osób się nie pożywi. Żeby tę sytuację zmienić, trzeba wypromować własnych twórców, którzy własnym dorobkiem i aktywnością tu i teraz, wskażą, co to jest sztuka i jakimi rządzi się kryteriami. Dotyczy to także nauki. Jeden prof. Nowak nie zapewni PiS sukcesu na tej niwie. Potrzeba setki takich. No, ale z jakichś przyczyn ich nie ma. Zasugerowałbym, że z takich – za profesorem Nowakiem kłębi się tłum nieudaczników, którzy chcą zająć jego miejsce, ale nie mają dorobku, ani autorytetu. No więc domagają się pieniędzy, żeby – po ich otrzymaniu – pokazać, co potrafią. Wszyscy wiemy co – gówno. Deprawacja jest powszechna i żaden artysta czy „naukowiec” nie piśnie słowa przeciwko systemowi. Poza tym dobrze wie jeden z drugim, że samotne stanie przy politycznej opcji, która się nie podoba osobom narzucającym kryteria oceny, to towarzyska śmierć. No i śmierć artystyczna, bo jasne jest, że złamanie tych kryteriów, odczarowanie ich możliwe jest tylko z poziomu globalnego. Musi więc wziąć w tym udział Kościół. No chyba, że ktoś jednak spróbuje inaczej, ale póki co nikt nie próbował, więc nie wiemy jakby to miało wyglądać.
Artyści, także ci wynajęci przez PiS, muszą się więc porównywać z tymi, którzy PiS zwalczają, bo to jest jedyne tło. Deklarują więc nieszczerą wiarę w to, że zasady, które wynoszą do nagród film „Granica” są święte i nienaruszalne. A to jest gówno prawda. Nie można ich tylko podważyć dopóki nie stanie do tej walki jakaś odpowiednio silna organizacja.
Na początek proponuję jednak byśmy się nie kompromitowali wystawiając oceny filmowi Holland, bo to bardzo źle o na świadczy. Choć oczywiście jest dużą pokusą, bo każdy chce pokazać, że się zna i umie odróżnić dzieło wybitne od nędznego. Otóż nie. To nie jest prawda, nikt tego nie potrafi, albowiem do oceny dzieł w istotnych wymiarach, czyli przede wszystkim finansowych, powołani są wtajemniczeni ludzie. I to oni decydują. Reszta może tylko akceptować ich oceny, albo milczeć. Jeśli się wypowiada negatywnie, a nie ma jakiejś propozycji, zostają usunięta z pola widzenia i zdegradowana. Jeśli ma propozycje, jest jeszcze gorzej, bo naraża się na szykany. Organizacje zaś, które popierają krytykę, są marginalizowane i nie mają wpływu na komunikację. Im silniej próbują ten wpływ odzyskać tym jest gorzej, bo biorą się za to niewłaściwi ludzie niewłaściwymi metodami. Jeśli komuś się zdaje, że założenie Związku Pisarzy Katolickich, jest czymś więcej niż korespondującą z postawami tamtych patologią, ten w ogóle nie wie co jest grane. Deklaracja na rynku sztuki to za mało. Musi być dzieło. A najlepiej oceniać je na wagę. Tak więc sorry, tomik poezji się nie liczy. Nawet bardzo obszerny. Od takiego założenia trzeba wyjść.
Żeby cokolwiek wskórać trzeba się od tamtych odwrócić plecami, a zająć się odbiorcą, któremu należy zaproponować coś bezwzględnie atrakcyjnego. Tak jednak zrobić nie można, albowiem rzeczy bezwzględnie atrakcyjne wymagają pracy, talentu, zaangażowania i zmiany optyki, albowiem gra toczy się o dusze ludzi. O to czy będą patrzeć w niebo, czy na samo dno piekła. I tu dochodzimy do rzeczy najistotniejszej, choć boleśnie oczywistej. Nie wystarczy zrobić nieba z krepiny i poprzyklejać na niej wyciętych z papieru gwiazdek, żeby przekonać do siebie publiczność. To wręcz działanie na szkodę. Niestety dobrze płatne. I przez to deprawujące oraz oddalające nas od celu.
Teraz przejdźmy do biskupa Szyszkowskiego, który realizował w praktyce zadania wyznaczone hierarchom przez sobór trydencki. Mam na myśli te dotyczące kontroli druków i nie dopuszczania do kolportażu książek protestanckich. Dziś nazwane by to zostało cenzurą, albo jeszcze gorzej. Tymczasem była to obrona doktryny i wolności. Gdyby protestanci zwyciężyli mielibyśmy to, co mamy dzisiaj, czyli triumf satanizmu i ikonoklazmu, kłamstwa i obłudy, tak jak to widać w działalności Agnieszki Holland. Najciekawsze w działalności biskupa są dwie kwestie. Popierał on zwykle politykę króla Zygmunta III, ale w pewnych kwestiach się z nią nie zgadzał. Na przykład, wbrew królowi, dopuścił do drukowania Talmudu i w ogóle nie stawiał Żydom żadnych barier w kolportażu pism religijnych. Wynikało to, jak przypuszczam, wprost z faktu, że pisma protestanckie pełne były antysemityzmu i domagały się walki na niwie ekonomicznej z Żydami. Przyłączanie się więc do tej propagandy, w imię źle rozumianych zasad Ewangelii, byłoby grzechem i odstępstwem od instrukcji soborowych. W związku z tym faktem trudno też mówić o działalności biskupa i Kościoła, jako o cenzurze. Była to właśnie obrona doktryny, rozumiana w bardzo precyzyjny sposób. Po czym to poznajemy? Autor biografii – Bartłomiej Wołyniec – pisze, że z wielkim zaangażowaniem biskup Marcin Szyszkowski zwalczał tak zwaną literaturę sowizdrzalską. Jeśli ktoś nie rozumie dlaczego, niech powróci do tekstów Piotera o Dylu Sowizdrzale. Były to druki, w których przemycano treści polityczne. Uważam, że były to także druki zawierające informacje zaszyfrowane, oraz były to dzieła jawnie deprawacyjne. Poprzez swój charakter znacznie gorsze z punktu widzenia Kościoła i bezpieczeństwa korony niż jakieś luterańskie kazania czy kalwińskie wskazówki, jakimi metodami suszyć drewno na stosy dla religijnych oponentów.
Literatura sowizdrzalska swój rzeczywisty cel, jakim jest dewastacja umysłów i serc, zasłania kilkoma rodzajami misji – edukacją, rozumianą, jak pragnienie poznania prawd ostatecznych, co jest wymierzone wprost w Kościół, a także buntem przeciwko skostniałym, rzekomo, formom. No więc dziś cały świat twórczy to dawna literatura sowizdrzalska, która patrzy na nas ciemnymi oczami Belzebuba i zastanawia się dlaczego nie adorujemy jej dość mocno. Jej triumf jest pełny. Nie ma już innych niż ona ośrodków propagandy, nie ma niczego autentycznego, nie ma nawet struktur, przeciwko którym można by się było buntować, a więc teoretycznie jej sens został zakwestionowany. Otóż nie – wasza przyrodzona wrażliwość jest jej największym wrogiem. I o to dziś toczy się gra. Dlatego, kiedy widzicie prof. Dudka, udającego poważnego naukowca, jak siedzi z Sowizdrzałem Wojewódzkim i jakimś jeszcze satanistą, to wiecie, nad czym deliberują. Nie wiecie? Podpowiem – nad wypruciem Wam bebechów, owinięciem się nimi o zapamiętaniem w dzikim tańcu wokół ogniska, gdzie pieką się głowy ludzi polemizujących ze sztuką współczesną. Miłego dnia. A biografię biskupa Szyszkowskiego możecie sobie kupić tutaj.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/marcin-szyszkowski-jako-biskup-krakowski/
Po to przylatują inżynierowie, tfu szamani z Afryki aby w czarnym kotle gotować czarne charaktery i naukowców którzy bajdurzą o czarnych dziurach 😉
Ok, a co robimy ze „Szwejkiem” – też rzucamy w płonący stos?
Tak, Szwejk to komunistyczna propaganda
Na stos jej jednak nie rzucamy, ale wycofujemy z obiegu. Stosy palą tamci
O czarnych dziurach w dupie
Dzień dobry. Przepraszam, że się wciąż powtarzam, ale ja nie widzę innej racjonalnej postawy wobec opisywanych zjawisk, jak tylko bojkot. Za komuny to dobrze działało, bo owszem, łatwo było kogoś prześladować, w tym finansowo, ale efekt „towarzyski” był automatycznie przeciwny. Wielu nieudaczników podwiozło się na tej fali aż do teraz. Ale reżim ulepszył metody, awansował nieudaczników na koryfeuszy i teraz jest trudniej. Ale nie ma rzeczy niemożliwych. Trzeba tylko sięgnąć do źródeł niezniszczalnych. Na przykład; „tylko świnie siedzą w kinie”.
Kilka dni temu w Irlandii wg informacji ordo iuris dzięki mobilizacji społecznej udaremniono wpisanie do kodeksu arnego zapisu o karze więzienia za….nieumyślne posiadanie treści nienawistnych.
No właśnie prezydenta za to pozwali. Niejaki Gaweł, który robił sobie zdjęcia z Bodnarem, a teraz siedzi w Norwegii, bo ma wyrok w Polsce, złożył pozew
Ja pierniczę, cały mój magazyn to treści nienawistne, nie wyszedłbym z więzienia
Nie znam tej sprawy, ale myślę, że tego typu procesy polityczne realizowane przez bastion komuny czyli tzw. wymiar sprawiedliwości to broń obosieczna i reżim się jednak zawaha…
To jest sprawa z wczoraj
Wystarczy wpłacić 600 zł i skierować odpowiednio sformułowany wniosek do właściwego sądu okręgowego. Wnioskodawca ryzykuje, że w razie przegrania sprawy będzie musiał pokryć koszty procesowe stronie pozwanej. Smaczek i cała radocha polega na możliwości oskarżenia prezydenta, natomiast prawdopodobnie fani Gawła będą się zrzucać na koszty procesu. Rozstrzygnięcie zależy od składu sądu, bo nie ma precedensu w orzecznictwie, więc będzie ono subiektywne. Nie jestem pewien, czy w tej sprawie może zapaść rozstrzygnięcie typu: tak, ale… czy musi być tak lub nie.
Zasadniczo honoraria prawników wynikają z kar przewidzianych w kodeksie. Jeżeli na przykład kara może wynieść milion euro, to księgowość zaakceptuje wydatek na prawnika sto tysięcy euro. Jeżeli kara za gwałt byłaby podwyższona z trzech lat do ośmiu, to ma to wpływ WYŁĄCZNIE na wysokość zarobków adwokatów. Dla skazanego i ofiary nie ma żadnej różnicy, czy odsiadka potrwa osiem czy trzy lata. Kara jest tylko nominalnie wysoka, żeby papuga wydusił z klienta jak najwięcej kasiory, a wyroki odsiadki są skracane przynajmniej o połowę.
Wniosek: powinniśmy domagać się jak najniższych kar w prawie.
Mamy żyć w strachu i niepewności, ochoczo ubezpieczać się, szczepić, brać niepotrzebne leki. Wszystkie pieniądze należy wydać na zwyrodnialców w białych kitlach i bandytów w togach!
https://youtu.be/-QOV5bwFztM?si=2F0AuOe2gucgxX-q
nienawistne opinie w czasach biskupa oprócz protestantów siał też arianin Amos Komeński ,
/znów mi ta książka zniknęła z półki, ale mam ją przeczytaną i pamiętam/
z jaką nienawiścią szanowny gość z Czech nazywa gościnne polskie królestwo bestią z rogiem , rogiem tym był wg czeskiego celebryty był Kościół Katolicki, jak gorąco namawiał do zniszczenia gniazda zła czyli kraju naszych przodków itd .
Komeński był gościem S. Leszczyńskiego, tak się zastanawiam jakiego wyznania był Leszczyński czy trzymał się katolicyzmu