paź 102024
 

Jeden z kolegów zwrócił tu wczoraj uwagę, że prezydent jest prawnikiem z Krakowa, a związku z tym nie podejmie żadnej decyzji, która by się środowisku krakowskiemu nie podobała. To jest niezwykłe, zważywszy na znajomość historii na poziomie podstawowym, która to nakazuje każdemu swojemu adeptowi cytować Henryka Sienkiewicza. Mam tu na myśli słowa, które pisarz włożył w usta wojewody kijowskiego Stefana Czarnieckiego – Rzeczpospolita sama jest wielka, a rodów w proporcji do niej wielkich nie ma, jeno małe. To jest ulubiona zabawka polskich państwowców, którzy gną karki przed mafiami środowiskowymi. Takie odnoszę wrażenie. Każdy bowiem kto działa realnie propaństwowo, naraża się przede wszystkim takim mafiom. I przez to jego życie może być zagrożone, a kariera obrócona w niwecz. Jest wręcz tak, że uznać musimy iż każda kariera jest podejrzana, a propozycje objęcia jakichś stanowisk w państwie, mam na myśli stanowiska istotne, powinni dostawać ludzie znikąd. Lub tacy, którzy mają za sobą staż w organizacjach o charakterze globalnym lub militarnym, czyli księża lub generałowie. Ja się wczoraj nie zgodziłem z kolegą Szymanikiem, który optował za generałem Andrzejczakiem jako kandydatem na prezydenta. I uważam, że mam rację, albowiem pycha i ambicja wojskowych całkowicie ich paraliżuje. Myślę, że za pomocą prostych bardzo chwytów można takiego generała pozbawić całkowicie sprawczości i ubezwłasnowolnić na całą kadencję, albo nawet na dwie.

Jak to już mówiłem w ostatnich pogadankach doktryna polityczna Polski złączona była z doktryną Kościoła. Próba rozdzielenia tych dwóch misji zakończyła się likwidacją państwa. Ciekawe czym zakończy się próba dołączenia misji Kościoła do projektu, który różne szury określają skrótem NWO? Z tego wniosku wypływa kolejny – tylko biskupi wiedzieli co zrobić, żeby państwo w XVII wieku ocalało. No i jezuici oczywiście. Dziś biskupi godzą się na rozdział Kościoła od państwa, który dokonał się już dawno, choć czerwoni twierdzą, że nie. Czym się to skończy dla biskupów, wszyscy się domyślamy. Czy będą przez to szczęśliwsi? Być może, nie będę się upierał, bo nie wiem z jakich powodów większość z nich została biskupami.

Czy w związku z tą sytuacją powinniśmy – jako państwo poszukać innego oparcia doktrynalnego i zastanowić się, raz jeszcze, nad pojęciem zdrady? Uważam, że tak. Choć wielu odpowie, że mamy przecież gwarancje sojuszników, którzy są potężni. Nawet Jacek Bartosiak nie wierzy już w ich potęgę, co wyznał ostatnio w rozmowie z Pospieszalskim.

W czasach, do których ciągle powracamy gwarancją bezpieczeństwa finansowego kraju były kredyty i pożyczki weneckie, które wraz z uchwalanymi hurtowo podatkami stanowiły zabezpieczenie na wypadek wojny. Do tego można było zastawiać jakieś ziemie i król mógł sprzedawać dostojeństwa. Były więc trzy elementy, które gwarantowały, że państwo może się utrzymać: wspomniana wczoraj doktryna w myśl, której powinniśmy zająć tron w Sztokholmie, albo bezpośrednio, albo po podbiciu Moskwy. Do tego bezdyskusyjne poparcie Kościoła wyrażone w tym choćby, że prymas był zabezpieczeniem korony w czasie bezkrólewia. No i na koniec mamy poparcie mocarstw, czyli w naszym przypadku Wenecji. Czego brakowało? Floty oczywiście, a potem – kiedy okazało się, że poparcie Wenecji jest zbyt słabe, a podatki zbyt niskie, zastawy zaś wydano w ręce wroga – zabrakło banku centralnego. Takiego, jak powstały w tym samym stuleciu Bank Anglii.

Żeby przygotowywać się do wojny na skalę taką, jaką nakreślono przed Władysławem IV, należało założyć centralny bank. Nic innego nie wchodziło w grę. Kwestia ta jednak nie mogła być nawet podniesiona, albowiem kraj podzielony był na różne „środowiska” obsługiwane przez grupy agentów obcych, które wskazywały tym „środowiskom” różne drogi wyjścia z kryzysu. Najważniejszą była rezygnacja z doktryny, czyli zaniechanie przez króla „mrzonek” dotyczących podboju Szwecji. Potem szedł postulat umocnienia wolności narodu szlacheckiego, co wprost prowadziło ten naród w niewolę, ale dzięki usłużnym paszkwilantom, nikt tego nie zauważał. I najważniejsza sprawa, którą podnosi się także dziś – domagano się i wtedy i później, by opodatkować na stałe szlachtę i duchowieństwo. Był to postulat podstępny, bo nikt nie negował słuszności płacenia podatków, ale nikt też nie wskazał – podobnie jak dziś, że założenie centralnego banku byłoby znacznie lepszym wyjściem niż drogie i nieefektywne ściąganie podatków z herbowych poddanych. Jeśli zaś chodzi o duchowieństwo przypomnę, że biskup Szyszkowski deklarował przekazanie własnych, rocznych dochodów na armię. Ilu poszło by za nim? Myślę, że większość. Te kwestie, co każdy rozumie, są już przeszłością. Coś nam jednak z czasów dawnej świetności zostało. Co to takiego? Środowiska, którym wierni są politycy, przekonani, że w nich właśnie, w dyskusjach kuluarowych, za zamkniętymi drzwiami salonów, wykuwa się jak stal twarda doktryna państwa. To jest gówno prawda. Żeby taka doktryna zaistniała trzeba wskazać cel istnienia tego państwa i nie może to być taki cel, jaki w rozmowie z Pospieszalskim wskazał Bartosiak. Powiedział on mianowicie, że państwo jest po to, by chronić obywateli. Otóż nie, taka formuła, bardzo podstępna, służy demontażowi państwa. Nie można powoływać do życia instytucji po to tylko by załatwiały one sprawy obywateli nie rozumiejących po jaką cholerę te instytucje istnieją. Tym jest to głupsze im więcej środowisk i grup nacisku istnieje w państwie, które to grupy i środowiska są stale na celowniku wrogów, kokietujących je różnymi wizjami. Bo środowiska są przekonywane i przekonane, że państwo jest po to, by służyć im, albo wręcz, że one są państwem. Wobec tych wizji ludzie uważający się za wpływowych, doświadczonych i sprawczych są przeważnie całkowicie bezbronni. Tak, jak generał Andrzejczak, gdyby został prezydentem. I tak, jak Andrzej Duda, który już jest prezydentem. Ludzie przekonani o tym, że są wtajemniczeni w różne arkana, przeważnie są oszukiwani, znajdują się w pułapce i nie dostrzegają oczywistości. Ktoś wczoraj przypomniał fantastyczną scenę z książki Nabokova „Lolita”, kiedy to stojący przed ławą przysięgłych Humbert Humbert mówi – wysoki sądzie byłem tak naiwny, jak może być tylko zboczeniec. Identycznie jest z polskimi politykami i osobami z establishmentu, przekonanymi, że dostępują wtajemniczeń w obszary i kwestie niedostępne nikomu. W przekonaniu tym utwierdzają ich pieniądze, które dostają za nic, z tytułu samego tylko istnienia.  Czeka ich poważne rozczarowanie. My zaś powinniśmy myśleć przede wszystkim o tym, jak – w chwili kryzysu – nie pójść na dno razem z nimi. Na dziś to tyle. Jutro spróbuję kontynuować temat, ale nie obiecuję.

Pamiętajcie o nowościach

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jerzy-ossolinski-biografia-ludwik-kubala/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/pamietnik-kawalera-zakonu-sw-jana-alonso-contreras/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/mysli-z-kazan-brwinowskich-stanislaw-kowalski/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/historia-kradziezy-wehikulu-niesmiertelnosci-jacek-drobny/

  8 komentarzy do “O zdradzie i zasadach finansowania wojny”

  1. Gen. Andrzejczak nie jest z mojej bajki. Już prędzej Zygmunt IV Solorz z Liechtensteinu, Justyna Kulka, Kulczyk, Czartoryscy z Liechtensteinu, Michał Sołowow z Austrii. Jest też dużo sympatycznych Turków, np. Cezary Graf.

  2. Trep ze Świdnicy.

     

    Założenie banku centralnego implikuje konieczność wyzysku własnych obywateli lub cudzych. Myślę, że może być fajna bankowość islamska

    https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Bankowo%C5%9B%C4%87_islamska

     

    Że państwo służy obywatelom, to jest teoria liberalna. Ja uważam, że państwo ma swoje własne, odrębne interesy i nie musi służyć obywatelom. Czasami służy, czasami nie.

  3. No tak Sławomirze.„Już prędzej „rekiny biznesu Ci imponują:no cóż Solorz odpada,bo handryczy się z dzieciątkami i nie ma czasu.Kulczykowi staremu skrócili cierpienia z prostatą,młode Kulczyka są tak uległe i prawie ,że biedne,że trzeba im dotować 100 milioników na modernizację pieców,o Michałku Sołowowie nie wspomnę ,a ten Graf influencer finansowy to czort jeden wie jak się naprawdę nazywa(ponoć Cezary Koszel)

    Same Tuzy-miliarderzy -idolami,a jak patrząc w ich życiorysy to ho,ho dopiero by prezydencili w Polsce.Że też w Twojej głowinie lęgną się takie dowcipy.?

  4. Pani od razu się polepszyło, widzę.

  5. Lewicowy publicysta Rafał Otoka-Frąckiewicz po powrocie z terenów powodziowych wyjawił, że chciałby prezydenta w stylu Pinocheta i rządów junty wojskowej, fachowców od rządzenia. Niestety, JKM jest już stary, a należało zawczasu zaaranżować małżeństwo pani Moniki Jaruzelskiego z jakimś odpowiednim kandydatem, to może mielibyśmy materiał na prezydentów. Z kobietami akurat gadka jest prosta: chcecie mieć prawdziwych mężczyzn, którzy spełnią wasze wymagania, to ich urodźcie i wychowajcie. Banalnie proste.

  6. Jak widzę komentarze Sławomira Salvatora to „cosik”niekiedy mnie podrzuca w górę …tak więc ma to dobre strony w polepszaniu…Pisz sobie Sławciu pisz,zawsze to droga ku wolności,a przecież masz dobre intencje jako dobry żołnierzyk wolności.

  7. Służby powinny nam już zaprezentować kandydatów. Ile mamy czekać?

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.