maj 232018
 

O zmianie strategii i nowych narracjach mówiliśmy wielokrotnie. Mówiliśmy też o tym, że słowo nie jest tak istotne jak obraz, bo każdy może, po przeczytaniu jakiegoś tekstu, nawet bardzo demaskatorskiego powiedzieć, że go nie zrozumiał. Albo, że się nie zgadza. Z obrazem jest trudniej, nie można go tak po prostu zlekceważyć, a jeśli jest to obraz powielony w tysiącach egzemplarzy, jak pokazane tu wczoraj dzieło hiszpańskiego malarza, który dystrybuowane jest w postaci reprodukcji w eleganckich etui, to już w ogóle nie ma o czym gadać. To zostanie i przetrwa wszystkie kłamstwa. Nawet po wielu latach będą tacy, którzy sobie przypomną, że taki czy inny obraz istniał i opowiadał historię inną niż to zadekretowano i powielano w kłamliwych opowieściach.

Ponieważ mamy tę szczęśliwą sytuację, że możemy sami produkować takie obrazy i jeszcze dokładać do nich słowa, chciałem dziś opowiedzieć trochę o ostatnich miesiącach, w czasie których Hubert pracował nad nowym komiksem. Właśnie dziś dostałem ukończoną wersję, ale konieczne będą niewielkie poprawki. Tak więc jeszcze chwilę trzeba będzie poczekać. Komiks jak pewnie pamiętacie, bo nie raz o tym mówiłem, nosi tytuł „Noc św. Bartłomieja” i idzie w poprzek obowiązującej gawędzie o złych katolikach mordujących dobrych protestantów. Komiks komentuje sytuację polityczną i gospodarczą drugiej połowy XVI wieku, a jednym z bohaterów jest Józef Nasi. Mało w tym komiksie rzewnych emocji, za to dużo polityki globalnej pokazanej w sposób mam nadzieję przystępny. Tak przystępny, że nawet Olga Tokarczuk, laureatka nagrody Man Bookers Prize by zrozumiała. I mam nadzieję, że zrozumie. Ja także wiele rozumiem i wiem, że nasze wysiłki spotkają się z lekceważeniem, a może także z szyderstwem. Oto na świecie wręcza się prestiżowe, utrwalające obowiązującą hagadę narracje. Pisarze z egzotycznych krajów z kołtunem na głowie jadą te nagrody odbierać, a my tu, prawda, w naszej nędznej manufakturce, produkujemy jakieś komiksy w nakładach urągających zdrowemu rozsądkowi. Czy to się w ogóle może równać z rynkiem treści masowych? Oczywiście, że nie, ale na rynku treści masowych produkuje się dziś opowieści płaskie jak naleśnik, które nie dość, że są nudne, to jeszcze się nie za dobrze sprzedają. Wszyscy więc uciekają do nisz, gdzie można wystawić coś „prawdziwego”, „innego”, „oryginalnego” i „nowatorskiego”. No więc na tej fali płyniemy także my. Nie ja to wymyśliłem, mam na myśli mechanizm offu, ja z tego tylko korzystam najlepiej jak potrafię. Mam o tyle łatwo, że rynek komiksu w Polsce w zasadzie nie istnieje, a to co jest próbuje aspirować do rynków globalnych. Nie da się tego niestety zrobić i mam nadzieję, że pan Bagiński wkrótce to zrozumie. Nie da się, bo globalny rynek komiksu służy wyłącznie deprawacji i bez pornografii w zasadzie nie istnieje. Próba zaś montowania filmów na bazie historii komiksowych i robienie z tego niszy soft porno z lekką nutką satanizmu jest pomysłem w mojej ocenie fatalnym. Z tej prostej przyczyny, ze wielbiciele nurtu komiksowej pornografii oczekują eskalacji, a nie osłabiania bodźców. Oczywiście Bagiński wie swoje, a jego nowe dzieło zostanie uznane za genialne. W naród zaś popłynie komunikat, że oto świat znów docenił Polaka, podobnie jak dziś wszędzie widać informację, że świat docenił genialną powieść Olgi Tokarczuk. Ludzie w to oczywiście uwierzą, bo muszą w coś wierzyć, a najlepszym programem w całej historii TVP była, przypomnę – Wielka Gra – gdzie każdy, nawet najgłupszy wieśniak mógł zobaczyć, że Polacy sroce spod ogona nie wypadli.

Mamy tu pewną formę, formę w znaczeniu przemysłowym, a nasza rola polega na tym, by uwierzyć, że ten gips co w niej zastyga to jest właśnie szczyt naszych możliwości. Tu na miejscu kłócą się jedynie o to kto i co ma być gipsem – czy Tokarczuk czy może inne jakieś produkcje na patriotyczną nutę robione. Ja zaś mówię, że musimy sprawdzić czy to rzeczywiście jest gips, bo kolor ma dziwny i momentami jak zawieje nie z tej strony co trzeba to żywo mi stają w pamięci obrazy z ulicy Starej na Rycicach.

Wróćmy do naszego komiksu. Ma 44 strony, jest niezwykle dynamiczny i pokazuje sprawy oraz ludzi, na kartach współczesnych publikacji nigdy nie widziane. Poza tym podejmuje temat, który zdawałoby się jest raz na zawsze uklepany i jedyne co można zrobić to uklepywać go jeszcze bardziej. Nie idziemy tą drogą. Dzięki naszemu rotmistrzowi weszliśmy w posiadanie niezwykle interesujących tekstów rzucających nowe światło na epokę, tekstów jawnych, powszechnie dostępnych, ale od dawna nie publikowanych i nie omawianych. Ponieważ nasz drogi rotmistrz przygotował także nowy specjalny numer nawigatora, który ukaże się w lipcu, będziecie mieli okazję przeczytać tam te materiały. Komiks mam nadzieję także ukaże się w lipcu, bo w drukarni zrobił się zator i mamy trochę opóźnienia. W ogóle tegoroczne tempo pracy powoduje, że musimy całkowicie zmienić system działania, no ale to przypomina wymianę koni w karecie w czasie jazdy, albo zamianę lokomotywy parowej na elektryczną w szczerym polu, przy dużej prędkości. Inaczej się jednak nie da.

Liczę na to, że nasz nowy komiks, będzie pierwszą kroplą, które zacznie drążyć skałę i że za naszym przykładem pójdą inni wydawcy. Nie ma sensu bowiem, mając na widoku zyski, powtarzać w obrazie, tych samych głupich i nieprawdziwych treści, którymi karmi się główny nurt rozrywki i popularyzacji. Musimy tworzyć nowe kanony i według nich wychowywać naszych czytelników, którzy mam nadzieje będą coraz młodsi. Oczywiście, komiks to medium stare, nie pasujące do naszych czasów. Podobnie stare jak obrazy olejne. Powiedzcie więc może królowi Hiszpanii, żeby nie promował swojego malarza, nie wyróżniał go i nie cieszył się kiedy widzi jego obrazy sprzedawane w tysiącach egzemplarzy, w postaci doskonałych reprodukcji. To są wszystko stare, niszowe media, które nie maja dziś startu z nagrodą wręczoną Oldze i z nowym filmem Bagińskiego o tym, że diablica kręcąca tyłkiem uwięziła na księżycu kosmonautę Twardowskiego. Po prostu nie mamy z nimi szans, ho, ho, tak, tak…..

Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl. Gdzie już niebawem ukaże się druga część wywiadu z Andrzejem Gliwą, a potem wywiad, którego Julkowi udzieliła Magda Ogórek. To wszystko już wkrótce.

  20 komentarzy do “O zmianach globalnych narracji czyli kropla drąży skałę”

  1. Pomysł z PGRem jest super. Wrzucam, drogi Coryllusie, Twoje opowieści o książkach (było, nie było niszowych) na konto „Książki dziwne, niszowe i szalone” na fb i już pojawiają się lajki. Czyli ogląda się! Oby zaczęło się sprzedawać!

  2. Mam pytanie do gospodarza: Dlaczego skoro Święte Królestwo (jeśli nie przekręciłem tytułu) skoro odniosło sukces i sprzedało się „jak cieple bułki” nie doczekało się tzw. dodruku lub wydanie nr 2?

  3. Gospodarz ma ograniczony budżet, który musi pokryć bardzo ambitny plan wydawniczy. Nowości muszą się pojawiać, dodruki nie.

    A nowy komiks brzmi smakowicie:)

  4. „Oczywiście Bagiński wie swoje, a jego nowe dzieło zostanie uznane za genialne. W naród zaś popłynie komunikat, że oto świat znów docenił Polaka, podobnie jak dziś wszędzie widać informację, że świat docenił genialną powieść Olgi Tokarczuk.”

    Tak jak pan kiedys napisal, Polacy sa czuli na komplementy i lubia byc kokietowani. Coz szkodzi poklepac po plecach pana (czy pania – ta Tokarczuk to juz chyba teraz jajko zniesie z przejecia ta nagroda) skoro moga sie przydac w przyszlosci, i to niedalekiej.

  5. Ogólna rada dla ambitnych artystów jest taka, że chcąc zrobić karierę zagraniczną i załapać nagrody na Zachodzie muszą uparcie obsmarowywać Polskę i jej rdzennych mieszkańców. To warunek podstawowy.

  6. Niektórzy ilustratorzy dobili się sławy.

    Zanim Whistler namalował słynną matkę, próbował swych sił na innej postaci o podobnym profilu ilustrując wiersz Georga Waltera Thornbury o wieczorze przed masakrą nocy Św.Bartłomieja. Wiersza nikt nie pamięta, a rycina i jej autor żyją własnym życiem.

    Dla odmiany Thomas Rowlandson w swych kolorowanych rycinach zostawił obraz jarmarcznego Londynu, który trudno byłoby oddać słowami. Choć na pierwszy rzut oka przypomina rzeź, to jednak inny czas, miejsce i okazja.

    Paryska rzeź i londyński jarmark

  7. Bo nie ma na to budżetu. Drugie wydanie na pewno nie sprzeda się tak dobrze, a jest to bardzo droga impreza. Żeby sprzedawać dużo trzeba mieć również budżet promocyjny i kanały dystrybucji tej promocji. Ja mam tylko ten blog. No i ograniczone możliwości. To nie jest handel diamentami, warto o tym pamiętać

  8. Spinkpanteruję trochę starą Tokarczychę i jej nagrodę: po pierwszenie nie Man Booker (to dla Brytyjczyków), ale:”Man Booker International Prize to nagroda przyznawana od 2005 roku, jako odpowiednik nagrody Man Booker Prize, która od 1969 wyróżnia pisarzy z Wielkiej Brytanii, (w ostatnich latach formułę rozszerzono, i po nagrodę dwukrotnie sięgali pisarze z USA).”

    Laureaci nagrody dla dzikusów: https://pl.wikipedia.org/wiki/Nagroda_%E2%80%9EMan_Booker_International_Prize%E2%80%9

    „Komisja której przewodziła Lisa Appignanesi postanowiła wziąć pod uwagę 108 książek, z których pierwotnie wybrano zaledwie 13 tytułów, a dziś ograniczono je do zaledwie 6.”

    https://en.wikipedia.org/wiki/Lisa_Appignanesi

    Appignanesi was born Elżbieta Borensztejn on 4 January 1946 in Łódź , Poland, the daughter of Hena and Aaron Borensztejn.Following her birth, her parents moved to Paris, France, and in 1951 emigrated to Canada, where she grew up.

    Pisarka zgarnęła co prawda 50 tys. funciaków, ale prestiżu ta nagroda przysparza tylko w Polsce wśród czytelników GW, bo czy ktoś zna np. pana László Krasznahorkai laureata 2011?

    To jest poklepywanie nas po plecach (źle piszecie i piszcie tak dalej), plus promowanie swoich, plus zarobki dla bookmacherów na kolejnej nagrodzie pseudoliterackiej

  9. Korekta i refleksja

    W tytule ilustracji jest ranek a nie wieczór.

    W ilustracji Whistlera warto zwrócić uwagę na otworzone okno. Jakoś mu nie dowierzam. Czy rzeczywiście w 16. wiecznym Paryżu okna miały uchylne skrzydła otwierane na zewnątrz? Słynny obraz rzezi François Dubois tego nie potwierdza.

    W pełni ufam natomiast Rowlandsonowi, gdy pokazuje, jak bawił się londyński plebs, bo jarmarczne widowiska (transmitowane przez TV) są tam ciągle żywe.  Warto zwrócić uwagę na drewniane rusztowania, które nie są bynajmniej szubienicami, ale wielkimi huśtawkami. Można też dostrzec diabelski młyn – znany w nowej wersji turystom jako punkt widokowy prawie tak dobry jak warszawski PKiN.

  10. Globalną zmianę należy wprowadzić również w dziedzinie muzyki. Każdy kto chociaż raz włączył radio np. RMF wie o czym mówię. Muzyka dociera głębiej niż słowo i obraz. Ta sztuka przenika do samej duszy. Tu też dokonuje się największe spustoszenie – dotyczy to również sfery muzyki kościelnej . Jeśli nie odkopiemy takich skarbów ( link) to nie będzie żadnej ewangelizacji. Posłuchajcie, ja nie mogę przestać od kilku dni.

    https://www.youtube.com/watch?v=2Ios-NT0fNI

  11. Ale na tym pierwszym obrazku okno jest otwarte do wewnątrz. Taki system jest wygodny, gdy przewidywane jest mycie okien. Okna otwierane na zewnątrz stosuje się w miejscach gdzie są silne tradycje włamań. Łatwiej  je zablokować na haczyki zaczepione w parapecie wewnątrz mieszkania.

  12. À le jaja  !!!

    Co za deta nedza… ta nagroda i nagrodzona tez…  a prestiSZ  tej nagrody  to pewnie od Pelczynskiego i reszty tej bandy smolarowej  poHodzi… reke daje sobie uciac, ze to „otoczenie” tej nagrody to popaprancy z goowna wyborczego i inne aLtorytety typu Wolinska, Burns i oczywiscie profesur ND… stypEdysci z oksForDu powinni znac te bandyckie, czerwone… i moskowate klimaty  !!!

    No normalnie smiechem ich zabic tych debili od tej obciachowej nagrody… no i spanterowanie naszej Rozowej Pantery – calkiem udane.

    No, nie moge… ale jaja  !!!

  13. Ja to widzę inaczej. Dla mnie to skrzydło z typowymi małymi szybkami (dziś to super ekstrawagancja i elegancja) wyraźnie wychodzi na zewnątrz. Próbuję sobie przypomnieć jak otwierały się duże „weneckie” okna w moim mieszkaniu z dzieciństwa. Ponieważ były to okna podwójne (ale nie zespolone) , to ich zewnętrzna część otwierała się na zewnątrz a wewnętrzna do wewnątrz. W zimę między te części wpychało się watę.

    Zastanawiam się jak to było, gdy okna miały drewniane okiennice. Chyba musiały otwierać się do wewnątrz, bo inaczej trudno byłoby sięgnąć do okiennic.

  14. No i te 50 patyków, okazuje się, że niestety, do spóły z tłumaczką 🙂

  15. Rysnek dosyć pokręcony. Prawe okno jest albo zamknięte, albo otwarte do wewnątrz (tak myślałem), ale lewe raczej na zewnątrz, bo nie widać ramy, a pulpit wystaje za okno. Możliwe, że autorowi było wszystko jedno.

  16. Można prosić jakiś link do tych obrazków?

  17. Dobre  !!!

    Ta tlOmaczka to ja wyprowadzi… w pole srac… zeby tej rudej, starej malpie   po tym pSZetlumaczeniu choc na waciki styklo.

  18. Tłumy na obu rycinach,  (odchodząc od kontekstu) to tak na pierwszy rzut oka, to na  „paryskiej” rycinie brak straganów z piwem, huśtawek, rozbawionej dzieciarni…. ale to jednak inny czas, miejsce i okazja

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.