wrz 062024
 

Tej historii na pewno nie słyszeliście. Kiedy zaczynałem blogować i kiedy w moim życiu i w Waszym też pojawił się Tomek Bereźnicki, wpadłem na pomysł, żeby zaprojektować organizacyjne logo, taki metalowy znaczek, który można nosić w klapie marynarki, albo żakietu, a do tego jeszcze sztandar. Byłem naprawdę bliski realizacji tego pomysłu, a był to rok 2013, czyli przeszłość zamierzchła. Zacznę jednak od początku. Znaczek powstawał wolno, Tomek przedstawił mi kilka projektów w dwóch wariantach kolorystycznych, bo oczywiście nasze logo musiało mieć w sobie coś ze średniowiecznej biżuterii, czyli musiał być metal i kolorowa emalia. Wyobrażony zaś na nim miał być niedźwiedź i liście leszczyny. To była główna idea. Nie miałem pojęcia jak Tomek to zrobi i podobała mi się już pierwsza wersja. No, ale ona się nie podobała Tomkowi, który przedstawił tych wersji kilka, jedną lepszą od drugiej. Gdzieś w międzyczasie – a była to wiosna roku 2013 – zacząłem myśleć o wykonaniu tego znaczka. Dzwoniłem po zakładach grawerskich i mówiłem o co chodzi. Dodzwoniłem się nawet do tego zakładu, który projektował znaczek Klubu Ronina. Pan mnie poznał, co wydawało mi się dziwne i powiedział, żebym sobie dał z tym spokój. – To jest droga zabawa – powiedział – i dodał, że nikt mi tego nie zrobi w takim kształcie, jak to jest zaprojektowane. Doradził mi też, bym znalazł jakiś prostszy projekt, to będzie go łatwiej wykonać. No, ale ja nie chciałem szukać prostszego projektu, bo to co miałem było bardzo super i robiło wrażenie. Wyglądało o tak

 

I występowało w dwóch kolorach, żółtym i czerwonym, takim w zasadzie wiśniowym bardziej. W swojej naiwności sądziłem nawet, że uda się to wykonać na targi majowe w Warszawie, które odbywały się wtedy na Stadionie Narodowym. No, ale jak wszyscy wiecie nie udało się.

Ze sztandarem było jeszcze lepiej, bo przeszliśmy przez kilka etapów projektowania, odrzucając wszelkie podziały na trzy kolory, bo taki podział sugeruje, że sztandar jest republikański i kryją się za nim jakieś wywrotowe idee. Tego zaś nie chcieliśmy. W końcu stanęło na tym, że sztandar będzie biały, z krzyżem św. Andrzeja i niedźwiedziem w liściach leszczyny na środku. Ja już nawet dzwoniłem do zakładów produkujących takie sztandary i zastanawiałem się czy zrobić haftowany ręcznie czy maszynowo. Przypominam – był rok 2013. Moja żona przyglądała się temu ze spokojem, ale w pewnym momencie powiedziała – dość. Mogę Wam nawet zdradzić, jaki to był moment – kiedy jej wyjawiłem, że zamierzam poświęcić sztandar na uroczystej mszy świętej, na którą zaproszeni będą blogerzy i komentatorzy. A nie mieliśmy wtedy jeszcze własnej strony i nie wiadomo było kto i w jakim celu na taką uroczystość przyjdzie. Pomysł więc upadł, a ja dałem sobie spokój z tymi projektami. Ktoś może powiedzieć, że oszalałem i zgrzeszyłem pychą. Niekoniecznie. Przyświecała mi bowiem taka idea – pod flagą narodową może się ustawić każdy, i każdy może tam lansować co chce, kierując się przy tym intencjami dalekimi od szlachetnych. Pod naszym sztandarem stanęliby tylko chętni i ci, którzy rozumieliby o co chodzi w tej całej zabawie w symbole.

Próbowaliśmy ostatnio z Tomkiem znaleźć projekt tego sztandaru, ale nie udało nam się. Odkopaliśmy tylko te projekty trójkolorowe, republikańskie. Takie to były zabawy, spory w one lata…A Wy spaliście spokojnie i nic nie wiedzieliście.

Parę lat później, kiedy szukałem jakichś możliwości zaistnienia na innych rynkach, wpadłem na pomysł, by pojawić się na targu biżuterii. Pomysł ten był głupi, ale trafiłem wtedy na stoisko jakiejś szkoły rzemiosł i zapytałem ich o ten znaczek. Czy możliwe jest jego wykonanie? Pokazałem projekt, a miła pani dała mi namiar na swojego kolegę i powiedziała, że jeśli możliwe, to jedynie po wykonaniu modelu drukarką 3D. Nie zraziłem się tym wcale, bo nie miałem pojęcia jaka jest skala trudności. Napisałem do tego pana, on się nawet odezwał, ale potem, chyba po obejrzeniu i przeczytaniu tego co tu wypisywaliśmy przestał się ze mną kontaktować. I tak sprawa metalowego znaczka z kolorową emalią, wyobrażającego niedźwiedzia w liściach leszczyny umarła, zdawało się na wieki.

W zeszłym roku jednak odżyła. Nie mogę zdradzić w jakich okolicznościach, bo mi tego zakazano, ale odżyła. Na chwilę jednak tylko. Dostałem namiar na szefa bardzo poważnej firmy, która produkuje różne precyzyjne wyroby na rynek amerykański. Firma jest polska, zatrudnia wielu ludzi i ma dużo precyzyjnych narzędzi. Dostałem także gwarancje, że jej szef mnie wysłucha. I tak się rzeczywiście stało. Powiedziałem o co mi chodzi i przesłałem mu projekt. I wszystko szło ku dobremu, ale wtedy moja córka dostała zapalenia wyrostka i poszła na operację. Potem były wakacje i ja sam o znaczku zapomniałem, bo jak zwykle było za dużo spraw do załatwienia. Ponownie sprawa odżyła w tym roku, a pilotował ją już ktoś inny, bardziej ode mnie skupiony na zadaniach. I wiecie co? Udało się wykonać nasz znaczek. Wczoraj przyjechała tu pierwsza partia. Na razie w jednej wersji kolorystycznej. Znaczek jest niewielki, ale wszystkie szczegóły są na nim widoczne. Nie ma żadnych uproszczeń. Jego wykonanie kosztowało niemało, ale moim zdaniem warto było spróbować. Znaczek jest stalowy, emalia żółta, a liście leszczyny świecą się w słońcu nieziemskim, jakimś blaskiem. Mimo iż proces produkcji jest prawie całkowicie zmechanizowany, to jednak emalię, jak w średniowieczu, nakłada się ręcznie.

Nie jest to produkt dla wszystkich i ja za bardzo nikogo do zakupu tej biżuterii zachęcał nie będę. Nie jest to też rzecz tania. Jest za to bardzo dobrze wykonana i unikatowa. Raczej nikt poza nami takiego gadżetu miał nie będzie. Ważna sprawa – znaczek nie będzie rozdawany, będzie sprzedawany. Za darmo dostanie go tylko projektant i osoby, które przyczyniły się do jego powstania.

Umieszczam dziś – pilotażowo – w sklepie 20 takich znaczków i zobaczymy co się stanie. Zabieram też 20 na konferencję do Zielonej Góry. I to na razie tyle. Zobaczymy czy będzie na nie popyt. Jeśli będzie, w przyszłości pomyślimy o drugiej wersji kolorystycznej. Niestety, nie potrafię zrobić lepsze jakości zdjęcia. Ręce mi się trzęsą, pewnie z wrażenia. No, ale wszyscy i tak widzą o co chodzi i jaka jest wielkość znaczka.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/metalowy-znaczek-z-napisem-basn-jak-niedzwiedz/

Na dziś to tyle, jadę na konferencję do Zielonej Góry i przypominam wszystkim, że jeszcze przez tydzień można się zapisywać na konferencję do Kurozwęk. Jeśli nie zbierze się odpowiednia liczba osób odwołam ją. Trochę będzie szkoda, ale nie mogę ryzykować. Prelegenci zaś muszą wiedzieć już dziś, czy impreza się odbędzie, bo mają pracę i muszą wziąć urlopy.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/udzial-w-x-konferencji-latajacego-uniwersytetu-leszczynowego/

  18 komentarzy do “O znaczeniu i wadze symboli”

  1. Jaka jest forma przypięcia ? Agrafka, wkręt (podobnie jak w przypinkach do klap marynarek) ? Czy może petelka do przydzycia, czy jeszcze jakoś inaczej ? Ps. w sklepie przydałoby się takie zdjęcie typu „jak to nosić”.

  2. Nie widzi pan jaka jest forma przypięcia? Zamieściłem zdjęcia. Nie umiem panu pomóc. Można to nosić w kieszeni…albo w plecaku

  3. Masz długą linię życia – co widać na zdjęciu 😉

  4. Ile waży ten symbol?

     

    Nie powinno być żadnych problemów z produkcją takich znaczków. W podstawówce zbierałem herby miast. Aluminium na pewno byłoby lżejsze i może lepiej by się nosiło.

     

    https://images.app.goo.gl/NXYDS8GzYSSVaUmu6

  5. Powinien być w opcji dokupienia go przy udziale w konferencjach organizowanych przez pana, tak tylko sobie myśle, ja na pewno bym go kupił z okazji konferencji, choć zawsze się wybieram ale nie docieram, mam nadzieję w przyszłym roku przyjechać, wreszcie jestem po operacji i mam nadzieje bardziej mobilny

  6. Kiedyś były znaczki Ligi Ochrony Przyrody, ale czas płynie…. i nadal trzeba chronić przyrodę 🙂

  7. Piny pasują do jeansu i do kapeluszy każdego typu. Dziewczyny w Zielonej Górze na pewno zainteresują się przypinką, gdziekolwiek pan ją przypnie.

  8. W liceum szpanowało się Górską Odznaką Turystyczną, a w stanie wojennym odznaką KPN (Karkonoski Park Narodowy).

    https://images.app.goo.gl/CtnRmc6aTPE3n2tH9

  9. Piny można też nosić na chlebaku, w którym nosimy do szkoły książki i zeszyty.

    https://youtube.com/shorts/pMf5YFI7sPw?si=IZPKEsS0Kibxmh4D

  10. Istnieje niestety ryzyko, że odznakę przypnie sobie np Wojciech Olszański 🙂

    Co wtedy robić? 🙂

    https://www.instagram.com/reel/C9kTKw0g3nh/?igsh=bmFmbGplZ2sxZDkw

  11. Teraz w plecakach szkolnych nosi się akcesoria vape nation 🙂

  12. Też o tym sobie pomyślałem, czy odznaki używane przez Olszańskiego i Osadowskiego nie są silniejsze od niedźwiedzia Coryllusa, ale powiedzmy, że jest równowaga. Historia powstania odznaki KJ jest tajemnicza i fakt, że przez długi czas nikt nie odważył się jej wykonać świadczy o pewnej magii i wyjątkowości tej odznaki.

    Ale nie wiem, czy bym się wymienił na SpongeBoba 😉

  13. U mnie w tym roku wyjątkowo obrodziła leszczyna w przeciwieństwie do innych pożytków i tak sobie pomyślałem, czy nie można było zrobić bardziej prostych gałęzi leszczyny, a ranty odznaki i tak byłyby krzywe od liści.

  14. Może ta leszczyna na znaczku jest pokręcona, bo ona w rzeczywistości jest prosta, ale przedstawia efekt Dżanibekowa, o którym pisał wczoraj pan Henio.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.