lip 012018
 

Wczorajszy dzień był trochę zwariowany. Rano umówiliśmy się w Śródmieściu na wywiad z prof. Kucharczykiem. Mieliśmy jeszcze nagrać dwie pogadanki w terenie, ale tak wiało, że musieliśmy wsiąść w auto i pojechać na Ursynów do sklepu Michała i tam dokończyć robotę. Michał powiedział, że koniecznie muszę obejrzeć wywiad Ewy Kurek u Marcina Roli, po ponoć pani Kurek chwali porozumienie z Izraelem w sprawie ustawy IPN. Zdziwiłem się. Wróciłem do domu w deszczu, jakby był jakiś 30 października, a nie 30 czerwca i zasiadłem do oglądania. Zarówno spotkanie z Kucharczykiem, jak i ta pogadanka Ewy Kurek były niezwykle inspirujące. Na koniec dnia jeszcze Ewa Rembikowska umieściła w SN tekst o królu Prus Fryderyku Wilhelmie I, a ja go przeczytałem i postanowiłem swój dzisiejszy tekst zatytułować tak jak to właśnie widzicie.

Zacznę od tego co powiedział Kucharczyk, a zacytował on dwóch władców Prus, z których każdy miał niezwykły wprost dar do formułowania politycznych testamentów. Nie pamiętam już który z nich jest autorem poszczególnych sentencji, ale jedna brzmi – zawsze trzymajcie z Rzeczpospolitą, bo ona nie wymiera nigdy. To jest z mojego punktu widzenia, a sądzę, że także z Waszego, myśl wstrząsająca. Kolejna myśl jest taka – należy zawsze działać w okolicznościach sprzyjających. Ta druga zalatuje oczywistością, ale spróbujcie to powiedzieć politykom polskim szermującym hasłami patriotycznymi.

Jak ja to połączę z rozmową Ewy Kurek u Roli i z tymi trywialnymi, przewidywalnymi i nie wnoszącymi niczego nowego, poza znaną już ekscytacją pytaniami, zadawanymi jej przez tego dziwnego człowieka. Prosto. Z wdziękiem prestidigitatora. Chcę zapytać mianowicie, czy polscy politycy, którzy deklarują swój patriotyzm trzymają z Rzeczpospolitą, która nie wymiera nigdy? Ja rozumiem, że królowi Prus chodziło o coś innego, o to mianowicie, że Rzeczpospolita a dwór, to dwie różne rzeczy. Podobnie jak dziś – sejm i senat, partie polityczne oraz naród to dwie różne rzeczy. Kwestię tę doskonale rozumieli władcy Prus i ich urzędnicy, żyjący z Rzeczpospolitej jej zasobów, zaniechań i popełnianych przez jej polityków błędów. Ale czy tę kwestię rozumieją nasi dzisiejsi, patriotyczni politycy, którzy są chorzy na Polskę? Odpowiedź brzmi – nie. Nie rozumieją, bo im się wydaje, że można prowadzić politykę gabinetową. Niech sobie przeczytają jakąś biografię króla Prus Fryderyka Wilhelma I i sprawdzą na czym rzeczywiście polegała dojrzała, poważna i dalekosiężna polityka gabinetowa króla Prus.

Z tego co mówi u Roli Ewa Kurek jasno wynika, że polscy politycy nie prowadzą żadnej polityki. Oni korzystają jedynie z okazji, by zainstalować tu maksymalnie wiele wrogich organizacji. Wrogich komu? Rzeczpospolitej, która nie wymiera nigdy, to chyba jasne…..Ewa Kurek cytuje w tym programie naszego ulubieńca sierżanta Danielsa, który raczył był powiedzieć, że choćby pod petycją o rozpoczęcie ekshumacji w Jedwabnem podpisało się 40 milionów Polaków to i tak ekshumacji nie będzie. To jest chyba najdobitniej wyrażona pogarda wobec Rzeczpospolitej do czasów kiedy Fryderyk Wielki mówił o karczochu. Przypomina też pani Kurek słowa Eli Wiesela, który powiedział, gdzieś w latach siedemdziesiątych, że dalsze badania nad holocaustem nie są już potrzebne, bo wszystko zostało ustalone. Ewa Kurek prowadzi swoje badania dalej i jak widać ani duch Eli Wiesela, ani sierżant Daniels, ani żaden inny Żyd nic jej nie zrobili. Dają nam jednak wyraźnie do zrozumienia, na czym polega polityka Żydów wobec Polski. Odwrotnie niż królowie Prus stawiają oni na dwór, a nie na Rzeczpospolitą. Z racji oszczędności Berlin instalował agenturę nisko, na poziomie sejmików, byli bowiem Prusacy zainteresowani przejęciem aktywów Rzeczpospolitej, która nie wymiera nigdy, a nie dworem, który był jedynie jej ozdobą. Ze współczesnymi Żydami jest na odwrót. Oni stawiają na dwór. Dlaczego? Przypuszczam, że skłania ich do tego całkowita pewność iż Rzeczpospolita nie istnieje. A także obserwowany od trzydziestu ponad lat program całkowitej dewastacji edukacji historycznej na wszystkich uniwersytetach. Wyobraźcie sobie, że wydano już trzy wielkie tomy historii Prus. Współautorem jest Grzegorz Kucharczyk. Nie można tego znaleźć. Nakład był pewnie ze 300 egz. Na jesieni ma wyjść tom czwarty, a ja zadeklarowałem, że zabiorę cały, wprost z drukarni. Pan profesor Kucharczyk uśmiechnął się tylko. To ważna deklaracja. Ważna z kilku względów. Już wszystko wyjaśniam. Otóż jasne jest, że nie można zlikwidować wydziałów historii, one będą produkować absolwentów nadal, a to jest jakieś tam niebezpieczeństwo. Ktoś może zacząć serio myśleć o badaniach i do czegoś się dogrzebać. Po co? Trzeba te wydziały ubezwłasnowolnić idiotycznym systemem punktacji prac, przypominającym programy lojalnościowe z Biedronki, kretyńskimi kierunkami badań typu gender, oraz całkowitą omertą na ważne tematy. Mam tu na myśli publikowanie monografii o stosunkach polsko-tureckich w języku angielskim i żadnym innym, a także wydawanie historii Prus w nakładzie 300 egz. Nie można tego po prostu zlikwidować, a na pewno nie można w tym momencie, bo nie można jednocześnie rozbudzać aspiracji zidiociałych propagandystów z tytułami, jednocześnie je wygaszając wśród studentów. Trzeba tę metodę wysubtelnić. Nie można tego zrobić – odwrotnie niż to miało miejsce w przypadku Prus i ich pasożytowania na Rzeczpospolitej – we współpracy z tą właśnie Rzeczpospolitą, która nie wymienia nigdy. Można to zrobić tylko we współpracy z dworem. I teraz rzecz najważniejsza – nie można także zakazać obrotu informacją z tego samego powodu. No więc te książki muszą się ukazywać i muszą być w obiegu. Nie można ich zakazać, trzeba powiedzieć – proszę macie swoje książki, możecie je przeczytać, ale ustawcie się w tej kilometrowej kolejce, to je może kiedyś przeczytacie. To nie wszystko, do czytania ważnych książek zniechęcają nas także tak zwani popularyzatorzy. Grzegorz Kucharczyk opowiadał mi wczoraj, że w roku 2017, na okrągłą rocznicę likwidacji Prus, wysłał zapytanie do jednego z redaktorów ważnego prawicowego tygodnika, czy aby nie potrzebuje przekrojowego tekstu na tę okoliczność. Redaktor odpisał, że nie, bo te Prusy to niszowy temat i nikogo to nie zainteresuje.

Zastanawiacie się pewnie jak ja to teraz wszystko połączę z tekstem Ewy Rembikowskiej opisującym działania królewskich komisji w Prusiech. Prosto. Z wdziękiem prestidigitatora. Komisja królewska, ta od wojny i podatków powstała jako komórka specjalna. I nie mogło być inaczej, albowiem z chwilą kiedy rozbudowują się lokalne struktury państwa, na znaczeniu traci centrum. A skoro traci, pokusa, by je zlikwidować jest duża. Władca, de nomine, musi się więc imać różnych bandyckich sposobów, żeby władzę utrzymać. To jest specyfika ogólna, a nie tylko pruska. Musi dać komuś szansę, a ten ktoś musi dać szansę jemu. Musi powstać organizacja nowa, dyscyplinująca stare organizacje. I ta organizacja powinna mieć czyjeś poparcie. Komisje królewskie miały poparcie miast, sam król miał poparcie Petersburga, a stawiał na Rzeczpospolitą, która nie wymienia nigdy, bo ona dostarczała paliwa do jego okrętu. Organizacja królewska była opresyjna i bezwzględna, ale dla wielu miała uwodzicielski urok. Uważam, że my też powinniśmy założyć własną, opresyjną organizację o charakterze komisyjnym. Dziś wyjeżdżam, ale w tygodniu może rozpiszemy jakieś wybory do tej komisji. Czym ona się będzie zajmować? Śledzeniem planów wydawnictw uniwersyteckich, które za pieniądze podatnika wydają rzadkie książki i je przed tym podatnikiem ukrywają. Następnie zaś negocjowaniem rabatów na całe nakłady i wykupem tych treści, a potem wpuszczaniem ich na rynek wtórny. Dlaczego tak? Bo wtedy my będziemy właścicielami tych treści, a nie uniwersytet, który jest ubezwłasnowolniony poprzez polityczną doktrynę obecną, robiącą z ludzi idiotów. Że co, że nie sprzedadzą? Przyślemy dragonów…Mówię serio. Tak trzeba zrobić i trzeba to jeszcze zaplanować. Nie mogą przecież zlikwidować wydziałów historii i nie mogą zakazać handlu. Mogą tylko patrzeć i wyrażać zdziwienie przewracaniem oczu. Nic więcej. Mamy kwartalnik, mamy autorów, mamy rynek i telewizję. Że co, że to jest małe? Przeczytajcie sobie jakim potencjałem dysponował Fryderyk Wilhelm I. Wszystko da się zrobić. Tak naprawdę mamy instytut, w dodatku taki, o którym wszyscy boją się mówić.

Wrócę teraz jeszcze raz do Żydów. Im się naprawdę zdaje, że rozmawiają z idiotami. I niech w tym złudzeniu pozostają jak najdłużej. Niech Rola robi swoje wywiady, niech się inni ekscytują publicznie żydowskimi przeniewierstwami, a my sobie tu po cichutku założymy komisję od książek. Muszę już lecieć, jadę odebrać Michalinę z kolonii.

Zapraszam na www.prawygornyrog.pl umieściłem tam, na prośbę Pani Ani nagranie, na którym czytam ocalały fragment wspomnień księdza Mariana Tokarzewskiego z 11 numeru Szkoły nawigatorów, te słynne już „Wspomnienia z Belwederu”

  15 komentarzy do “O zniewalającym uroku organizacji opresyjnych”

  1. za wszystko trzeba płacić, za kampanię wyborczą też

  2. Po Smoleńsku nie musieli płacić za kampanię…

  3. Zamiast elastycznie dopasować się do warunków jak Putin idą wedle wytartych w USA kolein.
    Tak jak Michnikopodobni uwierzyli w swoje własne kłamstwa, tak oni uwierzyli w swój indywidualny sukces, a ich wyborcy uwierzyli w obietnice, które sami sobie wymyślili, a PiS ich nigdy nie deklarował

  4. albo dom chabadu im zasponsorował

  5. Do Pantery i Jej tekstu o Grabowskim i Ringelblumie – wg mnie jesienią  zeszłego roku prof. Szwagrzyk podał info, że na Powązkach znaleziono szczątki „Żmudzina” czyli Bolesława Kontryma , co to komunistów polskich w czasach II RP, do więzień zamykał a po wojnie głównym świadkiem jego przestępstw była p. Najduch mama braci Smolarów, chyba zreszta profesorką zostałą ta pani, była tylko nie wiem w jakiej dziedzinie miała te naukowe sukcesy

  6. Fantastyczne wiadomosci, Panie Gabrielu…

    … wiem, ze tutejsze srodowisko… w tym ja, mamy juz wlasny instytut i akademie, i to od kilku juz ladnych lat… wiem tez, ze dopnie Pan swojego celu…

    … a pogarda Moskow jest wielka… widze to po tym jak w soboty po poludniu przechadzaja sie demonstracyjnie przy Hali Mirowskiej dumni i bladzi w tych swoich „gustownych gajerkach”… z pejsami, w przykrotkich porcietach i z trokami wystajacymi spod marynarek… i jak katem oka tylko lypia czy przechodnie zwracaja na nich uwage.  Wygladaja  przy tym  o-brzy-dli-wie  !!!…

    …  tak,  niech te moskowate syny dalej tkwia w slodkiej swiadomosci i  mysla, ze Polacy to narod idiotow  !!!

  7. >Że co, że to jest małe? 

    Małe ale własne

  8. Amen

    Jak nie ma warunków na zewnątrz a studio daleko to nagrywajcie na postoju w samochodzie, to jest dobre miejsce do refleksji a jednocześnie ma się dobrą panoramę na kawałek rzeczywistości wokół nas, do której się nawiązuje.

  9. No tak, Teatr Wielki, chociaż mały, tak ale własny, a zbudowany na miejscu Marywilu, czyli pierwszego domu towarowego w stolicy. Od handlu do sztuki.

  10. A tak jeszcze co do treści zawartych w historycznych pracach naukowych, autor jednej z książek sprzedawanych w zeszłym roku przez Klinikę języka pan A. Zięba ani słowem nie wspomina o inicjatywie na rzecz Wielkiego Ukraińskiego Ruchu Partyzanckiego, o inicjatywie  dziejącej się za oceanem. Co prawda zaznacza w tytule, że analizuje sprawy lobbyingu ukraińskiego w Europie międzywojennej, no ale jak są takie rzeczy w Texasie jak wyłudzanie kasy na rzecz ukraińskiej partyzantki to chociaż w przypisie można wspomnieć.

  11. Phi, w czasach PRL każdy Pierwszy Sekretarz KC PZPR miał większą władzę nad lokalną ludnością  niż ten Fryderyk. Szkoda, że to byli tacy durnie.

  12. Omówienie/recenzja 3. t. Historii Prus pod red. Grzegorza Kucharczyka. Tam też, w przypisach na pierwszej stronie, tytuły pozostałych dwóch tomów: http://www.zbc.uz.zgora.pl/Content/45833/PDF/23_kiec_recenzja.pdf
    A tak wygląda okładka:http://opac.ciniba.edu.pl/okladki/0192504538607.jpg

    Wcześniej po polsku wyszło: https://staticl.poczytaj.pl/4000/prusy-dzieje-panstwa-i-spoleczenstwa-stanislaw-salmonowicz,4799-s.jpg

    oraz tłumaczenie australijskiego autora: https://www.granice.pl/sys6/pliki/okladka_k/1de4d4627a243a198584ddd02bc28974.jpeg

  13. tak mi się kojarzy, że Orłoś opisał tę prl-owską sytuację w „Cudownej melinie” (dawno czytałam , może przekręcam tytuł ?), albo  Smarzowski w filmie „Dom zły”. Pokazane kto rządzi, jaką ma twardą rękę. na co pozwala.  i jakie ma fanty w nagrodę dla dobrze współpracujących z władzą i jakie kary dla nieposłusznych.

  14. okładka świetna: militaryzm i technika (dla militaryzmu te koleje to właśnie przemieszczanie armii) czyż nie ?

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.