lip 072024
 

Ponieważ dziś są targi, a po wczorajszym dniu jestem trochę zmęczony, puszczam gotowca

Kiedy wieści o Gietrzwałdzkich objawieniach Matki Boskiej przez szybkie ludzkie języki i dzienniki, już się przedarły do krańców najodleglejszych i już na tę, już na inną stronę, przekręcane albo przesadzane bywały, nie miała zwierzchność kościelna aż do pierwszych dni sierpnia o tych zdarzeniach najmniejszego urzędowego zawiadomienia. Najprzewielebniejszemu Arcypasterzowi diecezji Warmińskiej, biskupowi ks. dr. Filipowi Krementzowi, przyszła pierwsza wiadomość o tym przez jedną gazetę Królewiecką, która w podróży celem bierzmowania na Litwie mu wpadła w ręce. Gdy powróciwszy do domu, nie znalazł żadnej wiadomości o tym, zażądał pod datą 6 sierpnia od miejscowego proboszcza sprawozdania o tych tak głośnych zdarzeniach i otrzymał je wnet w obszernym piśmie, które zajścia aż do 7 sierpnia według czasu, jak się wydarzyły, opisywało.

Za powodem tego pisma mianował więc najprzewielebniejszy biskup Filip dnia 18 sierpnia najbliższego kościelnego przełożonego Gietrzwałdzkiego, proboszcza, ks. dziekana z Olsztyna, razem z ks. dziekanem sąsiedniego Wartenborskiego (Barczewskiego) dekanatu, swymi komisarzami, w celu urzędowego zbadania zdarzeń Gietrzwałdzkich. W szczególności kazano im, czynić gruntowne badania względem osobistości i wiarygodności najbliższych świadków tych tak zwanych objawień, względem treści rzekomych objawień, które im się stały, względem prawdziwości pogłosek, które się rozeszły o nagłych uzdrowieniach chorych a nareszcie względem innych skutków i zdarzeń, które dotąd się ziściły.

Dziekani, upoważnieni jako komisarze, obaj równie jak ksiądz Weichsel niemieckiej narodowości i niemieckiego wychowania, obaj w wieku już więcej jak 50 lat, obaj niegdyś przez długi czas byli katolickimi nauczycielami religii protestanckiego gimnazjum a potem ustanowieni przez rząd królewskimi inspektorami szkół, obaj przez wiele lat w obwodzie Olsztyńskim sprawowaniem duchownych obrządków około polskiej ludności zajęci, i dlatego z krajem i ludem dobrze obeznani. Udali się po poprzedzającej ścisłej naradzie, dnia 22 sierpnia, wspólnie do Gietrzwałdu. Bawili tam dwa dni następne, powrócili dnia 30 sierpnia znowu i spędzili tak na miejscu z poszukiwaniem i badaniem, całe cztery dni. Badali w tym czasie w obecności i razem z innymi tam obecnymi duchownymi, bardzo ściśle widzące osoby, wzięli ich oświadczenia, jak też innych wiarogodnych świadków, pod przysięgą do protokołu, kazali sobie przedłożyć wszystkie dotychczasowe opisy miejscowego proboszcza i przekazali dnia 31 sierpnia władzy biskupiej, obszerne sprawozdanie z dołączeniem aktów, w których od zwierzchności żądane punkty w porządku ściśle omawiali. Niektóre ważniejsze ustępy tego urzędowego sprawozdania tu dołączamy.

 

  1. Spośród świadków objawień, Justyna począwszy od 29 czerwca, zatrzymuje się u właściciela Józefa Gross w Gietrzwałdzie, u którego niegdyś służyła do gęsi i gdzie obecnie starsza jej siostra w służbie zostaje. Barbarę Samulowską przyjął od czterech tygodni właściciel Józef Gross w Worytach do swego domu. Oboje dzieci wydają się skromne, proste i naturalne, nie znać w nich żadnej przebiegłości, wstydliwe i grzeczne, w całym swoim zachowaniu pokazują się przed objawieniami i po nich, zupełnie jako niczym nieuprzedzone dzieci, nawet jakby bez interesu nad zdarzeniami, które umysły tak wielu zaprzątają. Nadarza się im sposobność do zabawy z innymi dziećmi, biorą z radością w niej udział, jak zwykle dzieci bezpośrednie przed i po widzeniu. Na stawione im pytania odpowiadają, co prawda, cokolwiek bojaźliwie, szczególnie kiedy komu po pierwszy raz naprzeciw stoją, ale jednak bez wahania się i zwłoki, tak iż już potem poznać można, iż w słowach wyrażają, co im rzeczywiście przed oczami stało. Nad objawieniami, które się im wydarzają, nie namyślają się w żaden sposób, lecz biorą je prosto, jak się im dają. Podczas widzenia jest ich oko nieruchome obrócone na miejsce objawienia; różne doświadczania, przez ściskanie rąk, zasłanianie oczu, kłucie igłą nie wywołało u nich żadnego wrażenia. Zresztą ich twarz i ich postawa zostają niezmienione. Według świadectwa ich proboszcza i obu (co dopiero nazwanych) właścicieli Gross, są to dzieci moralne, posłuszne, chętne do pracy, niekłótliwe i pokazują się ze wszystkim bez nagany; osobliwej skłonności do nabożeństwa nie można u nich dostrzec. Na początku różańcowej modlitwy wydają się nawet roztargnione aż widzenie nastąpi. Podarunków nie przyjmują, a wielokrotnie ofiarowane im odrzucili, chociaż ich rodzice są ubodzy i cała powierzchowna ich postać pokazuje niedostatek. Uczęszczały do zwyczajnej szkoły wiejskiej i zrobiły tylko zwyczajne postępy, czytają i piszą niezgorzej po polsku i po niemiecku, i mówią cokolwiek po niemiecku. Wszystko to razem wywołuje przekonanie, że dzieci nie chcą oszukać, że ich zeznania w ogóle są prawdziwe, a zapominanie zadanych im pytań, niektóre różnice w odpowiedziach, które mówią iż otrzymali, przyjdą niezawodnie tylko na rachunek ich słabego pojęcia i ich słabych zdolności.

Że tu namowa z jakiejś strony była, że pomiędzy sobą według odpowiedzi się porozumiały, albo że odpowiedzi sobie same wymyśliły – do takiego podejrzewania nie ma tu najmniejszej podstawy.

Wdowa Elżbieta Bylitewska czyni przez swoje powierzchowne zachowanie się, wrażenie spokojnej, rozumnej i skromnej niewiasty. Według świadectwa proboszcza ma być wprawdzie pobożną kobietą, ale żadną miarą nie należy do gatunku tak zwanych pobożniszek; w rozmowie pokazuje się rozumną, bez wszelkiego napięcia, daje swoje oświadczenia bez wahania, i słowami wyraźnymi; cieszy się powszechnie z dobrej sławy i zdaje się, że i u niej nie można powątpiewać bynajmniej o jej miłości prawdy i rzetelności.

Tak samo Katarzyna Wieczorek przedstawia prostą i skromną dziewczyną. W jej opowiadaniach nie ma nic oszukanego; opowiada po prostu, nieraz nawet cokolwiek niezgrabnie, ale bez wszelkiego zwlekania, co pokazuje, iż widziała, i czyni w całej swojej postawie wrażenie poczciwej, skromnej i prawdę miłującej osoby.

  1. Co się tyczy słów, które widzące osoby od objawienia powzięły, przede wszystkim i w ogóle uwagi godne jest, że objawienie, które za prawdziwe jest utrzymywane, przez odpowiedzi dane, ustawicznie wskazuje na osobliwe nabożeństwa, na poprawę życia, i wzywa do bojaźni Boskiej.

Zaraz na początku 30 czerwca żąda, ażeby ludzie tu codziennie różaniec odmawiali. Chorym, którzy bardzo wiele pytań stawiają, ogólnie zachwalana bywa i nakazywana modlitwa, tylko kilka razy z dodatkiem, ażeby używali wody błogosławionej i płótna i żeby gorzałki nie pili. Osierociałe parafie zachęca do gorliwej modlitwy, tedy dostaną znowu pasterzy, i kościoły swoje otrzymają. Ustawiczna modlitwa przyspieszy także zwycięstwo prawdy, powstrzyma dalsze udręczenia, odstraszy lud od złego. Za umarłych żąda równie modlitwy z dołączeniem ofiary mszy świętej.

Msza święta według szkoły nie ma być zaniedbywana, spowiadająca się skierowana zostaje do swego spowiednika, dzieci wezwane do posłuszeństwa swemu proboszczowi. Krzywoprzysięzcom, pijakom i nieczystym grozi karą, życie klasztorne głosi jako dobre i świątobliwe.

Ponieważ przytrafiające się pytania bywają zadawane dzieciom dopiero przed rozpoczynającym się różańcowym nabożeństwem, i to każdemu dziecku osobno; to że podczas nabożeństwa zawsze są ulokowane jedna od drugiej osobno, i tak długo zostają pod szczególnym dozorem, aż względem każdorazowego zjawienia wypytane zostały, a tak wszelkie wspólne opowiadanie sobie i porozumienie się między sobą jest niepodobne, zasługuje niezawodnie także treść danych odpowiedzi, kiedy przechodzi wykształcenie prostych dzieci, jako dowód dla rzetelności tych dzieci i dla rzeczywistości zjawienia na szczególną uwagę. Takimi odpowiedziami są:

Dnia 28 lipca: „Co to znaczy, kiedy kto fałszywie przysięga?”. „Po pierwsze: Taki nie jest godzien, żeby się dostał do nieba; po drugie: on jest od złego ducha do tego namówiony”. Właściwie stawione pytanie brzmiało jednak tak: „Czemu tak wiele ludzi fałszywie przysięga?”. A na to była (na powtórne pytanie) ta odpowiedź: „Teraz przed końcem świata duch zły lata jak pies głodny, aby duszę pożarł”.

Dnia 8 sierpnia: „Która modlitwa bywa prędzej wysłuchana, do Boga czy do Najświętszej Maryi Panny? – „Tak nikt nie ma pytać, ale modlić się”.

Dnia 11 sierpnia: „Jak osoba spowiadająca się ma pokutować? – „Ma się pytać spowiednika”.

Dnia 17 sierpnia:  „Przez co można lud od złego odstraszyć?” – „Przez modlitwę”.

  1. Wpływ na wierny lud jest dobry, co się szczególnie tym dokumentuje, że nieomal wszyscy odwiedzający to miejsce najpierw w swoich kościołach parafialnych przyjmują sakrament pokuty i w Gietrzwałdzie samym, kiedy przyjdą z daleka, się spowiadają. Przy tym jest naturalnie z drugiej strony jest także wiele niedowiarstwa i powątpiewania, co się tyczy prawdziwości objawień z tej przyczyny, że dotąd żadnym jawnym i niezaprzeczonym cudem i uzdrowieniem nie są potwierdzone. Mimo wielkiego mnóstwa ludu, który podczas modlitwy na cmentarzu przed klonem się zgromadza, panuje zadziwiająca cisza. Kościół jest zawsze napełniony, i jak wielu tylko we wiosce się znajduje i po domach przytułku sobie szukają, nigdzie nie wydarzyła się jaka przeszkoda albo nieprzyzwoitość, tak iż nawet policja tam ustawiona przyznać musiała, że jest tam bez potrzeby i życzyłaby sobie innego zajęcia. Ta cisza i ten pokój nawet na innowiercach czyni wielkie wrażenie.
  2. „Ze wszystkich poszukiwań – tak kończą obaj dziekani swoje sprawozdanie – powzięliśmy to przekonanie, że objawienia w Gietrzwałdzie muszą mieć realną podstawę. Prostota dzieci, ich jednostajne zachowanie się od początku objawień aż dotąd, ich dobra sława, ich dziecinne obyczajne postępowanie, ich bezinteresowność nieszukająca żadnego zysku – wyklucza wszystką rychłą wątpliwość względem ich miłości prawdy i ich rzetelności. Dla ostatniej znajdujemy dowód także w tym, że w tych przypadkach, kiedy ich oświadczenia ze sobą się nie zgadzały (np. względem chorągwi, o których już była mowa) jedna bynajmniej się nie zastosowała do oświadczeń drugiej, lecz prosto została przy swoim opowiadaniu. Zatem mamy także te przypadki, w których objawienie przez jedną albo drugą nie było widziane. Gdyby tu było obliczone oszustwo albo pycha w sercach dzieci, niezawodnie nie opowiadały by z boleścią, jako to się stało: „Najświętsza Panna dzisiaj mnie się nie pokazała”. Prawda, mógłby kto to, co my tu jako dowód rzetelności głosimy, użyć jako dowód przebiegłego obrachunku i wytrawnego oszustwa. Ale już jako taki stopień znajomości natury ludzkiej, nawet powierzchowny rzut oka na dzieci dosięga, aby dać to przekonanie, że przy takiej prostocie i naturalności wszystko inne raczej byłoby możliwe, tylko nie przebiegłość i chytrość. Podobny sąd musieliśmy po wszystkim uczynić sobie także względem Wieczorkowej i Bylitewskiej. Chociaż w ogóle nie poddawaliśmy tych osoby tak surowemu doświadczaniu i dostrzeganiu. I wzywają niezawodnie te rozmaite, widocznie fałszywe widzenia, które miały, do większej przezorności. To jednak według naszego zdania jest pewne, że i u nich jest rzeczywiste widzenie.

  4 komentarze do “Objawienia w Gietrzwałdzie. Poszukiwania kościelne”

  1. Dzisiaj nie ma zjawisk nadprzyrodzonych, chociaż sytuacja światowa zdaje się być równie napięta (Chińczyki mocno się trzymają). Ten brak może wynikać z faktu, że w dzisiejszych czasach wszyscy posiadają wykształcenie i mają dostęp do informacji przez internet, więc nie ma potrzeby prowadzić każdego za rękę. Umiemy łączyć kropki.

  2. „Dzisiaj nie ma zjawisk nadprzyrodzonych” – może nadal się zdarzają, ale doszła masowa tresura w przymusowej szkole, „wolnych mediach”, przemyśle rozrywkowym, filmie, TV (itd itp) – formatowanie mózgów, tak żeby ludzie ich nie dostrzegali / ignorowali. Albo wręcz biegali do psychiatry…

  3. Dokładnie. Cuda w starym stylu sie skończyły, bo dzisiaj nawet na wsi każdy ma srajfona i taki pryszcz natychmiast to nagra i wrzuci do sieci. Jeżeli są cuda, to bardziej subtelne, dla bystrzaków. Cieszmy się z kadencji grupy posłów  w Europarlamencie.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.