lip 252020
 

Bezpośrednim skutkiem ich bezsensownego działania była powszechna bezczynności dotykająca własność i pracę…

Emanuel Małyński „Nowa Polska”

Wszyscy pamiętamy jaki był najważniejszy fetysz PRL. Była to nowoczesność. Przez lata całe w szkole powtarzano nam, że żyjemy w nowoczesnym państwie. Unowocześniano rolnictwo na wsi, a dzieci z betonowych, miejskich slumsów, miały pewność, że żyją w owoczesnym budownictwie. W szkole czytaliśmy lektury, gdzie czarno na białym pokazywano, jak źle żyło się kiedyś, a jak dobrze żyje nam się teraz. Nikt nie zwracał jednak uwagi, na fakt, że w wielu przypadkach warunki życia w nowoczesnym państwie są sześć razy gorsze od tego co opisuje pozytywistyczna literatura. Ja sam porównałem kiedyś mieszkanie mojego kolegi, upiorną klitę zbudowaną z kawałków spilśnionej płyty do znanego wszystkim z powieści „Lalka” opisu mieszkania niejakiego Wysockiego, które znajdowało się w dzielnicy warszawskiej nędzy czyli na Powiślu. U tego Wysockiego zmieściłoby się sześć mieszkań mojego kolegi. A i klimat był u niego lepszy, bo od Wisły wiało i można było przewietrzyć mieszkanie. Przykłady można by mnożyć i każdy pewnie znajdzie jakiś jeden szczególnie ulubiony. Ja wczoraj znalazłem jeszcze jeden. Oto dzięki książce poświęconej liceum i gimnazjum krzemienieckiemu i całemu systemowi oświaty w guberni wileńskiej, dowiedziałem się, kto był twórcą nowoczesnego systemu oświaty w Polsce, także w Polsce ludowej i tej naszej współczesnej. Jest to paradoks poważny i gruby, zważywszy na to, jak się tego człowieka ocenia dziś, przez pryzmat literatury przerabianej w szkole. Myślicie pewnie, że chodzi o Kołłątaja, albo może o Czackiego czy jakiegoś innego masona. Otóż nie, najnowocześniejszym organizatorem szkolnictwa na ziemiach polskich, człowiekiem, którego osiągnięcia służą jeszcze za wzór współczesnym ministrom oświaty, był senator Nowosilcow.

Okazuje się bowiem, że nie jest łatwo zdewastować system edukacji i praca ta musi postępować etapami. Nie można bowiem dewastować samego systemu, w oderwaniu od organizacji, która go stworzyła i firmuje. I tak, by zniszczyć oświatę jezuicką trzeba było skasować zakon. By oderwać oświatę od Kościoła trzeba było stworzyć KEN. I my dziś płaczemy z tego powodu, a ja od wczoraj zastanawiam się czy słusznie i nie nazbyt głośno, albowiem to co nastąpiło potem pokazuje, że są organizacje i okoliczności, których zniszczyć nie sposób, a na pewno nie w jednym pokoleniu. Żeby zlikwidować KEN potrzebne były rozbiory, a potem nowa organizacja systemu oświaty na ziemiach zabranych, którą najjaśniejszy pan powierzył tym wstrętnym masonom, którzy jeszcze do tego słuchali rad Kołłątaja. Czy wobec tego udało się już krańcowo i definitywnie unowocześnić polskie szkolnictwo i sprawić by służyło ono wyłącznie państwu? W dodatku tak opresyjnemu jak Moskwa? No właśnie nie. Kontrola bowiem nad szkolnictwem została powierzona ludziom, którzy może i byli masonami, ale reprezentowali stary porządek, rzekomo zlikwidowany, ale w rzeczywistości istniejący w najlepsze. Napisałem kiedyś, że Polska nie została zlikwidowana w roku 1795, a zlikwidowano jedynie jej administrację i zatarto granice. Państwo istniało nadal na olbrzymim obszarze, albowiem istnieli poddani dawnych królów i ich majątki. Dobra, w których żaden urzędnik nie mógł poruszać się swobodnie. Tak więc w wielu miejscach okupacja istniała, ale na traktach publicznych i w niektórych miastach, na wsi jej nie było i w wielu ośrodkach miejskich także. Do tego istniała tradycja, czyli Kościół, bo w tych masońskich szkołach, które rosły na idei KEN dzień nauki zaczynał się o 7 z rana mszą świętą w szkolnym kościele, specjalnie na tę okazję postawionym. Uczniom nie wolno było chodzić do innego kościoła, gdzieś na mieście. I teraz najlepsze, aż nie mogłem uwierzyć w to co czytałem. Czacki, człowiek, który rozpoczął zafałszowanie legendy św. Stanisława, stworzył w Krzemieńcu system nieprawdopodobny. To znaczy, opierając się na carskich ustawach o szkolnictwie założył tam kolonię edukacyjną, w której uczestniczyli w zasadzie wszyscy. Z edukacji zaś młodzieży, także biednej, uczynił misję, w której uczestniczyło miasto, a także rodzice wszystkich uczniów. Ja pamiętam jak uczyliśmy się tego w szkole, ale był to jeden z opisywanych na początku paradoksów. W podręczniku do literatury romantycznej znajdował się krótki opis funkcjonowania liceum krzemienieckiego, a my sami siedzieliśmy w placówce, którą wymyślił i wdrożył do użytku największy wróg tej wzorowej szkoły – senator Nowosilcow. Placówce, która składała się z upiornego budynku szkoły i stojącego obok niej internatu. Bo to jest właśnie system Nowosilcowa, który PRL przejął bezkrytycznie i w całości. Według standardów krzemienieckich i według Czackiego kształcenie kogokolwiek w takich warunkach w ogóle nie było możliwe. Wręcz nie było to kształcenie, ale degradacja. Jej istotą zaś było i jest oddzielnie głębokimi rowami uczniów od rodziców, tych ostatnich od nauczycieli, a tych z kolei od uczniów. No i wręczenie tym ostatnim rózgi rzeczywistej bądź metaforycznej do ręki. Dziś przechodzimy do kolejnego etapu dewastacji systemu edukacji, on w zasadzie już trwa. Nauczyciele wykształceni w szkołach Nowosilcowa, nie są w stanie utrzymać odpowiedzialności za wykształcenie dzieci, bo nikt nie jest w stanie określić na czym owo wykształcenie ma polegać. To co proponuje MEN i co jest odczytywane w szkołach na początku roku, to jakaś komedia. Nikt nie rozumie czym jest edukacja w istocie, a każda z wymienionych grup uważa, że polega ona w praktyce na zwaleniu odpowiedzialności za los ucznia na grupę konkurencyjną. Rodzice uważają, że to szkoła ma wychować ich dzieci, nauczyciele domagają się współpracy z rodzicami, często nie potrafiąc określić na czym dokładnie miałaby ona polegać. Uczniowie zaś chcą, żeby ktoś za nich wszystko załatwił i powiedział i wreszcie, co oni mają robić, żeby było fajnie. Tę ostatnią kwestię załatwiają media społecznościowe, które zastępują cały system oświaty Nowosilcowa. On sam zaś jest przez urzędników piekła powoli defasonowany i po kawałku chowany na pawlacz. Inni bowiem patroni świecić będą nad globalną edukacją młodzieży już niebawem. Na razie jednak wciąż błyszczą nad oświatą w Polszcze epolety senatora z trzeciej części Dziadów i nie chce być inaczej. Niestety żaden nauczyciel od polskiego tego nie dostrzega.

A jak było w Krzemieńcu? Czacki uznał za priorytet warunki życia uczniów. To było istotne z wielu punktów widzenia, także z punktu ekonomicznego, albowiem oznaczało, że pod patronatem państwa, na bok usuwam kwestię czy podobało się to żandarmom, tworzy się strefa ekonomiczna, gdzie wynajmujący lokale dla uczniów mieszczanie stają się integralną częścią procesu kształcenia. Do miasta przyjeżdża wielka ilość młodzieży i wszyscy są zainteresowani wyłącznie tym, by młodzież ta pozostawała tam przez czas edukacji, by napływały kolejne roczniki. I nie ma doprawdy znaczenia, że ludzie ci chcą po prostu na tym zarobić. Szkoła wyznacza stancje i je kontroluje, właściciel zaś domu musi uczestniczyć w wychowaniu i edukacji uczniów, którym udostępnia lokale. Jeśli tego nie czyni odbiera mu się prawo do wynajmowania stancji. Nie ma mowy o tym, by w jednym lokalu zakwaterowano więcej niż 10 młodzieńców, albowiem życie w większej grupie to dewastacja misji, o czym pisało się i mówiło wprost. Senator Nowosilcow zmienił przede wszystkim tę okoliczność – rozwalił podstawy normalnego życia dzieci, życia wśród naturalnych hierarchii i stworzył system deprawacyjny, który dla wielu z nas, dziś, uważany jest za normę. Deprawacyjne zaś placówki powołane do życia jego ręką i myślą, uważane są za placówki edukacyjne.

A jak było w Krzemieńcu? Rodzice zamożniejszych uczniów przyjeżdżali do miasta i wynajmowali tu domy na cały okres edukacji swoich synów, nie tracąc ich z oka ani na moment. Nie oddychali z ulgą, kiedy ich dzieci opuszczały dom rodzinny i jechały do szkoły, i nie uważali, że oto wreszcie pozbyli się kłopotu. Najbogatsi rodzice zaś po prostu kupowali w Krzemieńcu parcele i stawiali tam domy, które po zakończonej edukacji dziecka, sprzedawali je bądź wynajmowali na stancje. Miasto żyło wychowaniem tej młodzieży i w nim uczestniczyło. Nie z pobudek ideowych, co najważniejsze, ale ekonomicznych. Wychowaniu podporządkowana była także rozrywka, a to oznaczało, że młodzież męska uczestniczyła w licznych, organizowanych w dni wolne zabawach, była po prostu wprowadzana w życie i traktowana serio. Co to znaczy? To znaczy, nie jak rekruci przeznaczeni do tego by zginąć na froncie kaukaskim, ale jak ludzie, z którymi mogą rozmawiać dorośli prowadzący poważne i zorganizowane życie. W życiu towarzyskim uczestniczyli wszyscy na równych prawach: obywatele, uczniowie starszych roczników, damy, huzary i kto tam jeszcze się zaplątał w okolice. I nikogo to nie dziwiło.

Teraz musimy postawić ważną kwestię – jak i czy w ogóle można było ochronić taką placówkę przed politycznymi zawirowaniami? Używam tego eufemizmu na określenie powstania listopadowego i likwidacji szkoły, która została przeprowadzona po nim. Likwidacji połączonej z rabunkiem, dodajmy od razu. To ważna sprawa, z kilku względów – jeszcze raz ujawnia się mechanizm opisany na początku – żeby zlikwidować szkoły kościelne trzeba zlikwidować organizacje, które je firmują, a także sam Kościół odsunąć od edukacji. Żeby zlikwidować szkolnictwo polskie trzeba zlikwidować Polskę, a zainteresowanych rozbudowywaniem oświaty obywateli zubożyć i zdegradować. I teraz w drugą stronę – jak to wszystko poprawić? Nie da się naprawić edukacji nie podnosząc rangi ludzi, którzy w niej uczestniczą. Po prostu się nie da. I nie mam tu na myśli wyłącznie nauczycieli, ale przede wszystkim rodziców. To oni bowiem są wielu przypadkach przekonani, że edukacja ich dzieci odbywać się będzie bez poświęceń z ich strony. Nie będzie, to jest jasne. Takie złudzenie, dawno temu stworzył senator Nowosilcow i ono jest kłamstwem założycielskim, piaskiem lotnym, na którym buduje się kolejne reformy oświaty. Nic z tego nie będzie, jeśli nie zmieni się stosunek rodziców do oświaty dzieci. To zaś może się stać wyłącznie w konkretnym miejscu, w konkretnej placówce, która będzie wzorem dla innych. Nie stanie się jednak samo. Musi być ktoś, kto dopilnuje by wszystko działało jak należy. I tego nie da się przeprowadzić z poziomu wolontariatu. Musi być nad tym patronat państwa. Tylko czy urzędnicy MEN zechcą przyjąć do wiadomości, że są dziećmi Nowosilcowa? Nie wiem. Na razie podjęli decyzję, że w szkołach można będzie nauczać łaciny i kultury antycznej. To jest moim zdaniem wyraz niezrozumienia istoty. Czacki, który znał łacinę, grekę, języki i był człowiekiem ze sfer, zaczął przede wszystkim od organizacji życia uczniów i od zagospodarowania ich czasu, od rana do późnego wieczora. Nie pokładał fetyszystycznej wiary w to, że jeden czy drugi przedmiot poprzez sam fakt wykładania go w szkole zmieni cokolwiek. Nie zmieni, bo nie o to chodzi. Rozumiał to też doskonale senator Nowosilcow, który zdewastował stary system, unieważnił nauczanie poprze ruinę normalnego życia i jego skoszarowanie, a następnie się tym szczycił, bo urządził nowoczesną edukację. Do niczego się ci wyedukowani w jego szkołach ludzie nie nadawali. Do niczego poza knutem i służbą na Kaukazie. I nie inaczej będzie dziś. Łacina nic naszym dzieciom nie pomoże.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/gimnazjum-i-liceum-wolynskie-w-krzemiencu-w-systemie-oswiaty-wilenskiego-okregu-naukowego-w-latach-1805-1833/

  27 komentarzy do “Ojciec nowoczesnej, polskiej edukacji”

  1. Gender MENdy załatwiają  edukację jak Nowosilcow ☺

  2. dobór kadry ministerialnej do obszar rządu

    dobór kadry w kuratoriach i szkołach to obszar samorządu

    a nabór kadry do zawodu nauczycielskiego banalnie proste –  to sfeminizowanie zawodu wynika z faktu, że zawód ten pomaga zadbać o swoją własną nauczycielską rodzinę (codziennie kilka godzin więcej czasu dla rodziny niż w rodzinie urzędniczki).

    a powołanie i misja  – no nie wiem, ucieka z pola widzenia

    Natomiast co do rodziców, dziadków …. i ich roli w życiu kolejnych pokoleń to … chyba nie ma na kogo liczyć

  3. To ładnie  żeromski nakłamał w Syzyfowych pracach ,że taką charakterną i patriotyczną młodzież nam wychowano . Nawet ekranizacji się doczekał . Pamietam coś o wojskowym drylu w  seminariach zakonnych u prawosławnych moskali . To było coś ze Starców  pustelni optyńskiej Ireneusza Cieślika  wydanych w  wydawnictwie Tyniec .Tam była  mowa o koszarowej  dyscyplinie  i wprowadzaniu nauk katolickich w owych seminariach łącznie z jezykiem polskim . To chyba  niezłego ambarasu narobiła  Katarzyna  II biorąc w  opiekę skasowany zakon Jezuitów  .Prawosławie  miało się skatolicyzować intelektualnie  na  rozkaz bez pogłębiania istoty . Wrzucenie tych nauk w  prawosławie było szokiem jak nagła  zmiana  temperatury  . Nie dziwię się że najznamienitsi ojcowie usiłowali to zrzucić i reformować przez własny przykład ascetycznego życia  .

    Czarnyszewicz zaś w Nadberezyńcach pokazał poziom ruskiego nauczania i obraz rusycyzowania przez szkołę i obyczajowość .Polacy tam wyszli w  porównaniu z ruskimi jak dzień do nocy . Ale edukacja ruska to w naszym polskim spojrzeniu zawsze wygląda na  dno . Pamiętam podejście  do nauki za  komuny a dzisiejsze  . Kiedyś agresywne  nieuki to elity a im większa  szkoła  tym większe  problemy z agresją gówniarzy .Dziś matematyka i język obcy to kapitał . Mimo wszystko ,ktokolwiek w  Polsce zainwestuje  nie  patrzy na  wykształcenie tylk na  mozliwość wyciśnięcia z tego kasy . This is Poland, it makes money .

  4. Szczególnie ta rola samorządu jest dołująca

  5. Był taki program cykliczny w telewizji PRL (lata 70-te): „Nowoczesność w domu i zagrodzie„.

  6. Przede wszystkim trzeba zmienić system finansowania. Nie każdy zdaje sobie sprawę jak to się obecnie odbywa, a odbywa się inaczej niż za komuny. Niby dalej państwo finansuje szkoły, ale odbywa się to poprzez system dotacji na każdego ucznia od głowy. Każdy więc od podstawówki do wyższej uczelni chce się nachapać tych głów ile może. Im więcej uczniów tym więcej pieniędzy. Na początku tłumaczono to tak, że uczniowie będą wybierać dobre szkoły i te szkoły z racji swojego lepszego poziomu będą otrzymywać więcej funduszy, złe szkoły natomiast upadną. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie. Dwa renomowane licea w moim mieście przyjmują wszystkich, byle tylko nachapać się kasy. 60 procent tych dzieci kończy te licea na dwójach i zostają w życiu z wykształceniem średnim, bez zawodu. Ci, którym uda się przebrnąć przez maturę zasilają tzw. wyższe uczelnie, w których odbywa się proces analogiczny czyli przepchnąć z roku na rok bo nie będzie kogo uczyć i za co żyć.  Jeżeli nie skończy się z tym „wolnorynkowym” finansowaniem, to nic i nikt nie pomoże.

    Wspomnę jeszcze o finansowaniu tzw. obcokrajowców, a w praktyce Ukraińców, każda szkoła teraz woli ich przyjąć niż naszych, bo jest na nich podwójna dotacja. Owszem, uważam, że obcokrajowiec więcej kosztuje i to jest normalne, bo potrzebuje dodatkowych lekcji i powinien je dostać tak jak w innych krajach, ale u nas „wolny rynek” usług edukacyjnych wygląda tak, że dyrektor szkoły wybiera podwójną dotację, bo tym dla niego jest uczeń – dotacją. Wspominam o tym, bo słyszałam, że takie historie już odbywają się w Lublinie, tzn. Polak może się nie dostać, bo jest tańszy.

  7. Uczeń jest jeszcze klijentem i to takim, który ma tylko prawa, a nie ma obowiązków. Wszystko mu się należy, a jak pójdzie coś nie tak, winę ponosi nauczyciel…

    Nauczyciel powinien być w dzisiejszej szkole wyposażony w magiczny lejek, przykłada do głowy, nalewa wiadomości i umiejętności i gotowe. Musiałby przy tym uważać, by nie popsuć dzieciom zabawy. Wszak dzieci mają ciekawsze zajęcia niż nauka. Zdenerwowany młodzieniec lub pannica mogą nałożyć kosz na głowę…

  8. No właśnie, uczeń jest traktowany jak klient, co jest nieprawdą, bo klientem tu jest społeczeństwo, które zamawia i płaci za dostarczenie obywatela. Tymczasem widzimy co jest dostarczane. Ktoś inny jednak jest tu zamawiającym, ktoś kto ukrywa się w cieniu i płacić też nie chce

  9. O Zubowych i Piłsudskim warto przeczytać w socjalistycznych baśniach Coryllusa i uzupełnić o ich wcześniejsze związki z Czartoryskimi, ale tu zatrzymam się na Nowosilcowie.

    Książę Zubow Najświetlejszy, będąc na wygnaniu w Wilnie (chociaż mu nie odjęto ogromnych starostw, nadanych przez Katarzynę ll-gą ), ożenił się był z panną Teklą Walentynowiczówną, która mu była wpadła w oko na kasynach wileńskich.

    Ubrana w białą suknię, z ponsowym kwiatkiem w kruczych włosach, jak ją niejeden z ówczesnych pamięta na owym stanowczym wieczorze, wsiadła z matką do karety, była razem rzewna i blada. Dla przywrócenia kolorów matka parę razy palnęła ją w białe liczka.

    W rok potem umarł Książę. Dziś taż sama już hrabina Szuwałowa ze stratą wdzięków i młodości stała się wcale dystyngowaną osobą. „Jakże się ma pani porucznikowa ?“ zapytywał złośliwie senator Nowosilcow panią Walentynowiczową, chcąc ją upikować niską rangą zięcia Szuwałowa, lecz ta, nie w ciemię bita, odpowiadała mu: „Chcesz mówić o Księżnej? Alboż nie wiesz, że ona już nie księżna, ale hrabina“.

    Białe liczka przed palnięciem

  10. Z tą łaciną i kulturą antyczną to chyba chodzi o zatrudnienie absolwentów filologii klasycznej ?

  11. „TEN z cienia” co przejął w Europie Zachodniej ok 2 mln wykształconych Polaków, tych co teraz głosują na twórców transformacji tj na tych z Kongresu Liberalno Demokratycznego, Unii Wolności, Platformy Obywatelskiej – co do emigrowania zmusili. ???

  12. Łacina, łacina, łacina… pierwszy język Polski, ba większości narodów i państw europejskich. Bez łaciny i greki zwyczajnie nie ma Europy i nie ma cywilizacji zachodu.

  13. W szkole nie używa się słów:  obywatel, powinność, obowiązek.  Najmodniejsze: prawa, wolność, tolerancja…  czytaj,  róbta co chceta i podlizywanie się młodzieży. Pajdokracja         w pełnym rozkwicie.Ten w cieniu robi swoje i nie płaci, nigdy nie płacił …

  14. Znalazłam pewien cytat : „Jeżeli wróg wewnętrzny pragnie, żeby dane społeczeństwo popełniło krok fałszywy i dla siebie zgubny, postara się o najmitę, który za odpowiednim żołdem najmie się za prowokatora. Gdzież najłatwiej mu działać, jak nie wśród młodzieży? W interesie tamtej strony będzie, żeby ta młodzież miała jak najwięcej wpływu, a nawet posiadła władzę nad społeczeństwem. Nie bez wielkiej racji psychologicznej szpiegostwo i prowokatorstwo zatrudnianem bywa najbardziej wśród młodych, zapalnych głów. Z reguły wystarcza młodzieży schlebiać, żeby ją pozyskać.”

    F. Koneczny

    Nie twierdzę, że wszyscy są prowokatorami, wielu czyni tak z głupoty lub dla świętego spokoju.

  15. Tak, ten sam.

    Właśnie czytam sobie o historii edukacji w Rosji i wg. encyklopedii Britanniki celem powstania szkół w Rosji, a było to w XVIII, wcześniej nie potrzebowali, było zasilenie tylko dwu typów zawodów: urzędnik i żołnierz. Absolwent miał być przede wszystkim lojalny wobec cara. No, ale nie był. Wybrał jednak globalistę-rewolucjonistę za swego pana. How convenient, rzekłby Anglik, bo właśnie rewolucja potrzebuje żołnierzy i urzędników, a imperium uczonych, inżynierów i odkrywców.

    Nie idźmy więc tą drogą, bo daleko nie zajdziemy. Ale jak to zrobić?

  16. Dziś jest łatwiej bo postępuje infantylizacja dorosłych. Ale z drugiej strony, dziś młodzież można podburzyć do strajku tylko w godzinach zajęć szkolnych, po lekcjach już nie:) -vide strajk klimatyczny. Może to ich (paradoksalnie) uratuje, że mają na wszystko wywalone

  17. Britannica, Feliks Koneczny, no to teraz OP Jacek Woroniecki: „… dla życia narodowego jest rzeczą wielkiego znaczenia znać temperament przeważający w narodzie … wzięci razem będą oni mieli pewne cechy wspólne, i to te cechy muszą wybić swe piętno na systemie wychowania narodowego. …mamy wszystkie dobre cechy sangwiników: zdolni, mili, uprzejmi, łatwo naginamy się do najcięższych warunków i nie tracący ducha w najgorszych opałach, usłużni, gościnni, rzutcy, z drugiej strony jesteśmy: lekkomyślni, bardzo próżni, niesłowni, zmienni, niewytrwali…”

    Ale jak to zrobić,

    żeby z zalet i wad wychować satysfakcjonujące społeczeństwo …”kiedy nie wychowujemy ludzi abstrakcyjnych ale żywych z krwi i kości, z których każdy ma własny indywidualny  sposób reagowania na główne podniety otaczającego go świata…”  trudna edukacyjna robota, ale czy nauczyciele wybierając zawód, zdają sobie z tego sprawę ??

  18. , z drugiej strony jesteśmy: lekkomyślni, bardzo próżni, niesłowni, zmienni, niewytrwali…”

    Bardzo dobra diagnoza, Koneczny zwraca uwagę na akcyjność naszych działań i brak systematycznej pracy społecznej, tego nie uczymy. Akcyjność przynosi chwilowe sukcesy, nie daje trwałych rezultatów. W razie niepowodzenia zniechęca do działania. Stąd falowanie długie okresy apatii, zryw i znowu apatia. A tu trzeba jak Coryllus.

  19. Panie Gabrielu, a jak się ma Pańska krytyka internatu do przykładu Hipolita Korwin-Milewskiego, który właśnie zdala od rodziców w liceum Bonapartego pobierał nauki? Czy to chlubny wyjątek?

  20. Liceum Bonapartego było szkołą wrośniętą w miasto i kraj, a nie zakładem gdzie kształcono przyszłych zupaków i kolonizatorów

  21. Na szczęście ominęło mnie siedzenie w tego typu przybytkach podczas całej edukacji. Cenię sobie to, że dojeżdżałem z domu rodzinnego do wszelkich ponadpodstawowych szkół. Trzynaście lat w transporcie publicznym i prywatnym.  Po dwie godziny dziennie w autobusach i busikach. Coś pięknego.

  22. jeśli „busiki”, to już chyba czas transformacji… to i tak dużo sprawniej z dojazdem niż za PRL, (na swój sposób)  byłeś szczęściarzem,

    też uważam że najlepszy jest rodzinny dom, także do odrabiania lekcji,

    ale Coryllus wskazuje brak produktywnych zajęć dla młodzieży po południu, są szkoły muzyczne , są kółka sportowe na moim osiedlu dwa boiska, zajęcia piłkarskie, ale ile dzieci czeka w świetlicy na rodziców (jednak tracąc godziny które mogą być produktywne),

    a kuratorium w ramach pogadanki świetlicowej może przysłać … latarnika bo rada rodziców wyraziła zgodę na takie pogadanki bo temat ich brzmiał niewinnie np

    „Jestem uczniem a będę dorosłym”

  23. Dobór kadry w kuratoriach to obszar samorządu?

    Ejże, przecież kuratorium to część urzędu wojewódzkiego, a wojewoda to terenowy przedstawiciel rządu! Swoją drogą, ponoć w latach 90-tych padł pomysł, żeby kuratorzy byli wybierani w wyborach lokalnych, ale został uwalony przez którąś tam wersję Unii Demokratycznej.

  24. obserwuję postaci kuratorium stołecznego – to napisałam co widzę, HGW decydowała o awansach w przedszkolach, szkołach a Czaskoski nie zarządza tylko akceptuje  dotychczasowe  bufetowej rozwiązania

    a teraz w czasie pomoru … to nie wiadomo

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.