Pewne rzeczy trzeba czasem przypomnieć. Po to między innymi wznawiamy stare numery nawigatorów. Czynimy to również dlatego, by poprawić sobie humor, patrząc, jak się dziś męczą różni geopolitycy i stratedzy odkrywając rzeczy dawno znane, które usiłują jakoś opisać swoim ubożuchnym językiem.
Wydajemy te nawigatory także po to, byśmy dokładnie uświadomili sobie czego już nigdy nie dane będzie polskim historykom przeczytać i dlaczego jest sens, by wracać do starej publicystyki. Czynimy to również, by uświadomić wszystkim, jak absurdalny jest, w odniesieniu do prac naukowych i publicystyki historycznej wyraz „ustalenia”. Nie może być czegoś takiego, jak ustalenia w historii obecnej, albowiem większość archiwów znajdujących się na terenie Europy wschodniej, na ziemiach byłej Rzeczpospolitej, w Prusach i Inflantach, na Śląsku i Pomorzu, spłonęła, albo została wywieziona i pozostaje poza zasięgiem rąk i oczu badaczy. W takiej sytuacji, będąc jednocześnie świadomym tego, że owe aktywa zostały opisane wcześniej, przez historyków XIX i początku XX wieku, nie można czynić ustaleń. Można jedynie coś sugerować. No, ale jak widzimy ustalenia trwają, albowiem od tego zależy ilość zdobywanych punktów i tak zwana kariera. Czym więc są owe – nie mogące wszak zaistnieć – ustalenia? Czynnikiem utwardzającym propagandę. Jak ktoś ma inną jeszcze jakąś formułę do zaproponowania chętnie się z nią zapoznam.
W tym, dopiero co wznowionym, numerze nawigatora, z Lutrem na okładce, możemy przeczytać – w tekście pod tytułem „Polska lista płac Albrechta Hochenzollerna”, jak bogate i zasobne w polonica było archiwum królewieckie. Korzystając zeń, historycy polscy, głównie z Krakowa, wyselekcjonowali kilka zbiorów listów, między innymi Codex epistolaris Vitoldii i Codex Diplomaticus Lithuanie. Czy to zostało wydane i gdzieś się znajduje? Nie mam pojęcia. Być może tak, ale przecież nikt nie będzie się tym interesował, bo epoka historyczne publicystyki z prawdziwego zdarzenia minęła już dawno. Nas zaś zajmują dziś inne sprawy.
Jeśli zaś chodzi o Królewiec, Stanisław Smolka już w roku 1875 zapowiedział wydanie opisu tego archiwum. Niestety zmarł. Szkoda, bo prócz wymienionej tu korespondencji znajdowała się tam także olbrzymia korespondencja księcia Albrechta z Polakami i nie tylko Polakami, czynnymi na dworze w Krakowie i pomniejszych dworach w Polsce.
Nie wiemy co się stało z tą korespondencją i całym archiwum, ale wiemy co się stało z Królewcem. Został w całości zniszczony, a dziś nosi nazwę Kaliningrad. Gdzie są papiery gromadzone tam przez wieki? Ja nie wiem. Nie uważam też, by sensownym było dociekanie tego. Mamy bowiem w kraju opublikowane, leżące pod nosem każdego historyka, Acta Tomiciana, czyli zbiór dokumentów i listów z epoki Zygmunta I, napisanych po łacinie, które nie są przełożone na polski i nie są udostępnione szerokiej publiczności. A po co? Takie pytania zadają sobie pewnie historycy, którzy nie rozumieją, że ich zadanie nie polega na pisaniu hermetycznych rozpraw, nie zawierających żadnych ogólniejszych wniosków, ale na tworzeniu formatów, które inspirować będą ludzi zainteresowanych historią w kolejnych pokoleniach. I co najważniejsze – przetrwają różne dziejowe nawałnice, przez sam fakt wydrukowania ich w większej ilości egzemplarzy. Takie ujęcie kwestii wywoływało do niedawna uśmieszek na niektórych twarzach. No, ale w miarę, jak oczywiste staje się, że możemy mieć tu nową wojnę i nowe pożary archiwów, uśmieszek ten spełza z twarzy i gdzieś znika. No, a poza wszystkim – umówmy się, że granty nie są wieczne, kiedyś ktoś przestanie je wypłacać, bo zabawa się skończy. I chyba widać już nawet ten moment, majaczy gdzieś tam na horyzoncie.
Myślę też, że książę Albrecht Hohenzollern powinien być patronem współczesnych historyków i patronem całego systemu grantów i punktozy, który dzisiaj rządzi akademią. Cała ona bowiem zorganizowana jest na wzór Albertyny i siatki współpracowników księcia.
Przejdźmy teraz od tych listów Albrechta. Ze specjalnego numeru nawigatora dowiadujemy się, że listy księcia do Mikołaja Nipszyca, prokuratora książęcego przy królewskim dworze zostały przepisane przez L. Bąkowskiego, jest ich 171, a brakuje 31. Jak się domyślam te brakujące nie zostały Bąkowskiemu w Królewcu wydane, a skoro tak, to znów wyraz – ustalenia – nie może być zastosowany do wniosków płynących z badania tej korespondencji. Czy ona jest w ogóle badana? Najpierw zorientujcie się czy w ogóle istnieje. Na pewno nie ogłoszono jej drukiem. Dlaczego? Bo znajdujące się, do wojny w archiwum królewieckim dwa zbiory listów Nipszyca liczyły sobie ponad 2 tysiące kart. I obejmowały listy Nipszyca do księcia, korespondencję zwrotną, listy króla do Albrechta dotyczące Nipszyca i listy księcia do Zygmunta I, również Nipszyca dotyczące. Skala ten wymiany jest niewyobrażalna. Król zaś zatwierdził już na początku Mikołaja Nipszyca na jego stanowisku i przekazał Albrechtowi, by w sprawach dworu i polityki polskiej kontaktował się w nim właśnie. Czyli usankcjonował działanie agentury we własnym otoczeniu. Uczynił to dla dobra kraju rzecz jasna, a także żeby uporządkować stosunki z Prusami i swoim siostrzeńcem.
No, ale ten cały Nipszyc to tylko wierzchołek góry lodowej. Korespondencja księcia, idąca w tysiące stron, to także listy do Decjuszów, do Gabriela Tarło, który zastąpił Nipszyca na stanowisku głównego szpiega w Krakowie, listy do Bernarda Pretwitza. Wszystko to w ogromnych ilościach. Już sama skala tej korespondencji świadczy o powadze zamierzeń księcia i o tym, że w zasadzie stworzył on, ze swoich agentów w Polsce, coś w rodzaju alternatywnego państwa, które działało niezależnie od Rzeczpospolitej. Na ile książę blokował ostateczną unię z Litwą nie dowiemy się nigdy. To znaczy możemy to sugerować, bo postępowanie to wynika z logiki faktów, ale potwierdzenia w dokumentach nie uzyskamy. Dlatego powtórzę raz jeszcze – należy publikować ile się da. I gromadzić zbiory w papierze, nie w plikach komputerowych. Zawsze coś z tego zostanie, że sparafrazuję klasyka.
Albrecht utrzymywał swoich ludzi na wszystkich znaczniejszych, polskich dworach. Od razu rodzi się pytanie – skąd miał pieniądze? Budżet koronny, choć przecież nie wyglądał za dobrze, przeważał chyba znacznie nad budżetem Prus Książęcych. Albrecht zaś, który miewał poważne długi, nie miał ich chyba po objęciu w zarząd Prus? Kto wobec tego płacił agentom księcia? Zapewne korona, podobnie jak i dzisiaj. I podobnie jak i dzisiaj wszyscy byli święcie przekonani o lojalności nie tylko książęcych agentów, ale także samego Albrechta, który – jak pisze we wznowionym nawigatorze Ludwik Kolankowski – pozyskał, wraz z Achacym Czemą i zastępcą Nipszyca w Krakowie, Gabrielem Tarłą, Inflanty dla Polski. Jaki charakter w istocie miało to pozyskanie Inflant? Czy taki sam, jak hołd pruski?
Takich sugestii nie wolno wysnuwać, albowiem – zacytuję innego klasyka – są już pewne ustalenia. I one są twarde jak skała.
W tym wszystkim, mnie osobiście, najbardziej interesowałaby korespondencja księcia z Bernardem Pretwitzem. Już o nim pisaliśmy, ale nie zaszkodzi przypomnieć. Był to jeden z pierwszych tak zwanych kresowych watażków. W popularnej opinii utrwalonej w zgrabnych wierszykach, bronił on granicy przed Tatarami. W rzeczywistości, co dla takiego Kolankowskiego nie było żadną tajemnicą i pisze on o tym wprost, Pretwitz napadał na osiedla tatarskie, kradł bydło i konie, a następnie jego ludzie pędzili to do Prus, gdzie sprzedawali księciu Albrechtowi. Po Polsce zaś krążyły, jak przypuszczam produkowane w Królewcu, wierszyki takiej oto treści – Za pana Pretwitza, bezpieczna od Tatar granica. I weźcie dziś spróbujcie wytłumaczyć jakiemuś zainteresowanemu historią entuzjaście, że taka była prawda. Prócz pracy dla Hohenzollerna, Pretwitz wysługiwał się także Habsburgom. Kolankowski pisze, że dbał o to, by napięcie na granicy polsko-tureckiej nie słabło nigdy. Co dawało cesarzowi przewagę i mógł on pełnić funkcję arbitra w regionie. Herr Pretwitz był Ślązakiem, pochodził z Nysy i cieszył się wielkim zaufaniem na krakowskim dworze.
Oczywiście najciekawszy z naszego punktu widzenia jest ten fragment korespondencji Albrechta, który dotyczy poetów, czyli tak zwanych ojców polskiej poezji. I ja, na koniec, starym zwyczajem, przypomnę raz jeszcze wymianę korespondencji między księciem, a Janem Kochanowskim. Listy te zostały z najszczerszą intencją opublikowane przez Stanisława Kota, galicyjskiego historyka, działacza ludowego i entuzjastę humanizmu. Jakby to przełożyć na język współczesnej polszczyzny? Tak do końca nie wiem, ale myślę, że pożyteczny idiota, będzie określeniem bliskim prawdy.
Oto te listy
Najjaśniejszy Książę! Od roku już blisko korzystam z nader hojnych dobrodziejstw Waszej Wysokości, które wydają mi się tym hojniejsze, że zdarzyły mi się bez żadnych obowiązków. Dziękuję więc za nie Waszej Wysokości gorąco i dziękować będę zawsze póki życia., oraz przyrzekam, że zawsze będę Waszej Wysokości całkowicie oddanym i to z prawdziwą radością. Nie ma bowiem pośród wszystkich książąt świata chrześcijańskiego drugiego, któremu bym chętniej oddał me usługi, jeśli cokolwiek mogą być warte, i którego bym obrał za kierownika i opiekuna studiów moich, raczej aniżeli Waszą Wysokość. To też o ile by się tylko okazała jakaś przydatność mego talentu, cały z gotowością obrócę się na pomnożenie godności i wykonywanie rozkazów Waszej Wysokości. Obecnie postanowiłem wybrać się do Włoch, ponieważ owa choroba oczu, z którą już od dawna zmagam się, z każdym dniem objawia się coraz bardziej niebezpieczną. Nie mogę jej dłużej znosić, gdyż utrudnia moje studia i czyni mnie ciężarem bezużytecznym dla Waszej Wysokości. Proszę przeto aby mi wolno to było zrobić za zgodą Waszej Wysokości. Chociaż środki moje tak się uszczupliły, że wypadałoby napraszać się zwyczajnej Waszej Wysokości szczodrobliwości, jednakże wstyd nie pozwala mi prosić o cokolwiek Waszej Wysokości. Myślę przecież, że i w tej okoliczności Wasza Wysokość przyjdzie z pomocą moim studiom i mej niedoli i czymśkolwiek mnie zasili choćby w nadziei odpłaty niebieskiej. Polecam się zatem życzliwości i łaskawości Waszej Wysokości. Bóg Najświętszy niechaj nam Waszą Wysokość zachowa przy najdłuższym zdrowiu i użycza Waszej Wysokości najświetniejszego panowania oraz największych powodzeń.
Datowane w Królewcu 6 kwietnia 1556 roku.
Najjaśniejszej Wysokości Waszej całkowicie oddany
Jan Kochanowski
Bezczelność tego listu zwala wprost z nóg. No i jego jawny bezwstyd, zasłaniany jak zawsze dziewiczym wstydem intelektualisty w potrzebie. Po roku pozostawania w gotowości, na żołdzie Albrechta, ojciec poezji polskiej pisze do niego prośbę o zasiłek na studia. My zaś musimy się zastanowić, czy wobec tego jak działały kancelarie, to znaczy wobec spenetrowania ich przez służby obce, w tym przypadku zapewne cesarskie, szwedzkie, moskiewskie i francuskie, cała ta wymiana korespondencji nie jest pardon, dęta i tworzona wyłącznie dla mydlenia oczu. Wszystko bowiem, cała współpraca pomiędzy księciem a ojcem poezji polskiej i jej zasady, zostały omówione wcześniej, w prywatnych apartamentach Albrechta.
Pora na odpowiedź księcia. Jest ona konkretna i lapidarna.
Szlachetny, szczerze nam miły! Otrzymałem twój list, w którym wypuszczasz swoje położenie, a w szczególności donosisz, ze z powodu choroby oczu, która jak mówisz co dzień groźniej się objawia, nie możesz dłużej siedzieć w Królewcu, ale postanowiłeś wybrać się do Włoch. Wiadomość ta jest dla mnie bardzo przykra, ponieważ tobie i lepszego zdrowia i wszelkiej pomyślności życzę a cieszę się widokiem twoim i obecnością, że jednak wszystko ulegać musi czy Bogu czy przeznaczeniu, nie chcę hamować cię w tak koniecznym przedsięwzięciu, owszem życzę ci wszelkiego powodzenia w podjęciu i odbyciu podróży i na drogę przyznaję ci łaskawie 50 marek naszej, pruskiej monety, o które zwróć się do naszego burgrabi w Królewcu, wręczając mu list tu dołączony. Nie wątpię, że choć nieobecny, zachowasz tę samą względem nas wierność i przywiązanie, które będąc przy nas okazywałeś. To będzie nam najmilsze i zasłuży na odpłatę naszej łaskawości.
Datowane w Ragnecie 15 kwietnia 1556.
Ciekawe co książę robił w roku 1556 na pograniczu litewskim, w jednej z najważniejszych pokrzyżackich twierdz. Tego się pewnie nie dowiemy nigdy. Kurierzy jednak, jak widzimy uwinęli się w obie strony w półtorej tygodnia. Sprawa musiała być więc dość pilna.
Na dziś to tyle. Czytajcie nasze kwartalniki, póki są. I pamiętajcie o konferencji.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-numer-specjalny-protestancki/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-43-specjalny/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/udzial-w-12-konferencji-lul/
Dzień dobry. Tak sobie myślę, Panie Gabrielu, że skoro – z uszanowaniem wszelkich różnic – mamy podobne zdanie na temat istotnej misji historyków, a oni sami ewidentnie takiego zdania nie podzielają, to albo muszą mieć jakieś zaburzenia postrzegania rzeczywistości – w co wątpię, albo wiedzą to wszystko, ale z jakichś powodów czynią inaczej. I dobrze, że rozważania takie snuję sobie na kanwie działalności ojca-założyciela systemu działającego tu do dziś. Ja, na podstawie osobistych obserwacji uważam, że duża część tych ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego co czyni właściwie, liczne bowiem ich deficyty w różnych dziedzinach życia sprawiają, że są podatni na manipulacje dokonywane przez pozostałą część, których Pan zwykł nazywać „pastuszkami” 😉 tego stada. To normalni funkcjonariusze struktury działającej tu od Albrechta, przez różnych KEN’owców i Himmelblau’ów aż po MEN-y, PISF-y i tak dalej, a której celem jest wydarcie nam wszystkiego, czego moglibyśmy się czepić w mozolnej wędrówce w górę – z czarnej dupy w której się znaleźliśmy…
Czyli prócz pracy dla złych Niemców Hohenzollernów, Pretwitz wysługiwał się także dobrym Niemcom czyli Habsburgom 😉
„nadzieja na odpłatę królewską” – ładnie sformułowane jeśli szczere,
W niedawno rocznicowych latach Kopernika, w wikipedii (bo takie archiwa mamy do dyspozycji) szukałam sposobu fałszowania monet polskich przez prusactwo, no więc spokojnie te 50 marek mogło być wypracowane na ziemi IRP, a następnie mincerze to umiejętnie przerabiali na monety pruskie, z tą różnicą że na etapie przerabiania polskiej monety na pruską jeszcze była potrzebna miedź i tej miedzi prusakom nie brakowało, hojność w dodawaniu miedzi zwiększała się z biegiem lat
tak oto pieniądz zły (z tanim dodatkiem ) wypierał pieniądz dobry (bez taniego dodatku),
miałam napisać „nadzieja na odpłatę niebieską” a diablik jakowyś wstawił „odpłatę królewską” – przepraszam ,
No tak, ale niektórzy koledzy twierdzą, że tak nie można, bo wtedy okaże się, że są sami zdrajcy. A tak będziemy mieli przynajmniej poezję Kochanowskiego. Ciekawe po co nam ona, jak sposobem „na Albrechta” hoduje się kolejne pokolenia zdrajców, a nikt nie mówi o tych, dzięki którym państwo trwało i przetrwało przez parę setek lat. Wszystkie dokumenty są wydane i podane na tacy, ale nie w naszym narzeczu. Boson dziś wrzucił linki. Ludzie jednak, którzy mogliby je udostępnić, bo znają łacinę i niemiecki nie zrobią tego bez pozwolenia księcia Albrechta, to jasne. Za to mamy poezję i możemy wokół niej tworzyć kulturę. Misją tą opiekuje się państwo, przynajmniej dopóki kolejny książę Albrecht nie uzna, że dość już tej zabawy, zwijamy interes
W końcu urodził się jako ich poddany, jakże więc mógłby inaczej
Odpłata, a raczej dopłata królewska zapewne też była