lut 062022
 

Rozmawiałem wczoraj z kolegą, który zawsze mnie bardzo inspiruje. Powiedział tak: Powstanie Warszawskie było ostatnią bitwą Rzeczpospolitej. Została ona przegrana we wszystkich możliwych wymiarach. Dziś nawet tego nie rozumiemy. Tak naprawdę pozostała jedna tylko barykada, której bronimy bardzo słabo, bez świadomości w czym uczestniczymy. Jest to barykada informacyjna. Cały czas jednak ubywa z niej cegieł i płyt chodnikowych, bo ktoś to po kryjomu gdzieś wynosi.

Czytałem wczoraj cały wieczór książkę majora Sujkowskiego, gdzie wszystkie aspekty powstania są przedstawione w liczbach. Każda sfera życia w okupowanej Warszawie opisana jest ze wszystkim konsekwencjami ograniczeń narzuconych przez Niemców. Transport publiczny w zasadzie nie istniał. Tego nie byłem świadomy i Wy także pewnie nie. Stąd piosenka – Tramwajem jadę na wojnę – jest fajna i łatwo wpada w ucho, ale z bronią żołnierz do tramwaju raczej by się nie dostał. W pewnym momencie złapałem się na tym, że zacząłem porównywać okoliczności okupacyjne z tymi, w których przyszło mi żyć w latach osiemdziesiątych. Szczególnie te kwestie transportowe mnie uwiodły, albowiem dużo podróżowałem. Powiem tak – różnice są, ale niewielkie. Większość mojego pokolenia pamięta jak wyglądał transport w Warszawie jeszcze w latach siedemdziesiątych. Samochody były, ale złapanie taksówki to był cud. Autobusy jeździły okazyjnie, ale panował w nich straszliwy tłok. Nie było Niemców – to prawda, ale po mieszkaniach nadal chodziły baby ze wsi z mięsem do sprzedania, bo zaopatrzenie sklepów było bardzo słabe. Po więzieniach siedzieli przestępcy, ale także ludzie oskarżeni o tak zwane przestępstwa gospodarcze. Wydziały PG w komendach wojewódzkich MO liczyły dziesiątki osób, a wydziały kryminalne po kilka.

Na prowincji było dużo gorzej niż w Warszawie, a wyprawa gdziekolwiek poza zasięg linii kolejowych była wyczynem. Ja sam, dojeżdżając do szkoły oddalonej o 150 km od mojego domu, musiałem wyruszyć rano, pociągiem do Lublina, żeby tam czekać do godziny piętnastej lub siedemnastej na możliwość załadowania się do autobusu. Często zdarzało się, że mając wykupioną miejscówkę zastawałem tam kogoś innego. Oczywiście, nie było Niemców to fakt, nie wiem czy pamiętacie jednak taką piosenkę – idzie hipis z długimi włosami, skręcił z Kruczej, idzie Alejami…Przypomnę, że milicja legitymowała młodzieńców, którzy mieli dłuższe nieco włosy i mogła takiego zaprowadzić na dołek oraz przetrzymać 48 godzin. Nikt go tam nie bił, to prawda, nie było gestapo. No, ale mówię o uciążliwości życia. Pociąg jeżdżący z Dęblina do Łukowa do późnych lat osiemdziesiątych ciągnięty był przez parową lokomotywę. W latach dziewięćdziesiątych było jeszcze gorzej, bo wiele pociągów i autobusów po prostu przestało jeździć. No, ale nie było Niemca. Nie było też pracy, bezpieczeństwa, możliwości znalezienia normalnego lokalu, po normalnej cenie. Wielu rzeczy nie było. Dęblin, jak za okupanta, był przez całą komunę stacją gdzie przeładowywano mięso wiezione z tak zwanej linii łukowskiej – od chłopów mieszkających we wsiach przy kolei – do miast, nie tylko do Warszawy, ale też na Śląsk. To był masowy ruch, a dworzec i pociągi przed świętami każdego roku pełne były ludzi obładowanych rąbanką. No, ale nie było Niemca.

No, a dziś toczy się dyskusja o tym, czy żyjemy w sanitarnym totalitaryzmie czy nie. Bo policja każe zakładać maski. I każdy martwi się o to, kto tak naprawdę jest właścicielem świata, czy jest to jakiś koncern farmaceutyczny czy też może kilka najbogatszych rodzin żydowskich. Odkrycia te są kolportowane poprzez linki do nagrań cały czas obecnych ja YT, które ktoś tam przecież wstawia za zgodą właścicieli. Kolporterzy tego szajsu robią miny wtajemniczonych w dystrybucję makowego kompotu ćpunów z Puław i uważają, że posiedli jakieś tajemnice, nie znane innym. Albo lepiej – zachowują się jak grypsera pod celą. Codziennie dostaję masę tego spamu i codziennie ktoś żąda ode mnie, bym się opowiedział i wyraził swoją opinię. Jeśli to jest totalitaryzm, to znaczy tyle, że wszyscy zostali skłonieni do jego afirmowania i współpracy. W przełożeniu na realia komuny i okupacji, oznacza to, że każdy kto zabiera głos w sprawie suflowanych w mediach tematów, jest co najmniej prowokatorem. Nawet jeśli czyni to nieświadomie i w dobrej wierze. Wtedy jest głupim prowokatorem. Czym to się różni od opisów okupacyjnego życia zostawionych przez Sujkowskiego? No tym, że tam ludzie musieli przeżyć naprawdę, a ich życie regulowały zarządzenia okupanta i zarządzenia AK, które mało zostawiały miejsca na dyskusje. Dziś każdy ma się tylko wyjęzyczyć na zadany temat i w dziwnym rozedrganiu położyć się do łóżka. Im więcej ma przy tym przekonania, że posiadł wszystkie rozumy, albowiem przywołał parę liczb, tym lepiej. Ja też przywołam teraz kilka liczb. Oto w styczniu i lutym 1944, w samej tylko Warszawie, w obszarze działania Komendy Głównej aresztowano 468 oficerów i ludzi pełniących funkcje oficerskie, z tego 342 zakatowano lub rozstrzelano. AK na dwa tygodnie przed wybuchem Powstania zlikwidowała 130 agentów gestapo. Myślicie, że ktoś przed każdą taką akcją organizował konferencje prasową? Albo publicznie odgrażał się gubernatorowi Fischerowi wołając – będziesz wisiał?! Okay, nie ma Niemca, ale wielu twierdzi, że właśnie jest i za chwilę znów się zacznie. Jeśli się zacznie, pierwszym znakiem będzie zakneblowanie Was wszystkich. Stoicie bowiem na barykadzie informacyjnej. Ostatniej barykadzie Powstania, ale zamiast ją wzmacniać i bronić, rozkradacie cegły i płyty chodnikowe, do spółki z prowokatorami, którym się zdaje, że rzucając groźby, walczą o wolną Polskę.

Powstanie było przygotowywane w ciszy. Do samego końca nikt nie zorientował się, że wybuchnie. Jeśli zaś dziś uważacie, że znajdujecie się w opresji, albo że na waszych oczach dokonuje się ludobójstwo, a waszą rolą jest obarczanie odpowiedzialnością za nie tych, którzy się z Wami nie zgadzają, to niczym się nie różnicie od konfidentów.  Afirmujecie system po prostu, świadomi, że nic Wam nie grozi.  Ten mechanizm stosowany jest ciągle i wszyscy powinni go już dawno rozpoznawać, ale jakoś nie mogą. Pokusa bowiem, by zwracać na siebie uwagę, stymulowana występami różnych Płaczków i Janka Pospieszalskiego, który miał w telefonie dziesiątki sms-ów od Horbana, jest nie do zwalczenia. Chodzi w końcu o to, żeby się opowiedzieć – za prawdą i wolnością, czy przeciw niej. Otóż nie, w prawdziwym totalitaryzmie, o którym nie macie pojęcia, chodzi o to, żeby przeżyć. A przeżycie każdego dnia było w systemie totalitarnym potwornym wysiłkiem. Dziś mamy do czynienia ze stymulowaną manifestacją szaleństwa. Niedługo covid zejdzie z afisza, a bojownicy o sanitarną wolność skierowani zostaną do innych zadań. Wy zaś podążycie za nimi – żeby być na bieżąco i dyskutować o najważniejszych sprawach. Okay, jest wolność i każdy może gadać o czym chce. Ostrzegam jednak, że tutaj wprowadzę pewne ograniczenia. I dopiero wtedy będziecie mogli widowiskowo cierpieć i oskarżać mnie o totalitarne praktyki. Może nawet polecieć na skargę do jakiegoś posła wolnościowej partii.

Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, ale poza książką Davisa i Zychowicza nie ukazały się ostatnio żadne autentyczne zapiski uczestników Powstania. Davis założył wieko na tę trumnę, a Zychowicz powbijał w nią gwoździe powołując się na autorytet Wieczorkiewicza. Sprawa jest zamknięta i wszyscy odetchnęli z ulgą. Wreszcie nie trzeba mówić o tych nudnych powstańcach i można się skupić na sobie, swoich pluszowych cierpieniach, rozterkach i przemyśleniach na temat sanitarnego totalitaryzmu. Ach jakie to przyjemne…Nie zauważając przy tym, że ludzie, którzy naprawdę się nie zaszczepili, naprawdę ryzykują. No, ale nie mają przymusu, by o tym opowiadać, jak na przykład ja.

Im właśnie można powiedzieć, że to przecież zwykła grypa. Tak, jak wczoraj napisałem w komentarzu – byłem dzieckiem i młodym człowiekiem najciężej znoszącym wszystkie infekcje. W domu myśleli, że umrę i nie dożyję dorosłego wieku. No, ale jakoś przeżyłem. Wielu zaś mocniejszych ode mnie, mało chorowitych, silnych i zdrowych mężczyzn odeszło. Nie mówcie mi więc, że nie ma covida, a jest tylko terror sanitarny.

Uskrzydlony sukcesem, jakim jest dla mnie wydanie książki Bitwa o Warszawę 1944, zacząłem sondować możliwość wydania innych książek o Powstaniu, które są autentycznymi relacjami uczestników. A nie były wznawiane od ponad pół wieku. Bo tak jest, nikt tych książek nie rusza, albowiem one w czymś przeszkadzają. Od jednego ze spadkobierców usłyszałem – ale dlaczego pan chce wydać książkę mojego ojca, skoro na allegro jest ona dostępna za 20 zł?

Ostatnia barykada. Schodzimy z niej wymieniając karabiny na kolorowe skarpety z wizerunkiem Pileckiego. Miłej zabawy. Pozostanę przy swoich szajbach.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/bitwa-o-warszawe-1944-major-zbigniew-sujkowski/

  19 komentarzy do “Ostatnia barykada”

  1. Coryllus, niech Pan zajrzy do e-sklepu Muzeum Powstania Warszawskiego. Te kolorowe skarpety to pikuś.

  2. Zajrzałem, aż dziwne, że nie ma przycisku do papieru w kształcie głowy prof. Kunerta

  3. Nie tylko on, „zasłużonych” jest więcej. Barykadę można usypać.

  4. Prawda to. Chciałbym teraz dodać ( bo zazwyczaj ciężko coś dopowiedzieć) że skutki spustoszenia jakie dokonuje się w umysłach poczciwych docierają do mnie coraz mocniej. Dobry mój znajomy fajny facet, zdecydowany antycovidowiec który nie zaszczepi się za żadne skarby, myśli ostatnio bardzo poważnie o sprzedaży swojego ciągnika siodłowego z naczepą ponieważ usłyszał na YouTube że realne jest zagrożenie że ktoś będzie chciał wymusić na nim szczepienie. Alternatywa która się rodzi w jego umyśle to chodowla kóz. Dużo by pisać o moich próbach rozmowy o faktach a nie wizjach proroków. Słabo to wygląda.

  5. Bardziej opłacalne owce.

  6. Jestem trochę młodszy niż przeciętny bywalec tego bloga i z przykrością muszę stwierdzić, że sam widzę jak mój umysł jest „spustoszony” – lepi się do bzdur, „łyka brednie jak pelikan”, próby trzeźwego patrzenia na sprawy wymagają bardzo dużo energii, a i tak nie mam zaufania do własnego rozumowania. Zdaję sobię sprawę z tego, że ja i moi rówieśnicy są mocno nadszarpnięci tą „nowoczesną, elektroniczną wersją prania mózgu” i w takiej sytuacji własne myślenie zaczyna przypominać negocjacje z oszustem.

    Może sytuacja nie jest tak poważna jakby mogło wynikać z tego co napisałem powyżej, wydźwięk wydaje się odrobinę zbyt desperacki, ale nie umiałem tego ująć w innych, słabszych słowach.

    Łatwo jest być akolitą Bartosiaka czy innego dyrygującego emocjami ludka, ciężko po prostu z faktycznym zaangażowaniem „robić swoje” i rozumieć, że to to drugie jest „staniem na ostatniej barykadzie”, a nie to pierwsze.

  7. „Powstanie Warszawskie było ostatnią bitwą Rzeczpospolitej.”    Ta bitwa trwa, wynik nie został rozstrzygnięty. Ona trwa w naszych duszach… Rozumiał to Herbert, Narbut,  Jan Paweł, nawet Rymkiewicz. Wcześniej chyba najlepiej Sienkiewicz. 

  8. Proszę się trzymać tego bloga i Szkoły Nawigatorów, książki z Kliniki Języka , autorzy tekstów/uczestnicy/blogerzy zawsze pomogą/ułatwią proces poszukiwania optymalnego kierunku działania i prawidłowego wiązania faktów

  9. Szanowny Panie Gabrielu,
    jeśli Pan pozwoli, to ja poruszę dwa punkty.
    1.     Sprawa upamiętnienia Hipolita Milewskiego (Pański wpis z 26 stycznia).
    Wiem, że gazeta żyje jeden dzień, ale Pańskie wpisy to nie gazeta. Kwestia renowacji czy też odbudowy grobowca czy też może postawienia nagrobka symbolicznego jest moim zdaniem na tyle ważna, że pozwalam sobie – po pewnych przemyśleniach – dzisiaj do niej wrócić.
    Pojawiły się głosy, żeby to niepotrzebne drzewo jakoś bardzo nieoficjalnie „zlikwidować”. Myślę, że takich rzeczy nie powinno się robić drzewom. Do sprawy usunięcia drzewa trzeba podejść z kręgosłupem prostym jak pień sosny.
    Pan Bonafideus postawił intersującą tezę, że może takie drzewo-samosiejka jest swego rodzaju symbolem trwania. Myśl z gatunku „wiecznie zielone jest drzewo życia”. Mimo jej pewnej atrakcyjności pozwalam sobie wyrazić pogląd polemizujący, a odmienny przy tym od pomysłu wystawienia nagrobka symbolicznego koło grobu żony Hipolita Milewskiego.
    Moim zdaniem, skoro drzewo już wyrosło – bez woli człowieka, szkodząc przy tym ewidentnie zabytkowemu nagrobkowi – to powstał pewien problem, który należy załatwić na tej samej płaszczyźnie, na której zaistniał.
    Nie znając istotnych na pewno okoliczności sprawy, mogę tylko wyrazić uwagę, że nie może być do pomyślenia, iż i zabytkowy nagrobek niszczony przez drzewo i samo drzewo-intruz podlegają takiej samej ochronie. Ze wskazaniem na to, że drzewo ostatecznie powinno przegrać, niestety. Pewnie z obowiązkiem posadzenia innego drzewa w innym miejscu. Rzecz chyba warta takiej, nomen omen, świeczki.
    Pomysł z „doprowadzeniem” Pana Hipolita do Jego żony uparcie uważam za ewentualny strzał w stopę, przy uwzględnieniu wszelkich okoliczności.
    Tak więc, co do nagrobku, sprawa powinna kiedyś się wyjaśnić – to tylko kwestia pewnego uporu i konsekwencji w działaniu.
    Dla mnie najlepszym pomnikiem jest osoba Pana Hipolita; taka, jaka mi się utrwaliła w mojej głowie po lekturze jego wspomnień, zapisu jego fantastycznego życia.
    2.     Dzisiejszy wpis.
    Gorąco namawiam do pielęgnowania tej znajomości. To musi być bardzo mądry człowiek.
    To, jeśli chodzi o akapit 1.
    Kwestia poruszona w akapicie jest według obecnej temperatury spraw społecznych jest bardzo, że się tak wyrażę, „wywrotna”. Jakoś w styczniu Pani Różowa Pantera przedstawiła – sążniste i dopracowane według najlepszych standardów tej Firmy -studium zagadnienia, nad czym następnie odbyła się obszerna i jak zwykle dość ciekawa dyskusja.
    Rozumiem (jakoś tak to dobieram, zatem i zakładam), że Pańskim zamiarem nie jest otwieranie okna na roztrząsanie tego zagadnienia.
    Jedna tylko uwaga przy tej okazji, o ile nie zostanie ona uznana za złamanie zasady niedyskutowania spraw, które nie zostały podane jako tematy do omawiania.
    Napisał Pan: „Nie zauważając przy tym, że ludzie, którzy naprawdę się nie zaszczepili, naprawdę ryzykują”.
    Może to zabawne, a może wcale nie, ale w pierwszym odbiorze „zajarzyło” u mnie takie trochę automatyczne skojarzenie, na bazie takiego prostego ‘dipola’: szczepionka, ryzyko – aha, tak, oczywiście, te pojęcia występują w parze, w komplecie; przecież „było mówione”, że korzyści przewyższają ryzyko.
    Ale po krótkiej chwili refleksja: przecież Pan Gabriel mówił akurat o czymś innym. No jasne, kij ma dwa końce, a na każdym z nich wisi nad nami jakaś forma ryzyka. I bądź tu człowieku mądry… Takie qui pro quo, a temat, który wciska się przez taki niby nieznacznie uchylony lufcik – całkiem konkretny.
    Trzymam się tego, że temat główny, któremu poświęcony jest omawiany wpis, dotyczy ostatniej barykady, bez offtopikowych (tak się już chyba pisze? – jeszcze nie?) dygresji.

  10. Znam temat zabezpieczenia zabytkowego grobowca przez wycięcie wielkiego drzewa, parę lat temu. Po prostu usunięto zagrożenie, wszyscy się złożyli , specjalista drzewo usunął, drewno wywiózł . Ale to był cmentarz parafialny .

    Drzew szkoda, ale nie mogą stwarzać zagrożenia. Kiedyś głośna byka sprawa procesu o odszkodowanie po upadku gałęzi na cmentarzu parafialnym. Setki tysięcy złotych – zapłaciła parafia.

    Jest jeszcze dobra metoda mocnego przycinania drzew, ale to nie dotyczy tego przypadku, bo przeszkadza pień u podstawy.

    Usuwanie zagrożenia to twardy argument, miękną wszyscy. Bo jeśli powstrzymają działanie, a coś się wydarzy, mają kłopot.

  11. Niestety ryzyko jest w obu przypadkach. Przy niezaszczepieniu po prostu sporo większe.

  12. 1.Moim zdaniem powstanie „zamknęło” epokę Rzeczpospolitej „szlacheckiej”, otworzyło Rzeczpospolitej „włościańskiej” (w mentalności, w postawach, bez żadnych negatywnych sugestii).

    2.Temat nagrobka jest już zdecydowany i zamknięty przez Gospodarza. Nie ma sensu dywagować po raz kolejny na problemem, który został już rozwiązany.

    3. „…ludzie, którzy naprawdę się nie zaszczepili, naprawdę ryzykują. No, ale nie mają przymusu, by o tym opowiadać, jak na przykład ja.” Moim zdaniem ludzie, którzy się zaszczepili naprawdę ryzykują. Mój kolega, który był sceptycznie nastawiony do tych „szczepionek” dał się jednak w końcu przekonać. Po drugiej dawce dostał czasowego paraliżu połowy twarzy, a gdy to zeszło dostał czasowego paraliżu kończyn dolnych, a gdy to zeszło dostał czasowych zaników pamięci. Wyszedł z tego i teraz żyje w strachu czy coś jeszcze mu się nie przyplącze, a nikt nie potrafi mu na to pytanie dać wiarygodnej odpowiedzi. Przeklina swoją decyzję każdego dnia i chciałby cofnąć czas by to zmienić. Ja mam głębokie przekonanie, że nie powinienem tego robić. Każdy decyduje za siebie i koniec tematu.

  13. Panie Gabrielu, covid może i był w 2020, a może i nie i mamy do czynienia z eksperymentem medialbym podobnym do tego jaki w latach (chyba) trzydziestych wykonano w jednej z Nowojorskich rozgłośni radiowych gdy czytano powieść o ataku marsjan a ludzie słuchający tego wpadli w panikę. Myśleli że marsjanie atakują. Covid może jest takim wirusem strachu, ale biologiczny już dawno zmutował i straszy się nas marsjanami. Mojego Tate zabił szpital czekający na osoby chore na kowid. Statystyki GUS odnośnie liczby hospitalizacji w roku 2020 w porównaniu z tokiem 2019 czy 2018 też dają do myślenia. Kowid to miś naszych czasów. Nie musimy walczyć o przeżycie, też nad tym często myślę, ale gdy przychodzi co do czego to się okazuje że z dzieckiem do lekarza pójść nie jest ani łatwe ani przyjemne, a jak ma niedajBoże katar lub jak ma czelność kaszlnąć to koniec świata. Ja jestem na pewno jeden z tych głupich prowokatorów, niech będzie. Widzę wystarczająco dużo znaków że to jest miś ba miarę naszych możliwości, i nie wygląda na to żeby miało się cokolwiek skończyć, a na pewno nie kowid.

  14. Swoją drogą nikt nie wznawiał świetnej „kroniki lat wojny i okupacji ” Ludwika Landaua (chyba od lat 60 tych nie było wznowień).  Aż sie prosi o wydanie nieocenzurowanej wersji (pominieto wtedyzapiski dotyczące okupacji sowieckiej i sowietów), ale chyba nikt nie jest zainteresowany wznowieniem (trzy tomy), ale jest to kapitalne żródło informacji o okupacji w Warszawie i nie tylko i panujacych nastrojach. Pisane niemal codziennie.

  15. Na tę chwilę szanowny Panie, to jeszcze tego nie wiemy, bo jeszcze to sprawdzają.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.