Dla tych, którzy nie wiedzą o co chodzi, podaję na samym początku ważną informację – wyrazy „oszuści pretensjonalni” to nawiązanie do tytułu jednego z filmów nurtu „moralnego niepokoju” zatytułowanego „Aktorzy prowincjonalni” wyreżyserowanego przez znaną opozycyjną reżyserkę Agnieszkę Holland.
Dlaczego taki zabieg zastosowałem? Sami musicie ocenić, ja Wam zagadek rozwiązywał nie będę. Od tego są mistrzowie pióra i kamery.
Teraz powiem o co chodzi z tym rozwarstwieniem. Jak byłem na studiach – historia sztuki – rozwarstwialiśmy kościoły. Konkretnie zaś kolegiatę wtedy, a dziś katedrę w Świdnicy. W tym rozwarstwianiu chodzi o to, by wskazać co w kościele pochodzi ze średniowiecza, a co z okresów późniejszych. Jest to przyjemna i w zasadzie bezcelowa zabawa. No, ale jako metoda może się przydać w innych okolicznościach.
Teraz do rzeczy. Jak to wielokrotnie deklarowałem nie miałem i nie mam zamiaru zajmować się tematami z górnej półki lub jak kto woli ze szczytu listy rankingowej. Przyczyny są oczywiste i każdy je rozumie. Czasem jednak robię wyjątek, ale tylko wtedy kiedy te tematy wchodzą mi do domu przez telewizor i są jeszcze nachalnie lansowane w Internecie. Wczoraj, dla przykładu, puścili nowy film o sprawie Przemyka, który nosi tytuł „Tak, żeby nie było śladów”.
Nie miałem zamiaru oglądać tego filmu, bo wolałem po raz kolejny obejrzeć doktora House’a, który mnie odpręża. A przypadkiem jeszcze trafiłem na Jana Monczkę w serialu „Tulipan”, gdzie tenże Monczka odgrywał Jerzego Juliana Kalibabkę. Wyłączyłem po piętnastu minutach, bo to jest coś znacznie gorszego niż powieść „Pan Samochodzik i Winnetou”. No i tak trafiłem na film o Przemyku. Było już po pobiciu i śmierci i akurat zaczynał się pogrzeb, który prowadził ksiądz Popiełuszko. Gangsterzy zaś z Kiszczakiem na czele i Jaruzelskim pokazanym jako komunistyczna pytia, zaczynali ustalać swoją wersję wydarzeń. Czynili to w taki sposób, byśmy nie mieli wątpliwości, że aktorzy kogoś udają. Jaruzelski gadał jak Jaruzelski z telewizji, a Kiszczak też tak dziwnie skrzeczał. Pogrzeb, który przerodził się w całkiem nie zaplanowaną demonstrację polityczną, stał się dla nich problemem – to nam chciał pokazać reżyser. Cały film zaś jest o tym, jak aparat bezpieczeństwa uwiarygodnił, absurdalną narrację i uczynił ją obowiązującą.
Dziś od rana czytam sobie w co tam w wiki napisane jest o sprawie Przemyka. Otóż w zasadzie nic. Jeśli porównać to, co jest w filmie z tym, co jest w sieci, to w sieci nie ma nic. Od razu więc rodzi się pytanie – jedno z tych rozwarstwiających – kto kłamie – Internet czy reżyser, który głównym bohaterem uczynił Jerzego Popiela, starszego kolegę Grzegorza Przemyka. Ten Popiel ma być głównym świadkiem w sądzie, a SB ma nie dopuścić do tego, by złożył zeznania obciążające milicjantów. Czyli, mówiąc językiem dzisiejszym, musi stworzyć narrację, którą będzie mógł swoim autorytetem uwiarygodnić generał Kiszczak. Po co w ogóle to robić? Tego właśnie nie wiemy. Prokurator, krajowy który w tym filmie działa – z przyczyn koniunkturalnych – przeciwko milicji mówi w pewnym momencie do Kiszczaka – spieprzyliście sprawę towarzysze, trzeba było posadzić dwóch gamoni z Zamojskiego i sprawa byłaby załatwiona. No, ale nie była, najwyższe czynniki wraz z Jaruzelskim zaangażowały się w to, by nie posadzić dwóch gamoni z Zamojskiego, którzy zabili niewinnego chłopaka. Tak to wygląda w filmie, no chyba, że reżyser kłamie.
Wracajmy do głównego bohatera tego obrazu – Jerzego Popiela. Po co go reżyser wymyślił? Nie mógł zrobić filmu samym Przemyku? Pewnie mógł, ale ktoś mu doradził, żeby zrobił o Popielu, który – powtórzę – nie istniał. Nieistniejący, a najważniejszy świadek procesu przeciwko aparatowi przemocy PRL, określony jest w czasie narady u Kiszczaka słowami takimi oto – przestępca, degenerat, śmieć. Nie oglądałem początku filmu więc nie wiedziałem o kogo chodzi. W trakcie projekcji okazało się, że ojciec nieistniejącego w rzeczywistości, głównego bohatera filmu o śmierci Grzegorza Przemyka, najważniejszego świadka, jest oficerem sił powietrznych w stopniu, o ile dobrze zauważyłem kapitana. Łał! Czy aby na pewno towarzysz Kiszczak zważył słowa nazywając jego syna degeneratem? I chyba jeszcze złodziejem go nazwał, a na pewno narkomanem. No nie wiem. Ojciec nieistniejącego świadka, grany przez Jacka Braciaka, ma jeszcze fermę królików. Matka zaś ma zakład fryzjerski w Siedlcach. Widzimy więc, że ludzie ci należą do establishmentu, w mieście położonym obok innego miasta – Mińska Mazowieckiego – gdzie znajduje się jedno z ważniejszych lotnisk wojskowych w kraju. SB zaczyna prześladowanie i szykany tych ludzi. Oni zaś próbują namówić swojego syna, by zmienił zeznania i zwalił wszystko na sanitariuszy, którzy wieźli Przemyka do szpitala. Ci się bronią początkowo, ale są skończonymi gamoniami. I jednemu udaje się wmówić, że powinien się przyznać do niepopełnionej zbrodni. Straszą go, że jak się nie przyzna to jego teściowie zostaną odwołani z placówki dyplomatycznej w Rzymie, a jego syn Piotruś zostanie rozsmarowany na asfalcie. Eskalacja gróźb idzie w tym kierunku, który wskazałem – najpierw odwołanie teściów z Rzymu, potem zamordowanie dziecka. To jest trochę demaskujące i w mojej, być może błędnej, ocenie wskazuje na to iż reżyser miał dostęp do jakichś dokumentów sprawy, do których wglądu nie mieli redaktorzy wiki, ale papiery te przeczytał całkiem bez zrozumienia. No jak teściowie sanitariusza pół debila mogli być na placówce w Rzymie? Weźcie się ludzie zastanówcie. To jest, w mojej, być może błędnej ocenie, możliwe tylko wtedy, jeśli przyjmiemy, że ten sanitariusz w ogóle nie był sanitariuszem, a tylko takiego udawał.
Z tym wymuszeniem zeznań na sanitariuszach jest pewien kłopot, bo jak wieźli Przemyka do szpitala, gdzieś na oddział, który mieścił się na piętrze, to w windzie był windziarz. No i on też musiałby składać zeznania, które uwiarygodniłyby wersję odpowiadającą generałowi Jaruzelskiemu i generałowi Kiszczakowi. No i ten windziarz ma nazwisko w filmie. Nigdy nie zgadniecie jakie. Otóż on się nazywa Zychowicz. Nie wiem kto był konsultantem tego obrazu, ale szutnik z tego człowieka musi być pierwszej wody.
Od razu mi się przypomniało, jak kiedyś rozmawiałem z Barbarą Fedyszak Radziejowską i ona mi opowiadała, jak po zamordowaniu księdza Popiełuszki, przeszukali jej mieszkanie i wezwali na przesłuchanie, a oficer który je prowadził przedstawił się podając nazwisko Piotrowski. Podobna sytuacja.
Najciekawsze w tym filmie są relacje pomiędzy ojcem nieistniejącego świadka Jerzego Popiela, a matką zamordowanego Grzegorza Przemyka. Ona ukrywa Jerzego przed tym ojcem korzystając ze swoich kontaktów w opozycji. Konspira – rozumiecie. Ojciec zaś próbuje po licznych przygodach z milicją i SB, która chce wymusić na nim, by skłonił swojego syna – nie istniejącego nigdy – do złożenia zeznań satysfakcjonujących generałów.
Najlepsze jest jednak kiedy SB dowiaduje się, z listów, znalezionych w mieszkaniu Popielów, że Jerzy Popiel, nie istniejący nigdy, najważniejszy świadek, był kochankiem matki swojego najlepszego przyjaciela Grzegorza Przemyka. Ja przyznam, aż przysiadłem. To ci dopiero szarża reżyserska. Tu Komitet Prymasowski, ksiądz Popiełuszko celebrujący uroczystości pogrzebowe, mecenas Bednarkiewicz, jako pełnomocnik matki i nie istniejącego w rzeczywistości świadka Jerzego Popiela, a tu seks afera z pełnoletnim co prawda, ale jednak deczko młodocianym synem kapitana wojsk lotniczych z Mińska, którego Kiszczak nazywa narkomanem i degeneratem.
W pewnym momencie Braciak przychodzi o matki Przemyka i wprost mówi do niej, by skłoniła jego syna do zmiany zeznań. Skoro wciągnęła go do łóżka, to może i takiej sztuki dokonać. Ona jednak ubliża mu i wyrzuca go z domu. On zaś – i tu chyba reżyser już naprawdę przesadził – mówi, że pójdzie do prymasa i opowie jej także o innych uwiedzionych chłopakach, bo nie o jednego Jurka przecież chodzi.
Film jest utrzymany w klimacie kina moralnego niepokoju, dokładnie takim samym, jak film „Aktorzy prowincjonalni” wyreżyserowany przez znaną opozycyjną reżyserkę Agnieszkę Holland, tylko że tamten wszedł na ekrany kin już w roku 1979, a ten dopiero teraz. Trochę późno, ale lepiej późno niż wcale.
Po tej rozmowie z ojcem swojego młodego kochanka – nigdy nie istniejącego – matka zamordowanego Grzegorza Przemyka, przeżywa załamanie nerwowe. Kiedy dochodzi do procesu, to ona – na oczach zdumionej publiczności – rezygnuje na piśmie z funkcji oskarżyciela posiłkowego. Pozostaje jednak moralnie czysta, albowiem – jak chce nam to powiedzieć reżyser – nie ma już siły by żyć.
Przypomnę raz jeszcze – film jest o prawdziwej zbrodni, a jego głównym bohaterem jest fikcyjny świadek, którego uwikłania, dotyczące też matki Przemyka – Barbary Sadowskiej – są pokazywane na tyle szczegółowo, byśmy się – sami z siebie – zaczęli zastanawiać czy to nie można był w tym filmie dać windziarzowi jakiegoś innego nazwiska? Na przykład – Piotrowski? Jest ono wszak o wiele bardziej popularne niż nazwisko Zychowicz. No, ale nie my widzowie decydujemy. Wszystko w filmie zależy przecież od reżysera.
Film kończy się ogłoszeniem wyroku uniewinniającego milicjantów i skazującego sanitariuszy, którzy przyznali się do winy. Pokazują też brawurowe i bezkompromisowe wystąpienie Jerzego Popiela, najważniejszego świadka, który nie dał się złamać, był bowiem najlepszym przyjacielem Przemyka. Mówię o wystąpieniu świadka, który nie istniał. Wskazuje on morderców wprost, nie zważa na groźby prokuratora – strasznej baby w lisiej czapie. No, ale sąd uniewinnia milicjantów. Matka Przemyka zaś, już w ostatnich sekwencjach filmu odczytuje na schodach swój wiersz o zamordowanym dziecku, a obok stoi ksiądz Jerzy Popiełuszko.
Powiem tak – każdy powinien obejrzeć ten film, bo jest on świetny. Najlepsze zaś jest w nim to, że ani razu nie pokazano Jerzego Urbana, ani też nie wspomniano o lekarce Barbarze Makowskiej-Witkowskiej, która została oskarżona o napadanie na pacjentów i okradanie ich. Potem przesiedziała rok w więzieniu, ale została uniewinniona, wyrok zatarto i mogła znów pracować. Tych osób nie ma, ale jest – nigdy nie istniejący – Jerzy Popiel, przyjaciel Przemyka z Siedlec. Jeśli chodzi o Urbana, to mam taką teorię – mogli go nie pokazać w filmie, bo był on wszak zaprzyjaźniony ze znaną opozycyjną reżyserką Agnieszką Holland.
Kiedy wpiszemy nazwisko Jerzy Popiel w gugla, otrzymamy biogram lotnika Jerzego Popiela, a także informację, że pierwowzorem postaci był Cezary Filozof, przyjaciel Przemyka zatrzymany z nim razem przez milicję. Kiedy wpisujemy w gugla hasło „Cezary Filozof” otrzymujemy biografię Cezarego Wodzińskiego, najwyraźniej nie związanego ze sprawą Przemyka, a także to
No i informację, że prawdziwy Cezary Filozof mieszkał w Radomiu na Gołębiowie. To super, bo w Radomiu jest prawie tak samo ważne lotnisko, jak to w Mińsku Mazowieckim, powiat siedlecki.
Jak wnosić możemy z artykułu pod linkiem, prawdziwy Cezary Filozof żyje i nawet udzielał się w radio, opowiadając o sprawie. Czy wobec tego reżyser nie przesadził czasem tworząc tak szaloną narrację? Nie żyje Grzegorz Przemyk, nie żyje ksiądz Popiełuszko, nie żyje Barbara Sadowska, Barbara Makowska-Witkowska też nie żyje, a on robi film o tym, że Jurek Popiel, którego pierwowzór akurat żyje, był kochankiem matki Przemyka? W dodatku nie jedynym młodocianym kochankiem? Czy ci ludzie całkowicie powariowali? Pierwowzór postaci Jerzego Popiela powinien teraz pozwać reżysera do sądu. Bo jak inaczej? To są wszak niemożliwe rzeczy. Piszą, że śledziło go 240 agentów, a reżyser filmu „Tak, żeby nie było śladów” robi z niego żigolaka, a z matki Przemyka starą, pardon, kurwę? I dokłada do tego księdza Popiełuszkę?
Publiczność zaś internetowa i młodociani recenzenci wyją z zachwytu nad grą aktorów? Czy oni nie widzą, że ten scenariusz się rozłazi w rękach? Może. Równie prawdopodobne jest jednak to, że to my czegoś nie widzimy, a oni widzą i wiedzą dokładnie wszystko. Przede wszystkim zaś wiedzą jak zareagować właściwie na taki film.
Dziękuję za uwagę.
Przypominam, że 24 maja, w klubokawiarni Babel o godzinie 18, chyba, w Warszawie, odbędzie się spotkanie z Tomkiem Bereźnickim. Następnego dnia – 25 maja, o 18, w pałacu w Ojrzanowie, między Tarczynem, a Grodziskiem Mazowieckim, odbędzie się mój wieczór autorski.
Chodzi o zatarcie wszystkiego, z pokrzywdzonej matki zrobić …., Nie ma świętości i tyle…. Ale widać że frakcje PRLowsko PZPRowskie ubecko i WSI się ścierały w tamtych czasach i być może do teraz nie popuścily
Moja ciotka z Warszawy znala Barbare Sadowska.
Wystarczy zdobyc pelnomocnictwo rodziny i mozna starac sie o uzyskanie zadoscuczynienia z art. 448 KC . Upierdliwy adwokacina wycisnie z tego niezly hajs, tylko trzeba sie wyzbyc tych wszystkich judeochrzescijanskich uprzedzen i prowadzic postepowanie na gruncie prawa Hammurabiego.
Ciekawe, ze IPN-y i te rozne fundacyjki nie reaguja, ale warto probowac.
Jak powiedzial Janek Pospieszalski – warto rozmawiac – ale najlepiej od razu w sadzie z pelnomocnikiem pozwanego.
https://pbs.twimg.com/media/FAcSuP3WUAMpAZZ.jpg
https://twitter.com/FundacjaKurtyki/status/1443848157293654047
Art. 448. [Zadośćuczynienie za naruszenie dobra osobistego]
W razie naruszenia dobra osobistego sąd może przyznać temu, czyje dobro osobiste zostało naruszone, odpowiednią sumę tytułem zadośćuczynienia pieniężnego za doznaną krzywdę lub na jego żądanie zasądzić odpowiednią sumę pieniężną na wskazany przez niego cel społeczny, niezależnie od innych środków potrzebnych do usunięcia skutków naruszenia.
No, ale Cezary najwyraźniej nie chce
Myślę, że ta sprawa przekracza wyobraźnię nas wszystkich
kiedyś były infa w internecie że ten Cezary z Radomia był bardzo szykanowany, no ale jakoś z tych szykan wyszedł. teraz na Karowej w DSH jest wystawa fotograficzna z fotkami z tamtych czasów /angielski reporter/, jest fotka zrozpaczonej P. Sadowskiej i księdza Popiełuszko i 100 innych fotek pokazujących rozpacz tego kraju tj puste półki, toaleciak nanizany na sznurek z papieru, sprzedaż rąbanki z bagażówki, kolejka po sukienki w Modzie Polskiej i inne specjały tamtego okresu.
Nie ma Pan niestety bladego pojęcia o tym jak Polsce fatycznie wygląda proces o ochronę dóbr osobistych. W tym konkretnym przypadku żyjący pierwowzór postaci Jerzego Popiela nie ma najmniejszych szans na jakiekolwiek zadośćuczynienie.
Pan nie wie, jak to zrobić, ale może jest ktoś, kto będzie wiedział.
A spadkobiercy Sadowskiej?
Tutaj sytuacja jest inna – jej wizerunek został w filmie zszargany – szanse są bez porównania większe.
A o kim ja pisałem?
Trzeba by rozwarstwić listę płac przypisaną do tego filmu i wtedy można śmiało tworzyć teorię strun 🙂
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.