paź 082022
 

Jak to już zostało dawno ustalone, kontrrewolucja na naszym terenie to preparat stworzony przez bolszewików i ich popleczników, służący do tego, by uwiarygodnić tychże bolszewików oraz ich system. Kontra na wschodzie Europy jest słaba, podzielona, moralnie podejrzana i nie posiada żadnej legitymacji na sprawowanie władzy poza wątpliwymi bardzo sentymentami i tęsknotą za dawnymi dobrymi czasami. W związku z czym musi zniknąć, a wcześniej musi dostarczyć bolszewikom szeregu pretekstów do zmiany wszystkich możliwych stosunków w państwie. W miarę jak oddalamy się od Rosji, funkcja kontry zmienia się, a ona sama staje się coraz mocniejsza. Tak było dawniej, a jak będzie teraz to się okaże. Tendencja ta wynika wprost z faktu, że socjalizm i komunizm to formaty eksportowe, wymyślone na zachodzie, które miały pozbawić wschodnie organizacje, dążące do dominacji, podstaw istnienia i wepchnąć je w otchłań rewolucji. Pisaliśmy o tym wielokrotnie, ja tylko w tym miejscu dodam, że w sprawie kontry na naszym terenie nic się nie zmieniło, poza bolszewikiem, który ją sponsoruje. I to widzimy gołym okiem, nie trzeba nikomu takich rzeczy udowadniać. Co jednak w takim razie z naszym kochanym państwem socjalistycznym? Format bowiem, który tu opisuje, choć obowiązujący i pewny, nie ma zbyt wielu zwolenników poza tym blogiem. Ludzie bowiem dzielą się na zwolenników i przeciwników państwa, upierając się, że to jest kryterium istotne. Musimy sobie więc zadać pytanie – czy właściwie zdefiniowaliśmy rolę państwa w naszym życiu?

W cytowanych tu przeze mnie wielokrotnie wspomnieniach Vollarda, przytoczona jest rozmowa, jaką Pierre Auguste Renoir toczył z szefem paryskiej policji w czasach Komuny – Raulem Rigault – tym, który padł pod ścianą w wierszu Broniewskiego „Komuna Paryska”. Ten ostatni próbował nawrócić malarza na komunizm, choć przecież wszyscy wiedzieli, że Komuna w Paryżu to piąta kolumna dynastii Hohenzollern. Renoir zaś, z prostotą dziecka powiedział mu, że dopiero Wersal, ze strachu przez Niemcami i takimi jak Raul Rigault będzie serio i poważnie negocjował ustępstwa wobec ludu. Czy tym była III Republika? Można dyskutować, ale mamy tu zarysowany pewien schemat a rebours naszych tez, a jednocześnie taki, który je potwierdza. Za Komuną w Paryżu stał Bismarck, a za kontrą na wschodzie Europy stoi bolszewizm.

Największym wrogiem kontry w czasach pokoju jest państwo. Kontrrewolucjoniści zawsze znajdują wiele przykładów z przeszłości, które jasno wskazują, że państwo było dla swoich obywateli opresją. W czasach rewolucji tak było z pewnością, tylko gdzie w czasach rewolucji była w Polsce kontra? To jest ważne pytanie, a ja mam na myśli kontrę, taką, jaka ujawnia się dzisiaj, kontrę, która rozpaczliwie rozgląda się wokół, w poszukiwaniu jakiegoś uzasadnienia dla swoich wyczynów, innego niż bolszewizm. I tym uzasadnieniem jest zwykle Roman Dmowski, przerzucany z rąk do rąk, jak gorący kartofel. Można by uznać moją działalność wydawniczą za pewien rodzaj eksperymentu, nikt chyba z wydawców w Polsce nie zainwestował tyle czasu i  środków w popularyzację autorów jawnie kontrrewolucyjnych. Wydaliśmy Milewskiego, Woyniłłowicza, Małyńskiego, Zaleskiego. To wiele. Czy kontra się tym zainteresowała i pogłębiła swoją doktrynę w oparciu o te pisma? Oczywiście, że nie. Kontra przebrała się w dziwne łachy i zaczęła głosić pochwałę rewolucji bolszewickiej, a jedynym uznawanym przez nią państwem jest PRL. No i Rosja oczywiście. Najważniejszym zaś wrogiem jest państwo polskie. Państwo to, organizacja słaba, o wątpliwej bardzo tradycji, nie umiejące – przez swoich urzędników – zaleźć żadnej dobrej, doktrynalnej podstawy do istnienia, państwo podzielone i szukające ciągle popleczników wśród obywateli i różnych zagranicznych mocy, jest dla dzisiejszej kontry największą opresją. To niezwykłe moim zdaniem. Tak, jak niezwykłe jest wskazanie, że jawnie bolszewicka dyktatura, czyli PRL, była tą organizacją, która najpełniej reprezentowała Polaków. Dziś zaś jest nią też Moskwa.

Powróćmy do wymienionych tu przed chwilą, a wydanych przez nasze wydawnictwo autorów. Żaden z nich nie kontestował państwa polskiego. To byli kontrrewolucjoniści z istoty, wielcy właściciele i politycy funkcjonujący w ramach prawa, jakie by ono nie było, którzy popierali państwo. Czy to państwo popierało ich? Oczywiście nie, albowiem widziało źródło swojej siły w opresji fiskalnej oraz obcej agenturze. Samo zaś, zaraz po zaistnieniu na mapie, podzieliło się trwale na kilka politycznych obozów, które nie potrafiły odnaleźć sensu swojego istnienia w jednym organizmie państwowym. To bardzo ułatwiło innym rewolucjonistom, którzy traktowali swoją misję poważniej niż Piłsudski i jego następcy, likwidację naszego państwa.

Lista błędów popełnionych w II RP, grzechów wręcz jakich państwo dopuściło się wobec obywateli jest bardzo długa. Nie będziemy się dziś nimi zajmować. Zadajmy pytanie – czy nasze współczesne państwo jest podobne do II RP? Oczywiście, że nie. Kłopot polega na tym, że jego urzędnicy nie chcą tego zrozumieć, a minister Czarnek sponsoruje działający na YT kanał człowieka nazwiskiem Leszek Pietrzak, zatytułowany „Zakazane historie”. I nikt tu nie widzi żadnej sprzeczności, wręcz schizofrenii. Sprzedaje się bowiem – w państwowym opakowaniu – kontrrewolucyjny format. Kontrrewolucyjny w znaczeniu współczesnym, czyli bolszewicki. To jest proste do wskazania i do wyjaśnienia, choć wielu ludzi wierzy w to, że można – używając narzędzi stworzonych przeciwko państwu – promować wartości, które są dla tego państwa istotne. Tu może trochę przesadziłem – które są uważane za istotne.

Państwo nasze, które usiłuje ocalić dziś swoje istnienie, bo w tym momencie się znajdujemy, a nie w chwili triumfu, jak zdaje się niektórym, wyrosło z okoliczności roku 1989. To był rok, w którym bolszewicy stworzyli na swoje potrzeby kontrę. Ta zaś, w żaden sposób nie potrafiła zrozumieć swojej roli i dostarczała bolszewikom licznych pretekstów do okradania narodu. I to jest praktykowane do dziś. Ujawniło się zaś w pełnej krasie dzięki wojnie na Ukrainie. Rok 1989 był rokiem, w którym bolszewia zdjęła lekko ze swoich ramion odpowiedzialność za państwo i przerzuciła ją na naród, podsuwając jednocześnie szereg malowniczych uzasadnień dla tej operacji. Kolportażem tych uzasadnień zajęli się towarzysze artyści oraz Jerzy Urban. Naród zaś przestał jednoczyć się wokół państwa, a zaczął jednoczyć się wokół papieża, przynajmniej do chwili, kiedy ten żył. W państwie naszym poza kluczowymi dla rodzin bolszewickich obszarami, których tu nie wymienię, obszarami podporządkowanymi interesom obcym, zagnieździły się jawne agentury. One kolportowały szeroko format taki, jaki wszyscy dobrze pamiętamy – o głupocie, klerykalizmie i zacofaniu Polaków. To wszystko właśnie odróżnia współczesne państwo od II RP, która rodziła się w entuzjazmie wszystkich warstw społecznych, przy wielkich nadziejach. Państwo nasze, przez ponad dwie dekady swojego istnienia służyło do eksploatacji obywateli, którzy mieli doń stosunek ambiwalentny. I tak to trwało, dopóki nie zmieniła się doktryna sąsiadów, którzy znudzili się już pokojem i stagnacją i postanowili na nowo rozdać karty w Europie. Wtedy różne potęgi zamorskie dały naszemu państwu szansę. Ona jest realna, a państwo nie stosuje dziś takich chwytów jak II RP. To znaczy w wymiarze najbardziej widocznym, że technologie, jakie proponuje się wojsku działają. Inaczej było w II RP.

Państwo oczywiście uporczywie próbuje zakłamywać własną historię, twierdząc, że jest ona osadzona w tradycji tamtej Polski, czym daje kontrze sponsorowanej przez bolszewików szereg powodów do szyderstw i ataków. To się zapewne nie zmieni, skoro Czarnek sponsoruje „Zakazane historie”. Nie ma jednak przymusu, by te elukubracje oglądać. Państwo nasze, a przynajmniej spora część jego administracji rozumie, że nie ma na tym świecie innego sojusznika niż naród. Żeby to zmienić potrzebna jest naprawdę poważna deprawacja, albo poważny strach. Na zastosowanie jednego i drugiego się na razie nie zanosi. Wobec kryzysu w państwach tradycyjnie nam wrogich, nie ma mowy o wyasygnowaniu budżetu na deprawację urzędników państwowych, a  straszyć ich nie ma czym. Już z przekupywaniem samorządów są poważnie kłopoty, a będzie gorzej. Można mieć więc pewność, że misja naszego państwa, sformatowana przeciwko bolszewii i stworzonej przez nią kontrze, utrzyma się jeszcze jakiś czas. Musimy więc dziś na nowo zdefiniować czym jest dla nas państwo. Wielu postrzega je jako opresję, ale nie zadaje sobie pytania co by było bez państwa. Najciekawsze moim zdaniem jest to, że ową opresyjną działalność państwa, wskazują zwykle ludzi zatrudniani przez państwo. Tyle, że niezadowoleni z warunków jakie ono stwarza swoim funkcjonariuszom. Nie spotkałem w ostatnim czasie biznesmena, osoby wolnego zawodu, czy artysty, który na państwo by narzekał. To dobrze rokuje, ale stwarza też obszar potencjalnej korupcji i instalacji programów wrogich państwu w samej jego strukturze. Ludzie wolni nie będą zwalczać państwa polskiego, tak jak nie zwalczali go panowie Milewski, Woyniłłowicz, Malyński i Zaleski. Ich następcy będą z tym państwem – być może – polemizować w ramach obowiązującego prawa, a może nawet dojdą kiedyś do tego, że wrogie państwu agentury instalują się wyłącznie w strukturach państwowych. Co spowoduje natychmiastową i widoczną zmianę kursu politycznego. Nasi wrogowie w ostatnich dekadach postawili na samorządy, kradnąc ideę wolności i tych cholernych małych ojczyzn. Teraz, jeśli okrzepną spróbują czegoś innego. Ich działalność zaś zaznaczy się w różnych schizofrenicznych podrygach, urzędników niższych rangą, którzy – poprzez swoją aktywność – będą się starali awansować. Obserwujmy to ze spokojem. Jesteśmy wolni.

  5 komentarzy do “Państwo i kontrrewolucja”

  1. Właśnie stoimy przed taka szansa jak w 1918, ci co nas „okupują”, przegrywają na tej wojnie. Tylko jak gadam wśród znajomych że czas kopnąć w tyłek proniemiecki i prorosyjski protektorat to od razu słyszę że przecież jesteśmy wolni i w w wielkiej UE.

  2. Dziejowe okazje trzeba wykorzystywać, bo zdarzają się nader rzadko a niewykorzystane powodują przedłużanie się czasu zdarzenia następnych i bardzo dużo kosztują.

    Okazuje się, że Turcja krętą i z wstrząsami drogą, budowała swoją pozycję po II WŚ(drugiej armii NATO po US Army), będąc sojusznikiem USA i  bazą USA do kontroli obszaru Bliskiego Wschodu.

    Pół wieku budowania przez Turcję swojej siły militarnej w oparciu o USA sprawiło, że prezydent Erdogan postanowił prowadzić bardziej suwerenną politykę, lawirując pomiędzy USA-Rosja-UE, aspirując do pozycji mocarstwa regionalnego, co nie może się podobać Izraelowi, który siebie uważa za takie regionalne mocarstwo na BW.

    Nieudany zamach stanu z lipca 2016 roku, o inspirację którego Erdogan oskarżył Fethullaha Gülena, muzułmańskiego uczonego, myśliciela, pisarza, poety, moralistę, przewodnika duchowego i lidera Ruchu Gülena, przebywającego na emigracji w USA.

    Prawdopodobnie to Rosja ostrzegła Erdogana o grożącym mu niebezpieczeństwie a było to ~10 miesięcy po rosyjskiej interwencji militarnej w Syrii, która rozpoczęła się 30 września 2015 r., kiedy rosyjskie lotnictwo przystąpiło do lotów bojowych na tym teatrze działań.

    Prawdopodobnie USA chciały zmienić władzę w Turcji, na bardziej skłonne do współpracy z USA a przeciw Rosji.

  3. Kijów, Praga i Warszawa są wolne. Jest zboże i gaz. Jesteśmy wolni.

  4. To była parafraza założyciela dynastii Ming : jest zboże, są mury, jestem cesarzem.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.