gru 032021
 

W sytuacji, kiedy dominują na rynku książki patoprodukty, najlepiej mieć ich dużo, w różnych cenach. Muszę to zapamiętać, choć niby przecież o tym wiedziałem wcześniej. No, ale wiedziałem jakoś tak nie do końca. Sytuacja w pandemii czy też fałszywej pandemii, nie ma żadnego znaczenia dla rynku książki, powoduje, że ludzie prześlizgują się pomiędzy stoiskami i jedyną rzeczą, która zwraca ich uwagę jest możliwość kupienia dwóch książek w cenie jednej, albo trzech w cenie dwóch. I nie żadnego znaczenia kto napisał te książki, ani jaki one mają tytuł. Sytuacja ta składnia wydawców do wypuszczania na rynek patoproduktów, które udają książkę i dają czytelnikowi tę satysfakcję, której on właśnie szuka – dwa w jednym. To jest nie do zwalczenia.

Jak dowiedzieliśmy się z targów książki historycznej, patoprodukt, to nie tylko powieść romansowa, czy pornograficzna. Swoją drogą ciekaw jestem tych pornograficznych opisów w dobie kiedy pornografia jest właściwie normą. Patoproduktem może być książka polityczna, zawierająca przemyślenia na tematy bieżące, które – jak to mawiają czasem poważni redaktorzy – dotyczą nas wszystkich. Nie wiem skąd pewność, że dotyczą, ale niech im będzie. Właśnie dowiedziałem się, a propos poważnych redaktorów, że Igor Janke powrócił na salon24, jako autor. To jest doprawdy coś niezwykłego, jakiś – jak przed wojną mawiali prawnicy ze starej szkoły – socjalistyczny kruczek. Napisał tekst o zmieniającej się władzy w Niemczech. Tak, jakby miał jakieś pojęcie na ten temat. Tego rodzaju publikacje to, w mojej, być może błędnej ocenie, wstęp do patologizowania komunikacji i powstawania patoproduktów książkowych. Myślę, że jest już tak słabo w handlu treścią, że zamienił się on po prostu w handel emitentami treści, czyli w handel ludźmi. Polsat kupił Ziemkiewicza i Jaruzelską, a Janke jest tak zdegradowany, że pisze za darmo dla swojego dawnego portalu. Nie wiem czy Sikorski zapłacił Bartosiakowi i Zychowiczowi za wspólne występy, ale nawet jeśli nie, to doszło tam do wyraźnej wymiany jakości, której efektem miał być zysk dla wszystkich. Ciekaw jestem kto w takim razie stracił na tej wymianie, bo zwykle jest tak, że ktoś traci. Wszystko to fatalnie wróży rynkowi i świadczy o tym, że jeden z drugim za jedyną wartość rynkową uważa własną osobę. Lekceważąc całkowicie treści, które produkuje. Najwyżej w hierarchii handlowej stoi Jacek Bartosiak, a to skłania mnie do powtórzenia raz jeszcze, że robi on już teraz kampanię prezydencką adresowaną do młodych mężczyzn, którzy chcą dowiedzieć się jak jest i co będzie.

A co tam na targach książki we Wrocławiu? Wszystko wygląda jak pociąg do Tłuszcza. Pusto, całość z niewiadomych przyczyn kolebie się na boki, a środkiem chodzi ochrona i sprawdza maseczki. Takiej katastrofy nie było dawno. Wrocław liczy sobie za stoisko więcej niż Warszawa, a klientów jest tylu co kot napłakał. Promocji na mieście nie widać. Może jest jakaś w lokalnych mediach, ale nie widać, by działała. Okay, wczoraj był czwartek, ale to niczego nie zmienia. Tylko trend jest zauważalny, targi książki skręcają ku stacji z napisem produkcja patologiczna. Autorzy usiłują rozpaczliwie nadążyć za tak zwaną bieżączką. Tematy lokalne są ogrywane od 30 lat w ten sam sposób, czyli rządzą tajemnice Dolnego Śląska. I mowy nie ma, by to się zmieniło. Pani przez megafon zapowiada jakieś spotkania z autorami i prezentacje książek, a jedno z nich odbyło się pod hasłem – książka jest kobietą, a autor mężczyzną. Miałem ochotę usiąść na podłodze i zapłakać. A co z pozostałymi 57 płciami? Czy ktoś się zastanowił nad tym? No chyba nie…Całe szczęście pogoda jest dobra, jak to zwykle we Wrocławiu i hala przez pół dnia jest jasno oświetlona. No, ale zysków z tego niestety nie będzie.

  9 komentarzy do “Patoprodukty czyli krótka impresja z targów”

  1. Czyli patoprodukt służy do tego żebym kupił „Alfabet Ziemkiewicza” zamiast „Dzieje handlu żydowskiego w Polsce” Ignacego Schipera?

  2. Dzień dobry. No niestety, nie można było spodziewać się niczego innego. Ja rozumiem, że dla Pana to jest jakiś obowiązek bywać na tych targach, ale to mi jednak przypomina moją ulubioną przypowieść o liczeniu sprawiedliwych… Na pewno Pan wydaje na to więcej niż tam zarabia a tak zwany zysk wizerunkowy jest coraz bardziej problematyczny. Niedługo będzie normalnie wstyd się tam pokazywać. Klinika Języka i jej czytelnicy to absolutna mniejszość rynkowa, margines błędu jak mówią statystycy. I to ma swoje złe ale też dobre strony. Jak się będzie kończył etap obecny i nastąpi hurtowa likwidacja wszystkiego, to my się uchowamy, bo nas zwyczajnie nie zauważą… Co do p.Bartosiaka, myślę, że on nie ma żadnych szans na prezydenturę i nikt na niego nie postawi. Nikt mu nie zafunduje takiej PR-owej firmy jak w swoim czasie Kwaśniewskiemu, co to mu kazała tylko schudnąć i pozamiatane. Tutaj braki wizerunkowe są jednak za duże, to już prędzej postawią na kogoś w typie Profesora Nowaka, bo też aplikacji z tego środowiska pewnie będzie sporo i będzie w czym wybierać. To wcale nie musi być lepsza opcja, ale znaczenie ma to i tak niewielkie. No poza niesmakiem, który czasem powstaje.

  3. Tak, dokładnie…Nie wiedziałem, że Ziemkiewicz napisał Alfabet

  4. Ziemkiewicz akurat nie. Michalkiewicz ostatnio. Chciałem nawiązać do wpisu i wspomnianego Rafała.

  5. w każdy piątek jesteś taki zmęczony ??

  6. Akurat tej rozmowy trzech tenorów to bym bronił, bo Sikorski — niebywałe! — kilka razy nawet przemówił ludzkim głosem, a raz to się nawet nieco zawstydził, że Bartosiak prześcignął go w obeznaniu z lekturami świeżynek z amerykańskich think-tanków. Nie pamiętam go takim od dobrych 20 lat. Zychowicza prawie nie sposób było zrozumieć, bo łączył się chyba przez neostradę albo międzymiastową, nie wiem, jednak w dyskusji o Becku zdobył się na kilka trzeźwych uwag (podobnie jak interlokutorzy). Bartosiak, jak zwykle, pozostał w dużej mierze niezrozumiany, tym razem nie tylko z uwagi na hermetyczny bełkot dla wyznawców. Ja to łapię, ale mam wprawę, natomiast Sikorski głośno protestował, że jeszcze dwa zdania i słuchacze się rozłączą — bo jednak wyłazi już z niego upierdliwy dziaders, nie trawiący nikogo, kto potrafi gadać mądrzej niż on. Zychowicz na to złośliwie zaprzeczał, że on, choć historyk politechnicznie nieskalany, wszystko akuratnie zrozumiał, choć się nie  do końca zgadza. Bartosiak kilkakrotnie wznosił ku niebu ócz swych lazur, by zasygnalizować, że koledzy lecą Gibonem (jeśli nie wręcz Długoszem) i jałową ideologiczną paplaninę przedkładają nad bezlitosny rachunek przepływów strategicznych. Per saldo — warto posłuchać, zwłaszcza sporu o Becka, reszta to w zasadzie komunały dla nieco bardziej osłuchanych amatorów geopolityki.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.