Moje stoisko umieszczone jest na wprost dwóch turkusowych kanap, na których, co jakiś czas rozsiadają się wygodnie pisarze i pisarki, żeby opowiadać o swoich książkach. Tak się złożyło, że zabrakło autorów na dzień dzisiejszy i organizatorzy zaproponowali, żebym ja też tam wskoczył i coś opowiedział. Niestety zabrakło też konferansjerów, więc będę jednym i drugim. Ktoś może powiedzieć – jak zwykle. To prawda, jak zwykle. Ostatnio przypominam taki epizod ze swojego życia, kiedy to ktoś wydał polecenie, żeby mnie gdzieś tam pokazać w telewizorze. Na targach w Gdyni podeszła do mnie Anna Popek i stanowczym bardzo głosem poprosiła bym się jakoś zaprezentował. I ja tak zrobiłem. Pani Anna powiedziała, że wybierze jakąś moją książkę do tej prezentacji i ktoś do mnie zadzwoni, żebym zrobić ze mną wywiad. Wybrała książkę czeską. Próbowałem ją przekonywać, żeby jednak wzięła coś innego, ale mi się nie udało. Potem jeszcze opowiadałem Annie Popek o przepędach wołów przez południowej województwa I RP. I wszystko było cacy. Zadzwonił do mnie nawet kolega, zaznajomiony z różnymi ludźmi w PAP-ie, żeby mi powiedzieć iż PAP szuka jakiegoś mojego zdjęcia. Mieli je umieścić w jakimś biuletynie czy gdzieś. No, a potem zadzwoniła do mnie dziennikarka, żeby zrobić ten wywiad. I ja jej opowiedziałem o hodowli karpia w Czechach w XV wieku, najlepiej jak umiałem. I tak się właśnie skończyła moja przygoda z telewizją. Wczoraj, co już wygląda wręcz ja jakiś wyraźny znak z góry, podszedł do nas pewien pan. Kupił od razu kilka nawigatorów, a potem jeszcze autobiografię Mościckiego. Siedzieliśmy na stoisku we trzech: cortes, parasol i ja. Rozpoczęła się gawęda o tych książkach, no i o potrzebie pisania historii poprzez wątki gospodarcze. Pan się bardzo ucieszył, stwierdził, że nasza postawa jest bliska jego postawie. Potem się jeszcze okazało, że pochodzi on z Ryk, gdzie się urodziłem. Na koniec zaś wyszło najlepsze. Sympatyczny czytelnik okazał się wykładowcą w toruńskiej szkole mediów Ojca Rydzyka. Myślałem, że po zjedzeniu golonki w piątek dostanę jakąś reprymendę z góry, a tu coś takiego. Pogadaliśmy miło i rozstaliśmy się w uśmiechach.
Tak wyglądał dzień wczorajszy. Przez cały czas, na tych turkusowych kanapach siadają pisarze i opowiadają o swojej twórczości. Największą publiczność zgromadziło pewne małżeństwo, które podróżuje z małą dziewczynką po krajach Ameryki Łacińskiej. Opowiadali o wężach, wodospadach i wszystkich tych rewelacjach, które starsi czytelnicy dobrze pamiętają z książek Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka. Nic się w konstrukcji książek podróżniczych lub za takowe uchodzących od tamtych czasów nie zmieniło. Szok kulturowy rządzi, chicha fermentująca na ślinie i anakondy wypełzające z błotnistych bajorek zajmują miejsce im należne i nie są przez nikogo i przez nic zagrożone.
Prócz podróżników pojawiają się na kanapach badacze historii najnowszej. I tu, prócz jednego autora, który opowiadał o żołnierzach wyklętych, rządzi narracja znana nam z gazowni. Niektórzy pisarze przemawiali do pustych krzeseł. Przydarzyło się to pewnemu inżynierowi, który napisał książkę, ale nie wiem o czym, bo mówił cicho i niewyraźnie. Miał jednak konferansjera i mowy nie było, żeby zszedł z kanapy. Ze mną może być inaczej. Zaczynam o 13.45 i będę sam. Jeśli nikt nie przyjdzie, pogadanki nie będzie.
Z tych wszystkich występujących najbardziej zdziwiła mnie młoda pisarka w czerwonej sukience i czarnym kapeluszu, bardzo chuda, z tatuażem na udzie. Opowiadała o tym, że nie można umieszczać wśród postaci, w powieści siebie samej. Od początku jednak dla wszystkich słuchających było jasne, że jej bohaterki, seryjne morderczynie wykonujące roboty na zlecenie to po prostu jej alter ego. Ta biedna dziewczynina, wzięła się za pisanie, bo chciała być kimś innym niż jest w rzeczywistości. Jakby tego było mało, w jej książkach występują też krwiożercze pomidory z kosmosu. To jest już szczyt szczytów.
Patrzę na to wszystko i myślę, że wszyscy ci ludzie powinni iść na golonkę do Bierhalle przy ulicy Piotrkowskiej, na pewno wyszliby na tym lepiej. Na dziś to tyle, bo muszę się pakować, zjeść i jechać na targ.
Na turkusowych kanapach to przysiadają bieguni z biegunkami ☺
„Pisarze i pisarki”? W tytule?! Przyzna, że tutaj się tego nie spodziewałem – nie w ciągu najbliższych trzech lat w każdym razie. „Język ewoluuje”, a lejce tej ewolucji zawsze trzymają ci sami… My tu, ach jak cudownie zwyciężamy, ale Ewolucja idzie nieubłaganie w jednym kierunku… Była świata, ach!
Szkoda, że ta tematyka nie załapała się do „Baśni socjalistycznych”. Guziki i lamówka ważniejsze od języka, tak? Język i (excusez le mot) d*pa nie liczą się w walce o świat – tylko ekonomia? Drobiazg, powie ktoś, ale naprawdę jestem zaszokowany i przybity, że tak im to łatwo idzie. (Fakt, errare humanum itd., ale jednak żal, że tak nas bez mydła.)
Ciągły odwrót na z góry upatrzone pozycje.
Do triarius. Przecież ten zwrot, w tytule, jest ironiczny. Po tym wszystkim co gospodarz o pisarzach i pisarkach ostatnio tu nawypisywał… Widać że nieczęsto tu ostatnio bywasz. Ty grysie.
Henri Rousseau (1844-1910)
Kobieta w czerwieni, egzotyka i kanapa
Henry, gdzie ty byles jak ciebie nie bylo ?
fajne malarstwo, bardzo romantyczne, nawet ta żona (czy to nie oznacz kobieta?) jest niezła, no ale to „Marzenie” wodzi na pokuszenie i nie wydaje się takie nachalne, może dlatego, że ta nieubrana kobieta jest jak gdyby schowana w tej bujnej zieleni. …
A czy mógłby Pan zalinkować „Lady in red” Chrisa de Burgh`a, ładne i romantyczne wykonanie poprawi humor wszystkim.
Dojrzały Chris z 2016
Pomimo uplywu czasu…
… nadal calkiem niezly – dziekuje .
No to naslucha sie Pan tych glupot…
… coz, zachowanie organizatorow wzgledem Pana – jak zwykle – BURACKIE i zestrachane… Pan poradzi sobie bez tych roznych detych konferansjerow czy pan Popek czy tez innych usmiechnietych wykladowcow z RM, ale ta cala pozostala napompowana menazeria „waznych z tivi” – juz niekoniecznie !!!
Zycze fajnej pogadanki na turkusowej kanapie,
Ale o co chodzi? W porównaniu z golonką – takie sobie. Ale rozumiem, że nie można codziennie pisać arcydzieł. Chociaż szkoda, miałem nadzieję na poprawę humoru.
To mojw psedo wiec wara .
Pisarki to takie malowane jajka 🙂
No piękne dzięki, piosenka ma dużo lat, wykonawca podtył, ale cały czas „Lady in red” jest znakomitym utworem muzycznym.
Mam nadzieję że turkusowy kolor (pogadanka i kanapa w tej barwie) też okaże się dla Coryllusa szczęśliwa, czego mu szczerze życzę.
Dziękuję za uznanie dla mojego wyboru
1. Kobieta w czerwieni – albo bez (niczego). Nie ma nic bardziej romantycznego. A Chris jest – mam nadzieję – szczery, w odróżnieniu od fałszywego George’a Michaela (Careless Whisper). Na obrazy Henri Roussesau natrafiłem wczoraj w publikacjach niemieckiego marszanda Alfreda Flechtheim. Znałem klimat tych dzieł wcześniej zwłaszcza, że mam gdzieś zakopane moje egzotyczne „kolorowanki” kredkami świecowymi sprzed pół wieku (w dziecinnym stylu – bez kobiet). „Podobizna ženy” pochodzi z Umělecký měsíčník. Roč. 2, 1912-1913, który udostępnia Nowojorska Biblioteka Publiczna.
2. Czerwony pogrzeb Stalina z jego z duchem. Także wczoraj obejrzałem przypadkiem włoski program o początkach telewizji RAI. Byłem wściekły, bo Włosi olewają programy historyczne tak jak TVP, czyli stałe powtórki nawet dzień po dniu starych nagrań, ale choć zasnąłem po północy nie doczekawszy na zapowiadaną pozycję, to obejrzałem nagranie RAI z roku 1953, gdy podczas pogrzebu Stalina puścili z archiwum, to co mieli o ZSRR. Oto Stalin na swoim pogrzebie. Obok Mołotow.
Cały pogrzeb na nic
u czerwonych ruskich cały pogrzeb na nic …. ale zaraz zorganizowali następny – z Berią w roli głównej.
A u naszych czerwonych, też było dynamicznie bo chyba zaraz po sprawie Berii – Światło uciekł na Zachód.
Czerwona suknia jeszcze pięknie zagrała rolę kreacji zdobiącej ładną aktorkę. Dwa cuda w jednej scenie, to w filmie „Pretty woman”. Bohaterka filmu, w pięknej czerwonej sukni towarzyszy jakiemuś facetowi. Scena cudo – marzenie dziewczyn.
Coś w tym guście planowała Kidawa – Błońska też była czerwona suknia i był ten sam aktor.
No ale …jak mówią moi znajomi „nie te oczy”…
Jeśli grzecznie zwrócisz uwagę i poprosisz to mogę to wziąć pod uwagę ale jk to po prostu
moje inicjały a pseudo to może w partyzantce a wara włóż sobie w d…
Czasem bywam. Kamień z serca, jeśli ironiczny, miałem prawdę mówiąc trochę takiej nadziei. Ale widzisz… Wielu się nie domyśli, wielu co najmniej nie będzie pewnych, a lewizna to już się na pewno nie domyśli i radosnym okiem ujrzy, że ich językowa kampania idzie jak po maśle. I tak mamy wkrótce dudusiowe wybory i coraz więcej naszych polityków będzie się po prostu bało nie włączyć kobiet do swoich dyskursów – explicite znaczy. Na wsiakij słuczaj. Więc to się przez te wszystkie telewizje utrwali. No i są belfry, przeważnie wiadomo o jakich poglądach, w każdym razie te aktywne… I za 10 lat każdy, kto nie wymieni „Polek”, będzie przedpotopowym faszystą, skrytym homo (a to jest dla nich gorsze od wszystkiego: homo a nie walczy!), wrogiem kobiet jako takich.
Rozumiem uroki pisarstwa z różnymi tam językowymi figlami, ale takie coś, i do tego w tytule, uważam jednak za zbyt ryzykowną zabawę, by było warto. Lepiej żonglować włączonymi piłami łańcuchowymi albo łykać szpady. Mam nadzieję, że się rozumiemy.
Pzdrwm czule
Zablokowanym? Wpisałem odpowiedź do MarcinW i nicziewo nie wiżu. Niby da się zrozumieć.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.