sie 162019
 

Kraje słabe i nie gotowe do wojny, a mające zdecydowanych i dobrze uzbrojonych sąsiadów, muszą w jakiś sposób przygotować się do akcji obronnej, a pewnie i zaczepnej. Muszą to zrobić tak, żeby na gruncie prawnym i na gruncie obyczajów dyplomatycznych zachowane zostały wszelkie pozory, a jednocześnie, by potencjał obronny rósł. Jego wzrost nie gwarantuje sukcesu, albowiem prócz materiału ludzkiego istotna jest jeszcze technologia, organizacja armii i jej wyszkolenie, a także udział w walkach. Nie wystarczy zgromadzić ludzi i dać im broń. Posłużę się teraz dwoma przykładami, jednym historycznym, a jednym filmowym. Ten historyczny to oczywiście pocieszne roty Piotra I, z którymi tak naprawdę nie wiadomo jak było, albowiem Aleksy Tołstoj, który napisał biografię cara to znany, komunistyczny kłamca. Przyjmijmy jednak jego wersję. Oto młody car zabawia się ćwiczeniem niedoświadczonego rekruta i szkoli go pod dyskretnym nadzorem zagranicznych oficerów. Wrogowie cara szydzą zeń ile wlezie nie wiedząc, że w ten sposób pieczętują swój los. Pocieszne roty bowiem zamieniają się w pewnym momencie z dobrze zorganizowaną siłę zbrojną, która z trudem co prawda, ale jednak potrafi stawić czoło szwedzkim weteranom. Czy tak było? Zapewne car szkolił wojsko, zapewne było to wojsko gorsze od szwedzkiego, albowiem chłop rosyjski, czy to odziany w szary samodział, czy występujący w zielonym mundurze, jest tylko biednym mużykiem, który marzy o tym, by zbiec do swojej chałupy. Utrzymanie go w szeregu wymaga nadludzkich wysiłków. Jak to się udawało carowi, lepiej nie myśleć. Na pewno Piotr I dał początek nowej, całkiem innej niż poprzednia, tradycji organizacji wojska. Przypieczętował ją, rzecz jasna, krwią strzelców. Czy roty, które szkolił były naprawdę pocieszne? Tego się nie dowiemy pewnie nigdy. Zanim zaczęły odnosić sukcesy na polu bitwy, musiały ponosić olbrzymie straty, z którymi nikt się, rzecz oczywista, nie liczył.

Teraz przykład filmowy. W zapomnianym już dobrze obrazie „Chwała” przedstawiającym losy 51 pułku piechoty Unii, składającego się z wyzwolonych murzynów, widzimy scenę szkolenia strzelców. Jeden czarny chłopak, który do trzech nie potrafi zliczyć i nie odróżnia co to prawo, a co to lewo, kiedy dostaje do ręki karabin, trafia zeń przysłowiową muchę w przysłowiową du…ę. Wszyscy się cieszą i biją mu brawo, aż do momentu, kiedy na schisspaltzu pojawia się porucznik, który jest młodym, ale doświadczonym oficerem i jest rzecz jasna biały. On się nie cieszy z sukcesów podwładnego. On jest nimi poirytowany, on wrzeszczy i poniewiera tym biednym snajperem, a potem każe mu strzelać do celu, kiedy tamten jest już cały rozdygotany. I jeszcze – w czasie kiedy murzyn mierzy do tarczy – wali mu nad uchem z rewolweru. Wszystko po to, by rekrut zrozumiał, że wojna to nie zawody. Z pociesznej roty rekrutów bęcwałów, powstaje w końcu poważne wojsko, które zostaje posłane na najbardziej niebezpieczny odcinek i w całości wyrżnięte.

Ponieważ postanowiłem do końca sierpnia uporać się z trzecim tomem socjalizmu, spędzam wiele czasu na lekturze. Przypomnijmy więc może teraz jak to było z legionami polskimi. Oto NKN, organizacja, która nie nadążała za rozwojem wypadków, zajął się tworzeniem tej formacji. W tym czasie Piłsudski – może coś źle zrozumiałem, ale sprawy te, ponoć proste, wcale takie nie są – dogadał się z Maxem Ronge i jego podwładnym Józefem Rybakiem i zaczął organizować bojówkę, którą okazały się te same legiony. Nikt w całym Biurze Ewidencyjnym nie myślał o tym, by z tych odrzuconych przy poborze chłopaków pomieszanych z uciekinierami z Królestwa, montować jakąś armię. Więcej – sam Piłsudski obawiając się wzrostu znaczenia tej siły – domagał się jej podziału i przeforsował wysłanie jednej z brygad, tej dowodzonej przez Hallera, na daleki front ukraiński, w nadziei, że ona się tam wykrwawi. Stało się inaczej. Inaczej też stało się z korpusem Dowbora, który również miał się wykrwawić, ale Dowbor do tego nie dopuścił. Teraz pytanie – do kogo podobny był Józef Piłsudski, kiedy omawiał kwestię utworzenia bojówek zwanych legionami z Józefem Rybakiem, późniejszym generałem? Do tego porucznika z filmu czy do cara Piotra?

Jak wiemy legiony wkroczyły do Królestwa, ale nie trasą jaką im wyznaczono, czyli przez ludne i socjalistyczne w całości Zagłębie, gdzie miały zasilić się nowym rekrutem, ale wprost drogą na Kielce. Piłsudski bowiem obawiał się, że jego wpływy w Zagłębiu są zbyt mizerne, a rządzący tam komuniści z SDKPiL, nie pozwolą na żadne zaciągi. Wkroczenie do Kielc nie przyniosło żadnych skutków i legiony musiały się wycofać, okryte niesławą. Dziś moment ten świętujemy jako wielki sukces polskiego oręża. Zapomniałem zadać jeszcze jedno pytanie – po co szkoli się i mobilizuje pocieszne roty? Czy aby nie po to, by je wykrwawić w bezsensownych akcjach politycznych? Czy aby nie po to, by mieć pod ręką materiał do prowadzania rozpoznania bojem? Ja tego nie wiem, albowiem nie jestem żadnym specjalistą w dziedzinie wojskowości. Piszę o tym, albowiem wielkie wrażenie zrobił na mnie opis działań gen. Dowbora, który mając do wyboru rzeź albo kapitulację wybrał kapitulację. Piłsudski najpierw by uciekł z frontu, a potem zarządził rzeź. Zdalnie.

Brnę teraz przez stronice pewnego szczególnego, wojennego pamiętnika. Napisał go Jerzy Konrad Maciejewski, a wydał parę lat temu Ośrodek Karta. To jest w zasadzie dziennik z pola bitwy, ale chyba troszkę podrasowany. Nie można jednak oprzeć się wrażeniu, że zawiera sporo prawdy, a wydany został przez „Kartę” albowiem opisy zachowań dzielnych, polskich żołnierzy są tam dalekie od idealnych. Zanim przejdę do konkretów, powiem jeszcze tylko, że nie jestem w żaden sposób spokrewniony z Jerzym Konradem Maciejewskim.

Co mnie w tych zapiskach uderza? Kompletny brak wiary w sens działań wojennych. To znaczy uzasadnienie taktyczne różnych poczynań jest, ale nie ma żadnego zrozumienia po co Polska toczy tę wojnę. Można rzec – okay, żołnierze byli młodzi i zależało im tak naprawdę tylko na tym, by poznać jak najwięcej interesujących i nie sprawiających kłopotów dziewczyn. To nie jest żadne usprawiedliwienie. Być może to wina oficerów, być może to wina Piłsudskiego, ja nie będę tego rozstrzygał, ale fakt pozostaje faktem. Jest pewna gradacja demoralizacji w tym wojsku. Najgorsi są rekruci z Galicji. Kradną, biją się z innymi, rabują i gwałcą. Nie ma siły na to, żeby kogoś postawić pod ścianą za nadużycia, albowiem wszyscy walczą o wolną Polskę i są braćmi. Najlepsi są Hallerczycy oraz zaciągi z Wielkopolski. Ci jednak nie mają żadnych skrupułów i dyskusji z nimi nie ma. Kongresówka jest gdzieś pośrodku i zwykle zajmuje się hamletyzowaniem. Daje też wyraz swoim frustracjom dotyczącym traktowania wojska przez panie z Kół Polskich na kresach, które wyraźnie faworyzują oficerów. To jest niezwykłe moim zdaniem, ten sposób ujęcia kwestii. Szczególnie jeśli zestawimy go z zachowaniem żołnierzy wobec realnego zagrożenia. Raz posiana panika wschodzi jak owies przed Wielkanocą. Spieprzają wszyscy, szeregowcy, podoficerowie, oficerowie, po drodze rwąc naramienniki i zdzierając orzełki z czapek, żeby po dostaniu się do niewoli udawać prostych szeregowców, którzy znaleźli się na froncie przypadkiem albo z przymusu. Jak wobec takich postaw i wobec – nie ukrywanej przecież – polityki Piłsudskiego wobec Kresów miały się zachowywać kobiety i dziewczyny z dworów i pałaców na kresach? I jak miały się odnosić to tych, nie dość że młodych, to jeszcze w większości beznadziejnie prostackich dzieciaków?

Przyznam, że jestem zdumiony tymi opisami, szczególnie zaś opisami paniki w szeregach, a mówimy o szeregach 19 pułku Odsieczy Lwowa, czyli nie byle jakich. Czy ktoś wyobraża sobie niemieckiego żołnierza zrywającego naramienniki i defasonującego znaki na czapce? Każdy się chyba domyśla co by się z takim stało, gdyby ocalał i wrócił do koszar. Nie ma, jak wynika z opisu, Jerzego Konrada Maciejewskiego, w tej armii nikogo takiego, jak ten porucznik z filmu „Chwała”. Nikogo, kto próbowałby uzasadnić i wymusić czynem postawę żołnierza na polu bitwy. Przeciwnie, sporo miejsca poświęca Maciejewski opisom dyskusji, jakie szeregowi i podoficerowie wiodą z przełożonymi, a także jawnej bezsilności tych przełożonych. Wobec tego rodzi się pytanie – czy gdyby ta armia była ciut lepsza udałoby się zatrzymać czerwonych jeszcze na Ukrainie? Ja nie wiem, być może tak. Sukces jednak odnieśliśmy na przedpolach Warszawy dopiero i był to sukces problematyczny, to znaczy w szeregach wojska i polityków byli tacy, którym marzyły się negocjacje i podniesienie rąk w górę. Piłsudski akurat do nich nie należał, bo dla niego było jasne, że odwrotu nie ma.

Wczoraj była kolejna rocznica tego sukcesu, a w wiadomościach poświęcono wiele miejsca Obronie Terytorialnej. Pamiętam ile było dyskusji wokół powstania takich sił. Przed ich stworzeniem wielu blogerów, czynnych w salonie24 było przekonanych, że to odstraszy wrogów i żaden potencjalny najeźdźca nie zdecyduje się na atak, wiedząc, że po lasach są schowani tacy żołnierze. Minęły trzy lata od utworzenia formacji, wstępują do niej tak zwani zwykli ludzie, którzy wczoraj wypowiadali się do kamery. Byli jak ten murzyn, co spokojnie, bez nerwów strzelał do tarczy. Nie za bardzo też rozumieli, co poza taktycznymi wyjaśnieniami, jest podstawą działania tych sił, a o tym, że ktoś może zginąć, do tego w niewesołych okolicznościach, nie myślał nikt. Pora więc na kolejne pytanie – do czego tak naprawdę posłużą nasze pocieszne roty?

Nie wiem jak Wy, ale ja uważam, że należy tę formację utrzymać choćby ze względów wychowawczych. Dobrze by było jednak, by ludzie ci mieli świadomość jaka odpowiedzialność na nich spoczywa i jakie scenariusze wydarzeń mogą się rozegrać w związku z ich istnieniem. Może mój sposób oceny tych spraw jest głupi. Nie wiem. Może trzeba robić inaczej, to znaczy podnosić tak zwane morale, po to, by w końcu zostawić tych ludzi na śmierć lub wysłać na poniewierkę, a samemu się gdzieś zadekować. Taka garść przemyśleń po wczorajszej, długiej lekturze i obejrzeniu Wiadomości.

Zapraszam do księgarni www.basnjakniedzwiedz.pl do sklepu FOTO MAG i do księgarni Przy Agorze. Zapraszam też na stronę www.prawygornyrog.pl i ponawiam prośbę z poprzednich dni.

Tak się niestety składa, że dynamika rynku (a nie mówiłem, a nie mówiłem) w związku z okrągłymi rocznicami politycznych sukcesów Polski, jest tak słaba jak nigdy chyba do tej pory. Mamy wielkie plany dotyczące tłumaczeń, które od kilku lat są realizowane z budżetów, generowanych bieżącą sprzedażą. Niestety budżety te nijak nie pokryją dalszych, będących w trakcie realizacji projektów. Jeśli więc ktoś ma taki kaprys, żeby wspomóc mnie w tym dziele i nie będzie to dla niego kłopotem podaję numer konta. Ten sam co zwykle

 

47 1240 6348 1111 0010 5853 0024

i pay pal gabrielmaciejewski@wp.pl

Jestem tą koniecznością trochę skrępowany, ale ponieważ widzę, że wielu mniej ode mnie dynamicznych autorów nie ma cienia zahamowań przed urządzeniem zbiórek na wszystko, od pisania książek, do produkowania filmów włącznie, staram się odrzucić skrupuły. Jak nic się nie zbierze trudno, jakoś sobie poradzę…

  12 komentarzy do “Pocieszne roty”

  1. Tymczasem Palac Elizejski w osobie prezydenta Makarona wystosowal apel, zeby docenic kolorowych zolnierzy, ktorzy wspolnie z rodowitymi Francuzami „uratowali Francje i brali udzial w wyzwalaniu Europy podczas II wojny swiatowej”, tym samym przyczyniajac sie aktywnie do powstania powojennej rzeczywistosci. W zwiazku z tym le président wydal zalecenie, aby nazywac imionami kolorowych zolnierzy place i ulice w calej Republice. Na marginesie: to byli miedzy innymi ci zolnierze z Maghrebu, ktorzy po bitwie pod Monte Cassino gwalcili w okolicy wszystko, co sie ruszalo w wieku od 5 do 85 lat i prawdopodobnie nie tylko ludzi. Vive la France!
    http://www.filmstarts.de/kritiken/196958/bilder/?cmediafile=20425115

  2. Tak, u Piotra I wprowadzono komendę zamiast ” lewa”, „prawa”  – komenda nawiązywała do łapci w których w jednym była wypchana słoma a w drugim łapciu siano – wtedy dopiero musztrowani żołnierze rozumieli komendę. Trudne są początki. Zawsze.

    A co do książki, którą Pan teraz studiuje to przestałam czytać ten pamiętnik na stronie, gdzie okazało się że jedna z lwowianek na widok wojska polskiego zapragnęła na cześć wolnej (jeszcze potencjalnie) Polski urodzić dziecko i … zaprosiła któregoś tam do współpracy.

    Uznałam, że ta determinacja mnie przerasta i może ja nie rozumiem co to znaczyło po kilku latach wojny i tęsknocie za wolną ojczyzną, zobaczyć we Lwowie wojsko polskie i że różne były pragnienia w sercach polskich kobiet.

    Ale co do chaosu to prawda. Chaos  był.

  3. Dziadek mojego sąsiada (z Podhala) był u Hallerczyków. Też nie miał dobrego zdania o Legionistach. Zawsze powtarzał, że Piłsudczycy tylko udawali wojsko.

  4. Niedługo to samo będzie na Polach Elizejskich

  5. Chyba wszyscy byli co do tego zgodni

  6. Drogi Coryllusie, Preobrażenskij i Siemionowskij to pułki lejbgwardii Piotra. Słowo potiesznyje oznacza zabawkowy ich charakter i było zasłoną przed Zofią. Co do armii powiem w skrócie: wojnę zaczynają doborowe jednostki gwardyjskie pełne bohaterów a kończą gamonie z rezerwy. I to jest prawda o wojnie.

  7. Pierwszy mużyk pochodzi z amerykańskiego magazynu z roku 1893, ale podpis nic nie mówi o Tołstoju.  To był czas głodu w Rosji, a Tołstoj karmił mużyków tak jak Kuroń 100 lat później.  Prawie identyczny mużyk obok, to zdjęcie Lwa Tołstoja z roku 1905. Hrabia Tołstoj za pługiem to dzieło Ilii Riepina.

  8. jako model mużyka to hrabia kapitalnie pasował i pozował. Tzn. anturaż ubraniowy nie wyszukany, uniwersalny,  taki na każdą pogodę i do każdej pracy z oraniem włącznie. Standard mużycki  wschodnio europejski

  9. O mużykach i głodzie to temat trochę obok Piotra Wielkiego, ale nie do końca. To jego carscy następcy stworzyli w 19. wieku system wspólnotowo-kołchozowy, którego efektem był głód, doprowadzony w 20. wieku w ukraińskim spichlerzu Europy do ludożerstwa. Celebryta hrabia Tołstoj z pewnością nie poczuwał się do winy, bo on chciał dobrze.

    A jeśli chodzi o strzelców Piotra Wielkiego, to zebrałem kilka obrazów z ich egzekucji, ale najbardziej wzruszyła mnie dola żydów za jego czasu. Otóż w czasie jego pobytu w Amsterdamie burmistrz Witsen wstawił się za rosyjskimi żydami, na co Piotr odpowiedział, że dziękuje i jest wdzięczny za propozycje współpracy, ale współczułby im, gdyby mieli żyć wśród Rosjan. Sam wolał Mahometan i pogan, choć w Rosji znane było przysłowie „Jeśli nie oszukujesz, nie sprzedasz”. Ale wg zapisków żydowskich w roku 5468 z Mścisławia Piotr kazał powiesić trzynastu swoich [strzelców?] za rabunek w synagodze.

    À propos oszustwa, to warto pamiętać o ochotniczych rotach z okresu włoskiego Risorgimento, gdy obłudnicy Cavour i Napoleon III posłużyli się Garibaldim, by sprowokować Austrię do wojny, udając że nie łamią traktatów.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.