cze 212014
 

Na historii sztuki w Warszawie był pewien profesor, który mówił o malarzu gdańskim Hermanie Hanie, że jest on rembrandtystą przed Rembrandtem. Wywoływał tym zrozumiałą falę szyderstwa wśród studentów. Nie ma bowiem czegoś takiego jak antycypacja stylów w sztuce. Chciał ów pan, przez tę figurę, całkowicie fałszywą, nadać jakiś koloryt tematom, która go pasjonowały. Było to dziwne i w ogóle cała ta historia sztuki była dziwna, bo rzecz polegała na tym, by o sprawach z natury ciekawych mówić i pisać w sposób do porzygania nudny. Pan ów, z którego wszyscy szydziliśmy próbował iść w poprzek tej tendencji, ale nie miał ani talentu, ani dobrego warsztatu autorskiego, wychodziło mu więc jeszcze gorzej niż innym. Prócz rembrandtysty przed Rembrandtem wymyślił jeszcze formułę, która doprowadzała niektórych do drgawek. Mówił tak: draperie żyją własnym życiem….i połowa grupy tarzała się po posadzce kościoła ze śmiechu.
Wracajmy jednak do rzeczy. O antycypacji stylów w sztuce mówić nie można, ale o przekrętach finansowych starych jak świat a i owszem. One się bowiem nie zmieniają, a tylko nam się wmawia, że jest inaczej, przekonując przy tym, że czasy, w których żyjemy są wyjątkowe i co, jak co, ale żadne poważne skoki na naszą kasę zdarzyć się nie mogą. Nie mogą, bo będzie to – jak nas poucza Igor Janke i pewien profesor z PiS – zagrożeniem dla demokracji. Ja myślę, że powinniśmy wprowadzić w Polsce ten sam zwyczaj, który studenci kultywowali przed laty w Instytucie Historii Sztuki. Z jednej strony – draperie żyją własnym życiem – z drugiej strony szczery śmiech młodzieży. Dziś zaś ma być tak – demokracja jest zagrożona – a my na podłogę i trzymamy się za brzuchy.
Demokracja ma być zagrożona ponieważ ABW zabrało Latkowskiemu taśmy. Mamy przed oczami przedstawienie, które odgrywane było tyle już razy, że o wspomnianym tu wcześniej rzyganiu z nudów, nawet nie może być mowy. Z jednej strony mianowany na naczelnego jednego z największych, opiniotwórczych tygodników gangster po wyroku, udający reżysera, a z drugiej oszukana władza, która rozgląda się ciągle w poszukiwaniu jakiejś bezpańskiej pięciozłotówki, której nikt nie pilnuje. A niechby nawet była i „pańska” ta pięciozłotówka….Też ją zabiorą. Widząc to wszystko polemiści polityczni, mędrcy i wizjonerzy owinięci żyjącymi własnym życiem draperiami wołają: demokracja jest zagrożona! Demokracja?! Nie kochani, nie demokracja, dekoracja jest zagrożona i to jest właściwa formuła na dzisiejsze czasy. No więc porozmawiajmy sobie dziś o zagrożonych dekoracjach i o mistrzach architektury okazjonalnej, którzy je przed nami stawiają. Tak się składa, że ci artyści z reguły pozostają anonimowi, musi minąć mnóstwo czasu, zanim ujawni się nazwisko jakiegoś budowniczego bramy triumfalnej czy podestu ozdobionego girlandami, na którym ustawiono tron fałszywego króla. O innych wiadomo wiele, a o twórcach dekoracji mało. Ponoć dlatego, że dekoracje szybko przemijają. To prawda, ale nie w trwaniu przecież tkwi ich istota, ale w jak najlepszym zamaskowaniu stanu faktycznego. I niech wam się nie zdaje, że ludzie tacy jak Igor Janke są tymi budowniczymi architektury okazjonalnej, o nie. Oni tylko poprawiają kwiatki na łukach triumfalnych z drewna i machają kapeluszami do tłumów. Nazwisk prawdziwych artystów na razie nie poznamy. Nie należy do nich z pewnością minister Sienkiewicz, ani Marek Belka, od którego zacząłem ten tekst. Pewnie zastanawiacie się dlaczego od niego akurat. Tłumaczenie będzie pokrętne, ale prawdziwe. Wszystko przez to, że od dwóch tygodni nie mogę skończyć rozdziału o śmierci Wallensteina, który ma się znaleźć w czeskiej książce. Jak wszyscy pamiętamy Albrecht Wallenstein został zamordowany w zamku Cheb 25 lutego 1634 roku, w szesnastym roku wojny trzydziestoletniej. Próbuję dojść do tego, po co go zabito, skoro i tak ledwo chodził, dlaczego nie dokonano aresztowania i dlaczego nie postawiono go przed sądem. Wychodzi na to, że chodziło o ciche i bezproblemowe przejęcie armii, która składała się w większości z Brytyjczyków i Włochów. No, ale jak skończę całość to będę wiedział na pewno. Pracuję w ten sposób, że próbuję połączyć ze sobą różne odległe wątki, które czasem, nie zawsze, okazują się odległe pozornie. Sięgnąłem wczoraj po kupiony za 2,50 na allegro tom esejów Francois Mauriac’a pod tytułem „Burza cichnie o zmierzchu”. Tam jest wielki tekst poświęcony Pascalowi i jego siostrze Jacqueline. Mauriac to pisarz katolicki, którego dziś już nikt nie czyta, pisarz skazany na zapomnienie, który posługiwał się manierą miejscami nieznośną, ale w swoich tekstach umieszczał taką ilość ciekawych szczegółów, że koniecznie trzeba do niego wracać. On się oczywiście zajmuje Pascalem w kontekstach jego dokonań naukowych, jego geniuszu, jego drogi ku herezji jansenowskiej. Opisuje też jego głęboką relację z młodszą siostrą oraz relacje z ojcem, które – nawet jeśli Mauriac miejscami szydzi z Pascalów – nie są podawane w wątpliwość. One są bezwzględnie autentyczne. To znaczy Mauriac, pisarz katolicki wierzy w to, że Etienne Pascal kształcił swoje dzieci tak by cały świat wydawał im się gorszy i brudniejszy, ponieważ chciał ich dobra. Różne ambarasujące sytuacje, które z tego wynikały, to jedynie dodatki do słusznego i dającego dobre rezultaty sposobu kształcenia. Pascal był geniuszem, wszyscy go podziwiali, jako dziecko przeczytał Euklidesa, udowodnił całą serię twierdzeń, których nazw nawet nie próbuję powtórzyć. Znał Kartezujsza i Fermata, przebywał wśród ludzi wybitnych, których umysły pracowały jak najlepsze i najwspanialsze maszyny wydając z siebie dźwięk podobny kosmicznej muzyce sfer. No, a kim był dziadek Błażeja Pascala? O tym mało osób pamięta. Był on ministrem skarbu królestwa. Jego syn Etienne zaś był radcą dworu, pełniąc tę funkcję mieszkał w Owernii. Ta dziwna okoliczność świadczy o tym, że nie rozumiemy do końca realiów tamtego, a ni też innych przeszłych światów, skupiając się jak Mauriac na autentyczności i głębi rodzinnych relacji Pascalów. Radca paryskiego dworu mieszka na prowincji, pewnego dnia zaś sprzedaje swój urząd, co było praktyką popularną i wyjeżdża do Paryża. Pieniądze inwestuje w obligacje państwowe, w fundusz powierniczy po prostu, który obsługują jakieś gangi ze stolicy powiązane z dworem i z samym kardynałem Richelieu. Ma zamiar żyć z odsetek, które powinny być poważne, bo urząd został sprzedany za ponad 60 tysięcy liwrów. To bardzo dużo pieniędzy. Odsetki starczają na zakupienie i utrzymanie domu, na wychowanie i utrzymanie dzieci oraz na służbę. No i na zachcianki pana, o których Mauriac pisze najmniej. Etienne Pascal jest wdowcem, a jego pasje miłosne realizowane są w związku z pokojówką, którą przyjął pod swój dach, by zajmowała się dziećmi. W roku 1638, cztery lata po zamordowaniu Wallensteina, z którego śmiercią nie mogę się uporać, kardynał Richelieu postanawia nieco podreperować finanse królestwa i dokonuje bezprzykładnego zamachu na wolność finansową poddanych króla Ludwika. Ograbia fundusze inwestycyjne, które miałby być podporą rodziny Pascalów i pieniądze te przeznacza na wojnę. Wprowadza innymi słowy podatek Belki przed Belką, draperie zaczynają żyć własnym życiem, a my już wiemy, że armię Wallensteina przejęto z sukcesem i zmieniono obsługującego ją bankiera, którym wcześniej był Jakub Bassevi z Treuenburka, Żyd urodzony w Weronie.
Może warto się w tym miejscu zastanowić, w jakim momencie dziejowym Belka wprowadził swój podatek i kto budował wówczas okazjonalne dekoracje, mające ów moment dziejowy przykryć? No, ale wróćmy do Francji XVII wieku. Oburzeni rentierzy udają się do rezydencji kardynała i czynią mu wyrzuty zakończone karczemną awanturą. Richelieu zaś, który nigdy nie ustępował w kwestiach finansowych wysłuchuje ich cierpliwie, po czym nocą wysyła do domów wichrzycieli wojsko, żeby aresztowało wszystkich. Etienne Pascal, ostrzeżony w porę, ucieka. Co się dzieje z jego dziećmi zapytacie. Otóż zostawia on je pod opieką pewnej pani, o ugruntowanej reputacji. Pani owa zajmuje się – tak pisze Mauriac – organizowaniem dziecięcych przedstawień dla dworu. Dla dworu czyli dla króla, królowej i dla samego kardynała. Dzieci wygłaszają jakieś kwestie, mówią wiersze, a wśród nich bryluje siostra Błażeja Pascala, mała Jacqueline. Ona ma wyjątkowe zdolności od najmłodszych lat jest szkolona w układaniu poezji okazjonalnej, napisała epigramat na cześć ciąży samej królowej, który został jej natychmiast zaprezentowany. Teraz zaś, po ucieczce ojca, prowadzona przed dworską burdel mamę, która sprowadza z miasta do Luwru dziewczyny, wygłasza wiersze na cześć kardynała. Ten zaś ujęty jej wdziękiem ułaskawia ojca i pozwala mu wrócić do Paryża. Niesamowite prawda? Wystarczył jeden wierszyk i już, ułaskawienie gotowe. Jacqueline miała wówczas 13 lat, ale ponoć wyglądała na 8. Ojciec Błażeja Pascala, geniusza wszech czasów, nie dość, że został ułaskawiony to jeszcze Richelieu mianował go poborcą podatków dochodowych i gruntowych w Normandii. Etienne zabrał tam swojego syna Błażeja, matematycznego geniusza, który w krótkim czasie, by pomóc ojcu, zbudował maszynę do liczenia zwaną Pascaliną. Wykonał ponoć aż 50 modeli z różnych materiałów, z drewna, z mosiądzu, z miedzi. Maszyna nie weszła do powszechnego użycia, bo jej wykonanie było zbyt kosztowne, ale posługiwali się nią wielcy ówczesnego świata. W jakim celu, że spytam? Maszyna skonstruowana do tego, by przeliczać podatki ściągane w Normandii, służyć może jedynie do tego, by przeliczać również inne podatki w innych miejscach. Jak ona działa? Z pewnością perfekcyjnie, stworzył ją przecież geniusz. W dodatku z inspiracji innego geniusza – kardynała Richelieu. Draperie znowu zaczynają żyć własnym życiem, a Mauriac odkurza dekoracje. Porzuca opowieść o matematycznych dokonaniach Błażeja i zaczyna mówić o jego drodze ku herezji. Nie podejmiemy jej, bo ja nie czytałem św. Augstyna i kwestie dotyczące Łaski nie ciekawią mnie aż tak bardzo jak podatki ściągane z Normandii przez ojca genialnych dzieci, syna ministra skarbu za czasów króla Henryka IV. Przypomnijmy tylko, że mała Jacqueline, która tak urzekła kardynała swoimi wierszami wstąpiła do zgromadzenia cysterskiego Port-Royal, tam zmarła w wieku 36 lat, kiedy dowiedziała się, że jej brat, z którym łączyła ją głęboka duchowa więź, odżegnał się od jansenizmu. No, ale wcześniej wydarzyło się jeszcze coś. Oto Mauriac pisze, że Błażej nie chciał pozwolić, by jego siostra wstąpiła do klasztoru, ponoć dlatego, że chciał ją mieć zawsze przy sobie. Są jednak pewne poszlaki wskazujące, że Jacqueline chciała przeznaczyć na pożytek swojego zgromadzenia spadek po ojcu, konkretnie zaś 2/3 tego spadku, pozostawiając Błażejowi zaledwie 1/3. On się na to nie chciał zgodzić i stąd cała awantura, którą Mauriac drapuje w żyjące własnym życiem kolorowe szmaty. W końcu jednak Błażej się zgodził, ale nie wiemy nic o argumentach, które go przekonały. Przypuszczam, że tym razem nie był to zabawny wierszyk czy epigramat, ale coś znacznie bardziej poważniejszego.
Do czego zmierzam? Do konkluzji, która jest następująca: cała, powtarzam, cała literatura, sztuka, poezja, nauka, jest głęboko osadzona w realiach swoich czasów. My tego kontekstu nie rozpoznajemy bo przeszkadzają nam w nim budowniczowie okazjonalnych dekoracji i panie układające draperie. Takie jak ta stara dziwka, która organizowała pokazy małych, ładnych dzieci, przed obliczem starych rozpustników. Najgorsze zaś jest to, że dziś, tak samo jak dawniej nie można głośno powiedzieć jak jest naprawdę. Można jedynie mówić o zagrożeniach dla demokracji i udawać, że Latkowski to człowiek, który broni standardów i walczy o prawdę ze złem reprezentowanym przez jego kumpli spod celi i strażników, którzy wyprowadzali go na spacerniak.

Zapraszam wszystkich na stronę www.coryllus.pl i przypominam, że w poniedziałek 23 czerwca, w sali kryształowej Hotelu Europejskiego odbędzie się mój wieczór autorski. Początek o 17.30.

  14 komentarzy do “Podatek Belki przed Belką czyli zagrożona dekoracja”

  1. Komputer-sumator Pascala był realny a Latkowskiego baza danych jest w wirtualnej chmurze. Do chmury startuje helikopter Sienkiewicza z agentami ABW. Szybko powrócą z niczym bo międzymordzia do chmury nie posiadają c.d.n 😉

  2. Oczywiście, że był realny, ale nie chodziło w nim o to, by liczyć dokładnie, a wręcz przeciwnie – tak sądzę – by było korzystniej dla skarbu. Latkowski zaś jest po to, by układać dowcipne epigramaty. Takie jak ch…j, dupa i kamieni kupa…..

  3. Sumator liczył dokładnie i bezbłędnie. Poborcy posiadając takie narzędzie mieli w ręku narzędzie do liczenia bezbłędnego długich słupków. Spróbuj dodać do siebie kiklka razy ręcznie dziesięć 5 cyfrowych liczb:
    23459
    56923
    92861
    39864
    87432
    12984
    74329
    34098
    23958
    98832
    a poczujesz problem jak bedziesz dostawał za każdym razem inny wynik 😉
    Suma kontrolna – 544740 😉

  4. może dzięki niemu można było za to bardziej skomplikowane, lepszejsze algorytmy do nakładania podatków stosować…

  5. Pewnie tak. Po co inaczej by go wymyślał. W tamtych czasach wszyscy liczyli szybko i bezbłędnie jak sądzę, mieli dobrą pamięć i byli bystrzejsi. W innych krajach nie było maszyn liczących a podatki ściągano.

  6. Abakus prekursora liczydeł i maszyn liczących znali już Grecy i Rzymianie – V wiek p.n.e. Chińczycy używali liczydła zwanego suanpan. Odmiana japońska nosi nazwę soroban 😉
    „W tamtych czasach wszyscy liczyli szybko i bezbłędnie jak sądzę, mieli dobrą pamięć i byli bystrzejsi.” – 😉 😉 😉

  7. Jak widac jest pewien staly patent na rozwoj geniuszu.

  8. Odczep się Henry, ja się nie znam na matematyce. Liczenie szło mi słabo, jak mam pieniądze to je policzę, ale tak w głowie to już gorzej.

  9. Można rzec technologia.

  10. Popularna szwedzka wersja zabójstwa Wallesteina:

    „…Wielu ludzi z najbliższego otoczenia Wallensteina, w tym generał Ottavio Piccolomini, opuściło go, oskarżając swego niedawnego dowódcę o zdradę.

    Dwudziestego czwartego stycznia 1634 roku cesarz usunął Wallesteina ze stanowiska. Kiedy wiadomość ta dotarła do Pragi, gdzie Wallestein akurat przebywał, jego własna załoga ogłosiła bunt.

    Wallenstein i hrabia Terzka zabrali ze sobą kasę; wojskową i na czele 1000 ludzi opuścili miasto , kierując się do Egeru w zachodnich Czechach.

    Znaleźli się tym samym bardzo blisko pozycji zajmowanych przez szwedzką armie, co zaniepokoiło cesarza, który podejrzewał, ze Wallenstein zamierza przejść na stronę wroga.

    Teraz wypadki nabrały szybkiego tempa. Komendant miasta Eger, Szkot Join Gordon, namówił dwóch innych oficerów – Irlandczyka Waltera Butlera i swojego rodaka Waltera Lesliego – aby pozbyli się Wallensteina.

    Wieczorem 25 lutego 1634 roku przystąpili do akcji. Kiedy Wallenstein szykował się w mieszkaniu burmistrza do snu, jego oficerowie ucztowali na zamku Eger. Dragoni Butlera zaatakowali znienacka i zabili oficerów zasiadających za stołem.

    Ilow, Kinsky i rotmistrz Neumann zginęli. Ten sam los spotkał Terzkę, którego dragoni zatłukli na śmierć kolbami muszkietów. Potem przyszła kolej na dom burmistrza.

    Wallenstein został całkowicie zaskoczony, kiedy uzbrojeni ludzie wpadli do jego sypialni. Pochodzący z Irlandii Devereux zadał śmiertelny cios partyzaną stojącemu przy łóżku Wallensteinowi…..”

  11. Proszę nie używać skrótu p.n.e. To bolszewicki wynalazek. Piszemy przed Chrystusem. Data Jego narodzin to moment zerowy dla naszej cywilizacji. Coś się zdarzyło albo przed albo po tym wydarzeniu. Tzw. nasza era -co to znaczy? To jeden z wielu komuszych patentów, na który w większości pozostajemy obojętni.

  12. Taaa…Eger jest na Węgrzech, Wallenstein został zabity w mieście Cheb, a wcześniej nie przebywał w Pradze, ale w Pilźnie.

  13. Mój Boże, dzięki za wspomnienie o Mauriacu. Ja z kolei myślałem, że nikt o nim nie pamięta. Świetny, choć styl ma specyficzny, dziwny, czasem ciężki (nie wiem na ile dobre były dawne paxowskie tłumaczenia).

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.