Elig pewnie znowu napisze, że jestem przewidywalny, trudno, jak ktoś oczekuje dynamiki i pędu niech sobie idzie na blog Jarosława Warzechy, tutaj będzie jeszcze długo o tym samym.
Moja żona znalazła wczoraj w sieci wywiad jakiego gazowni udzielił Jacek Podsiadło, głośny niegdyś poeta, a dziś pogodzony z upływem czasu pięćdziesięciolatek, pozujący na człowieka żyjącego w zgodzie ze sobą i z absolutem. Bo Pana Boga przecież nie ma. Myślę, że ten wywiad ukazał się nieprzypadkowo, a to ze względu na trwającą w szeregach prawdziwych literatów panikę wywołaną przez Malanowską i jej biedną pensję. Najpierw wyciągnęli tego Witkowskiego, żeby opowiadał o swoich milionach i sekcji zwłok, której dokonał przed napisaniem kryminału, a teraz na tapecie jest Podsiadło.
Ten wywiad, jak i sam Podsiadło, całkowicie demaskuje właściwie wszystko, o ile po Malanowskiej i Witkowskim było jeszcze coś do zdemaskowania. Jeśli było to właśnie się zmyło. Serwituty pan Jacek zaczyna spłacać już na samym początku, od razu bowiem mówi, że jeśli jest ten absolut albo Pan Bóg, jak zwał, tak zwał, to na pewno nie mieszka on w Kościele. A gdzie? Tego Podsiadło nie zdradza, ale w Kościele na pewno nie. Potem jest już tylko lepiej, bo rzecz cała wygląda tak, jakby gazownia szukała jakichś wzorców klasycznych, w zamierzchłych epokach, wzorców, które utrą rogów szczeniakom co forsy się domagają, albo sadzą się i chcą być niezależni. Poczekajcie – mówi Podsiadło, będziecie niezależni, ale tak jak ja i nadaje o tej niezależności dalej. Niezależność Podsiadły polega na tym, że jak go spytano co chce na urodziny to on powiedział, że koszulkę z Januszem Korczakiem. Jakież to bezpretensjonalne, dobry absolucie, (bo Pana Boga przecież nie ma, a na pewno nie w Kościele) z Januszem Korczakiem, który tak ukochał dzieci, że poszedł z nimi na śmierć. Dorośli zaś tego nie rozumieją tłumaczy Podsiadło tej biednej dziewczyninie z gazowni i potem już może gadać co chce. Serwituty spłacone. Kierunki wyznaczone, wszyscy wiedzą co robić, by być dobrym poetą. Nie wierzyć w Pana Boga i wycierać sobie gębę koszulką z Korczakiem.
Potem Podsiadło przechodzi do demaskacji. I tu niestety robi się groźnie, bo on za jednym zamachem załatwia tych co ich tam miał zdemaskować i nas tutaj przy okazji. Podsiadło bowiem informuje nas prawie wprost do czego służą te wszystkie emocje, którymi my się tu ekscytujemy i które uważamy za smoki straszliwe, warte tego by stawać z nimi do walki. On nam mówi, że to jest tylko i wyłącznie po to, by kolejne roczniki ogłupionych dzieci miały na co wydawać pieniądze swoich rodziców. Ktoś powie, że wiele się nie zmieniło. Jak Podsiadło był młody służył dokładnie do tego samego celu. Tak, to prawda, tyle, że jego nikt nie demaskował. On był poza zasięgiem demaskatorów. Teraz zaś kiedy różne szczeniaki ujadają, Podsiadło wychodzi i mówi jak jest naprawdę. No, a my przechodzimy do ad remu. O kogo chodzi? O nasz ulubiony zespół RUTA, czyli o bandę kmieci fałszywych, aspirujących poetów para-ludowcyh, piewców rewolucji i Lucyfera, którzy tak się do pieniążków przywiązali, że im palce od strun oderwać się nie chcą, tylko brzdąkają te dumki i brzdąkają.
Podsiadło na pytanie podekscytowanej pańci dotyczące antypańszczyźnianych pieśni zebranych przez zespół RUTA wali wprost, że w ich repertuarze są zaledwie 22 polskie pieśni, a reszta to szczera Ruś i jakieś inne pienia, spośród tych 22 zaś 16 jest przepisane z jakiegoś zbiorku Przybosia wydanego w roku 1953. Przyboś podobno spisał te pieśni wędrując po wsiach i wsłuchując się w łkanie udręczonej duszy ludu, który właśnie dojrzewał do rewolucji. Wszyscy dobrze wiemy, że to kłamstwo, bo gdyby Przyboś przed rokiem 1953 kręcił się po wsiach i o jakieś pieśni wypytywał, mógłby dostać co najwyżej czapę. Podsiadło wie o tym także i z całym spokojem demaskuje kłamstwa swoich, byłych już kolegów. Pani, która się w tym zespole zajmowała pieśnią białoruską, także – jak się okazuje – nie prowadziła żadnych badań a jedynie przepisała owe utwory z ksiąg wydanych w latach pięćdziesiątych, a napisanych przez jakichś radzieckich etnologów.
I wyobraźcie sobie, że gazowni nie żal jest RUTY, nie szkoda im tej jakości, bo jest to jakość, nie ukrywajmy. Moim zdaniem jakość wyraźniejsza niż Podsiadło, choć pewnie różni będą twierdzić inaczej. Gdyby nie kłamali tylko grali rzeczywiście to co lud po wsiach śpiewał mieliby otwartą drogę do nieba i wielu serc, a tak są tylko chłopcem do bicie, psem do kopania, który musi coraz kłamliwiej szczekać, żeby postawili przed nim kolejną miskę z żarciem. Gazownia wie, że cały ten przekaz, czy to Ruta czy Podsiadło adresowany jest do ludzi, którzy zmieniają poglądy, sympatie i całe swoje życie co dwa tygodnie. Wie także, że jak ma się budżet można wykreować dowolną ludowość i grać na dowolną nutę, muzyków jest w Polsce sporo, więcej jak żołnierzy. Gorzej jest z pisarzami i poetami, bo ci mają bezpośredni dostęp do czytelnika i mogą wyrządzić wiele szkód, no chyba, że się ich dyscyplinuje takim Podsiadłą, który wyznacza różne standardy buntu opowiadając o absolucie i nosząc Korczaka na klacie.
Z kogóż tam jeszcze szydzi Podsiadło? Z Roberta Tekieli wyobraźcie sobie, z którym zna się od czasów zamierzchłych, od czasów Brulionu i buntu młodych w początku lat 90-tych. Ci młodzi buntowali się rzecz jasna przeciw Kościołowi, a istotą tego buntu było hasło, nieco już zapomniane: „wóda, konserwy, j…nie bez przerwy”. Oni już tego nie pamiętają, bo Podsiadło stał się dyskretnym krytykiem misji Kościoła i subtelnym anarchistą, ale to pewnie z tego względu, że wskutek nadużywania substancji odurzających jego libido zmniejszyło się do rozmiarów kornika drukarza. Inaczej zupełnie było z Robertem Tekieli, on się tak w tym obyczajowym buncie zapamiętał, że nagle okazało się iż jest ojcem jakiejś trudno policzalnej grupy dzieci. Skalkulował więc wszystko na zimno i wyszło mu, że bycie liderem chrześcijańskiej wspólnoty, który pobiera zasiłek na dzieci jest bezpieczniejsze niż bycie liderem satanistów, który musi płacić alimenty i ukrywać się przed rozwścieczonymi kobietami. Zwłaszcza, że latka lecą. No i teraz w gazowni Podsiadło rysuje przed nami samo jądro konfliktu pomiędzy nim a Tekielim. Według Podsiadły Tekieli zwariował i uważa go za satanistę. A to przecież nie tak, mili moi, nie tak….Podsiadło jest tylko poetą bez przydziału, niepogodzonym z nikim, który idzie własną drogą.
No to teraz napiszmy słów kilka o tej drodze. Podsiadło deklaruje się jako anarchista, któremu przeszkadza opresyjne państwo. I ja dokładnie pamiętam taką inicjatywę z początku lat dziewięćdziesiątych, która nawiązywała do sławetnych pociągów przyjaźni. Poeci i pisarze różnych krajów podróżowali takim pociągiem po Europie. I Podsiadło też tam był w środku. I co? Nie przeszkadzało mu, że pociąg należy do PKP – Polskich Kolei Państwowych?
Popatrzmy teraz w jakich wydawnictwach Podsiadło pracował, o tym, że wszystkie one dostają dotacje od państwa, nie ma nawet co wspominać. Był Podsiadło współpracownikiem Tygodnika Powszechnego, był kierownikiem literackim zespołu RUTA, współpracował z radiem Opole i absolut wie z kim jeszcze, a książki jego wydawane były najpierw przez Brulion, który zależny był od dotacji z ministerstwa, a potem przez Znak i różne instytucje kulturalne utrzymywane przez państwo, czyli przez nas wszystkich. To jest bardzo wygodna forma anarchizmu, bo nie trzeba pracować, martwić się o nic, wystarczy raz na tydzień napisać jakiś felieton do Tygodnika Powszechnego i już, załatwione. Rozumiem, że Podsiadło nie ma wielkich potrzeb, ale jakieś ma, nie żyje powietrzem, rozumiem, że stawki które mu proponowano nie oscylowały wokół kwoty 200 złotych za materiał, ale były nieco wyższe. Nie oczekuję potwierdzenia, ani tym bardziej zaprzeczeń. Chciałbym zwrócić uwagę na jedno jeszcze kuriozum – kierownik literacki zespołu RUTA?! Po co grupie grającej folk kierownik literacki? Ko ten zespół anarchistów utrzymywał? Zapewne ministerstwo, bo kto niby. Czy słyszeliście, żeby taki Grabarz miał jakiegoś kierownika w swoim zespole? Nie. A RUTA miała i był nim Podsiadło. I co? Kiedy mu płacili Podsiadło nie denerwował się, że kłamią i idą na rympał? Że Przybosia śpiewają? A jak się z nimi pokłócił o pieniądze to poszedł płakać do gazowni? Dobrze, że jest ta gazownia, bo gdzie miałby się podziać biedny anarchista żyjący z państwowych dotacji. Z Obłudnika wyrzucili, z radia Opole wyrzucili, z RUTY też, a gazownia ma małe wymagania, wystarczy powiedzieć, że nie ma Boga w Kościele i koszulkę z Korczakiem założyć. I znowu można zadawać szyku – odważnie, rozważnie, z grymasem cierpienia, jak pisał inny wielki poeta.
Podsiadło oczywiście twierdzi, że nie pokłócił się z RUTĄ o pieniądze. A o co? Otóż poszło o prostą rzecz – oni namawiali swoich fanów, by głosowali na nich w jakimś plebiscycie, a Podsiadło uważał, że to nie etyczne, że tak nie wolno i rzucił im to w twarz, a oni się zdenerwowali i go wyrzucili. Nie poszło wcale o pieniądze, poeci o pieniądzach nie mówią, zupełnie jak dżentelmeni.
No, ale teraz Podsiadło ma nową pracę, nie za państwowe nareszcie, tylko za michnikowe i może spać spokojnie.
Ja jestem z jednej strony zaniepokojony tym, że oni tak łatwo pozbywają się swoich, że nie zależy im na żadnej jakości, ale z drugiej strony myślę, że uspokaja ich wysokość budżetów na produkcję. Z drugiej jednak myślę o tym jak krótką oni mają ławkę i jak słabi zawodnicy na niej siedzą. Pięćdziesięciolatek z zaburzeniami kokietuje 20 latki. To się nie może udać. I na pewno się nie uda. Koszulka z Korczakiem nie pomoże, ani nowe wydania dzieł, ani spotkania autorskie. Nikt w to nie uwierzy. Jedynym ratunkiem dla Posiadły jest Tekieli. Gdyby zorganizował jakieś publiczne egzorcyzmy połączone z fotografowaniem Ducha Świętego, wtedy może sprzedaż dzieł by wzrosła. Nie wcześniej. Tak więc nie ma co się obrażać na Roberta panie Jacku anarchisto, trzeba się z nim dogadać i może razem stworzycie jakąś nową jakość. Tylko nie korzystajcie przy tym z Przybosia, bo ktoś was może zdemaskować.
Zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie mamy mnóstwo nowych książek. Zapraszam także jutro do hotelu Tumskiego na wyspie Słodowej we Wrocławiu, o godzinie 18.00 rozpoczyna się tam spotkanie z Grzegorzem Braunem i ze mną.
Jak zwykle wrzuciłeś dużo tematów , szczegółowych , choć w sumie myśl jak zwykle jasna .To dodam tylko jako ciekawostkę , że jest taki kobiecy zespół SAME SUKI …….. nieeeeeeee nie chodzi o niby podstawowe znaczenie …. Suka to zaginiony instrument muzyczny z okolic Biłgoraja ,,,,, One go zrekonstuowały i grają na nim pieśni również ludowe z któregoś tam wieku … może XVI nie pamiętam …..Własne teksty z inspiracją ludową też grają…….. Podsiadły nie zapraszały , pewnie juz inny trynd , jak mówił pewien zapomniany kacyk 🙂
Z tych poetów to tylko Przybosia kojarzę z:
„kilka dziewcząt krótkonogich
co wielbiło mnie na sianie
i naftówki perkotanie”
Wrzuciłem to w Googla a wujek ani me ani be 😉
skoro dziś niedziela , to aby nie pozostać przy przykrych sprawach poruszonych w tekście , polecam bardzo , w internecie jest program telewizji TRWAM … ,,Mocni w wierze ” a dnia 29.03.2014 roku .
To są cotygodniowe rozmowy młodego księdza z księdzem profesorem ….
skojarzyło mi sie czytając coryllusa … zamiana słowa Bóg na słowo Absolut … w coś jednak potrzebują wierzyć ….. Ta rozmowa jest bardzo dobrym zanalizowaniem tematu w bardzo sympatyczny sposób .
Ten Witkowski to ma gest, bo zaliczki 500 000 zł na ksiązkę pominę. Cytuję za GieWu:
Zawsze, jak pójdę do lepszej knajpy, to na koniec przychodzi kierownik, pyta, czy smakowało, daje zniżkę 50 proc. i butelkę wina. Te butelki dostaje zawsze moja Ukrainka, bo ja nie piję. Gifty z imprez też dostaje… 😉
Mnie zawsze przerazaja ludzie ktorzy nie wierza w Boga bo jesli jak twierdza Boga nie ma to jaki jest sens ich egzystencji? Moze udzielanie wywiadow Gazecie Wyborczej jak Podsiadlo?
Hartmana np jak widze I slysze to sie tylko smieje ale jest taki osobnik ktory nazywa sie Andrzej Rozenek. Jest czlonkiem partii Twoj Ruch i budzi moje przerazenie bo ma takie straszne oczy i zawsze na jego twarzy blaka sie taki szyderczy usmiech. Kiedy go widze to mysle: TROGLODYTA!
Promują to bydlę, jak uprzednio z tej samej mańki Czubaszek, czy Bratkowską.
Wchodziłem na tlen, a tam malutkie okienko z facjatą rzeczonego oznaczone +18 i lead, że jednak nie był to kret. Nic więcej nie wiem, bo oczywiście nie wchodziłem.
Te rozbiegane i bezczelno – cwane oczka to charakterystyka 3 panów: p. Olszewski z PO (Bydgoszcz) ma takie spojrzenie że PR – owo założyli mu ciemne okulary, żeby widz nie spostrzegł tego lodowatego, cynicznego i kpiącego spojrzenia. Drugi to Rozenek zimny, wyważony, zero empatii do spraw które omawia w swej wypowiedzi, jest pytanie – Rozenek recytuje odpowiedź, pozostaje nie związany emocjonalnie z wygłoszoną recytacją. No i profesor po trzykroć rehabilitowany Hartmann, też te oczka ledwo hamujące śmiech z własnej bezgranicznej hucpy, śmieszy go to, że ma nakaz bycia bezczelnym i wmawiania ludziom zamiany nóg z głową, no i widać po wyrazie jego oczu, że on się ledwo hamuje żeby nie parsknąć śmiechem z treści tej kwestii, którą z udawanym zadęciem wygłasza. Sam jest zaskoczony tym, że jeszcze ciągle jest w przekaziorach, bo wie że dawno przekroczył granicę dobrego smaku. Tym trzem najlepiej byłoby z parawanem na twarzy.
Witkowski to ten pedał wojujący ?
Na szczęscie parawanów nie noszą i coś widać , jak ktoś ma oczy 🙂
A prof Hartman naprawdę dobrze się bawi tym co opowiada . I to jest duża sztuka , mieć tyle radości z wykonywanego zajęcia .
Nam też życzę radości z NASZYCH zajęć . Zobaczymy kto na tym wyjdzie lepiej . Ten się śmieje , kto się śmieje ostatni ; jak mówiła moja Babunia 🙂
Ateizm to taka sama religia jak każda inna np :szamanizm czy hinduizm.Prawdopodobieństwo powstania życia zostało przez matematyków obliczone i mozna go porównać do tego że tornado wpada do hangaru z częściami zamiennymi .Szaleje w tym hangarze przez 100 lat i po tym czasie ,po otwarciu stoi nowiutki F-16 gotowy do lotu .Z elektroniką i naoliwionymi częściami.Oczywiście że takie samo jest prawdopodobieństwa powstania życia przy ingerenci Boga ale ludzie wierzący przyznają że WIERZĄ .Ateiści też WIERZĄ ale nigdy się do tego nie przyznają zasłaniając się nauką ,która nigdy nie potwierdziła ich wersji.Ich wiara jest chyba najbardziej fanatyczna spośród wszystkich religii świata .Wszystkie mają coś na sumieniu ale to Ateiści wymordowali najwięcej ludzi w historii ludzkości.No i doprowadzili do ruiny wszystkie kraje w których rządzili.W imię fanatycznej WIARY.Wystarczy popatrzeć w błyszczące fanatyzmem oczy Hartmana by zobaczyć zgliszcza.
Yes, Yes, Yes 😉
Och. Wszelkie naukowe dowody na boski udział w stworzeniu są przeważnie mocno „naukowe”. Mi na przykład, mając jakie takie o nich pojęcie byłoby strasznie głupio się do nich odwoływać bo przeważnie są mocno mizerne.
…dobrze że jestem katolikiem i nie muszę 😀 niech ich sobie bronią heretycy których pastorzy byli zbyt durni by zrozumieć ideę nie nakładających się magisteriów.
Podnoszą łeb i próbują na ile można się posunąć. Jak już padło kto zacz, to dla pełniejszej charakterystyki sekcja dotyczyła płodu. Już nie ma tej informacji na o2, ale za to inny gnój, łukasz kamiński (ponoć projektant mody) robi sobie zdjęcie markując oddawanie moczu na pomnik Ofiar Powstania Warszawskiego i zamieszcza je na FB. Robi się szum, więc zdjęcie znika z jego profilu, a on się niby kaja fotografując się w pozycji klęczącej przed ww. pomnikiem.
Akcja Hiacynt przydaje się do dzisiaj.
Niech nie budzi Twojego przerażenia , tylko politowanie . Stoi po ZŁEJ stronie …. i rysuje się przed nim dobra przyszłość .
Trzeba stać przy swojej wierze , przy swoim MISTRZU i NAUCZYCIELU ….. i tyle .
Mój duchowy opiekun ojciec Stanisław jak gdzieś rozmowa zahacza o niewierzących , macha ręką i mówi , że nie ma takich …. Wszyscy wierzą … my że Bóg jest …. oni , że Go nie ma …..
A to naprawdę stary kapłan i doświadczony . Wie co mówi . 🙂
,,niedobra przyszłość ”
zgubiłam cudzysłów
a dowody na ,,nieboski ,,udział w stworzenie uwarza (Pan/Pani)za mocno czy słabo ,,naukowe,,?
U nas na wsi też jest pan o nazwisku Podsiadło. Mówią na niego swojsko — Podsiadły (muszę iść do Podsiadłego, mówiłem Podsiadłemu itd.) Ten poeta tak jakoś od razu mi się skojarzył z tym naszym, bo ten nasz to też solidny rzemieślnik, ludzie go szanują. Groby kopie, nagrobki stawia, ładne, granitowe. Trzy rodzaje robi, z pięciu rodzajów kamienia, tyle w hurtowni mają. Jemu też się zdarza przy robocie, że natrafi na jakieś stare zwłoki, ale on jest człowiekiem dobrze wychowanym, nie wywleka ich na wierzch i nie lata z tym opowiadać po całej wsi, ale zwyczajnie — zakopuje głębiej, fachowo i z pewnym szorstkim, nacechowanym prostotą szacunkiem, żeby zrobić miejsce dla nowego, za przeproszeniem, klienta.
Przepraszam, wkleiło się mnie to w niewłaściwe miejsce, miało być w głównym wątku.
Widocznie on w tych kanjpach tylko piolun zre… co za matol.
co to znaczy <>? Zakładam że chodzi o naukowe teorie wyjaśniające powstanie życia bez nadnaturalnej boskiej interwencji, i tak, uważam że mają dużo silniejsze podstawy niż dowody na boską interwencję.
Obecnie nauka całkiem dobrze radzi sobie z wyjaśnianiem genezy życia, biorąc pod uwagę że zjawisko to zaszło kilka miliardów lat temu i nie zostawiło po sobie trwałych śladów (poza samymi organizmami żywymi :D) i na dobrą sprawę nie do końca wiadomo jakie warunki panowały ówcześnie na Ziemi. Temat jest bardzo szeroki i wciąż jest polem gorących sporów ale od eksperymentów Stanleya Millera wiemy że związki organiczne mogą w pewnych warunkach spontanicznie powstawać z nieorganicznych. Złożoność nawet najprostszych obecnych form życia (prymitywnych bakterii: riketsji, mykoplazm) {celowo pomijam wirusy jako pozbawione metabolizmu i niezdolne do samodzielnego życia} rzeczywiście jest zbyt duża by mogły powstać czysto przypadkowo, natomiast prawie pewne jest że hipotetyczna protokomórka była oparta na rybozymach (katalitycznych cząsteczkach RNA, mogących jednocześnie pełnić rolę nośnika informacji genetycznej). Taki układ był pewnie znacznie mniej wydajny niż białka enzymatyczne kodowane w DNA, co ma miejsce w każdej obecnie znanej komórce, natomiast był znacznie prostszy.
Nikt o zdrowych zmysłach nie zakłada samorzutnego powstania komórek żywych tak złożonych jak obecne, będące owocem setek milionów lat ewolucji, natomiast bardzo prawdopodobnie brzmi powstanie (choćby tylko raz – to wystarczy) na przestrzeni kilkuset milionów lat w archaicznym oceanie (zawierającym przecież tony rozpuszczonych związków organicznych) pęcherzyka – miceli – wchłaniającego z otoczenia związki organiczne, które w jego wnętrzu reagowały z rozpuszczonymi wewnątrz rybozymami- i po przereagowaniu wbudowywane były w jego strukturę, choćby przez rozpuszczenie w dwuwarstwie lipidowej miceli. W ten sposób taki pęcherzyk mógł sobie rosnąć, w pewnym momencie na przykład pod wpływem fali pęcherzyk dzielił się na mniejsze – i w tym momencie mamy już gotową protokomórkę, prowadzącą własny metabolizm i przenoszącą zakodowane w składzie zawartych kwasów nukleinowych informacje niezbędne do samoreplikacji.
Tu kończy się geneza życia a zaczyna historia ewolucji 😀
Odwołując się do przytoczonej metafory – faktycznie tornado w hangarze z częściami, ale nie sto lat a pięćset milionów, i nie F16 gotowy do lotu ale pokraczny wózek który potrafi jedynie zjechać o własnych siłach z podjazdu dla inwalidów i się nie rozlecieć. (Wyjaśnienie jak drobnymi kroczkami z takiego wózka zrobił się F16 to zadanie dla teorii ewolucji i temat na osobną książkę).
miało być „co to znaczy <>?” 😀
Ale w patrywalem sie w jego oczy I nie moglem znalezc w nich milosierdzia.
*miało być „co to znaczy ” ,,nieboski ,,udział w stworzenie”?” Chyba tekst otoczony dwoma dziubkami jest traktowany jako tag htmla. No nic, kontynuując:
Także jak widać nauka całkiem nieźle sobie radzi z wyjaśnianiem powstania życia bez boskiej interwencji- bo takie jej zadanie, całkiem elegancko odpowiada na pytanie „jak”. Natomiast (czego nie rozumie-albo udaje że nie rozumie- choćby prof Dawkins) przez przyjęcie (niezbędnego dla metody naukowej) założenia o zamkniętości świata – czyli przyjęciu że obserwowany śwat jest układem izolowanym, którym nikt nie steruje w sposób nieobserwowalny z jego wnętrza, nauka jest zupełnie odcięta od możliwości odpowiedzi na pytania „czy”, „dlaczego” – będące domeną religii. Tu warto odnotować że to faktycznie są nie pokrywające się magisteria – biochemiczne wyjaśnienie jak w praoceanie półtora miliarda lat temu mogły powstać protokomórki zdolne do prowadzenia metabolizmu i powielania się, odpowiada na pytanie „jak powstało życie” na zupełnie innym poziomie logicznym niż opowieść z księgi Rodzaju o Bogu który oddzielił światło od ciemności, ziemię od wody i tchnął życie – najpierw w wody oceanu. Przy tym oba wyjaśnienia nie kolidują ze sobą w żaden sposób, tradycja Kościoła zawsze miała świadomość metaforycznego charakteru opisu stworzenia.
Wychodzę chyba na przemądrzałego trolla więc lepiej powoli spróbuję przejść do sedna.
Jeśli ateiści czy inni poganie chcą oddawać cześć narzędziu poznawczemu jakim jest nauka, to ich problem. Podejście polegające na uznaniu narzędzia za cel jest głupie jak dyskusja na onecie.
Obalanie z nawyku nowych teorii nauki, np. ewolucji (zresztą zazwyczaj w sposób ukazujący brak jej zrozumienia) to raczej domena amerykańskich protestantów. Więc jeśli ci heretycy, pozbawieni merytorycznego zaplecza Kościoła mającego kilkanaście wieków doświadczenia w mecenacie nauki, chcą w swoim mniemaniu bronić swojej religii przed nauką, ich sprawa. Koszt jest taki że zamykają się na prawdę, a w bonusie są chłopcem do bicia dla każdego dyskutanta mającego jakie takie pojęcie o tematyce; mogą jedynie nadrabiać próbami zakrzykiwania.
My mamy o tyle trudniej że nie zamykamy się w wygodnym kłamstewku, Kościół każdemu choć trochę zainteresowanemu i obeznanemu przyznaje (może niezbyt głośno, ale jednak): „tak, wszyscy ci naukowcy, skoro potrafią uargumentować swoje tezy tak że nikt ich nie umie obalić, to pewnie mają rację i faktycznie pochodzimy od małp które wyewoluowały z morskich bakterii co to samorzutnie pojawiły się na powierchni planety w galaktyce powstałej w dużym wybuchu kilkanaście miliardów lat temu. I co z tego, co to ma do rzeczy? Czy wierzysz w…”
To jest taki moment w którym stajemy w prawdzie naprzeciw Credo bez tego niezrozumienia świata które od zawsze towarzyszyło różnym religiom jako swoista proteza wymuszająca wiarę, i musimy sobie odpowiedzieć czy rzeczywiście wierzymy/chcemy wierzyć w Niego? Czy też potrzebowaliśmy konceptu Boga tylko do wypełnienia tych kawałków świata które widzimy a nie rozumiemy, i odrzucamy go przy pierwszej alternatywie (pytanie pomocnicze: czy w takim układzie kiedykolwiek w Niego rzeczywiście wierzyliśmy?)? Stanięcie w prawdzie nigdy nie jest przyjemne, ale jest warte swojej ceny.
Podsumowując, chodzi mi po porostu o to, od czego wszystko się zaczęło: nie musimy bronić naszej religii przed nauką, a jeśli będziemy próbować to możemy jedynie wyjść dość głupio.
Przy okazji, co to byli za matematycy od tych obliczeń prawdopodobieństwa spontanicznego powstania życia? Proszę o nazwiska, tytuł publikacji i nazwę czasopisma, bo brzmi ciekawie.
Ateisci wierza w to ze nie wierza.
Hartman na pewno nie bedzie sie smial ostatni. Widzialem kiedys interesujacy rysunek odnoszacy sie do strasznego filozofa niemieckiego (I jeszcze straszniejszych jego wielbicieli), pana o nazwisku Friedrich Wilhelm Nietzsche.
Otoz jest to ogloszenie z napisem: Bog umarl. I podpis: Nietzsche.
Ponizej jest drugie ogloszenie z napisem: Nietzsche umarl. I podpis: Bog.
dokładnie tak
a w oczach tych ludzi nie szukaj miłosierdzia – miłosierny jest Nasz Pan ….. na nasze szczęscie 🙂
Fred Hoyle i Chandra Wickraamasinghe obliczyli że prawdopodobieństwo samoistnego ułożenia się aminokwasów tak by utworzyć zaledwie początek 2000 protein ameby wynosi 1/10 do 40000 .
dakładnie to Tatarkiewicz pisał, że Nicze nazywał się Nicki i urodził się w Wielkopolsce.
A pamiętacie na czym opierał się hitleryzm? no to powtórzę: na Kancie i Niczem
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.