mar 172019
 

Zacznę od powierzchownego opisu epoki heian, o której wspomniałem wczoraj. Niektórym może ona jawić się jako triumf pozastrukturalnych instytucji półtajnych, opartych o silnie rozrodzony ród Taira, który zdominował dwór cesarski czyniąc z jego urzędników kukły, a z samego cesarza dekorację. W rzeczywistości (chyba) było inaczej. Sugestia moja jest taka – cały japoński porządek oparty był na wzorach chińskich i po wielu latach funkcjonowania został odrzucony w serii gwałtownych procesów, albowiem nie pasował do niczego co się w Japonii znajdowało. Nie pasował do krajobrazu, który – mniemam – jest najsilniejszym czynnikiem kształtującym charakter i duszę Japończyków. Nie pasował do formuły uprawy ziemi i do zarządzania tą ziemią, co wynika także z charakteru krajobrazu, nie pasował także do struktury dystrybucji żywności, która ukształtowała się na wyspach przed epoką heian i w niej znalazła swój pełny wyraz. Cóż to bowiem jest za kwestia – panuje powszechny pokój? Czego ona dotyczy w istocie? Otóż oznacza ta formuła tyle, że mało jest okazji na spekulacji płodami rolnymi, co w kraju tak gęsto zaludnionym jak Japonia z pewnością miało znaczenie. Jak wobec tego oceniać możemy ród Taira, który opanował wszystkie istotne piony zarządzania, a wojnę skierował na zewnątrz, ku ziemiom zamieszkałym przez Ajnów? Moim zdaniem pozytywnie. Prawie czterysta lat pokoju, przeplatanego jakimiś lokalnymi utarczkami to wielkie osiągnięcie, jeśli dodać do niego ciągły i metodyczny podbój północy i zdobywanie nowych terenów pod uprawę i zasiedlenie.

Zanim przejdziemy do pojęcia rozdroża zatrzymamy się na innym, na wspomnianym już wczoraj pojęciu dynamiki. Dynamika epoki heian opierała się na następujących punktach w przestrzeni: na podboju, na odrzuceniu tradycji chińskiej i na komasowaniu ziemi za zgodą drobnych właścicieli, co jak pamiętamy oznacza zwiększoną prosperity, zwiększone zyski i tanią żywność eksportowaną w nieznanych, póki co, przez nas kierunkach. W takich okolicznościach, kiedy dwór miął znaczenie symboliczne, resztki wzorowanej na chińskiej administracji zdawały sobie sprawę z iluzoryczności swojej władzy i drżały przed nierozpoznanymi i nie do końca skodyfikowanymi działaniami rodziny Taira, kiedy armia walczyła na północy, można było podziwiać przemiany zachodzące w przyrodzie i szydzić z tych młodzieńców, którzy – wzbogaciwszy się nieco – układali swoje drogie kimona w kostkę obok posłania, na którym spoczywała ich nowa nałożnica.

Co jest potrzebne, by zmienić taką dynamikę i całkowicie ją zanegować? Nie piszę celowo – by zmienić ten porządek, bo to chyba nie był porządek, a proces jednak, zarządzany przez ród Taira. Do zmiany potrzebni są ambitni ludzie, którzy mając do dyspozycji pełne rozpoznanie strategii rodziny Taira zechcą zaproponować nową strategię i oprą ją na innych punktach. Pozostawiając jeden – centralny – bez zmian. Żeby to zrobić potrzebna jest formuła propagandowa, która znajdzie zainteresowanie wśród wpływowych rodzin i na dworze cesarskim, a także wśród latyfundystów nie związanych z klasztorami. Zatrzymam się tu na chwilę i przypomnę raz jeszcze, że to wszystko są hipotezy, mogło być zupełnie inaczej, bo ja przecież nie studiowałem historii Japonii. Jeśli ktoś zarządza dworem i ziemią w sposób zadowalający prawie wszystkich, a irytujący tylko niektórych, ten może spać spokojnie, musi jednak uważać, czy nie gdzieś w zakamarkach wielkich rezydencji ktoś pracowicie nie kaligrafuje na ryżowym papierze formuł negujących postawy jego władzy. Przyjmijmy, że najważniejszą z tych podstaw było scedowanie zarządzania ziemią na buddyjskie klasztory. To jest zawsze dobry sposób albowiem ziemia uprawiana przez mnichów nie generuje kosztów i nie wzbudza niepotrzebnych emocji związanych z położeniem socjalnym robotników. Wszystko ma jednak swoje ograniczenia i pokusy i tak pewnie było także w Japonii, w epoce heian, w buddyjskich klasztorach. No, ale opis wypadków, który dostajemy do ręki jest inny. Oto ród Minamoto nie zamierzał dłużej pozwalać na samowolę Tairów i ich skandaliczne zachowanie wobec cesarza i wszczął spisek. Tak rzeczywiście było. Tairowie zaś opanowali sytuację błyskawicznie i wymordowali wszystkich Minamoto – no, prawie wszystkich. Uważam, że musiało być nieco inaczej. Minamoto sami chcieli zarządzać dworem, a do tego potrzebna im była wściekłość ubezwłasnowolnionego cesarza i zgoda tych dworskich kręgów, którym sposób zarządzania rodu Taira, nie przypadł do gustu. To jest właśnie ten moment kiedy syntetyczne opisy muszą zamienić się w serię historyjek o spostponowanych ambicjach. Tak właśnie musiało być na dworze cesarskim w przeddzień wybuchu wojny domowej Gempei. Seria zadawnionych i świeżych niesnasek doprowadziła do krwawego, trwającego pięć lat konfliktu, który zmienił wszystko. To jest opis znany, opis literacki, operowy, a czasem baśniowy. Nam jednak potrzebny jest inny, syntetyczny właśnie, bo my musimy z tego wszystkiego wyciągnąć jakąś naukę. Ród Minamoto, ryzykując wiele, bo przy takich okazjach zawsze wiele się ryzykuje, złożył dworowi i arystokracji nową propozycję. Postawił ich na rozdrożu po prostu wskazując nowe kierunki ekspansji i nowe obszary pozyskania dóbr. Ten moment stawiania na rozdrożu poprzez kolportaż formuł propagandowych, zawsze z ukrytym dnem, stosowany jest do dziś i my go znamy, ale nie umiemy rozpoznać ani się przed nim obronić. Dziś jednak, inaczej niż w średniowiecznej Japonii, podsuwanie nowych formuł, które powodują, że ludzie muszą wybierać, a czasem wymierać, obywa się bez ryzyka dla oferenta. W epoce heian Minamoto prawie wyginęli. No, ale cóż takiego oni zaproponowali? W mojej ocenie oferta była jasna – przestańmy zarządzać ziemią, zarządzajmy wojną ( takie średniowieczne – nie róbmy polityki budujmy drogi). Jakie były istotne, poza osobistymi i klanowymi konfliktami, przyczyny złożenia takiej oferty nie wiem, ale przypuszczam, że mogło chodzić o zbliżający się nieuchronnie koniec ekspansji na północy oraz o zróżnicowanie zysków z ziemi uprawnej, w ramach kasty ogromnych posiadaczy. Tak, jak to się dzieje zawsze. Jedni mieli lepszą ziemię i zarabiali, a także budowali więcej i wyglądali wspanialej, inni mieli ziemię słabszą i zarabiali trochę mniej, a przez to ich pałace nie cieszyły oczu tak silnie, jak pałace konkurencji.

Wojna Gempei, początkowo nie rokująca wcale dobrze dla resztek rodu Minamoto, zakończyła się ich zwycięstwem. Młody cesarz, stale pozostający pod ochroną Tairów zginął, sami Tairowie zostali zdradzeni i wymordowani co do jednego, część latyfundystów i klasztorów przeszła na stronę Minamoto, oni zaś objęli władzę. Japonia zaś pogrążyła się na stulecia w wojnach lokalnych. To ważne, bo wojna, jak pamiętamy to okazja do spekulacji żywnością i osiągania szybkich bardzo zysków z jej dystrybucji. W kraju takim jak Japonia, gdzie transport produktów rolnych i nie tylko rolnych jest łatwy do zablokowania – wystarczy postawić oddział łuczników na skale, nad kluczową drogą wiodącą ku kluczowym rynkom – pokusa by zarządzać wojną musiała być nie do zwalczenia. Może też dlatego Ajnowie przetrwali do czasów współczesnych. Nie wiadomo co by było gdyby Taira utrzymali się u władzy.

Jak to wszystko przedkłada się na naszą współczesną sytuację? Moim zdaniem prosto, a nie dość że prosto, to jeszcze ciekawie. Oto, żeby wprowadzić chaos pojęciowy i niepewność w wielkich masach trzeba postawić ludzi na rozdrożu. Oni w rzeczywistości tam stać nie będą, ale rozdroże należy tu rozumieć jako chaos pojęciowy, połączony z deficytami i ambicjami indywidualnymi, a także grupowymi. Na konferencji w Baranowie Kasia Kostrzewa opowiadała o katastrofie smoleńskiej w świetle prawa międzynarodowego. To było niezwykłe, albowiem opis tej katastrofy jest jednoznaczny i oczywisty, zastosowano jednak do niego środki nieadekwatne i nieadekwatne przepisy. Postawiono ludzi wobec nieistniejącej ale kuszącej alternatywy, której konsekwencją był chaos. W dodatku odbierany jako obszar niezwykłych inspiracji, ciekawych ofert, sukcesów i korzyści. Najgorsze jest to, że w ową alternatywę uwierzyli także ci ludzie, którzy powinni mieć do katastrofy smoleńskiej stosunek jednoznaczny i nie wchodzić w żadne targi, układy, w żadne – choćby zaznaczone cieniem uśmiechu – porozumienia. Nie powinni, bo to pułapka. Dziś ludzie ci zmuszeni są do obrony okoliczności, w jakie zostali wciągnięci. A przypomnę tylko, że dziś inaczej niż w epoce heian, oferent składający fałszywą propozycję nie ryzykuje nic. Nie ryzykuje nawet ostracyzmu, albowiem ma do dyspozycji spreparowaną publiczność. Nie tylko ją, część klanu Taira także jest spreparowana i gotowa do serii niejawnych porozumień. To się zawsze musi skończyć klęską. Mam nadzieję, że wszyscy to widzą. Żadne chwilowe triumfy, żadne ekscytacje i żadne przedłużanie tego serialu nic nie pomoże. Niedobrze jest zostawiać przy życiu trzech choćby, nawet nieletnich, członków rodziny Minamoto. Średniowieczni Taira przekonali się o tym poniewczasie. Teraz kwestia najważniejsza – współcześni Taira sądzą, że propozycja Minamoto złożona została publiczności właśnie, a to nieprawda. Publiczność była podzielona już wcześniej, była spreparowana. Propozycja Minamoto została złożona kluczowym postaciom klanu Taira, a ci ją przyjęli jak swoją. Uwierzyli, że stoją na rozdrożu i ten szlak, który wskazali im, mimochodem, mrugnięciem powieki, kiwnięciem palca, ludzie Minamoto, jest dla nich korzystniejszy i wiedzie do sukcesu. Nieprawda. On wiedzie wprost ku straszliwej klęsce, takiej jak tak, która Taira ponieśli w bitwie morskiej, w zatoce Dan-no-Ura.

To nie koniec podobieństw. Oglądałem wczoraj fragment programu telewizyjnego „Rozróby u Kuby”. Dyskutowali jacyś akademicy i Mateusz Werner, który zdaje się jest już także „nasz”. Rozmawiali o tym, jakie to okropne, że Polska jest dziś przerabiana propagandowo, na głównego sprawcę holocaustu. Wszyscy mieli smutne miny i pieprzyli od sensu, jak to zwykle akademicy, a o Mateuszu Wernerze to już nawet szkoda mówić. Wszyscy ci ludzie znajdują się poza sferą poważnej dyskusji, ale są przekonani, że pion który opanowali ma znaczenie kluczowe. No więc czas stanąć w prawdzie – akademia nigdy nie miała żadnego znaczenia, zawsze była tylko uzasadnieniem dla decyzji i poczynań ośrodków władzy półtajnej negującej w serii dobrze przygotowanych konfliktów istniejący porządek. W Polsce, nie wiadomo dlaczego, akademia została wywindowana do roli grupy demiurgów, którzy mają władzę nad duszami. Z opisanego wyżej punktu widzenia, ludzie ci przeznaczeni są do likwidacji, albowiem nie wywiązują się nawet z tego obowiązku, w jakim postawiono ich dawno temu – nie potrafią wymyślić uzasadnień dla organizacji, która powołała do życia firmowaną przez nich instytucję. Mogą jedynie ubolewać na tym, że ta Polska jest tak postponowana przez Żydów i Niemców. Są jak urzędnicy z cesarskiego dworu, których kariera kończy się właśnie, a oni nie potrafią wymyślić niczego, co mogłoby ją przedłużyć. Nikt z obecnych w studio mędrców nie był w stanie przedstawić nowej formuły, która mogłaby się przeciwstawić niemiecko-żydowskiemu programowi szkalowania Polski. Nikt z akademii nie może tego zrobić, albowiem ludzie ci wierzą, w swoją własną misję i trwałość instytucji, która ich żywi. Nie myślą o tym, że propaganda dystrybuowana jest, jak żywność w średniowiecznej Japonii, stale tymi samymi kanałami i może warto zmienić taktykę po skonstatowaniu powyższego. Może trzeba postawić nad kluczowym kanałem oddział łuczników, którzy zablokuje nieco ten strumień kłamstw. Problem jest poważniejszy niż mój malowniczy opis i można streścić w zdaniu – dobrze, postawmy łuczników, ale w czyim imieniu? W imieniu tych, którzy przyjęli taką a nie inną formułę katastrofy smoleńskiej, dając się tym samym wciągnąć w pułapkę? W imieniu spreparowanej publiczności? W czyim? Odpowiadam – we własnym. W imieniu klanu, który dostrzega trochę więcej niż inni. To oczywiście tylko luźna propozycja, która musi być solidnie obwarowana, a priorytetem strategicznym powinna być przede wszystkim ochrona życia łuczników i ich bezwzględne bezpieczeństwo. Bo nic innego nam już nie zostało.

Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl

  10 komentarzy do “Pojęcie rozdroża jako klucz do rozpadu społeczeństw. Zarządzanie ziemią i zarządzanie wojną”

  1. Jest Pan świetnym sprzedawcą. Japonia, która nie interesowała mnie wcale, stała się właśnie obiektem mojego zainteresowania.

  2. No to jest trochę o Japonii i jej mieszkańcach w książce Bandrowskiego „Przez jasne wrota” z księgarni Coryllusa. Czas I wojny Światowej itepe.

  3. tekst powyższy o Japonii, ale to pogrążanie się „w wojnie lokalnej” to tak pasuje do  dzisiejszych polskich spraw, choćby tej ostatniej , gdzie terrorystyczny dyktat p. Broniarza prowadzi do tego, że bez sklasyfikowania uczniów, część nauczycieli będzie przez rok (?) może więcej (?) bez pracy bo nie nadejdzie uczniowski rocznik. bo będzie właśnie – „niesklasyfikowany”. Wojna stępia rozum.

    Broniarz już nie myśli, on się zacietrzewił? A może pasuje tu tekst z SN o tworzeniu przez Rosję,  swojej grupy wpływu w Parlamencie Europejskim ?

    (wszystkie ręce na pokład, uczniowskie też…)

  4. Coz…

    … nam tez – podobnie jak niegdys w dalekiej Japonii – pozostaje tylko i wylacznie odrzucenie „tradycji brukselskiej”… szczegolnie po tym co sie dzieje teraz w krajach tzw. Zachodu…

    … a wpis genialny  !!!

  5. Rozdroże wydało mi się świetną inspiracją malarsko-fotograficzną, ale zamiast wybrać się na spacer po okolicach lub albumach, zacząłem od zrobienia zdjęć „samurajskiego miecza”, który dawno temu przywiozłem z Japonii. Zdjęcia wrzuciłem bezprzewodowo z kamery do chmury „Google Photos”, a z niej do komputera. I wtedy asystent gugla zaproponował mi panoramę, którą utworzył z moich zdjęć sprzed kilku dni. To były zdjęcia stada mew „z powietrza” i niespodziewane dla mnie rozdroże. Wykadrowałem tak, by zostawić tylko kilka mew dla dynamiki obrazu.

  6. ze dwa lata temu była w Muzeum narodowym wystawa japońska gromadząca gdzieś ponad 200 drzeworytów z epoki Edo,  mnie utkwiła w pamięci podróż bagaży niesionych na plecach tragarzy od stacji do stacji wzdłuż pięknej trasy, wijąca się serpentynami  trasa wzdłuż  brzegu morskiego, moc pięknych  widoków, z jednej strony Ocean Spokojny z drugiej Alpy Japońskie. Tragarze prawie nadzy ubrani w byle co i chodaki na nogach, zlani potem, pod ciężarem niesionego na plecach  bagażu,  zapewne niewiele kojarzyli tego krajobrazowego piękna.

    o  tylko podróż z Kioto do Edo – (czas XIX wiek) – było to miejsce zamieszkania szoguna rządzącego Japonią, transport na plecach.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.