Byłem w niedzielę na pokazie archeologicznym. Ja pierniczę….uważam, że powinniśmy wszyscy zanosić dziękczynną modlitwę do Pana Boga, że tylko archeologowie organizują takie pokazy, a powstrzymują się od nich historycy sztuki. Tamci dopiero by nam pokazali.
Jest tu w okolicy stare grodzisko z X wieku, dookoła pola orne i nieużytki. Normalnie, przez wiele lat młodzież chodziła tam palić papierosy i pić wino. Ostatnio jednak przypomniano sobie o tym miejscu i stało się ono jedną z atrakcji Grodziska. Ustawiono tabliczki z grafikami rekonstrukcyjnymi i inne gadżety, które podnoszą edukacyjną atrakcyjność tego miejsca. No, a w niedzielę zorganizowano ten festyn archeologiczny. Jedną z tych, znanych wam imprez, na których absolwenci wydziałów archeologii, którzy nie załapali się na nic lepszego przebierają się w kolorowe giezłeczka i dziwne czapki po to, by prezentować to co uważają za dawne technologie. Czasem dołącza do nich jakiś kowal czy inny kaletnik i też usiłuje wcisnąć ludziom swoje wyroby. Dlaczego ja z tego szydzę? Powody są dwa. Pierwszy dotyczy artefaktów wykopanych w tym naszym grodzisku. Nikt nie ma pojęcia ile ich wykopano, jak wyglądały i gdzie są. To moim zdaniem istotna kwestia, o wiele ciekawsza niż gawędy o tym jak drzewiej bywało, które uskutecznia dziś każdy, obojętnie czy potrafi to robić czy nie. Nie wiadomo też dokładnie kiedy ostatni raz prowadzono tam jakieś wykopaliska i kto był ich kierownikiem. To są z punktu widzenia popularyzatorów rzeczy nieciekawe, a z mojego punktu widzenia najistotniejsze. Dzięki bowiem tym informacjom moglibyśmy się dowiedzieć, czy kogokolwiek z tych archeologów historia tego obiektu interesuje naprawdę. Ponieważ ja mam niejakie doświadczenia z tą branżą chciałem dziś po raz kolejny podzielić się nimi z Wami. I to jest kolejny powód moich szyderstw. Oto w okolicach Żyrardowa odnaleziono kiedyś rzymski skarb, garnek z monetami z I wieku naszej ery. Znalazł się on pod opieką doktora Wojdy w Muzeum Starożytnego Hutnictwa Mazowieckiego w Pruszkowie i cieszył tam oko zwiedzających przez ponad 30 lat. Znaleziska bowiem dokonano w latach 60-tych. Z tym cieszeniem oka to jednak przesadzam, za komuny nikt nie robił promocji takim znaleziskom i nie było ono w żaden sposób wykorzystywane w kulturze, tak jak są w niej wykorzystywane wszystkie prawie odkrycia imperialne. To jest zresztą ich najważniejsza funkcja, by stały się pożywką dla popkultury, dla filmów mówiąc wprost. U nas ten garnek został schowany i czasem go pokazywali, no i był on elementem tych pogańskich wtajemniczeń, w których uczestniczą uczeni humaniści. Coś tam o tym pisano, ale dyrektor pruszkowskiego muzeum pan Wojda, był w praktyce właścicielem garnka i całej jego nieopisanej nigdzie legendy. I oto pewnego dnia, po wyjściu szkolnej wycieczki z muzeum, okazało się, że garnek zniknął. Ktoś go wyniósł za pazuchą. Ponad 1000 rzymskich denarów w biały dzień zostało zabrane z muzeum gdzie są pracownicy, strażnik i nauczycielki opiekujące się dziećmi. Ja byłem w tym czasie dziennikarzem w lokalnej gazecie i pojechałem robić o tym materiał. Pan Wojda był załamany, prosił, żeby nie pisać o tym, że muzeum nie ma żadnych zabezpieczeń. Nie mogło ich mieć, bo koszt takiej instalacji znacznie przewyższał wartość wszystkiego co było w środku, mam na myśli zbiory. Te monety z garnka nie były też wcale wartościowe, bo na rynku jest mnóstwo rzymskich denarów, a ich ilość stale się zwiększa, bo nowe dowozi bułgarska mafia. A jak zabraknie autentycznych to Bułgarzy dorobią trochę falsyfikatów, których i tak nikt nie rozpozna i tak się to kręci.
Policja zachowała się w sposób modelowo nieudolny, bo po ich wizycie i tak zwanej wizji lokalnej sprzątaczki znalazły na dywanie jeszcze trzy zgubione denary. Potem po mieście poszła plotka, że wobec nieudolności policji dyrektor dogadał się ze złodziejami i wykupił od nich ten garnek. Nie wiem czy to prawda, bo nie byłem dawno w tym muzeum. No i wobec takiej kompromitacji rozumiem, że nawet jeśli ten garnek tam jest to nikt go nie wystawi. Tak więc jedno z najcenniejszych znalezisk, jeśli brać rzecz z punktu widzenia popularyzatorów i propagatorów nauki jest całkowicie niewykorzystane. No, a przecież ta popularyzacja jest jedynym sensem istnienia tych ludzi, co archeologię kończą. To znaczy oni tak sobie tłumaczą swoją misję, bo nic innego im nie zostało. Sens istotny jest gdzie indziej i omówiłem go wczoraj. Chodzi o to, by pilnować ładu imperialnego na jak największym obszarze, oraz by strzegli go wtajemniczeni ludzie, to znaczy tacy, którym zwisa czy garnek rzymskich monet jest eksponowany czy nie jest. Reszta może się bawić w pokazy wojów. Jak wiecie kulminacją tych pokazów jest festyn w Biskupinie. Tak się składa, że znam człowieka, który był kiedyś dyrektorem tego zamieszania. To jest niezłe, ten Biskupin. Opowiadał mi, że kiedy zasiadł za swoim dyrektorskim biurkiem i postawił na nim wizerunek Matki Bożej z Częstochowy (bo on jest ciężko doświadczony życiowo i przez to bardzo religijny) pojawili się przed nim niczym diabły z pudełka dwaj ludzie. Jednym z nich był aktor grający Tomaszka w serialu „Noce i dnie”, a drugim Lech Emfazy Stefański. Chcieli jechać do Biskupina na festyn i tam pokazywać te swoje sztuki i rzekome rekonstrukcje. On ich oczywiście wyrzucił za drzwi z wielkim krzykiem. Ponoć na tym festynie niezłe numery się odstawia, co bardziej zaangażowane adeptki archeologii pradziejowej zażywają kąpieli w mleku w towarzystwie co bardziej wtajemniczonych uczonych, którzy na naszym terenie strzegą tego całego ładu imperialnego. Jaja nie z tej ziemi, normalnie jak w powieści „Raz w roku w Skiroławkach”. Mamy więc dwie drogi kariery, którymi kroczą absolwenci archeologii, jedna to pogodne gawędy o duperelach, sprzedawane dzieciom i znudzonym rodzicom oraz lepienie garnków, a druga to pogańskie festyny połączone z dystrybucją biżuterii i innych wyrobów, wszystko pod czujnym okiem fachowców, którzy pilnują, żeby tam czasem ktoś nie zrobił czegoś wbrew obowiązującej doktrynie, żeby nie złamał kodu, obowiązującego w komunikacji środowiskowej i zewnętrznej. Nieliczni zajmują się pisaniem dysertacji naukowych, czyli zdobywaniem wtajemniczeń potrzebnych do pilnowania fantów zalegających muzea. Powtórzę jednak to co napisałem na początku – dziękujmy Bogu, że historycy sztuki pozostają w cieniu, bo byśmy się nie pozbierali.
Aha, zapomniałem dodać, że pan Wojda, po tej aferze z garnkiem zmarł na zawał serca i teraz kto inny jest dyrektorem tego muzeum.
Zmieńmy teraz nieco optykę. Pokazy wojów to jest sznyt prowincjonalny. To są atrakcje dla gawiedzi, która uważa, że może stanowić jeszcze podmiot w polityce lokalnej i globalnej, która wierzy w misję uczonych i lubi sobie obejrzeć Indianę Jonesa. Metropolie są głuche na takie komunikaty, nikt nawet nie ryzykuje, by pakować się z tym do środka wielkich miast, czasem coś się zorganizuje, jak wiosną tego roku w Szczecinie, ale to tylko dlatego, że miasto to uważa za punkt honoru, by odwoływać się do swojej pogańskiej tradycji. No, ale to są doprawdy wyjątki. W dużych miastach bowiem triumfy święcą pokazy gejów. Ten sam kolega, który był dyrektorem muzeum w Biskupinie, a mieszka on w centrum Warszawy, opowiadał mi, jak w dzień po spaleniu tęczy pod jego oknami przemaszerowało z 15 tysięcy pederastów w otoczeniu ochraniającej ich policji. Niesamowite. W dobę zmobilizować środowisko tak pełne indywidualistów jak pedały i urządzić marsz na Plac Zbawiciela. To znaczy, że wszystko wygląda inaczej niż nam się zdaje. Nie można w Polsce założyć sprawnej organizacji paramilitarnej albo zwykłej bojówki, o czym wiem, bo znam człowieka, który próbuje to robić do lat i zawsze kiedy już, już, prawie się udaje, ktoś dokonuje rozłamu. No i cała robota na nic. A tu proszę na pokaz gejów można w jednej chwili zgromadzić całą dywizję homoseksualistów i nie ma wśród nich żadnych rozłamowców, nikt nie próbuje nawet łamać szyku. No i mają zapewnioną ochronę. Co prawda po ostatnich wyborach geje z wielkich miast wycofali się na z góry upatrzone pozycje, a nawet zwinęli tęczę, ale nie znaczy to, że nie wrócą. Oczywiście, że wrócą i należy się spodziewać, że z o wiele większą siłą oraz z nowymi, ciekawszymi komunikatami na transparentach.
Idźmy dalej tym tropem. Od pokazów gejów już tylko krok do demonstracji domagających się przyjęcia uchodźców w Polsce. Jak wiemy Niemcy rozpoczęli wczoraj kontrolowanie papierów na granicy. Jak w dawnych dobrych czasach. I będą teraz sami decydować kogo wpuścić do siebie, a kogo nie, choć wcześniej zarzucali Węgrom zwierstwo i łamanie standardów europejskich. Jak wiecie zapewne w II tomie Baśni jak niedźwiedź opisałem mechanizm działania buntu, który zawsze jest sterowany i zawsze jest pozorowany. Tak samo jak te pokazy gejów. Trzeba w jednym miejscu zgromadzić dużą ilość niezdyscyplinowanych, ale przeszkolonych we władaniu bronią mężczyzn. Potem odciąć im dostawy wody do mycia i ograniczyć racje żywnościowe. To wystarczy, by święty gniew ludu buchnął niczym płomień. I to właśnie przed nami. A nazywając rzecz według naszego nowego kodu wewnętrznego, niezrozumiałego dla archeologów, historyków sztuki i pederastów, szykują się wielkie pokazy walk gojów. Pytanie istotne brzmi, po której stronie naszej obecnej granicy będą się odbywać. Ponieważ na łamach niemieckiej prasy uaktywnił się Jan Tomasz Gross nazywany przez niektórych profesorem historii, przeczucia mam raczej niewesołe. Ale jest w tym jedna pociecha. Nie wiem czy wiecie, ale w Reducie Dobrego Imienia, której szefem jest Maciej Świrski rozpoczęto publiczną zbiórkę pieniędzy na zagranicznych adwokatów, którzy będą bronić w sądach dobrego imienia Polski. Cudowna wiadomość, wreszcie im dopieprzymy w majestacie prawda, ciekaw jestem tylko czy Świrskiemu starczy odwagi, by pozwać Grossa, zanim rozpoczną się te całe pokazy gojów.
Zostawiam wam nagranie dyskusji z Bielska Białej
Mam jeszcze ważny komunikat. Ponieważ rozpoczyna się rok szkolny, postanowiliśmy, że album Sanctum Regnum opowiadający historię upadku średniowiecznych Węgier, album w języku angielskim, zaopatrzony w płytę długogrającą z muzyką Tomka Bereźnickiego, będzie do 30 września kosztował 30 zł za egzemplarz plus koszta wysyłki. Tak szkolna promocja.
Zapraszam na stronę www.coryllus.pl do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie, do księgarni Tarabuk przy Browanej 6 i przypominam, że 18 września będziemy mieli z Toyahem wieczór autorski w Kietrzu, niedaleko Raciborza, początek o 19.00, następnego zaś dnia można nas będzie spotkań na jarmarku franciszkańskim w Opolu, wieczorem zaś w auli uniwersyteckiej będzie nasz kolejny wieczór autorski. Początek chyba o 18, ale pewien nie jestem. 3 i 4 października będzie można mnie spotkać na festiwalu komiksów i gier w Łodzi. Zostawiam Wam jeszcze nagranie z Zielonej Góry i z Bielska Białej.
Aha, rozpoczęliśmy współpracę z zaprzyjaźnionym wydawnictwem turystycznym i od dziś można u nas kupić ich przewodniki. Są naprawdę ciekawe.
…garnek z monetami z I wieku naszej ery.
To znaczy czyjej ery?
Wiesz co, chyba cię jednak wyrzucę, tak jak to sugerowali mi już wcześniej inni czytelnicy. Jesteś głupi i nachalny.
Grossa to już Mickiewicz opisał:
W pół jest Żydem, w pół Polakiem,
W pół jakubinem, w pół żakiem,
W pół cywilnym, w pół żołdakiem,
Lecz za to całym łajdakiem 😉
Dobrze. Proszę jednak przeczytać to:
http://www.fronda.pl/blogi/o-naziemnym-i-o-napowietrznym/przed-chrystusem-po-chrystusie-a-moze-w-naszej-erze-to-znaczy-w-czyjej,16180.html
Ta kwestia była już przedmiotem polemik między Kościołem a masonerią na przełomie XIX i XX w.
W Regułach pod Warszawą też odkopywano jakieś „dymarki”, ale chyba chodziło o chwilowe dla wyższych celów „wyłączenie” działki, bo po kilku latach – nic nie robienia – w obszarze rozkopanego, dymarkowego terenu, nastąpiło (może nastał właściwy czas) natychmiastowe uzbrojenie terenu, przekazanie tego terenu pod budowę domów wolnostojących, wytyczono ulicę, ulicę zresztą zbudowano „na ten tychmiast” – tak więc różne są sposoby upłynniania historycznych fantów. A na temat tej dymarki co to kilka lat była rozkopana nie ma nawet tablicy.
To nie jest tekst o tych polemikach, a twoje erudycyjne wykwity zaczynają mnie drażnić.
Tu wszędzie są dymarki, bo to był okręg hutniczy w starożytności. I każdemu mogą wstrzymać budwę, jak coś znajdą. Potem zaś mogą tę jego ziemię odkupić i oddać developerom. To jest stary numer.
Nie napisałem, że to jest łącze do tekstu o polemikach, lecz wskazałem na problem.
Triatlon: Dymarki – Samorząd – Deweloper
To nie jest problem.
Szanowny Panie Maciejewski
Między wyrażeniem, że coś wydarzyło w którymś roku naszej ery, a wyrażeniem, że w którymś roku po Chrystusie, jest różnica istotna. W pierwszym przypadku bowiem mamy do czynienia z aktem – używając Pana sformułowania – unieważniającym katolicyzm, Kościół, a szerzej chrześcijaństwo.
To, czy się wymawia czyjeś imię, wspomina kogoś przy tej czy innej okazji lub – jak w typ przypadku – liczy czas od momentu Jego narodzenia, ma ogromne znaczenie. Pan raczej nigdy nie był świadkiem egzorcyzmów, więc może Pan nie wiedzieć, że diabeł nie ma zwyczaju wypowiadać imienia Zbawiciela. Wprawdzie nie może zignorować Jego istnienia, ale imienia nie wypowie. Mówi natomiast: Ten, On, Ona (o Matce Bożej), ale imienia nie wypowiada.
Zatem to jest problem.
Do nie zobaczenia….
Z tymi pokazami wojów to jest tak że odbywają się na prowincji bo tam są lepsze warunki zamki, pola łąki, w mieście to gdzie by to miało być na stadionie ,parku czy w centrum handlowym?A i tak zjezdzaja na takie pokazy mieszczuchy,bo przecież parad pedałów nikt nie ogląda.
Z innych atrakcji wybieram kąpiele w mleku z młodymi asystentkami.
Zdziwiłbyś się.
Czy kogoś z obecnych w Polsce obcokrajowców Sz.P. Gabriel widzi jako figurę z zadaniami: taką w stylu Comeniusa-Komenskego, Kalimacha, Kriwonosa- szkota, czy innych angielskich „podróżników” czy „misjonarzy”. Czy np. Pan Dawid Wildstein albo Pan Samuel Perreira nie jest tutaj, nad Wisłą, czynnikiem który ma kierować pewnymi działaniami? Jeśli nie, jeśli to są zwykli obywatele, to kto w takim razie jest dzisiejszym Iwanem Groźnym, Wiktorem Hugo, Janem Kochanowskim? Z poważaniem.
W grudniu 2010 nie mógł być rok 5768, jak jest w treści odnośnika. Jeśli teraz (od kilku dni) mamy 5776 to tego dnia był 5771 rok. Wg żydów rzecz jasna. A era nijak się ma do kalendarza. To zjawisko w zasadzie astronomiczne, którego nie da się określić z dokładnością do roku, a co dopiero mówić o dniu lub godzinie. Aktualnie wychodzimy z ery ryb i wchodzimy w erę wodnika. Z punktu widzenia zwykłego astronoma to nic wielkiego. Ale jak wskazują znaki na ziemi jest grupa ludzi, którzy zmiany na niebie odbierają w myśl słów modlitwy” Jako w niebie tak i na ziemi” i dlatego napisałem że era to w ZASADZIE zjawisko astronomiczne. I nie dziwią mnie tak bardzo ostatnie burzliwe stulecia oraz gwałtowne zmiany, którym nas się poddaje. Bo są tacy, którzy inaczej odczytują słowa :”… i będę z Wami aż do skończenia świata”, odnajdując „jakiś błąd” w tłumaczeniu słowa „świata” w pismach. I tutaj „era” przychodzi podobno z pomocą….
A czym Pereira może kierować? Weź się zastanów…motorynką?
Pan Samuel przypomnia troszkę agenta z serii Kraina Deszczowców, właściwie jedyną intrygującą tam postać, w tej nudnawej bajce rysunkowej.
Witam,
Noo, moze motorynka dalby rade. Dla mnie caly ten band Sakiewicza, te Lichockie, Hejki, Rachonie, Dawidki, Samuelki, Swirskie, Jankesi… z przyleglosciami, „opisujacy” swoje blizniaki, Leonki, Helenki… to po prostu olbrzymie rozczarowanie, wielki zawod, zenada, a ogolnie dno i 2 metry mulu!
Najzwyczajniej w swiecie nie wierze im wszystkim… co innego mowia, co innego robia, bezczelnie
klamia i manipuluja… do tego sami nie sa „transparentni”, do moralnosci, przyzwoitosci i prawosci
co niektorym z nich tez nie po drodze… nie ma nawet o czym gadac!
Do tego zwykle, niedouczone i zakompleksione lenieI
Dlatego ode mnie od samego poczatku do konca ZERO KASY i serdeczny, konsekwentny BOJKOT, BOJKOT, BOJKOT!!!
Cudowny opis.)
Cóżesz lub któżesz takiemu gmera pod kopułą, że po raz czwarty, chyba Bóg da, a Gospodarz pozwoli, zamelduje się tu z dziwnym nickiem, by szybko przejść na wy i wytykać nam różne rzeczy.
Paris dla mnie barometrem jest nuda. Zacząłem czytywać Gazetę Polską od czasu gdy tam pisał Łysiak. Głównie skupiłem się na ostatniej stronie bo tam były felietony Łysiaka. A że na ostatniej stronie pisał też Jacek Kwieciński to chcąc niechcąc rzuciłem okiem. I stałem się fanem Kwiecińskiego. Czekałem na jego felietony. To była prawdziwa frajda. Wiem, że JKM kiedyś powiedział, że czyta GP z uwagi na Kwiecińskiego. Jego notki nie były długie. I może dlatego nigdy się nie nudził. Owszem czytałem inne artykuły ale już nie z taką pasją. Kiedy zmarł GP przestała być dla mnie ciekawa. Stała się kolejną gazetą która po zakupie i przejrzeniu leży nieprzeczytana.
zgadzam się z przedmówcą. ta tzw. nasza era to komunistyczny (czytaj szatański) patent) na wykluczenie w datowaniu historycznym punktu granicznego i zwrotnego jakim są dla chrześcijan (ze szczególnym uwzględnieniem katolików) narodziny Jezusa Chrystusa. można to porównać do 0 na osi liczbowe.j cały świat anglosaski np.używa skrótu bCh. i nie ma terminu ” po Chrystusie „- aCh. o ile pierwsze wieki tak nie rażą, to wyobraźmy sobie , że ktoś pisze XX wiek ne. nie piszemy przecież +158 tylko 158.
a które to są takie przekonane o głębokiej treści swych wpisów. oni też są gośćmi na Pana blogu. ja też mam parę typów do wyrzucenia, ale się tym nie dzielę , bo to nie mój blog i każdy odpowiada za to co wysmaruje. Panie Gabrielu, oby nie zostali tu sami klakierzy ,bo poziom wypowiedzi spada, a w wielu przypadkach to po prostu niezrozumiały bełkot. same aspiracje to za mało .jak Pan powie A to oni też mówią A, na B już ich nie stać.
Janusz,
Rzadko kiedy sie nudzilam, zawsze cos wynalazlam dla tzw. zabicia czasu. Wiele lat temu
oczarowalo mnie RM… sluchalam od rana do nocy… potem wyjazd do Francji…
no i tutaj dopiero przeszlam „wyzsza szkole jazdy”… a zaczelo sie to juz po 2 tygodniach
pobytu od spotkan z „waznymi ludzmi”. Czytanie prasy w Paryzu tylko ladnie brzmi…
byla tylko „czerwona propaganda”, potem 6 lat temu jedna moja, cudowna patronka
zafundowala mi „internet”… i niedlugo po tym „odkrylam” Coryllus’a… no i tak mi zostalo
do dzis,..
Dla mnie jest najlepszym blogerem… jest jeszcze kilku, ktorzy komentuja u Niego
i to jest po prostu „pierwsza liga”, najlepszy blog i najlepsze dyskusje panelowe
w Polsce… reszta sciemniaczy niech sie chowa.
Tak wiec nie znam Kwiecinskiego… wyznaje zasade, ze skoro znalazlam cos dobrego
i wartosciowego, to nie szukam lepszego, bo czesto jest tak, ze wlasnie to lepsze jest
zwyczajnie gorsze,.. bardzo duzo daja mi rozmowy z „ciekawymi ludzmi”… tych mi tutaj
nie brakuje… az musze sie opedzac.
Nie czytam zadnych gazet… no czasami nasz polski „Glos Katolicki” wydawany przez PMK…
o zyciu Polonii, ale zbyt ciekawe to ono nie jest.
coryllus wymienił kiedyś marzenia zwykłego człowieka:
1. dostać coś za darmo, przynieść to do domu i podłączyć do prądu.
2 spotkać sławnego człowieka.
3.zapytać kogoś , uchodzącego za mądrego, jak jest naprawdę.
albo jakoś tak
i pan , Panie ciasteczka, realizujesz p.3
Kwieciński??? Pisanie Kwiecińskiego woniało mi dziwnie, ale nie mogłem go przyłapać dlaczego tak mnie w nosie kręci. To zapewne było stopniowe oswajanie czytelnika, ale jak rąbnął, że dobrze iż Izrael walczy z Arabami i zaraz wyjaśnił, że przecież Izrael b r o n i c y w i l i z a c j i ł a c i ń s k i e j. Pociągnął jeszcze śmielej, kiedy stanął w obronie prawa sił specjalnych Izraela do zaatakowania na wodach eksterytorialnych cywilnego statku idącego z pomocą humanitarną Palestyńczykom.
A tak dla Kolegi wiadomości to Kwieciński spowodował wyrzucenie Łysiaka z Gapola.
O wyrzuceniu czytałem – u Łysiaka. Nie mówię że tak nie było ale bądź co bądź to była relacja tylko jednej strony. Wiem jakie miał poglądy dotyczące Ameryki i Izraela. Ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że jego artykuły były dla mnie pasjonujące. Nie reklamuję go. Podałem go jako przykład, że o polityce można pisać atrakcyjnie. Że na kolejne notki czeka się jak na kolejne odcinki ulubionego serialu np. Gry o tron. Co kto lubi.
To co Coryllus nazywa „bezwzględną atrakcyjnością”. Tak było w moim przypadku, co nie znaczy że wszyscy muszą akurat Kwiecińskiego uwielbiać.
Nie reklamuję Kwiecińskiego. Napisałem o nim bo czytałem go tak jak teraz czytam Coryllusa. Może dlatego, że nie wszystkie aluzje czy skróty myślowe rozumiem. Zarówno Coryllusa jaki i komentarzy. Chodziło mi o atrakcyjność formy. Coś co się czyta z dużą przyjemnością. Na łamach GP i TV Republika nie odkryłem czegoś takiego. Wyjątkiem był Kwieciński.
Też go czytałem. 🙂
Protestuję !To nie była nudnawa bajka rysunkowa !To była perfekcyjnie zrobiona pod każdym względem historia animowana.!Nie ma zgody !
Salut Janusz,
Nawet gdybys go reklamowal, to ja i tak sie nie skusze, sorry. Wszystko co dotyczy „strefy
niby-wolnego slowa” omijam szerokim lukiem… naprawde szkoda czasu. Zakompleksione
towarzystwo wzajemnej adoracji, zwykli zawiedzeni, nieszczesliwi ludzie, bardzo uzaleznieni
finansowo, z bardzo mikrym poziomem IQ… sluchalam ich wielokrotnie. Paryz m.in. to bylo
ich stale miejsce pielgrzymek,.. srac sie chcialo od tego wszystkiego.
Banda 40-latow, cwaniakow, ktore szukaja glupszych od siebie… coby nie narobic sie a zarobic!
Do dzis nie moge uwierzyc, ze tak mozna sie kompromitowac… generalnie na nich nie licze
i nic od nich nie oczekuje…
Ja tez nie jestem alfa i omega, tez zdarza sie, ze czegos nie rozumiem, ale to absolutnie
mi nie przeszkadza ani zraza… nigdy wszystkiego nie bedziemy wiedziec; wszyscy uczymy sie
do smierci, a i tak glupi umieramy.
Notki codzienne Coryllus’a, Toyah’a, potem od czasu do czasu Pink Panther’a, Boson’a sa
najbardziej atrakcyjne w calym polskim necie, poruszane tematy, ciekawe komentarze pelne pasji, emocji – w calej tej naszej polskiej biedzie i kompletnym zniszczeniu edukacji w szkole to po prostu… cadeau de Dieu… to skarbnica wiedzy… i uniwersytet za darmo!
Oni nie maja sobie rownych… robia kapitalna robote dla Polski i Polakow i nalezy im sie
i uznanie, i wielkie podziekowanie.
Takze Januszu, na innych autorow to ja zwyczajnie… nie mam czasu i ochoty tez… do tego caly czas
slucham i ogladam media w Toruniu,
No, naszej. Ale skoro garnek nie nasz, tylko państwa. Ichniego państwa to i garnek ichni, i ichnia era 😉
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.