Jak każdy prawdziwy wariat miewam swoje upory. Wczoraj na przykład konsultowaliśmy z Tomkiem pierwsze sceny komiksu o Sacco i Tomek próbował mi wyjaśnić, że przez pomyłkę lub celowo przestawiłem daty niektórych wydarzeń, tylko po to, żeby udowodnić pewną, tkwiącą mi w głowie hipotezę. Do tego jeszcze przestawiłem kolejność panowania papieży, ale to już naprawdę przez pomyłkę i pośpiech. No, ale jakoś się porozumieliśmy i początek mamy zaplanowany. No, ale miało być o obsesjach. Ludzie ich nie lubią, bo każdy ma swoje i nie ma żadnego sensu zanurzać się w cudzych. Ja na przykład lubię Tytusa, Romka i A’Tomka, uważam że postaci te ukształtowały całą epokę, a do tego jeszcze treści które za ich pomocą wkładano nam do głowy miały swoją wagę, były bardzo serio i wcale nie były żartobliwe czy infantylne. Dziś zaś, poprzez reklamę sklepów Media Markt, wszystko to się kończy i zamyka się pewna epoka. Oto Tytus, Romek i A’tomek, nie przenoszą się już w czasie, żeby spotkać Mikołaja Kopernika, nie ruszają zabytkom na odsiecz, ani nie wskakują do westernu. Tytus, Romek i A’tomek pracują w sklepie sieciowym na magazynie i wyciągają stamtąd różne pudła, po to, żeby je zachwalać klientom. To jest katastrofa, prawdziwa katastrofa w pop kulturze, której skutków nie jesteśmy jeszcze dziś w stanie przewidzieć. Ona ma charakter totalny, to znaczy Tytus w sklepie jest jednym tylko z jej objawów, bo są inne, na pierwszy rzut oka poważniejsze. Mnie jednak ta właśnie – zdegradowanie Tytusa i jego kolegów do roli popychaczy wózków w sklepie sieciowym boli szczególnie. To jest odzwierciedlenie tego co stało się w rzeczywistości, czyli degradacja kilkunastu roczników ludzi, mających jakieś niebanalne myśli i emocje do roli ciemnej masy. Tak to odbieram i nie chce być inaczej. Jeśli ktoś uważa, to to jest moja obsesja i szaleństwo, że w ogóle nie ma się czym przejmować, bo chodzi przecież tylko o jakąś tam książeczkę dla dorastających chłopców, niech lepiej da sobie spokój. Wszyscy wiemy jak jest.
Stalagmit umieścił tu niedawno ważny bardzo tekst dotyczący publikacji z dziedziny archeologii, publikacji niedostępnej szerszej publiczności, ale opłaconej z podatków i świadczeń na rzecz państwa, przez tę publiczność składanych. To jest skandal, a ludzie, którzy go firmują są gorsi niż Mama Madzi. Konkretnie zaś mam na myśli profesora Urbańczyka, prowadzącego ten projekt oraz wszystkich tych, którzy brali w nim udział, a następnie pozwolili, żeby na okładkach poszczególnych tomów, znalazły się ich wystylizowane zdjęcia. Poświęcę chwilę uwagi okładkom prac popularyzatorskich i naukowych robionych rękami ludzi zatrudnionych na uniwersytetach. To jest koszmar. Nie da się tego inaczej nazwać. Mieliśmy tu u nas w sklepie dziennik Bronisławy Rychter Janowskiej, malarki, która żyła kolorem. Okładka miała kolor kupy po orzechach. Na taki pomysł wpadł grafik zatrudniony przez Instytut Sztuki PAN. Oglądałem kiedyś książeczkę popularyzującą zabytki województwa lubuskiego. Wierzcie mi, że jest tam takie mnóstwo ciekawych, niesamowitych wręcz obiektów, że Dolny Śląsk może się schować. No, ale na okładce dali fragment ceglanego, gotyckiego muru z jakimś prymitywnym detalem. To jest choroba, jak mniemam, nie do wyleczenia. Mam tu na myśli brak rozmachu, jakieś przyduszenie i chęć schowania się za czymś z istoty nieważnym. Być może w przypadku historyków sztuki wiąże się to z długą listą zaniechań, jakie są udziałem tych ludzi, nie umiejących nawet sformułować swojej misji. Wobec archeologów postąpiono nieco łaskawiej, te okładki, które pokazywał tu Stalagmit, to jest wprost efekt jakiejś grupowej terapii, która ma podnieść znaczenie tych osób. Pytanie tylko w czyich oczach, skoro publikacja za półtorej bańki niemal, nie może rozejść się wśród ludzi, a w dodatku nie jest dostępna po polsku.
Napiszę wprost co o tym sądzę. Jeśli trzech bohaterów masowej wyobraźni, których przygody ukształtowały sposób myślenia trzech powojennych pokoleń Polaków, sprowadza się do roli tragarzy, a jedną z ich misji, tę dotyczącą zabytków i wędrówek w czasie, oddziela się budżetem i językiem publikacji, od publiczności, to znaczy, że akademia nie jest tym czym się wielu wydaje. To znaczy, że przed nami kolejna demaskacja z gatunku ostatecznych. To jest próba nałożenia kontroli na informacje, które niegdyś, w uproszczonej formie drukowano w komiksach dla dzieci. Dziś zaś jest to wiedza tajemna. Nie może być ona dostępna Tytusowi, Romkowi i A’tomkowi, bo i po co? Oni są już nieważni. Istotne jest, żeby wypracowane przez nich pieniądze przeznaczyć na naukowe publikacje, które wzbogacą biblioteki zagranicznych uczelni. Jest to także jeden z elementów degradacji języka, którym się posługujemy. Języka bądź co bądź urzędowego, którego znajomość obowiązuje miliony ludzi. Ktoś może łatwo zanegować moje rozważania i powiedzieć, tak jak przed laty jeden mój znajomy – wiesz, ale jak oni (w domyśle Tytus, Romek i A’tomek) przeczytają o tych kurhanach, stanowiskach archeologicznych i znaleziskach, to ruszą tam z łopatami i wykrywkami, żeby to zdewastować. To jest myślenie idioty. To nie właściciele detektorów są zagrożeniem dla zabytków w Polsce, są nimi ci, którzy porządkują globalny rynek artefaktów i usiłują do tego rynku podłączyć akademię, to znaczy odcinają publiczność mówiącą po polsku, od ważnych i ciekawych informacji, a przekazują te informacje złodziejom i poszukiwaczom wyspecjalizowanym. Bo do tego to zmierza. Profesor Urbańczyk nigdy tego nie zrozumie i to jest dla mnie jasne, bo jak ktoś dostaje półtora miliona na projekt, to przestaje rozumieć cokolwiek. Jeden własny rubel i już pan niewolnik jest – jak mawiał stary Bucholtz – a co dopiero kiedy te ruble do wydania nie są własne, ale cudze…! Wtedy hulaj dusza…
Publikacje wydawane za pieniądze ludzi, którzy są już na etapie planu wykluczeni z korzystania z nich, służą temu jedynie, by porządkować informacje handlowe dotyczące zbytków. To jest ich funkcja istotna. Akademia tego nie widzi, bo w ogóle mało widzi, a jeśli już dostrzega jakieś zagrożenia to właśnie w tych nieszczęśnikach, co latają z detektorami po polu. Jedynym słowem, akademia stoi po stronie tych sił, które dzielą pieniądze, a że są to siły przemożne i do tego oszczędne, to dzielą pieniądze nie swoje. Dlaczego tak jest. Wynika to wprost z braku planu państwa, na przeszłość i przyszłość. A raczej z pogodzeniem się osób to państwo reprezentujących z jego atrofią. Powoli więc wszystkie agenty państwa będą przejmowane przez organizacje z zewnątrz, organizacje silniejsze, które narzucą tu swój porządek. Nie wiem jak jest w służbach i szczerze mówiąc nie chcę wiedzieć, ale wiem jak jest w akademii, Urbańczyk mi to powiedział. To jest odłączenie uniwersytetu od struktur i misji państwa i jego zamiana w grzyba pasożytniczego.
Jakiś wariat, cięższego niż mój kalibru, może powiedzieć, że ja chcę powrotu do PRL, bo wtedy była akcja „Zabytkom na odsiecz” zapoczątkowana w Expresie wieczornym i inne takie historie. No, a państwo kradło dużo więcej niż dziś i miało dużo bardziej nieszczere intencje. To prawda, państwo kradło, ale zachowywało pozory spójności, ludzie zaś w nim mieszkający, czuli się wspólnotą. Wrogo nastawioną do tego państwa, ale wspólnotą. Dziś są podzieleni i te podziały organizowane są odgórnie. Są to podziały głębokie, a poznajemy to właśnie po tych dwóch przykładach, które podałem – po degradacji bohaterów masowej wyobraźni i po odpłynięciu akademii w rejony gdzie Ali Baba i 40 rozbójników dzielą znalezione w kurhanach artefakty. Przerażające jest w tym najbardziej to złudzenie, którym żyją uczestnicy projektu archeologicznego, wiara, że oto zrobili coś dobrego i ważnego. Proszę Państwa, ktoś Was oszukał. W następnym etapie tej przygody, to Wy wylądujecie w magazynach Media Markt i nie będzie od tego odwołania. Tytus Romek i A’tomek zaś będą musieli chodzić na włamy, bo tylko to im pozostanie.
Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć.
to prawda
warto wiedzieć jak w PRL
odnawiano zamek Malbork – na przykład 🙂
Oni uważają że zrobili coś dobrego właśnie dlatego, że wydali książki po angielsku a nie po polsku, czyli „głoszą w świecie chwałę polskiej nauki”. W istocie jednak jest to coś jak przewodnik turystyczny dla zachodnich archeologów. Przewodniki po kraju Papuasów również drukuje się po angielsku, a nie po papuasku.
Obawiam się, że wyrażona przez Stalagmita nadzieja w kwestii wydania w języku polskim, jak i jego wartości popularyzatorskiej się nie spełni. Prof. Urabańczyk to współczesny allochtonista, następca prof. Godłowskiego. Oczywiście świadomy faktu, iż w świetle badań genetycznych trudno obecnie obnosić się z allchtonizmem, więc jedynie kładący znak równości pomiedzy „allo” i „auto” wobec jakoby niedostatecznego jeszcze zasobu wiedzy na ten temat. Ja rozumiem, że przeciwnikom Wielkiej Lechii (a ściślej przywrócenia prawdy o przedchrześcijańskiej historii naszego kraju) trudno jest nazwać po imieniu to, co szanowny pan profesor wyprawia i stąd tak ostrożne podejście do tematu, zarówno ze strony Gospodarza, jak i cytowanego Stalagmita.
Dopóki jeden i drugi, nawet profesor akademii, czy ksiądz, nie zrozumieją, że j.angielski, to wcale nie jest apogeum ich aspiracji, to będzie, jak jest albo i gorzej. Tutaj maja totalnie w dupie jakas Polske i co sie w niej dzieje. Zreszta nie ma nic poza Great Britain. Zacznijmy wreszcie szanować nasz język polski i ludzi, dla ktorych to język ich Ojczyzny. A jezeli publikacje będą dla zagranicy interesujace, niech sobie przetłumacza.
Oczywiście!
„A jezeli publikacje będą dla zagranicy interesujace, niech sobie przetłumacza”.
Otóż właśnie to.
Drogi Panie! Jakby Pan nie był tak zajęty własnym uwielbieniem i nieco się interesował tym, co się dzieje w Polsce, toby Pan wiedział, że polskich naukowców obecnie zmusza się do publikowania w językach kongresowych, w tym głównie po angielsku, co ma służyć umiędzynarodowieniu polskiej nauki. środowisko humanistyczne protestuje przeciwko temu od wielu lat, niestety bezskutecznie.
Tytus Troszczytus???
Ależ nie ma pan żadnej obsesji! To co zrobiono z Tytusem to skandal, nawet narysować go nie umio tępaki. To coś nie wygląda jak Tytus. Mam tylko nadzieję, że zarabia na tym autor, a nie jakaś podejrzana firma, która podstępem przejęła prawa autorskie.
http://conatonatorscy.pl/dlaczego-sie-sprzedales-papciu-czyli-tytus-krainie-mamony/
Czym się zmusza? Biciem?
Wylecisz
nazwij po imieniu
bo oni cały czas chcą robić tak samo jak lewactwo tylko lepiej
Ciekawa koincydencja. Detektory stają się nielegalne, a aparaturę do destylacji można kupić w supermarkecie.
Chyba destylacja do celów domowych jest dozwolona od paru lat.
Dodam tak przy sobocie ku refleksji, najlepiej głębokiej, gdzie jest Great Britain, a gdzie ma pozostałych. Oto zastępca premiera UK przekazuje info, ze UK tak za okres jednej generacji mogłoby ponownie wejść do struktur Unii Europejskiej, powiada, zreformowanej, trudno przewidzieć, co będzie z Unia Europejska za te lata, mówi.
Oto oryginał tekstu i zdjęcie pierwszej strony Daily Telegraph:
Z tym potencjałem intelektualnym to jest tak: Hugo Kołłątaj był masonem i jakobinem.
Kto to jest Hugo Kołłątaj? Co to jest mason? A co to jest jakobin?
A dlaczego Aleja KEN pod moim oknem powinna się jakoś inaczej nazywać?
A każdy z nas, żyjących, uczących się w szkołach jest skazany na brodzenie po dziwnym bagnie, nic nie pasuje, nic się nie zgadza, nic z niczego nie wynika.
Dopiero ciekawość, no zwyczajna ciekawość jak to działa, jak te trybiki się zazębiają pozwala coś zrozumieć. Ale niektórzy są jak rycerze, niczego nie są w stanie zrozumieć bo łeb zakuty.
Zgadza się. Ale to chyba nie przeszkadza, by zaobserwować. trend.
Podobnie jest z konfliktem tytoń kontra marihuana. Nikotyna przegrywa.
Jest jeszcze jedna kwestia. Niedaleko ode mnie są ciekawe stanowiska archeologiczne na terenie Spisza, oraz w Pieninach. W latach ’60 XX wieku przeprowadzano wstępne badania, a w następnych latach na terenach tych zakładano szkółki leśne z zakazem wstępu, ogradzano to siatkami. Wszystko na terenach, których właścicielem są gminy.
jak?
rycerz był przede wszystkim prywaciarzem. Żeby nim być, musiał być najpierw prywaciarzem w mentalności, czyli niezależnie myśleć.
To są dwie różne rzeczy. Język angielski jako łacina naszych czasów w populacjach stricte naukowych (czyli spełniających odpowiednie kryteria i publikowanych w punktowanych periodykach) jest po prostu rzeczywistością zastaną. Ale dlaczego publikację popularnonaukową wydaje się wyłącznie po angielsku? To się nie da uzasadnić ani punktacją ministerialną, ani filadelfijską. Indeks Hirscha też nic do tego nie ma.
Ja tu nie widzę analogii. W jednym przypadku używka kontra używka, a w drugim używka kontra poszukiwanie prawdy, a choćby i paru groszy.
Prof Urbańczyk wrócił z zagranicy z pewną misją do wykonania i może to być trop:
http://www.naukaonline.pl/teksty/item/3847-pierwsze-kroki-w-ekskluzywnym-gronie
„Zaraz po powrocie z Francji zacząłem pisać do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego i do władz Polskiej Akademii Nauk, by i w Polsce utworzyć podobny instytut.Instytuty są angielskojęzyczne. Próbujemy działać tak samo, jak to jest na Zachodzie – w Cambridge, Uppsali, Budapeszcie czy w Madrycie. Oczywiście nie możemy się jeszcze z nimi równać, ale mamy ambicję, by kiedyś tak było.”
To patentowany dureń
Wielkie sorry. Forma była …, wiadomo!
Antypolonizm co najmniej
Dokladnie tak !!!
Franki tez maja w dupie Polakow i Polske… i to co sie u nas dzieje… o ile te cholote kolorowa mozna nazwac Frankami !!!
Gdyby w Polsce byl prawdziwie polski rzad – to ten dety PROFESUR Urbanczyk razem z tymi zakompleksionymi kretynami od tego chorego projektu powinien zwrocic te poltora miliona zlotych za JAWNA defraudacje panstwowych, polskich pieniedzy !!!
odnośnie do wielkiej Lechii to napisałem to samo Michalkiewiczowi. Że nie jest stworzona dla patriotów, żeby w nią wierzyli. W ogóle nie jest stworzona do wierzenia. Tylko do obniżenia propagandy. Mają to powtarzać idioci antypatrioci. Przykład: ktoś powie przy ludziach, że hełmy wczesnopiastowskie mają jedyną analogię w perskich – to wie każdy bronioznawca. Obecny w okolicy idiota zastęka: haha, wielka Lechia. Tak to ma działać.
https://www.facebook.com/bugalanators/
Raczej namaszczony.
Jeszcze mnie jedna myśl naszła, te książki archeologiczne są jak ta miednica z wodą, z której Estreicher senior wyjmował skrawki średniowiecznych dokumentów.
W sumie racja. Ale archeologia może używana do różnych celów, nawet niecnych, czyli to też używka.
Tytusy to były bardzo dobre i pomysłowe komiksy, mimo iż w zamierzeniu miały reklamować nieco prlowskie harcerstwo ; ). Podobnie fajne były też komiksy np Kajko i Kokosz, ponoć zresztą pierwowzory Asterixa i Obelixa.
stąd skojarzenie z Malborkiem
PTMA (miłośników astronomii)
zorganizowało harcerzy
do odbudowy.
były pracownik SB
organizował.
Komiksy z Kajkiem i Kokoszem były znacznie bardziej wysmakowane graficznie i intelektualnie niż „Tytusy”. Na ile jestem sobie w stanie przypomnieć, były też nieco bardziej, powiedzmy, przekorne względem Władzuchny. Jednak oba pozwalały młodzieży odsapnąć nieco od gierkowskiego neosocrealizmu, może dlatego, że nie powstały na konkretne zamówienie „kumitetu”, ale były tzw. inicjatywą oddolną. Zasię co do „angielszczymu” polskiego piśmiennictwa naukawego, to całował je pies – większość to bzdury, nawet gdyby je spisać w szlachetnej łacinie. Te dobre publikacje poznać można po tym, że zagranica bez grymasów tłumaczy je nie tylko na lengłydż.
Nie mogę się odnieść bezpośrednio do tematu poruszonego przez Coryllusa, bo jestem obecnie zajęty i zafascynowany innymi jego tematami. Jasne, że najlepiej byłoby publikować książki polskich autorów finansowane ze źródeł publicznych w języku polskim oraz dać zarobek tłumaczom. Znam kilka języków europejskich i często próbuję na ich podstawie wyciągać wnioski z publikacji w innych językach. Jestem bezradny wobec autorów węgierskich i litewskich, którzy interesują mnie ze względów genealogicznych. Ale przecież nie sfinansuję Węgrów dla kilku interesujących mnie akapitów. O przerażającej roli translatora Googla nawet nie wspomnę.
Natomiast w kwestii archeologii zamieszczam ilustrację tego, co można znaleźć pod budowlami rzymskimi i nie tylko. Mam rzymskiego przyjaciela, który jako dziecko buszował po ruinach i śmietnikach, z czego wyniósł całkiem interesujący łup, niekiedy złoty. Rzym nie raz przeżywał najazdy. Gdzie wtedy chowano skarby? Głównie wrzucano do Tybru. Niejednokrotnie był potem przeczesywany, ale poczekajmy do Wielkiej Suszy. Wtedy się okaże, co może w nim znaleźć prywatna inicjatywa.
I to napewno jest ta „jego” misja… to dopiero jest HUCPA, lobuz jeden !!!
Wcześniej byli Kajtek i Koko. Asterix był chyba wcześniej.
I to dużo wcześniej.
Nawet gdyby 99,9 procenta tych publikacji to były kompletne brednie to pozostaje ten ułamek procenta. Ten ułamek procenta to po prostu wykonana praca której nie trzeba powtarzać i można iść dalej. Żeby to pokazać obrazowo to ten ułamek procenta może oznaczać rok pracy mniej dla coryllusa, czyli wykonanie kilku alternatywnych projektów. Pozdrawiam
To jest do tipisi
i kto
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.