wrz 152021
 

Zacznę od tego, że się na dobre rozchorowałem i straciłem głos. Nie odbieram więc telefonów, o czym uprzedzam.

Nie mogę przestać jednak myśleć o tym, co zostało tu opisane wczoraj, czyli o projekcie multimedialnym służącym edukacji patriotycznej młodzieży. Nie ma chyba na to lepszego określenia niż potwarz i upokorzenie. Ludzie dysponujący budżetami, upierający się przy tym, że mają jakieś pojęcie o rynku gier i produktów elektronicznych wypuszczają, nie na rynek nawet, ale do szkół i placówek kulturalnych, produkt, który nie jest ani filmem ani grą. Nie jest grą, albowiem z tego co mogliśmy zobaczyć, nie można tam niczego wygrać. Można tylko przegrać, albowiem główni bohaterowie, kiedy już zdobędą wszystkie sprawności, po prostu giną. Gdzie więc jest tu jakaś frajda z wygrywania? Jest to wyłącznie deprawowanie dzieci, w dodatku w bardzo podstępny sposób, połączony z wpędzaniem w poczucie winy. Każdy kto miał dysfunkcyjnych rodziców wie o co chodzi i jak działa taki mechanizm.

Napiszę teraz kilka słów o postaci, która została w tym głupim filmiku zilustrowana jako pierwsza czyli do Bogusława Szul-Skjöldkrona. Nikt, póki co, nie wyjaśnił skąd się wzięło jego szwedzkie nazwisko. Nikt też nie wyjaśnił, jak to było, że młody bardzo człowiek zebrał kolekcję 25 tysięcy owadów. Ja, w szkole średniej miałem zebrać ledwie 30 okazów jako pracę końcową z przedmiotu ochrona lasu. To jest poważne wyzwanie, nie da się tak po prostu znaleźć w bezpośrednim otoczeniu 30 gatunków owadów, które nie są pospolitymi muchami. A gdzie mówić o 25 tysiącach? Jeśli więc ta kolekcja istniała, musiała być jakimś poważnym projektem, zleconym przez placówkę naukową. Bogusław Szul zaś mógł być jednym jej twórców. Taki zbiór musi być odpowiednio przechowywany, musi być konserwowany, posiada sporą dokumentację. I co? Szul to wszystko trzymał w domu? Nikogo ten wątek nie zainteresował. Nikogo też nie zainteresował wątek piosenek pisanych przez Szula, które – o czym łatwo się przekonać – mają raczej charakter minireportaży niż utworów do śpiewania. Opisują jakieś zdarzenia, które są pointowane i komentowane. Dla twórców jednak aplikacji, której bohaterem jest Szul, najważniejsze jest, by pokazać, że zabili go bolszewicy, jak szedł po lesie w brytyjskim mundurze. To jest coś niesamowitego – wysłali szpiega w brytyjskim mundurze, by przedarł się przez linię czerwonych! To znaczy, że ktoś miał pewność iż nic złego mu się w tym mundurze stać nie może, prawda? Jakże mogłoby być inaczej? Jeśli więc słyszymy, że Szul został schwytany i przekonał bolszewików, że szpieguje dla nich w oddziałach brytyjskich, musimy dojść do wniosku, że ktoś z nas robi idiotów. Może konkretniej – IPN robi z nas idiotów. Doradzam ludziom, którzy w to wierzą, ponowną lekturę Józefa Mackiewicza, a szczególnie opisy traktowania jeńców podejrzanych o szpiegostwo, którzy dostali się do bolszewickiej niewoli. Szul musiał być jakoś kryty inaczej by się stamtąd nie wydostał.

Teraz krótka dygresja. Pobieżny nawet przegląd produkcji filmowych o niezwykłych ucieczkach z gułagu, czy też niewoli, pozwala nam dojść do wniosków jednoznacznych. Pamiętamy historię ucieczki grupy Polaków do Indii, która została opisana, a następnie zdemaskowano autora, jako złodzieja, który podkradł tę historię swojemu koledze. Ten kolega przez całe życie bał się pisnąć słowo, że to on był bohaterem tej ucieczki, albowiem nie był pewien, czy nie porwą go z powrotem do ZSRR. Niemcy w 2001 wyprodukowali film zatytułowany Jeniec. Tak daleko, jak nogi poniosą. Całkowicie wyssaną z palca brednię o tym, że z niemiecki jeniec ucieka w gułagu, który mieści się na najdalszym krańcu Azji. Dzięki pomocy Czukczów, psów, wilków, poszukiwaczy złota, polskich żydów i kogo tam jeszcze, udaje mu się mylić pogonie i dostaje się wreszcie do Iranu, gdzie biorą go za sowieckiego szpiega. Na szczęście w sąsiedniej Turcji, w ambasadzie pracuje jego wujek, który go rozpoznaje i wszystko kończy się dobrze. Ten film jest oczywiście demaskatorski. Demaskuje podwójną strukturę władzy w tak zwanych państwach demokratycznych, a także sposoby legendowania agentów, których ZSRR instalował na terenie Europy. Demaskuje też świecką martyrologię, która od bardzo dawna już jest elementem pop kultury i produktem sprzedawanym w coraz to ciekawszych opakowaniach.

W co opakowują martyrologię ludzie z IPN dobrze było widać wczoraj – w grafikę z lat dziewięćdziesiątych, z czasów kiedy na rynek wchodziła gra Age of Empires. Czyni z niej w dodatku produkt niedostosowany do rynku, albowiem – o czym wspomniałem na początku – nie zamierza go w ogóle na rynku umieszczać. Produkt ten jest bowiem niekonkurencyjny i niezrozumiały dla użytkowników produktów rynkowych. Co oni niby mieliby z tym zrobić? Bez przerwy przegrywać?

Czy IPN, nie mógłby wyprodukować gry, która konkurowałaby na rynku z takimi projektami jak Assasin’s Creed? Oczywiście, że jest to możliwe, ale wtedy trzeba by było podjąć wyzwanie i ryzyko prawdziwe. To znaczy nadepnąć na docisk wielkim koncernom. Nie można też mieć cienia wątpliwości, że produkt taki jak Assasin’s Creed to polityka. Ma on za zadanie utrzymać i wzmocnić obowiązującą wersję wydarzeń, ta zaś jest dla Polski i Polaków wyjątkowo niekorzystna. Z tego też właśnie powodu, tak zwana edukacja, popularyzacja i wizualizacja polskiej historii będzie mieć zawsze charakter objazdowego kina puszczanego w zapadłych górskich wioskach albo w obozach resocjalizacji dla pogubionej młodzieży. Niestety z miejsc tych nie można uciec, choć nie są ani za bardzo oddalone od cywilizacji, ani szczególnie dobrze pilnowane. Nie można z nich uciec, ale zawsze się z nich wyrasta, jak z ciasnego ubranka. Kiedy jednak już to nastąpi nikt nawet nie pomyśli o tym, by choć jednym słowem, czy życzliwą myślą wspomnieć czasy kiedy kazano mu oglądać patriotyczne produkcje puszczane przez objazdowe kino z napisem IPN na budzie samochodu. Zorientuje się bowiem, że całe to kino nie służy widzom, ale operatorom. Ci zaś mają jakichś dziwnych wujków w Ankarze, czy gdzieś i w żaden sposób nie można im ufać.

Prawdziwy produkt edukacyjny, czy to na rynku książki czy to na rynku multimediów musiał by mieć charakter bardzo demaskatorski i pokazać taką sytuację, w której Polacy i Polska odnoszą zwycięstwo i ono jest w dodatku niekwestionowane. Inną, poza zwycięstwem opcją, jest aranżacja tak uwodzicielska, tajemnicza i zagadkowa, że wszyscy użytkownicy programu czy aplikacji nie mogą się od niej oderwać. Reszta to śmieci i przekręty. Czy na coś takiego nas stać? Moim zdaniem tak. No, ale kto miałby w tej sprawie podjąć decyzje? Nawet jeśli dyrektor IPN by ją podjął, z miejsca poszłyby donosy we wszystkie możliwe miejsca, oskarżające go o wszelkie możliwe zbrodnie, ze zdradą stanu na czele. Wszyscy bowiem ludzie, zajmujący się edukacją historyczną, rozumieją doskonale, że ważne jest tylko to, kto będzie kierowcą budy, w której mieści się objazdowe kino. I nic więcej.

Nie można więc spokojnie słuchać bredni o tym, że badania wykazały iż rynek multimediów jest głębszy niż rynek książki. Liczby zaś nie kłamią i w związku z tym, IPN ma obowiązek produkować aplikacje i programy atrakcyjne dla młodzieży. IPN tylko udaje, że to czyni. Jeśli zaś idzie o liczby, to one kłamią przede wszystkim. Sukces na rynku książek, multimediów, na rynkach artystycznych, zależy przede wszystkim o wiary, intuicji, talentu i determinacji autora, autorów, i decydentów, którzy biorą na siebie odpowiedzialność za dystrybucję, nie zaś od liczb, które są pretekstem do wydawania wielkich pieniędzy na coś, czego nie można sprzedać.

Na koniec jak zwykle reklama książek

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-i-2/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-ii/

 

No i zasygnalizowana wczoraj wrześniowa promocja

 

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-i/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-ii/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/miedzy-altransztadem-a-poltawa-stolica-apostolska-wobec-obsady-tronu-polskiego-w-latach-1706-1709/

  15 komentarzy do “Potwarz i upokorzenie”

  1. Dzień dobry. Przepraszam za moją monotematyczność, ale nie mogłem się oprzeć. Tak zwane nowe technologie, czyli mówiąc dokładniej technologie informatyczne są tak chętnie wprowadzanie i wykorzystywane w instytucjach okołobudżetowych dlatego, że maja jedną wielką zaletę; idealnie nadają się do wyprowadzania pieniędzy z budżetów. Gdyż większość zarządów, dyrekcji, itp nie ma o nich pojęcia (często wbrew deklaracjom), o ewentualnych kontrolujących szkoda gadać, więc w biały dzień wyciąga się kasę na plewy, co nie przeszłoby na takim na przykład budownictwie, bo każdy przecież ma altanę na działce i wie jak jest. I drugie skojarzenie, być może absurdalne, ale bierze się ono z mojej właściwie zerowej wiedzy o tyn budżetowym świecie. Taki np. Carrefour, kiedy chce sprzedawać jakiś produkt, np. musztardę, pod swoim logo – zaprasza kilku producentów musztardy do złożenia ofert i dostarczenia tej musztardy wprost na półki. Czy nie można by zaprosić – nawet na ustawie o zamówieniach publicznych – kilku producentów gier, w tym CD Projekt, żeby taką grę zrobili? Bo nie wiem.

  2. kłania się tak zwany rynek, jak robię coś co muszę sprzedać, aby jeść i żyć to nie wypuszczam dziadostwa bo się nie sprzedam. ci co robią za państwowe środki w trakcie brania pensji, robią tylko coś co mogą pokazać szefostwu a nie klientom.
    IPN nie wyprodukuje nic czym pracownicy mogliby się narazić komukolwiek. Nie ryzykują własnej kasy, nie muszą walczyć o rynek, tylko o „ucho” szefa

  3. Myślę, że można by to zrobić spokojnie, ale ze wskazanych przez Pana powodów, nie czyni się tego

  4. niski środki a duże zyski bo budżet (mityczny państwowy) płaci.

  5. Chyba podobnie jak w tytule można nazwać wyniki czegoś co się nazywa Konkurs Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego – potężną kasę dostały organizacje które nie mają nawet strony www ale za to szefa związanego z Partią.

    Po linkiem więcej:

    https://wiadomosci.onet.pl/opinie/warzecha-kase-dostali-swoi-i-to-nawet-bez-specjalnego-udawania/bh10y0g

    nie zgadzam się tylko z krytyką Orła i Roninów, oni akurat starają się robić coś na poziomie

  6. 25.000? Policzmy więc. 4 lata = 6250 na rok, łapiąc 6 dni w tygodniu minus święta i chorobowe (300 dni) oznacza przy pracy 8h/dzień, jakieś 22 minuty na wyjście w krzaki, złapanie, powrót z krzaków, przyszpilenie i opisanie owada. Wliczam kwadrans na siku i II śniadanie. Zakładając, że przeszklone skrzyneczki dostarczają ciocie i wujki. Przeznaczając na 1 owada zaledwie 5×5 cm i pakując je do skrzyneczek formatu ca. A4, oznacza to 24 owady na skrzynkę, 1040 skrzynek gr. 5 cm oznacza 52 metry bieżące półek, 10 metrów bieżących szaf. Ludzie nie rozumieją liczb i nie myślą abstrakcyjnie na elementarnym poziomie.

  7. rozumiem że czytelnicy der Onetu są „wcząśnięci”…

  8. W pracy IPN jest mowa o pierwowzorze dla postaci filmowej z filmu Deja Vu Machulskiego – Johny Pollack jako badacz motyli w Odessie w ZSRR i Nowa Era Samogonu Mikity Niczyporuka (Mick Nich).
    On mogl miec spokojnie do dyspozycji te 25 tysiecy spreparowanych motyli.

    https://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/1/10/Deja_Vu_%281990_film%29.jpg

    https://www.youtube.com/watch?v=52CPN7yEarc

    https://www.youtube.com/watch?v=0LTekjsYsAw

    Akcja filmu rozpoczyna się w Chicago w roku 1925. Prohibicja przysparza władzom więcej problemów niż korzyści. Członek gangsterskiej rodziny, Mick Nich, daje cynk policji o planowanym transporcie alkoholu i ucieka do Odessy w ZSRR, ziemi swoich przodków. Rodzina musi zmyć hańbę i wysyła za nim Johna Pollacka, zawodowego mordercę o polskich korzeniach, z zadaniem likwidacji renegata. Płatny morderca jedzie do Odessy jako profesor entomologii, jednak wpada tutaj w wir zdarzeń, które uniemożliwiają mu wykonanie zadania. Parowiec, na którym przybywa Pollack, jest pierwszym od czasu rewolucji październikowej, który przybył z Nowego Jorku do Odessy. Dlatego Pollack, który wyszedł ze statku pierwszy, wygrywa nagrodę w postaci zwiedzania ZSRR pod czujnym okiem ekipy Rusfłotu. W hotelu niedbała obsługa niszczy rączkę do ciągnięcia walizki, która w rzeczywistości jest składanym karabinem. Uciekając od ekipy Rusfłotu Pollack trafia w ręce Ormian i na skutek wstrząsu traci pamięć. Następują kolejne śmieszne zdarzenia, m.in. zamach bombowy na Pollacka zorganizowany przez Nicha i pościg zabójcy za renegatem, podczas którego trafiają na plan filmu o rewolucji oraz wyścig kolarski, na którym niechcący przeszkadzają w zdobyciu pierwszego miejsca niemieckim kolarzom – faworytom wyścigu. Do akcji wkracza radziecka milicja kryminalna. Johnny Pollack traci zmysły, a chicagowska rodzina gangsterska wysyła kolejnego mordercę, tym razem aby zlikwidował Pollacka, który nie wykonał zadania. Morderca zostaje w Odessie powitany przez ekipę Rusfłotu, która ma pomóc mu, tysięcznemu pasażerowi rejsu Nowy JorkOdessa, w zwiedzaniu ZSRR.
     
    https://img1.bdbphotos.com/images/orig/i/t/itdnmtys2g2e2s2m.jpg?skj2io4l

    Tym niemniej to, co robi IPN, to wszystko jest takie wtorne, nijakie, po prostu tandetne!

    https://www.youtube.com/watch?v=64BUSTR1KgU

  9. IPN w swojej broszurze o B. Szulu podaje:

    „Bogusław Szul wywodził się ze szwedzkiej rodziny z dawna osiadłej w Polsce”

    „Jego ojciec był z zawodu inżynierem naftowym, zajmował stanowisko kierownika przy zbiornikach ropnych. Rok po urodzeniu syna został dyrektorem rafinerii w Lipinkach, później w Trzebini, a przed I wojną światową pracował kolejno w Kołpcu i w Dąbrowie pod Drohobyczem.”

  10. Lipinki Łużyckie to nawet znam z jakiejś prezentowanej na yt rozmowy,  pani która informowała Policję  że „styrta się pali’ ,

    ale jeśli  rodzina NOBLÓW funkcjonowała w okolicach rafinerii Zglenickiego /Baku/ to może w Szwecji była moda na gonienie za pieniądzem, który można zarobić w carskim imperiumm  i mogli osiąść na ziemi polskiej

  11. To nazwisko w Szwecji nie występuje i w opinii znajomych szwedów brzmi dziwacznie.

  12. Onet nie Onet. Informacja prawdziwa. Każdy z nas znajduje czasem cos na portalach o złej sławie. Nawet w Wiadomościach czasem podadzą prawdę a i Faktach tvnu bez podprogowego przekazu coś oznajmią

  13. Sir Paul Dukes, OBE – prawdziwy angielski szpieg w Czerezwyczajce i Armii Czerwonej czyli pranie mózgów po amerykańsku

  14. Nie no nie bądźmy tacy przyziemni bo tu o legendę chodzi, podobnie jak z Bolkiem

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.