Zanim przejdę do właściwego tematu, chciałem poruszyć jedną istotną kwestię. Oto wczoraj po wyjściu ze studia w Polskim Radio 24 zobaczyłem na korytarzy dwóch ludzi. Jednym z nich był redaktor Łukasz Warzecha. Przywitałem się z jego towarzyszem i wymieniłem swoje nazwisko. I on także się ze mną przywitał. Potem wyciągnąłem rękę w kierunku Warzechy, ale on powiedział, że nie poda mi ręki, ponieważ brzydko o nim kiedyś pisałem. Uśmiałem się serdecznie i na głos z tej demonstracji, a Józef próbował mu tłumaczyć, że jednak nie można się tak zachowywać. Jak widać można. Ja się tu nie będę rozwodził nad savoir – vivre’m, bo nie to jest istotne. Każdy stara się jakoś zachować i to mu wychodzi lepiej lub gorzej. Kłopot prawdziwy polega na tym, że emocje naszych publicystów zostały dawno temu rozbudzone z nadzieją spełnienia, które nie nastąpiło. Ktoś im wmówił, że otwarcie blogosfery, wprowadzenie elementu żywiołowego w miejsce ustawek i drabin, po których się wcześniej wspinali, da im szansę na jeszcze bujniejszy rozwój ich publicystycznych osobowości. Nadzieja ta żywiła się całkiem fałszywym przekonaniem, że w szkołach liderów rzeczywiście kształci się liderów, a system politycznego kształcenia elit dziennikarskich daje efekty powszechnie ważne. Okazało się, że i jedno i drugie jest kłamstwem. I oni tego nie mogą przeżyć. Ja rozumiem, że akurat pan Łukasz jest z całego grona naszych ulubieńców najsłabszy i jego zawsze najłatwiej w coś wkręcić, albo zrobić mu krzywdę na wizji, ale to co napisałem dotyczy wszystkich. Oczywiście, polemizowaliśmy z nimi i były to polemiki ostre. Nigdy jednak żaden z nich nam nie odpowiedział. Nie zrobili tego, bo byli ponad to. A mogli być, bo mieli wyniesione z tych wszystkich szkół liderów gwarancje, że są naprawdę dobrzy. One niestety okazały się fałszywe. Ja nie wiem w ogóle jak można było wierzyć w takie bzdury i mieć nadzieję, że wszyscy, cała blogosfera, dadzą się zepchnąć w nicość i jeszcze uwierzą w to, że są do niczego. Nikt im biedaczkom nie powiedział, że istotne hierarchie tworzą się same i dotyczy to także, a może przede wszystkim organizacji o strykturze sztywnej i pozornie nienaruszalnej, takiej jak na przykład wojsko. Kolega, który zrobił karierę w armii objaśnił mnie kiedyś, dawno temu, gdy byłem jeszcze w szkole, że nie wystarczy mieć gwiazdki na pagonach, by zyskać autorytet i posłuch podwładnych. Powiedział, że hierarchia owszem, jest istotna, ale decydują inne rzeczy. I obaj wiedzieliśmy jakie, bo dobrze się znaliśmy. Tak jest w organizacjach poważnych i to jest stan naturalny, akceptowany przez wszystkich. Oczywiście nie ma on odbicia w żadnych protokołach, ale nie o protokoły tu chodzi. Cóż zaś dopiero mówić o takiej mgławicowej strukturze jak świat stołecznych publicystów i medialnych autorytetów kreowanych z dnia na dzień i zaopatrzonych, jeden w drugiego, w gwarancje fałszywe i nie mające zastosowania nigdzie.
Ja więcej ręki w kierunku Łukasza Warzechy nie wyciągnę. Chcę powiedzieć jednak wyraźnie, że wszyscy oni zasłużyli na takie traktowanie po stokroć. Nie można bowiem otwierać przestrzeni wolnej dyskusji i oczekiwać, że będzie się w niej uczestniczyło na warunkach odmiennych od reszty. Ta metoda zemściła się na nich wszystkich i będzie się mścić dalej.
Teraz do rzeczy. Nie mogę przestać myśleć o tym wczorajszym reportażu. Nie tylko z tego względu, że jest on mocno oszukany i daleki od profesjonalizmu, co zauważyła pantera i inni komentatorzy, a raczej komentatorki. Nie jest bowiem możliwe, bez posiadania bardzo mocnych zabezpieczeń, bezkarne zachowywanie się w taki sposób. Stąd szalenie istotne jest co zrobi wobec takiej sytuacji ministerstwo sprawiedliwości. Józef wczoraj powiedział mi wprost, że ono nic nie zrobi. Ani Ziobro ani Jaki nie zrobią nic, będą tylko demonstrować bezradność. Jeśli zaś PiS przegra wybory TVN po prostu przestanie emitować takie reportaże. Pokazani w tym reportażu ludzie mają gwarancję bezkarności i to jest do wykazania poprzez tak zwane dziennikarskie śledztwo. Niestety nie mogą tego zrobić dziennikarze z TVN, bo okaże się, że prawda nie jest przyjemna dla ludzi, których stacja ta promuje i popiera. Może jednak mógłby się za ten temat wziąć któryś z naszych dziennikarzy, ot choćby redaktor Warzecha. On ma wszystkie potrzebne certyfikaty i zabezpieczenia, żeby ruszyć wprost na tę patologię i ją zdemaskować.
Kwestia kolejna, o wiele ważniejsza. Takie zachowania są możliwe, albowiem elementem organizującym społeczeństwa współczesne stał się bezwstyd. Kiedy prawo nie działało dawniej, albo aparat był skorumpowany, społeczności potrafiły zabezpieczyć się przed takimi kuriozalnymi wybrykami za pomocą ostracyzmu, potępienia, odrzucenia i zawstydzenia sprawców. W ostateczności w grę wchodził samosąd. Dziś mamy epokę bezwstydu i ów bezwstyd kształtuje postawy. Jeśli dodamy do tego jeszcze taką kwestię, że żadnej jawnej czy tajnej organizacji nie zależy na dobru tubylców, będziemy mieli obraz kompletny. Sytuacja jest bez wyjścia, jeśli nie zaangażują się w nią czynniki wyższe, czyli prokurator generalny po prostu. Te zaś się nie zaangażują, albowiem sposób zarządzania państwem jest patologiczny, to znaczy liczy się aparat, a raczej aparacik, a nie dobre samopoczucie obywateli. Ktoś powie, że zawsze tak było. No nie zawsze, bo kiedy partii o nazwie PZPR potrzebne było zdyscyplinowane społeczeństwo wstające jak na komendę o 5.30 z rana, to każdego niesubordynowanego kacyka można było udupić po linii partyjnej, jeśli nie był za mocny rzecz jasna. Wielu ludzi wzdycha z sentymentem do tamtych czasów. Jeszcze więcej osób je przeklina, ale nie zmienia to faktu podstawowego – nie ma dziś żadnej sankcji, która powstrzymałaby przebiegłe i zorganizowane szaleństwo. Takie, któremu nie zależy ani na opinii, ani na karierze, ani na spokoju. I nie mówcie mi, że taka jest cena wolności, bo dobrze wiem co by się stało gdyby ci ludzie zaczęli robić takie numery w Londynie. Udupiono by ich raz dwa i znalazłoby się na to co najmniej 35 paragrafów.
Jest jeszcze inny problem. W dyskusji po reportażu pada stwierdzenie, że nasze państwo jest teoretyczne. To nie jest najgorsze. O wiele straszniejsze jest to, że społeczeństwo też jest teoretyczne. Jesteśmy ludźmi, którzy żyją w świecie wirtualnym i większość z nas nie jest osadzona nigdzie. Związki i relacje między poszczególnymi osobami i rodzinami są fikcyjne i pozbawione elementu odpowiedzialności. Jesteśmy magma, którą zarządzać może, z każdego właściwie szczebla i piętra każdy. Może to być samozwańczy sierżant Jonny Daniels albo rodzina Kościuszko. Byle tylko był naprawdę bezczelny i pewny siebie. Tak nie może być proszę Państwa. Tak po prostu nie może być.
Mam jednak prośbę, jeśli ktoś ma jakieś firmowe gadżety, notesy, długopisy, a chciałby się ich pozbyć niech wysyła je na adresowa
Lucyna Aninowska-Maciejewska
Szkoła Podstawowa nr 4
ul. Zielony Rynek 2
05-825 Grodzisk Mazowiecki
Gadżety potrzebne są na nagrody dla dzieci
Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl gdzie jest już nowe nagranie o nowej książce
Do Warzechy z gołą ręką? Bez zupy? Do redaktora?
Paaaaanie, jak on się teraz obraził, to nigdzie Cię nie wydrukują. Nigdzie. W żadnej poważnej gazecie.
a teraz do rzeczy. Brak wstydu jest wpajany jako cnota wszelkimi możliwymi metodami.
Bezczelność uchodzi za talent. Sprzedawcy „produktów” (w tym polityki i kultury) kłamią i oszukują od początku a złapani za rękę nie wykazują żadnego wstydu. Po prostu odwracają się i szukają nowego frajera. We Wrocławiu parę lat temu odszedł z hukiem Mieszkowski z Teatru Polskiego. Przyszedł nowy dyrektor, „zwrócono baczną uwagę na kulturę” no i mamy efekt. W teatrach nadal grane są te same sztuki co 30 lat temu :-).
Firma windykująca Czarneckiego, która naciągała ludzi na spłatę nieistniejących i przeterminowanych długów, tak się rozbujała, że sama zostanie zwindykowana. W sieci jest wiele nagrań rozmów „konsultantów” z „dłużnikami”. Naprawdę trzeba mieć nieźle natrzepane w głowie, aby pod własnym nazwiskiem oszukiwać obcych ludzi. Może dla niektórych jest to zabawa. Ale gdy wdowa dowiaduje się, że jej zmarły mąż „zadłużył się” na 200 złotych i potwierdzi zadłużenie, firma wydusi z niej wiele tysięcy „kosztów dodatkowych” i nieważne, że „dług” powstał w wyniku pomyłki w księgowości, albo że już jest ponad dekadę przeterminowany. Sędzia podpisze podsunięty nakaz.
Ostatnio zastanawiałem się, jak przy tak zorganizowanej grabieży fiskalnej lat 90-tych, gospodarka się mogła rozwijać. Jak bandyckie oprocentowanie kredytów inwestycyjnych nie spowodowało zapaści. I teraz już wiem. Jedne firmy kredytowały się innymi nie płacąc zobowiązań. Wiedząc, że sąd zajmie się ich rzeczywistym długiem za lat kilkanaście. Po co wiec brać kredyt, wystarczy nie zapłacić paru podwykonawcom i zgodnie z prawem liczyć na upadek wierzyciela. I jak to się ma do emeryta, który budzi się w nocy z myślą, że spóźnił się z płatnością za prąd jeden dzień i szybko leci na pocztę?
Stąd ten bezwstyd ukrywany pod pojęciem przedsiębiorczości i stąd wstyd, nazywany publicznie nieporadnością.
No a te wszystkie morderstwa, co do których postępowania … utykają gdzieś w szufladach stosownych urzędów, to co to jest? Pani Jolanta Brzeska jest smutną bohaterką zbrodni doskonałej? I pewnie sto innych osób. Gdzieś z dziesięć lat temu w okolicach Grodziska i Brwinowa szalał facet co to wille przejmował (?) i podobała mu się willa „Minerwa”, ale właścicielce też się podobała i któregoś dnia właścicielka zniknęła, a sprawa w lokalnej prasie ucichła, co z tą właścicielką ? A ten „Kuśnierz” z Krakowa taki inteligentny że żadnych śladów , nic.. tyle lat ?
Tomasz Komenda, był zamieszany w odsiadkę bo jak były zwłoki to musiał być sprawca, padło na niego itd., itd Ilu takich jest na odsiadce.
to teraz jest używane jako zjawisko pozytywne: okantował , okantował i jest ZAROBIONY (od czasownika zarobić) .
Tzw. marketing to sa nierzadko techniki oparte na tych samych zasadach, co bazarowa gra w trzy karty czy sprzedawanie mostu Poniatowskiego frajerowi z prowincji. Kiedys takie umiejetnosci zdobywano w melinie na Targowku albo pod cela na Rakowieckiej, a stosowano je w skali mikro na Rozycu. Zajmowanie sie takim ”fachem” to byl jednak pewien wstyd w oczach przyzwoitych ludzi, a i ryzyko.
Dzis techniki te sa rozwiniete do skali makro, wyklada sie je na uniwersytetach, z teorii mozna sie nawet doktoryzowac, a dzieki praktyce zajsc wysoko w korporacyjnej hierarchii. No to przeciez ludzie nie beda sie wstydzic doktoratow czy wysokich stanowisk. Jaki wstyd?
Proszę państwa, oto miś.
Miś jest bardzo grzeczny dziś,
Chętnie państwu łapę poda.
Nie chce podać? A to szkoda.
Facet tym gestem małej satysfakcji chciał Cię Coryllusie ukarać za przysporzone męki.
Pamiętliwe toto i mściwe jest.
Ale to niestety standard w tej certyfikowanej śmietance.
Lepiej komuś dać w mordę niż nie podać ręki jak obrażona panienka. Faceci jak sobie dadzą w mordę to później często stają się przyjaciółmi 🙂
-Rabi Franciszek chce jechać Syrii
-Lepiej niech spoczywa w pokoju
He. Życzę sobie, autorowi i wszystkim komentującym takiej właśnie siarczystej i dotkliwej zemsty w wykonaniu mścicieli wszelakich. To jest to na co ich stać, w stosunku do Coryllusa to i tak pewnie w swojej ocenie pojechał po bandzie tak brawurowo że będzie o czy wnukom opowiadać. Cieniasy tak mają.
Haha, śladami von Bolke, który to by nawet nogi niektórym nie podał. Zwycięzca w tym „ekscesie” jest tylko jeden, choć Warzecha może myśleć inaczej;)
Łukasz Warzecha to ten pilot boeinga co nie ma pojęcia o prowadzeniu traktora?
„Pan Warzecha oburzył się na Toyaha, że nie powinien jako ,,kierowca traktora” ( chyba ,,traktorzysta” Panie Łukaszu!) pouczać ,,pilota boeinga” – czyli jego, Łukasza Warzechę. Przyznam, że o mało nie spadłem z krzesła.”
Czytam II tom wspomnień E. Woyniłłowicza i niczemu się nie dziwie ! Końcówka będzie podobna jak w tzw. II RP ale nasz Pan Jezus Chrystus także potrzebował ochrony imperium rzymskiego aby ogłosić Dorą Nowinę i nie zostać zabity przed czasem. Pozdrawiam Cię i dziękuję za twoją pracę
Moim zdaniem bardzo dewastują relacje między ludźmi smartfony, dostępność do internetu, facebook. Zamiast skupić się na tu i teraz rozmawiać z bliskimi, znajomymi, co chwilę ktoś przegląda internet, nagle gdzies odlatuje. Temat rzeka.
W temacie bezwstydu: Robert Janowski, ten od „Jaka to melodia” postanowił odnowić przysięgę małżeńską. Tako głosi telewizja śniadaniowa. Tyle, że zrobi to pięć lat po zawarciu trzeciego małżeństwa. I co? I nic!
Element zachowujący się niestandardowo w stosunku do otoczenia jest organom na rękę, bo niejako dyscyplinuje otoczenie i jednemu z drugim przypomina gdzie jest jego miejsce.
1/ Dzielnicowy nie chce przyjąć formalnego doniesienia o zastraszaniu i obiecuje porozmawiać z agresorem. Dwa tygodnie mu nie wystarczyły na przeprowadzenie rozmowy, bo nie udaje mu się kogokolwiek zastać w domu agresora.
2/ Córka znajomej ma świadczyć przeciwko miejscowemu żulowi, bo widziała go jak ukradł pierścionek. Kolesie żula postraszyli córkę, że jak będzie zeznawała to jej skroją żyletką buzię. Matka poszła do dzielnicowego z zawiadomieniem, że z powodu takich okoliczności córka nie będzie składać zeznań. Pech chciał, że zobaczyła na komisariacie żula, który witał się z personelem komisariatu dość wylewnie.
3/ Psychiczna robi z własnego mieszkania syf, nocami wali w kaloryfery i nikt nic nie jest w stanie zrobić.
4/ Jesteśmy u teściowej i późnym wieczorem w mieszkaniu nad nami wybucha awantura, wrzaski, przewracanie mebli. Idę na górę, pukam, otwiera mi podpita kobieta, jest zaskoczona, że jakiś facet mieszka pod nimi. Rzuca w głąb mieszkania do męża, żeby się uspokoił, bo pan przyszedł z dołu ze skargą. Jeszcze były takie dwie akcje, ale drzwi już mi nie otworzono. W rozmowie z teściową okazuje się, że sąsiad mieszkający obok jest policjantem. Następnego dnia idę do mieszkania obok i rozmawiam z nim i proszę aby zainterweniował w sprawie sąsiadów z góry. Miga się jak może i przyrzeka, że jak złożymy doniesienie na policję to on sprawę przepchnie. Robi durną minę, kiedy mu proponuję, żeby to on złożył wniosek jako lokator i tłumaczy się, że przecież oni nie mieszkają nad nim.
5/ Lekarz nie chce dokonać obdukcji pobitego, a jeśli już to wystawia niezdolność do pracy poniżej progu, kiedy przestępstwo ścigane jest z urzędu i obywatel musi wtedy skarżyć z powództwa cywilnego.
5/ Niedawna sprawa. Matka z synem zalegają z czynszem, przyjeżdża ekipa eksmitująca i wystawia ich z całym dobytkiem na chodnik przed budynkiem.
To by wyjaśniało dlaczego Prezydent Duda nie podał ręki Prezydentowi Putinowi. Ale przy ważnym stole razem z nim siedział
To syndrom tzw Fali zastosowanej do dyscyplinowania „miękich” w tym wypadku poza koszarami itp.
To jest najgorsze. Ludzie nie wstydzą się rozwodów, nierządu, czytania pism antykatolickich, albo takich gdzie jest jakaś erotyka itp. Dawniej np nie podawano ręki rozwodnikom (było to jawne i bezwstydne złamanie przysięgi).
Zawsze nieco mnie frapowaly te odnowy przysiegi malzenskiej. Ja rozumiem, ze mila uroczystosc, ale co to znaczy ”odnowiona” przysiega? Przeciez byla skladana ”dopoki smierc nas nie rozlaczy”. Przeterminowala sie?
Oczywiscie w tym przypadku ”odnawianie” trzeciej z kolei przysiegi po wczesniejszym zlamaniu dwoch poprzednich to juz sa jaja z pogrzebu. Znaczy ze slubu.
Przysięga małżeńska nr. 3 to może trochę jak jedna trzecia przysięgi pierwsej. Może dlatego trzeba odnawiać.
Bezwstyd w Londynie dał szansę prekursorowi dziennikarstwa śledczego Williamowi Hone by poruszyć lud i zarobić na pamfletach. I tak zostało do dzisiaj.
Królowa Karolina
Te „odnowy przysięgi” nie są jakimiś nowinkami nowoczesnego katolicyzmu. Były praktykowane powszechnie w latach 60. Np w 1962.
Nie wpadajmy w bigoterie. dobrze podana erotyka nie jest zła. inna sprawa,że w dzisiejszych czasach o „dobrą erotykę” zwłaszcza w literaturze ciężko. Chyba Guy de Maupassant był ostatnim:) . Nie wiem kiedy to niby dawno nie podawano ręki rozwodnikom ( hipokryzja? ). Po prostu dawniej nie było rozwodów bo nie dopuszczało tego prawo cywilne tylko co najwyżej można było próbować unieważnić małżeństwo kościelne ( vide casus Nikodema Dyzmy). I stać na to było tylko bogatych (długotrwałość procesu, koszty). Dopiero Kodeks Napoleona i za nim inne wprowadziły tę możliwość co nie jednemu pechowcowi uratowało życie, kiedy mu zaaranżowano małżeństwo z rozsądku, co wtedy było częste zwłaszcza w pewnych sferach.
Warzecha…
… ten cenias… pilot boeinga… bywajacy swojego czasu u Jablonki w Chobielinie – toto to jest CIENIAS pierwszej wody !!!… i toto trzeba omijac szerokim lukiem…
… ze tez wstydu toto nie ma i slaja sie jeszcze po korytarzach PR !!!
Nina Kunicka potrzebowała unieważnienia małżeństwa nie dlatego, że wtedy nie było rozwodów, tylko dlatego, że w przypadku rozwodu Kunicki mógłby rościć sobie prawa do sporej części majątku. Unieważnienie małżeństwa pozbawiało go takiej możliwości (no bo weksle już wcześniej ”były, ale się zmyły”). ”Kariera…” jest opowieścią o zdeprawowaniu i zduraczeniu przedwojennych elit, więc może właśnie dla wzmocnienia obrazu ogólnej degrengolady pojawiają się tam również i wątki unieważnień małżeństw oraz rozwodów (rozwiedziony jest m.in. płk. Wareda, a ciocię Przełęską mąż porzucił i ”żyje, ale nie wiadomo z kim”).
Nie wiem tego na pewno, ale jestem sobie w stanie wyobrazić, że w niektórych kręgach rozwodników naprawdę traktowano kiedyś w sposób wykluczający, włącznie z niepodawaniem ręki. Myślę, że nawet dziś zdarzają się przypadki, że po rozwodzie relacje towarzyskie rozwodnika się pogarszają, bo nie wszyscy dawni znajomi tolerują kogoś, kto łamie złożoną przysięgę. Taka postawa w wykonaniu kogoś, kto dane uroczyście słowo traktuje jednak poważnie, wydaje mi się nawet zrozumiała. Dlaczego miała by ona być oznaką ”hipokryzji”, zupełnie nie rozumiem.
O Maupassancie to chyba wspominał tu kiedyś Pan Maciejewski, podobała mi się w tamtym tekście konkluzja, że nieszczęsny Henri skończył tak marnie, jak skończył, bo zorientował się, w co został wciągnięty i w co tu się tak naprawdę gra. Ciekawe, czy ”dobra erotyka” była jednym z efektów ubocznych jego obłędu, czy raczej jedną z jego przyczyn.
Zastanawia mnie logika sformułowania, że zalegalizowanie rozwodów ”ratowało życie” osobom, które zawarły małżeństwo z rozsądku i, jak rozumiem, wbrew swojej woli. Znaczy się – dopóki dany delikwent był kawalerem, to nie było takiej siły, żeby mógł się wywinąć od zawarcia małżeństwa, które ktoś dla niego wbrew jego woli zaaranżował, ale jak już się ożenił i potem chciał się rozwieść, to nikt mu już żadną siłą nie mógł w tym przeszkodzić? Takie to były czasy i obyczaje?
Bezwstyd zaczyna się m.in. w zadymionych pokojach nauczycielskich. Wtedy uczniowie dowiadują się, że słowo sobie, a życie sobie.
Co do dyzmy rzeczywiście szczegóły wątków mi uciekły i rzeczywiście casus płk Waredy i „Cioci Przełęskiej ” to potwierdza że było to możliwe. Z drugiej strony casus Piłsudskiego który musiał przejść na luteranizm aby zawrzeć ślub z drugą żoną świadczy że niektórzy musieli sporo lawirować.Natomiast sformułowanie że rozwody w tym przypadku „ratowały życie” niektórym jest jak najbardziej logiczne, biorąc pod uwagę presje różnego rodzaju (od pieniędzy zaczynając poprzez zmianę statusu społecznego po klasyczne „wpadki” jak to młodzież mówi), na lekkomyślność przy ich zawieraniu kończąc, a „wywinięcie się z tego” nie było łatwe . Zresztą przypadki unieważnień ślubów kościelnych są obecnie o wiele powszechniejsze niż wtedy. Nawiasem mówiąc mężowi Hrabiny Przełęskiej się nie dziwię że uciekł mając taką „babę”… 🙂 ( podobny zresztą casus w literaturze męża Pani Stawskiej w Lalce-choć akurat ta przedstawiona jako łagodna i dobra kobieta). Natomiast przypadki że relacje towarzyskie rozwodnika się pogarszają to bardziej chodzi o to że znajomi byłej żony pewnie zazwyczaj nie tolerują byłego męża a znajomi byłego męża znajomych byłej żony. Często ci co takich potępiają są większymi hipokrytami bo sami maja wiele za uszami a usta pełne frazesów ( ale to akurat dotyczy różnych sfer życia). Ale to temat na badania socjologiczne bo odbiegamy od tematu wiodącego.
To ta parka z piekła rodem, która prowadzi nas ku marnacji i zatraceniu :
BEWSTYD I BEZKARNOŚĆ
żadne standardy nie obowiązują w stosunkach społecznych, czy sąsiedzkich. Ja toczę prawdziwą batalię z sąsiadką, żeby wspólnej przestrzeni, jaką jest korytarz w kamienicy nie zaśmiecała poprzez wystawienie starego mebla i umieszczanie na nim i wokół śmieci w siatkach. Poprosiłam, aby tego nie robiła i dopiero się zaczęło! Nikomu to nie przeszkadza tylko mnie, jestem jakaś dziwna itp itp. Poprosiłam zatem administrację o interwencję. Na razie administracja szuka przepisu (już 2 miesiące), na podstawie którego mogłaby zażądać usunięcia śmieci przez sąsiadkę. No i co? Wszyscy bezradni. Faktycznie państwo teoretyczne.
Działa tylko fiskus.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.