gru 132021
 

Jak wiemy nie ma smutniejszego widoku i śmieszniejszego zarazem, niż umierający facet ściskający w dłoniach pliki dolarów. Mnóstwo żartów i mnóstwo gawęd ogrywa ten temat, ale zawsze na próżno, albowiem mimo jawnie krążącej przecież wokół śmierci, wielu ludzi uważa, że dolary nadal są ciekawą i wartą zachodu inwestycją. Dolary, ma się rozumieć, występują tu jako pewien symbol. Od kilku dni piszę rzeczy, które dla mnie samego są niespodzianką, próbuję bowiem zrobić to, co niektórzy medialni mędrcy – wytłumaczyć ludziom jak działa ten świat. Do ludzi zaliczam, w przeciwieństwie do nich, także siebie, dlatego uporczywie drążę temat, bo sam chce wszystko dokładnie zrozumieć. Prorocy, o których tyle razy tu była mowa najwyraźniej nie czują się ludźmi, są kimś znacznie od ludzi lepszym. Po czym to poznajemy? Już tłumaczę…

Wydawać by się mogło, że człowiek który korzysta z pracy innych zachęcając ich do umieszczania tekstów na swoim portalu i korzystając przy tym z różnych dotacji, przeznaczonych na działalność kulturalną, polityczną i jaką tam chcecie, jest na tyle przytomny, by otrzymane pieniądze inwestować. Potem zaś rzucić tę niewdzięczną robotę, jaką jest niewątpliwie nachalne zwracanie na siebie uwagi, w nadziei na większa popularność. Tak się jednak nie dzieje. Widzimy wszyscy, że ludzie, którzy monetyzują popularność nie tylko przez wielką ilość obserwujących ich wyczyny na YT, ale także poprzez dostęp do zewnętrznych źródeł zasilania, nie mają tak naprawdę nic. Bez tego całego YT, bez blogów, bez oszukanych książek, które produkują i promują, nie znaczą nic, a uzyskane przez nich środki idą jak krew w piach i nigdy nie jest ich tyle, by wreszcie mogli powiedzieć – dość. A potem zająć się czymś sensowniejszym, przynoszącym większe dochody. Dlaczego tak czynią? Albowiem do niczego się nie nadają i fakt, że krążą po sieci legendy o ich zarobkach pozyskiwanych z działalności promocyjnej, tylko to potwierdza. Gdybym mógł pozyskać, jak kiedyś Igor Janke, 800 tysięcy na dęty całkiem projekt o nazwie lubczasopisma, ledwo żyjący w salonie24 przez kilka lat, nikt by mnie nie zmusił do tego, by samemu promować moją produkcję. Zrobiłbym kampanię z udziałem najlepszych lektorów, najlepszych aktorów i zaaranżowałbym kilka spektakli na podstawie produkowanych przez siebie treści. Okay, rozumiem, że 800 tysięcy dziś to nie 800 tysięcy dziesięć lat temu, ale mimo wszystko uważam, że tak właśnie należałoby zrobić. Legendy o tej kampanii krążyłby po sieci przez dwie dekady co najmniej. Ja zaś siedziałbym sobie w zaciszu domowym, z niedomytymi włosami i trzydniowym zarostem i liczyłbym aktywa, a także dręczył grafików by wymyślali jeszcze lepsze projekty. Na pewno nie pokazywałbym się publicznie i nie opowiadał o swoich książkach. No, ale muszę to czynić z wiadomych względów. Mogę liczyć tylko na swoich czytelników, których ubywa, albowiem każdy ma prawo się znudzić, zmęczyć czy zdenerwować postawą i gadaniem swojego ulubionego do tej pory autora. Nie mam wyjścia. No, ale oni mają, tak się przynajmniej wydaje. No, jednak nie…Nie mają, tak więc nie ma szans, że zmienią swoje podejście do życia i zaczną robić coś bardziej sensownego. Zaraz, zaraz…czy ja napisałem, coś o lepszych projektach? Rzecz jasna. No, a jakie projekty mają w takim razie opisywani tu od tylu dni ludzie? Żadnych. I tu jest właśnie jądro problemu. Nie mają oni żadnych projektów. To zaś, zmusza ich do ciągłej, coraz bardziej krępującej i momentami idiotycznej działalności. Uważają oni bowiem, że sami są najlepszym swoim projektem i najciekawszą inwestycją. Nie wiem, czy może być lepszy przykład klinicznego obłędu. Niech się w tej sprawie wypowie prof. Łukasz Święcicki.

Proszę Państwa, nie ma trwałej sławy bez projektów. Wielokrotnie to powtarzałem, ale widocznie za rzadko – musi być sztuka. Bez tego wszystko co robimy spłynie, jak woda w klozecie. Musi być przedmiot, jakaś aranżacja, coś do oglądania albo czytania, coś, po czym zostanie żal i smutek jeśli zostanie to zniszczone. Zastanówcie się teraz co będzie towarzyszyło zniknięciu tego czy owego myśliciela lansującego w sieci swoje wizje. Moim zdaniem głęboka ulga, że żenada ta nareszcie się skończyła. A co będzie jeśli wolą boską całkiem znikniemy z tego świata? Czy te biedne nagrania ocaleją? Rzecz jasna nie albowiem młodsi wrzucą tam swoją produkcję, która przysypie wynurzenia współczesnych mądrali. Książki zaś ocaleją. Czy aby na pewno? Ja wierzę, że tak, choć ludzie deklarujący zainteresowanie książkami, wręcz miłość do nich, robią wszystko, naprawdę wszystko, by ludzi do książek zniechęcić. Oto trafił do mnie link, za którym kryje się reklamówka promocji czytelnictwa w Polsce. Oto ona: https://www.youtube.com/watch?v=r04fd-JAo-4 Tak wyglądają pieniądze podatników skonsumowane i przetrawione przez ludzi, którzy twierdzą, że interesują ich książki. Moim zdaniem tych, co ten szajs wyprodukowali nie interesuje nic, a książki najmniej. Może interesują ich wizyty u fryzjera, albo podrywanie dziewczyn, za pomocą lektur, których nigdy nie przeczytali. Nie książki jednak. Do czego więc służy ten film? Jest to jeszcze jeden pretekst do przewalenia budżetu. Nie wiem kto za nim stoi, ale sądzę, że człowiek ów czy też ludzie skończą tak samo, jak wielu przed nimi – będą musieli iść na sieciową poniewierkę i zacząć się pokazywać publicznie, w celu zdobycia tak zwanej sławy. Nie życzę im tego, albowiem jest to naprawdę ciężki kawałek chleba. Nie przypuszczam też jednak, by potrafili oni jakoś zagospodarować pieniądze, jakie wydusili z promocji tego gniota i przerobić je na coś, co przetrwa zarazę i będzie miało wartość większą niż pliki niepotrzebnych wcale w godzinie śmierci dolarów.

Napisałem to wszystko, albowiem nie potrafię pojąć, jak można być prorokiem czasów ostatecznych, które nadchodzą czy raczej nadbiegają, wraz z nasileniem mutacji wirusa lub wojną, wieszczoną przez niektórych, a jednocześnie uganiać się za pieniędzmi, zamiast robić coś, co przetrwa. No, ale każdy ma swoją filozofię. Dziś z rana, kiedy włączyłem YT, wyświetlił mi się film, z posłem Braunem, który dokonuje nowej poselskiej interwencji. Nie wiem na czyją rzecz, bo tego nie włączyłem. Uważam, że w zaistniałej sytuacji jest to coś absolutnie kuriozalnego.

A na Instagramie dałem dziś taki obrazek.

https://www.instagram.com/p/CXajGSFKJ9A/

  23 komentarze do “Promocja czytelnictwa czyli sprzedaż w czasach zarazy”

  1. Promocja czytelnictwa wygląda na reklamę szamponów lub zakładów fryzjerskich. Golą kasę.

  2. Dzień dobry. Oczywiście przykro się robi jak człowiek sobie o tym pomyśli, bo jednak źle to o nas świadczy w masie, mam na myśli całą społeczność ludzi nazywających się dla uproszczenia Polakami A.D. 2021. Może w innych krajach nie jest lepiej, oni tam też mają swoje problemy i ja akurat bym się nie zamienił. Ale skoro taki raczki nas obrażają nieustannie samym swoim istnieniem a my nic nie potrafimy z tym zrobić, no to jednak żal. Myślę też, że tzw statystyczny słuchacz w zasadzie nie rozumie o co Panu chodzi. Całe masy takich dziadów są w necie a będzie pewnie więcej i poza tym krzyżykiem w prawym górnym rogu okienka nie ma na nich sposobu. Może to jest cena wolności – publikowania w tym wypadku. Ha, korzystajmy z niej zatem i powalczmy o „non omnis…” Z książkami jest łatwiej, one mają specjalny czar i nawet po wielu latach i nawet przypadkiem taka książka wzięta do ręki potrafi magle ożyć. Warto je zatem robić i sprzedawać. Jestem pewien, że wkrótce tacy jak Pan jedynie zostaną na tym rynku, poziom produkcji propagandowej osiągnął bowiem już takie dno, że tylko patrzeć, jak sponsorzy się wycofają i skończy się psucie cennego wszak papieru…

  3. Nie wiem kto za nim stoi, ale sądzę, że człowiek ów czy też ludzie skończą tak samo, jak wielu przed nimi (…)

    Pod filmem jest cała lista płac. Za klip są odpowiedzialni m.in  „studio filmowe” i dwóch „artystów” reklamy. Nie wiem jak skończą, ale w najbliższej przyszłości będą dalej robić to samo – czyli reklamy na zlecenie – bo to jest ich praca.

    Nie przypuszczam też jednak, by potrafili oni jakoś zagospodarować pieniądze, jakie wydusili z promocji tego gniota (…)

    A co tu zagospodarowywać? Agencje reklamowe żyją z takich zleceń. Zrobili klip, wzięli honorarium i koniec. Teraz pracują nad następnym projektem. Z tego żyją.

    A co do jakości, to owszem jest to słaby film, bez pomysłu, po najmniejszej linii oporu.

    Czyli w normie – jak prawie wszystkie reklamy wymyślane przez polskie agencje i „artystów” reklamowych.

  4. No tak, przyda im się w godzinie śmierci, wydadzą ją na izolatkę, gdzie będą dogorywać

  5. Słowo „żyją” jest tu kluczem…

  6. Poseł Braun siedzi 2 bite godziny, klika i czeka na interwencję w sprawie maseczki. Desperacja, wygląda na to, że żona wyrzuciła go z domu, bo robi świąteczne porządki i biedak nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Poszedł sobie posiedzieć do wrażej instytucji.

  7. idąc spiskowymi teoriami, książka ma wymrzeć jako drogi i przestarzały nośnik propagandy. Na youtubie wyginie wszystko co nie będzie miało wystarczającej ogladalności i kasawalności za reklamy. musi być pan na YT , bo zacznie yt pana podpowiadać tym co oglądają filmy o książkach, do pana czytelników prośba o subskrybowanie i polecanie. Algorytmy yt musi pan zacząć wykorzystywać, wiem że „proszenie” się o polecenia i subskrybowanie brzmi jak żebranie ,ale chyba nie ma wyjscia. Zdjęcia na Ista i facebuku fajne

  8. co do YT, TO ja miałam wrażenie że chodzi o … czkawkę, czyli nieprzyjemną towarzysko przypadłość.

    myślałam że to jakiś refluks dopadł tych wszystkich wystylizowanych w różowych marynarkach czy czerwonych spodniach z lakierowanej skóry /tandeta/ , goszczących w salach biblioteki ufundowanej przez Kierbedziową.

    A  się okazało  że problemem nie jest przypadłość gastryczna tylko czytelnictwo w Polsce.

    Kierbedziowa w grobie się przewraca , a szanowni twórcy reklamy to ile przytulili kasy ?

  9. Instagram jest pełen książek, idzie to w miliony, raczej nie wymrze

  10. propaganda książki czyli propagowanie czytania w tamtym czasie kiedy po tzw światłym i wielmożnym carstwie mieliśmy chyba co 70 obywatela umiejącego czytać

  11. A jednak wolna Polska, mimo zniszczeń po I wojnie i bolszewikach potrafiła wpoić szacunek do książki.

  12. A  tak o tym analfabetyzmie jako skutku tłamszenia społeczeństwa  to swoją drogą jak można przez 123 lata zamienić państwo w Europie w folwark służący jedynie płaceniu podatków i utrzymaniu ponad 200 tyś żołnierzy – no to trzeba mieć rozmach zaiste … imperialny… strategia produkcji „rabów” … ot i cała carska imperialność …

    a jeszcze później za PRL – to  jakie kolejki kupujących ustawiały się na Foksal, bo chyba książka była wyznacznikiem przynależności do inteligencji, była archetypem prestiżu, wszyscy byli z małych mieszkań, mebli typu Kowalskich, wszyscy lekko niedożywieni , pod tymi względami jednakowi … a książka nas uświetniała…

    byli  koledzy na roku zawsze mieli pod pachą 2 -3 egzemplarze książek, pozując na intelektualistów  … no i dobrze…

  13. A gdyby mise-en-scene zaaranżowane na potrzeby Instagramu sfilmować też ruchomą kamerą i z dodatkiem podkładu muzycznego opublikować na YouTube?

    Takie dwa w jednym?

    Wyobrażam sobie że można przed obrazkiem z Instagramu tak zakręcić kamerą, że ten komuch wyglądałby jakby japońskimi pałeczkami dłubał sobie w nosie…

  14. Za PRL   trudno było kupić coś wartościowego. Bardzo dużo książek było nielegalnych… Kwitła wymiana. Pod księgarniami ustawiały się kolejki.

  15. Moi powstańcy listopadowi i styczniowi oraz dzieci moich zesłańców syberyjskich byli na uniwersytetach i władali biegle językiem polskim.

  16. Za „ciemnego średniowiecza” PRL tłumy wybierały się rodzinnie na Aleje Ujazdowskie i wracały z torbami książek po kilka złotych. Za „oświecenia” PRL na Międzynarodowych Targach książki w PKiN paperbooki angielskie były po kilkanaście złotych w wielkim wyborze. Natomiast nie było śledzi moskalików z beczki, ale przy Placu Zbawiciela była Centrala Rybna, gdzie można było upolować dorsza i śledzie.

  17. podłub sobie w nosie przed lustrem i pomyśl czy jest co kamerować.

  18. Ja jakoś pamiętam kartki na wszystko  i ocet. Pamiętam, że poszłam specjalnie do pewnego sklepu, w którym niczego nie było, a ekspedientka siedziała i zanim się zadało pytanie: „Czy jest…?”, odpowiadała: „Nie ma.”

  19. w „Człowieku z żelaza” jest taka scena kiedy Janda jako kobieta ciężarna, pracownica spożywczaka ,  ciągnie na takim haku stos drucianych pojemników a na półkach pełno a na widowni rozlegało się westchnienie .. ooo półki pełne …

  20. Bez przesady. Ocet na półkach to były momenty. W tej chwili ten symbol jest propagandowo wykorzystywany. Nie było luksusów, ale pamiętam koniec lat 80-tych i uginające się półki pod towarami w hali Kopińskiej. Wędliny drobiowe bez kartek itp itd. Na ulicach, na straganach full warzyw i owoców włącznie z winogronami.

    A jeszcze wcześniej jako absolutny małolat sam robiłem zakupy, wyskakiwałem do sklepu i przeważnie wracałem np. z mięsem na obiad. Pewnie, że to nie to co teraz, ale jeszcze raz powtarzam – wszędzie propaganda. Słynne artykuły o Polsce ze zdjęciem pustej trasy katowickiej z furmanką. A  w Warszawie odkąd pamiętam zawsze były korki. Pewien człowiek opowiadał mi około 90 roku, że jak przyjeżdżał do ministerstwa do Warszawy to on wchodził do urzędu, a kolega jeździł w kółko , bo nie było gdzie zaparkować.

    W Belgii pewien mieszkający tam Polak uświadomił mnie, że nigdy w latach 80-tych nie widział w belgijskiej TV obiektywnego materiału o Polsce. Nie rozumiałem dlaczego. On tłumaczył, że to jest jakby wojna systemów. „System Zachodu” propagandowo cały czas zwalcza system Europy Wschodniej. Ja wtedy wierzyłem, że tzw. Zachód jest ostoją wartości, prawdy, uczciwości. A nie propagandy. Teraz np. uważam, że przez całe lata nie otrzymywaliśmy pełnego przekazu o Białorusi – o prawdziwej sytuacji gospodarczej itd, niezależnie jakim dyktatorem jest Łukaszenka. Ten sam mechanizm.

    Uczestniczymy w teatrze, w którym pokazują nam co mamy widzieć, a nie to co chcielibyśmy zobaczyć i poznać. I w zasadzie nie bardzo jest z tym co zrobić, poza próbą pogłębienia spojrzenia.

    Nie łudźmy się, że gdy wygwiżdżemy i wytupiemy spektakl, to ktoś się ugnie i zaprowadzi nas za kulisy.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.