paź 132020
 

Okoliczności i plany zmusiły mnie do tego, by zajrzeć do starych książek, które musiałem obowiązkowo czytać na studiach. Stwierdzenie, że przeżyłem szok, nie oddaje całego bogactwa uczuć, jakie mną targały, po tej lekturze. Podniesienie nieco poprzeczki i konkluzja, że w publikacjach tych nie ma nic, niewiele zmienia, ale daje mi usprawiedliwienie. Nie można bowiem czytać niczego i zdawać egzaminów z niczego. Z kart zaś tych publikacji wyziera po prostu nicość. Jeśli komuś się zdaje, że historycy sztuki są w stanie ustalić kto konkretnie płacił za budowę katedr w Ile de France, ten się pozamieniał na rozumy, nie powiem z czym. Jeśli komuś się zdaje, że historycy sztuki są w stanie dotrzeć do jakiegokolwiek dokumentu, który wyjaśniałby jakąkolwiek średniowieczną inwestycję na terenie bogatym w obiekty architektoniczne, ten ma nie po kolei w głowie. Nie mówię tu o Polsce, gdzie po prostu nie ma nic i na każdy temat można sobie wymyślać, co mu się żywnie podoba, a następnie publikować owe wnioski wyciągnięte z niczego i uważać, że to są kamienie milowe w karierze naukowej. Jeśli bowiem idzie o Polskę i znajdujące się na jej terenie średniowieczne artefakty, to można w zasadzie wszystko. No, przesadziłem, nie wszystko….można wymyślić i napisać tylko to, co zgadza się z wnioskami i zapisami uczonych niemieckich. Tak jest bezpiecznie i komfortowo. I w taki właśnie sposób, powołując się na Niemców, od samego początku istnienia polskiej historii sztuki, czyli od chwili kiedy Tatarkiewicz pojechał do Petersburga, żeby przejrzeć papiery po Stanisławie Auguście, tłumaczy się wszystko.

Wróćmy na chwilę do katedr. Nie sprawdziłem tego dokładnie, ale mam głębokie przeczucie, że nie zachowały się archiwa żadnej kapituły. Jeśli zaś się zachowały, to są tak głęboko ukryte, że nikt nawet nie myśli o tym, by je odnaleźć. Powtarzam – nie mam pewności i chętnie pogratuluję temu, kto udowodni, że jednak jakieś się zachowały.

Ktoś powie – no nie, kolego, tak nie można, czymś jednak karty tych ksiąg przemądrych są wypełnione – gadaj czym. Proszę bardzo one są wypełnione dywagacjami na temat podobieństwa detalu w poszczególnych obiektach, co może wskazywać na obecność artystów z Italii w krainach bardzo odległych, na przykład w Szwecji czy Północnych Niemczech. Podkreślam – nie ma nic co potwierdzałoby takie kontakty, ale historycy sztuki piszą o tym opasłe tomy i od dwustu lat publikują dysertacje na temat tych, rzekomo podobnych, szczegółów. Nawet nie macie pojęcia, jak się cieszę, że nie chodziłem na większość zajęć i piłem z kolegami w akademiku. Uważam, że był to czas spędzony bardzo produktywnie i twórczo.

Nie da się jednak przez trzysta stron pieprzyć o liściach akantu z jakiegoś zadupia w Owerni, które są rzekomo podobne do innych liści, pochodzących z Anglii, zachowanych niestety tylko na rycinach z XVII wieku, z czasów przed Cromwellem, który owe liście wraz portalem kościoła gdzie były umieszczone kazał zniszczyć, a to co zostało przeznaczył na utwardzenie dróg. Coś tam jeszcze musi być. Oczywiście, całe strony jakiejś filozofii dla niedorozwiniętych umysłowo i fizycznie dziewcząt z aspiracjami. Pisząc wcześniej – nic – miałem na myśli konkretnie „nic co dałoby się zapamiętać i skojarzyć z czymkolwiek istniejącym realnie, bądź tylko w dokumentach”. Nie ma tam przede wszystkim nic o zleceniodawcach tych inwestycji, co wydaje się na tyle istotne, że inwestorzy z jednego ośrodka, lub z jednej organizacji mogli kontraktować wykonawców w tych samych rejonach. Badając te kwestie można by rzeczywiście wyciągnąć jakieś wnioski. Oglądają obiekty i porównując jeden z drugim, w poszukiwaniu bardzo powierzchownych podobieństw, nie można wyciągnąć żadnego wniosku. I teraz pytanie kluczowe – może oni tak robią, bo nie ma dostępu do dokumentów? A jeśli nie ma, to dlaczego? Kto tego pilnuje, albo kto to spalił i w jakich okolicznościach? To są ważne informacje zbliżające nas do prawdy. Informacje, na których nie skupia się nikt, albowiem nie należą one pojęć propagandy specjalnej, a do niej właśnie zalicza się cała polska historia sztuki. Jak cała polska humanistyka, została ona zbudowana według schematu ściągniętego z Niemiec. Do czego zaś służyła, to każdy musi sobie sam dośpiewać. Wiadomo do czego służy dzisiaj – do niczego. Nie znajduje odpowiedzi na ani jedno istotne pytanie, łącznie z tym dlaczego posadzka w kościele NMP w Gdańsku została zdewastowana. W zasadzie historycy sztuki są dziś zatrudnieni na etacie stróża, który pilnuje obiektów tracących z każdym dniem na wartości. O nic więcej nie chodzi. Historycy sztuki nie są w stanie wygenerować żadnej interesującej osoby postronne narracji, która usprawiedliwiłaby ich istnienie. Jedyne co mogą robić to skandale. Te zaś wkrótce spowszednieją. No i zostanie im tylko przymus administracyjny, co ma już, a będzie miało jeszcze bardziej, wymiar dwuznaczny. Ile można bowiem brać pieniądze od Glińskiego i jednocześnie za te pieniądze kopać tegoż Glińskiego po tyłku? Przecież on może się w końcu zirytować i przed odejściem zrobić coś naprawdę nieodpowiedzialnego.

Ktoś powie, że niepotrzebnie się martwię, albowiem większość historyków sztuki zaczepiona jest w innych niż ministerstwo kultury resortach. To prawda, ale ja się nie martwię, chcę tylko podzielić się z Wami pewnym odkryciem. Oto zamówiłem wczoraj do naszego sklepu książkę o podróżach budowniczych w średniowieczu. Zacząłem ją czytać i oniemiałem. Okazuje się bowiem, że w świetle najnowszych ustaleń uczonych niemieckich, wszystko czego dowiedziałem się na studiach, nadaje się do potłuczenia o tak zwany kant. Niemcy wycofują się ze swoich wcześniejszych, hołubionych przez 200 lat ustaleń dotyczących architektury średniowiecznej. Mogą to zrobić z całym spokojem, albowiem są to ich własne ustalenia. Polacy wobec tego faktu wyglądają, jak nie powiem co na weselu, albowiem oni przez te dekady jedynie przepisywali od tych Niemców, szukając cały czas możliwości dorobienia w innych resortach. No i teraz okazuje się, że te wszystkie przemądre książki, można wrzucić do Wisły, tuż przy oczyszczalni Czajka. Bo, to wszystko, nie tak, nie tak, nie tak….jak mówią słowa piosenki. Taki oto wstrząs poznawczy przeżyłem wczoraj.

Na koniec jeszcze jedna refleksja. Wydawać by się mogło, że owa metoda porównawcza, tylekroć przede mną wyszydzana, znajdzie zastosowanie dla obiektów późniejszych niż średniowieczne. Nic z tego. Nowożytnicy, jak im przed oczami postawicie dwa takie same amorki pochodzące z dwóch odległych bardzo kościołów, na przykład gdzieś z Ukrainy i ze Śląska, nawet nie zwrócą na to uwagi. Wiem to z całą pewnością, bo widziałem takie sytuacje. To jest niesamowite moim zdaniem. Aż się prosi, by powstał na ten temat cykl szyderczych powieści z całą masą autentycznych nazwisk i jeszcze autentyczniejszych sytuacji.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/podroze-budowniczych/

  31 komentarzy do “Propaganda specjalna II”

  1. Ma pan porażająca wiedzę z zakresu historii sztuki.

  2. W BUW-ie była czytelnia profesorska (studentom wstęp wzbroniony) i za młodu mnie ciekawiło bardzo co też za tajemne księgi musiały tam być do czytania ☺

  3. Dzień dobry. Otóż warcholstwo! Tak właśnie nazywał takie zachowania jak Pańskie ówczesny premier Jaroszewicz. Jak Pan śmie mieć w ogóle własne zdanie na jakikolwiek temat zamiast słuchać co eksperci z wyżyn głoszą? Taki model zachowań jest typowy dla naszego państwa o niewątpliwie masońskim rodowodzie. Główną bowiem zasadą tej organizacji było i jest przekazywanie poleceń w dół struktury. Jednak Polacy zbyt długo byli wychowywani w innej atmosferze i przez to się buntują. Choćby w sprawie akantu… Jest to jakaś dobra wiadomość, choć nikła. Miłego dnia.

  4. „Nie można bowiem czytać niczego i zdawać egzaminów z niczego.” To jest nieprawda. Przez wiele lat czytałem nic, udało mi się również zdać parę egzaminów z tego zakresu. Do tego dochodzi cała rodzina gadżetów dotyczących niczego: proporczyki, naklejki, praca zawodowa. 

    Jeśli zgodzimy się z faktem, że w ciągu roku 2010 napisano tyle samo (objętościowo), co od początku wynalezienia pisma do roku 2003 – musimy też założyć, że procentowość niczego w tym, co napisano, musi być coraz większa z roku na roku. Nic, jak się wydaje, ma kolosalną przyszłość.

  5. http://akkk.com.pl/zasob/dokumenty_pergaminowe

    Katedra krakowska trochę tego ma. Tu są tylko wybrane przykłady, reszta w katalogu. Tam na szczęście Estreicher nie grasował.

  6. Za ten brak to trzeba in effigie duchowych ojców rewolucji ukarać (bo nad tymi fizycznymi w większości sama gilotyna popracowała) . I ich różne późne wnuki, które skutecznie ślady wszechstronnej obecności i działalności KK likwidowały.

  7. Tu taka mała ściąga do ewentualnego procesu – patrz cz. II. Zwracam uwagę na powtarzający się epitet, jak z bolszewickich hagiografii. Oraz liczbę 356. Nie dla numerologii, bynajmniej:

    https://archiwum.allegro.pl/oferta/rewolucja-francuska-w-swietle-statystyki-francja-i8118972487.html

    Niestety, nic o zniszczonych archiwach, a tylko o sprawcach i sądząc po tym powtarzającym się epitecie, słusznie zlikwidowanych ofiarach. A rok wydanie 1934!

  8. Profesor Krassowski z PW napisał „Dzieje budownictwa w Polsce” uwzględniając punkt widzenia inwestora. Seria nie została dokończona. Urywa się na czwartym tomie.

    A ta zasrana oczyszczalnia „Czajka” była rozbudowana przez Hannę Gronkiewicz-Waltz.

  9. Nie ma czegoś takiego, jak propaganda specjalna. Jest jedna, ordynarna bezprzymiotnikowa propaganda.

    Nawet jak premier powie dzień dobry, albo pogodynka zapowie pogodę, to trzeba założyć, że kłamie z odpowiednich pozycji.

    Po 1989 roku nasz nieszczęśliwy kraj został wydany na łup miejscowych i zagranicznych grup mafijnych, które są wszędzie: w polityce, biznesie, sztuce, edukacji i w Kościele.

    Mafie wydają oswiadczenia, a oprócz tego mają swoich ludzi, którzy dużo gadają. Za dużo gadają.

    Jak ktoś się wita mówiąc dzień dobry, to trzeba od razu zapytać, której mafii służy, żeby nie doszło do nieporozumienia.

    https://m.youtube.com/watch?v=FetPfbmy4PY&t=163s

  10. Prof. Krassowski już dawno nie żyje. Za dużo wiedział.

  11. Krzysztof K. mówi (tata, a Karoń powiedział…), że miał w rękach cudowną, absolutnie fantastyczną przedwojenną książkę napisaną przez jakiegoś Niemca, w której szczegółowo  opisano detale bodajże polskiej architektury drewnianej, czy coś takiego. Pozycja absolutnie pomnikowa. Była to książka z biblioteki i Krzysztof K. zastanawiał się na jednym z filmików, czy ktoś przypadkiem nie wyrzucił tego na śmietnik robiąc porządki w bibliotece, bo to przecież po niemiecku było…

  12. Potem żałował, że nie zakosił tej książki (jak Łysiak „Treny”).

  13. >ustalić kto konkretnie płacił za budowę katedr …

    W każdym razie wiemy, że budowali masoni

    Stone masons

  14. O tej architekturze drewnianej też się nasłuchałem…książki o niej idą na wagę złota. I co z tego?

  15. Bardzo trafnie Pan to ujął.

  16. piękne dzięki za te kilka okazanych egzemplarzy, miło że nie było tam grasanta.

  17. Doktor Frank też uszanował.

    Nawet dobudował nowe skrzydło do istniejącego obiektu.

  18. Niedoszły Hans I, król Polski.

  19. Coś się zmienia, po 1989 r. stale było „a bo w Stanach Zjednoczonych…” , a teraz ” niemieccy uczeni ustalili”… jak za panią matką.

  20. Trudno skopać Glińskiego, bo on podobno z poważnej organizacji, a powtarzanych głośno info na ten temat nie dementuje.

  21. Za paręset lat będą wyjaśniać skąd wzięły się fundusze na warszawską katedrę , tfu tfu, pałac kultury i nauki.

  22. I dlaczego przez tyle lat nie tylko jej nie rozebrali, ale nie wybudowali w Warszawie wyższego budynku.

    Przy okazji popieram wniosek Krzysztofa K. o zainstalowaniu na jej szczycie krzyża.

    I ciekawym kwiku, jaki by się rozległ po takiej modernizacji.

  23. Pamiętam wystawę barokowej rzeźby lwowskiej i śląskiej, tam był pewnie podtekst polityczno-repatriacyjny, ale wskazujący, że nowożytnicy też patrzą, tylko bardziej „informel”, dla żartu. W sumie dziwne, w odniesieniu do malarstwa mówi się o wędrówkach wzorników, no a muratorzy musieli udać się w podróż osobiście. Może chodziło o wyrażenie , i utrwalenie wśród wykształconych niewiast niemieckich, szacunku dla protoplastów oświeconych mężów, iluminatów, członków bractwa palmowego itp? Może chodziło po prostu o projekt aranżacji udanych, wolnych z ducha  związków wśród aspirującej młodzieży? Taka antycypacja Lebensborn, albo główny nurt kreacji elit, którego nazistowska dzika odrośl nie zdołała przecież pogrzebać?

    What do you want to do ?
    New mailCopy

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.