gru 302020
 

Nie napiszę dziś niestety nic nowego, może jutro. Umieszczę za to fragment tekstu zatytułowanego „Propozycja poskromienia Hiszpanii” napisanego w XVIII wieku przez anonimowego, angielskiego autora. Tekst ten przetłumaczył na polski mój syn. W książce jest on chyba bardziej wygładzony, bo w ferworze porwałem wersję przed korektą. Miłej lektury. Aha, inwazja na Buenos Aires, o której wspomina autor, to jest ta sama inwazja, co ją odparli Indianie Guarani dowodzeni przez jezuitów. Nie usłyszycie o tym w mądrych programach publicystycznych, ani nie przeczytacie o tym w żadnej książce.

 

Nie ma, w moim odczuciu, nic bardziej zadziwiającego w trakcie trwania tej wyniszczającej, choć koniecznej wojny, niż niewielkie rozmiary przewagi, którą udało się nam uzyskać dzięki naszej kolosalnej dominacji na morzu. Jeżeli nasze ręce związane są tajnymi traktatami i w związku z tym nie możemy skupić się na

obszarach, w których z natury mamy największe szanse na odniesienie sukcesu, oraz tam gdzie odczuwamy największą konieczność przedsięwzięcia konkretnych działań; jeśli faktycznie tak prezentuje się rzeczywisty stan rzeczy, to jest to całkowicie nieuzasadniony akt uprzejmości w stosunku do naszych sojuszników lub wrogów. Ale bez snucia dalszych przypuszczeń zamierzam przejść do tematu, do którego opisania byłem skłaniany wielokrotnie. Jeżeli nie byłbym całkowicie przekonany, że następująca propozycja jest zarówno wysoce korzystna, jak i konieczna dla Wielkiej Brytanii, nie wspomniałbym o niej nawet słowem.

 

Pokornie składam rządowi propozycję, aby wysłać na początku przyszłego października osiem statków Man of War wraz z pięcioma lub sześcioma dużymi transportowcami, na których załoga powinna liczyć przynajmniej 2500 ludzi będących w gotowości, aby zaatakować lub raczej przejąć Buenos Aires leżące nad estuarium La Platy. Jestem przekonany, że nawet jeśli miałoby dojść do próby obrony, byłaby ona za słaba i niezdatna do powstrzymania takiej siły. Planem nie jest splądrowanie miasta; gdyby tak było, wystarczyłoby do tego 400 bukanierów. Wręcz przeciwnie, proponuję by jak najszybciej po jego zdobyciu ufortyfikować je w najlepszy na miejscowe warunki sposób, albowiem nie ma tu kamienia, a leniwi Hiszpanie nigdy nie trudnili się produkcją cegły. Nie jest to jednak problem nie do rozwiązania. W już otoczonym fortyfikacjami mieście powinien pozostać najliczniejszy garnizon, na jaki będziemy mogli sobie pozwolić bez zbytniego osłabiania naszych okrętów, załoga transportowców również musiałaby tam pozostać. Teraz, by ukazać wielką istotność tego miejsca, umieszczam krótki opis tego kraju oraz pożytków, które może on przynieść moim rodakom, jeśli sobie tego zażyczą.

 

Estuarium La Platy leży na 35 stopniu szerokości geograficznej południowej, a miasto Buenos Aires usytuowane jest na południowym jego brzegu, nad małym strumyczkiem zwanym Rio Chuelo. Nie ma prawie żadnych fortyfikacji, nie licząc niewielkiego fortu zbudowanego z ziemi, otoczonego rowem i wyposażonego w 18 lub 20 dział. W mieście znajduje się około 500 domów zamieszkałych przez bardzo zamożnych ludzi, którzy nigdy, od początku pierwszej założonej tu osady, nie zostali zaatakowani przez wrogów z zewnątrz. Zawdzięczają to położeniu z dala od interesów prawie całego świata, wyłączając z tego Portugalczyków. Całe siły obronne obliczone zostały (przez Pana Acarete du Biscay) na nie więcej niż 600 ludzi, łącznie z trzema kompaniami w garnizonie.

 

Urodzajność tego szczęśliwego kraju przekracza wszelkie wyobrażenia, albowiem ich równiny, które są największe na świecie, zajmując około 80 lig powierzchni, są tak obficie pokryte bydłem wszelkiego rodzaju, że nie uwierzyłby w to nikt, kto ich nie zobaczył na oczy. Ale by dać wam chociaż namiastkę tej przeogromnej liczby, wspomnę o taktyce, która jest tu stosowana, aby utrudnić wrogom inwazję morską. Polega ona na zapędzeniu olbrzymiej liczby byków, krów i koni na wybrzeże, aby w ten sposób stały się barierą nie do przejścia dla wojsk nieprzyjaciela. Pan Acarete du Biscay potwierdza, że zdobył wiedzę o tej strategii od miejscowych podczas swojej podróży w tamte regiony.

 

Autor, którego właśnie wspomniałem, bez wątpienia uraczył świat najlepszym raportem o Buenos Aires i kraju leżącym pomiędzy nim a Peru, o nieustalonym jeszcze zasięgu; miał on, oczywiście, bezsprzecznie wiele ułatwień w sporządzeniu takiej księgi. Jestem pewien, że znajdą się ludzie, którzy będą twierdzić, że wiele rzeczy zmieniło się od tego czasu, albowiem swoją podróż tam odbył na zlecenie korony Hiszpańskiej w roku 1657; byłem jednak zeszłego lata w Lizbonie, kiedy trzy holenderskie statki Man of War zacumowały tam wraz z dwoma dużymi galeonami, które dzień wcześniej wypłynęły z Kadyksu w kierunku Buenos Aires. Nie wystrzeliły one ani jednego pocisku w stronę Holendrów, miały bowiem przepustkę od królowej angielskiej, a personel sprawiał wrażenie, jak gdyby miała ona obligować Niderlandczyków do ich wypuszczenia. Doprosili się zatem u lorda Galway możliwości powrotu na płynących do Anglii statkach pocztowych, aby tam negocjować swoje interesy przed sądem.

 

Podczas mojego pobytu miałem okazję rozmawiać z dwoma z ich pilotów każdego dnia; jeden z nich, Grek, był bardzo rozsądnym człowiekiem i odpowiadał na każde moje zapytanie szczerze; drugi był Baskiem, jednocześnie dużo mniej rozmowną osobą, ostatecznie jednak potwierdzili oni każdy detal raportu pana Acarete. Zakończmy zatem opis tego cudownego miejsca. Gleba zapewnia porównywalną ilość owoców do Francji albo Włoch; natomiast wszelakie zboża, pszenica, jęczmień, proso etc. nie rosną nigdzie tak dobrze jak tutaj. Autor pisze dalej, że kuropatwy kosztują pensa za sztukę, podobnie jak wołowina, cielęcina, baranina, dziczyzna, zające, kurki, dzikie ptactwo etc. Jednak koroną błogosławieństw tego kraju jest fakt, że mieszkańcy cieszą się najlepszym zdrowiem ze wszystkich mieszkańców ziemi, dlatego właśnie miasto zostało nazwane Buenos Aires, czyli inaczej dobre powietrze.

 

Ten krótki opis wystarczająco ukazuje dary zarówno klimatu, jak i ziemi. Jestem przekonany, że mogę łatwo dowieść, że handel i gospodarka tego kraju mają dla nas kolosalne znaczenie i że żadne inne miejsce lub państwo pod niebem nie jest tak zdolne do powiększenia bogactwa Wielkiej Brytanii, co może być udowodnione kilkoma oczywistymi argumentami, albowiem:

 

Przez kraj ten biegnie imponująca droga od Buenos Aires do prowincji Los Charcos, gdzie znajduje się miasto Potosi i najbardziej warte uwagi kopalnie; i ponieważ prowincja ta jest najdalej wysuniętą na południe w Królestwie Peru, cała Ameryka Południowa mogłaby być zaopatrywana dobrami wszelkiego rodzaju przy wykorzystaniu wspomnianego szlaku o wiele taniej w porównaniu z wszystkimi używanymi aktualnie sposobami. Powód, dla którego Hiszpanie pozostają nań obojętni, zostanie opisany w odpowiednim miejscu. Uważam jednak, że odpowiednim byłoby teraz przedstawienie czytelnikowi, w jaki sposób cała Ameryka Południowa była zaopatrywana w europejskie towary przed wybuchem trwającej wojny. Najpierw dobra angielskie były załadowywane na galeony w Kadyksie, skąd były zawożone do Porto Bello, tam rozładowywane i wysyłane na grzbietach mułów do Panamy, gdzie następował ponowny załadunek na statki, aby przewieźć je dalej do Callao, skąd lądem były transportowane do niezliczonych prowincji tego wielkiego kontynentu i tam sprzedawane. Można się zatem domyślić, że koszty transportu były wyższe od wartości towarów cztery lub pięć razy, jeżeli natomiast zdecydowano by się skorzystać z Buenos Aires, byłyby one znikome w porównaniu z tradycyjnymi szlakami, albowiem podróż stamtąd do Peru jest możliwa do odbycia bez zbytniego wysiłku w 60 dni; konie lub muły wykorzystane do niej nie byłyby problemem, albowiem żaden kraj na świecie nie jest tak obficie w nie wyposażony jak ten, całe bowiem Peru jest zaopatrywane z wykorzystaniem miejscowych zwierząt. Podczas trwania podróży nie ma żadnego ryzyka ze strony Indian, ponieważ prowincja Tucuman, przez którą się przejeżdża, cieszy się nieprzerwanym spokojem od czasu pierwszego przybycia tu Hiszpanów, za wyjątkiem jedynie okolic miasta Salta, leżącego nieopodal Doliny Calchaqui, skąd było ono atakowane przez Chilijczyków [Indian z terenów dzisiejszego Chile – przyp. tłum.]. Z tego powodu karawany korzystające z opisanego szlaku nigdy nie zapuszczają się w tamten region. Co około czterdzieści lub pięćdziesiąt lig wspomniane karawany napotykają przyjazne miasta, takie jak Cordoba, Santiago del Estero, San Miguel de Tucuman, Effeco, Jujuy, Omagoaca, Socchoa i inne, oraz pojedyncze rozsiane po kraju plantacje, które to sprawiają, że podróż tamtędy to sama przyjemność. (…)

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/propozycja-poskromienia-hiszpanii-tlumaczenie-gabriel-maciejewski-jr/

  13 komentarzy do “Propozycja poskromienia Hiszpanii. Fragment”

  1. Dzień dobry. Jeszcze do wczorajszego przykrego tematu: ja wiem, że Pan nie ma czasu, ale bardzo polecam, proszę przeczytać książkę p. Ziemby (2 tomy), można go też posłuchać na YT. Ja to zrobiłem jakieś pięć lat temu, spróbowałem na sobie – jak zawsze 😉 – i od tej pory nie widuję się z lekarzami. A mam swoje lata i widzę z jakimi problemami zmagają się moi rówieśnicy. Mi nic nie dolega. Proszę wybaczyć nieco nachalne porównanie, ale Ziemba to autor trochę podobny do Pana, tylko działa w innej dziedzinie. A to co z nim wyprawia system jest najlepszą rekomendacją. No i doświadczenia tych, którzy skorzystali z jego rad. warto dać sobie szanse, bo złe zdrowie jest w stanie pokrzyżować każde plany. Życzę zdrowia Małżonce i całej rodzinie.

  2. książka kapitalna, gratulacje dla juniora, jednak brakuje zwyczajnej mapki pokazującej szlaki morskie brytyjskich statków na Atlantyku.

    Ze 20 lat temu po raz pierwszy natknęłam się na historię autorstwa Kuliszera. Akurat wtedy  u nas zaczęła się transformacja i miałam przygotować taki popularno – naukowy zarys historii spółek prawa handlowego z podkreśleniem osiągnięć gospodarczych tych spółek i przeczytałam u Kuliszera zdanie, że Anglicy panowali na Atlantyku 150 lat i że przez 150 lat byli beneficjentami bogactw świata. Pierwszy raz skojarzyłam zagarnięcie świata przez Angoli.

    w PRL uczono nas historii odkryć geograficznych jako etapu w rozwoju ludzkości, ale nigdy razem z problematyką gospodarczego zawłaszczania świata, teraz też odkrycia geograficzne są w podstawówce przedstawiane jako etap w pokonywaniu odległości morskich i ciekawości świata, bez wskazania kto korzystał gospodarczo i jakimi brutalnymi metodami.

    No więc wracając do mapki angielskich szlaków po Atlantyku, taka mapka pokaże , uzmysłowi nam że dla Angoli, absolutnie oczywistym działaniem było zrobić z oceanu morze wewnętrzne posiadłości brytyjskich – podkreślam Atlantyk morzem wewnętrznym.

    Tak jak teraz w strategii USA, jest ustawiony Pacyfik – morze wewnętrzne czy raczej akwen wodny wewnętrzny .

    Książka bardzo potrzebna i wyjaśnia w/w strategię Angoli

  3. z  PRL -owskiej szkoły,  co do Wlk Brytanii,  mieliśmy wiedzę o tym państwie taką jak w piosence „… i znów księżniczka Anna spadła z konia…” mało co więcej

  4. Jak zrobimy następne wydanie, dołączymy mapkę

  5. Witaminę C pijemy, jak wszyscy, ale to akurat w tym wypadku nie pomogło. Sprawa wyglądała i wygląda nadal groźnie. Pierwsze co zrobili lekarze w Bielańskim to stwierdzili zagrożenie życia i dali kroplówkę.

  6. Cóż, zachowali się przytomnie. Z moich doświadczeń; kiedy jestem zdrowy – 15g dziennie, dawki uderzeniowe zdarzało mi się stosować do 100G. Nie było przypadku, żebym rano nie wstał zdrowy. No i unikam węglowodanów.

  7. Ktoś mądrze powiedział:

    „Traktuj żywność jak lekarstwo, inaczej lekarstwo będzie twoją żywnością”

  8. Wszystkie stany zapalne w obrębie głowy stanowią mniejsze lub większe zagrożenie życia, nie wolno lekceważyć. Pana żona ma obniżoną odporność, sprawdzić poziom witaminy D3. Poziom powinien być grubo ponad 50, a nie jak u nas podają 30. W Norwegii jak komuś spada poniżej 50, biją na alarm, u nas nie, a powinni. Najlepsza w kroplach, ta dla dzieci. Szybkiego powrotu do zdrowia.

  9. Ciekawe jak współczesną Polskę oceniłby ten anonimowy autor. Kamieni kupa ? Wielkie bogactwa, ale nie eksploatowane ? Naród o zmanipulowanych umysłach przez media ?

  10. Wielkie  bogactwa…

    …  to  „deska  ratunku”  coby  nam  „wladzuchna”   NIE  ZDECHLA  i  sie  mogla  SAMA  WYZYWIC  !!!

    Pardon…

    …  nie  narod,  wladzuchne…  elYty  by  tak  okreslili  –  jedna  banda  zlodziei,  darmozjadow  i  zwyklych  sprzedawczykow  i  kryminalistow   !!!

  11. Jak widzimy jedyną przyczyną mającą wzbudzić wojenne działania Brytyjczyków jest fakt, że kraina jest bogata i słabo broniona.  To jest również argument który ma niezawodnie przekonać brytyjski rząd. Nie żeby ktoś pomyślał, iż cokolwiek innego mogłoby mobilizować tak skutecznie do działania imperium, jednak ten sposób argumentowania i przedstawiania spraw właściwy jest raczej korespondencjom poufnym?

    Ten „anonimowy angielski autor” musi być nie byle kim, na co wskazywałoby jego rozeznanie nie tylko co do „kolosalnej dominacji na morzu” czy konieczności prowadzenia „wyniszczającej, choć koniecznej wojny” ale również znajomości zagadnień strategii działań wojennych, dostęp do informacji od szpiegów czy to greckich czy to baskijskich co to odpowiadali „na każde jego zapytanie szczerze”. Osoba ta dobrze orientuje się w topografii oraz szeroko rozumianej gospodarce ogromnych obszarów Ameryki Południowej. Zastanawia również dobra znajomość zagadnień logistyki  i to w skali całego kontynentu. No i wreszcie  chyba byle kto nie mógłby przedstawiać propozycji wojny największemu ówczesnemu imperium? Może ktoś kto miałby szansę na stanowisko może nie wicekróla ale na pewno na gubernatora estuarium La Platy?

  12. Tłumaczenie jest zgrabne. Przejrzałem kilka angielskich książek dotykających tematu kaprów, piratów, bukanierów i „Man of War”, więc wiem, że oryginały nie są łatwe.  Myślałem, by dać kilka ilustracji „Man of War”, ale dla lądowego szczura wszystkie łajby wyglądają tak samo (a na dodatek „Dary” cuchną dziś olejem napędowym). Zamiast tego daję

    Buenos Aires jest boskie

  13. Ten obrazek z kobietkami przypomniał mi jeszcze jeden numer stosowany przez angielczyków, Kilka filmów to pokazuje, gdzie Anglik po ślubie stawał się dysponentem posagu Kreolskiej żony a ona z niewiadomych powodów wpadała w depresję. Kilka filmów z morzem Sargassowym w nazwie pokazuje ten proceder przechwytywania w locie posagu bogatych panien z Ameryki Pd.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.