Zabili tego całego Niemcowa i dziś oraz jutro będzie tu słychać jedno wycie, to jest chciałem rzec będą tu publikowane poważne analizy dotyczące sytuacji w Rosji oraz prognozy dotyczące najbliższej przyszłości. Jak wiecie mam tego powyżej uszu, podobnie jak doniesień z Ukrainy. Cieszę się, jak nie wiem co, że nie wchodzę na twittera, gdzie każdy od Pereiry począwszy na Węglarczyku kończąc musi się wyjęzyczyć na wszystkie bieżące tematy, bo inaczej nie ma go wśród żywych. Nie istnieje po prostu. Im głupiej na tym twitterze gadają tym większą mają satysfakcję. My za to dziś porozmawiamy sobie o psach i książkach, czyli o uniwersytecie jak zwykle.
O tym jak głęboki jest upadek tej instytucji niech zaświadczą dwie kwestie. Pierwsza to blog Hartmanna, a druga to książki niejakiego Zajasa. Zacznę od tej drugiej. Zadzwonił tu wczoraj Toyah z pytaniem czy ja znam Zajasa. Nie znam oczywiście, ale okazało się, że Katowice są oplakatowane zdjęciem okładki jego książki. Jest bowiem ów pan pisarzem. Toyah z początku myślał, że może on jest takim pisarzem z Biedronki jak Miłoszewski, albo ta debiutująca dziewczyna co miała matkę wampira. Okazało się jednak, że nie. Krzysztof A. Zajas jest profesorem. Pewnie nominalnym, ale zawsze, wykłada na UJ, na wydziale filologii polskiej. Jego książki, o których mówił w Katowicach, albo będzie mówił, bo nie wiem kiedy przypada to jego spotkanie, nie są jednak książkami naukowymi. To kryminały. Pan profesor bowiem postanowił realizować się w literaturze popularnej. Nie wiem, który z mędrców, ale chyba Foucault, napisał, że burżuazyjne rządy wynalazły kryminał, po to by trzymać społeczeństwo w strachu. Taka socjotechnika, Sherlock Holmes był na usługach imperium nie tylko jako lojalny poddany, ale także jako postać literacka. Jeśli przyjmiemy, że tak rzeczywiście jest z tymi kryminałami, wypada się zastanowić po co ci wszyscy grafomani je piszą? Rząd im każe? Oczywiście, że nie. Nasz rząd ma w nosie takie rzeczy. Oni to piszą, bo im się wydaje, że ludzie tego pragną. Moja żona twierdzi, że ja się mylę we wszystkich swoich ocenach, że to jest tak, jak widzą to różne Zajasy, naród chce kryminałów i będzie je czytał choćby nie wiem co. A nawet jak nie chce to te resztki dystrybucji masowej co nam jeszcze zostały niczego innego poza kryminałem nie łykną. Nie mogą, bo ludzie je obsługujący to rynkowe zombie, którzy zatracili już dawno możliwość oceny czegokolwiek, łażą tylko i szukają kogo by tu pogryźć. Jedyne co do nich trafia to przełożenie – kryminał-sprzedaż. Wszyscy wiemy, że tak naprawdę nie ma już żadnej dystrybucji, została zamordowana na naszych oczach, wszyscy uciekają z rynku na targi, kiermasze, gdziekolwiek, byle nie zostawiać swoich książek w hurtowniach i księgarniach. Pośrednicy płaczą, ale żaden z nich nie kiwnie palcem, żeby jakoś tę sytuację zmienić. Myślą oni bowiem o sobie tak, jak myślała dziewczynka z zapałkami przed zapaleniem ostatniej, że są biedni, mali ale od życia należy im się coś fantastycznego. I tego sposobu postrzegania rynku przez pośredników nikt nie jest w stanie zmienić.
No, ale wracajmy do pytania kluczowego, po co profesor uniwersytetu, w dodatku taki, co wykłada na innych uniwersytetach pisze te kryminały? Dla pieniędzy to jasne. On musi być jakoś umocowany w strukturze pobierającej niejako z racji funkcji dotacje, a do tego jeszcze poprzez tę swoją funkcję ma dostęp do sieci bibliotek, gdzie organizowane są spotkania autorskie i sprzedaż. Czy taki Zajas nie wstydzi się swojej pararynkowej działalności. Myślę, że nie. Żeby jakoś uciszyć ten głos wewnętrzny, który podpowiada mu, że jednak głupio robi i nieetycznie, używa wytrycha następującego: tej ciemnocie trzeba przecież coś dać, a kto ma to zrobić jeśli nie profesorowie UJ. No i cóż tu rzec? Po takiej konstatacji wypada powiedzieć tyle, że fikcja rynku książki jest dziś o wiele bardziej dojmująca niż za komuny. Mamy bowiem czytelników, którzy nie wyobrażają sobie, że książka nagle znika jako produkt i z braku laku biorą do ręki te kryminały. Mamy więc zainteresowanie książką czysto umowne, wspomagane funkcją jaką pisarz piastuje na UJ, z jednej strony i mamy czysto umowne zainteresowanie pisarza-profesora literaturą. Jest to inaczej mówiąc konwencja. W tej konwencji realizowana jest sprzedaż. No to ja się pytam; jaka to może być sprzedaż? Taki Krajewski zrobił sukces na rynku niemieckim, a gdzie chce zrobić sukces Zajas? Na rynku w Katowicach? Ci ludzie nigdy przenigdy nie zrozumieją o co nam chodzi, bo dla nich rynek i sukces to dotacje i możliwość spotkania się z grupką czytelników w bibliotece. W dodatku takich czytelników, którzy oszukują sami siebie i odgrywają pewien spektakl. Popatrzmy teraz jakiś sposobów używa Zajas, żeby podkręcić sobie sprzedaż, oto prócz demonstrowania swoich uczelnianych charyzmatów pisze jeszcze, że jego ulubionym autorem jest Stephen King. To jest próba zbudowania się na cudzym sukcesie, bez świadomości co tak naprawdę leży u podstawy tamtego sukcesu. Zajasowi się wydaje, że nic nie leży, albo że tajemnica tkwi w treści. Myśli, jak oni wszyscy, że trzeba robić tak jak w Ameryce tylko gorzej i głupiej i już, zwycięstwo mamy w kieszeni. On te książki rzeczywiście powstawiał w różne miejsca i wydała mu je Sonia Draga, która jest jakimś koszmarnym snem wszystkich targujących wydawców. Zawsze ma najlepsze miejsca i zawsze jest proszona i wygłoszenie jakichś laudacji na inauguracjach imprez targowych. No, ale rynku nie ma, są jakieś resztki i oni tymi resztkami próbują zarządzać łudząc się, to właśnie jest sukces. Sonia Draga nigdy nie wpadnie na pomysł, że o wiele lepiej dla wszystkich byłoby gdyby osoby takie jak ona trzymały się w cieniu. Nie może wpaść, bo zgarnia większość tych ochłapów co zostały i to jest jej jedyny fun. Ona też musi sobie zresztą poprawiać samoocenę wydając Zajasów i innych profesorów. Zresztą tam już chyba o nic więcej nie chodzi, jak tylko o poprawę samooceny. No bo jak inaczej interpretować to co sobie Zajas w życiorysie wpisuje:
Obecnie jego zainteresowania naukowe koncentrują się na relacjach kolonialnych, postkolonialnych i postzależnościowych w kulturze Polski i Europy Środkowej. W kulturowych interpretacjach literatury skupia się na perspektywie pogranicznej i postkolonialnej jako antynomicznych dyskursach wpisanych w tekst. Oprócz seminarium magisterskiego poświęconego studiom postkolonialnym prowadzi zajęcia z poetyki i teorii literatury oraz kultury popularnej. Jeszcze innym polem jego zainteresowań badawczych jest kulturowy aspekt gier komputerowych.
Chodzi zdaje się o to, że Zajas będzie robił profesurę belwederską pisząc o własnych kryminałach. Może też szykuje się do wydawania jakichś gier i będzie je promował poprzez uczelnię, wciskają pakiety studentom na zajęciach.
No dobrze zostawiamy tego pisarza i przechodzimy do profesora Hartmanna. Jemu z kolei zabili psa. Na wsi w Lubelskiem zastrzelili mu psa z wiatrówki i profesor na tę okazję napisał tekst pod tytułem „Chamie, polski chamie”. Zacznę od tego, że jako człowiek pochodzący z województwa lubelskiego chciałbym się dowiedzieć co to za wieś. To ważne, albowiem mam podejrzenia, że może być to wieś Mięćmierz pod Kazimierzem Dolnym, gdzie wszystko i wszystkich można spotkać tylko nie polskiego chama z wiatrówką. Można tam spotkać Korę Jackowską, Sipowicza, poważnych historyków sztuki z różnych uczelni, można tam pewnie też spotkać Zajasa, ale chama z wiatrówką akurat nie. Taki wsi jak Mięćmierz jest w województwie lubelskim kilkanaście, region bowiem jest atrakcyjny i wiele osób z tak zwanego środowiska spędza tam wolny czas, wielu poważnych ludzi ma tam nieruchomości i inwestuje w ziemię. Niestety profesor Hartmann nie zdradził nam gdzie doszło do tragicznego postrzelenia jego kundelka, napisał tylko, że zwierzę konało przez pięć dni. Policja zaś, która przybyła na miejsce zachowała się arogancko i bezczelnie i dopiero telefon do znajomej pani mecenas postawił tych bezczelnych chamów do pionu.
Z psami wałęsającymi się po lesie jest dziś tak, że myśliwi do nich strzelają. Nie sądzę jednak, by tego psa, w tej akurat wsi, zastrzelił jakiś miejscowy cham. Ci bowiem raczej kryją się ze swoim sprzętem i nie paradują z nim w biały dzień po wsi i okolicznych krzakach. Podejrzewam, że był to raczej jakichś urzędnik, miłośnik bloga pana profesora, a może także miłośnik prozy profesora Zajasa, który z kolei jest miłośnikiem prozy Stephena Kinga. Mogło być też tak, że profesor wygłaszając swoje kontrowersyjne opinie w realu, w przytomności okolicznych mieszkańców ściągnął na siebie ich niechęć, a może ten pies też miał coś na sumieniu i zadusił jakąś kurę, kto to wie…Okoliczności zdarzenia nie są nam znane, ale widzimy, że oburzenie Jana Hartmanna jest wielkie i szczere. No i zapowiada on srogą zemstę, będzie mianowicie uczył dzieci tych chamów kultury. Będzie je posyłał do teatru i załatwiał im stypendia z Oksfordzie i Kembridżu. Co to oznacza w praktyce? Otóż chodzi o to, ze z zemsty za tego psa Hartmann będzie naganiał klientów Zajasowi. Tylko o to chodzi, a pies jest tu wyłącznie pretekstem. Ja rozumiem, że profesorowi jest smutno, ale tam nic więcej nie ma w tych emocjach. Oto jeden pisarz, dla drugiego pisarza zrobi promocję wśród dzieci ze wsi, a wszystko przez to, że tam gdzieś w tych lasach nad Wisłą czy Wieprzem zginął jego ulubiony kundelek. I popatrzcie jak to dobrze, że Hartmann nie hoduje koni rasy Palomino, albo krów holenderskich, bo strach pomyśleć co by było, gdyby jedno z tych zwierząt zginęło…niechybnie poprosiłby Sonię Dragę o wydanie mu książki, a potem rozpoczął tournée po wszystkich bibliotekach publicznych jak kraj długi i szeroki.
7 marca w sobotę, odbędzie się mój wieczór autorski w kawiarni Niespodzianka w Warszawie, początek o 17.00, 9 kwietnia zaś mam wieczór autorski w Gdańsku, biblioteka w budynku Manhattan, godzina 18.00. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl
W bazie nauki dr hab. na stanowisku adiunkta UJ. Musi dorabiać tymi kryminałami, taki krakowski klimat. O tym drugim nie napiszę bo klawiaturę musiałbym czyścić 😉
A tu następny profesór http://www.kresy.pl/wydarzenia,spoleczenstwo?zobacz/wykladowca-uniwersytetu-warszawskiego-o-polakach-na-litwie-to-mniejszosc-sowiecka-a-nie-polska
A gdyby Szanowny autor był łaskaw to proszę o mejla, bo chciałem się przypomnieć z jedną sprawą, a nie chce głowy telefonami zawracać, nie pali się 🙂
coryllusavellana@wp.pl
>>Z psami wałęsającymi się po lesie jest dziś tak, że myśliwi do nich strzelają<<
Niestety,nie.Przepisy zabraniają.Co prawda zabraniają równiez psom włóczyć się w łowisku,ale kto by się przejmował…Zwierzątka miłująca znajoma uwierzyła że jej pies (Taki miły..) to krwiożercze bydlę dopiero wtedy gdy w jej obecności zadusił sarnę.
Szkoda, że już nie strzelają.
Na rynku są bardzo dobre preparaty do czyszczenia plastików, na bazie spirytusu, amoniaku i nanodetergentów. Pisz śmiało!
Ten zakaz to efekt nacisku tzw. miłośników zwierząt.Nie dociera do nich że gdy 2-3 kundelki zbiorą się do kupy,robią w łowisku rzeźnię.Nie zjadają ,duszą dla sportu.
Co do tego drugiego profa,to ktoś postawił słuszne pytanie: Skąd on wie że to polski a nie żydowski cham strzelał? Po rysach poznał?
Zamach na psa Hartmana. Dostał z przejeżdżającego samochodu. Swoją drogą co za zwyrodnialec pozwala konać psu przez 5 dni.Trzeba to chyba zgłosić do straży ochrony zwierząt czy innego greenpeace’u
Gdzie to było, to jest pytanie kluczowe.
Bo żydowskich chamów polscy antysemici wyrzucili z Polinu. Ale już wracają. Tylko na razie jeszcze nie na wieś
Z przejeżdżającego samochodu?! To jakiś mistrz musiał być ten co strzelał, trafić psa z przejeżdżającego samochodu….
Poza tym-z wiatrówki?! Za słabe to jest,kurczaka ciężko ubić ,a co dopiero psa…cóś pan psor p…. Może jakby fachowo w ucho dostał..ale wtedy nie zdychałby 5 dni.Chyba,że to była wiatrówka kal. 7,62 a nie 4,5.
Mylisz się.Sporo domków wykupili w okolicy a także duże gospodarstwo,kilkaset hektarów,pałacyk pojunkierski.
Pamiętaj, że wiatrówka nie musi być ograniczona do ustawowej mocy 17J.
Może mieć i 100J, czyli tyle, ile normalna (tyle że najsłabsza) broń palna.
Byleś taką wiatrówkę (jesli chcesz być zgodny z prawem) zgłosił na policję.
Dziękuje, proszę to czym prędzej usunąć bo ze spamu się Pan nie wygrzebie 🙂 A jak już się podaje to z jakimiś znakami np. moje$%^^imie@jakiśtam.pl i podać info, że $%^^ trzeba wykreślić 🙂
zachodzi duże prawdopodobieństwo, że to wszystko odbywa się w głowie panu Hartmanu ! od niej dostaje impulsy, z nią deliberuje, z niej słyszy owacje… taka malutka wieś
To był podobno bardzo miły pies,nawet tańcował z p . profesorem..
No i znowu się zaczyna: „wasze ulice nasze kamienice”.
Były karabiny pneumatyczne, już nie pamiętam, ale chyba w połowie XIX, a może nawet pod koniec XVIII wieku, całkiem normalne i skuteczne w walce.
Z ostatnich doniesień wynika,że pies popełnił samobójstwo.Podobno uświadomił sobie,że jest antysemitą.
Niesiołowski pogryzł Hartmana ten pogryzł psa! Psa uśpił weterynarz 😉
Jeszcze o wiatrówkach, znacznie starszy wynalazek niż pamiętałem:
http://portal.wiatrowki.pl/wiatrowki/historia-wiatrowek/
W przypadku wścieklizny uśpienie to konieczność.
Z tym samochodem to żartowałem. Wszyscy przecież wiemy (po obejrzeniu „Pokłosia”), że „polskie chamy” zabijają psa siekierą by następnie przybić delikwenta do drzwi stodoły. Sprawcy zostaną skazani na karę śmierci a sądzić ich będzie następnie komunistyczna pani sędzina i prokurator w jednym żydowskiego pochodzenia (TW: „Ida”). Kara będzie tak wysoka ze względu na antysemityzm sprawców (pies był koszerny). Na skutek wzrastającej fali tegoż „polskiego antysemityzmu” pani ta będzie musiała emigrować do Szwecji. Zostawi tutaj jednak swoją siostrę, która założy gazetę. Wybiórczą gazetę.Ponosi mnie fantazja
Pierwszą walką boksu zawodowego ,jaką widziałem w telewizorze, był legendarny pojedynek Ali- Foreman w Zairze w 1974 roku. Drugą , po uruchomieniu telewizji kablowej na początku lat 90-tych, była walka z udziałem niejakiego Antonio Zayasa, drugiego boksera nie pamiętam . Tak mi się luźno skojarzyło.
Niemcow zginal w klasycznym amerykanskim „drive-by”. Ostrzelany z przejezdzajacego samochodu. Goscie sie chyba nawet na zatrzymali, zeby dostrzelac klienta. Zadnej fuszerki… teraz… mniej niz dwa miesiace temu u czarliego rozstrzelali 12 osob, ale musieli wyjsc jeszc ena ulice i troche pokrzyczec, zeby kazdy wiedzial, ze Allah jest wielki, no i zeby potem latwiej ich bylo zlokalizowac i zutylizowac. Nie wspominajac o policjancie prowadzacym sledztwo, ktory w depresji sie zastrzelil.
Dwie akcje podobnego kalibru, dwa rozne podejscia do tematu, dwie rozne reakcje mediow i generalnie calej publiki.
Do Niemcowa nikt nie dorabial teatru i chyba nie zbierze sie zadna grupa przywodcow panstw, zeby maszerowac po placu Czerwonym trzymajac sie za rece.
Co do Profesora Zajasa i jego kryminalow to sie mylisz Coryllusie.To jest podstawowa lektura ex-tesciowych. Ten klient zasasa wszystko. Lacznie z kieszonkowymi wydaniami na tanim papierze, nie kupuje gazet, tylko po dwoch tygodniach idzie na zebry do znajomych, zeby za ta dwutygodniowa juz nie placic, tylko dostac w prezencie i zasysa wszystko z czasowym opoznieniem. W glowie oczywiscie musi powstac kociol. Nie ma innego wyjscia.
Ex-tesciowa rowniez kolekcjonuje „serie”, nawet jak nie czyta, to musi je miec. To jest hobby glupsze niz zbieranie znaczkow.
Nie czytalem Zajasa, ale lepiej zeby pisal pod pseudonimem, bo takie nazwisko moze mu zrujnowac kariere. Obstawiam, ze on opisuje jakies egzotyczne sytuacje i egzotyczne kraje w swoich produkcjach. Takie historie z „lepszego swiata”.
Do parasolnikow: Dlatego zrobiło się stosowny dobór kadr już 70 lat temu, żeby dziś prof. K. Wójcicki mógł bezkarnie opowiadać co mu ślina na język przyniesie. Jeśli dla prof. fakty są inne tym zdaje się (wg prof. ) gorzej dla faktów. Na grupę chrześcijan, zamieszkałych na terenie Wileńszczyzny od 500 lat powiedzieć że ta grupa etniczna – to sowieci. Co to za narodowość – sowiecka? Geneza i działanie sowieckie było daleko od Wileńszczyzny – i Chwała Bogu.
Z tym psem to całkowita bujda.
Hartmanowi zabito nie psa, lecz świnię, wieprzka, którego profesor sobie chował na tej wiosce, ku uciesze jednych, a zniesmaczeniu drugich, bo miał zwyczaj spacerować z nią na smyczy i wołać: Pies, do nogi. Świnka bowiem miała na imię PIES. I Jak mu ją zastrzelono, to Hartman zadzwonił na policję, której po przyjeździe wciskał jak oczadziały, że mu zabito psa – stąd reakcja policjantów, którzy bronili się przed Hartmanem, wmawiającym im, że zabite zwierzę to jego ukochany pies. Hartman bowiem był bardzo roztrzęsiony, jak bowiem twierdzą policjanci – bełkotał, ślinił się, sapał i rzucał mięsem.
Oprócz tego Hartman trzyma w Krakowie małe świnki:
http://www.gazetakrakowska.pl/artykul/612079,swinki-filozofa-hartmana,id,t.html
Na Wielkopolsce zaś podobno gdzieś trzyma krowę HF i kobyłę fryzyjską. Może jest zoofilem? To wyjaśniałoby te jego postulaty kazirodcze.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.