paź 252022
 

Kiedy słyszmy Radosława Sikorskiego, szczególnie jego wypowiedzi kierowane do Ukraińców, nie możemy uniknąć tego porównania. Powiedział on kiedyś ukraińskim politykom, że jeśli nie podporządkują się Rosji, wszyscy zginą. Dokładnie to samo mówił Anglik tatarskiego chana wszystkim władcom, którzy stanęli na drodze armii mongolskiej. Jak pamiętamy, nie miało znaczenia czy oni się podporządkowywali czy nie, i tak ginęli. Rolą Anglika bowiem było zmiękczenie ich serc i wlanie w nie nadziei pomieszanej z obawami, a nie składanie poważnych propozycji dyplomatycznych. Identyczna była i jest nadal rola Radosława Sikorskiego, zwanego dawniej Radkiem. Takie mam wrażenie, choć mogę się oczywiście mylić. Radosław Sikorski, który przecież zaczynał karierę od rządów jak najbardziej patriotycznych i prawicowych, był wiceministrem obrony w rządzie Jana Olszewskiego, potem – w rządzie Jerzego Buzka – był wiceministrem spraw zagranicznych. Inwigilowało go WSI, które – jak należy przypuszczać – było wówczas traktowane jako instytucja oddana państwu i narodowi. Sikorski miał założoną teczkę, którą potem, w roku 2006 odtajnił i wszyscy poczuli się od razu lepiej, kamień spadł im z serca, że ulubiony, prawie zagraniczny minister, nie ma jednak niczego za pazurami. Wszyscy jakoś przeoczyli moment kiedy Radosław Sikorski z sympatycznego chłopaka zamieniło się w kogoś, kogo znamy dzisiaj. I nie mam tu zamiaru obrzucać go epitetami, albowiem umyka mi sens takich działań. Radosław Sikorski jest bowiem człowiekiem impregnowanym na krytykę i całkowicie emocjonalnie zabezpieczonym przeciwko wszelkim atakom. Jeśli ktoś myśli, że jakieś tam filmy, które puszcza TVP, czy szyderstwa, zrobią na nim wrażenie, ten jest w błędzie. Myślę, że nawet aresztowanie nie wpłynęłoby znacząco na jego postawę. Jest on bowiem reprezentantem porządku, którego nie pojmujemy, ani też nie potrafimy stwierdzić jego istnienia. Ludzie bowiem wierzą w to, że dyskusja, wielotorowa i wielowątkowa, w jakiej uczestniczą dyplomaci, politycy, jest prowadzona serio. To nie jest prawda, jak sądzę, albowiem żadne poważne decyzje nie zapadają z inspiracji ludzi określanych mianem dyplomatów. One zapadają gdzie indziej, a im bardziej wymowny i absorbujący jest minister czy dyplomata, tym mniej może. Nie dlatego, że się nie nadaje do swojej funkcji, ale dlatego, że wziął na siebie inny rodzaj brzemienia. To znaczy służy już innym panom. I to w zasadzie powinno być po wielokroć opisane i traktowane jako pewna figura w politycznym kontredansie. My jednak ciągle wierzymy, że publicystyka prowadzona przez polityków jest czymś poważnym. Nie, to powrót do starych, dobrych, mongolskich standardów z XIII wieku, które tak pięknie opisał Gabriel Ronay, na kartach swojej książki „Anglik tatarskiego chana” . Tyle, że nie nazywany tak otwarcie.

Jest owa metoda także trochę zmodyfikowana, albowiem wielki chan nieco się zmienił od tamtych czasów, a jego taktyka i strategia, przeniesiona została głównie do sfery komunikacji. Co takiego się posypało, że nie można już, jak dawniej mordować całych ludów? Komunikacja szwankuje, ale także  dyscyplina. Nie ma również narzędzi, które pozwoliłby na wychowanie odpowiedzialnych oficerów. Kiedy Rosjanie zaczęli szpanować mobilnymi krematoriami na wiosnę tego roku, wiadomo było, że nie spalą w nich żadnego ze swoich, nawet takiego, który wykaże się rażącą niekompetencją. Jak pamiętamy jeszcze trzydzieści lat temu było inaczej. Jak pisał Suworow, na początku szkolenia w KGB pokazywano im film, na którym pali się żywcem w piecu hutniczym człowieka posądzonego o zdradę organizacji. To znaczy, że jeszcze wtedy utrzymywane były standardy, które wprowadził Czyngis Chan. Dziś są one tylko kpiną. Te mobilne krematoria służyły jako gadżet propagandowy. One miały przenieść komunikat taki – jesteście zwycięzcami i nie traficie do pieca, za to trafią tam wasi wrogowie. I żeby potwierdzić swoją przydatność dla Rosji, musicie ich tam tylko wepchnąć. Raczej pewne było, że do tych krematoriów wpychać będą żywych ludzi, a nie martwych. Kiedy bowiem ktoś przestaje lękać się o własne życie, a dostaje cudze do dyspozycji opanowuje go obłęd i staje się zwierzęciem zdolnym do wszystkiego. Przestaje jednak także traktować serio swojego pana, którego się już nie lęka.

Kłopot zrobił się wtedy, kiedy okazało się, że zatrudnieni na swoich stanowiska Anglicy tatarskiego chana, tacy jak Radosław Sikorski, nie spełnili swojego zadania. To znaczy nie wlali w serca Ukraińców nadziei pomieszanej ze strachem. I ci zamiast uciec, poddać się lub zwątpić chociaż, zaczęli walić do swoich wrogów z czego tam mieli, siejąc popłoch i wywołując reakcje niezrozumiałe. – Nie tak miało być – mówiły oczy ludzi, którzy reprezentowali wielkiego chana w mediach – co poszło nie tak? – pytały te oczy. Okazało się, że chan współczesny zapomniał jak precyzyjną i delikatną w istocie machiną była armia i dyplomacja jego wielkiego poprzednika. Zapomniał też, że podstawową dla niej sprawą była komunikacja. Ta zaś nie polegała na ogłaszaniu sukcesów, zanim one nastąpiły, ani też nie polegała na demonstrowaniu siły, jak się zdawało do niedawna durniom z Kremla. Ona polegała na czymś innym zgoła – na demonstrowaniu łaskawości i gotowości do rozmów. W czasie kiedy armia, choć już osławiona okrucieństwami, pozostawała w ukryciu. Jej legenda zaś była przez samego Anglika tatarskiego chana, deprecjonowana, podważana i umniejszana. Tak to opisał Gabriel Ronay. Ta wielka szkoła dyplomacji poszła w zapomnienie, a na jej miejscu pojawił się dyplomatyczny szamanizm, który ma dwa istotne aspekty. My jesteśmy jego ofiarami, ale ponieważ jest to tylko karykatura, istnieje szansa, że się jakoś z naszych kłopotów wygrzebiemy.

Pierwszy aspekt to opisana już wyżej podmiana funkcji – człowiek, który jest ministrem lub był ministrem, a ciągle gada i pisze, nie realizuje programu istotnego. Może go tylko – poprzez swoje pisanie i gadanie – ukrywać. Mówiąc prościej – zajmuje się zwodzeniem publiczności i odwraca jej uwagę. Drugi aspekt, który ujawnił wczoraj minister Szojgu, poprzez swoje telefony, polega na demonstrowaniu bezradności. Wszystko razem prowadzi w zasadzie do przerzucenia odpowiedzialności za całość operacji na wojskowych. Ci zaś pozbawieni są dyscypliny, mogą więc – w najlepszym razie – wykonywać jakieś chaotyczne ruchy w oczekiwaniu na rozwój sytuacji. I tak wiadomo, że nikt nim nie odrąbie głowy, ani nie spali w krematorium, przynajmniej do chwili, kiedy nie wrócą do Moskwy. Oni także więc – poprzez markowanie działań i obstrukcję – usiłują zrzucić z siebie odpowiedzialność. Ta zaś musi na kogoś spaść. Na razie wisi w powietrzu, bo już wiadomo, że drobne śmierci małych kacyków nikogo nie zadowalają, podobnie jak śmierci biomasy, ginącej w polu.

W prawdziwej dyplomacji i na prawdziwej wojnie, popiół po ministrze Szojgu byłby już dawno rozsypany w stepie. I sam ten fakt nie musiałby być nawet ogłaszany. I tak wszyscy by o nim wiedzieli, a nie dość tego –  poczuliby się jeszcze zmotywowani i docenieni.

My zaś dzisiaj przeszliśmy do etapu, kiedy jedyną siłą wielkiego chana zostali wynajęci przez niego „Anglicy”. I to na nich spoczywa odpowiedzialność, ale nie za sukces, a za ocalenie. Wojna, choć trwa, zamienia się w komunikacyjną hucpę, w której trzeba wytłumaczyć ludziom, że agresor chciał dobrze, ale mu nie wyszło i będzie już grzeczny. Może nawet bardzo grzeczny, tylko trzeba dać mu szansę. Jeśli ktoś uwierzy w te brednie mając przed oczami nawet te kulawe realia, czyli przekaz medialny, to ja nie potrafię mu pomóc. Na dowód, że jest tak, jak mówię, zamieszczam link, który otrzymałem wczoraj w nocy.

https://krytykapolityczna.pl/swiat/sikorski-ukraina-niemcy-rosja-wojna-przemowienie/

  13 komentarzy do “Radosław Sikorski – Anglik tatarskiego chana”

  1. Ciekawy ten link, podgotówka do tego ,że jak nie będzie obecnego chana to będzie fajnie już w Europie, będzie można dalej handlować , gruzy się pozamiata itp.

  2. Tak, a spali się tylko niektórych. I to też bardzo po cichu

  3. ależ kapitalnie wstrzelił sie Radek w tytuł dzisiejszego tekstu – taki Anglik wodza o tatarskich zapędach  – no po prostu  cymes .

  4. Dzień dobry. A ja myślę, że jak ktoś istotnie jest Chanem (Hanem…) to niezawodnie rozpoznamy w nim kolejnego Czingis-chana. Śmiem twierdzić, że sama czapka podarowana niegdyś lokalnemu kacykowi – nie wystarczy. Dlatego taka różnica jest także między dzisiejszymi „Anglikami” a tym Anglikiem Ronay’a. Ten zapewne był bardzo dla Mongołów użyteczny. Ale myślę, że miał bardzo poważne zadanie, znacznie wykraczające poza rolę przewodnika i negocjatora. Myślę, że prawdziwe jego zadanie polegało na znalezieniu odpowiedzi na pytanie dlaczego Serenissima musi z tymi jakimiś Mongołami w ogóle negocjować, zamiast po prostu wydać polecenie. To dla mnie pewne. To czego nie jestem pewien, to czy pracował jeszcze dla Wenecji czy już dla Korony…

  5. Kiedyś skomentowałem słynne zdjęcie ministrów spraw zagranicznych popierających Komorowskiego. Stwierdziłem, że czterech z tego zdjęcia było w służbach PRL, a co do Sikorskiego to nie wiem. I wtedy kolega powiedział – Sikorski to James Bond.

  6. Musiała negocjować, bo po stepie nie pływają wojenne galery, a hodowli stad koni serenissima nie prowadziła

  7. Błąd Radek – dający mały błędne rady

  8. – czyli – jak rozumiem – Wenecjanie przerobili sporą porażkę w większy sukces. Mam na myśli, że z nimi czy bez nich Mongołowie przejechaliby się po Europie, pomocników jakichś i tak znaleźliby, „Anglików” w naszych stronach zawsze był dostatek. Ale – zarobiłby kto inny a i interesy Republiki pewnie ucierpiałyby. Byli więc niejako zmuszeni do tego egzotycznego sojuszu.

  9. Minister Radosław Sikorski W sierpniu co roku przypomina narodowi, że najazd mongolski z 1944 roku wywołał niepotrzebną reakcję obronną mieszkańców Warszawy, nie potrzebnie nazywaną jakimś Powstaniem. Trzeba było się ugadywac grzecznie z Mongołami i np. „bardziej martwić się niemiecką bezczynnoscia w Europie, a nie jej siłą „.

  10. przecież najeźdźcy z 1944 roku w ogóle z nami nie mieli zamiaru negocjować, oni szli z pomocą, w 1939 roku szli na pomoc biednym żeby ich bronić przed polskimi panami a w sierpniu 1944 roku szli na pomoc polskim komunistom .

    Radek mówi o sobie że jest inteligentny, chyba zdaje sobie sprawę z takiego przebiegu sprawy

  11. To co mnie zastanawia w Panu Radku, to jego przejście na stronę niemiecko-rosyjską z wcześniej wyznawanych wartości demokratycznych czy wolnościowych . Sam jako korespondent brytyjskich mediów w wojnie w Afganistanie popierał demokratyczne zmiany, o sobie mówił, że jest antykomunistą i walczy z komunistami. Teraz co chwilę krytyka USA czy to, że CIA rządzi całym światem i nie kontroluje niczego i destabilizuje . To są narracje serwowane na Zachodzie przez Kreml…

    Prawdopodobnie marzy mu się rola ministra, który gnoi słabszych,  a to Ukraińców, a to Litwinów, a później jak nas zgnoją, to powie, że trzeba się dogadywać, bo Rosja nie jest wrogiem, a Putin morduje detalicznie, nie jak Stalin. Minister Radek ma zbyt wielkie ego na bycie ministrem od czegokolwiek, a już na pewno MSZ…………

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.