lut 092021
 

Bardzo często na tym blogu pojawia się określenie mimowolna demaskacja. Nie wiem czy do końca pasuje ono do filmu Agnieszki Holland zatytułowanego Mr. Jones, ale z całą pewnością wiem, że film ten jest demaskatorski. Nie wobec sowietów jednak, ale wobec Amerykanów i Niemców. Czy Agnieszka Holland o tym w ogóle wie? Przypuszczam, że nie wie, inaczej nie byłaby tak nieostrożna i nie zrealizowałaby obrazu opartego na takim wyrazistym scenariuszu.

Film był reklamowany jako opowieść o bohaterskim reporterze, który ujawnił przed światem czym jest komunizm i wskazał na Ukrainę, jako pierwszą jego ofiarę. Ten film wcale nie jest o tym. On opowiada skali działań politycznych. Mówi nam jak mała jest nasza planeta, a także, jak wielki zasięg i konsekwencje mają działania administracyjne podejmowane ze szczebla centralnego. Więcej – film ten wskazuje nam nawet gdzie jest ten szczebel centralny, nie w Moskwie bynajmniej, a także ujawnia przed nami tajne powiązania i kanały, którymi mocarstwa przekazują sobie istotne informacje. O tym wszystkim opowiada film Agnieszki Holland zatytułowany Mr. Jones, a najśmieszniejsze jest to, że dzieło to przemawia do nas wbrew intencji twórcy. To naprawdę niezwykłe. Wyszydzona tu wczoraj przeze mnie metoda opisu sztuki święci triumfy w XXI wieku, a wszystko przez to, że poziom wykształcenia reżyserów i wykształcenia w ogóle znacznie się ostatnimi czasu obniżył. Przystępuję teraz do opisu fabuły.

Pan Jones, który jest człowiekiem Lloyda George’a dostał bojowe zadanie. Ma przeprowadzić wywiad z Hitlerem i opowiedzieć o tym swoim spotkaniu z wodzem III Rzeszy kołom rządowym i biznesowym w Londynie. Musi to zrobić tak, by ludzie ci zrozumieli, że Niemcy są zagrożeniem dla Wielkiej Brytanii, a jednym krajem, który to zagrożenie może zniwelować jest ZSRR. Taki jest nowy kierunek polityki brytyjskiej i on został wyznaczony już wcześniej, zanim pan Jones zrobił wywiad z Hitlerem. Zaraz opowiem kiedy, ale teraz słowo o tym wywiadzie. Jones wsiadł z Hitlerem i Goebbelsem do samolotu i tam z nimi gadał. Ponieważ jednak wyglądał jak ilustracja młodzieńczych frustracji i niedojrzałości, biznesmeni i politycy brytyjscy zlekceważyli go i wyśmiali. Lloyd George zaś, uznał, że Jones się nie nadaje i zwolnił go z pracy dając mu na odchodne jakieś śmieszne referencje.

To widzimy w filmie. Teraz powiem czego nie widzimy. Jak tylko Jones opuścił siedzibę rządu, odnaleźli go niemieccy agenci, którzy widzieli, że jest naiwnym entuzjastą i mieli go na oku od momentu kiedy leciał w Hitlerem z jednym samolocie. Niemcy, jak chcą, potrafią być bardzo ujmujący. Wytłumaczyli panu Jonesowi, że ich sytuacja w ZSRR nie wygląda już różowo, że Stalin zamknął szkoły pilotów wojskowych i chce wydalić specjalistów Junkersa. Za to przyjął i otoczył opieką inżynierów z Metro Vickers, poddany jego królewskiej mości. Pan Jones, który też jest poddanym króla, ale podkreśla swoje walijskie pochodzenie i interesuje się sprawami polityki w wymiarze globalnym, na pewno rozumie, w jak trudnej sytuacji stanął niemiecki przemysł. Rozumie też, że coś z tym Stalinem jest nie tak.

– Budżet mu się nie bilansuje – woła Jones, uważający się za politycznego praktyka i szeroko uśmiecha się do niemieckiego dziennikarza, który przed nim siedzi.

– Właśnie – mówi tamten – coś mu się tam nie bilansuje, a my wiemy co i chętnie to panu pokażemy.

Jones zdziwił się.

– No tak – mówi niemiecki dziennikarz – mamy tam swojego człowieka to jest współpracownica pana Duranty…

– Tego co dostał Pulitzera? – woła Jones

– Właśnie – cieszy się niemiecki dziennikarz, że trafił na tak inteligentnego człowieka – pojedzie pan do Moskwy, załatwimy panu paszport, pojedzie pan pod pretekstem zrobienia wywiadu ze Stalinem. Potem zaś pokażemy panu coś ekstra.

Jones się oczywiście zgadza. Dzwoni do swojego kolegi w Moskwie – to już widzimy na filmie – a ten mówi mu, że jednak w tym Sojuzie coś jest nie tak. Niestety rozmowa zostaje przerwana. Ten kolega załatwił wcześniej Jonesowi widzenie z Hitlerem, a więc jest kimś bardzo istotnym.

Jones składa podanie o paszport u Michaliny Olszańskiej i ten paszport zostaje mu wręczony. Jedzie do ZSRR, a tam już czekają na niego pan Duranty, laureat nagrody Pulitzera, którą otrzymał za opis przemian w Sojuzie i jego asystentka.

Pan Jones dostał paszport na tydzień, ale okazuje się, że w hotelu Metropol ma miejsce tylko na dwa dni. Poza Metropolem zaś rozciąga się, jak wszyscy dobrze wiemy, pustynia kulturalna, po której grasują agenci NKWD i jakieś szczury. Pan Jones tego nie rozumie. Na samym zaś początku dowiaduje się, że jego kolega, ten co mu wywiad z Hitlerem załatwił, został zastrzelony przed Metropolem przez nieznanych sprawców.

Mr. Jones próbuje rozmawiać z panem Duranty, laureatem Pulitzera i poznaje jego asystentkę, która wskazali mu w Londynie Niemcy. Poznaje też inżynierów z Metro Vickers, którzy zastąpili w ZSRR inżynierów Junkersa. I niby coś rozumie, ale nie rozumie najważniejszego. Wielka Brytania, jako pierwsza na świecie uznała ZSRR, uznały ten kraj także Niemcy, ale nie uznały go Stany. I pan Duranty, jest w Moskwie właśnie po to, by wynegocjować owo uznanie. Amerykanie kładą na szalę publicity i mówią – słuchajcie parobasy, czerwona hołoto, bydło i wszarze….Jak otworzycie rynek dla naszego zboża, to was uznamy.

– Mamy to w dupie – odpowiada grzecznie towarzysz Stalin – kupujemy zboże w Kanadzie, a poza tym wyciskamy co się da z Ukrainy.

– Oj – mówi groźnie prezydent USA – bo opiszemy to co robicie na tej Ukrainie

– Gówno opiszecie, bo zaraz wam się elewatory zawalą od ciężaru ziarna, a jak się tam który pismak pojawi, to go skasujemy, jak tego Anglika pod Metropolem.

Stropił się towarzysz prezydent USA i zamyślił, zaciągnęło się niebo nad Białym Domem, a morze dziwnie posiniało i jakąś tęskność wdarła się niespodziewanie w serce towarzysza prezydenta.

– A może ten cały Duranty gra na dwa fronty? – pomyślał – to się nawet tak trochę rymuje – Duranty -fronty, ale nie po angielsku tylko po polsku…Ledwie myśl ta przemknęła przez jego głowę, a już pojawiła się tam inna.

– Czy ja zgłupiałem? – powiedział sam do siebie towarzysz prezydent – po co w o ogóle myślę o jakichś rymach w języku polskim?

I w tym momencie do gabinetu owalnego weszła Monika Levinsky.

– Okay – sapnął prezydent – już wiem dlaczego.

– Towarzyszu prezydencie – powiedziała grzecznie Monika – pan Hitler na linii

– Dawaj – zawołał towarzysz prezydent – po czym chwyciwszy słuchawkę zmarszczył brwi i kilka razy pociągnął nosem.

– Że jak? – upewniał się co chwilę towarzysz prezydent, który nie do końca rozumiał bawarską angielszczyznę wodza tysiącletniej Rzeszy – że kogo wyrzucili? Inżynierów junkersa? Co przyjęli? Jamników?! Jakich jamników?! Skupcie się Hitler, bo nie nadążam za wami, jesteście gorsi niż Wałęsa…! Aaaaa! Anglików przyjęli! W pampersach?! W jakich pampersach, co ty gadasz człowieku!

– Jezu – towarzysz prezydent na chwilę odstawił słuchawkę od ucha i patrząc dziwnie na Monikę powiedział z niedowierzaniem – mówi, że wyrzucili inżynierów Junkersa, a na ich miejsce przyjęli Anglików w pampersach! Dajesz wiarę?

– Panu Hitlerowi – Monika uśmiechnęła się lekko – chodzi zapewne o inżynierów Vickersa…

– He! – zawołał towarzysz prezydent – ty to masz kiepełe Monika, muszę cię awansować – i nie zwracając już uwagi na wrzeszczącą słuchawkę, którą oddał Monice wraz z całym aparatem zagłębił się w fotelu i zamyślił głęboko.

– Ten Hitler to jednak strateg – sapnął towarzysz prezydent – gość wie co robi. Londyn uznał Sowiety, podpisał z nimi kontrakt na dostawę kanadyjskiej pszenicy, a jednocześnie Sowieci podpisali kontrakt na dostawę pszenicy ukraińskiej do Niemiec. A my się za chwilę zadusimy tą naszą pszenicą. No i wyrzucili niemiecką technologię, a kupują brytyjską. No, a co z naszą?

– Kurwa – zaklął brzydko towarzysz prezydent – i po co ten Duranty dostał Pulitzera? Po co ich opisywał. Teraz Stalin wie, że nam zależy….Trzeba coś wymyślić, na szybko.

Tych scen oczywiście w filmie nie widzimy. Oglądamy za to przygody pana Jonesa, który dostaje od ucharakteryzowanego na Jerzego Andrzejewskiego Krzysztofa Pieczyńskiego, pozwolenie na wyjazd do miejscowości Stalino. Okazuje się przy okazji, że pan Jones, nie jest postacią przypadkową, bo przed rewolucją jego matka uczyła w tym Stalino angielskiego. Miejscowość nazywała się wówczas inaczej, a my możemy co najwyżej wyrazić zdziwienie, że takie praktyki, jak nauka angielskiego w carskiej Rosji, były rozpowszechnione. To nam podsuwa myśl, że być może operacja zwana Wielką Socjalistyczną Rewolucją Październikową był przygotowywana wcześniej, że jej celem było zdewastowanie rynku rosyjskiego i doczepionego do niej rynku Europy środkowej, a następnie wpuszczenie na tę pustynię technologii i produktów zachodnich. Ziemia bowiem jest za mała, by wszyscy mogli na niej żyć szczęśliwie, ktoś musi być okradany, ktoś musi głodować, a wstępem do tych degradacji jest promocja fałszywych i zbrodniczych idei, które bardzo elegancko się prezentują w folii. W mniemaniu tym utwierdza nas jedna z postaci występujących w filmie, która jest tam, jak mawiają Rosjanie, ni pricziom. Postać ta to George Orwell.

Nasz bohater ma oczywiście cały czas opiekuna, który pilnuje, by ten nie zobaczył zbyt wiele. No, ale od czego tradycyjny walijski spryt? Jones kiwa agenta, który się upił i z luksusowej salonki przesiada się do nędznego pociągu, w którym jadą zagłodzone widma ludzkie. Ma przy sobie plecak, z którego wyciąga pomarańczę. Ta scena ostatecznie przekonała mnie, że Agnieszka Holland jest patentowaną idiotką i w ogóle nie rozumie o co chodzi w życiu, a także do tego, że dzieło sztuki może jednak żyć własnym życiem.

Jones nie zostaje zabity, jego rzeczy nie zostają rozdzielone pomiędzy głodnych ludzi, a ciało nie zostaje wyrzucone przez dziurę w podłodze wprost na tory. On kupuje zimowy płaszcz od współpasażera, za bochenek chleba, który miał w plecaku. Następnie zaś wysiada na pierwszej, lepszej stacyjce i fotografuje tę całą makabrę. Widzi głodujący ludzi, sieroty, trupy zbierane na sanie, sieroty, które posilają się ciałem zmarłego brata. Potem go łapią i odstawiają do Moskwy. Tam zaś okazuje się, że jamniki w pampersach, czyli „inżyniery od Vickersa” są już zapuszkowane. Pieczyński zaś ucharakteryzowany na socjalistycznego geja mówi – jak coś piśniesz zabijemy ich.

Niemiecka koleżanka Jonesa, która wcześniej okazywała mu pozory względów, broniąc się jednocześnie widowiskowo przed jego zalotami. Mówi mu, żeby uciekał i nic jednak nie pisał. Oznacza to, że towarzysz Stalin jednak się przejął, oznacza to też, że życie pana Jonesa jest więcej warte niż życie jamników w pampersach. Ciekawe czemu?

Pan Jones wyjeżdża do Londynu, gdzie Lloyd George mówi mu wiele przykrości. Okazało się bowiem, że Jones położył plan współpracy sowiecko-brytyjskiej występując nie wiadomo w czyim imieniu, a właściwie wiadomo, ale lepiej o tym nie mówić głośno. Kiedy bowiem był jeszcze w Moskwie, Monika Levinsky z polecenie towarzysza prezydenta zadzwoniła do Lloyda George’a i powiedziała

– On jest nasz ty stary capie, tylko mu coś zrób, a zobaczysz, co zostanie ujawnione.

Pan premier grzecznie posłuchał Moniki i wysłał Jonesa od Walii, gdzie miał on się zatrudnić w miejscowej gazecie.

Towarzysz prezydent zaś, dogadawszy szczegóły umowy z panem Hitlerem, udzielił mu różnych gwarancji i wyraził zgodę na jego militarny sojusz z ZSRR. Ponowny już jak wiemy, albowiem ten wcześniejszy zawarty został w Rapallo pod Genuą, a potwierdzony w Locarno. W zamian za to amerykańska pszenica pojechała na Ukrainę. Towarzyszowi Stalinowi obiecał towarzysz prezydent, że Duranty, zboczeniec i narkoman organizujący seks party w swoim moskiewskim mieszkaniu, dalej będzie pisał laurki o ZSRR,a rewelacje Jonesa nie zostaną ujawnione. Po czym zadzwonił do Wiliama Randolpha Hearsta.

Monika, słuchając, jak obaj panowie rozmawiają, uśmiechała się promiennie.

– To gdzie wy spędzacie te wakacje towarzyszu Hearst? – zapytał towarzysz prezydent – w Walii? No paczcie go! W tym samym miejscu, co tam ten sławny Jones mieszka? Ten co o nim córka starego Hollanda, film będzie chciała później zrobić? Co za zbieg okoliczności! Słuchajcie no Hearst…..!

W filmie widzimy rzecz jasna co innego. Wyrzucony przez służbę Hearsta Jones, podstępem wdziera się do jego letniej rezydencji znajdującej się w tym samym miasteczku, do którego został zesłany, relacjonuje mu o czym chce napisać, a wstrząśnięty magnat prasowy, który wierzy w demokrację, obiecuje mu publikację. Artykuł o głodzie na Ukrainie ukazuje się rzecz jasna. A na spotkaniu dziennikarzy z Jonesem pojawia się Orwell, który zastanawia się czy czasem Jones nie błądzi, bo może trzeba dać sowietom szansę. Wszystko to nakręcone jest po to, by młodzieżowy widz miał o czym myśleć i zastanawiał się nad wyższością demokracji oraz potwornością systemów totalitarnych.

Kiedy artykuł się ukazał, towarzysz Stalin kazał najpierw schwytać, zamknąć i wybatożyć Waltera Duranty. Kiedy jednak, w połowie batożenia, zorientował się, że pan Duranty jest szczęśliwy jak dziecko, puścił go wolno. Potem zadzwonił do towarzysza prezydenta, mając przed oczami rozłożone na biurku umowy na dostawę amerykańskiej pszenicy i amerykańskich technologii, nie czekając aż Monika odda słuchawkę zwierzchnikowi powiedział do mikrofonu dwa tylko słowa – nu pagadi – potem się rozłączył.

Demokracja była uratowana, rynek rolny także. Brytyjczycy, parszywi kolonialiści, zostali upokorzeni, Lloyd George musiał odejść, a pan Hitler dostał swoją szansę, albowiem podpisał z IBM stosowne umowy na dostawę sprzętu. Magazyny i doki w amerykańskich portach zaczęły się opróżniać.

Jones zaś postanowił pojechać do Mandżukuo. Nie rozumiał, że towarzysz Stalin ma tam swoich ludzi, którzy czekają nań z rewolwerami. Kiedy był w pociągu na Daleki Wschód, towarzysz prezydent zawołał Monikę do gabinetu owalnego.

– Monika! – krzyknął w głąb korytarza

– Słucham – odezwał się głos w oddali

– Cho no tu….a cygara wziąć nie zapomnij.

I o tym właśnie jest film Agnieszki Holland.

  15 komentarzy do “Reinterpretacja misji pana Jonesa w ZSRR”

  1. Genialne! Dlatego tu jestem i nigdy Coryllus.pl i SN nie porzucę

  2. Dzień dobry. Uff, jednak nie ppoświęcę się aż tak, żeby oglądać filmy córki starego Hollanda. O nim to bym się chętnie czegoś więcej dowiedział… Ale w istocie najbardziej frapująca jest dla mnie istota stosunków brytyjsko-amerykańskich, która tu się przewija. Czy jest to czysta ściema dla gawiedzi i metropolia po staremu rządzi kolonią, używając tylko innej, niejawnej struktury, czy to raczej wojna gangów – starego i nuworyszowskiego, czy rodzaj love-and-hate jak to między Anglikami a Żydami. Naprawdę trudno się zdecydować. Może mi się to kiedyś w głowie poukłada.

  3. Nie rządzi, ale chce rządzić, a kolonia dyscyplinuje Londyn za pomocą Niemiec.

  4. Ha, i Londyn i Stany mają to samo do sprzedania – zboże i technologię. Rynek światowy może być za mały dla obu graczy, ktoś zyskuje – ktoś traci.

  5. Dlatego są wojny światowe. Napisałem kiedyś, że od 200 lat toczy się ciągle jedna i ta sama wojna. Jest to wojna o niepodległość Stanów Zjednoczonych, reszta to didaskalia.

  6. Szkoda, że i nas musieli przy okazji zlikwidować… Ja – jak to Polak – uważam likwidację Polski jako konkurenta w dostawach żywności za ważniejsze od jakichś tam zbuntowanych kolonii, ale może i tam stawka była duża.

  7. Z bawełną Imperium dało radę. Po wojnie secesyjnej, jak Południe wprowadzili w kanał, to te plantacje tak rozdrobnili, że produkują do dnia dzisiejszego według ustalonego limitu. A tym czasem tak się dziwnie złożyło, że Imperium opanowało rynek egipski i wkrótce podporządkowało sobie cały Egipt… Nie wiem tylko, kto obecnie rządzi egipską bawełną.

  8. Tworzyli rynek, całkiem nowy i chłonny

  9. Sprawdziłam. W Egipcie po wiekopomnych socjalistycznych reformach, tak ich rozdrobnili, że bankrutują. W USA  mają w tej chwili bardzo duże plantacje po 400 h. i 3 miejsce w świecie w produkcji. Reszta nie wypadła jeszcze z rynku, bo stosują głodowe stawki za pracę i zatrudniają dzieci.

  10. @jolanta-gancarz  „okup miał być zapłacony w meksykańskich srebrnych pesos!” 

    W 1930 Eisenstein zwiedzał Meksyk, patrz Greenaway’a  „Eisenstein in Guanajuato” – w 1934 Chińczycy dostarczyli pesos za Jonesa i Millera –  w 1940 Trocki RiP.

  11. Odpowiadam. Jedno i drugie. Szantaż za miłowanie inaczej, a uwiedzenie to normalne za Stalina. W końcu miłowały go miliony. A jednak dzięki Durantemu dowiadujemy się, że Lenin przybrał swe imię na cześć wielkiego strajku w carskich kopalniach złota  nad rzeką Leną. Duranty się tam nie wybrał. Jest inny amerykański awanturnik, przyjaciel Lenina, który zdecydowanie bardziej zasłużył na Pullitzera i Nagrodę leninowską. Czeka na swą wodę kolońską Hollandaise w wydaniu Hollywood. A Malcolm Mulleridge z Manchester Guardian niestety był kobieciarzem, więc do hitów LGBT się nie załapie.

  12. Wiecej takich tekstow prosze,swietnie sie czyta,plus wiedza nie do przecenienia !Jasio

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.