sty 112025
 

Jeśli ktoś nie pamięta tekstu piosenki Stanisława Staszewskiego o Mariannie, chętnie go przypomnę. Interesujący nas fragment leciał tak:

 

Lecz na szczęście w swoim zamczysku
Wśród zbrój starych, Azefa listów
W policyjnych aurze romantyk
Czuwa ciotka Idalia antyk
Ta jej przychyli nieba, ta wie co dziecku trzeba
Wnet jej wtyka romans barykad
O jak klawo, o jaka draka
Można śmiać się, można i płakać
Wnet zapomnieć na dupie krosty
Zamiast krzywych nogi mieć proste
Przeliczne podniety i nowe wciąż gadżety
Kat, ofiara, Che Guevara

 

Jak może nie wszyscy wiedzą, piosenkarka Dua Lipa zrobiła ostatnio wywiad z noblistką Tokarczuk, albowiem zafascynowała się jej prozą. Czy to w ogóle możliwe? Jeśli założymy, że istnieje ciotka Idalia, jak najbardziej. Ludzie jednak nie wierzą w tę ciotkę i wydaje im się, że pisarze zjawiają się w ich życiu i na rynku książki niejako sami z siebie, po to, by opowiadać ciekawe historie. To jest możliwe, rzecz jasna, kiedy system trochę zaśpi, jak to się działo w latach świetności salonu24, gdzie wielu z nas zaczynało. Namawiałem wtedy kolegów, by pisali ile sił i ile sił starali się coś wydać, bo jak okno się zamknie, szlag ich wszystkich trafi. Nikt poza toyahem mi nie uwierzył, albowiem wszyscy traktowali salon i jego administrację, jak istoty, które pojawiły się na ziemi po to by wreszcie ujawnić liczne talenty pisarskie, które będą teraz – jak prawdziwa sztuka, w znanym u głupkowatym powiedzeniu – bronić się same. Dziś to samo ludzie myślą o twitterze. Być może pisanie traktują po prostu jak zabawę, ale tym gorzej dla nich. Bo ułatwiają robotę tamtym degradując siebie i swoich czytelników.

Dlaczego Dua Lipa robi wywiad z Tokarczk? Bo Tokarczuk nikogo nie obchodzi, jest przeinwestowana, słaba i staje się balastem. Ciężar wojny propagandowej przesuwa się gdzie indziej, a tamci zostali ze starą wariatką na grzbiecie, która bełkoce coś nieadekwatnego do okoliczności. Trzeba ją więc promować. Tylko jak? Za pomocą młodzieżowej piosenkarki z egzotycznej Bośni. Dla wszystkich chyba jest jasne, że żadna Dua Lipa, która ma podpisane kontrakty z wytwórniami, gdzie stoi jak byk, co ma ona mówić i jak się ubierać, nie wzięła sama z siebie do ręki książki noblistki Olgi. W takie rzeczy może uwierzyć ktoś, komu się zdawało, że dzięki sławie zdobytej w salonie24 wkroczy niczym bohater na polski rynek książki. Albo, że ktoś, kto uważa, że dzięki wpisom na twitterze bierze udział w dyskusji, a nie tylko nabija statystyki propagandystom wyznaczonym do odgrywania roli pisarzy i myślicieli.

Tekst, który tu wczoraj umieściłem wskazał, jak stary i dobrze naoliwiony jest ten mechanizm. Nie wskazał tylko na jedno – prof. Eco, znany pisarz i naukowiec, badacz średniowiecza i literatury w ogóle, był takim samym propagandystą, jak Hermann Goedsche alias Sir John Ratcliff. Tyle, że służył innemu panu. Temu samemu, któremu służy noblistka. Kwestią zaś najważniejszą jest to, by fakt ten jak najdłużej pozostawał w ukryciu. Jak się taki efekt uzyskuje? Poprzez pozorowane dyskusje o wartościach artystycznych i poznawczych dzieł literackich. Ludzie oddaleni od Kościoła, żyjący w świecie bez wiary, bardzo chętnie biorą udział w takich dyskusjach, bo te wyłaniają natychmiast hierarchie, w których można realizować swoje obsesje i aspiracje. Czy te hierarchie tworzą się same z siebie? No, czasem tak, ale częściej są moderowane, bo jeśli autorzy nie są autentyczni, nie ma sensu pozwalać na istnienie autentycznych czytelników. Mamy więc hierarchię taką: najpierw noblistka, potem redaktorzy poczytnych pism i dodatków o książkach redagowanych w opiniotwórczych magazynach, na koniec pudła rezonansowe działające w różnych wpływowych, albo i nie, środowiskach, no i tak zwani czytelnicy, próbujący się bezskutecznie dowiedzieć dlaczego półanalfabetka dostaje nagrodę literacką. Ci ostatni nie mają głosu, albowiem przytłacza ich hierarchia, a większość ludzi nie zaryzykuje, w imię prawdy, wykluczenia towarzyskiego. Okazuje się jednak, że rynek opinii ma niewiele wspólnego ze sprzedażą książek. Ta zaś musi wzrastać, bo trzeba mieć jakieś kryterium liczbowe pozwalające ocenić taką inwestycję jak noblistka. No i nadchodzi moment, kiedy okazuje się, że słodkie, redakcyjne pierdzenie, na nic się nie zda. Trzeba się na kimś wesprzeć. No i wymyślili tę całą Dua Lipę. Co to oznacza? Że pisarz powinien jednak umieć ciekawie opowiadać. Ciotka Idalia zaś uznała w pewnym momencie, że kwestia ta jest drugorzędna. Ona zaś, poprzez to o czym pisał Staszewski – na Sybir Macieja, do pierdla Hryćka – jest w stanie kreować pisarzy nawet z analfabetów. I to się częściowo udaje, o czym świadczy przypadek Mroza, ale nie tylko jego. No, ale daje się też zauważyć ten trend i ta decyzja. Kiedy porównamy sobie prozę Hermanna Goedsche alias Sir Johna Retcliffa z prozą Umberto Eco, okaże się, że ten pierwszy to budujący przykład idealizmu, warsztatu zbliżonego do doskonałości, polemicznej i polityczne pasji oraz autentyzmu, Ten drugi zaś to szmondak, próbujący uwodzić ludzi głupimi kawałami i dziecinnymi prowokacjami. Konkluzja ta zaś prowadzi nas do wniosku, że ludzie zatrudniający Hermanna byli jednak poważniejsi od tych, którzy zatrudnili Eco. Nie mówiąc już o tych, którzy zatrudnili Tokarczuk. W przyszłości zaś może się okazać, że ci, którzy zatrudnili Tokarczuk, porzucili ją na jakimś etapie, tak jak niegdyś porzucono Kapuścińskiego. Noblistka zaś postanowiła sama zadbać o swój PR i wynajęła do tego tę Dua Lipę (Duą Lipę?).

I teraz ważna konkluzja: ci porzuceni, jeśli nie umrą w zapomnieniu, zostają po latach odnalezieni przez przeciwników ideowych prof. Eco i jego promotorów i wykorzystani jako surowiec wtórny do propagandowej nawalanki. Tak, jak to się ostatnio stało z Marią Wiernikowską, która co prawda nie jest pisarką, a dziennikarką, ale nie wiadomo jeszcze czy nie zostanie poczytną autorką-demaskatorką. Dlaczego tak się dzieje? Bo tak zwani nasi muszą mieć gwarancje, że na wizji i w polemikach opierają się o kogoś rozpoznawalnego, kto da im gwarancje popularności. Mają swoją noblistkę po prostu, która co prawda nie dostała Nobla, ale przecież mogłaby go dostać. Najważniejsze, że pracowała w gazecie Michnika i w telewizji polskiej za czasów Kwiatkowskiego (chyba). Jeśli mają swoją noblistkę, to powinni mieć też swoją Duę Lipę (Dua Lipę?). I mają, nawet kilka, na przykład tego rozczochranego gościa, co się ostatnio gdzieś zastanawiał, jaka będzie przyszłość polskiego hip hopu za 10 lat. Wyobrażacie sobie, że podobną myśl umieściłby w swoich pismach Hermann Goedsche alias Sir John Retcliff? No raczej nie. Minister policji królestwa Prus po czymś takimi musiałby się podać do dymisji, a Bismarck dostałby zawału.

Z uwagą przyglądam się tym występom i wiem, że wszystkie one idą w poprzek temu, co jest najważniejsze. A co jest? Wyraził to kiedyś, mimochodem, w jednej z piosenek Wojciech Młynarski – chodzi o to, żeby się brzydko nie zestarzeć. Kiedy więc patrzymy na ludzi o dekadę, albo dwie młodszych od nas i przypominamy sobie, jak sami wyglądaliśmy i o czym myśleliśmy przed tymi dwoma dekadami, narasta w nas pewność, że zejdziemy z tego świata w glorii i chwale. O ile oczywiście nie sprzeniewierzymy się swojej dotychczasowej misji.

Tamci bowiem, sami o tym nie wiedząc, szlifują deski na trumnę dla siebie i swojego środowiska. Tworzą grupy eksperckie i opiniotwórcze, które próbują nakarmić ludzi odpadami. I zachować przy tym wiarygodność. To jest nie do wykonania, szczególnie dla ludzi, którzy mają po 40 lat dzisiaj i wierzą, że tak będzie zawsze. Nie będzie. Liczy się zaś tylko dzieło. W dodatku utrwalone. No i autor. Nawet jeśli już nie żyje. Mam na myśli prawdziwych autorów, czyli takich, którzy – będąc lub nie – agentami policji potrafili opowiadać ciekawe historie. To co napisałem, dotyczy także grafików, o czym nadmieniam, żeby koledzy, którzy teraz rysują dla Was różne niespodzianki, nie poczuli się przeze mnie porzuceni, jak Kapuściński przez ekipę Gazety Wyborczej.

Myślę, że jako jedna z nielicznych grup obecnych w przestrzeni publicznej nie zajmujemy się kreowaniem rozczarowań. A czynią to wszyscy inni. Z czasem okazuje się, że rozczarowania są jedynym towarem, który jest wymieniany na rynku opinii i nikt nie wie co z tym zrobić. Oczywiście nie oznacza to, że wywołujemy entuzjazm. Nie możemy go wywoływać, albowiem nie inwestujemy w PR. No, ale też nie czynimy tego z rozmysłem, żeby nie znaleźć się po tej samej stronie, co Max Czornyj i Mróz. Czyli po stronie ludzi zmuszonych do kokietowania tandetą po tysiąckroć już rozczarowanych czytelników. To oczywiście nie czyni z nas potentatów, bo czytelnik raz uwiedziony i porzucony wierzy, że ta sytuacja nie może się powtórzyć. I jest jak molestowane dziecko – bierze winę na siebie. Tych, zaś którzy usiłują mu pomóc i coś wyjaśnić traktuje jak wrogów. No i to też jest powód, by nie szaleć z tym piarem. I raczej nie zachęcać ludzi do czytania naszych książek i oglądania ich okładek, ale być przy tym gotowym do obrony ich za każdym razem kiedy ktoś próbuje naszą działalność deprecjonować. I nie musimy się doprawdy obawiać policyjnych prowokatorów udających pisarzy, albowiem dziś, jak wspomniałem wyżej, kreuje się ich z samych analfabetów.

I tym optymistycznym akcentem zakończę dzisiejszy tekst. Bardzo proszę wszystkich, którzy chcą i mogą o pomoc dla Saszy i Ani

https://zrzutka.pl/fymhrt?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification

No i przypominam o naszych nowych wydawnictwach

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/indie-w-plomieniach/

 

 

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-1-cudem-odzyskane-30-egzemplarzy/

 

  3 komentarze do “Romans barykad czyli jak zakląć w capa ciotkę Idalię”

  1. A może ta Dua Lipa to jakaś „gra półsłówek”? Jak „domki w Słupsku”, „kurzył na urwisku” itp itd. Zdaje się, że miejsce poniżej pleców po bośniacku jest tak samo…

  2. kiedyś prześledziłam wyraz „kiełbaska” w językach środkowej i wschodniej Europy, jest więc ten wyraz „kiełbaska” prawie jednakowo brzmiący, stąd myślę że tak popularny wyraz jak miejsce poniżej pleców może mieć podobna popularność jak ta „kiełbaska”

  3. Czy brak litery „e” w nazwisku autora ksiażki o powstaniu sipajów to błąd drukarski?

    Czy zamierzone działanie, jak smarowanie pocisków tłuszczem wolowo-wieprzowym?

 Dodaj komentarz

(wymagane)

(wymagane)