mar 262017
 

Nie udało się nam się rozwiązać postawionego tu wczoraj problemu. Nie mamy ani zapisków Kischa ani periodyku skąd pochodziła informacja na ich temat. No, ale minął dopiero jeden dzień. Może się jeszcze odnajdą. Komentarzy było wczoraj znacznie mniej, co daje do myślenia niestety. Dobrze byłoby gdyby choć przez jakiś czas utrzymały się one na podobnym, niskim poziomie.

Od kilku dni w sieci krąży skan z informacją, że niejaki Chlebicki i niejaki Facca będą meliorować księgozbiory na UW. Ja mam nadzieję, że to dobra informacja, a także, że nasz znajomy Pan Sławek już się ustawił w kolejce nad kanałem, którym te meliorowane książki będą spływać. Jeśli nie rozumiecie dlaczego się cieszę, już wyjaśniam. Te książki są im niepotrzebne, bo muszą zrobić miejsce dla nowej jakiejś produkcji, dla genderów i innych głupot. Wśród tych meliorowanych zaś mogą być rzeczy naprawdę cenne i ciekawe, może nawet te zapiski Kischa. Wszystko to powinno trafić teraz na rynek wtórny, do rąk ludzi, którzy książkę kochają naprawdę, a nie tylko o tym opowiadają. Informacje zaś pochodzące z tych dzieł z pewnością będą zaskakujące. Możecie mi wierzyć, pisząc Baśń socjalistyczną, miałem w ręku wyłącznie książki z nieporozcinanymi kartkami, a w środku były takie rewelacje, że głowa mogła rozboleć. Tak więc im prędzej oni te biblioteki wyczyszczą tym dla rynku antykwarycznego, czytelników i pośredników lepiej. Uważam, że za ich przykładem powinni iść inni.

Co jakiś czas pojawiają się tu różni macherzy od digitalizacji i pytają mnie kiedy jak wydam e-book. I ja nieodmiennie odpowiadam, że już jeden wydałem i zakończyło się to katastrofą. Nie ma sensu wydawać e-booków. To znaczy w moim przypadku nie ma, ale są miejsca, gdzie e-book powinien być podstawowym nośnikiem treści. Tymi miejscami są instytuty naukowe. Ja ostatnio przeglądałem ofertę różnych instytutów i coś nawet znalazłem ciekawego, rzecz pojawi się niebawem w naszym sklepie. No, ale na setki książek naukowych z dziedzin humanistycznych jedna nadaje się do sprzedaży? To jest skandal. Ktoś powie, że nie, bo prace naukowe nie muszą mieć wartości rynkowej. To w takim razie po co wydawać je w papierze? Mamy już dobrodziejstwo nośników elektronicznych, a biblioteki cierpią na brak miejsca w magazynach. Chlebicki i Facca chcą wyrzucać książki i wszyscy się tym podniecają. Logicznym by więc było, żeby książki naukowe, których i tak nikt nie czyta ukazywały się nie w papierze, ale wersji elektronicznej. O wiele łatwiej byłoby je przeglądać, jakość ilustracji byłaby lepsza, bibliotekarze by odetchnęli, a co najważniejsze, wszyscy humaniści mieliby czyste sumienie z powodu tego, że oszczędzają lasy. Nie trzeba byłoby wycinać tych tysięcy drzew, które przeznaczone są na produkcję luksusowego papieru na książki poważnych badaczy-humanistów.

Obejrzałem sobie te naukowe książki dokładnie. Okładki są takie, żeby czasem ktoś się tym nie zainteresował i nie wyciągnął po to ręki. Treść nie do czytania. Ale muszą być w papierze, bo to po pierwsze splendor i można taką książkę podarować cioci na imieninach, po drugie papierowe książki umożliwiają robienie przekrętów grantach. Jak tu wyrwać jakieś dodatkowe grosze na książkę elektroniczną? Nie da się. Zatrudnia się grafika i on wszystko układa, a potem rzecz idzie na czytniki. A z książką papierową jest inaczej. Można powiedzieć, że 300 egz. nakładu poważnej pracy drukować się będzie za 40 tysięcy złotych, choć to kłamstwo i można ten nakład w bardzo luksusowej edycji wydać za 4 tysiące. No, ale tego nikt głośno nie powie. Nikt także nie będzie płakał nad tymi biednymi drzewami, które zostały ścięte, żeby zrobić papier na druk dzieła zatytułowanego „O wpływie plam na słońcu na rozwój kolarstwa torowego w Mozambiku”. Bo to poważna praca i każdy z zainteresowaniem po nią sięgnie, na nią drzew nie szkoda, podobnie jak na Gazetę Wyborczą.

Kiedy książki, których nikt nie czyta odleżą trochę, zostaną wycofane z bibliotek i skierowane do papierni w Konstancinie, tam przerobi się je na tekturę, z której firma, gdzie zamawiam kartony, wyprodukuje swój elegancki choć nie tani produkt. I ja to potem zakupię, a wy dostaniecie to do rąk w postaci paczki. W środku będą nasze książki, w formie jak najbardziej papierowej.

Zwróćcie uwagę, że autorów z ośrodków naukowych nikt nie namawia na digitalizację ich dzieł. To rynek ma się digitalizować, bo wtedy będzie wygodniej korzystać z treści. Nie będzie wygodniej, bo digitalizacja rynku oznacza jego zwinięcie, totalny kolaps. Nikt niczego nie znajdzie i nikt nie będzie się mógł wypromować tak jak to my tutaj czynimy, albowiem ogromne budżety zostaną przeznaczone na promocję właściwych autorów, którzy produkują właściwe treści. I tych autorów już dziś znamy i mamy z nimi do czynienia: Bonda, Miłoszewski, Twardoch…

Książki, które dziś są wycofywane z bibliotek maja jeszcze swoją wartość i są tam z całą pewnością treści ważne. Książki, które wycofywać będą z bibliotek za 20 lat będą już tylko bełkotem niepotrzebnym nikomu. Nikt nie będzie po nich płakał, staną się pretekstem do całkowitego zakazu produkcji książek papierowych, któremu jako podstawowa motywacja posłuży oczywiście chęć ochrony lasów, naszego wspólnego dziedzictwa. I tak ludzkość, jako masa, stanie u progu totalnego analfabetyzmu. Czytanie znów będzie wtajemniczeniem, a liczenie magią. I nie łudźcie się, że dostęp do elektroniki będzie wówczas powszechny. Jeśli bowiem można będzie zwinąć rynek treści, to znaczy, że będzie można zwinąć każdy rynek. A z konsumentów zrobić bydło pracujące przy sadzeniu ryżu w rytm monotonnych pieśni. System pracuje nad tym usilnie promując różne rewelacyjne pomysły. Całe szczęście, powiem Wam, że na uniwersytetach, w różnych instytutach badawczych rozlokowała się ta banda złodziei, która musi drukować na papierze, żeby dorobić do pensji, bo już byśmy mieli ciepło. Już byśmy nie mogli zipnąć, na szczęście jeszcze, wszystkie ważne dzieła, w tym także dzieła Władysława Bartoszewskiego i Adama Michnika muszą być drukowane na papierze. I tu dochodzimy do największego paradoksu na całym rynku książki. Dopóki istnieje ten wymóg – druku w papierze książek naukowych – żyjemy. Jak przestanie obowiązywać będzie po nas. Widać już niestety pierwsze objawy katastrofy, ponoć Kazia Szczuka, pierwsza głosicielka nadejścia tej czarnej wiosny, powiedziała, że gender to ściema i że wszyscy już o tym wiedzą. Mam nadzieje, że środowiska akademickie zewrą szeregi i wychrzanią Kazię na bruk za gadanie takich herezji, po czym dalej będą uprawiać swój proceder grantowo-wydawniczy. Da nam to niezbędne 20 lat na umocnienie pozycji. Niezbędne powiadam, bo jak zaczną zwijać rynek dziś, nie przetrwamy.

Przypominam, że rozpoczęliśmy już sprzedaż kolejnego, czternastego numeru kwartalnika Szkoła nawigatorów, tym razem poświęconego Rosji.

Michał otworzył już ponoć swój sklep. Zapraszam więc do owej siedziby FOTO MAG, do księgarni Przy Agorze, do księgarni Tarabuk, do antykwariatu Tradovium w Krakowie i do sklepu Gufuś w Bielsku Białej.

  195 komentarzy do “Rynek książki, rynek treści”

  1. Czapki z głów! Nie umiałbym tego tak ubrać w słowa, ale to właśnie jest sedno.

  2. To jeszcze chyba jest szerszy problem. Miałam wczoraj w gościnie dwóch 12 – latków na odchodnym podarowałam im jednakowe książki pt „100 polskich patriotów” wydane przez wyd. Św. Filipa Apostoła w Częstochowie. Ładne wydanie, duża estetyka ilustracji i tekstu. Lista patriotów od Jadwigi Andegaweńskiej przez Cegielski, Dawidowski, Haller, Hlond, Karski, Kolbe, …Reytan, Romocki, Rowecki, …. do Zawacka „Zo”, Zawadzki „Zośka”, Żółkiewski. Młodzież przyjęła wręczone im książki i powiedziała, dziękujemy , ale my nie czytamy.

    No nie czytają. Chyba jest gorzej niż nam się wydaje, że jest

  3. Pnie Gabrielu, pozwolę sobie odnieść jeszcze do wczorajszej Pana notki, bo nie miałem czasu jej wczoraj przeczytać, a tu jest większa szansa, że Pan zobaczy mój komentarz. Otóż dla mnie to co Pan opisał jest dość ważne, ponieważ osoba bardzo mi bliska po przeczytaniu pierwszej części Baśni polskiej powiedziała mi kilka dni temu, że wie z pierwszej ręki od ojca, żyjącego w latach 1940-1950, że właśnie żołnierze tzw. Niezłomni bądź Wyklęci to tak naprawdę żołnierze przeklęci, bo większość z nich (to kluczowe słowo WIĘKSZOŚĆ) mordowało cywilną niewinną ludnosć cywilną w polskich wsiach. I dla mnie ta ocena była wstrząsająca, odesłałem bliską mi osobę choćby do wykładów Leszka Żebrowskiego, który naprawdę ma solidny warsztat i nie sprzedaje żadnych tzw. dub smalonych. A on mówi wyraźnie, że owszem są dokumenty na indydenty niesławne, ale absolutnie nie można powiedzieć, że była to jakaś reguła. Ot po prostu życie, ludzie są różni wszędzie i sytuacje też.

    I to co Pan teraz napisał kto wie, może jest właśnie wytłumaczeniem jeszcze jednego okrutnego kłamstwa i oszustwa czerwonych, którzy sprawili, że Polacy nazwali własnych walczących rodaków przeklętymi i w niektórych to przekonanie jest żywe do dziś.

    Jeśli te dokumenty kiedykolwiek sie odnajdą, bardzo chętnie pokażę to mojemu bliskiemu. Choć znająć siłę pewnych przekonań może to nic nie zmienić. Ależ to smutne jest. Dla mnie osobiście na zwykły najprostszy rozum pytanie: czy Polacy walczący zbrojnie z komuchami w sytuacji, kiedy kraj jest przez nich coraz bardziej opanowany mordowaliby własnych rodaków?? ma po prostu oczywistą i logiczną odpowiedź. I kto miał w tym interes, żeby tak myślano? To też dość proste. Niestety nie dla wszystkich…

  4. Tak właśnie jest. Ja ma mam dzieci 1978, 1980, 1985 i 1991. Spory przekrój wieku. Starsze czytają, a najmłodszy nic. No przecież książek w domu było mnóstwo, bajki, opowieści, wszystko co byś chciał. Tak samo przecież karmione i wychowane. A tu nic, ściana. Starsze też używają internetu biegle,  ale najmłodszy wyłącznie. Nie wiem co to jest

  5. One muszą się odnaleźć. Tylko, że pewnie trzeba się będzie wybrać do Czech.

  6. Notki o rynku treści są stale mocne. Użyte dziś lasy i to wielkie halo z  Lex Szyszko są równie ciekawym zestawieniem, może nie analogicznym ale jakże budującym ignorancją. Jak się widzi tych protestujących, co to wcześniej z chęcią wycinali drzewa i rynki.
    20 lat mamy na pewno. To mniej więcej taki czas by ustalić czy ECO znaczy ekologiczny czy ekonomiczny no i kto z tego otrzymuje korzyść kupujący czy sprzedający. Później to już tylko wojna 🙁

  7. To jest katastrofa. Bo internet można wyłączyć, a wszystkich egzemplarzy książek i gazet zniszczyć się nie da

  8. Może w listach do swojej przyjaciółki Jarmiły coś pisał o tych tekstach? Wydane po niemiecku. http://www.egon-erwin-kisch.de/texte_3.htm

  9. „Czytanie znów będzie wtajemniczeniem, a liczenie magią. I nie łudźcie się, że dostęp do elektroniki będzie wówczas powszechny. Jeśli bowiem można będzie zwinąć rynek treści, to znaczy, że będzie można zwinąć każdy rynek….”

    Niewesoła to konstatacja, ale możliwa. Skoro w takich globalnych serwerowniach Googla jest niepozorny wyłącznik prądu, to może on być użyty….

    Wczoraj na giełdzie oferowano mi pendrajwa z 5-letnią gwarancją, to chyba dużo jak na gwarancję zapisu danych, bo ja wiem?

    A jak już zabraknie książek, to oczami wyobraźni widzę jak system pacyfikuje zbuntowane dzielnice , które mają czelność szerzyć niezależne treści, za pomocą nośników elektronicznych. Tereny te są obsługiwane przy pomocy udoskonalonych mobilnych pelengatorów, opromieniowujących wiązką elektromagnetyczną kamienica po kamienicy. Tak aby nie pozostała żadna pamięć na pamięci…

    Uf, dobrze, że to może być tylko zły sen…. ;-/

  10. Moim zdaniem ku temu zmierzamy…Wcześniej jeszcze zdewastuje się lasy pod pretekstem ich ochrony czyli prywatyzacji. Bo wiadomo, że prywatny będzie chronił swoją własność, a państwowe to niczyje w istocie. I grunt pod nowy, wspaniały świat już jest przygotowany….

  11. Poprosimy więc znających niemiecki o przejrzenie tych pism

  12. Papierosów też jeszcze nie palą. Wszystko po kolei. Moja córa czyta trzy książki na raz a ma dopiero 7 lat.

  13. Problem jest zauważony i opisany  i odpowiednie pozycje są również na polskim rynku. Jako hasło podam Manfred Spitzer „Cyfrowa demencja”.  Świetny jest wykład po niemiecku na YT. 

  14. Ja może tak trochę obok notki.

    Na prawdę jestem wielkim fanem analfabetyzmu. Moje doświadczenie mówi, że ludzie jak nie czytają, są bardziej odporni na głupoty różne.

    Czytanie i komputer to dwie inne rzeczy, czytamy na komputerze i wpisujemy na klawiaturze, bo znamy początki techniki komputerowej. To się już kończy i pojawiają się, urządzenia na głos, na różne obrazki itd. W perspektywie kilku lat sprawdzenie pogody, albo znalezienie na mapie macdonalda odbędzie się absolutnie bez-tekstowo.

    No i główne pytanie dotyczące książki i czytelnictwa, to pytanie o Święty Kościół Apostolski. Bo tam musi być tekst i tutaj będzie kluczowa „walka”, a nie w jakimś tam internecie.

  15. Wie Pan, ja byłbym jednak ostrożny. Bo wszyscy przedstawiciele tzw. tradycyjnych mediów najbardziej na świecie nienawidzą tego co się dzieje w internecie. Po drugie o czym my tu mówimy w Korei non stop ktoś umiera z głodu i wycieńczenia przed ekranem komputera, nawet w sporcie należy zachować minimum umiaru…

  16. Trochę nie rozumiesz. Jeśli zniknie tekst, zniknie także opcja szukania McDonaldsa na mapie, bo nikt nie będzie nigdzie łaził bez sensu. Wszyscy będą siedzieć w jednym miejscu i konsumować w stołówce po pracy to, co tam pan kapo im z kotła wydzieli.

  17. Wydawać coś w 300 egzemplarzach na papierze można tylko po to, żeby nikt tego nie czytał, 90% nakładu wyląduje w miejscach, w których będzie leżakować 20 lat, a potem pójdzie na przemiał, z nierozciętymi kartkami. Gdyby coś takiego ukazało się w formie ebooka, to mógłby ktoś niepowołany przeczytać, a po co.

  18. Nieco więcej o czym jest ta korespondencja jest tutaj, Być może, że w jakimś przypisie jest jakieś odniesienie do tej 'popojki’ i inne smaczki z ostatnich dni 'szalonego reportera’. 
    Ja mam daleko do niemieckich bibliotek. Ale w PL w bibliotekach germanistyk zapewne jest ta pozycja!

    Das Buch »Egon Erwin Kisch: Briefe an Jarmila« – von Klaus Haupt herausgegeben, mit einem Vorwort, einer detaillierten biografischen und bibliografischen Zeittafel sowie ausführlichen Marginalien und Anmerkungen mit bis dahin unbekannten Tatsachen versehen

  19. Marcin D. – jeśli mnie pamięć nie myli, to wojna o zwrot „Żołnierze niezłomni” i „Żołnierze wyklęci” toczyła się w sejmie. większościowa lewica torpedowała to określenie „niezłomnych”, awantury , dyskusje, przezwiska typu szmalcownictwo itd. było rzucane w  prawą sejmową stronę w ilościach urągających prawdzie historycznej. Podobna sprawa zawziętości lewicy dotyczyła np. przesunięcia pomnika Nike w Warszawie . Opowiadał mi radny warszawski, że w jakichś tam celach, trzeba było ten pomnik przesunąć (zresztą z korzyścią tzw wizualną), ale radni lewicy mieli prikaz torpedować sprawę, bo „miało być jak było”, dopiero kiedy przyszły wakacje, lewica na jednym posiedzeniu rady  straciła większość w mieście, dopiero wtedy pozytywnie przegłosowano przesunięcie pomnika i każdy widzi jadąc Aleją Solidarności, że jest ładnie. Dopiero od niedawna lewica albo rozdaje zielone jabłka pod kopalniami, albo jej nie ma. Wcześniej bruździła ile mogła i to w banalnych sprawach vide pomnik Nike. .

  20. 23.03 przed Sejmem obok naszej manifestacji poparcia dla min.Szyszki stanęła kontrmanifestacja w sile jednego,zarośniętego osobnika z silnym nagłośnieniem,naprzeciwko niego grupka widzów rzucających różne życzliwe uwagi.(ogól się ,sierściuchu!)Ich jest niewielu.

    P.S. Ostatnie słowa wiewiórki zamordowanej przez lex Szyszko były: :Brońcie Trybunału.

  21. Wystarczy zobaczyć na YT „matura to bzdura” jaka jest wiedza młodych. Ludzie nie wiedzą np.  kto to Piłsudski ( nie rozpoznają go na zdjęciu). Ale chyba z tym marszałkiem to chyba jest dobrze….

  22. Drogi Coryllusie, nie dalej jak wczoraj, jadąc na trening usłyszałem rozmowę dwóch pannic z gimbazy. Otóż jedna z nich chwaliła się jaka kreatywna jest jej szkoła. Funkcjonuje w niej „żywa biblioteka” tzn wypożycza się książki/lektury i za drobną opłatą przekazuje się koledze aby ją przeczytał i opowiedział szczegółowo treść. Myślę, że bryki to na dziś przeżytek. Przyszłość to żywa biblioteka w każdej szkole publicznej. Umiejętność czytania zanikanie. Pozostaną klasztory i mnisi, no ale to też już przerabialiśmy.

  23. Na pewno nie „tak samo”! Pogrzeb w pamięci i znajdź różnice w Twoim podejściu do dzieci.

    Młodsze przeważnie mają mniej czasu na samotne czytanie…

  24. Żeby to  tylko chodziło o rozpoznawanie Piłsudskiego.

    Cywilizacja ludzka to zapis tego, co można przekazać kolejnemu pokoleniu.

    Słowo, myśl, idea  która się materializuje.

    Bo kto kontroluje pamięć (zasoby idei) ten kontroluje wszystko.

  25. To prawda, że cyfrowe nośniki nie służą do przechowywania danych w dłuższych okresach czasu. Nigdy nie były projektowane w ten sposób. Normalne jest, że w serwerowniachcentrach danych wymienia się dyski co kilka lat bo się zużywają, a dane nie są tracone, bo są zapisywane w kilku miejscach na raz (jak jeden dysk padnie, to dane są jeszcze kopie zapasowe), Wyjątkiem są nośniki optyczne (powszechnie nazywane płytami CD). Dobrze wykonana płyta może przechowywać dane przez co najmniej 100 lat (co i tak jest marnym wynikiem w porównaniu z dobrej jakości papierem). Przy czym pod dobrze wykonana rozumie się po pierwsze materiał dobrej jakości plus sposób nagrania danych (w warunkach domowycg tego się nie zrobi). No i taką płytę należy przechowywać w ciemni.

  26. Wydawać coś w 300 egzemplarzach na papierze można tylko po to, żeby nikt tego nie czytał, 90% nakładu wyląduje w miejscach, w których będzie leżakować 20 lat, a potem pójdzie na przemiał …

    Robiłem w branży prawniczo-wydawniczej -> wydawnictwo Lexis Nexis teraz to Wolters coś tam coś tam i przeszło dekadę temu stosowano druk cyfrowy i opłacalnymi nakładami było 400 egzemplarzy. Zarobek jednostkowy nie musi być kosmiczny, utrzymanie klienta ma mega ważne znaczenie.

  27. A co z wodą, jak wpływa na zapisaną płytę CD.

    Odnośnie książek to fakt, ale te w tańszej technologii (celuloza) żółkną niemiłosiernie a z czasem rozpadają się. Te wykonane w dobrej technologii, tj. papier z konopi, to już inna bajka. Swoją drogą kiedyś tej konopi uprawiało się naprawdę dużo i powszechnie (np. do lin okrętowych, żagli, ubrań itp.), a o ćpunach jakoś kroniki nie podają.

    Jak wiemy, takie księgi miały wówczas swoją wagę oraz wartość, dlatego nie od parady widniały na nich ostrzeżenia typu:

    – „Kto tę książkę ukradnie, temu ręka odpadnie”

    -„Kto tę księgę schowa pod futro, tego obwieszą jutro”

  28. Ano wlasnie w tym  problem.   My nie czytamy !  To jest  uksztaltowanie – zaprogramowanie  czlowieka. Od  2-go roku zycia przed  ekranem. Po pierwsze  przyzwyczajenie  do  formy.  Po drugie  nachalnosc  i sila tej formy robi  zludzenie  (pewnosc !), ze sie jest poinformowanym,  wyedukowanym  –  madrym,  na  poziomie.  Wiec  czytanie jest  po pierwsze uciazliwe, po drugie  niepotrzebne.  A  co do „naukowcow”.  Ich celem  nie jest  tworczosc i odkrycie.  Ich celem jest kariera, pozycja w stadzie, splendor, latwosc zycia….   Czescia tego jest „publikacja”  i  „cytowanie”  —    mierzone w  sztukach.  To sie zbiera  i  uklada w  stosach.   Ksiazki,  a szczegolnie  dobre  ksiazki,  tak   mysle,  sa dla  ludzi w niszach,  ktorzy  sie obronili przed  maistreamem.

  29. Ale tu nie chodzi o bycie wyedukowanym i na poziomie!
    Problem jest w tym, że „jestem głupiutką blondyneczką” czy  to jest wzór do naśladowania a nie forma treści.

  30. Sorry Gabriel, ale się uruchomiłem jak czytam o „dzisiejszej młodzieży”.

    Proszę Państwa tu nie chodzi o żadne rozpoznywanie Piłsudskiego, o czytanie mądrych książek itp.

    Tak się składa, że szukam żony(oferty wysyłać na mejla 🙂 ), i jako, że podchodzę do sprawy poważnie mam pewne warunki brzegowe, np. tak sobie zamarzyłem, żeby nie nosiła dziurawych spodni.

     

    Rozumiecie o co chodzi? Tu nie chodzi o czytelnictwo, internet, ekologie, czy gender. Na prawdę należy zacząć od spodni bez dziury na kolanie.

  31. Na marginesie dzisiejszej notki, acz jednak też o treściach cyfrowych: odnalazł się kabaret Ucho Prezesa. Odnalazł się, chociaż nikt go nie zgubił, razem z produkcjami Vegi i Księdzem Smarzowskiego. W serwisie wideo na życzenie show*ax. Reklamowanym przez Ewana MacGregora.

  32. Tekst o Wierzchowinach b. ważny, oby przełomowy. Ruszyłem nawet do czeskiego IPN ale wyświetliła mi się tylko nagroda literacka Egona…

  33. Ja też do wczorajszej notki.

    Jeśli p. M. Jasiński nie pamięta tytułu publikacji z opowieścią Kischa, to może chociaż przypomni sobie do którego oddziału IPN tę rewelację zaniósł (i kiedy mniej więcej)? Tam z pewnością zostało to odnotowane w jakiejś księdze inwentarzowej, albo księdze wpływów, więc łatwo będzie odnaleźć poszukiwane przez nas informacje. Wystarczy odwiedzić właściwy oddział IPN, a może tylko wykonać telefon.

    Krótka internetowa „lustracja” wskazuje, że p. Jasiński jest związany z Wrocławiem, ale może kiedyś bliżej mu było do Warszawy czy innego miasta z siedzibą IPN?

    Swoją drogą, to trochę dziwne, że tak sobie można przekazywać poważnej instytucji o charakterze również archiwum jakieś dokumenty, a potem je odbierać… Przecież to wszystko musi być gdzieś odnotowywane, może kopiowane, no i przekazywane do magazynu ze stosowną sygnaturą. Jeśli coś raz wpłynęło, to potem, żeby zniknąć z inwentarza, musi być „komisyjnie” likwidowane, albo przekazywane gdzie indziej. Nie sądzę, aby w IPN były inne zwyczaje.

  34. To jest tak, że młodzież jest różna.  Druga strona też ma warunki brzegowe.

    Dam przykład,  nie ofertę broń Boże.  Moja wnuczka nie nosi dziurawych spodni ani dosłownie ani hasłowo. Tez jedt za młoda.

    Ale jej warunek brzegowy, to porządne gospodarstwo rolne.  Teraz nie kupi już ziemi rolnej sama. Musi ,,się wzenić,,

    .

  35. Jako P.S. dwudziestu lat z pewnością nie mamy. W naukach przyrodniczych to kwestia najbliższych kilku lat.

  36. „Logicznym by więc było, żeby książki naukowe, których i tak nikt nie czyta ukazywały się nie w papierze, ale wersji elektronicznej.”

    No właśnie! Tym bardziej, że sprawa jest banalnie prosta, bo teraz, ze względu na obawę o plagiat, każda praca tzw. naukowa, łącznie z magisterską i licencjacką, muszą być przekazane także w wersji elektronicznej, żeby przejść przez program antyplagiatowy. Jaki to problem wrzucić później owo dzieło do Internetu, a na stronie uczelni, czy innego instytutu badawczego zamieścić odpowiedni katalog/inwentarz tych elektronicznych publikacji?

    No, ale wtedy każdy mógłby się przekonać, jak marnym kosztem osiągane są u nas (pewnie nie tylko) tytuły naukowe i związane z nimi ciepłe posadki.

    Dlatego przynajmniej w tej dziedzinie książka papierowa nie zaniknie, bo można ją wydać w tych symbolicznych 300 egzemplarzach i zamknąć na pólkach w archiwum uczelni, niech kurz pokrywa te kompromitujące dzieła…

  37. Będzie ci trudno. Już takich spodni nie robią. Ale jak się ładnie zestarzejesz w kawalerstwie, to przyjdzie inna moda i ożenisz się jako 45 latek z ładną dwudziestką. Tylko musisz trochę kasy natłuc do tego czasu

  38. 🙂 Oj tam, oj tam nie rozpoznają Piłsudskiego na zdjęciu. Taż widać: Stalin.

    Niestety nie potrafię dotrzeć i zalinkować mojej opowiastki, sprzed kilku miesięcy.

  39. Ja robię w druku i nie musisz mnie przekonywać, chodzi o to, że jeśli drukiem ukazuje się praca, na którą poszedł grant powiedzmy 50 tysięcy, to te 200 egzemplarzy nie ma znaczenia jaką meteodą jest drukowane, może być nawet oprawione w skórę. A nie ma znaczenia, bo nikt tego nigdy nie przeczyta, oprócz może autora i kilku osób z nim powiązanych. A reszta będzie się kurzyc w piwnicach.

  40. Eeee… tam. To już było.

    Moja mama mieszkała, ze starszą siostrą, nauczycielką, w jednym pokoju  przy szkole/liceum. Siostra, mól książkowy. Mama, uczennica, miała fajniejsze zajęcia, ale podkochiwala się w poloniście, więc tym bardziej nie chciała się kompromitowac. Przed klasówka, albo pisaniem wypracowania, lekturę opowiadała siostra. Dwie godziny słuchania i piąteczka w dzienniku.

    Pisałam kilka dni temu, że ciocia się Wspomnieniami Woyniłłowicza bardzo zainteresowała. To ta sama osoba, co opowiadała mamie lektury. Oczywiście nie wszystkie,  bez przesady, mama też lubiła czytać,  ale wtedy miała inne zainteresowania, którym poświęcała czas.

    Wiem, powtarzam się. Sorry.

  41. 15.03.2015 (IAR) – W obronie odręcznego pisania stanął Instytut Grafologii w Urbino we Włoszech. Jest on zaniepokojony decyzją władz oświatowych Finlandii, by zrezygnować z nauczania ręcznego pisania na rzecz posługiwania się komputerem.

    Instytut w Urbino podziela stanowisko niemieckiego neuropsychiatry Manfreda Spitzera, który ostrzega przed „cyfrową demencją” przyszłych pokoleń. Przyłącza się jednocześnie do amerykańskiej kampanii na rzecz odręcznego pisania, którą poparł UNICEF, Fundusz Narodów Zjednoczonych na Rzecz Dzieci. Kierownictwo Instytutu, prowadzonego od czterdziestu lat przez włoskich Franciszkanów, przypomina, że odręczne pisanie towarzyszy człowiekowi przez całe życie. Jak to określono: od dziecinnych bazgrołów po testament. Umiejętność ta jest rezultatem tzw. melodii kinetycznej, łączącej umysł, serce i rękę. Dlatego możemy mówić o prawie każdego do odręcznego pisania i poczuwać się do obowiązku obrony młodych pokoleń przez próbą pozbawienia ich tego prawa.

    Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/Marek Lehnert/Rzym/mg

    Od czasu zapoznania się z tą notką naszły mnie podobne myśli jak Kwa Zulu… Gromadzę więc od jakiegoś czasu książki… tym chętniej odkąd „odkryłem” tego bloga.

  42. A co to jest treść? Miałem nauczyciela w szkole, był to Bolo Dunikowski, Historyk. Dość porządnie nas uczył, do uczniów zwracał się per kretyn. Kretyn rzadzi, kretyn cedzi, kretyn niczego nie wie. A teraz to co to jest? Nie ma treści, nawet propaganda nie jest w stanie napisać czegoś podobnego do „Szerszenia”. Pusto, ciemno i nic nie ma. Ciekawe co na tych targach w Bytomiu można znaleźć oprócz Twoich książek.

  43. Wrocław ma w praktyce status „wolnego miasta”.

    Tam obowiązują lokalne regulacje (lokalizacja miejska na „prawie niemieckim”).

  44. Czytanie wtajemniczeniem a liczenie magią- jak to już celnie ujął Coryllus kilka notek wstecz, w temacie niszczenia kultury i sztuki chrześcijańskiej- ohyda spustoszenia!

  45. Wspomniana przeze mnie przed chwilą ciocia, mieszka razem z rodziną córki. Dwóch wnuków 15 lat i 9. O Cyfrowej demencji też rozmawiałysmy. To jest tragiczne,  bo im większe mają problemy z chłopakami, tym więcej ekranów do oglądania im udostępniają. I zero konsekwencji jeśli chodzi o zakazy. Gdybym się częściej z siostrą spotykała, to może bym jakoś pomogła, ale przez telefon to się można tylko pokłócić.

  46. No i jeszcze wyciszenie jakie niesie sztuka kaligrafii, o której pozytywnych efektach na uczących się w jednej ze szkół prywatnych wspominał Grzegorz Braun.
    A 'zduraczała’ masa ma nurzać się w miazmatach postnowoczesności.

  47. „I tak ludzkość, jako masa, stanie u progu totalnego analfabetyzmu.” ależ dzięki nieustającego, szalonego postępu i wysiłkom humanistów ona nie tylko już nad nim stanęła ale i wykonała ogromny krok naprzód. A imię jego ISBN

  48. W wielu krajach uczelnie udostępniają prace licencjackie, magisterskie czy doktorskie w formie pdfów. Zdarzyło mi się również widzieć prace, które wsparte były opiniami recenzentów i otrzymaną punktacją.

  49. „Surogaci” i „Idiokracja”

  50. Trochę dziwne, bo pisanie wyrabia koordynację na linii oko-mózg-ręka, jak i na odwrót. Sam piszę na komputerze od 25 lat i drugie tyle wyłacznie ręcznie. Od dłuższego czasu posiadamy w pracy elektroniczny obieg dokumentów i kiedy teraz mam dłuższy kawałek napisać ręcznie to idzie mi to niesporo. Przypominam sobie, kiedy na początku pracy na komputerze szybciej szło mi napisać coś ręcznie i wklepać do komputera.
    Kaligrafia. Moja Mama i Ojciec mieli w szkole kaligrafię. Mama pisze do tej pory pięknie, nie widać iż pisze to osoba starsza. Kiedyś załatwiając coś w urzędzie Mama wypełniła przy urzędniczce ankietę i ta nie mogła wyjść z podziwu, że tak pięknie jest wypełniona, na co Mama powiedziała: – Bo ja w szkole miałam kaligrafię.

  51. Różnie to może być z tą piwnicą. Czym innym jest „przewał grantowy” a czym innym komercja prawnicza. Podam taki przypadek Renata Sulewska „Dłutem Wycięte” kupiłem to w aszonie w cenie makulatury bo mnie snycerka i stolarka interesuje. Ma wszystkie wyznaczniki projektu na „przewał grantowy” a z jakichś powodów do dziś w różnych księgarniach funkcjonuje, pogdybasz dlaczego ?

  52. To nie jest przewał grantowy, ona to napisała jak najbardziej serio

  53. Jako P.S. dwudziestu lat z pewnością nie mamy. W naukach przyrodniczych to kwestia najbliższych kilku lat.

    Skąd taki wniosek ? My nie mówimy o przyrodzie, my mówimy o naukach społecznych. Podaj przesłanki, żeby znów wydarzenia potraktować po darwinowsku przyrodniczo ?

  54. To nie jest przewał grantowy, ona to napisała jak najbardziej serio

    Ja jedynie napisałem, że ma wyznaczniki. Nakład 500 egz. wydanie publikacji dofinansowane przez KBN. A treść jak piszesz jak najbardziej serio. Dlatego zwróciłem na to uwagę w stosie makulatury. Tylko dlaczego pozycja funkcjonuje w obiegu sprzedażowym, EMPIK, Gandalf jak już lata temu trafiła do makulatury w aszonie ? Jak to to działa, że raz wartościowe treści lądują w makulaturze za 1,99 czy 2,99 czy 4,99 a innym razem „przewał grantowy” trzyma cenę ?

  55. Może się mylę, ale po raz kolejny mam wrażenie, czytając komentarze ,,po całości,, że jakoś państwo nie lubicie dzieci i młodzieży?

    Nooo, może to ja mam skrzywienie zawodowe, bo praktycznie całe życie, sama stając się coraz starsza, pracowałam z młodzieżą . Młodszą, starszą….. Lubiliśmy się i szanowali wzajemnie….Kiedyś wracając z pracy autobusem….usłyszałam jak w tłoku młodzi ludzie, nie ci znani mi, opowiadali komuś co komu pomogłam…że im to kolega mówił…itd..

    .

    I dziś mam dobry kontakt z nimi… rozumiem czemu są tacy, jacy są…

    Tę młodzież mamy.

    Innej nie. Nooo , można ich oczywiście nie lubić…

    .

  56. NURF, czyli Nasz Ulubiony Reżyser Filmowy Wojtuś Smarzowski dla GW w kontekście swojego filmiku Ksiądz.:

    – Kościół nie rozliczył się z pedofilią w swoich szeregach i to jest temat, który mnie uwiera.

    – Tak naprawdę ludzi ruszają dwie rzeczy – pazerność na pieniądze i właśnie pedofilia.

    – Widzi pani, książkę o pedofilii w polskim Kościele napisał Holender. Sztukę o polskim katolicyzmie zrobił Chorwat.

    … a historię pisali nam Sowieci i Norman Davies z podobnych pobudek jak ów Holender i Chorwat.

  57. Skoro w naukach przyrodniczych wszystkie ważne bazy i duże czasopisma są w pełni zdigitalizowane, i w zasadzie każdą prenumeratę możesz zamówić w wersji wyłącznie cyfrowej to droga do rezygnacji z wersji drukowanych nie jest daleka. Nauki społeczne dołączą później, ale wątpię żeby potrzebowały aż 20 lat.

  58. Muszę coś ogłosić.Właśnie się dowiedziałem, że 18 marca zmarł jeden z moich najwierniejszych czytelników Pan Jacek Drachal. Przychodził zawsze na targi, wielu z nas go znało…Świeć Panie nad Jego duszą

     

    http://nekrologi.wyborcza.pl/0,11,,387480,Jacek-Drachal-kondolencje.html

  59. Wiesz, robią takie spodnie. .. Mam po sąsiedzku dwie studentki, wynajmujace tu niedaleko mieszkanie.  Chodzą w takich spodniach.  Uczą się,  gdy mają nie za często gości  to jest spokojnie i sympatycznie. ..

    Przychodzą czasem coś zapytać,  pożyczyły kiedyś trochę cukru,  bo robiły budyń dla gości i prosił się o dosłodzenie…

    Fajne dziewczyny. ..bez dziwactwa,  malowideł,  kolczyków. ..tęsknią do domów,  do mam. …zagadują do mnie. ..

    .

    Niech im się wiedzie

    .

  60. Przypomniała mi się książka Ray’a Bradbury’ego pt. „Farentheit 451” z 1953 r. i film z 1966 r. Książka jest o czasach, kiedy czytanie i posiadanie książek jest zakazane a straż pożarna służy do wykrywania, kto jeszcze przechowuje prywatnie książki i jeździ aby je palić. Czytanie książek to poważne przestępstwo. W domach są wielkie telewizory interaktywne, nadające całą dobę program pt. „Rodzina”, w którym można sobie wybrać rolę i grać. Bo rodziny już w zasadzie nie istnieją.  Pogotowie ratunkowe przyjeżdża głównie w celu płukania żołądka niedoszłym samobójcom. Rutynowo.

    Może ulubione książki należy zbierać podobnie jak zapałki i świece na „czarną godzinę”. PS. W anglosaskich programach o „domu”: kupowaniu, sprzedawaniu, remontowaniu, urządzaniu – nie ma bibliotek. Nie ma książek. Bohaterowie emocjonują się rodzajem blatu kuchennego i  które miejsce jest najlepsze na telewizor ale nigdy nie szukają miejsca na domową biblioteczkę. Czyli to już.

  61. Parasolnikow – trudno będzie ze znalezieniem kandydatki na żonę ubraną niemodnie, czyli w spodenkach z całymi kolanami. Dziewczyny ładne i modne w Śródmieściu i na Saskiej Kępie biegają w dżinsach z porwanymi kolanami.

  62. Najgorsze jest to, że w mojej rodzinie nikt nigdy nie był w PZPR ani z nimi nie sympatyzował. Tak przynajmniej mi wszyscy zawsze mówili. Niestety 25 trzeciej RP zrobiło za pomocą mediów głównie (choć i rządów) wielu ludziom (i to nie tym najmłodszym, ale pokoleniu lat 50) naprawdę totalną papkę w głowie. A może po prostu uformowali dla nowych celów to, co od dawna było tam zakorzenione przez komunistów.

  63. U siebie również zauważyłem podobną prawidłowość/problem z płynnym i wyraźnym odręcznym pisaniem po dłuższej na tym polu absencji, więc to właśnie tak działa. Długopis jakoś tak dziwnie leży w dłoni… jak ciało obce. Choć jestem jeszcze z pokolenia które dużo pisało/przepisywało żeby się czegoś nauczyć. Pisanie było u mnie nieodzownym elementem czytania. Jeśli więc spojrzymy na zagrożenia i konsekwencje wynikające z tego rodzaju pomysłów to przestaje być dziwne. Po całkowitym zaniku tej umiejętności wystarczy więc awaria sprzętu elektronicznego i mamy masy bezwolnych zombie „kontra” „wtajemniczeni w piśmie”. To nie jest teoria spiskowa. Ja tylko widzę te konsekwencje/zagrożenia bez względu na to w jaki sposób powstały (w wyniku planu czy przypadku)

  64. Tak i odpowiedzą była jedynie niezbyt þrosta ucieczka z miasta, gdzie w lesie gromadziły się „żywe książki”, czyli ludzie, którzy znali książki na pamięć. Partyzantka przyszłości?

  65. Mnie to, opisywane wczoraj przez coryllusa, zanadzenie z Mirosławem Jasińskim też spokoju nie daje. Z różnych względów. Waga tej sprawy – Wierzchowin – dla nas jakoś nie pasuje do środowiska, o którym dość sporo można znaleźć w necie, a z którym Jasiński był/jest ? związany.

    Np. tu: http://polska1918-89.pl/pdf/na-gorskich-szlakach,4865.pdf

  66. Oczywiście, że bylo6…od kat zwracam tu, pod blogiem , uwagę na zjawisko nazwane kiedyś  przeze mnie : nieuswiadamiany sobie  – socjalizm. ..we własnych głowach. .

    .

    .

  67. tak, musi być w księdze wejścia i w księdze wyjścia, musi mieć też jakiś numer porządkowy

  68. tam był chyba jeszcze motyw człowieka-książki, tzn. ktoś uczył się wybranej książki na pamięć, by w ten sposób ocalić ją przed anihilacją (straszne słowo, ale trudno go dziś nie używać, pasuje jak ulał…), i ci ludzie z książkami w głowie byli chyba skrajną opozycją albo wręcz podziemiem

  69. Kaligrafia w szkołach na pewno była jeszcze w latach sześćdziesiątych Odeszła w niebyt wraz z pojawieniem się długopisów i odejściem do lamusa pióra ze stalówką. Pamiętam, że nam pozwolono wziąć oficjalnie do ręki długopisy dopiero jak byliśmy w czwartej, czy piątej klasie.

  70. To profetyczna książka i film. Fahrenheit 451 zawsze aktualny.

    Przecież ślepy by zauważył, że pewne treści są „zamykane” i usuwane z publicznej narracji. Owszem, egzystują pokątnie, w rozmaitych „ostańcach”, m.in. tutaj. Nie można z tego rezygnować – przekonałam się, gdy wśród pięknych idei w narracji publicznej nie istniało słowo „własność”, a było omawiane niszowo właśnie, w publicystyce w necie. No i z czasem pojęcie własności zyskiwało na znaczeniu i było używane coraz szerzej. Z drugiej strony aparat państwa robił wiele, by natychmiast nawet tę dzisiejszą własność Polaków ograniczać. Takim świetnym przykładem są wykłady Leszka Żebrowskiego, traktujące o NSZ. Mówił na początku o organizacji, przyczynach, walkach etc, a w pewnym momencie zaczął podkreślać, że NSZ – wśród innych spraw – broniły własności.

  71. Książka i film były z gatunku science fiction, więc zapewne autor nie zawracał sobie zanadto głowy „realistycznym zakończeniem”. Stąd „ucieczka do lasu” i uczenie się książek na pamięć. Ciekawe, że w wielu starych kulturach przekaz tradycji odbywał się na zasadzie recytowania z pamięci. Ale przez wieki i tysiąclecia nie było telewizji, która przerabia mózgi na pulpę.
    Co do „partyzantki przyszłości” to kluczowy będzie Kościół Rzymsko Katolicki, bo Jego jedynym celem jest głoszenie Dobrej Nowiny. Czyli Nowy i Stary Testament. Ten sam „problem” mają Żydzi i ich Księgi. Czyli o to toczy się bitwa.

  72. W anglosaskich programach o „domu”: kupowaniu, sprzedawaniu, remontowaniu, urządzaniu – nie ma bibliotek. Nie ma książek. Bohaterowie emocjonują się rodzajem blatu kuchennego i  które miejsce jest najlepsze na telewizor ale nigdy nie szukają miejsca na domową biblioteczkę. Czyli to już.

    Czasem jeszcze przewidywane są miejsca na książki, ale trynd jest taki, że mieszkanie ma być raczej pustawe a nie zawalone rupieciami. Knigi to nie dość, że zbieraja kurz i to jeszcze stare i brzydkie wydzielają taki dziwny zapach…. 🙂
    http://www.homebook.pl/inspiracje/1

  73. Pegazem z lasu do rzeki (tylko dla osób o mocnych nerwach)

  74. dopuszczalne są jedynie duże i kolorowe albumy o urządzaniu wnętrz, ułożone w gustowne stosiki, żeby było widać tytuł „art deco” albo w podobie

  75. Trafione, zatopione. Protestanci i komuniści nienawidzą wdawania się w dyskusje o „świętości własności’. Ciągle tylko o „sprawiedliwości i równości”. A w domyśle – rabunek.  Właśnie sobie uświadamiam, że polskie edycje programów poświęconych urządzaniu domów i mieszkań również nigdy nie przewidują posiadania biblioteki. Czasem w pokoju dziecinnym „szuflada na książeczki” jest planowana. Takich z obrazkami. To zabawne, bo najczęściej bohaterami tych opowieści są „młodzi, wykształceni z wielkich miast”.

    PS. Leszek Żebrowski jest ścigany całkiem serio przez zorganizowane siły z rejonów KOD. Były już donosy w Norwegii.  Komuś pali się ziemia pod nogami. Trzecie pokolenie UB chętnie spaliłoby wszystkie wspomnienia z IIWW i z czasów powojennych. Zwłaszcza „bolą ich” takie organizacje jak NSZ.

  76. Dokładnie tak. Sugestia podprogowa. Niektórzy tłumaczą tę nieobecność książek w domowym krajobrazie „zwyczajem częstych przeprowadzek”, a książki jakoby są ciężkie. Jasne, że „książki są brzydkie i zbierają kurz”.A telewizor kurzu nie zbiera:)))

  77. No po prostu „bąba”. A już ta organizacja „Friends of Soviet Russia” założona w 1921 r. a dalej w 1927 „International Association of Friends of the Soviet Union”. Ci to dopiero inwestowali w książki. Ilu wylansowano noblistów a ile „wielkich amerykańskich filmów”. Na czele oczywiście „Dochtór Żywago”.

  78. Kwiaty pod pomnikiem 4  (słownie; czterech) poległych żołnierzy KBW w Birczy 2006:

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Korpus_Bezpiecze%C5%84stwa_Wewn%C4%99trznego#/media/File:Bircza_4_03_1947.jpg

    zdjęcie sąsiaduje z następującą informacją:

    „Do 1953 KBW uczestniczyło w akcjach przeciwko podziemiu antykomunistycznemu, prowadziło pacyfikacje wsi popierających Polskie Stronnictwo Ludowe i oddziały partyzanckie. W okresie od marca 1945 do kwietnia 1947 oddziały KBW zabiły ponad 1500 żołnierzy podziemia niepodległościowego, raniły 301, wzięły do niewoli 12 200 osób, aresztowały ok. 300 współpracowników podziemia oraz dalszych 13 000 osób oskarżanych o przynależność do antykomunistycznych organizacji konspiracyjnych”

  79. Nie wiem co może być przyczyną. Przychodzi mi do głowy tylko 1 powód: przeładowana skrzynka. Zaraz pokasuję

  80. „Nikt niczego nie znajdzie i nikt nie będzie się mógł wypromować tak jak to my tutaj czynimy, albowiem ogromne budżety zostaną przeznaczone na promocję właściwych autorów, którzy produkują właściwe treści. I tych autorów już dziś znamy i mamy z nimi do czynienia: Bonda, Miłoszewski, Twardoch…”

    No ale przeciez tego Twardocha czy Bonda (przepraszam, Bondy) nikt chyba nie czyta. Kto moglby czytac wypociny szmaciarza-agenta czy jakiejs idiotki?

  81. już to było. Po wojnie, w okresie stalinowskim,  rekwirowano z bibliotek zakazane tytuły i publikacje zakazanych przez cenzurę autorów. W masowych rewizjach po domach i domowych bibliotekach, także rekwirowano zakazane książki. Jeśli ich nie palono (czasem palono), to przeznaczano w charakterze surowca wtórnego do zakładów papierniczych.

  82. Co z tego, że nie czyta.Doszliśmy do miejsca, kiedy sama obecność innych autorów jest problemem…brak czytelnika można jakoś zniwelować promocją i wirtualną fikcją, obecności innych autorów ukryć się nie da. Trzeba zrobić z nimi porządek

  83. pewnie zależy to od tego, jaka ilość trafiła do jakiego dystrybutora. I wówczas to dystrybutor prowadzi swoją politykę w zakresie , na co utrzymać  cenę, a co skierować  do przeceny.

  84. Czyli ten Bradbury to jakis jasnowidz.

  85. i to w mróz.

    No i bez skarpetek, ale bez skarpetek to wcale nie wyłącznie  dziewczyny.

    Ortopedzi będą mieli za parę lat żniwa.

    Podobnie jak laryngolodzy (słuchawki „eksploatujące” błonę bębenkową).

    Że o okulistach nawet nie wspomnę.

  86. Za Gomułki też był „rajd po bibliotekach” ale chyba tylko -publicznych.

  87. „Kantyk dla Leibowitza”  (A Canticle for Leibowitz)

    autor: Walter. M. Miller
    (edycja amerykańska 1959 r., – nagroda Hugo 1961 r.)
    Edycja polska : 1991 r.

  88. no i jak będzie można cokolwiek   policzyć w zakresie tabliczki mnożenia bez kalkulatora.

  89. KBW mogło robić takie pacyfikacje, ale nie w Bieszczadach. Bircza była wysiedlana kilkukrotnie, ale pierwsze wielkie wysiedlenie dotyczyło Polaków i zostało przeprowadzone przez Sowietów za pierwszej okupacji sowieckiej. Wywiezione zostały elity miejscowe polskie wg listy sporządzonej przez kolaborantów sowieckich.  Potem wywózki urządzali Niemcy. Domyślam się, że ta informacja nie dotyczy samych Bieszczad, bo te w 1945 r. były wyludnione.  W Birczy i w Bieszczadach KBW urządzało już chyba wyłącznie obławy na OUN UPA przedzierające się na Zachód lub na tzw. kryjówki UPA. Zapewne też KBW wyłapywało członków Podziemia Niepodległościowego uciekających na Zachód. Ale robiło to wzdłuż całej granicy z Czechosłowacją.  Po akcji „Wisła” teren Bieszczad był pod administracją MSW, w tym tereny łowieckie dla partyjnych bonzów i tamtejsze PGR-y. No i te ich „ośrodki wypoczynkowe”.

  90. tak, za Gomułki to był już „liberalizm”.

    A za Gierka był liberalizm turbo.

    A teraz to już pewnie biturbo.

  91. Te ’Texte’ to jedno wielkie nic. Typowe pociskanie kotka, strachliwie próbowane przez zwiędły pseudointelekt, pełzający „do ogieńka, do ciepełka”. Takie tam „ten z tą, a tamta z tamtym, a ten to w kwadrans wskoczył, taki szybki bill był”. Pieprzenie zazdrosnego pederasty-grafomana, bez księżycowego cienia wyobraźni. Szkoda na to naszego cennego czasu. Poza tym — to już ode mnie, osobiście — niemczyzna sześcioklasisty zawsze mnie wnerwiała. Jak już ktoś przy mnie chce mówić niemczyzną, albo pisać auf gut Deutsch, taki niech się lepiej postara.

  92. Zero tam jest informacji o Polsce, oraz równo zero takich, które z Polską się wiążą.

  93. Czyszczenie bibliotek z „dzieł Stalina”, i temu podobnych szło pełną parą. Czasem ludzie sobie brali do domu dla ozdoby, bo wydania fulwypas, grzbiety ze złoconymi literami, albo wycinali środek i robili schowek na flaszkę.

  94. Ja kończyłem studia 20 lat temu. No i popatrz wszystkie ważniejsze dane w branży IT, nie lokalne, oczywiście były 100% zdigitalizowane już wtedy. No a rynek usług IT nie zniknął był, nie zwinął się, o dziwo on z roku na rok rośnie.
    Mnie wtedy zastanawiało, dlaczego komunikacja obywatel <-> państwo nie fokusuje się na komunikacji elektronicznej, przecież to TYLE UŁATWIA 🙂 Młody byłem to i głupie pomysły mnie się imały, jak każdego widzącego OGROMNE DOBRO w kontroli.
    Popatrz na takie rynki jak usługi medyczne; produkcja leków, medykamentów czy suplementów diety i wielokrotnie wspominany rynek produkcji żywności.

    Co trzeba by zrobić by zmienić, którychś z tych rynków ? I ile by to potrwało ? No i jakie mogłyby być potencjalne skutki ?

  95. Zauważ też, że te wszystkie „sprawiedliwości i równości” są podlewane hasłem WOLNOŚĆ. Z czasem hasło: wolność jest podlewane tzw. zrozumieniem konieczności. Wtedy zaczyna się terror na poważnie. Dość szybko, skądinąd, zaraz, gdy tylko zmieniają się rewolucyjnie stosunki własnościowe.

  96. bo te równiachy chcą nam zapewnić po prostu wolność od własności, bo własność to po pierwsze kłopot, po drugie – koszty a po trzecie – ograniczenie mobilności zawodowej.

  97. No tak: „wolność to uświadomiona konieczność”

  98. Otóż to!

    A mówiąc językiem naukowym: „Przyznaniu komukolwiek prawa do wolności jest fikcją, o ile nie wskazuje się źródeł dóbr koniecznych do realizacji tego prawa.”

    Ile ja się natłumaczyłam kiedyś, że tych Murzynów w Ameryce wcale nie uwolnili, bo puścić kogoś wolno w skarpetkach tzn. wpędzić go w kolejne niewolnictwo. Gdyby im przydzielono ziemię, to co innego. Wtedy tej naukowej definicji nie znałam, ale myślę, że nie wiele by pomogło. Niektórym nie wytłumaczysz.

  99. Brum bram brum…:

    http://papug.pl/wzniesmy-wielka-katolicka-polske

    A Toyaha dali po sąsiedzku…

  100. No dobra, ale po śmierci Kurtyki ktoś mu te papiery zwrócił, więc były „odnajdywalne”. Według jakiego klucza? Chyba, że na biurku śp. prezesa pod przyciskiem do papieru leżały parę miesięcy?

  101. Troszkę rozmawiamy obok tematu. Owszem, 20 lat temu, a nawet wcześniej zasoby literatury naukowej w dowolnej dziedzinie były już zdigitalizowane w dużym stopniu. IT jest tu akurat kiepskim przykładem, bo w okresie przeddigitalizacyjnym niespecjalnie była jakaś literatura IT. Ważne jest przy tym, że i w tekście Coryllusa i w moim komentarzu chodzi o literaturę strice naukową – mówiąc inaczej „publikacje do dorobku”. To nie jest rynek książki jako takiej, nie rządzi się żadnymi prawami rynku ale faktycznie stanowi enklawę pozycji drukowanej. Jednak w branży nauk przyrodniczych pomalutku przestaje istnieć taka potrzeba. Wystarczy żeby zniknął taki zapis w regulacjach prawnych dotyczących przyznawania tytułów naukowych, grantów i dotacji.

  102. Na taką kompromitację to sobie nasi wielcy uczeni nigdy nie pozwolą.

  103. No właśnie. Tych kuźni kadr było wiele, o różnej specjalizacji/kierunku…

  104. Czyli musi być jakiś ślad w IPN, skoro dokument po śmierci Janusza Kurtyki odnaleziono i zwrócono M. Jasińskiemu?

  105. Nic z czego da się wyprodukować włókna nadające się na tkaninę nie zostanie wypuszczone ludziom w dzierżawę. Zapomnij więc o konopiach.

  106. Wysłałam Panu nowy adres maila (ze starego adresu, nowy w treści wiadomości). Ze starym coś nie tak

  107. Monopol poliestru i bawełny. Wełna jako produkt niszowy.

  108. oczywiście, ”wycięcie” konopi to była i jest poważna sprawa, żeby mogli sobie pozwolić choćby na częściowe ”wypuszczenie”… , to samo dotyczy ”książki”/od produkcji do konsumpcji/

  109. Czytaja, czytaja…

    … a niektorzy jak Marine LP juz w piatek na „konsultacje” do Moskwy poleciala… bo tak sie ta lunia Kozeva wali i sypie ze wszyskich stron !

  110. Tu warto dodać, że konopie stały również mocno w poprzek kwitnącym świeżo interesom takich firm jak DuPont. Pewnie część czytelników tego bloga to już wie, ale może ktoś akurat dowie się czegoś nowego:
    Przypadkowo w 1937 roku, DuPont właśnie opatentował proces wytwarzania plastiku z ropy i węgla, jak również nowy proces wytwarzania papieru z „papki” drzewnej. Według danych z firmy DuPont oraz dziennikarskich rozmów Jack’a Herrer’a z przedstawicielami firmy DuPont, te dwa procesy stanowiły 80% działalności firmy przez ponad 60 następnych lat. Więc gdyby konopia nie została zdelegalizowana, 80% przychodów firmy DuPont nie zmaterializowałoby się, a zanieczyszczenia, które zatruły nasze powietrze i wodę, nigdy by nie wystąpiły. Na otwartym rynku, konopia pomogłaby przetrwać większości amerykańskich rodzinnych farm i najprawdopodobniej pomogłaby nawet zwiększyć ich liczbę, pomimo wielkiej recesji w latach 30’tych. Ale konkurowanie przeciwko środowiskowo przyjaznemu papierowi z konopi i naturalnemu plastikowi, naraziłoby lukratywne projekty finansowe
    Hearst’a, DuPont’a i bankiera DuPont’a Andrew Mellon’a. W tej sprawie odbywał się szereg ściśle tajnych spotkań.
     
      W 1931,Mellon piastujący stanowisko w Departamence Skarbu za czasów Hoover’a, polecił Harry’ego J. Aslinger’a (swojego przyszłego zięcia) na stanowisko szefa Federal Bureau of Narcotics and Dangerous Drugs (FBNDD). Stanowisko sprawował przez następne 31 lat. Baronowie przemysłowi i finansowi wiedzieli , że maszyny do cięcia, balowania, dekortykacji i przerobu konopi na papier, stanął się dostępne w połowie lat 30’tych. W tym wypadku Konopia musiała zniknąć.

  111. To był cytat ze strony o konopiach, tylko czcionka się wyrównała.

  112. Czyje toto jest… i co toto jest… ten caly „papug”?  svp,

    Bo praktycznie oprocz Gospodarza i Pana Krzysztofa – to po prostu nedza… a przynajmniej dla mnie… no a teraz… Miedlar !!!

  113. Zachęcony pochwałą rozwijam temat przyjaciół o atrakcyjne biusty.

    „Z mroku do światła, od walki do książki, od smutku do szczęścia”, zwłaszcza gdy amerykańscy przyjaciele kupią tanie biusty i przyślą zboże.
    Biusty wykonała angielska arystokratka Clare Sheridan. Podejrzewam, że te po 2-3 dolary były gipsowe, ale je uatrakcyjniłem. Takie sam bym kupił ze te marne dolary.

  114. Dwie wieści:

    rozrywkowa: jednak te hetero-wstawki w Ucho Prezesa to jednak ocieplanie wizerunku, a tu dowód nie wprost: https://www.youtube.com/watch?v=YLJplWDEwUY

    polit-poprawnościowa z KK: ksiądz prof. Tadeusz Guz otrzymał od przełożonych zakaz publicznych wypowiedzi nt. protestantyzmu. Na razie nie dostał zakazu wypowiedzi nt. Hegla.

  115. Nienawidzę takich spodni (alem już mężatka) i uczę tego obrzydzenia córkę (ale ta straszna małolata,nie zechcesz pewnie czekać z 10-15 lat??

  116. U mnie dziury w dżinsach robią się  sposób naturalny w miejscach obciążonych pracą, czyli na du…pie.

  117. Nie wiem, czyje. Gospodarz wie na pewno.

  118. Też zauważyłem. Administrator zdaje się zamierza zrobić szybko klikalność, ale to jest zła droga niestety

  119. Po prostu piękne. Tylko pozazdrościć. A teraz proszę sobie uświadomić, że większość tzw. wielkiego ziemiaństwa czyli kilkanaście tysięcy dworów a może ponad 20.000 dworów miała w roku 1944 r. zbiory biblioteczne o takich lub większych rozmiarach. A w 1939 r. takich dworów było ponad 50.000, bo trzeba wliczyć te zza Buga. I każdy liczył minimum 10-20 tysięcy woluminów. Jeśli w mieszkaniu w blokowisku można było zebrać 2-3 tysiące a śp. Lem zapewne miał 10.000 w tym dworku – to teraz widzimy skalę – jumy i bezpowrotnych strat, wliczając: starodruki, dokumenty własności, akcje, udziały w spółkach – wszystko  w wersji papierowej. Plus pamiętniki, listy (tego mogło być setki tysięcy a może parę milionów). Jakoś „oficjalna historia” nie ma „stressa” „w tym temacie”. Dzięki za linka. Oglądanie domowej biblioteki w tak sympatycznych okolicznościach przyrody jak dworek pod Krakowem – zawsze cieszy oko.

  120. Nie wiem. Zgłosili się przedstawili warunki, przystałem na nie i już

  121. A skąd ta informacja, że ks. prof. Guz ma zakaz mówienia o protestantyzmie?

  122. To są procesy powtarzające się pod jakimś „centralnym nadzorem”- zastanawiam się w tym miejscu nad celem istnienia Instytutu Badań Literackich.Ktoś tym „komisjom partyjnym” musiał przygotowywać „listy ksiąg do wyrzucenia”. Za Gomułki „solidarnie” były wyrzucane socrealistyczne cegły (zacieranie śladów) zwłaszcza produkcji sowieckiej, jako wyjątkowo prostackie – wraz z dziełami Mickiewicza i innych polskich autorów, którzy nie byli akurat wygodni „na dannom etapie”. Teraz też ma to miejsce i polega na wyrzucaniu wszystkiego poważnego na rzecz Manueli  Gretkowskiej , Olgi Tokarczuk, Stasiuka i innych „tfórców”.

  123. Wielu ludzi ratowało książki już zrzucone na stos do załadunku na przerób na makulaturę. Uratowali wiele cennych książek a ryzykowali utratą pracy. Ci akurat nie wynosili Stalina, chociaż dzieła niektórych pisarzy radzieckich „z epoki” mogłyby dzisiaj bardzo dobrze ukazać stan świadomości stalinowców i to, co usiłowali oni wtłoczyć do mózgów „ciemnemu ludowi’.

  124. To nie dworek pod Krakowem.  Jak najbardziej powojenny nowozbudowany dom na Klinach,  ul. Narwik. Kraków.

    .

     

    .

  125. „Wolność uznania niewoli za stan wyższej konieczności”:)))  Terror mamy cały czas, tylko  w „białych rękawiczkach”.  Konsekwencja, z jaką pewne nazwiska autorów polskich i innych – współczesnych i przedwojennych i ich dzieła – się przemilcza i uniemożliwia do nich dostęp współczesnemu czytelnikowi polskiemu – jest znakiem opresji intelektualnej.

  126. Świetne te „biusty”. No i te „postery”. Ciekawe, kto dawał kasę  na ten dwutygodnik. No i kto był na liście „przyjaciół Rosji bolszewickiej”. Jakoś się dzisiaj nikt nie chwali.

  127. Lem głównie zbierał zagraniczne wydania swoich dzieł, zawalały mu całe ściany.

  128. Stać go było. Nakłady jakie szły w ZSRR i innych demoludach, w Austrii i Niemczech – były gigantyczne. On był bogaty nawet wg kryteriów zachodnich. W PRL był krezusem. Tylko Hameryka go nie doceniła .

  129. Ks. Natanek – 13.03.2017 r. Ks. Tadeusz Guz ma zakaz mówienia prawdy o Lutrze.

    https://youtu.be/OOItcBFUGDk 1:49

  130. Taki OT. Chociaż wiąże się on z rynkiem treści.

    Książka „Handel wołami…”. Jest sobie kapliczka blisko Kęt w woj. śląskim:

    tak ona wygląda: https://www.google.pl/maps/@49.865255,19.1696528,3a,75y,111.84h,79.2t/data=!3m6!1e1!3m4!1sctitKG42OzDLNAXjClBtLQ!2e0!7i13312!8i6656!6m1!1e1

    i co jest najciekawsze historia kapliczki:

    W XVIII wieku w czasach gdy szlaki handlowe wiodły bezdrożami i lasami kupiec prowadził swoje bydło z Małopolski na Śląsk.

    Napadli go zbójcy modlił się podczas napadu do Matki Boskiej Częstochowskiej  i go uratowała. Czyli co szlak prowadził z Małopolski na Śląsk ( tyko gdzie na ten Śląsk)?

    Ale chodzi mi o to, że  ta treść jest tylko rozproszona nigdy bym nie zwrócił uwagę na tą treść gdyby nie książka „Handel wołami…”.

    Pozdrawiam.

  131. …jak widać. ..

    .

  132. Do Wrocławia

    .

  133. Bardzo zla droga…

    … wyraznie administrator chcial  sie wiezc  na Pana i Pana Krzysztofa „grzbiecie”… i zrobic sobie klikalnosc… w sumie to dobrze, ze administrator tego calego „papuga” juz sie tak odslonil…

    … Miedlar na tym samym portalu co Panowie – to naprawde przegiecie… myslalam, ze ten „papug” to cos powazniejszego, a to gorzej niz gimbaza !

  134. Kiedyś czytałem felieton K.T. Toeplitza o Lemie, czasy średnio głębokiej komuny (1970). Dowodził  nim, na przykładach, że Lem po prostu nie potrafi pisać. Czyli jakaś dziwna kłótnia w rodzinie.

  135. Brzydkim pytaniem jest: gdzie podziała się własność? Się rozpłynęła w niebycie? No się nie rozpłynęła…

    Się nią uwłaszcza i się ją handluje. Się zmienia kraj…

    Kto to jest to „się”???

  136. Nie się uwłaszcza i się zmienia, tylko się już dawno uwłaszczyło i zmieniło. A teraz się prostuje pewne samowolki uwłaszczeniowe.

  137. Nie wiem. Do Niemiec na pewno… Ja patrzyłam na pszenicę…

    A te woły. … Gdzie na Podkarpaciu targowanie…W Jarosławiu, czy gdzieś tam…

    Ktoś pamięta?

    .

  138. Straszna, bolesna skala zniszczenia.

    Są jeszcze-chwała Bogu- historie rodzinne.

    Żadnym mędrcom, architektom społeczeństw nie uda się zabić Ducha.

  139. https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Jarosław

    .

    Proszę zobaczyć,  targi 3 razy po miesiącu. ..większe od tych we Frankfurcie.

    Ilu mieszkańców stałych. ..A ilu w miesiącach targowych. ..

    I ceny kwater!…

    .

  140. Tam jednak głupio napisali. ..tyle Wołów….przecież to wydeptany mocno szlak. ..wytyczony, ….jak by tak szli po cudzym.  Przy tej skali  handlu.

    Wiem jak wyglądały drogi do komór celnych przez Księstwo Siewierdkie.

    Są protokoły lustracji majątkowej. .I opisy stanu dróg.

    A tu ogromne stada wołów pędzono

    .

  141. Jak to gdzie sie podziala? Pewnie, ze sie te majatki nie rozplynely we mgle… Pani KOSSOBOR… te rozne zwiazki tajne i poljawne caly czas „pilnuja dobytku”… ta „dziedziczka-zlodziejka” po tatusiu „jego eminencji”… a taki Kwach-alkoholik to juz sp. Oleksy powiedzial, ze sie nie „wylegimityzuje” z tej fortuny razem z Jola… a Radek-Zdradek „soltys” z Chobielina… juz ponoc na Ukrainie „zalegendowany”… tu trzeba tej wlasnosci ukradzionej Polakom szukac… tylko u nich zlodziei !!!

    Teraz to „stare kiejkuty” trzymaja w lapach i ich pomiot… po prostu „sztafeta pokolen”… SIE nam  „nowa jelita” pojawila… i trzeba sie nimi zajac… nie ma wyjscia!

    I w kazdym kraju luni jest taka sama zlodziejska mafia… we Francji Fillon… oskarza Hollande !!!  Pani sobie wyobraza ???

    A od piatku cala Guyane Français… byla kolonia… sie zbuntowala… stoi wszystko… urzedy… lotnisko… a przyslani urzednicy francuscy z „mandatem” rzadowym zostali pogonieni… i natychmiastowym opuszczeniem terytorium… ma przyjechac  urzednik… w randze „ministra” do powaznych rozmow, a nie jakies petaki-mandatariusze !

    Tak sie wyrabia w zlodziejskiej i zbankruowanej Francji !

  142. Tak.

    Poza przemilczaniem autorów i dzieł, opresja intelektualna jest też flankowana „prawem” – są tematy, za które można pójść siedzieć. I nie mówię tu o np. pornografii.

  143. Ten handel z Ruską ma do dziś ślad w wrocławskich nazwach.

    Od Rynku do Placu Czerwonego prowadzi ulica  Ruska.

    A plac. ..od Czerwonej Rusi. …

    .

  144. Zależy od materiału z jakiego płyta jest wykonana. Jak będzie dobrze zabezpieczona to o wiele lepiej zniesie wilgoć niż papier. Po prostu przetrze się szmatką i nie będzie problemu. Gorzej z permanentnym zalaniem tu już może być gorzej, chociaż i czas rozkładu i tak będzie dłuższy niż w przypadku papieru.

    Osobiście bym się nie dziwił jakby poważne instytucje archiwizowały dane na płytach dobrej jakości. Po pierwsze ogromną oszczędność miejsca. Na jednym krążku zmieszczą się setki tysiący stron maszynopisu. Jaka oszczędność miejsa i kosztów! Po drugię bardzo łatwo tworzy się kopie. Po trzecie nie ma zagrożenia, że jakieś promieniowanie ją zniszczy (jak to ma miejsce w przypadku innych cyfrowych nośników). Zagrożenia są podobne jak w przypadku papieru. Światło, woda, ogień oraz fizyczne uszkodzenia.

  145. PRL, ale i III RP stoi na rabunku własnych obywateli. III RP honoruje i uznaje za fundamentalne dekrety zbrodniarzy z PKWNu. A polityką fiskalną poprawia je i ulepsza.

    Można na poziomie państwa powymyślać wszystkie świństwa, jakie się chce; otóż w 1931 roku na Maderze /akurat czytam Korwin-Milewskiego i sobie tę Maderę postudiowałam na okoliczność/ wybuchł bunt, bo państwo portugalskie wymyśliło… ograniczenie prawa do wyrobu mąki. Ceny chleba poszybowały do nieba etc..

    W tym sensie może i III RP opierać się na dekretach PKWNu.

    Ciekawam, o co poszło w tej Gujanie Francuskiej?

  146. To plotki. Siostra wiewiórki twierdzi zupełnie coś innego.

    https://www.tysol.pl/zdj/zdjecia_cke/wiora.jpg

  147. Oficjalnie…

    … wszystko sie zwinelo i stoi w miejscu… zero produkcji – zero handlu – zero wymiany… nie ma handlu. Ogolnie ludzie byli bardzo wkurzeni i mowili, ze maja juz dosyc bycia „mobilnymi” w poszukiwaniu pracy… maja dosc rozbijania rodzin, wiezi rodzinnych… tracenia lacznosci ze swoimi dziecmi, siostrami, bracmi… itp.  Widac bylo juz panike na stacjach benzynowych… lotnisko w stolicy Cayenne jest zamkniete do odwolania… tak wiec nie ma lacznosci ze swiatem i z Francja… dzis jakis gamon rzadowy wypowiadal sie, ze jest problem z przygotowaniem skladu delegacji do Guyane bo… politycy sa skonfliktowani no i jest juz tylko miesiac do wyborow… wiec jest to bardzo trudny czas… no i zobaczymy jak sie bedzie rozwijac sytuacja w bylej kolonii.

    A co do rodzimego zlodziejstwa… to nie wyobrazam sobie jakiegokolwiek rozwoju w Ojczyznie bez rozliczenia sie z tamtym minionym okresem… nawet nie ma o czym mowic… to zlodziejstwo wola o pomste do Nieba… i to musi byc rozliczone !!!

  148. OT

    Myślę, że Autor pozwoli na mały wtręt, choć tyczący również książki, na która trafiłem jakiś czas temu, a której nie ma w polskiej przestrzeni. Może kogoś zainteresuje w kontekście reformacji i Lutra.

    “Rozval křesťanského Západu”

    Z niemieckiego oryginału:
    Johannes Rothkranz, Die Zertrümmerung des christlichen Abendlandes, Verlag Anton A. Schmid, Durach 1997
    Na czeski przełożył: Jaroslav Voříšek 2016

    Pro Fide Catholica
    http://www.spiknuti-proti-cirkvi-a-lidstvu.com

    Obsah
    Úvodní slovo editora českého překladu ……………………………………………………….. 5
    1. Evropa kdysi a nyní ………………………………………………………………………………….. 6
    2. Křesťanský Západ a jeho vnější i vnitřní nepřátelé ……………………………………….. 6
    3. „Rozděl a panuj…!“ ………………………………………………………………………………….. 8
    4. Ďábelský plán Satanovy synagogy ……………………………………………………………… 9
    5. První úder: kabbalou k rozkolu víry ………………………………………………………….. 11
        a) Johannes Reuchlin ………………………………………………………………………………. 13
        b) Johann von Staupitz …………………………………………………………………………….. 15
        c) Norimberská rozenkruciánská lóže ………………………………………………………… 17
        d) Martin Luther ……………………………………………………………………………………… 19
        e) Philipp Melanchthon ……………………………………………………………………………. 20
    6. Rozkol víry a „náboženská svoboda“ ………………………………………………………… 24
    7. Mezihra: ústava Spojených států amerických ……………………………………………… 27
    8. Druhý úder: francouzská revoluce …………………………………………………………….. 29
    9. Třetí a poslední úder: koncilní deklarace o náboženské svobodě …………………… 35

    Głównym tematem wzmiankowanej publikacji magistra teologii Johanna Rothkranza z roku 1997 jest chęć ukazania w poglądowej i w zrozumiałej formie zjawiska upadku chrześcijańskiego Zachodu, a w konsekwencji, wszystkich katolickich państw, przekształconych następnie w liberalne, nieprzyjazne katolicyzmowi, demokracje. Według autora, wszystkie działania ku temu zmierzające wynikają z mocy Synagogi Szatana, która szermując przez wieku hasłem “wolności wyznania”, dokonał takich spustoszeń. Z treści książki wynika, iż za Synagogą Szatana stoją ośrodki i ludzie nieprzychylni chrześcijaństwu, a szczególnie Kościołowi Katolickiemu z papieżem na czele. Jest to zatem szerokorozumiane, na przestrzeni dziejów, “Židovstvo” oraz  zhierarchizowane i tajne stowarzyszenia masońskie. Także “spontaniczne” ruchy reformatorskie wewnątrz kościoła, wykazywały jeden lub oba wspomniane elementy, stojące u zarania takich sekt.
    W tym kontekście autor nawiązuje do współczesności i stawia ciężki zarzut papieżowi, mówiąc o posoborowej zjudaizowanej sekcie, na czele z hereziarchą Bergoglio, który spotyka się z protestantami. Przypominając zarazem o niezmienności i ważności bulli papieża Leona X z r. 1521 o ekskomunice Martina Lutra (Decet Romanum Pontificem).
    “A protože se pokoncilní judaizovaná sekta v čele se zednářským hereziarchou Ber-gogliem účastní setkání s protestanty, upozorňujeme na neměnný postoj skutečné a jediné Církve Ježíše Krista, bulu papeže Lva X. z roku 1521 DECET ROMANUM PONTIFICEM o exkomunikaci Martina Luthera”.(s.5).
    Autor wieńczy to zdanie cytatem z Łukasza 17.1

    W dalszej części tej publikacji, można dowiedzieć się parę  ciekawostek, jak choćby:
    – o judaizacji chrześcijaństwa i filosemityzmie Waldensów, Katarów i Albigensów
    – o tym jak “wiernie oddani Kościołowi” wyższej mądrości w kabbale szukali (J. Reuchlin)
    – o ojcu duchowym-  Johannie von Staupitzu, co to miał Lutra na szpicu (Sodalitas Staupitana)
    – o tym co w 1510 roku Lazarus Spengler pokazał Lutrowi do oceny
    – o tym jak Eleutheros miał wyzwolić świat z babilońskiej niewoli
    – o tym jak Luter zwał się wcześniej Luder (zero, nul)
    – o tym dlaczego Luter dał z Erfurtu drapaka, a różokrzyżowcy mieli na niego haka
    – o tym , że Filip “Czarnoziem” (Melanchthon) skoligacony był z Reuchlinem i luterańskiego wyznania wiary był autorem
    – o tym dlaczego z Liry Mikołaj- “Si Lyra non Lyrasset, Lutherus non sal-tasset”
    – o tym jak Henryk VIII z Wenecji Marka Raphaela zawezwał, aby mu o żydowskim prawie rozwodowym wyprawił.

  149. oj, jeszcze rolnictwo indywidualne zostało do korekty, nad czym rząd intensywnie pracuje

  150. To szalenie ciekawe z tą Gujaną. Szalenie! Dzięki.

    Nikt nie chce się rozliczać. Przecież jakby się rozliczyli – to by się anihilowali. I ich obecne słupy polityczne też.

  151. Gnojki przerobiły lekcję PRLu, gdy ostaliśmy się jako tako dzięki rolnictwu indywidualnemu właśnie.

  152. No własnie taka ciekawa sprawa. Kiedyś place i kamienice na nich stojące miały właściciela znanego z imienia i nazwiska, teraz domy budują deweloperzy, czyli ludzie ukryci za fasadą organizacyjną spółki, o których niewiele wiadomo a zwłaszcza nie wiadomo, skąd mają kasę.

    Czy ktoś to badał, jak zmieniła się struktura własności w Polsce przez ostatnie 100 lat?

  153. i dzięki temu dobry chleb i dobre wędliny mieliśmy, co się skończyło wraz z nadejściem kultury koncernowej i przywiezionych przez nich wypełniaczy. Dobrze chociaż, że coraz więcej ludzi wraca do hobbystycznego wędzenia i parzenia oraz wypiekania.

    Swoją drogą jak ludzie są ogłupieni propagandą. Przejechałam wczoraj pociągiem trasę do Poznania i  z  powrotem do Warszawy i nie zauważyłam żadnych masowo wyciętych drzew w związku z lex-Szyszko. Za to na polach pasły się masowo stada saren, które też rzekomo miały być już w całości wystrzelane. I jak tu z takimi oduraczonymi ludźmi rozmawiać o wolności i własności.

  154. Jak beda cos mowic o Gujanie w telewizorze to dam „cynk”… a chyba jest cos na rzeczy bo i wczoraj bylo sporo na ten temat i dzisiaj tez… tylko ja nie moge tej „gry operacyjnej” rozkminic, ale wszystko jeszcze przede mna…

    … jeszcze z ciekawostek to to… ze  PRAWIE  NIC  nie mowi sie o tej „detej” deklaracji rzymskiej… na tym calym spedzie sobotnim… prawie ZERO w odroznieniu od takiego oblakanego Sakiewicza, ktory „grzeje temat”, ze to… taki wielki „sukces” byl… i w ogole wieeelkie „halo”… ale za to wczoraj byl w telewizorze naprawde duzy reportaz o sytuacji ekonomicznej i zyciowej mieszkancow „wiecznego miasta”… no i ogolnie wygladalo to tragicznie.

    Merem miasta RZYM jest kobieta, mloda… 37 chyba lat… ktora jest kompletnie bezradna wobec mafii, ktora juz opanowala miasto… korupcja niebywala, sluzby czyszczace miasto nie dzialaja… rozne zakamarki w centrum Rzymu zawalone sa smieciami i wszelkim cuchnacym fajansem, nad ktorym juz zaczynaja sie gromadzic chmary robactwa… bo zrobilo sie cieplo… mieszkancy sa zalamani tym stanem… mowili, ze nawet po wojnie nie bylo takiego brudu i dezorganizacji…

    … bardzo sie zdziwilam, ze zamiast relacji z tego spedu we francuskim telewizorze pokazali w niedziele, w samo poludnie taki makabryczny reportaz.

    Za info nie ma co mi dziekowac… jak cos widze i slysze to zawsze sie tym staram podzielic … czy z rodzina w Polsce, czy to z Pania albo innymi czytelnikami tu na blogu… bo wiem jak merdia  perfidnie i z premedytacja ludzi oszukuja i manipuluja.

  155. Ja co jakiś czas muszę opanowywać wzmożone idiotki co do min Szyszki. Zupełnie ogłupiałe propagandą – fakt. Jak im jeszcze mówię, że to jeden z nielicznych funków rządowych, który ma polskie serce, to mdleją z wrażenia. No i jeszcze dorzucam, że najbardziej znienawidzonym przez leśników dziadem jest Wajrak. No to wtedy już są spazmy i wapory. Naturalnie wszystkie czytają gazówę i okolice.

    Czasami zastanawiam się, dla kogo my tak się napinamy…

  156. Nie, nie, jeszcze raz dziękuję, bo ta Gujana jest symptomatyczna. A dla nas to całkowita egzotyka i zero wiadomości.

    Mafia wchodzi tam, gdzie państwo jest gówniane /pahdą!/. Śmieci to ich domena od lat. To też jest pistolet, przystawiany do łba władz municypalnych. Baaardzo skuteczna broń.

  157. to nieporozumienie.

    Bo wolność może być tylko „od”.

    Natomiast  przymus zazwyczaj jest  „do”.

  158. to przesada, zdecydowana zresztą.  Kilka tysięcy (a zwłaszcza więcej) tytułów mogły mieć tylko nieliczne dwory, podobnie jak mieszkania w blokowisku. Standard to było kilkaset pozycji z przewagą niższych szczebli tychże setek.

  159. Na boku o archiwizacji.

    Jest już rodzaj płytek do długoterminowego przechowywania danych.

    Tzw M-Disc. Czyli płyty mineralne. Podobno mają przeżyć nie 5, nie 100, a 1000 lat. Nie wszystkie napędy umieją to zapisywać. I choc sama płytka jest wyraźnie droższa, to popularne napędy LG zdaje się, juz umieją ją zapisywać.

    Polecam na nagrania rodzinne – staranny wybór, i płyty M-Disc. Przynajmniej wg analiz prasowych: http://www.chip.pl/news/sprzet/pamieci-masowe/2012/10/tysiac-lat-gwarancji-przechowywania-danych-wykutych-w-granicie

  160. Aha, właśnie przeczytałem Toyaha. Pisze o targach za tydzień. A u Gabriela w ogłoszeniach cisza? Toyah pojechał oddzielnie, sam? Żartuję.

    Targi za tydzień, drugie za dwa…

    Może słowo w ogłoszeniach?…

  161. To nie książka, to broszurka. Nie, nie będę o niej dyskutował – szkoda czasu.

  162. według archiwistów najlepszym sposobem przechowywania jest jednak papier.  Płytka może i wytrzyma 100 lat, tylko jak ją potem odczytać, gdy nie będzie odpowiedniego odtwarzacza? 20 lat temu zapisywaliśmy na dyskietkach i każdy komputer je odtwarzał, co w tej chwili jest niemożliwe. Co chwilę producenci wprowadzają nowe programy, które generują potrzebę wymiany komputerów.

  163. Co z takich , nawet i ładnych płytek, jak prądu nie będzie?

  164. No nie bardzo się zgodzę. W Polsce może tak ale nie na Łotwie, gdzie dalej uprawia się konopie. Mają z nich podwójny pożytek – włókna i nasiona, z których robią pastę jedzoną z masłem. Jest to podobno tradycyjna podstawa wyżywienia w XIX i na początku XX w na wsi łotewskiej. W internecie do kupienia za jedyne 1 340 zeta.

  165. W sumie to jest ćwiczone w kinematografii – stare nośniki (kasety wideo) są już tylko rozrywką dla garstki pasjonatów. A przecież  istnieje tysiące filmów których nikomu nie chce się zgrywać na DVD (które też za chwilę znikną). Oczywiście takie zapomniane produkcje to zazwyczaj okropne gnioty i nikt się nie przejmuje, że zniknęły ale przecież to tylko wstęp.

  166. Z Gujaną to ciekawa sprawa, bo tam jest francuski kosmodrom, a strajki, rozpoczęte kilka dni temu uniemożliwiły start rakiety Ariane 5, która miała wynieść na orbitę ważne satelity telekomunikacyjne, mające znaczenie nie tylko dla cywilnej komunikacji elektronicznej, ale także dla wojska. I to niekoniecznie francuskiego, bo chodzi o satelitę brazylijskiego i koreańskiego:

    „Operatorem pierwszego z satelitów, SKY Brasil-1 jest spółka Intelsat, która planuje zapewniać z jego użyciem dostęp do usług telewizyjnych i multimedialnych na obszarze Ameryki Południowej. Dostawcą warzącego 6 ton urządzenia jest koncern Airbus Defence and Space. Towarzyszący mu podczas lotu satelita Telkom 3S, dostarczony przez firmę Thales Alenia Space, będzie z kolei zapewniał dostęp do przekazu telewizyjnego wysokiej rozdzielczości i sieci komunikacji cyfrowej.
    W centrum lotów kosmicznych w Gujanie Francuskiej na start oczekują już kolejne dwa satelity dostarczone przez Thales Alenia Space. Pierwszy z nich to brazylijski militarny satelita łącznościowy SGDC, zapewniający bezpieczną, szyfrowaną komunikację do użytku sił zbrojnych i służb publicznych Brazylii. Właścicielem instrumentu jest konsorcjum Visiona, powstałe w wyniku porozumienia spółek Embraer i Telebras.
    Drugi z kolei satelita to południowokoreański cywilny Koreasat 7, instrument telekomunikacyjny. Operatorem azjatyckiego satelity będzie firma KTSAT, wykorzystując jego zasoby do świadczenia komercyjnych usług telekomunikacyjnych: zapewniania dostępu do Internetu, transferu danych i multimediów oraz łączności satelitarnej. Sygnał satelity ma być odbierany na obszarze od Półwyspu Koreańskiego aż po Azję Południową i kraje Bliskiego Wschodu.” http://www.space24.pl/548051,pierwszy-start-rakiety-ariane-5-w-2017-roku

    http://www.space24.pl/565837,opoznienie-misji-ariane-5-strajk-pracownikow

    http://www.space24.pl/567760,ariane-5-jednak-nie-poleci-fala-strajkow-w-gujanie-francuskiej

    Układ linkowanych tekstów – chronologiczny.

  167. I jeszcze link o do polskiego tekstu o samym strajku (wklejam osobno, żeby mi komentarza nie wywaliło, bo byłby już czwartym linkiem): http://biznes.onet.pl/wiadomosci/swiat/gujana-francuska-strajkuje/ke5f2r

  168. Nie jestem przekonany czy rzeczywiście zostało, funkcjonuje sobie albo jaki skansen, albo jako przedsiębiorstwa, nielicho zakredytowane.

  169. Ostatnio żona zapytała mnie o ewentualny los fotografii cyfrowych. Odpowiedziałem, że jak chce mieć pewność, to tylko kilka macierzy dyskowych w odległych lokalizacjach i stałe przegrywane, by odświeżać.

    Jest z tym szereg problemów – dostępność urządzeń w przyszłości, dostępność standardów zapisu – a w przypadku dokumentów – to z czym już mamy do czynienia – ich pełna wirtualizacja – tj. są dokumenty, które istnieją tylko wirtualnie, a nawet takie, które nie istnieją w sensie materialnym (nie posiadają formy, tylko treść) tzn. w bazach istnieje tylko zapis, że istnieją i co potwierdzają.

    O ile wiem – księgi wieczyste (własność) są już tylko elektroniczne – tzn. część zapisów nie ma innej postaci, jak zapisana na dyskach. Póki co można mieć „wydruk z pieczątką” z księgi wieczystej – ale znam już przypadek, gdzie dokument niskiej ważności (nie dotyczy ksiąg) uznano za istniejący tylko elektronicznie i żaden dokument papierowy nie jest uznawany za ważny „w sprawie” – co więcej nie można wykonać wydruku i go potwierdzić. Póki co dotyczy to dokumentu „półurzędowego” poza władztwem państwa.

    Kolejnym problemem związanym z dokumentami jest kodowanie i szyfrowanie. Może się okazać, że w przyszłości będziemy dysponować trwałymi, 1000 letnimi dyskami – ale czas złamania szyfrów będzie np. 3000 lat i co wtedy?

    Kolejny problem – to umieszczanie danych w chmurze – tj. „gdzieś” na serwerach, których miejsce jest właścicielowi danych nieznane i nie ma nad nimi władztwa, a władztwo sprawuje inne państwo.

    Może się tak zdarzyć, że chmury upowszechnią się do tego stopnia, że zapisywanie danych na własnych nośnikach stanie się anachronizmem (będzie np. kosztowne, a sterowany rynek uniemożliwi wytworzenie rejestratora „dla ludu”). Może być tak, że posiadanie własnego urządzenia do zapisu będzie traktowane jako wspieranie zagrożenia dla Systemu – jak posiadanie radia za okupacji.

    W takiej sytuacji atakując centra zapisu danych będzie można zdemolować państwo i materialny obraz pamięci społeczności.

    Pełna wirtualizacja rynku treści otworzyłaby nowe i niespotykane możliwości sterowania tym rynkiem, także ewentualną jego eksterminację.

    Kolejnym problemem jest możliwość kontroli jawnej i niejawnej transferu w sieci – tj. kontroli tego, co kto nabywa i pozyskuje i przekazuje.

    Niejako przy okazji – mamy do czynienia zarówno z koncentracją produkcji, jak i handlu oraz z digitalizacją handlu. Zanikają małe zakłady produkcyjne (np. lokalna produkcja żywności) i małe punkty sprzedaży detalicznej. Dominuje handel wielkopowierzchniowy.

    W „realu” największym sprzedawca detalicznym jest Biedronka (jeden byt prawny) – a w sieci – Allegro, drugi po Biedronce sprzedawca detaliczny (15 miliardów zł wolumenu sprzedaży za pośrednictwem portalu). Rośnie rola handlu elektronicznego. Wystarczy wyłączyć czy posterować internetem, by to kontrolować czy wręcz zlikwidować.

    Struktura rynku, na którym nie ma lokalnych producentów i lokalnych punktów dystrybucji (fizycznych) ma ogromny wpływ na ewentualne zdolności obronne, szeroko rozumiane. To tak nie co poza tematem – ale tylko trochę.

    Kiedy więc władza mówi, że Internet ma być wszędzie i dla każdego – to należy zastanowić się, czy aby nie jest to groźba, a nie przywilej.

  170. O co Państwu chodzi z tym Twardochem? Gość umie pisać. Szmaciarz-agent? Dlaczego?

  171. Wszystko przez tę okropną frustrację, która nas zżera, zazdrościmy mu po prostu sławy i mercedesa, czy to tak trudno zrozumieć?

  172. Oooo, to jakby ustawia całość w innym świetle. Dzięki.

  173. Świetna analiza.

    Timeo Danaos et dona ferentes…

  174. księgi wieczyste są elektroniczne, ale dokumenty źródłowe stanowiące podstawę do dokonania wpisów są póki co przechowywane w formacie wyłącznie papierowym.

  175. Oooo,  i to w znacznie innym swietle.

    Dzis w telewizorze mowi sie juz tylko o tym… ale jak to Franki lgaja lachudry na zywca… wszyscy kandydaci na „prezydea” solidaryzuja sie z Gujana… i mowa jest juz o pomocy zdrowotnej i socjalnej…

    … ale nic jeszcze nie wspomina sie o KOSMODROMIE… albo CENTRUM  LOTOW  KOSMICZNYCH… a to wlasnie TEN  kosmodrom jest CLU tego konfliktu… tam sa „przewalane”  ogromne pieniadze… „super tajnie”… „nie wiadomo przez kogo”… i „zupelnie bez konroli”…

    … i znowu jestesmy w domu !

    Ciekawa jestem czy lunia… NATO… pan Macierewicz… albo i sam Putin wiedza co sie tam dzieje na tej calej Gujanie… oczywiscie oprocz tej sciemy o „skaplikowanej sytuacji zyciowej” mieszkancow Gujany… albo o wieeelkim „bezrobociu” w bylej kolonii francuskiej !!!

  176. Zastrzygłam uszami w kwestii tego kosmodromu i przewałów finansowych na poziomie państw, bo np. w USA loty kosmiczne już obsługuje prywatna firma.

  177. ale nie ”tego” , lata toto już prawie dwa lata i nikt ”nie wie” kiedy wyląduje
    http://tylkonauka.pl/wiadomosc/x-37b-pobil-kolejny-rekord-pobytu-na-orbicie
    na Wojska Kosmiczne, które są częścią Sił Powietrznych idzie ponoć 1/4 budżetu obrony i dlatego mówi się nieoficjalnie o czwartym departamencie – właśnie sił kosmicznych

  178. totalny 😀
    ale czasem jakaś ciekawostka się trafi

  179. Pani KOSSOBOR kochana…

    … zaczynaja mowic o tym CLK – to jest jedyna „atrakcja” na tej bylej kolonii, zamieszkalej przez 250 tysiecy Gujanczykow, gdzie juz praktycznie nie ma NIC… w stolicy Cayenne jest kilka marketow, z ktorych wykupiona jes juz wszystka zywnosc… pokazywali tylko puste polki… i cala masa azylantow z graniczacego Surinamu, Brazylii i zdewastowanego Haiti, gdzie „kroluje” ponad 60% bezrobocie… i narkotyki… ale sprawa jest powazna bo zadaja wizyty samego glownego pajaca… tego co to ma te „fundusze strukturalne” Hollande’a… ale lobuz masonski jest teraz w podrozy w Singapurze… dali Frankom czas do konca tygodnia. Terytorium tej kolonii jest zdewastowane tzn. tylko lasy… ktorych praktycznie juz nie ma… ogolnie dziura niesamowita… taka zabita dechami.

    Z tymi lotami kosmicznymi to tez – z cala pewnoscia – jest na rzeczy…

    … w ubieglym roku wrocil z krotkiego pobytu w USA kolega mojego przyjaciela, ktory ostatnie 2 tygodnie postanowil spedzic na Florydzie w Miami… no i motorowka poplywal sobie po bagnach, gdzie bylo zatrzesienie od krokodyli, a takze zwiedzil slynna NASA na przyladku Canaveral, ktora juz jest ponoc zamknieta… przewodnik tlumaczyl, ze nie oplaca sie jej juz modernizowac stad teraz robi za „atrakcje turystyczna”…

    … takze pokazuja takich zbokow i czubow jak ten profesor na fotelu inwalidzkim… odkrywaja rzekomo inne planety… i na te odpaly ida nieprawdopodobne pieniadze… jakies „wojska kosmiczne”… no to sa naprawde niepojete rzeczy, ktore sie dzieja… i sie wciska „na zywca” rozne CETA’y… cyfryzacje… likwidacje gotowki… depopulacje… federalizacje… podwyzki podatkow… energii… benzyny… bo  KRYZYS… albo emigrantom trzeba pomagac… albo kolejna zadyme-ustawke na Bialorusi trza odegrac w merdiach…

    … takie to sa zwidy paranoikow i zlodziejstwa globalnego… to sie normalnie w glowie nie miesci !

  180. OK, a poza tym? Jakieś konkrety? Uzasadnienie określenia szmaciarz chociażby? Link jakiś? Krytyczna analiza twórczości?

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.