gru 122022
 

Najnowszy numer „Szkoły nawigatorów” poświęcony jest artystom, historykom sztuki i antykwariuszom. I ja szukając różnych ciekawych historii oraz opisów, trafiłem na allegro na nadbitkę artykułu z pisma „Ochrona i konserwacja zabytków” z roku 1998, numer 8. I dziś, trochę żeby ułatwić sobie robotę, a trochę wprost z zadziwienia zmontuję dzisiejszy tekst z kawałków tego artykułu. Dodam jeszcze tylko, że opisuje on strukturę rynku sztuki, a jego autorem jest pochodzący z Belgii Laurence Massy.

Artykuł nosi tytuł „Dwoisty stosunek świata sztuki do kradzieży dzieł sztuki” i Szaczyna się krótkim wstępem, w którym autor przedstawia, przejrzyście bardzo, czym się będzie zajmował. Potem po kolei omawia wszystkie działające na rynku sztuki grupy. Pierwszą są kolekcjonerzy. Pisze o nich w następujący sposób:

Jest oczywiste, że kolekcjonerzy nie wahają się sprzyjać potajemnym pracom wykopaliskowym , zdobywać zrabowane przedmioty, finansować niektóre kradzieże i w efekcie przekształcać swoje rezydencje w „kasy pancerne. Niektórzy kolekcjonerzy padają ofiarami kradzieży. Kradzieży tych dokonują włamywacze, pracownicy lub członkowie ich własnego otoczenia, wykorzystujący znajomość kolekcji i pomieszczeń. Kolekcjonerzy mogą też być ofiarami oszustów korzystających z zasady, że niewiele osób może oprzećsię zawarciu korzystnej transakcji. Wydaje się, że kolekcjonerzy nie zawsze sygnalizują kradzieże lub oszustwa, których stali się ofiarami.

Kolejną omawianą grupą są marszandzi. Massey opisuje ich tak:

Marszand jest cementem, podstawą rynku sztuki, gdyż panuje nad poważną częścią transakcji. Bez względu na to czy pasjonuje się swoim zawodem czy nie, musi przestrzegać pewnej racjonalnej logiki, przy dokonywaniu zakupów, które są często jego jedynym sposobem zdobywania dochodów. W Nowym Jorku, marszandzi sztuki podejrzani o handel kradzionymi dziełami sztuki są często arystokratami, kolekcjonerami i historykami sztuki. Niektórzy z nich są również biznesmenami zwracającymi się w kierunku handlu sztuką tylko w jednym celu: dla zabawy. Wielu z nich przeniosło do tej dziedziny swoje ostre metody prowadzenia interesów.

Marszandzi są często oskarżani o paserstwo skradzionych dzieł sztuki, o finansowanie kradzieży, a nawet ich popełnianie. Należy jednak pamiętać, że marszandzi także padają ofiarami kradzieży i nie wszyscy marszandzi i antykwariusze są kanciarzami.

Po załatwieniu się z marszandami Laurence Massy zabiera się za domy aukcyjne. Pisze o nich w taki oto sposób:

Dwa dominujące w układzie quasi-dwubiegunowym domy aukcyjne to Christie’s i Sotheby’s. Niektórzy twierdzą, że obie „siostry” wykorzystują i nadużywają swojej dominującej pozycji. W każdym razie wydaje się, że niektóre domy aukcyjne są zamieszane w nieetyczne i nielegalne praktyki o czym świadczy niedawny proces byłego pracownika Sotheby’s. Przyznał się on do części wysuwanych przeciwko niemu zarzutów i został skazany na 9 miesięcy więzienia bez zawieszenia, ale chciał wykazać sądowi, że nieuczciwe praktyki Sothesby’s są bardzo rozległe, a nawet codzienne. Amerykańskie ministerstwo sprawiedliwości pracuje od kwietnia 1997 r. nad antykonkurencyjnymi działaniami w zakresie sprzedaży na przetargach obu „sióstr” praz ponad 25 marchandów z Nowego Jorku. Praktyki te mają charakter działań kryminalnych.

Massy wyróżnia też klasę pośredników. Pisze o  nich:

Pośrednictwo (courtage) jest zawodem nieco tajemniczym, uprawianym bez posiadania lokalu handlowego.

Następni w kolejności są eksperci:

Ekspert uznawany jest za osobę kompetentną, ze względu na wiedzę, którą zdobył w wyniku studiów, szkolenia, uzyskanych tytułów, wykonywanej praktyki i przede wszystkim nabytego dłuższego lub krótszego doświadczenia. Ponadto ekspert staje się nim rzeczywiście dopiero wtedy, gdy zostanie uznany przez innych innych członków swojej profesji i przez środowisko, w którym uprawia swój zawód. W dziedzinie ekspertyzy  miały miejsce duże nadużycia i niektóre nazwiska wywołują a priori wątpliwości.

O muzeach Laurence Massy pisze w sposób następujący:

Muzea są miejscem kradzieży ważnych przedmiotów, często unikalnych i trudno zbywalnych na legalnym rynku ze względu na swoją sławę. (…) W tym aspekcie muzeum jawi się jako ofiara. Może być również postrzegane jako wspólnik, gdyż nie może rezygnować ze spekulowania sztuką i lekceważyć mechanizmów, które są z tym związane. Zakupy, wystawy, umowy ubezpieczeniowe, mają na runku sztuki znaczenie często determinujące.

Pozostają jeszcze naukowcy:

O ile większość ludzi nauki bez wahania współpracuje z policją przy identyfikowaniu dzieł, niektórzy jednak nadużywają swojej pozycji. Wymieńmy tylko przypadek pewnego profesora uniwersytetu specjalizującego się w chińskiej porcelanie. Jego pozycja i reputacja dawały mu dostęp do rzadkich eksponatów należących do różnych kolekcji publicznych. Ponieważ sam był kolekcjonerem nie wahał się kraść obrazy, które miał badać, ale trzeba przyznać, że obdarowywał nimi także niektóre muzea.

Jeśli myślicie, że wybrałem, jak w filmowych trailerach, tylko najsmakowitsze kawałki z tego artykułu, jesteście w błędzie. Niestety 8 numer pisma „Ochrona i konserwacja zabytków”, z roku 1998, nie jest dostępny na allegro, ale może ktoś go posiada lub wie gdzie można go kupić? Chętnie zapoznam się z pozostałymi zawartymi tam artykułami.

Teraz już dla każdego chyba jest jasne, dlaczego studenci historii sztuki w Polsce zajmują się bardziej filozofią niż przedmiotami mającymi jakąkolwiek wartość, a ci z nich, którzy znaleźli się – nie wiadomo jakim sposobem – w jednym z opisywanych środowisk, stają się innymi zupełnie ludźmi, którzy mówią językiem całkiem niezrozumiałym dla miejscowej czeredki. Dzięki Bogu nigdy nie miałem z takimi osobami styczności, choć zawsze mnie trochę dziwiło, że ludzie pracujący na uniwersytecie, to nie są ci sami ludzie, którzy pracują w Muzeum Narodowym. Z wyjątkiem może dwóch, trzech osób.

Każdy kto choć odrobinę zdaje sobie sprawę jakie jest przełożenie pomiędzy opisem a rzeczywistością, domyślił się już zapewne, że wszystko wygląda dziesięć razy gorzej niż opisał to Laurence Massy. Każdy zaś w zasadzie, kto próbuje odnaleźć się w opisanych okolicznościach powinien przede wszystkim zadbać o własne bezpieczeństwo, a najlepiej już na samym początku zostać konfidentem policji, co rzecz jasna nie gwarantuje mu całkowitego bezpieczeństwa, ale jakieś takie połowiczne. Nikt bowiem do końca nie wie jakie siły grają dominującą rolę na tym rynku i czy czynni tam biznesmeni z Nowego Jorku, rzeczywiście inwestują w sztukę „dla zabawy”.

Na dziś to tyle, a nowy numer „Szkoły nawigatorów” jest tutaj

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-33/

  2 komentarze do “Rynek sztuki czyli krótka lekcja sabotażu 4”

  1. Dzień dobry. Jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby oni to robili dla zabawy. Niby są bogaci i teoretycznie nie potrzebują już więcej pieniędzy i mogliby zająć się jakąś rozrywką bardziej niż zarabianiem. I pewnie to robią, ale raczej nie tak i my się o tym raczej nie dowiemy. Wszystko, co zostało tu napisane o sztuce, o kreowaniu trendów i artystów przez ludzi zupełnie nieartystycznych każe nam widzieć sztukę jako proces tworzenia wirtualnego pieniądza, można tu bowiem wytworzyć domniemaną wartość a którą ludzie gotowi są płacić pieniądzem prawdziwym. Ta synteza cieszy mnie bardzo, doszedłszy bowiem do tego mogę przestać sobie wyrzucać kompletny brak zainteresowania dla sztuki i artystów, o artystkach nie będę mówił, ale w sumie dawno mi przeszło. Nigdy nie byłem nawet jakimś kolekcjonerem, może z wyjątkiem monet, kiedyś przedwojenne srebrne 5 złotych to było coś dla takiego dzieciaka, no i marzyło się o „świnkach”…

  2. Zygmunt III Waza trojak 1596, tyle – zapis, w muzealnych adnotacjach. Moneta w magazynie, nie wystawiana. Na takim gruncie, pracownik muzealny (na dorobku): jakie ma możliwości? Nabywa identyczny numizmat na aukcji np. Allegro, wycieruch III klasy, za mniej niż 100 zł – aby tylko był, i podmienia na stan bdb (II klasy), lub stan menniczy (I klasy) wart na tym samym Allegro kilka tysięcy zł. Wydłubany rubin z kielicha, zastępuje szkiełkiem. Słynne zdanie z filmu: ” O Stańczyk, ładna kopia. Nie, to w muzeum wisi kopia”.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.