sie 122021
 

Ponieważ teksty dotyczące spraw bieżących straciły wczoraj swoją moc sprzedażową, możemy powrócić do kwestii historycznych. Dzieci i młodzież nienawidzą historii z bardzo prostego powodu. Schemat na którym oparty jest program nauczania to jeden fałsz wyczuwalny na odległość. I kiedy dziecko zainteresowane kolorowymi zdjęciami przedstawiającymi rekonstruktorów historycznych w zbrojach, przekona się, że dalej są same nudy, nie dające się nijak powiązać, traci dla tego zainteresowanie. Podobnie jest ze studentami historii, którzy gdzieś około trzeciego roku przestają kumać po co w ogóle znaleźli się na uczelni. Za wszystko to odpowiada niemiecka nauka, a bardziej ogólnie – protestanci.

Od razu uczynię zastrzeżenie, mam na myśli niemiecką naukę z XIX wieku, na której oparto systemy nauczania historii w krajach Europy środkowej. Być może dziś niemiecka nauka wygląda zupełnie inaczej i jest obszarem fascynujących inspiracji. My się tego nie dowiemy nigdy, albowiem takie subtelności, jak przekształcenia metod badawczych i ich rozwój nie wchodzą w zakres zainteresowań zatrudnionych na polskich uniwersytetach osób. Mają oni na to swoje wytłumaczenie. Brzmi ono – większość studentów to kretyni. To pewnie jest prawda, ale kiedyś nie było lepiej. Wiem, bo sam byłem studentem.

Problem jaki stoi przed ludźmi układającymi programy nauczania historii wchodzi w zakres rozwiniętej bardzo i trudnej ekwilibrystyki. Streścić go można w zdaniu – jak pogodzić katolicką Polskę z postępową, protestancką myślą krajów zachodnich. Kraje te wygrały, a Polska przegrała. Nie można jednak o tym mówić dzieciom wprost i trzeba wymyślić jakiś system kłamstw. W ogóle niczego nie trzeba wymyślać. Trzeba powiedzieć prawdę i to już wystarczy. Co to znaczy – prawdę? Historia nie rozwija się po niczyjej myśli, ale jest sumą błędów i nieporozumień, w jakie pakują się ludzie mający apetyt na władzę. Historyk, korzystając z komfortu, jaki daje mu oddalenie w czasie, może owe błędy i nieporozumienia wskazać. Nie może jednak się ich ustrzec i nie może powiedzieć współczesnym mu politykom, co mają robić, żeby nie przegrać. Nie rozumie bowiem wszystkich oddziałujących na współczesny mu system czynników, albowiem większość z nich jest utajniona. Jeśli chodzi o przeszłość, może sobie pozwolić na stawianie hipotez. Najważniejsza hipoteza, na której zbudowano program nauczania historii brzmi – po ciemnym średniowieczu przyszło świetliste odrodzenie i ono spowodowało, że człowiek stał się centrum zainteresowania innych ludzi. Przez to zainicjowany został postęp, dzięki któremu mamy dziś kanalizację i smartfony. Tak to wygląda w wielkim skrócie. To są fantasmagorie i propaganda całkiem oderwana od realiów. Ktoś może się w tym momencie zaśmiać – a jakie ty masz pojęcie o tamtejszych realiach bracie? Myślę, że większe niż współcześni historycy o tych, w których żyją.

W wielu bardzo książkach i artykułach przeczytań możemy, nasiąknięte żalem słowa, dotyczące straszliwego załamania się cywilizacji i kultury w obszarze od Pirenejów do Alp, nad wodami Zatoki Lwiej. Miał się tam ponoć narodzić renesans, ale się nie narodził, bo papież Innocenty ogłosił krucjatę przeciwko heretykom. Ta zaś przeszła jak walec po kwitnącej krainie i zostawiła zgliszcza. Renesans musiał więc narodzić się w Italii pod koniec XIV wieku. Ja, przyznam, już nie mam siły słuchać o tych narodzinach renesansu, tak jak nie mam siły słuchać o tym, że reformacja to nie to samo co humanizm. Bo reformacja była zła, a humanizm w istocie dobry, ale jego przedstawiciele pobłądzili nieco. Mam do zaproponowania innych schemat, na którym można oprzeć naukę historii. Oto on. W wieku XII i XIII mamy do czynienia z nieprawdopodobnie silną ekspansją gospodarczą islamu na północ Europy. Po kilku nieudanych próbach opanowania przyczółków na północnym brzegu Morza Śródziemnego, Arabowie, współpracując z organizacjami żydowskimi, zmieniają strategię. Była ona do pewnego stopnia wymuszona poprzez różne nieprzewidziane wypadki, rozgrywające się na szlakach handlowych pomiędzy Bliskim Wschodem, Afryką, a Indiami. Celem owej ofensywy było przeniesienie technologii i upraw z Indii do Afryki zachodniej i do cieplejszych regionów Europy. Ewentualny sukces tej operacji oznacza koniec chrześcijaństwa jako siły politycznej i zamianę go w jedną z sekt działających w świecie arabskim. To właśnie, co bardziej przenikliwi historycy, nazywają tym niby pierwszym renesansem. Słowo o Indiach – nie są one i nigdy nie były, żadnym imperium duszy. Przez całe tysiąclecia były Indie imperium technologii i wysoko rozwiniętej produkcji. Europa zaś, tworząc legendę Indii i próbując do nich dotrzeć, myślała w istocie o tym, by przenieść istniejące tam stosunki i prosperity oraz zasobność do siebie. Przeszkód było wiele, a niemożność uprawy indygo w surowym klimacie wydawała się być najmniejszą z nich.

Arabska ofensywa powstrzymywana była kilkukrotnie, za każdym razem w sposób nietrwały. Najpierw były to krucjaty w Palestynie, które można uznać za sukces, ale tylko wtedy kiedy nie rozumiemy o co toczyła się gra. Krucjata przeciwko albigensom była aktem rozpaczy ostatecznej. A wstąpienie na tron Fryderyka II i jego porozumienie z Al Kamilem oznaczało, że koniec chrześcijaństwa jest bliski. Rzym był jeszcze silny, ale wyczerpały się pomysły na to, co robić dalej. Skierowanie impetu krucjat, których koszta pokrywali już w zasadzie tylko Frankowie, na Egipt i Tunis, było strategicznym błędem. Objawem całkowitego niezrozumienia przez Ludwika Świętego, kwestii najważniejszej.

Elementem koniecznym do zorganizowania ośrodków produkcji na modłę arabsko-indyjską w Europie, była herezja. Bez niej nie było mowy o masowej produkcji. Dlatego wojna na Południu toczyła się tak długo i dlatego herezja ją wygrała. Jej ostatecznym triumfem była likwidacja zakonu templariuszy i wielka schizma zachodnia. Wszystko firmowane przez Wilhelma de Nogaret, syna patarena, jak o nim powiedział papież Bonifacy VIII. No, ale zanim to nastąpiło świat chrześcijański podjął jeszcze jedną próbę ocalenia. Nie została ona wymyślona w Rzymie, bo Rzym był najdalszy od takich pomysłów. Autorami tego przedsięwzięcia byli Wenecjanie. Ściągnęli oni do Europy i na Bliski Wschód Mongołów. Ci zniszczyli największe ośrodki handlowe w Azji środkowej, a także na Bliskim Wschodzie i przestawili cały europejski eksport na Chiny z pominięciem Indii. Wenecjanie, jak to mieli w zwyczaju załatwili za ich pomocą także kilka porachunków osobistych. Rozprawili się z Węgrami, swoim odwiecznym wrogiem i zdewastowali Śląsk, który de facto, od czasów Ryksy córki Władysława Wygnańca, przyłączony był do konsorcjum arabsko-cesarskiego pracowicie budowanego w całej Europie, w oparciu o dwory niemieckie i iberyjskie, a także o miasta i porty Zatoki Lwiej. Z wyłączeniem Wenecjan rzecz jasna i forowaniem Genueńczyków oraz kupców z Marsylii.

W dziejach Europy najazd mongolski jest niczym lej po wielkiej bombie. Przez ponad sto lat chrześcijaństwo likwiduje jego skutki, a kiedy w końcu udało się posprzątać zgliszcza, dwory i miasta Europy powracają w stare koleiny polityczne i ekonomiczne. Miasta, tym razem włoskie, ale ciągle mówiące po oksytańsku, szukają kontaktu z Indiami poprzez Turków tym razem, a na cesarskim dworze pojawiają się ludzie, którzy myślą o tym, jak zorganizować herezję i jak ją wykorzystać do budowy ośrodków produkcyjnych. Niemcy są na tym polu trochę spóźnieni, albowiem wyprzedzili ich Anglicy, dokładnie pamiętający o tym, że to król Ryszard wskazał Egipt i Tunis, jako kierunki kolejnych wypraw krzyżowych, pozbawiając je w ten sposób szans na zwycięstwo. Anglicy instalują herezję w Czechach i usiłują, za pomocą organizacji żydowskich, robić to co wcześniej z takim sukcesem czynili hrabiowie Tuluzy, cesarz Fryderyk i kilka innych osób.

No, ale w Niemczech, których władcy, w konfrontacji z husytami, odebrali ważną lekcję, pojawiają się ludzie myślący naprawdę przyszłościowo. Łączą oni w sto lat po Husie koronę zjednoczonej Hiszpanii i koronę Niemiec, a próbują ją wzmocnić do tego jeszcze herezją wymierzoną w Rzym. Coś się jednak psuje. Stary dobry mechanizm z XIII wieku, do którego likwidacji potrzeba było kawalerii Ugedeja, nie zadziałał. Pojawiła się jakaś wewnętrzna sprzeczność, która postawiła herezję poza systemem cesarskim i stworzyła swoją własną tradycję i swój własny system, oparty o Śląsk i Europę Środkową. Sytuacja, jeśli by ją ująć analogicznie, wyglądać zaczęła tak, jakby w XII wieku Fryderyk Barbarossa wydał Ryksę za swojego zausznika, a ten, zamiast mu wiernie służyć, uciekł do Krakowa i zaczął montować tam jakąś koalicję. Tak wygląda schemat nauczania historii w szkołach wszystkich stopni, wersja 2.0. Myślę, że oparte na nim lekcje zainteresowałby wszystkich.

Dobra, więcej już nie piszę. Powiem Wam tylko, że jedną z najbardziej wstrząsających informacji jakie odnalazłem w czasie pisania ostatniej książki była ta, podana przez Andrzeja Dziubińskiego w „Historii Maroka”. Napisał mianowicie Dziubiński, że w książce Georga Agricoli „De re metallica libri XII”, znajdują się projekty urządzeń odwadniających kopalnie, bliźniaczo podobne do znanych z XII i XIII wieku instalacji pracujących w złożach marokańskich. Nie wiem, jak Wy, ale ja się zdziwiłem.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-i-2/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kredyt-i-wojna-tom-ii/

  15 komentarzy do “Schemat nauczania historii. Wersja 2.0”

  1. Dzień dobry. Ano tak to jest. Pana schemat jest nie tylko interesujący, ale też – w przeciwieństwie do v.1.0 pozbawiony elementarnych wad logicznych i głupot po prostu, których się można nasłuchać na lekcjach historii szkół wszystkich szczebli. Poniekąd dlatego czytam uważnie wszystko, co Pan pisze. dzisiejszy tekst jest bardzo wyczerpujący i warto go sobie przeczytać parę razy. Dodać można to jedynie, że największa przewaga v.2.0 nad v.1.0 to podkreślenie nierozerwalnego związku wydarzeń i interesów sprzed setek lat z wydarzeniami i interesami dzisiejszymi. To tłumaczy, dlaczego dziś sowicie opłaca się „scenarzystów” historii wymyślających takie jej wersje, jakie są na rękę dzisiejszym sponsorom. Z tym jest trudno walczyć, zwłaszcza bez budżetu, ale można przynajmniej wskazywać na rażące nieprawdy serwowanie nam z miedzianym czołem. Ja przynajmniej mam tę skazę charakteru, że jak raz kogoś złapię na kłamstwie – to już może sobie darować. Dziękuje za wspaniały tekst.

  2. Historia nauczana z bliska

    Sur le pont d’Avignon

  3. Kiedyś trzeba się będzie zająć tym mostem

  4. „Najważniejsza hipoteza, na której zbudowano program nauczania historii brzmi – po ciemnym średniowieczu przyszło świetliste odrodzenie.”  Tak było w PRL -u, ale z tym zerwano, nikt kto jest choć trochę zorientowany nie mówi takich rzeczy. 

  5. ależ taki punkt widzenia ma się bardzo dobrze i nadal rozkwita.

  6. Ale nie w szkole. Jeśli ktoś się trzyma tej starej wersji to zwyczajnie fałszuje historię.

  7. Kluczem do takiego rozumienia historii jest pojęcie postępu rozumiane po lewacku. Mrożek to już wyśmiał w „Tangu”. Sam będą przecież postępowym.

  8. Niech Pani to powie ludziom wychowanym na tych treściach. Tego się nie da odmienić w 10 lat

  9. Ale kto się przejmuje tym czego uczą w szkole?

  10. Mojemu rocznikowi wbił to do głowy dr Stafan Nieznanowski. To i parę innych rzeczy.

    Nie wiem jak teraz uczą  historii, z tego co pamiętam, plagą w szkole były tzw. metody aktywizujące. Na pewnym etapie nauczania trzeba, by nauczyciel pokazywał istotne związki, ale on sam musi je rozumieć i znać. Metody aktywizujące na nic się nie zdają, prowadzą do tego, że uczeń ma jeszcze większe siano w głowie. Druga plaga to tzw. procedury, a trzecia prawa ucznia. Wszystko to ma niby przyciągnąć ucznia do szkoły, coś niby jak te działania ojca Szustaka. A wychodzi z tego ” róbta co chceta”.

  11. Panie Gabrielu. zgadzam się z opiniami moich poprzedników Za to Pana szanuję i czytam zawsze z zapartym tchem. Wertuję także Pana „Nawigatory”. które pięknie usuwają bielmo z moich oczu w patrzeniu na historię… Historia zawsze mnie fascynowała ze względu na losy ludzkie… W tych losach zwykle jest dużo prawdy. Stąd pamiętniki, które Pan proponuje i wydaje to jest rewelacja… Najazd mongolski, krucjaty, historia zakonów rycerskich…, rzeczy, które rzeczywiście mogą fascynować. Historia Anglii – „Brzemię białego człowieka”… zagospodarowanie Indii przez administrację angielską… Penetracja Afryki -„Jądro ciemności”, historia Livingstona…  A Pana „Baśń jak niedźwiedź – historie amerykańskie” to rewelacja… Trzymając się Pana myśli, także tej z samochodu i unikania jazdy przez tunel…. Jestem od Pana jakieś 10 lat starszy… Praca mi nie pozwala poświęcać tyle czasu na czytanie tego, co po Pan proponuje, ale jak tylko mogę, to „siedzę” głównie w tekstach Pana książek lub lektur przez Pana proponowanych… Czekam, jak powróci Pan do prezentacji swoich nowych książkowych fascynacji… Proszę Pana, aby Pan robił swoje, a historia w wersji 2.0 zacznie fascynować wielu… oczywiście, tych którzy mają w sobie niepokój dociekania…  Pozdrawiam serdecznie!

  12. Otrzymałem i zaczynam czytać drugi tom kredytu i wojny. Wciąga. Ciekaw jestem, czy pojawią się w nim zamki w dolinie Loary, bym mógł pochwalić się moimi zdjęciami z mego rodzinnego namiotowego rajdu Monte Carlo, gdy miałem piękne trzydzieści lat.

    Co do rozdziału o św. Idzim, to jeden z angielskich autorów nadaje imię temu Karolowi. Wg niego Idzi spotkał się z Karolem Młotem.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.