W zasadzie niczego nie da się wytłumaczyć współczesnym językiem, akceptowalnym przez większość społeczeństwa. Jakikolwiek problem bowiem, przy próbie urealnienia rozpada się pod naciskiem pojęć całkowicie fałszywych, bądź wymyślonych czyli nieistniejących w żadnej relacji. Język zaś, którym się posługujmy nie jest żadnym językiem polskim, czy też językiem tradycji rodzimej, związanej z kulturą, pismem, majątkiem czy rzeczami tu istniejącymi w przeszłości. Jest to język narzucony i kolportowany z nieszczerą intencją przez ludzi realizujących wśród nas takie same misje, jak te, które były udziałem anglikańskich pastorów działających w Afryce.
Trafiłem ostatnio na nagranie, w którym pracownik SGH – nie będę nazywał go profesorem – Artur Bartoszewicz, siedząc na tle jakichś taśm w kolorze niebieskim, z napisem „Bartoszewicz poniewiera”, mówił co też robimy źle i dlaczego nasze zachowania są nieadekwatne do okoliczności. Był to ten sam, co zawsze bełkot, próbujący nas przestawiać na stare, dawno nieważne ścieżki myślenia patriotycznego w wersji romantycznej. Mówił pan Bartoszewicz o Kościuszce, o tym, że kiedyś ludzie wieszali jego portrety na ścianach i dążyli przez to do wielkości. Ja pamiętam czasy kiedy ludzie wieszali na ścianach portrety faceta co się publicznie kazał nazywać Shakin Stevens i śpiewał różne piosenki. Nikt jednak nie robił z tego takiej afery, jak Bartoszewicz z Kościuszki, albowiem każdy wiedział, że to taka zabawa, z której się wyrasta. O co chodzi z tym Kościuszką i z tą wielkością? O to, byśmy przekazali Bartoszewiczowi i jemu podobnym klucze do własnych mózgów i zajęli się zaproponowanym przez nich fetyszyzmem. Bo inaczej się tego nazwać nie da. Nie możemy tego zrobić, albowiem sam Bartoszewicz, poza jakimiś tam ambicjami, rozumiem, że stymulowanymi z zewnątrz, nie ma rozeznania w sprawach, które prezentuje. Czyniąc to zaś daje jeszcze dowód zimnej pogardy dla słuchacza, którego uważa za sześć przynajmniej razy głupszego od siebie. Podobnie mają inni naganiacze, których nazwiska wymieniłem tu wczoraj.
My zaś stajemy zawsze przed tym samym dylematem – czy możliwa jest prawdziwa polityka oparta na fałszywych założeniach? Jeśli się ma odpowiedni budżet i przeciwnicy wokół są dużo słabsi, pewnie tak. My jednak nie mamy budżetu, a przeciwnicy wokół są jednak jakby trochę mocniejsi. I prawie zawsze tak było, a jeśli nie było, my nie potrafimy tego rozpoznać, nazwać i opisać. Stoimy jednak, wobec powyższego, przed pewnym realnym – nareszcie – dylematem. Z tymi dylematami to jest pewien kłopot, bo żeby je rozwiązywać należy podejść do każdego z nich osobniczo lub jak kto woli z zaangażowaniem indywidualnym. No i wykonać przy tym kilka czynności w czasie i przestrzeni zauważalnych przez bliźnich. Z tym najgorzej, albowiem przywykliśmy do rozwiązywania dylematów politycznych w myślach. Wydaje nam się, jak Napoleonowi wracającemu spod Moskwy, że po wypowiedzeniu słów – niech się stanie – automatycznie uzupełnione zostaną stany osobowe pułków. Nasz dylemat ma podobny charakter – albo w oparciu o zdeterminowane elity, które kłamią wszystkim naokoło i gromadzą potężny budżet na powiększenie swojego własnego znaczenia, zbudujemy państwo roszczeniowe, albo musimy stanąć w prawdzie i niwecząc wszystkie kościuszkowskie złudzenia dowiedzieć się – naprawdę – dlaczego od roku 1772, albo i 1717 nic się nie udaje. Bez dokonania takiego wyboru, zostaniemy w pewnym momencie, zwinięci jak stara szmata i schowani na pawlacz. No, ale ten autentyczny dylemat nie może być rozwiązany. Elity w Polsce nie opanowały języka, którym posługują się międzynarodowi gangsterzy i nie potrafią wskazać istotnych atraktorów, które napędzają ich działania. A co za tym idzie nie mogą się do nich upodobnić, a o rywalizowaniu to można całkiem zapomnieć. O tym, by uczestniczyć w konsumpcji tych atraktorów też nie może być mowy.
Był taki premier Czech – Mirek Topolanek, który jeździł do Berlusconiego na seks party, bo mu się wydawało, że to jest właściwa droga. Pojeździł trochę a potem mu zrobili zdjęcie jak lata bez gaci i tak się cała afera skończyła.
Po czym poznajemy, że elity polityczne w Polsce to stado farbowanych lisów? Po tym, że wszystkie swoje komunikaty adresują do nas. Nie widzimy, by ludzie ci szukali szczęścia gdzie indziej poza naszymi biednymi sercami i silnie nadwyrężonymi konsumpcją medialnych pulp mózgami. Nic też, na przykład, nie wiemy, o ludziach pochodzących z Polski, którzy mają do powiedzenia coś więcej ponad garstkę banałów i działają gdzieś za granicą, w branżach i obszarach, na których Bartoszewicz utonąłby jak sarenka zabłąkana na bagnie.
Nie ma w Polsce nikogo, kto korzystając z pojęć korespondujących z realiami i opisujących relacje pomiędzy organizacjami, przemawiał do świata w imieniu Polaków. I nie mówcie mi, że to może jest Grzegorz Braun. Bo dajecie wtedy dowód całkowitego niezrozumienia sytuacji. No, ale może choć niektórzy próbują? Tak samo próbują jak ten Topolanek z Berlusconim. Najważniejszym problemem komunikacji jest ubóstwo pojęć i niemożność wprowadzenia nowych do języka politycznego. Z czego to wynika? Z narzuconego porządku, który wymusza bełtanie ciągle tych samych słów, w tych samych głowach. Jeśli zaś ktoś chce wprowadzić jakąś modyfikację, spotyka się z ostracyzmem i udawanym niezrozumieniem. To jest mechanizm znany z czasów dawniejszych i warto się może czasem na te czasy powołać. Po I wojnie światowej Polacy wierzyli, że Anglicy nie wiedzą jak dokładnie ma przebiegać wschodnia granica Polski i próbowali im to tłumaczyć, biorąc za podstawę polską tradycję i historię. Anglicy dokładnie wszystko rozumieli, a po II wojnie światowej najspokojniej w świecie zgodzili się na przesunięcie granicy za Lwów. Dziś Polacy obawiają się przemówić własnym językiem, albowiem ktoś może ich nie zrozumieć. Przyjmują więc pojęcia, które proponowane są w komunikacji europejskiej i za ich pomocą próbują coś wyjaśniać. Nie ma to sensu. I rozumiane jest jako kapitulacja.
Kolejna kwestia, to tylekroć tu przywoływana doktryna uzasadniająca istnienie Polski. Ta doktryna musi być wypracowana. Nie można też używać słów – interes narodowy, zamiast doktryna, bo to jest degradujące. Wielu politykom jednak wydaje się, że jest na odwrót, bo jak powiedzą słowo – interes, to będą traktowani serio przez ludzi robiących interesy.
Ubóstwo języka i sformatowanie języka pod doktryny obce powoduje, że do polityki trafiają albo agenci, albo ludzie niesłychanie prymitywni. Lub tacy, którzy są i jednym i drugim. Oni wyznaczają horyzont politycznego rozeznania dla narodu jako całości i oni kształtują język polityki. Nie można się ich pozbyć.
W takich okolicznościach wyjaśnienie jakiegokolwiek zagadnienia z przeszłości jest niemożliwe. Pozostaje tylko tania bardzo kontemplacja, taka jaką proponuje Bartoszewicz – dla kretynów po prostu. Lansowana po to, by nie naród nie przeszkadzał prawdziwym politykom w robieniu prawdziwych interesów.
Wszyscy już mam nadzieję rozumieją, że taka postawa musi spotkać się za granicą z pogardą totalną, wręcz z odczłowieczeniem. Im zaś bardziej się naszym zdaje, że Zachód tonie i się rozpada, tym ta pogarda jest większa. Zachód bowiem może zmienić kurs w każdej chwili, bez względu na to, co się dziś dzieje. I to widać już w kwestiach dotyczących rzekomych zmian klimatu i ekologii. To samo będzie z uchodźcami, których – przed zmianą kursu – spróbują na siłę wcisnąć nam. Dobrze jest mieć tego świadomość. I nie powtarzać bez sensu, że cywilizacja europejska się unicestwia. A zacząć raczej troszczyć się o własną.
A jak jest z tymi sławnymi wartościami chrześcijańskimi? – zapyta ktoś. Na twitterze księża kłócą się o słowa i gesty. Wielu wydaje się, że apelowanie do pojedynczych osób o to, by prowadziły chrześcijańskie życie, to wystarczający sposób na realizację misji. No, a ta musi być przede wszystkim oddzielona od kwestii lokalnych, bo jest uniwersalna. Czyli Polak to już niekoniecznie katolik, ale czy Polak niekatolik to jest dobry materiał do prowadzenia wśród takich istot jak on misji? A jeśli tak, to jakimi metodami?
Wróćmy do początku i pogadanki Bartoszewicza. To jest format prowadzący tych, co się weń wsłuchają wprost do katastrofy i chronicznej słabości połączonej z niezrozumieniem pojęć podstawowych. Te zaś w kulturze europejskiej wywodzą się z Biblii. Nie z mitologii czy historii pogańskiego Rzymu, jak to czasem gadają różni, żeby poprawić sobie samopoczucie i umocnić w wierze metodami stosowanymi przez Mirka Topolanka. Ludzie zaś, wśród których mamy prowadzić misję, oczekują przede wszystkim demonstracji siły. Nie fizycznej siły, choć ta też jest nie do pogardzenia, ale siły, która da im jakieś oparcie, nadzieję i zwyczajnie spokój. A także pozwoli, dla jakichś innych ciekawszych aktywności, odstawić wódkę. Żeby zaś demonstrować siłę, trzeba oprzeć się na przykładach, które są jednoznaczne. I ja tu kilka takich wymieniłem, a także opisałem kilka sytuacji, z których w zasadzie nie było wyjścia, a jednak się udało. I będę tę misję kontynuował.
Na dziś to tyle. Przypominam o promocji, którą ogłosiłem wczoraj i innych ważnych kwestiach. Pozwolicie, że ogłoszenia skopiuję
Teraz słowo o konferencji. Koszt uczestnictwa jednej osoby to 400 zł. A konferencja trwa osiem godzin, nie cztery. To czego się tam dowiadujecie wykracza znacznie poza zakres szkoleń przeciwpożarowych i kursów BHP. Kto był ten wie. Wszyscy też wiedzą, że nie prowadzimy konferencji online, albowiem służą one także do integracji środowiska. Ja zaś nie dysponuje ani obiektem, ani sponsoringiem prezydenta Trumpa. Tak więc cena ta, musi mieć jakaś wysokość. Przyznam, że jestem trochę śmielszy, po jej wyznaczeniu, kiedy zapoznałem się z ofertą omawianą powyżej. I czoło me jaśnieje, bo najbliższe nasze spotkanie odbędzie się w obiekcie jak ze snu. Czyli w krzyżackim zamku w Gniewie. A powiem Wam w tajemnicy, że w związku z jubileuszowym rokiem 500-lecia hołdu pruskiego, pół roku, albo i więcej poświęcimy sprawom pruskim. Nasz kolega Zyszko zaś wyda, oby jak najszybciej, album o Bolesławie Chrobrym. Co ma związek z drugim tegorocznym jubileuszem i także przyczyni się do tego, że wasza umiejętność lewitowania zostanie znacznie udoskonalona.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/udzial-w-12-konferencji-lul/
Jak co dzień proszę wszystko o wsparcie mojej zrzutki. Trochę nam jeszcze brakuje, ale w lutym powinniśmy zebrać całość
https://zrzutka.pl/fymhrt?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification
No, a teraz już wspomniana promocja:
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-i/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/hipolit-korwin-milewski-wspomnienia-tom-i/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zaginiony-krol-anglii/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zabojczyni-leon-cahun/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/przygody-kapitana-magona-leon-cahun/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/ryksa-slaska-cesarzowa-hiszpanii/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/i-co-kiedys-bylo-fajniej/
Przypominam o naszych nowościach i wznowieniach
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/roman-sanguszko-pamietniki-ksieznej-klementyny-sanguszkowej/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/ksiecia-eustachego-sanguszki-pamietniki-1786-1815/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/julian-ursyn-niemcewicz-pamietniki-z-lat-1830-1831/
Szanowny Gospodarz słusznie odmawia dr AB tytułu profesora – ponieważ dr AB jest doktorem nauk ekonomicznych (bez hab. – choć widać jak do niej przebiera nóżkami).
Jest to reprezentant osobników zadufanych w sobie i przemądrzałych, którzy wzbudzają reakcje alergiczne.
Cywilizacja upada, bo ludzie którzy powinni o nią zadbać – z takiego np. party, zjeżdżają po rynnie (ex-marszałek parlamentu Węgier), i nie mają poczucia że robią coś niewłaściwego …
A od kiedy się w Rzeczypospolitej chrzanić zaczęło? – „A najgorzej, gdy rządzą cudzoziemcy” (bp Thietmar z Merseburga, AD 1018); również „moralni” …
Mamy w tym roku 500 lecie tak zwanego hołdu pruskiego, czy tego wydarzenia, od którego rządy w Polsce zaczęli nasłani przez „zhołdowanego” księcia agenci. Czy ktoś to zauważa? Przypuszczam, że wątpię
Mamy również w tym roku 1000-lecie K O R O N A C J I Bolesława Chrobrego – ditto.
„Kiedyś – były tęgie dusze, zawadiackie animusze”. Teraz „cichosza”…
Niektórzy przywódcy mają tyle charyzmy co zdechły skunks.
a najlepsza jest tablica wmurowana w trotuar rynku krakowskiego, bo kiedy w latach młodości z wycieczką szkolną mieliśmy przy tej tablicy fotkę to widać że na tej pamiątkowej tablicy dużo informacji o zdarzeniu zwanym „Hołd pruski”, teraz jest schematyczne kilkuwyrazowe info, który przechodzących turystów nie interesuje.
Zatrzymują się tylko grupy turystów z przewodnikiem a jak to zdarzenie przedstawia przewodnik to wie tylko on sam i Pan Bóg
o ile pamiętam tekst Chestertona w tym rozdział o prusactwie, to chyba jego tekst pomógłby zrozumieć naszą niedolę od 1717 i 1772 roku, ale muszę książki poszukać
gdyby któryś z czytających Chestertona szybciej dotarł do jego pruskich (inteligentnych) przemyśleń i uogólnień (niż ja), to namawiam do skreślenia na blogu swoich skojarzeń.
tak jakoś mam zapisane w umyśle (chociaż Chestertona dawno czytałam), że skojarzenia mogą być nietuzinkowe ….bo Chesterton wielkim był
a może od 1701 nic się nam nie udaje?
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.