Jak pamiętamy Leonardo wsławił się w malarstwie techniką sfumato, czyli takim rozmazaniem konturów postaci. Oczywiście jest to określenie nieprecyzyjne i każdy historyk sztuki natychmiast by mnie poprawił. Nie jest to jednak ważne, wiemy o co chodzi. Wczoraj przyszła mi do głowy taka oto mało wyszukana metafora – cała historia XIV i XV wieku to jedno wielkie sfumato. Widać co prawda postaci, ale ich kontury są zamazane, bynajmniej nie lekko.
Przekonałem się wczoraj ostatecznie dlaczego, będąc młodym człowiekiem nie mogłem przeczytać żadnej książki o renesansie. Otóż dlatego, że książki te niczego nie wyjaśniały. Były jakimiś kompendiami wiedzy nieistniejącej. Mam na myśli publikacje polskie, bliskie naszym czasom. Kiedy zaś człowiek zabierał się za książki „klasyków gatunku”, które miał w spisie lektur, w ogóle przestawał cokolwiek rozumieć. Powody były dwa. Pierwszy – nie można zrozumieć niczego z historii po licealnym jej kursie odbytym w polskiej szkole. Drugi – w dziełach „klasyków gatunku” znajdują się treści inne zgoła niż to, co do wierzenie na temat renesansu podają autorzy polscy. Te dwa nurty nie mają ani jednego punktu wspólnego, ale żeby to zrozumieć trzeba mieć pięćdziesiąt lat i nieszwankującą pamięć, a także wiele niewesołych myśli związanych ze straconym w przeszłości czasem. No i trochę pretensji do obcych i mało życzliwych ludzi. Od trzydziestu lat stoi u mnie na półce książka Jacoba Burckhardta zatytułowana Kultura odrodzenia we Włoszech. Wielokrotnie miałem ją sprzedać, uznając, że nie przyda mi się na nic. Jakoś jednak tego uniknąłem i tajemnicza ręka zabierała ją sprzed moich oczu zawsze, kiedy z powodu nędzy, pozbywałem się książek, chodząc z nimi po antykwariatach. Wielokrotnie też zaczynałem czytać tę książkę i odpadałem po kilku pierwszych stronach nie rozumiejąc w ogóle o co chodzi. Dziś, kiedy podstawowe informacje są powszechnie dostępne i siedząc przed komputerem można sprawdzać nazwiska i konteksty, w jakich występują, lektura ta jest łatwiejsza, ale dziś ja już nie potrzebuję niczego sprawdzać. Mogę sobie czytać Burckhardta swobodnie. No i wczoraj zacząłem. Już przy pierwszym rozdziale dostałem zadyszki. Z dwóch powodów. Pierwszy: trudno o tak jasną, prostą i oczywistą wykładnię kwestii – skąd się wziął ten cały renesans. Drugi: nie można opanować zdziwienia i drżenia rąk, czytając jak autor demaskuje to zjawisko, po czym od owej demaskacji ucieka i zaczyna, nie ciągle, ale czasami, snuć znane nam „rozważania o sztuce”. To jest horror. Nie ma to jednak znaczenia, albowiem Burckhardt wie o co chodzi i ową wiedzą dzieli się z nami ot tak, za darmo. Jest ona jednak, mimo podania wprost na talerzu, całkowicie niezrozumiała dla konsumentów treści opowiadających o powrocie do antyku, nowym człowieku, humanizmie i temu podobnych dyrdymałach. Nie wiem ile książek Burckhardta jest przetłumaczonych na polski, ale uważam, że należałoby przetłumaczyć wszystkie.
Autor zaczyna od wyjaśnienia dlaczego sytuacja w Italii tak bardzo różniła się od sytuacji w innych państwach feudalnych. Jest to jedyny autor, który tę kwestię tłumaczy, reszta poprzestaje na stwierdzeniu, że się różniła. Otóż dlatego, że Italia została zamieniona w homogeniczny, pozbawiony trwałej hierarchii, galaretowany kisiel przez cesarza Fryderyka II Hohenstaufa. Władca ten zburzył całkowicie feudalną strukturę kraju. Wprowadził drakońskie metody zarządzania i ściągania podatków, zniszczył stare siedziby rodowe, pozbawiając je murów i wież. Wszystko to zaś uczynił walcząc na śmierć i życie z papieżem. I z papieża czyniąc sobie głównego wroga. Walkę tę przegrał, ale kraj po jego panowaniu nie był już tym samym krajem. Był obyczajową, legislacyjną, kulturalną i polityczną dżunglą, w której szalały nieznane nikomu wcześniej bestie. Fryderyk stworzył w Italii wielkie więzienie, a jej mieszkańców, zupełnie tak samo jak komuniści, sprowadził do poziomu ciemnej masy, której odbierano podatki. Tak właśnie, nie ludzie płacili podatki, ale te podatki im odbierano. Oni sami zaś nie mieli w żadnej kwestii nic co powiedzenia, albowiem urzędnicy miejscy byli im narzucani. Nie można ich było wybierać. Nikt nie decydował o niczym, władza była scentralizowana i obca. Mówimy o Italii południowej, ale z czasem owe fryderycjańskie wzory przeniesione zostały na północ. Jakimi narzędziami cesarz Fryderyk niszczył Italię? My to wiemy doskonale od jakiegoś czasu, ale nie potrafiliśmy, bez Burckhardta, skojarzyć pewnych kwestii, a on nam je wyłożył wprost. Otóż cesarz Fryderyk sprowadził do Italii Saracenów, uczynił z nich swoją gwardię, a także poborców podatkowych. Osadził ich w dwóch miastach południowej Italii i oni rozprawiali się z miejscowym ludem, za nic mając tradycję, wiarę, płacz matek i lament duchownych, którym zabierano wota z kościołów. Po śmierci Fryderyka w Italii zostali chłopi, zdegradowana elita, papież i Wenecjanie. Ci ostatni mieli swój własny kosmos i w sprawy polityki półwyspu wtrącali się okazyjnie. Kraj zaś, mając za sobą panowanie tyrana, zaczął zmieniać się z wielkiego więzienia w wielką ilość małych klatek, gdzie rządzili – jak grypsera pod celą – najbardziej brutalni i najprymitywniejsi naśladowcy cesarza Fryderyka. To oni byli protoplastami władców renesansowych, to oni przez drugą połowę XIII wieku i cały wiek XIV przygotowywali grunt pod nadejście tej cudownej epoki, do której wzdychają różne stare wariatki z pretensjami do ilorazu.
Burckhardt pisze, że cały system wprowadzony przez Fryderyka był wprost wzorowany na systemie muzułmańskim, gdzie budżet bilansowano – systemowo – przez aresztowania i konfiskaty i zbrodnie sądowe dokonywane jawnie, gdzie nikt nie był pewien dnia ani godziny, a fiskus miał charakter dręczycielski. Politykę tę w zintensyfikowanej skali, na mniejszym obszarze stosowali później wszyscy despoci rządzący w tak zwanych miejskich republikach. Nie były to żadne republiki, ale rządy gangów, które grabiły ludzi według skutecznych, starych, saraceńskich metod. Jak myślicie dlaczego akurat te metody się zachowały? I dlaczego one przetrwały? Ktoś powie – bo ludzie nie znali innych i bezwolnie się nim podporządkowywali. Aha…ja jednak chciałby to wyjaśnienie uzupełnić. Burckhardt tego nie napisał i chyba nikt tego nie napisał, ale ja jestem bardzo ciekaw co się stało z saraceńską gwardią Fryderyka osadzoną w Italii. Co się stało z tymi ludźmi i jak poradzili sobie oni po śmierci swojego patrona? Jak myślicie? Może opanowali sytuację w kilku kluczowych ośrodkach, tak jak swego czasu Normanowie, korzystając z prostego faktu, że są obcy, nienawistni, ale także groźni i najlepiej posługują się bronią? Nie byli też zapewne głupi, a wielu z nich potrafiło czytać i pisać po arabsku, a nawet po łacinie. Cesarski uniwersytet w Neapolu był uczelnią państwową, nie gorszą niż uniwersytet w Moskwie za Stalina. To, że wykształcił się tam św. Tomasz niczego nie zmienia. Jak pamiętamy Europa przejęła dzięki Arabom myśl starożytnych i rozwinęła ją twórczo. Tak piszą w podręcznikach. Jakoś do jasnej cholery musiało do tego dojść. Nie przez osmozę przecież, jak to sugerują polscy „badacze” przeszłości. Wzory zachowań i tradycję wprowadzają ludzi i nie dzieje się to bez brutalnych nieraz ingerencji.
Jeśli zaś popatrzmy na tyranów XV wiecznych, na takich Medyceuszy na przykład, na Kosmę i Wawrzyńca, nie zobaczmy w nich Europejczyków wywodzących się z Toskanii. To są Arabowie przebrani w nie swoje ubrania. Oczywiście, od śmierci Fryderyka do ich wyniesienia upłynęło 150 lat, ale w tym czasie Italia, jak lubią mawiać zdolniejsi ode mnie autorzy, zamieniła się w tygiel. W nim połączyły się różne pierwiastki, przekształcając się w nowy całkiem stop. Zwracam szczególną uwagę na postaci kondotierów opanowujących w XIV i XV wieku miasta wschodniej Italii.
Chciałbym teraz umieścić tu pewien cytat. Oto on:
Mediewiści powinni nieraz brać przykład z badaczy prehistorii, którzy dysponują jedynie przedstawieniami (malarstwo ścienne), w ogóle nie mając przed sobą tekstów: muszą zatem szukać hipotez, tropów i znaczeń w obrębie samych obrazów, nie sugerując się tym, czego się dowiedzieli ze źródeł pisanych. Historycy i historycy sztuki powinni ich w tym naśladować przynajmniej na pierwszym etapie pracy badawczej.
Cytat pochodzi z książki Michela Pastoureau zatytułowanej Średniowieczna gra symboli i odnosi się do przedstawień malarskich i do rzeźby. My jednak przeniesiemy zasugerowaną tu zasadę na grunt wydarzeń rzeczywistych, które badane są i oglądane zawsze przez pryzmat tekstów. Nie może być przecież inaczej. Te zaś są zawsze pisane z jakąś intencją, przeważnie różną od sugerowanej przez badacza. Jaka to jest intencja nie możemy nigdy stwierdzić z całą pewnością, albowiem od razu wkraczamy na grząski grunt polemik i sporów nie popartych dowodami. A w dodatku takich, które nie przybliżają nas do wyjaśnienia czegokolwiek. Wyobraźmy sobie bowiem, że za tysiąc lat ktoś usiłuje sobie uzmysłowić, jak wyglądało życie w pierwszych dekadach XXI wieku, na terenie Europy, badając teksty dyrektyw wydawanych przez UE. To co urodzi się w jego głowie będzie konglomeratem idiotyzmów. Badając więc przeszłość w oparciu o teksty, mimowolnie, albo celowo zakładamy dobrą wolę ich autora. Zakładamy, że szczerze próbował on coś przedstawić. Osobną kwestią pozostaje kto z autorów polskich piszących o renesansie dotarł do tekstów źródłowych z XIV wieku? A Burckhardt dotarł i na ich postawie wyrobił sobie taką opinię, jaką przedstawiłem wyżej. No więc teksty nie wystarczą, potrzebne są jeszcze konteksty, nieraz bardzo odległe od momentu, którym badacz się interesuje.
Kolejna teza Burckhardta zwala z nóg. Ona się już tu pojawiła w mojej autorskie redakcji, ale teraz znalazła potwierdzenie u nie byle kogo przecież. Poeci, szczególnie zaś poeci zbuntowani, służą władzy. Ich istnienie jest wręcz sygnałem, że władza jest nielegalna i pochodzi z uzurpacji. Jeśli więc potomkowie Saracenów Fryderyka II, którzy przechwycili władzę w południowej Italii i sprawując ją na różnych szczeblach przesuwali się stopniowo na północ opanowując mniejsze i większe ośrodki, potrzebowali przede wszystkim uzasadnienia dla swojej tyranii. Nie mógł im go dać papież, co oczywiste, albowiem ich wiara, jeśli w ogóle była, datowana była świeżo i kultywowana bez szczególnego zapału. Potrzebne były inne uwierzytelnienia. I tu z pomocą przychodzi nam znów dobry cesarz Fryderyk, który założył na Sycylii tak zwaną szkołę trubadurów. Jej członkami byli sami najwyżsi urzędnicy państwowi mianowani przez cesarza. Przedmiotem zaś zainteresowania i kultu była poezja pisana w języku oksytańskim. Owa praktyka poetycka zawędrowała na Sycylię, przez Genuę, gdzie ilość sprawujących władzę w mieście trubadurów, piszących i śpiewających po oksytańsku, jest doprawdy więcej niż zastanawiająca.
Tyrani, uważani za reprezentantów nieistniejących republik, szukają legitymacji swojej władzy gdzie indziej, poza Kościołem i poza prawem. Szukają jej w poezji i w sztuce, na obszarach od Kościoła i łaciny bardzo odległych. Proces przygotowywania gruntu pod renesansową eksplozję malarstwa i rzeźby, które ma przekonać Italię i świat cały, że władza ziemska jest ważniejsza niż boska trwał 150 lat. I zakończył się pełnym sukcesem. My dziś nie rozumiemy z tego sukcesu nic, albowiem wierzymy, że sztuka i kultura podlegają ewolucji, tak jak rzekomo podlega jej świat istot żywych. Jedno zaś wynika z drugiego, a renesans pojawił się dlatego, że ludzie mieli dosyć tyranii Kościoła i uniwersytetu gdzie dominowała scholastyka. To są brednie. To feudalizm znany z Francji i Hiszpanii był systemem gdzie rozkwitała wolność, a nie rzekomy republikanizm włoski, który doprowadził, już w XIV wieku do ograniczeń paszportowych, egzekwowanych z całą surowością. Poezja zaś, obrazy i rzeźby produkowane poza Rzymem w XV wieku miały służyć umocnieniu władzy tyranów wywodzących się wprost z rodzin mauretańskich sprowadzonych do Italii przez Fryderyka Hohenstaufa. Ludzie ci, odcięci od tradycji przodków, stworzyli swoją własną, opartą na pieniądzu i wzorach, które narzucili innym, a wywiedli z pism autorów antycznych przefiltrowanych przez system muzułmański. Wiarę zaś w Boga w trójcy jedynego zamienili na okultyzm. Nie mieli bowiem już swoich kapłanów, a w coś musieli wierzyć, albowiem konkurencja do władzy była mordercza i sama poezja połączona z malarstwem nie wystarczała wielokrotnie do tego, by utrzymać przy niej tyrana. Musiał mieć on jakiegoś sojusznika z zaświatów. I tym był – o czym Jackob Burckhard, szwajcarski protestant, nienawidzący Rzymu, pisze wprost – szatan. Renesans nie jest żadnym odrodzeniem. Jest upadkiem wszystkiego i powstaniem nowego potwornego systemu, który w XVI wieku został na szczęście zablokowany, ale zło które przyniósł rozprzestrzeniło się po całej Europie. Kult zaś oddawano mu w różnej formie przez całe stulecia.
Jeszcze dwie kwestie, na które Burckhardt zwraca uwagę. Pierwsza – dla ludzi tych nie miało znaczenia prawe czy nieprawe pochodzenie. Liczyło się utrzymanie potomka przy władzy. Stąd ich wygląd, tradycja i rasa, przestały mieć znaczenie już w stulecie po ich pierwszym wystąpieniu. Pozostała tylko idea, która źle rozumiana, odczytywana poprzez teksty pisane z niezrozumiałą intencją, szerzyła się po całej Italii, również w Rzymie.
Kwestia druga, na którą wpadłem sam, kierowany być może obsesją. Obecność Johna Hawkwooda w Italii, w XIV wieku z pewnością nie była przypadkowa. I nie przybył on tam wyłącznie po to, by wywozić złoto w wielkich ilościach i deponować je w Anglii. Myślę, że przyjechał on tam także dlatego, żeby zobaczyć jak w naturze działa ten mauretański system rządów. „Dobre” wzory polityki normańskiej w Anglii i polityki króla Henryka II tamże i na kontynencie, tak bardzo podobne do systemu cesarza Fryderyka zostały już trochę zapomniane i trzeba je było odświeżyć.
Lucera zbudowana została przez osadników muzułmańskich, przesiedlonych w 1220 r. z Sycyliiprzez Fryderyka II Hohenstaufa[1].
W dniach 15-25 sierpnia 1300 roku Karol II Andegaweński przeprowadził rzeź mieszkańców Lucery, przejmując ich dobra, w miejscu meczetów wznosząc kościoły katolickie i zmieniając nazwę miasta na Civita Sancte Marie[2].
Oczywiście i wszystkich zabito, nikt nie ocalał, a my to wiemy z tekstów pochodzących z epoki i późniejszych. A tradycyjna wrogość Medyceuszy do Francuzów, trwająca do roku 1526 wynika z przyczyn geopolitycznych. Bo Florencja leży tuż przy granicy Francji…niech pan da spokój, dobrze…
a każde miasto jak klatka , samorząd terytorialny też jakoś tak w tym kierunku prowadzi, władza miasta niby wybierana , ale jak to się dzieje że pewna grupa w mieście
'raz wygrywa a raz wygrywa’
Mimo wszystko trudno zaakceptować fascynację islamem Fryderyka II Hohenstaufa no i jego wysługiwanie się Saracenami. Przecież był jednocześnie królem Jerozolimy.
tekst znakomity
wnioski warte nagrody
a przykładów naśladownictwa w historii funkcjonowania republik miejskich dużo, nawet można wyprowadzić wniosek że stało się to obowiązującym wzorem działania na stulecia
uzmysłowienie sobie tego sposobu rozbijania państwa na klatki i rządzenia przez grupy np miejskie, nawet przy pobieżnej znajomości historii wywołuje wstrząs … a jeszcze wspomaganie trubadurów, jakkolwiek się oni przez stulecia nazywali, czy trubadurzy czy filozofowie czy ideolodzy, czy oficerowie polityczni …
taki tylko mały obrazeczek o skuteczności poborców kilkaset lat po renesansie – kiedyś prof Kucharczyk wspomniał o formie zbierania podatków w Prusach, otóż taki oddziałek poborców przy prośbach delikwenta o odłożeniu terminu poboru podatków , rozpoczynał prace nad zdjęciem dachu z domostwa … takie wymuszenie okazywało się skuteczne, podatek regulowano
Okładki czyli zapewne jeden wydawca przeczytał Burckhardta
„Wszystkiego opodatkować się nie da ale próbować można” to zdaje się są słowa Mateusza M.
Pierwszą nagrodę za okładkę przyznaję książce opublikowanej w USA w 1961 roku za przywrócenie Burckhardta w „czystej” postaci na podstawie drugiego wydania z roku 1868, nad którym sam pracował, bez udziału późniejszych uczonych znawców i redaktorów. We wstępie do książki obecna redaktorka przytacza słowa, które padły w filmie „Trzeci Człowiek” wg prozy Grahama Greena: „We Włoszech przez 30 lat za Borgiów mieli wojny, terror, morderstwa i rozlew krwi, ale wyprodukowali Michelangelo, Leonardo da Vinci i Renesans. W Szwajcarii panowała braterska miłość. Przez 500 lat mieli demokrację i pokój, a co wyprodukowali? Zegar z kukułką”. Okładka książki jest pełna symbolów, ale to zupełny przypadek, że trubadur jest łudząco podobny do Skaramusza, o którym zespół the Queen śpiewał: „Scaramouche, Scaramouche, will you do the Fandango? (Skaramusz, Skaramusz, czy zatańczysz na stryczku Fandango?)”
Drugą nagrodę za okładkę przyznaję książce z freskiem Pinturicchia, na którym Ennea Silvio Piccolimini otrzymuje Koronę Poetów.
Jakoś tak wyklikało mi się na Wikipedii hasło Norman Conquest Norman Conquest – Wikipedia i z ciekawości zajrzałem do bibliografii. Tak jak się spodziewałem na cytowanych 29 uczonych, 28 jest pracownikami renomowanych uczelni brytyjskich (tylko jedna pani profesor z uniwersytetu Lejdzie) i wszyscy są profesorami mediewistyki.
Następnie zerknąłem z ciekawości na polską wiki i hasło Rozbiory Polski Rozbiory Polski – Wikipedia, wolna encyklopedia
no i tamże sprawdziłem również bibliografię. Na dziewięciu przytaczanych uczonych mamy 3 Anglosasów, trzech masonów Marian Henryk Serejski – Wikipedia, wolna encyklopedia
Tadeusz Cegielski – Wikipedia, wolna encyklopedia
Kazimierz Marian Morawski – Wikipedia, wolna encyklopedia
jednego mgr nauczyciela historii w liceum który jest „rzeczoznawcą MEN do oceny merytoryczno-dydaktycznej podręczników do historii; autor publikacji dydaktycznych” autor: Jerzy Bracisiewicz – autor: Jerzy Bracisiewicz – nasi autorzy – HISTORIA: POSZUKAJ
jednego ekonomistę Roman Rybarski – Wikipedia, wolna encyklopedia
i jednego historyka Kraszewskiego.
Prawda? Jakie to dziwne…
Tylko po to, żeby ją oddać Saracenom
Z tymi trubadurami to są niezłe siupy. Oni tworzą hierarchię wymiany informacji szyfrowanych od poziomu ulicy do dworów królewskich i biskupich, a „uczeni” piszą, że wszystko to było po to, by wysławiać urodę dam.
Ale który?
Myślę, że Graham Greene był wyjątkowym bałwanem, a przytaczanie jego słów to coś wielce niestosownego
Najgłupszy i najbardziej zmanierowany autor francuski z doktoratem i profesurą jest lepszy niż ci brytyjscy specjaliści
Kazimierz Marian Morawski był masonem ? Serio?
Czyli były „pewne ustalenia”
Off topic.Napisał pan kiedyś na blogu o szkockim czy irlandzkim podróżniku który stworzył dzieło o historii Polski zaczynajacej sie pare wieków przed Mieszkiem I. Mógłby pan przypomnieć nazwisko autora?
Muszę zwrócić część cnoty autorce wstępu Irene Gordon. Zaraz po zegarze z kukułką napisała ona „Ale Szwajcaria również wyprodukowała Jacoba Burckhardta, a to właśnie Jacob Burckhardt dał Renesans.” Co do filmu, to może zrobił na niej wrażenie przewodni muzyczny temat „Trzeciego Człowieka”. Niektóre filmy pamiętamy głównie dzięki muzyce.
Wyręczę Coryllusa
O Lechu, Czechu i Rusie znajdzie Pan w historii Polski Bernarda O’Connor, a także w zapowiedzianym przez Coryllusa tłumaczeniu książki Peytona. Jak dobrze poszukać, to w starych „źródłach” znajdziemy też Kraka, a może i smoka wawelskiego.
Z krytykowaniem historii o smoku bym się wstrzymał.
1/Smoki są ewenementem kulturowym, znają je wszystkie kultury, łącznie z Maorysami, w takiej samej postaci – latającego gada ziejącego ogniem.
2/Słowo „dinozaur” wynalezione zostało przez Smithsonian Institute 2 lata przed znalezieniem pierwszej kości.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.