wrz 072019
 

Proszę wybaczyć mi tytuł, ale innego być nie może. Mój ojciec miał takie powiedzenie, że coś się ciągnie, jak przysłowiowy sierp wiadomo z czego. I tak samo jest z filmem Patryka Krzemienieckiego zwanego Patrykiem Vegą. Byłem wczoraj na tym filmie i siedziałem w drugim rzędzie, bo nie było już innych miejsc. Pierwszy też był zajęty. Kino było pełne, a ja widząc ludzi, którzy stali przed wejściem pomyślałem, że będzie naprawdę ciężko. To znaczy wystraszyłem się, że te wszystkie wice, które Vega umieścił w swoim filmie wywołają szczerą wesołość i sala będzie ryczeć ze śmiechu, a potem, w październiku, wszyscy pójdą zagłosować na Czarzastego. Tak się nie stało. Słychać było co jakiś czas ciche wymuszone w zasadzie śmiechy, gdzieś z tyłu, śmiała się także jakaś młoda pani z cyckami i udami na wierzchu, która siedziała przede mną i to w zasadzie wszystko. A nie, przepraszam, kiedy na ekranie pojawił się Macierewicz i Misiewicz, którzy najpierw wciągali kreski, a potem tańczyli, kilka osób rozśmiało się głośniej.

Przez cały film ludzie siedzieli w milczeniu. Nie wiedzieli co powiedzieć, bo wobec tego co było tam pokazane nawet standardowa wiedza ekonomiczna, którą sobie przyswoili oglądając TVN, a dotycząca krachu jaki nastąpi w wyniku wypłacania 500+, nie mogła się do niczego przydać. Zanim cokolwiek powiem o filmie, przypomnę, że Vega czyli Krzemieniecki pochodzi z bardzo utalentowanej rodziny. Jego babcia, której nie mógł poznać bo zmarła przed jego narodzinami– Lucyna Krzemieniecka – była autorką popularnych książek dla dzieci. Oto biogram babci Lucyny https://www.ipsb.nina.gov.pl/a/biografia/lucyna-krzemieniecka

To ona napisała książeczkę o przygodach krasnala Hałabały. Dzięki temu wyjaśniło się dlaczego w filmie zatytułowanym „Piłsudski”, Borys Szyc, który wcale się tak nie nazywa, bo jego prawdziwe nazwisko to Michalak, został ucharakteryzowany na krasnala Hałabałę. To przez wzgląd na babcię Vegi-Krzmienieckiego i bliskie daty premier obydwu filmów. Mamy trzy osoby, które są przez większość dorosłej populacji rozpoznawane i okazuje się, że one wszystkie mają fikcyjne nazwiska, a każda z tych osób zmieniła je z innego powodu. Niezwykłe prawda? Oczywiście, że niezwykłe, jeśli uświadomimy sobie, że wszystkie te osoby „robiły” w kulturze i w tej kulturze, zamierzały osiągnąć sukces i zdobyć popularność.

Nie wiem jak było z rozpoznawaniem targetu sprzedażowego w przypadku Lucyny Krzmienieckiej, ale chyba dobrze, bo krasnal Hałabała jest dość popularny do dzisiaj, a ja bardzo go lubiłem jako dziecko. Jeśli idzie o jej wnuka, to mamy prawdziwą katastrofę, to samo z Szycem. Nie wiem do kogo adresowane są te emocje, pokazywane w tych filmach, bo i zajawkę „Piłsudskiego” i zajawkę „Legionów” obejrzałem, ponieważ ludzi o takiej konstrukcji psychicznej zwyczajnie nie ma. Te ciche śmiechy na sali, świadczyły o tym dobitnie. Ci co się śmiali liczyli na to, że inni też się będą śmiać, a może też na to, że ich śmiech porwie salę. Najpewniej jednak liczyli, że poprzez ten chichot uda im się wpisać w intencję reżysera, którego pewnie lubią. Zawiedli się jednak srodze. Vega ich zawiódł. Pokazał im po prostu, że nie jest z tego samego co oni świata. To było widać wyraźnie, bo większa część widowni wyglądała, jak bohaterowie i bohaterki wcześniejszych filmów Vegi. Oni przyszli tam jak po swoje, a on im pokazał, że są dla niego śmieciem. Tak to trzeba określić, nie inaczej – śmieciem. Nie ma bowiem ludzi nadających na takich falach. Podobne numery robił zawsze Zanussi z aspirującymi studentami kierunków humanistycznych. Pokazywał im, że są dla niego śmieciami, którym on – reżyser przebywający w intelektualnej stratosferze – może co najwyżej sprzedać trochę szarego mydła.

Vega zrobił rzecz niewybaczalną, bo odarł swoich bohaterów ze wszystkiego, nie tylko z godności. Oni są po prostu nie do wytrzymania. To, że przeklinają, to jest nic. On każde aktorom uczestniczyć w sytuacjach nieprawdopodobnych ze wszystkich znanych dresiarstwu punktów widzenia. Vega zapomniał po co tak naprawdę ludzie przychodzą do kina. Oni tam idą, żeby zobaczyć siebie w wersji lekko zmodyfikowanej i uszlachetnionej. Tutaj zobaczyli tłum skandujący – konstytucja, konstytucja – z którym nikt z widzów się nie utożsamia, a także ludzi, pochodzących z jakichś zakazanych rewirów, którzy udają takich jak oni. To wszystko.

Najgorszy w tym filmie jest Grabowski. To jest suma nieprawdopodobieństw. Myślę, że gdyby Palikot reżyserował ten film, to dałoby się go jeszcze oglądać. W tej wersji jest to niemożliwe. Prezes zaprzyjaźniony z gejem terapeutą podsuniętym mu przez Zamachowskiego-Rydzyka, który klepie geja po tyłku – tak sobie tę sytuację ustawił Vega. Potem tenże gej – grany przez młodego Stuhra zdobywa serce prezesa i razem idą nad Wisłę puszczać kaczki, albowiem faceci jak się zakolegują, to zajmują się takimi właśnie czynnościami. W filmie jest mnóstwo wątków homoseksualnych, które służą – nie rozumiem dlaczego – do deprecjonowania i degradacji postaci. Macierewicz pederasta jest godzien szyderstwa i pogardy, to samo z prezesem, to samo z Rydzykiem. To są ludzie, których formacja, pardon, intelektualna reprezentowana przez Vegę powinna brać w obronę, a nie z nich szydzić. Mamy złych pedałów – to ci, których wymieniłem, i dobrego pedała, czyli młodego Stuhra. Gdzie przebiega granica podziału? Trudno mi dociec, ale prawdopodobnie chodzi o jawność. Jeśli ktoś obnosi się ze swoimi preferencjami jest dobry, a jeśli ktoś jest trochę dyskretniejszy, to jest zły, bo przeszkadza w robocie politycznej polegającej na propagowaniu tego rodzaj zachowań.

W filmie da się rozpoznać tylko te postaci, które wymieniłem. To znaczy Kaczyńskiego, Macierewicza, Rydzyka i Misiewicza. Ja nie potrafiłem rozeznać się wśród innych. Nie wiem kim był facet, który uciął sobie romans z młodą dziewczyną i miał założyć nową partię. Nie wiem kim był polityk lansujący Olbrychskiego na posła i nie wiem kim byli jego współpracownicy. Coś tam mówili o ośmiorniczkach, a więc pewnie chodziło o polityków PO. Nieważne. Vega obmyślił pointę swojego filmu tak, żeby wzruszyć zwykłych ludzi, tak jak on ich sobie wyobraża. Do roli emerytowanego nauczyciela historii, do tego pszczelarza, który wjeżdża samochodem wprost w kolumnę pojazdów eskortujących premier Szydło, wybrał Olbrychskiego. To jest zabieg fantastyczny. Olbrychski jako reprezentant uczciwszej części narodu, wygrywa w wyborach i zostaje marszałkiem sejmu. Potem zaś wchodzi na mównicę, wygłasza serię komunałów, które nie zrobiły najmniejszego wrażenia na grodziskiej widowni, a potem pokazuje, pardon, dupę. Normalnie wchodzi na fotel, ściąga spodnie i pokazuje dupę. Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego. Dupa, bardzo przepraszam panie, zwykle wywołuje salwę śmiechu, nawet jak jest wstawiona w narrację bez sensu, przypadkowo albo z rozpędu. Ktoś powie – dupa – i zawsze parę osób parsknie śmiechem. I tutaj było podobnie, ale za chwilę zaległa grobowa cisza. Potem film się skończył i wszyscy wychodzili w milczeniu, jak z jakiegoś pogrzebu.

Poświęcę jeszcze kilka słów tak zwanym faszystom, albowiem ich obecność w tym filmie zdradza rzeczywisty cel jego powstania. To jest – robiona na chama – próba odwrócenia uwagi widzów od prowokacji wymierzonych w ruch narodowy. Tak sądzę. Lewicowa młodzież przygotowuje tam bowiem w lesie urodziny Stalina, który jak wiadomo urodził się w styczniu, a nie latem, ale to reżyserowi nie przeszkadza. Chodzi o to, żeby pokazać, że za prowokacjami – Stalin-Hitler -wafelki – stoją media katolickie, a nie służby nierozpoznanej proweniencji. W filmie efektem tych prowokacji jest gwałt zbiorowy na absolwentce toruńskiej uczelni, którego dokonują brutalni faszyści. Wcześniej zaś traci ona dziewictwo z jednym z lewicowych działaczy, który potem za pieniądze Rydzyka, wręczone mu przez grubego księdza udającego włoskiego komunistę, robi te urodziny Stalina w lesie.

Nie mogę powstrzymać się od zadania tego pytania – dlaczego osoby pochodzenia żydowskiego, nawet tak mocno zdegradowane i prymitywne jak Vega – nie są wstanie zrozumieć, że widz, do którego adresują te swoje komunikaty, jest kimś zupełnie innym niż oni sądzą? Być może oni powinni te komunikaty filmowe, bo tak chyba trzeba to nazwać, pokazywać sobie nawzajem, ale przecież ich filmy nie interesują z istoty. Im chodzi o to, by podkreślać własną wyjątkowość na każdym kroku. To wszystko. Czy robią to za pomocą filmu, tatuażu, czy pieniędzy, nie ma najmniejszego znaczenia. Gdyby Vega pokazywał swój film w Izraelu mógłby może liczyć na jakąś przychylność publiczności, ale on się uparł, żeby pokazywać go nam. Nie jest przy tym wcale świadomy, ilu ludzi o identycznych jak on korzeniach działa w strukturach PiS. Myślę więc, że pan Patryk został po prostu wystawiony, że zaangażowano go, bez jego wiedzy, jako ostatni gwóźdź do trumny projektu zwanego PO, przekształconego teraz w coś innego. Nieistotne czy to się nazywa KO czy Lewica czy jakoś inaczej. Chociaż mam pewne podejrzenia, że film ten może być początkiem kontrolowanej odgórnie kariery lewicy rozumianej jako resztówka po SLD, bez Kwaśniewskiego, Milera i reszty. Ktoś musi artykułować te żydowskie roszczenia, a nie może robić tego partia mająca Piłsudskiego-Hałabałę na sztandarze. Może się więc zdarzyć, że PO zejdzie do grobu, a zastąpi ją Lewica i Czarzasty. Ani jego bowiem, ani Hansa Klossa w filmie Vegi nie było. Jeśli chcecie zapytać o czterech pancernych, to tak – byli. Był czołg, była piosenka i była salwa z działa, ale Klossa, Brunnera, Czarzastego i Milera nie było i to też może być pewna wskazówka co do intencji inspiratora tego filmu, bo przecież nie reżysera. Reżyser to bałwan.

Dodam jeszcze tylko, że ten film to koniec kina agresywnego i początek kina kokieteryjnego. Na początku bowiem pojawia się plansza z napisem – Tu miała być reklama, ale się wystraszyli. To zupełnie jak z zakazanymi piosenkami Kukiza reklamowanymi na bilbordach w głównych punktach wielkich miast. Kim zaś są wytatuowani, kokieteryjni faceci, to już każdy dobrze wie. Publiczność także się dowiedziała i jak sądzę zareaguje odpowiednio przy wyborach. Aha – jeszcze uchodźcy, Vega bez przerwy podnosił sprawę uchodźców, że PiS ich nie chce. Nikt mu nie powiedział, a sam się nie zorientował, że dresiarstwo, dla którego do tej pory kręcił filmy, też ich nie chce. I to w zasadzie tyle. Katastrofa.

Teraz ogłoszenie – w dniach 19 – 22 września trwa w Lublinie zjazd historyków, będzie tam także targ z książkami i ja na tym targu będę. Zapisałem się jeszcze wiosną.

Zapraszam do księgarni www.basnjakniedzwiedz.pl do sklepu FOTO MAG, do księgarni Przy Agorze i na stronę www.prawygornyrog.pl

 

 

Tak się niestety składa, że dynamika rynku (a nie mówiłem, a nie mówiłem) w związku z okrągłymi rocznicami politycznych sukcesów Polski, jest tak słaba jak nigdy chyba do tej pory. Mamy wielkie plany dotyczące tłumaczeń, które od kilku lat są realizowane z budżetów, generowanych bieżącą sprzedażą. Niestety budżety te nijak nie pokryją dalszych, będących w trakcie realizacji projektów. Jeśli więc ktoś ma taki kaprys, żeby wspomóc mnie w tym dziele i nie będzie to dla niego kłopotem podaję numer konta. Ten sam co zwykle

 

47 1240 6348 1111 0010 5853 0024

i pay pal gabrielmaciejewski@wp.pl

Jestem tą koniecznością trochę skrępowany, ale ponieważ widzę, że wielu mniej ode mnie dynamicznych autorów nie ma cienia zahamowań przed urządzeniem zbiórek na wszystko, od pisania książek, do produkowania filmów włącznie, staram się odrzucić skrupuły. Jak nic się nie zbierze trudno, jakoś sobie poradzę…

  15 komentarzy do “Sierp z dupy”

  1. fajny film wczoraj widziałem

    Masz ????

    a momenty były???/

    (chyba trzeba wpisać cytując Paryżankę)  było dno i trzy metry mułu

  2. Może na sali była większość widzów, tak jak Pan z ciekawości. Temu się nie śmiali. W Polsce są ludzie wyhodowani nienawiścią do pisu, co będą na filmie płakali ze śmiechu. Czytający „Skazy na pancerzach”, bo im w telewizji jakiś celebryta mówił, że fajna książka.

  3. Zaidenberg-Krzemieniecka-Vega. Ewolucja w wydaniu praktyków Marksa. Ciekawe jakie nazwisko będą nosiły wnuki Vegi? Obstawiam, że wrócą do nazwiska praprababki.

  4. Jak Zandberg wejdzie do sejmu to z cała pewnością wrócą, żeby była symetria

  5.  
    Patryk Vega jest irytująco utalentowany, pracowity, inteligentny i bogaty. Genialny reżyser, który na pewno jest lepszy od sztucznie promowanego Kieślowskiego czy Wajdy (na tej zasadzie, jak Wałęsa był lepszy od Jaruzelskiego, a budki z zapiekankami i mc Donaldy były lepsze od dawnych barów mlecznych) tworzy coś w rodzaju filmowego fast-foodu. Widzów będą bolały brzuchy po obejrzeniu „Polityki”, ale nikt nie powie, że tego nie chciał. Ja nie chodzę na takie filmy tylko dlatego, że mam wrażliwy żołądek. Oglądałem tylko trailer i wywiady z Vegą, natomiast samego filmu „Polityka” nie widziałem i nie polecam go.
    Vega buduje scenariusze na podstawie ankiet, co Polacy chcieliby zobaczyć w kinie, dlatego osiągnął sukces. Posługuje się wymówką, że Kaczyński zrobił tak samo, bo na podstawie ankiety czego boją się Polacy wyszło, że uchodźców i na tym PiS na początku oparł swoją politykę, a potem eksploatował kolejne strachy i fobie (teraz LGBT). Uważam, że Vega ogólnie dobrze postępuje, ale ja bym zmienił tytuł filmu „Polityka” na „DEMOKRACJA”.
    Patryk Vega zamierza zrobić dokrętkę „Polityki”, która wejdzie na ekrany przed wyborami prezydenckimi, a potem już raczej kino artystyczne, na wysokim poziomie i z udziałem aktorów światowej klasy i będzie walczył o Oskara.

  6. >W filmie jest mnóstwo wątków homoseksualnych, które służą – nie rozumiem dlaczego – do deprecjonowania i degradacji postaci…

    To proste jak wątek Osculum infame u templariuszy. Jak zawsze chodzi o pieniądze.

    Wpadłem na to, gdy dziś przy śniadaniu obejrzałem na TV Kultura film o rywalizacji Michała Anioła Buonarotti i Leonarda da Vinci. Normalnie przy posiłkach oglądam TV Historia, ale chyba robią bokami, bo dziś dla podniesienia oglądalności dali program kulinarny. Natomiast w filmie o dwóch wielkich artystach oglądalność podnieśli wspominając, że Michelangelo miał zahamowania i ukrywał swe ciągoty podczas, gdy Leonardo obnosił się ze swoimi skłonnościami z godnością. Temat poszerzyli mówiąc, że w tamtych czasach Florencja była tak barwna jak dzisiejsze parady równości i stąd sodomici byli w Niemczech nazywani Florenzen (także ketzern – stąd „kacerze”, co pochodziło od Katarów).

  7. W sensie, że przygotowują grunt pod jakieś szantaże?

  8. Korzyści opozycji z 500+ :

    –  500+ w służbie Instytutu Filmowego (dofinansowanie ze sprzedaży biletów), wreszcie

    – 500+ gwarantuje widownię co wzmacnia dzieło filmowe opozycyjnego reżysera

  9. Grunt został źle przygotowany, bo już wiele lat temu Bezwstyd został zastąpiony Dumą. Zostało podgryzanie i nadzieja na oglądalność, a po tym filmie nawet potencjalni artyści #metoo zastanowią się nad sensem swej sponiewieranej „godności”. A skoro jesteśmy przy gruncie, to z filmu o rywalach dowiedziałem się na czym polegała klęska Leonardo przy malowaniu fresków. Otóż kładł on farbę olejną na nie wyschnięty podkład z kredy i piasku, aby mieć więcej czasu na dobieranie barw, które inaczej szybko wsiąkały w podłoże. Niestety farba odpadała razem z podkładem. (Właśnie robię w domu usprawnienia i wiem, że bez gruntu nic nie wyjdzie). To nie była jedyna klęska Leonarda. Pewnego razu spacerował po Florencji w swym różowym jedwabnym stroju i napotkał Michała Anioła, gdy akurat ktoś zapytał Leonarda, co sądzi o poezji Dantego. Ten odrzucił pytanie do Michała Anioła, a on zignorował zaczepkę i zapytał, co z tym wielkim koniem w Mediolanie. Nad koniem Leonardo pracował przez 20 lat i podobno większość czasu zmarnował na techniki odlewania brązu. W końcu z tego brązu odlano działa (ale chyba bez udziału Leonarda).

  10. Myślę, że on był mocno przereklamowany

  11. bezwstyd został zastąpiony dumą,

    oto  scena sprzed 25 lat, dostałam paszport, goszczę u daleko mieszkających krewnych, oni po południu włączają tv a tam Oprah (?) zapomniałam jak się ta prezenterka nazywała, oglądalność miała 99%, no i raz gościem audycji jest brzydula z końskimi zębami, rzadkie blond włosiny i ona podnosi dwa palce do góry jak do przysięgi i wrzeszczy „I am praud, I am  lesbian, i tak kilka razy. Od publiki w audycji dostała brawa za odwagę. Z ulgą wróciłam do kraju.

    Ale ten  trend bezwstydu lansowanego  jako coś z czego należy być dumnym – 25 lat później dogonił środkową Europę

  12. Może prawdą jest, co podkreślono w programie TV, że wymyślił pędzel, dzięki któremu świetnie opanował technikę sfumato, ale co jeśli wykorzystał do tego łasiczkę ze słynnego obrazu? Pędzle z Kolinsky sable-hair (Mustela sibirica) nie mają sobie równych, ale zwierzątko jest pod ochroną. Do renowacji Ostatniej Wieczerzy użyto pędzli z włosa ludzkiego.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.