gru 022018
 

Odwiedził nas wczoraj na targach pan, który zaczął swoją przemowę od tego, że moje książki się wybrzuszają. Potem gładko i niespodziewanie dla mnie i stojących na stoiku osób rzekł, że pracowałem dla żydowskiej gazety dla Polaków i teraz to ukrywam. To znaczy wcześniej pisałem o tym na 4 stronie okładki, ale już przestałem. Nie zwróciłem mu uwagi, że ostatnią 4 stronę okładki zapełniałem informacjami o sobie jakieś 2 lata temu przy okazji książki „Kredyt i wojna” bo to i tak nie miało dla niego znaczenia. Kiedy pan skończył wykrzykiwać te swoje rewelacje, a ja mu coś odpowiedziałem, rzekł, że gdyby nie Grzegorz Braun, który zrobił mi w Poznaniu promocje, te moje – cytuję – historyjki nie byłyby takie popularne. To znaczy on mówił trochę inaczej, a po wymienieniu nazwiska Grzegorza Brauna przeszedł wprost na bełkot. Pan Jerzy który stał obok zapytał go grzecznie, która to jest ta gazeta żydowska dla Polaków, bo on nie wie i żeby miły pan mu wyjaśnił. Ten jednak nie zrobił tego, przejrzał sobie amerykańską książkę, potem Socjalizm i śmierć, a potem poszedł wyraźnie z siebie zadowolony. Pomyślałem, że wiekuisty krasnoludek nie próżnuje i odwiedza coraz większą liczbą osób. Pomyślałem też, że to chyba będzie niestety jedyna nagroda za moją pracę, to znaczy odwiedziny takich istot, albowiem ja nie posiadam żadnej gwarancji dla swojej popularności. I nawet się o nią nie staram. Już wyjaśniam o co mi chodzi. Stoimy na tych targach od sześciu albo siedmiu lat i ani razu nie zhańbiłem się wniesieniem opłaty za wyczytywanie mojego nazwiska przez megafon. Nie zrobiłem tego ponieważ jest to przeciwskuteczne, nie zrobiłem tego ponieważ nie o taki rodzaj sławy mi chodzi. Są jednak ludzie, którzy od samego początku lansują się na megafonie i czynią to nie dość, że z przekonaniem o słuszności tych działań, to jeszcze z przekonaniem, że im się należy. Na przykład taki autor jak Patlewicz, przedwczoraj był wyczytywany ze sześć razy. Mówili na którym stoisku stoi, co ma do zaprezentowania i jakie dzieła ostatnio ogłosił. Trochę się z kolegami z tego pośmialiśmy, a ja utwierdziłem się w przekonaniu, że czynię słusznie, choć pewnie nie uchroni mnie to przed wizytami ludzi zaprzyjaźnionymi z odwiecznym krasnoludkiem.

Targi są w mojej ocenie dużo słabsze niż w zeszłym roku. Może przez mróz, a może przez coś innego, na przykład przez rajd organizowany na ulicach Warszawy, który blokuje możliwość dojazdu pod zamek. Być może przyczyna leży także w tym, że impreza rozbija się tak naprawdę na kilka mniejszych, a przez ten nieszczęsny megafon ogłaszani są, co pięć minut właściwie, inni geniusze pióra, którzy mają do zaprezentowania swoje wiekopomne dzieła. Jak zwrócił uwagę mój sąsiad – Pan Krzysztof – który siedzi na stoisku „Myśl polska” nie do pomyślenia jest, by na targach, odbywających się pod patronatem prezydenta Andrzeja Dudy sprzedawano książkę zatytułowaną „Andrzej Duda – biografia prawdziwa”, którą napisał Jerzy Robert Nowak. No, ale tak się właśnie dzieje i ta publikacja też jest reklamowana przez megafon. Na przeciwko mnie siedzi Pan Stanisław, który obstawia stoisko „Do rzeczy”. Na nim zaś mamy wielkie dzieła pisarza Lisickiego, który próbuje uwodzić publiczność swoją powiększoną fizys wypełniającą w całości okładki jego książek. Mnie się zawsze zdawało, że jak ktoś ma pieniądze to potrafi zadbać, by na okładce było jednakowoż coś innego niż on sam. No, ale widocznie się myliłem. Kiedyś też umieszczałem swoje zdjęcia na 4 stronie okładek, były to zwykle przypadkowe jakieś fotki z wakacji, a i to się nie podobało wielu osobom i zwracano mi uwagę, że chyba już przesadzam z tym lansem własnej osoby. Dlatego teraz Tomek rysuje na końcu sławnych artystów, a to Burta Lancastera, a to Salvadora Dali….

Targi przybrały więc w tym roku formułę siłowego lansowania autorów, którzy wcześniej zdobyli trochę popularności w internecie. Jeśli do tego dodamy wszystkie te malownicze postaci przebiegające halę w tę i z powrotem i czujące się tam jak w domu, zarysuje się przed naszymi oczami obraz całości. Targi książki historycznej są momentem kulminacyjnym po całym roku uporczywego lansu w sieci. Kłopot w tym, że miejsca jest tam cholernie mało, a prócz bohaterskich demaskatorów, są jeszcze przecież wydawnictwa pierwszoobiegowe, takie jak PiW, które też chcą coś sprzedać i też chcą zdobyć trochę sławy. Coraz bardziej zaczyna to przypominać opisywaną tu już wielokrotnie szafkę na dworcu, w której faceci w czerni ukryli grupę malutkich kosmitów modlących się do zużytej karty rabatowej z pizzerii. Impreza traci rozmach, ale nie jest to wina autorów ani wydawców. Oni chcieliby mieć swoje pięć minut sławy i są przekonani, że tę załatwi im megafon. Bo niby jak inaczej? Tak się nie stanie. Może się za to okazać, że jeśli organizatorzy nie zrobią czegoś z tymi targami, to znaczy nie znajdą nowego, większego miejsca, nie zmienią formuły, megafon może stać się narzędziem szyderstwa i każdy kto będzie przezeń wyczytany wywoła już tych rechot u publiczności. Dziś jeszcze do tego daleko, ale wypadki, jak wiemy, potrafią niespodziewanie przyspieszyć i za rok może już być zupełnie inaczej.

Jak wszyscy już wiedzą, nie zamierzam korzystać, jeśli idzie o dystrybucję swoich książek, li tylko z uprzejmości organizatorów targów. Uważam bowiem, że to co teraz robią prowadzi na manowce, a w najlepszym wypadku do walki szurów o megafon. Trzeba więc zmienić strategię i właśnie ją zmieniamy. Za tydzień już odbędzie się nasza pierwsza konferencja, na którą, co dla mnie samego jest sporym zaskoczeniem, przyjedzie bardzo dużo osób. Jestem pewien (prawie), że impreza się uda i będziemy organizować kolejną. Już mam zarezerwowane miejsce, poinformuję wszystkich o nowej lokalizacji i terminie konferencji tuż po zakończeniu pierwszej, albowiem będziemy mieli bardzo mało czasu na zapisy. Oczywiście można ten wymyślony przez mnie manewr interpretować jako ucieczkę z targów, ale przymusu nie ma. Na targach będę nadal, w nadchodzącym roku odwiedzę nawet więcej imprez niż w latach poprzednich. Wybieram się bowiem do Poznania, gdzie nie byłem już bardzo dawno i do Białegostoku, gdzie ponoć już nie ma miejsc, tak się impreza rozwinęła. We wrześniu zaś chcę pojechać do Lublina, na zjazd historyków połączony z trzydniowymi targami książek. Impreza ta odbywać się będzie w dniach 18-22 września, targ będzie trwał trzy dni, jak nadmieniłem od 19 do 21 września. Mam nadzieję, że do tego czasu uruchomione zostanie już połączenie kolejowe Warszawa – Lublin i przejazd koleją przez ze stolicy na ten zjazd, przez Otwock, Pilawę, Dęblin, Puławy i Nałęczów będzie czystą przyjemnością.

Zobaczymy jak to będzie, bo nie wiadomo przecież co przyszłość przyniesie. Za tydzień konferencja w Tłokini. Oby się udała.

Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl

  16 komentarzy do “Skąd się bierze sława?”

  1. Jednym słowem Alleluja i do przodu.

    Gdyby w minione dni nie było -7 stopni mrozu a np. O stopni jak w Krakowie to byłaby frekwencja, ale w Polsce wszystkie imprezy zależą od pogody, nawet te pod dachem. Dziś zapewne będzie na Targach lepiej, ale też organizowanie imprez utrudniających dojazd do targowiska , to jak to nazwać ?  Wojna między organizacjami ?

  2. Rajd Barbórka na Karowej musi się odbyć, bo to jest tradycja, ale to w niczym nie przeszkadza. Najlepiej dostać się do arkad z zamku schodami ruchomymi, a na Starówkę dojść pieszo, jak w całej Europie. Z tym wybrzuszaniem się książek to naprawdę ciekawa sprawa, ale wcześniej trzeba je namoczyć?

  3.  
    Odpowiem na pytanie retoryczne postawione w tytule: sława bierze się z pracy lub z wygłupiania się.
     
    Powracający jak bumerang spór o „etos pracy” i „etos” frajdy ma głęboki sens, który jak mi się wydaje  nie został tu nigdy jasno wyartykułowany, dlatego sprawa co jakiś czas odżywa i dzieli czytelników. Mam w zanadrzu cytat z książki „Etyka protestancka a duch kapitalizmu” Maksa Webera, który powinien wiele wyjaśnić i pozwolę go sobie w odpowiednim czasie zaprezentować. W zasadzie każdy, kto się zagłębi w te kilka akapitów już nigdy nie będzie tym, kim był dotychczas w sensie światopoglądu. Chwilowo nie mam pod ręką swojej biblioteki, więc nie mogę na razie podać tego cytatu.
     
    Wspomniany cytat pozwoli wykazać, jak sądzę, że:
     
    1)      adwersarze powielają role znane (przynajmniej) sprzed kilku stuleci,
     
    2)      obydwaj chyba nie pamiętają o ważnych źródłach w tym sensie, że nie odnoszą się do nich na potrzeby sporu, co wydawałoby się naturalne i pożyteczne dla czytelników, Karoń, jeśli dobrze pamiętam, chyba nie czytał Webera (w mojej ocenie książka jest cholernie ciężka, tak ciężka, że właściwie nie ma różnicy, czy czyta się ją w przekładzie, czy w oryginale, nawet jeśli się nie zna języka niemieckiego),
     
    3)      mimo to mogą się chętnie identyfikować z historycznymi figurami, które zostaną ujawnione,
     
    4)      problem nadal nie zostanie jednoznacznie rozwiązany.

  4. Zeby nie wiem co mowic…

    … i kto by to nie mowil – to ta pozadliwa slawa bierze sie  WYLACZNIE  z pracy… oczywiscie, ze jest Pan ponad miare pracowity, ale i utalentowany wyjatkowo… wszystko to w sumie da Panu i sukces i slawe…

    … ale i tak zacne przymioty nie uchronia Pana przed takimi „klientami” jak ten pan zaprzyjazniony z wiekuistym krasnoludkiem.  Coz, trzeba sie z tym pogodzic… i dalej robic swoje.  Ciesze sie, ze wezmie Pan udzial w tak licznych imprezach targowych, zwlaszcza tej w Lublinie… trzeba po prostu bywac i wychodzic frontem do klienta, pomimo, ze jest o niego bardzo trudno… nie ma innego wyjscia…

    … no i dobrze, ze Pan omija szerokim lukiem ten megafon… nie ma co tym cwaniakom… organizatorom…  nabijac kabzy  !!!

  5. Oni nie chcą twojego lotu… https://coryllus.pl/ucieczka-z-rynku-literackiego/

    Czy te wszystkie targi to jeszcze nie, czy już rezerwat…

    No ale jak inaczej zwiększyć sprzedaż? Ciekawe, czy inni wydawcy zadają sobie te pytania co nasz Leszczynowy? Bo nie ma lepszej praktyki niż dobra teoria (doktryna).

  6. Oczywiscie, ze nie chca…

    … bo Gospodarz ich  UNIEWAZNIL  !!!  Zainteresowani doskonale zdaja sobie z tego sprawe… jeszcze ludza sie, ze uda sie zrobic rezerwaty… ale to nie bedzie takie latwe… juz nie…

    … za duzo prawdy wychodzi na jaw… strasznie duzo… i tego nie da sie zatrzymac  !!!

  7. „Sława i chwała” epicki opis polskiej inteligencji od lata 1914 do jesieni 1947. Tak mi się skojarzyła sława i chwała.

    Na blogu mało wpisów, pewnie wszyscy jednak na Targach.

    A co do koincydencji Targów Książki Historycznej i rajdu Barbórkowego, no to mamy zderzenie dwóch tradycji. Obie tradycje sławne.

  8. Parafrazując Ks. Tischnera: „Po której stronie ogrodzenia (rezerwatu) znajduje się wolność” ?

  9. „Hic vivunt mortui, hic muti loquuntur”

  10. Ten Bialystok to kiedy?

  11. Wyjaśnienie do ilustracji

    Pierwszą rzeczą, na którą natrafiłem  przy przeszukiwaniu różnych zasobów w kwestii sławy, był człowiek z megafonem, ale ilustracja była zbyt mało artystyczna. Drugą, była ilustracja grupy aspirantów pod jedną koroną. Pewnie kiedyś zamieszczę, ale chwilowo moje zainteresowanie pobudził Austin Dobson  tym, że „Sława jest pożywieniem nieboszczyków”, który w wierszu dedykowanym przyjacielowi pisze, że przyjaźń jest szlachetniejsza. Dołożyła się do tego Annie Pike Greenwood, która w stylizowanym na ubogi język wierszu o tęsknocie za sławą powiada, miesząc ciasto na chleb, że nie interesują ją pieniądze i sława, ale  pragnie, by jej poezja ukazała się drukiem w lokalnym magazynie. W końcu uznaje, że są ludzie od pisania i inni od gotowania, więc lepiej będzie jak zrobi dobre ciasto.

    Pierwsza ilustracja o sławie i nieboszczykach, to sława przy grobie Szekspira. Druga, z biustami, to wielcy amerykanie w nowojorskim Bronx. Anglicy z apelu sławy z lat 1757-1884 wymienieni w kolejnej ilustracji nie wymagają komentarza.

    Sława z Monachium budziła moje wątpliwości, ale sprawdziłem w wiki, że Ruhmeshalle, to nie jest ta sama saksońska Sława nazwana Walhalla.

    Wreszcie Fontanna Sławy z królewskiego pałacu La Granja de San Ildefonso przedstawia ponoć Pegaza, choć trzeba tam pojechać, by dostrzec zamierzenie artystyczne. To co ciekawe, to informacja z wiki, że fontanny w przepięknej alei zostały wykonane z ołowiu i pomalowane na brąz lub marmur. Zaciekawiła mnie informacja, że fontanna sławy ma 40 metrów wysokości, co w żaden sposób nie wynika z ilustracji. Na szczęście natrafiłem na rycinę sprzed ponad stu lat i teraz wiem, że czterdzieści metrów to wysokość strumienia wody.

  12. Naszukał się Pan, natrudził, nam natłumaczył co autor miał na myśli , a tymczasem  na Targach Książki Historycznej , o „sławie” decyduje megafon. Sława jest tam rozumiana jako głośne namawianie grupy docelowej do zrealizowania transakcji na wskazanym przez megafon stoisku (autor, tytuł, godzina) . Trudno się nabywcy wywinąć.

    Za ilustracje bardzo dziękujemy.

  13. Dołączam do powdziwu, bo @georgius jakby posiadał prywatną wersję NAC-u czy też G(lobalnego)AC-u. Pani @nebraska – zdaniem Coryllusa megafon wcale nie decyduje o sławie tylko o śmieszności. Tylko płacący za megafon jeszcze o tym nie wiedzą: https://youtu.be/FrFMBIOZm-g

  14. no tak, kiedy jest nachalny (ten megafon) to staje się śmieszny.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.