lut 222022
 

Wysoki diapazon moralny służy prawie zawsze do ochrony bardzo małych interesów. Żeby tam interesów, powiedzmy sobie wprost – szajb. Chodzi o to, by powołując się na najwyższe autorytety moralne niszczyć życie bliźnich, a konkretnie własnej rodziny. Chodzi też o to, by szukać charyzmatów totalnej władzy tam gdzie ich w istocie nie ma czyli w doktrynie chrześcijańskiej. W systemie tym bowiem panujący jest jednocześnie najniższym sługą. Żeby z tego ambarasu wybrnąć i ocalić swoją pozycję władcy świeccy aranżowali ruchy heretyckie i opierając się na nagiej sile, domagali się respektu oraz uznania iż to im Pan Bóg powierzył władzę. Wszelkie małe aspiracje, czy to w zakładach pracy, czy to w rodzinach są pochodną aspiracji cesarskich. I zwykle tak samo jak one się kończą. Może przypomnę czym – buntem baronów, koronowaniem się za pomocą fałszywych regaliów, szukaniem pomocy w organizacjach z istoty wrogich, nagą przemocą, której zwieńczeniem jest całkowita destrukcja charyzmatu władzy. Pokusa jednak, by do niego powracać obsadzając w roli cesarza coraz to innego jakiegoś watażkę jest nie do zwalczenia. Moim zdaniem wynika z zaburzeń umysłowych względnie hormonalnych. Niczego więcej tam nie ma, a już na pewno nie ma tam chrześcijańskiej pokory i chrześcijańskiej cierpliwości. Jest za to wielka chęć do formułowania ocen moralnych, które oczywiście nie dotyczą osoby formułującej, albowiem ona otrzymała władzę z rąk Boga samego.

Postawy takie są w zasadzie jednostkami chorobowymi i należałoby je leczyć. Nikt tego jednak nie czyni, albowiem ludzie nauczyli się żyć z takim szaleństwem obok, albo je omijać, albo drwić z niego. Poza tym traktuje się to jako wewnętrzną sprawę organizacji, w tym także rodzin. Sprawa jest moim zdaniem głębsza i ma wymiar religijny. Jest – jak zasugerowałem wyżej – ostatnim reliktem dworskich herezji, których efektem było mianowanie antypapieży, instalowanie grup heretyckich w pobliżu portów i inne ciekawe sprawy, o których tu zwykle rozprawiamy. Myślę, że przede mną nikt tego tak nie oceniał i nikt nie wskazywał, że korporacyjny i domowy zamordyzm jest po prostu nie miły Bogu, choć się na niego bez przerwy powołuje.

Zwróćcie uwagę, w jaki sposób mówi się o autorytecie ojca. To jest moim zdaniem niezwykłe, ale często ten autorytet ojca jest porównywany z autorytetem Boga. No, a jeśli nie Boga to kogoś, kto stoi trochę niżej. Tym kimś nie jest oczywiście papież, albowiem on nie ma narzędzi wykonawczych, a poza tym, tak jak cała hierarchia zawiera kompromisy z organizacjami wrogimi chrześcijaństwu, całkowicie dewastujące postawy. Niezwykle łatwo jest przekonać mężczyzn do takiej interpretacji. Im są oni słabsi, bardziej roszczeniowi, leniwi i wymagający od innych, tym przychodzi to lżej. A jeśli ktoś postawi na tym jakąś kanoniczną pieczątkę, to już koniec.

Dziwne, że nikt w tego rodzaju formacji nie dostrzegł jeszcze żadnego podstępu. Być może przez fakt, że feminizm jest wskazywany jako główny wróg rodziny i chrześcijaństwa, a przez to wszystko co kojarzy się z mężczyznami, nieważne jak i nie ważne w jakim kontekście, musi być właściwe i dobre.

Nie musi. Powtórzę – postawa taka – prawie zawsze, prowadzi do serii katastrof i skutkuje zniechęceniem otoczenia do Kościoła, chrześcijaństwa, ojcostwa i wszystkiego, co ma w sobie choćby cień ładu.

Jeśli zaś ktoś się chce upierać, że ojciec jest jednak jak Bóg, to przypominam, że Bóg jest niewidoczny i nie wchrzania się we wszystko, co mu się nie podoba.

Dziwi mnie też, że ludzie z taką łatwością potrafią przełożyć system hierarchiczny Kościoła na swoja osobistą sytuację, ale unikają ocen dotyczących dziejowych i politycznych realiów, w których ta hierarchia funkcjonowała. Tak więc odnoszą się do pewnego preparatu, a nie do prawdy. No, a jeśli mamy preparat, to ktoś go chyba musiał spreparować? Kto?

Tu żadne sugestie, nie mówiąc o zarzutach paść nie mogą, albowiem hierarchiczna hagada utrzymująca postać ubóstwionego ojca jest poza krytyką.

Jedna nuta dźwięczy w niej najsilniej. Jest to pogarda dla słabości rozumianej jako wyciąganie ręki do zgody i szukanie kompromisów. Cesarscy nie szukają bowiem kompromisów. Oni szukają wyłącznie triumfu. I nie przestają się za nim rozglądać, zanim nie dostaną porządnie w skórę. Zanim ich władza nie zostanie skompromitowana, złamana i unieważniona. Nawet wtedy jednak znajdą się tacy, którzy zechcą im pomóc wstać z podłogi.

Piszę to wszystko z bardzo głębokim przekonaniem, a im więcej osób o znanych mi nazwiskach zaczyna opowiadać o hipokryzji papieża, korupcji w hierarchii, moralnym upadku tejże, tym silniej się przekonuję, że mam rację. Oni jej nie mają, albowiem nie są nawet w stanie dostrzec, że ktoś im narzucił postawę, którą realizują i ktoś czerpać zamierza z tego zyski. Polityczne, finansowe, moralne, w zasadzie każde.  Będąc niewolnikami są przekonani, nie tylko o swojej wolności, ale także o władzy. Ta jest w każdym przypadku fikcją. Władza bowiem manifestuje się w ramach prawa. I pokażcie mi teraz takiego przedstawiciela elit cesarskich, którzy potrafiłby działać w ramach prawa, bez postawienia na samym początku postulatu jego zmiany? Pokażcie takiego przedstawiciela elit cesarskich, który rozumiałby ducha praw, a nie upierał się przy jego literze?

Kiedy już stara tradycja podporządkowywania sobie władzy duchowej przez świecką i władzy moralnej przez siłę, zostanie przefiltrowana przez słabe i roszczeniowe umysły współczesnych reformatorów życia religijnego i rodzinnego, nabiera nowego znaczenia politycznego. I ono jest dziś już tak nachalne i tak widoczne, że tylko ktoś naprawdę źle zorientowany nie dostrzeże co się dzieje. Oto potrzeba potwierdzenia własnej pozycji, każe wielu ludziom wyrażać przypuszczenie, że być może Władymir Władymirowicz, człowiek stanowczy i zdecydowany jest lepszą podporą porządku, a co najważniejsze pozycji ojca w rodzinie, niż ten zdrajca i skorumpowany degenerat, papież Franciszek.

Myślicie, że przesadzam? Nie przypuszczam. Jestem wręcz pewien, że wielu godnych ojców czeka tylko na odpowiedni sygnał, żeby wziąć wreszcie sprawy w swoje ręce. Bo jeśli nie oni, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy?

Dla nich między innymi warto powadzić tego bloga i organizować różne pogadanki.

  22 komentarze do “Skoro papież zdradził, nie ma już nadziei…”

  1. Niech Bóg błogosławi Franciszkowi.

  2. Dzień dobry. Ano tak to jest. Najpierw nadmuchuje się różne ruchy feministyczne, bełtając babeczkom wodę w mózgach, doprowadza się do frustracji mężczyzn deprecjonując ich i demotywując, a potem wyciąga się z cylindra jakiegoś Putina, nadziewa go na kij i formuje pochód religijnych reformatorów. No jakiś, normalnie, sztukmistrz z Lublina musiał to wymyślić. Ale szczerze mówiąc poza tanimi kpinkami to jestem tym dość zmartwiony, bo nie widzę jakiegoś archetypu mężczyzny-ojca, który możnaby postawić tym zdezorientowanym ludziom za wzór i wykazać czym się różni od jakiegoś aparatczika z KGB. Kościół, niestety, oddaje tu pola, Sienkiewicz się zestarzał, musi Pan coś wymyślić, Panie Gabrielu…

  3. Papież spotkał się z Bractwem Św. Piotra. Potwierdził im prawa, które otrzymali jeszcze za Jana Pawła II do odprawiania mszy trydenckiej. Wygląda na to, że reformatorzy nie chcą służyć Bogu i Kościołowi, ale  jak feministki chcą władzy w Kościele.

  4. Moim skromnym zdaniem o bizantynizm czyli o zjawisko, które Pan opisuje. I o trójkąt dramatyczny.

  5. Kreowanie autorytetów to coś na podobieństwo kreowania liderów. Zwykły humbug. Autorytetem czy liderem albo się jest albo nie. To jest „dar Boży”, coś tak naturalnego jak głos do śpiewania. Przypuszczam, że nie więcej niż dziesięć procent populacji może mieć takie predyspozycje. Za prawdziwym  autorytetem (liderem) ludzie idą z własnej woli, nie trzeba ich do tego przekonywać dlatego on nie musi nikogo przymuszać dając „wolną wolę” decydowania jak chcą postępować (nie unikając  „podpowiadania” co jest lepsze). Na drugim biegunie jest grupa, która działa „instynktownie” reagując na otoczenie bardziej na zasadzie „lęku” lub „przyjemności”. Środek to cała duża populacja o mentalności „transakcyjnej” czyli co mi to da, co mi się opłaci. Autorytet jest na szczycie piramidy i rozumie zachowanie wszystkich niżej. Ci ze środka potrafią zrozumieć i wykorzystać mentalność  tych u podstawy, nie sięgają jednak swoim rozumem poziomu autorytetu. Ci z samego dołu nie rozumieją niczego i bazują na swoich odruchach. Ci ze środka są najbardziej aktywni, ekspansywni stale próbują życiowo „coś zarobić” lub „nie stracić” i jednym ze środków jest kreowanie autorytetów bez autorytetu, liderów z grubymi deficytami emocjonalnymi  itp. Nie może być inaczej skoro nie rozumie się istoty „przewodzenia ludowi”, a dysponuje się zasobami, które to umożliwiają i ułatwiają. Są też sposobem na zachowanie lub powiększenie własnych zdobyczy (od poziomu rodziny do poziomu cesarstwa). Taka jest uroda tego świata i przeskoczenie z grupy niższej do wyższej jest moim zdaniem niemożliwe lub  mało prawdopodobne.

  6. http://www.tradycja.org/ A może chodzi o śpiew ,powagę,skupienie,kadzidła godne przyjęcie komuni świętej. Takie tam dla Franciszka nieistotne sprawy.

  7. Tradycja nie może być pałką, którą się okłada wszystkich dookoła. Niech Pan sobie przeczyta Hymn św. Pawła. O kadzidła tam chodzi?

  8. Myślę, że Święty Paweł patrząc na mszę w nowym rycie nie byłby zachwycony… Takie tam moje prywatne zdanie.

  9. To zależy, w którym kościele by był. Ja nie jestem przeciwniczką mszy trydenckiej. Jestem zaniepokojona tym,  do czego się tego pięknego rytu używa. Nie mam tu na myśli wszystkich.  W naszym KK już tak jest, jak KK zrobił się zbyt arystokratyczny, to pojawił się św. Franciszek… bo Kościół jest dla wszystkich.

  10. Jednak to Tradycja jest mechanizmem Kościoła. W katechizmie Kościoła Katolickiego jest ona obok Pisma Świętego źródłem Objawienia. A tak naprawdę jednym źródłem dla nas, bo Pismo Święte było stworzone właśnie przez Tradycję. Prawdą jest, że sama msza trydencka nie jest tożsama z Tradycją przez duże T. Ale jednak (moje osobiste spostrzeżenie), że Tradycja właśnie w tych środowiskach jest szczególnie kultywowana i propagowana. A te środowiska mają mocno pod górę. Sam uczęszczam na Nową Msze tylko, ale czerpię wiedzę o teologii z tych środowisk właśnie. One ukazały mi bogactwo Kościoła.  Trudny temat, wierzę że decyzję Franciszka są podyktowane czymś o czym nie wiemy, albo w dłużej perspektywie okażą się słuszne. Na ten moment czuję się, tak jakby ktoś kazał mi osuszać źródełko wody żywej. Może to dziecinne porównanie, ale to tak jakby sfery rządzące uznały żeby zamknąć działalność coryllusa. Bo co prawda je wspiera, ale nie w taki sposób jakie one chcą.

  11. Tak to jest prawda. Nich Pan jednak posłucha, co część z nich  wygaduje i co wypisuje. Straszne rzeczy wygadują pod adresem papieża, biskupów… tak zachowuje się fanatyczna sekta, nie wierni KK.

  12. Warto rozmawiać. Byli papieże i Papieże, tak samo jest i za naszych czasów. Aktualny papież dał wiele powodów do niepokoju, zwyczajnie na poziomie najbardziej podstawowym. Czytałem pytania do tego synodu o synodalności (!!) to się po prostu scyzoryk otwiera w kieszeni… Ale tak samo jak z gniewem do kiwidian który jest pułapką tak samo i tu jest nauka. Na pewno z jednej strony papież również podlega rzeczowej krytyce a takiej nie brakuje. Z drugiej natomiast strony w pewnym momencie kończy sie krytyka a zaczyna jazda. Ja słucham od lat katechez ze źródeł które dają niezmiennie dobre owoce i pada tam wiele zarzutów w kierunku hierarchii i samego papieża, sam zresztą wysnułem wnioski z wydarzeń ostatnich dwóch lat. Ale brak tam jazd, wręcz przeciwnie, obydwa moje zaufane źródła każdorazowo nawołują do jedności w Kościele bez względu na takiego czy innego hierarchę. Ludzie są po prostu przyzwyczajeni do „papież ma zawsze rację” i jakakolwiek krytyka jest już dla wielu nie do zaakceptowania. Ale krytyka musi zawsze wynikać z miłośći i troski a nie z gniewu i złości…

  13. Takie tylko przypomnienie skąd nam wszystko wyrasta.

    Z Tradycji.

    BIBLIA jako taka została dana przez Kościół z Tradycji właśnie.

    A i Pan Bóg Ojciec i Syn Boży i Duch Święty nie tylko żyją ale i działają takzę współcześnie. Zatem oddawanie im czci na kolanach w zachwycie i zapachu wonności to zaledwie początek czci należnej im.

    Ale – jak pisal Arystoteles – są tacy, których nie da się nauczyć.

  14. Kościół trwa oparty na niewzruszalnych fundamentach. Tego nie zmieni proboszcz czy biskup, nawet najbardziej kontrowersyjni.

  15. Opoka trwa a nie łazi. Jezus mówi Szymonowi Ty jesteś Piotr. Skała.Słowo Boże ogarnia semantykę. Wie co mówi. Liderowanie Kościołowi w Drodze, nawet synodalnej, na spotkanie z wyzwaniami zmieniającego się świata, nie jest rolą Piotra.

    Jest taki wytrych w postaci myśli Joachima z Fiore i trzeciej epoki, w której Kościół ma być bardziej Janowy, Pawłowy, duchowy, dynamiczny. Rozwijał ten koncept św Bonawentura a Ratzinger pisał o tym habilitację. Może rzeczywiście, sądząc po sekwencji imion papieskich od Soboru, (Jan, Paweł, Jan Paweł, Jan Paweł, Franciszek /Benedykt nie pasował to zrezygnował/). Kościół wkroczył w nowe, dynamiczne stadium i słowa Słowa, które są nieprzemijające, potrzebują nowej, dostosowanej do świata, interpretacji. Może czas przeprosić za Sodomę. I ja to wszystko pezyjmuję ale dlaczego w papieskich deklaracjach (Abu Zabi) i encyklikach, (Fratelli Tutti) Imię Jezusa jest pomijane lub wzmiankowane rzadziej niż nazwa ONZ. Ja tego nie mogę nie zauważać. Trydenckie grupy rekonstrukcyjne, i spór wokół nich nie mają większego znaczenia.

  16. Kizlyara, ale tylko jak czytam kwestionariusz do synodu o synodalności 🙂

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.