wrz 012012
 

Zanim napiszę jaką, chciałbym podkreślić, że nie często zdarza się człowiekowi piszącemu i zewsząd atakowanemu taka chwila satysfakcji, jak ta którą przeżyłem kiedy, w lipcu jeszcze zadzwonił do mnie Sławomir Cenckiewicz. Było to ze dwa tygodnie po tym jak zamówił obydwa tomy „Baśni jak niedźwiedź”. Sprawa dotyczyła książki a raczej książek. Porozumieliśmy się w pięć sekund właściwie. Okazało się bowiem, że to co dla dalszego rozwoju projektu „Baśń jak niedźwiedź” jest najważniejsze doczekało się całkiem poważnych, choć mało znanych opracowań. Przede wszystkim górnictwo. Okazało się, że jest na tym padole książka zupełnie niesamowita, jest ale wydano ją zaledwie w 600 egzemplarzach w Madrycie w roku 1967. Autorem książki jest Wojciech Zaleski, a wydawcą Jędrzej Giertych, co chyba nikogo nie dziwi. Książka nosi tytuł: „Dzieje górnictwa i hutnictwa na Górnym Śląsku do roku 1806”. Aż podskoczyłem kiedy usłyszałem, że taka książka istnieje. Gdybym znał ją wcześniej, w czasie pisania II tomu Baśni, wyglądałaby ona pewnie inaczej. Mniej byłoby tam domysłów, a więcej danych. Drugą najważniejszą sprawą dla projektu Baśń jest historia rodziny Tęczyńskich. I tu okazało się, że dwie książki na ten temat napisał Janusz Kurtyka. Jedną z nich już mam, próbuję teraz upolować drugą. To ważne rzeczy, albowiem sprawa Tęczyńskich to sprawa lokalnych, polskich elit, zwalczanych przez elity obce i władców, którzy za pomocą tych obcych próbują wzmocnić swoją władzę. Wróćmy jednak do Śląska i górnictwa. W książce Zaleskiego jest wszystko, czego może potrzebować historyk gospodarki. Przede wszystkim szeroko omówione są relacje pomiędzy władcą a górnikami, a także to co w Baśni mi umknęło, czyli relacje pomiędzy władzą, górnikami, a szlachtą, którą także chciała czerpać korzyści z wydobycia surowców i była konsekwentnie przez obie strony eliminowana z pośrednictwa w obrocie. Są w książce Zaleskiego informacje dotyczące techniki pracy, warunków w jakich żyli górnicy oraz cen surowca i marży pośredników. To ogromna i ważna praca, nie spotkałem jej w żadnej – o ile dobrze pamiętam – bibliografii, które przeglądałem. Na jej trop naprowadzić mnie musiał dopiero zawodowy historyk. Niniejszym z tego miejsca bardzo Panu Sławomirowi Cenckiewiczowi dziękuję.

Książki oczywiście nie można kupić, więc wczoraj musieliśmy się spotkać i otrzymałem ją „na chwilę”, że zapoznać się ze wszystkim co się tam znajduje. I tutaj mała uwaga: na prawicy widoczny jest wielki deficyt celów. Organizowane są mityngi, mniej lub bardziej idiotyczne dyskusje i spotkania przed kamerami, a o tym, by wydawać i promować rzadkie książki nikt jakoś nie pomyśli. Ponoć budżety nie są problemem. Ja nie wiem. Dla mnie i moich książek nie są, choć nie korzystam z dotacji unijnych. Widoczne dla innych są. To ważna książka. Naprawdę. Ja wiem, że prawa do niej ma Roman Giertych z rodziną, ale są inne ważne książki i o nich także trzeba pamiętać. Są choćby książki Janusza Kurtyki, także te traktujące o czasach dawniejszych, które warto promować i przypominać.

No, ale wracajmy do wydarzenia. Gadaliśmy wczoraj chyba z godzinę i było dość chaotycznie. Ja nie mogłem się nadziwić jak to się dzieje, że historycy tacy jak Cenckiewicz muszą prezentować się czytelnikom poprzez dziennikarzy. W dodatku słabych i niewiele rozumiejących. Sławomir Cenckiewicz opowiadał mi o bardzo ciekawych pracach Henryka Głębockiego z Krakowa oraz o najnowszej książce Zychowicza „Pakt Ribbentrop- Beck”. I ja się chciałem na chwilę przy tej książce zatrzymać. Ponieważ „alternatywizm” polityczny jest sportem popularnym i cenionym w wielu kręgach, warto by się zastanowić nad jego praktycznym znaczeniem. Ja nie mam póki co książki Zychowicza i nie mogę o niej mówić w jakiś wiążący sposób. Z tego co opowiadał mi Sławomir Cenckiewicz opcja niemiecka była w międzywojniu obecna silnie w polskiej polityce i nie chodziło bynajmniej o zdradę czy jakieś mgliste fascynację faszyzmem, a po prostu o polityczną praktykę. I z punktu widzenia politycznej praktyki należy ją oceniać, podobnie jak wszystkie inne rzeczywiste i potencjalne sojusze. I tego mi właśnie w polskiej publicystyce brakuje. Budowanie historycznych alternatyw jest nijako z założenia obłożone ryzykiem braku tego politycznego praktycyzmu. No bo jak oceniać realnie coś czego nie było? Jest przez to narażone na drwiny i szyderstwa ludzi, którzy wierzą w jakiś historyczny determinizm. Właśnie – trzeba by pomyśleć jak tu definitywnie rozprawić się z Marksem. Już sam pomysł by na okładce pojawiły się nazwiska Ribbentrop i Beck a pomiędzy nimi znalazło się słowo „pakt” wydać się może wielu osobom kuriozalny. I powiem szczerze, że mnie się ten pomysł także takim wydaje, ale nieco z innego powodu. Rozmawialiśmy ze Sławomirem Cenckiewiczem o Becku. Ja mało o nim wiem, ale Sławomir Cenckiewicz z dużą pewnością opowiadał się za tym, że Beck był po prostu politycznie niedojrzały, wręcz głupi. No to jeśli do tej opinii dołożymy opinie jakie krążyły o Ribbentropie – a były one identyczne z opiniami Cenckiewicza o Becku – to mamy sojusz dwóch słabo rozgarniętych kukiełek, którymi ktoś powoduje z wyraźną złośliwością. Nie wiem czy do tej kwestii odniósł się Zychowicz, ale mam nadzieję, że w przyszły czwartek w Klubie Ronina uda mi się z nim o tym porozmawiać. Odbędzie się tam bowiem spotkanie, w którym weźmie udział autor książki i Sławomir Cenckiewicz. W piątek o świcie jadę co prawda na targi do Katowic, ale niech tam, pojadę do tego Klubu Ronina.

Nie mogliśmy się porozumieć z Panem Sławomirem co do kwestii ważnych i mniej ważnych dla Polski w tej chwili. Mam wrażenie, że zbyt częste przebywanie w towarzystwie dziennikarzy, czyni Sławomira Cenckiewicza mniej wrażliwym na kwestie ważne, a nie dotykające współczesności. Według mnie zaś bez głębokiego przeorania historycznych nawyków i przyzwyczajeń skazani będziemy już na zawsze na łysiakizm i opowieści o Polsce od morza do morza, drukowane na 6 kolumnach jednym ciągiem z dużą ilością zdjęć i map pomieszczanych bez związku i sensu. Nie mogliśmy się porozumieć także w sprawie metody jaką powinna przyjąć polska prawica lub to co nią nazywamy, by osiągnąć sukces. Myślę jednak, że to lepiej. Każdy ma swoją metodę i jest świetnie. Niech rozkwita tysiąc kwiatów – jak mawia Grzegorz Braun.

Wróćmy jeszcze do alternatyw historycznych. Dobrze by było, żeby w dyskusji na temat tej książki uniknąć zarzutów emocjonalnych i zarzutów o bajkopisarstwo, bo pewnie takie będą. Trzeba by pociągnąć ją w kierunku innym. Takim mianowicie, który naświetliłby możliwości utrzymania się takiego paktu i jego – nie rozpoznanych dokładnie kosztów. I tutaj uważam kluczowa jest kwestia stosunku do Żydów oraz tego czym był i jakie źródła miał Holocaust. Ja nie jestem badaczem tych spraw i być może wszystko jest już dawno wyjaśnione, mam jednak wrażenie, że nie. Węgrzy długo bronili swoich Żydów zanim ich wywieziono i wymordowano. I dziś są tak samo narażeni na zarzuty antysemityzmu i współuczestnictwa, jak wszyscy. Pomińmy kwestię odpowiedzialności zbiorowej i zastanówmy się jak wobec takiego paktu zachowałyby się ośrodki propagandy w Moskwie, Waszyngtonie i Londynie. Co pisano by w gazetach londyńskich w czasie marszu Hitlera i Polaków na Moskwę i kto rządziłby wtedy Brytanią? Czy sojusz taki miałby realny wpływ na politykę wewnętrzną aliantów. To, w mojej ocenie, ważna kwestia. Być może najważniejsza.

No to na razie tyle. Przeczytajcie sobie tę książkę i pamiętajcie o naszych.

Można je kupić w księgarniach: Tarabuk, Browarna 6 w Warszawie, Ukryte Miasto, Noakowskiego 16 w Warszawie, Sklep FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, w Warszawie oczywiście. I jeszcze księgarnia Multibook, księgarnia Karmelitów przy Działowej 25 w Poznaniu, księgarnia Biały Kruk w Kartuzach, Księgarnia Gazety Polskiej w Ostrowie Wielkopolskim, księgarnia Wolne Słowo, ul. 3 maja 31 w Katowicach. No i jeszcze www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl i strona www.coryllus.pl

Przypominam także, że w dniach 7-9 września będziemy z Toyahem na targach książki w Katowicach, w Spodku. Stoisko numer 26, prawie naprzeciwko sceny.

  5 komentarzy do “Sławomir Cenckiewicz pożyczył mi książkę”

  1. Dlaczego wszyscy upieraja sie na jedyna alternatywna opcje paktu z III Rzesza, przeciez byla jeszcze Czechoslowacja, bedaca duzo latwiejszym partnerem i posiadajaca dobrze rozwniety przemysl zbrojeniowy. Alians z nimi naturalnie przyciaga Wegry i Jugoslawie moze rowniez Rumunie. W takim ukladzie zmienia sie cala geopolityka europejska.

  2. No właśnie nie. Alians z Czechosłowacją nie był wcale taki łatwy, a pilnowali owej „niełatwości” właśnie Anglicy. No i rząd Becka, który chyba rzeczywiście był głupi.

  3. Owszem, nawet mieli pakt militarny z Anglia, ale zakladajac co nalezalo wowczas robic, to byla najbardziej realna mozliwosc. Mielismy wspolne doswiadczenia historyczne zblizajace nasze interesy. W perspektywie podzial niemieckiego slaska, natomiast Anglia oddajac Austrie i szereg innych ustepstw wobec Hitlera byla dla Czechoslowacji juz mniej wiarygodnym sojusznikiem. Hitler chcial w pierwszej kolejnosci rozprawic sie z Francja i nasz wywiad musial o tym wiedziec – to tez wazny argument wspierajacy nowy blok srodkowowschodni.
    A tak na plaszczyznie miedzyludzkiej z osobistych relacji z Czechami, zawsze sie z nimi swietnie porozumiewalem a Slowacy sa bezwarunkowo przyjacielscy.
    P.S.
    Wspomniany byl w temacie Roman Giertych, wlasnie czytam, ze jest obronca mlodego Tuska. Czy on nie potrafi odroznic obrony zwyklego zlapanego przestepcy od nietykalnego pasera, bo jak inaczej mozna okreslic pomoc w dystrybucji lipnych uslug przewozowych.
    Pozdrawiam

  4. Witam,
    Książka Baśń jak Niedżwiedż tom II bardzo mi się podoba : bardzo lubię takie książki które traktują czytelnicy jak inteligentne ludzi. Rzadkość w Polsce jeżeli chodzi o historyczne książki. To jest prawdziwy patriotyzm : nie machanie flagami, nie propaganda, nie martyrologia, lecz trzeżwy patrzenie na dzieje przodków, na dokonaniach prawdziwych dobrych ludzi i fałszywych bohaterów, bez zbędnego szacunku dla ikonów. Znam takie świetne książki również o historii Francji (tyle że bardziej lewicowe…).
    Kiedy Pan skoryguje Tom II o informacje dodatkowe dot. górnictwa, niech Pan też sprawdzi informację strony 263 o szczątki Kopernika. Nie wiem gdzie Pan znalazł informację o wizytę Napoleona w Fromborku. Mianowicie to w książce „Notices biographiques”, Francois Arago mówi o wyzytę Napoleona w Toruniu w 1807, w domu Kopernika, a potem w Katedrze „świętego Jana visiter le tombeau de l’auteur de l’ouvrage sur les Révolutions célestes, Le temps l’avait endommagé, l’empereur ordonna les réparations nécessaires et le fit transporter à côté du maître autel, parce que la on pouvait le voir de tous les points de l’église. Ces travaux se firent aux frais de Napoléon”. Wiedząc że grób Kopernika był we Fromborku a nie w Toruniu, wydaje mi się że wybitny Francois Arago nie sprawdził swoje żródła i pomylił się powtarzając plotki… jest to „jaśniejszy promyk” dla polskich uczonych które Pan powinien jakoś zrehabilitować !
    Pozdrawiam,
    Stephane

  5. Chyba Panowie idealizujecie Polskę z roku 1938 : chciała przyjąć Orawę i Spiś. Dla was są Słowacy dzisiaj przyjacielscy. Chyba wtedy to Polacy nie wydawali się im zbyt sympatyczni ! Dodatkowo Polska na pewno widziała wojsko czechosłowacje jako słabe, tak jak Alianci z Zachodu widzieli Wojsko Polskie !

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.