Wśród opisów męki i śmierci św. Andrzeja Boboli nie ma żadnego chyba, który analizowałby okoliczności polityczne tego zdarzenia. Mamy opisy naturalistyczne, pełne szczegółów kaźni, mamy jakąś zakonną parapsychologię, której autorzy zastanawiają, się kreśląc stronę za stroną, czy św. Andrzej był cholerykiem czy może sangwinikiem i jak to wpłynęło na okoliczności jego śmierci. Charakterystyczne dla tych opisów jest to, że wymieniają one wszystkich prawie czynnych przy kaźni Andrzeja Boboli zbrodniarzy, wymieniają także tych, którzy patrzyli na tę kaźń, ale nie ma tam ani słowa o ludziach, którzy – hipotetycznie choćby – mogliby takie zabójstwo zlecić. Wykładnia tych wydarzeń jest następująca: święty Andrzej zginął, bo znalazł się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie, ci zaś którzy go zabili to półdzicy kozacy, którzy chcieli wywrzeć zemstę na katolickim misjonarzu, apostole Pińszczyzny, duszochwacie, jezuicie, swoim największym wrogu. Interpretacja ta jest z zadziwiającą zgodą przyjmowana przez środowiska katolicki i prawosławne, które zgodnie na temat św. Andrzeja milczą, lub wypowiadają się o nim półgębkiem – katolicy, albo z wyrzutem – prawosławni. Ci ostatni czasem odżegnują się od św. Andrzeja gwałtownie, twierdząc – był kiedyś poświęcony temu artykuł w „Przeglądzie prawosławnym” – że Andrzej Bobola przymuszał prawosławnych do zmiany wyznania. Trudno nazwać to inaczej jak bzdurą, dodać też od razu należy, że hołd tej bzdurze oddają uniwersytety publikując artykuły o jezuickiej pobożności i jezuickiej misji, w których za każdym razem pojawia się wyrażenie „Kościół wojujący”. Oto Jezuici powrócili do formuły „Kościoła wojującego”, a przykładem tego jest właśnie działalność św. Andrzeja na Pińszczyźnie w czasie szalejącej tam wojny. W zasadzie mogliśmy się już przyzwyczaić do tego, że autorzy artykułów naukowych ignorują wymowę faktów odnosząc się właściwie wyłącznie do projekcji zawartych w pismach propagandowych z epoki, a także późniejszych, ale w tym akurat przypadku trudno jest przejść nad tym do porządku. O wojującym Kościele przeczytać możemy choćby w tomie „Humanitas i Christianitas w kulturze polskiej”, gdzie zamieszczono artykuł Justyny Dąbkowskiej-Kujko zatytułowany „Jezuicka paideia”. Swoboda z jaką autorka kojarzy te dwa słowa – jezuici i paideia jest dość szokująca, tym bardziej, że odnosi się do czasów w których zamordowano św. Andrzeja Bobolę, bo realizował on program „Kościoła wojującego”. I trudno tu doprawdy powstrzymać się od szyderstwa. Przynajmniej mnie jest trudno.
Mamy oto jedną z najbardziej odrażających i ciężkich zbrodni w historii Polski, zbrodnię tę próbuje się opisywać w sposób dalece niekompletny, a przy tym, w zależności kto opisuje – katolik czy prawosławny – relacja i komentarz wypełnione są skrajnymi, za każdym razem oszukanymi i mącącymi obraz emocjami. Do tego jeszcze mamy humanistów z wyższych uczelni, którzy o Boboli nie wspominają w ogóle, a jeśli już to w kontekstach takich jak ikonografia. Pytanie: kto zlecił zabójstwo św. Andrzeja nie pada nigdy. Podobnie jak nikt nie zastanawia się co takiego robił święty Andrzej w te majowe dni roku 1657 w okolicy Janowa Poleskiego. Wyjaśnienie, że prowadził misję wśród prawosławnych jest dalece nie zadowalające. I od niego właśnie zaczniemy nasze śledztwo. Od tego jakże prostego i przyjmowanego na wiarę stwierdzenia, a także od owej dziwacznej formuły „Kościół wojujący”.
Wśród stawianych jezuitom zarzutów na jednym z pierwszych miejsc umieszcza się zawsze ten dotyczący ścisłej współpracy z władzą kraju, na którym zakon prowadzi działalność misyjną i gospodarczą. Jezuici zaczynają od obłaskawienia ośrodków władzy, a dopiero potem ruszają w teren. I nie jest to nic dziwnego, albowiem są oni, zastosujmy tu tak lubianą przez uniwersytet formułę, na pierwszej linii frontu. Muszą więc zabezpieczyć sobie tyły. Trudno wyobrazić sobie sytuację, w której jakieś zgromadzenie zakonne podejmuje działania w nieznanym i niebezpiecznym terenie bez porozumienia z administratorem czy nawet królem, który tam rządzi. Misja taka zakończyłaby się szybko wymordowaniem lub ekstradycją wszystkich zakonników. W stuleciach XVI i XVII, w czasie pierwszych jezuickich misji, wiele działań prowadzonych przez ojców w czarnych habitach kończyło się tak właśnie mimo porozumienia z władcą, jego sługami i sługami tych sług zarządzającymi terenami odległymi od metropolii, na których działać mieli jezuici. Świat był o wiele mniej przewidywalny niż dziś i o wiele łatwiej było o śmierć. Nawet w Polsce, która udzieliła jezuitom gościny, a ich misję wplotła we własną państwową doktrynę. Nawet tutaj dochodziło do dramatów, śmierci i męczeństwa, którego symbolem jest właśnie św. Andrzej Bobola.
Mamy więc władzę i jezuitów, którzy u boku tej władzy stoją, bo taka jest doktryna zgromadzenia. I można się oczywiście czepiać tej formuły jak czynią to ludzie pokroju Stanisława Obirka, ale warto brać pod uwagę realia epoki. Kto stanowił władzę na terenach południowej Białorusi, na Pińszczyźnie w czasach kiedy zamordowano św. Andrzeja? To ważne pytanie, na które niesłychanie trudno odpowiedzieć. W teorii władcą był król Polski Jan Kazimierz. Była to jednak tylko władza pobożnych życzeń, bo król miał w owym czasie na głowie sporo kłopotów ograniczających jego władztwo właściwie do tego obszaru, na którym stał jego namiot oraz namioty popierającej go armii. Trwał przecież potop szwedzki, wojna z którą królestwo borykało się od roku 1655, wojna będąca jedynie częścią katastrofy, która o mało nie zdruzgotała całej unii polsko litewskiej. Rozstrzygnięcie kwestii kto był władcą na Pińszczyźnie w maju roku 1657 nie będzie łatwe. Musimy zacząć od początku, czyli od wkroczenia Szwedów do Wielkopolski oraz na Litwę. Musimy przypomnieć sobie jaka była postawa szlachty w tamtych dniach i może wtedy uda nam się coś wyjaśnić.
Jak pamiętamy, kraj dobrowolnie poddaje się pod władzę króla Szwecji, czynią to nie tylko te województwa, które zostają przez Szwedów opanowane, ale także Ruś, gdzie stopa żadnego szwedzkiego wojownika nigdy nie stanęła. Kwestia ta nigdy nie została należycie wyjaśniona i nigdy nie dane nam było dowiedzieć się skąd wzięła się ta ugodowa, ta podła miejscami i zalatująca tchórzostwem postawa szlacheckiego narodu. Nie chodzi tu moim zdaniem o Jana Kazimierza, który objął tron po swoim bracie Władysławie IV, nie chodzi o jego braki, trudny charakter czy przykre nawyki. Chodzi o wielką politykę w formacie światowym. O politykę, którą ojcowie jezuici rozumieli doskonale, o politykę, którą naród szlachecki czuł swoim niezawodnym stadnym instynktem, o politykę, której istoty nie rozumieją za to ani historycy, ani pisarze z epok bliższych opisywanym czasom, ani tym bardziej współcześni publicyści. Chodzi z grubsza o to, komu będzie podporządkowana produkcja żywności i wydobycie metali w środkowej Europie, w dorzeczach Wisły i Odry, a także o to, dla kogo otworzą się szlaki handlowe na Morze Czarne. Chodzi także o to, czy wspomniane efekty uda się osiągnąć zachowując w całości Rzeczpospolitą polsko-litewską, czy może trzeba będzie ją zlikwidować, a na jej miejscu zorganizować coś innego.
Wśród zwolenników zachowania kraju w całości znajdują się jezuici, a wśród tych drugich arianie. Kwestia zaś zachowania bądź rozbicia kraju rozstrzygać się będzie w alkowie. Konkretnie zaś w tej alkowie, do której uda się wprowadzić jedną z córek Elżbiety Stuart. Nie wierzycie? Popatrzcie sami…
Ciąg dalszy w najnowszym numerze kwartalnika „Szkoła nawigatorów”, który dostępny jest na stronie www.coryllus.pl
W latach 1654-1667 trwała 13 letnia wojna polsko-rosyjska. Czyli inspirator lub zleceniodawca nazywał się pewnie Aleksy Romanow 😉
W tym momencie ta wojna się akurat wyciszyła, a car szykował się do zajęcia polskiego tronu.
Między 2008 (Gruzja) a 2014 (Ukraina) ekspansja Rosji się wyciszyła a Putin z Obamą zrobili sobie reset. Przy okazji cichaczem Putin POdmienił lokatora pałacu namiestnikowskiego 😉
Ławrow dziś powiedział, że nie wejdą na Ukrainę. Myślę, że coś im dało do myślenia, chyba, że tak ściemniają i jutro z rana inwazja.
Pierwsi na Rzeczpospolitą ruszyli Rosjanie .Zajęli całą Litwę i pastwili się nad nią z niesłychanym okrucieństwem.Stąd panika reszty kraju i oburzenie na Jana Kazimierza który nie umiał zorganizować skutecznej obrony.Jasienica nazywa los Wilna w owym czasie ,,Sacco di Wilno,,.Spalone zmasakrowane przez Rosjan miasto było zapowiedzią losu reszty kraju.Stąd tęsknota za Karolusem i łatwe poddawanie się Polaków .Lekarstwo okazało się gorsze od choroby .Ciekawe że mało który z historyków opisuje ten etap wojny Rzeczypospolita kontra Reszta Świata.Potop Szwedzki ,powstanie Chmielnickiego tak ale pierwszy etap czyli Potop Moskiewski nie istnieje w świadomości Polaków.
A ja myślę, że „najskuteczniejsze groźby to groźby nie wykonane”, a dzisiejsze info o telefonie Putina do Obamy to ta groźba/rozpoczęcie negocjacji.
Ciekawe, czego chce/ma do zaoferowania Putin wobec Obamy…
Pierwszy był jednak Chmielnicki.
W mojej rodzinie kiedyś były chrzciny chopczyka, rodzina mieszkała w parafii Andrzeja Boboli (ul. Rakowiecka) i Ojciec Koczwara powiedział w Parafii Andrzeja Boboli, patron jest oczywisty, dziecko powinno mieć na imię Andrzej. I tak zostało. Od tamtej pory, co roku 16 maja mamy w rodzinie święto.
I jest tak dziwnie, że część znajomych w osłupieniu dowiaduje się konstatując: to on nie ma imienin w listopadzie? To co to za Andrzej ten Bobola? Ostatnie 10 lat tę sytuację poprawiło, ludzie są trochę osłuchani z kultem tego świętego. Ale przez pierwsze 15 lat życia chłopca stawiano mu zarzuty, że ucieka od kosztów uroczystości imieninowych, no bo jeśli Andrzej to Apostoł a nie (jak widać nieznany do niedawna) Bobola.
Jest też jego stryj , też Andrzej Bobola . Podstoli Wawelu . Rodzina pochodzi z XIII w. ze Śląska .
Dla mnie św. Andrzej Bobola zaistniał gdy dowiedziałam się , że był inspiratorem ślubów lwowskich króla .
Jeśli się pamięta , że Korona i Królewstwo były własnością króla / przy całej specyfice ustroju szlacheckiego w Polsce / , to oddanie korony Matce Bożej pokazuje i poczucie bezradności i determinację króla .
Kard. Wyszyński do tego zawierzenia Polski Matce Najświętszej potem nawiązywał w swoim dziele .
Zaczęło się od Boboli .
O ile pamiętam, to św Andrzeja Bobolę zakatował jakiś oddziałek kozacki pod dowództwem Antona ……. (nie pamiętam nazwiska) , no ale ta procedura katowania to skutki a raczej dopełnienie, czegoś co ustalono wcześniej. Ustalono to, nie w jakiejś tam tajnej kancelarii Króla czy Kancelerza, czy jakiegoś premiera jak
Ja prosty umysł oczekiwała bym, że działania strategiczne podejmowane są poważnie, jako ustalenia poważnych narad przeprowadzonych w jakiejs tam tajnej kancelarii króla, kanclerza czy jakiegoś premiera, a tymczasem „decyzje skutkujące dla wielu”, mogą być podjęte np w …. alkowie królowej.
Bo społeczności to .. pionki na szachownicy. A już na pewno mozna tak nazwać, taki teren co to go współczesnie podobno anglicy nazywają playgrandem Rosji.
Tak mi ta sytuacja z ta alkową, zalatuje Semiramidą Północy o której Hercen nie pisał inaczej jak wyzywając ją od ….:” awanturnic na tronie”, „grubjańskiej dziewki przechodzącej z rąk do rąk”, „arcynierządnicy”, która założyła w swym pałacu „męski lupanar” i to co działo się w Rosji w tym czasie był to (wg Hercena) „piąty akt dramatu rozgrywający się w domu publicznym'” .
Semiramida Północy więc też chyba „decyzje dotyczace wielu” podejmowała w sytuacjach nazwijmy to mało politycznych. A dotyczyły te decyzje wielu … np konfederatów barskich, a decyzja o rzezi Pragi….
Tak mi się wypowiedż rozwlekła a to z bezmiernego żalu że, można tak lekko i swobodnie podejmować decyzje o eliminowaniu innych. Właśnie o eliminowaniu.
Zobaczymy , do czego coryllus doszedł w swoim śledztwie . Więcej tego tekstu jest w kwartalniku . Zamówiłam sobie , to doczytam .
Ta rodzina Boboli jest w wiki trochę opisana i początki majętności sięgają Śląska , czyli tam gdzie powstawały majątki . Wyguglałam sobie . I jest jeszcze historia peregrynacji szczątków Boboli w ciągu wieków . I gra Rosji z Watykanem o wydanie ciała Rzymowi .
Tam jeszcze był drugi jezuita , ale jakoś szybko go zabito . Bobola uciekał … i tak go dręczyli po złapaniu.
Ludzie ogłaszani świętymi cechują się zawsze niezłomnością postaw , która ich wyróżnia . TYle że ta cecha powoduje często stawanie na odcisk komuś .
No i doszliśmy do niezłomnych postaw, do żołnierzy niezłomnych – gdzies zadecydowano że trzeba ich wyeliminować … czy też w alkowie. Koszmar. .
Co to jest „doktryna” zgromadzenia Jezuitów. Jeżeli Pan mówi o praktyce to była ona i jest różnorodna – m. in dogadanie się z władzą. Ale to nie jest doktryna Jezuitów. Doktryną jezuitów jest Ewangelia Jezusa Chrystusa.
Pewnie jako dywersja .Trudno mi uwierzyć w jego samodzielność .Pod nóż na Zadnieprzu poszli wszyscy nieprawosławni.Katolicy i Żydzi Czyli typowa czystka religijna.Oczywiście nie istniejąca w świadomości historyków.
Jeszcze nie czytałem całego artykułu w „Szkole nawigatorów”. Chciałem jednak powiedzieć, że zagadnienie jest znacznie szersze niż polityka. Oczywiście zgadzam się, że jesteśmy usypiani pozornymi zagadnieniami, zarówno w nauce historii, jak i jej popularyzacji, jak też i w sposobie informowania o świecie współczesnym (zob. portal „w sieci” i niezależna” – o innych nawet nie warto wspominać na tym blogu). Jednakże idźmy dalej. Chociaż może na początek i to co Pan pisze jest orzeźwiające, jednak powoli staje się nużące.
Może pan zawsze przerzucić się na innych autorów, jest ich naprawdę wielu. Można wybierać.
A gdzie ja powiedziałem, że doktryną jezuitów było dogadanie się z władzą? Pan to może wskazać w tekście? gratuluję.
Ojciec Szymon Maffon
Sensacja goni sensacje a tu ktoś mówi … nużące, toż ten Coryllus jest lepszy od Dumasa czy K. Maya. Tym wymienionym autorom było łatwiej pisać bo zmyślali. Coryllusowi niby trudniej bo o prawdzie, a tymczasem prawda jest porażająco … nie nużąca.
To co Pan nazywa „doktryną” Jezuitów jest po prostu taktyką i Pan doskonale rozumie różnicę między tymi pojęciami. Co więcej taka taktyka jest jedną z wielu taktyk Towarzystwa Jezusowego. Mylenie tych dwu pojęć w publicystyce jest bardzo niebezpieczne i jest pójściem na zbyt dużą łatwiznę myślową i duchową. Myślę, że zagadnienie Św. Andrzeja Boboli i wcześniej „Republiki Guarani” bardzo Pan ogranicza.
„Mamy więc władzę i jezuitów, którzy u boku tej władzy stoją, bo taka jest doktryna zgromadzenia – See more at: http://coryllus.pl/?p=1210#comment-49808„. To jest kopia z felietonu z góry. Może ja czegoś nie łapię? Stoi jak byk „bo taka jest doktryna zgromadzenia”.
Dziękuję za radę.
Jest wielce inspirująca.
Nie spodziewa się Pan chyba, że na tym blogu piszą tylko Ci, którzy czytają tylko to co Pan napisze i przyjmują wszystko bezkrytycznie. Ale jeżeli nie ma tu miejsca na polemikę to przepraszam.
C.Clausevitz „O wojnie”: Prowadzenie wojny obejmuje zarządzenie i prowadzenie walki. (…) Wypływa stąd zatem całkiem odrębna czynność, polegająca na zarządzeniu i prowadzeniu poszczególnych bitew i na łączeniu ich pomiędzy sobą dla osiągnięcia celów wojny. Pierwsze nazwiemy taktyką , drugie strategią.( s. 74)
ale wiesz że implikacja jest jednostronna, nie? 😀
Zgromadzenie miało swoją doktrynę (zakładającą dążenie do pewnych celów) z której wynikało stanie u boku (tej konkretnej) władzy – jako środek służący osiąganiu tych celów, ale to nie znaczy że doktryną było stanie przy władzy.
Jesli idzie o powstanie Chmielnickiego to Jasienica w swojej „Rzeczpospolitej Obojga Narodow” ( ja szanuje Jasienice za talent pisarski I ogromna erudycje) pisal o tych wydarzeniach jak nie przymierzajac radziecki historyk we wczesnych latach 50-ych:
uciskany lud ukrainski przez panow polskich , Zydow I jezuitow powstal I probowal zrzucic kajdany panszczyzny.
A to ze Krzywonos to Szkot o nazwisku Cameron to fakt taki jak ten ze Walesa to Bolek. W dodatku Grzegorz Braun na jednym ze swoich spotkan mowil o przedstawicielach prasy angielskiej obserwujacych bitwe pod Zoltymi Wodami.
Uwaga schodzimy po schodach z platformy (cholera, skompromitowali nam to słowo) ideologia , a więc kolejno:
– doktryna,
– strategia,
– taktyka.
Jezuici ślubują wierność jedynie władzy następcy Chrystusa na ziemi czyli Papieżowi i to jest jedyna władza, którą wspierają.
Na YT w serii „widzialne i niewidzialne” film o Andrzeju Boboli, opowiada proboszxcz ze Strachocina. Proszę obejrzeć.
no widzisz , ścisłe wykształcenie pomaga , dobrze i krótko..
ja jestem od miesięcy potwornie zmęczona i nie mam siły do wdawania się w istotne spory …. a Ty pięknie to skróciłeś
dziękuję
a o słowo platforma jak i o wiele słów musimy walczyć i odzyskać….
wydawnictwo coryllusa nazywa się ,, Klinika języka ” wejdz na zakładkę kontakt to zobaczysz ……. nasz język wymaga leczenia … i odzyskania
Mario, trzeba przy tym schodzeniu trzymać się mocno poręczy, bo na każdym ze stopni można się wykopyrtnąć. 😉
Załatwiłaś Clausewitzem dwa najniższe stopnie, a ja dobudowałem jeden wyższy i dostawiłem…
Idzie wiosna, więc zmęczenie pójdzie precz.
Clausewitz to Aniaz UW … Ania jest dobra w szukaniu cytatów ….
Ja tylko streszczam z pamięci stare lektury ……
Siedzę osobiście w innej tematyce …. i to rodzinnej historycznej ale młodszej niz Bobola ….
Emocje męczą i wyczerpują …. i tyle ……. no i uzależniaja … już nie odpuszczę ….
A Gabriel daje ten oddech , tylko się nie przykładam za bardzo do pomocy 🙂
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.