Miałem dziś nie pisać o książkach, ale nie mogę się powstrzymać. Niedzielę spędziłem bardzo owocnie nad lekturą biografii księcia biskupa Ignacego Krasickiego i margrabiny Bayreuth, siostry Fryderyka II. Frapująca lektura, fragmenty będą w nowym nawigatorze.
Wrócę jednak najpierw do kwestii ratowania czytelnictwa i książek ważnych dla polskiej kultury. Wszyscy zgodzą się, że książę biskup Ignacy, był postacią niezwykle dla tej kultury ważną. Nie każdy jednak orientuje się, że ma on w języku polskim tylko jedną biografię. Wydał ją w roku 1940, w okupowanej Francji, jak rozumiem, choć pewności nie mam, człowiek nazwiskiem Paul Cazin. Książka ta ukazała się w języku polskim dwa razy, w wydawnictwie Pojezierze, w latach 1983 i 1986.
Chcę zwrócić uwagę, że omawialiśmy tu wczoraj kwestię ratowania czytelnictwa i polskiej kultury w ogóle. Ratowanie to ma polegać na interwencyjnym wykupie stanów magazynowych wydawnictwa „Biały kruk”. Inaczej tego apelu rozumieć nie sposób. Gdyby rzeczywiście chodziło o polską kulturę, ktoś napisałby i wydał kolejną krytyczną biografie księcia biskupa Ignacego. O co więc chodzi w tym ratowaniu czytelnictwa? O gwałtowne zwiększenie wpływów w wybranych wydawnictwach. Dajmy już jednak spokój tym płaskim szyderstwom i zajmijmy się szyderstwami naprawdę głębokimi.
Oto Paul Cazin, Francuz, który jest badaczem literatury polskiej i polskiej kultury. Urodzony w roku 1881 w sławnym mieście Montpellier. Niedługo będzie miał urodziny. Kulturą polską zajmował się już przed I wojną światową. Tłumaczył na przykład Zapolską, ale nie tylko – także Weyssenhoffa i Reymonta. To jest duża ekstrawagancja moim zdaniem, lansować we Francji Zapolską, w momencie kiedy w Polsce ta Zapolska prawie w ogóle nie jest znana. Jeśli przypomnimy sobie, co pisałem w II tomie Baśni socjalistycznej o Tadeuszu Żeleńskim, który promował w Krakowie i Galicji całej, a potem w Polszcze literaturę francuską, coś nam zacznie świtać. Ktoś za te tłumaczenia i za tę promocję musiał płacić. Być może czyniła to III Republika, ale wcale nie jest to pewne. Ja pamiętamy, z cytowanych obszernie wspomnień krakowskiego księgarza Aleksandra Słapy, człowieka obeznanego z handlem detalicznym i jego tajemnicami, Żeleński Tadeusz zaczął zarabiać na swoich obyczajowych sensacjach, mniej więcej od roku 1937. Wcześniej, przez 40 lat tłukł je za darmo, a one zalegały w księgarniach. To jest oczywiście żart, taki bardziej połowiczny, one rzeczywiście zalegały, ale Tadeusz Żeleński dostawał za to pieniądze. Podobnie jak pieniądze za swoje tłumaczenia dostawał Paul Cazin. Nie wiem tylko od kogo, a największą tajemnicą jest, kto zapłacił honorarium za tego nieszczęsnego księcia biskupa Ignacego, wydanego przecież już za Hitlera.
Jeśli do tego wszystkiego dodamy Weyssenhoffa Józefa, który pisał rzewne historie myśliwskie, o nieszczęśliwej miłości panicza i poddanki, sprawy mogą się trochę rozjaśnić. Oto Weyssenhoff, który zajmował się w Polsce promocją Paula Cazin, był zięciem Blocha, największego inwestora kolejowego w całej Rosji, autora bardzo przytomnych spostrzeżeń dotyczących wojny, które w języku polskim nie były chyba wydane nigdy, a jeśli były to sto lat temu. Bloch bowiem nie podpada pod kategorię „promocja czytelnictwa i kultury polskiej”, a szkoda. Dziwne, że nie podpada pod tę kategorie także Paul Cazin i sam książę biskup Ignacy.
Nie wiem jak będzie z Wami, ale mną wstrząsnął opis charakteru księcia biskupa, od którego rozpoczyna się II rozdział jego biografii. Proszę bardzo, oto fragment.
Krasicki miał usposobienie z natury pogodne, spokojne, życzliwe, lecz nie tyle z wrażliwości serca, ile z powściągliwego rozsądku, z wrodzonego poczucia humoru, z żywej niechęci do wszystkiego, co nie było w dobrym tonie, w dobrym guście. Zobaczymy, że wzniesie się jeszcze wyżej w swych satyrach, gdzie ważniejszy będzie sam temat, gdzie ogarniać go będzie płomienne oburzenie, ale tam również da dowody mistrzostwa w manewrowaniu tematem, w operowaniu półcieniami i ostrą kreską karykatury, a przy tym wybornego taktu.
Myślę, że to jest opis straszliwy w swojej wymowie. I nie ma tu doprawdy sensu poruszanie kwestii, smaku, taktu i tonu, bo one zostały już dość wyszydzone. Dziś też najbardziej liczy się ten, smak i ton, szczególnie zaś wtedy kiedy ktoś wyciąga łapę po nie swoje pieniądze. Ten opis zaś, to charakterystyka zawodowego oszusta.
Być może z biografią napisaną przez Paula Cazin problem jest taki, że on tam wprost, choć z żalem wskazuje iż Myszeida jest wprost zerżnięta z poematu napisanego przez króla Fryderyka, a zatytułowanego Wojna konfederatów. Poemat ten jest szyderstwem z konfederacji barskiej, jawnym wskazaniem na to, że impreza ta skazana była na klęskę, przez jej rzeczywistych inspiratorów, czyli Francuzów. Oczywiście Cazin nie może się uwolnić od idiotycznej maniery, która każe mu podkreślać tak zwane wartości literackie i wskazywać, że niczym się w istocie nie różniące poematy – króla Prus i biskupa Warmii – dzieli przepaść jakościowa. Król pisał topornie, a Krasicki z wdziękiem.
Dopóki nie uwolnimy się od takich idiotyzmów, nie może być mowy o żadnej promocji czytelnictwa i kultury w Polsce.
Nie to jest jednak, w mojej ocenie, najciekawsze w prozie Paula Cazin. Oto w roku 1920 napisał on powieść zatytułowaną „Humanista na wojnie”, ja jej jeszcze nie mam, ale mam nadzieję, że niebawem tu do mnie dojdzie. Cazin był człowiekiem rozpoznawalnym i silnie promowanym we Francji, powieść zaś została zgłoszona do nagrody Goncourtów. Przepadła trzema głosami. Ktoś nie chciał, by Francja, przeżywająca swój niezasłużony, wojenny sukces, zaczytywała się rzewnymi opowieściami o dylematach akademika wcielonego do wojska. Co innego Niemcy. Dziewięć lat później, po „Humaniście na wojnie”, ktoś namówił Ericha Remarque żeby napisał książkę „Na zachodzie bez zmian”. Ponoć zrobiły to środowiska kombatanckie. Erich zaś, przychylając się do ich prośby, usiadł i w trzy tygodnie napisał pacyfistyczny paszkwil na wilhelmińskie Niemcy, w którym najbardziej dwuznaczną postacią jest nauczyciel wychowujący młodzież w duchu patriotycznym. O tym kim był Paul Cazin nie wie dziś nikt, choć za życia był on bardzo znany. O tym kim był Remarque wiedzą wszyscy. I na tym właśnie polega promocja czytelnictwa i kultury. Pan Remarque, sobie tylko znanymi sposobami, załatwił swojej książce promocję w NSDAP. Organizacja ta demonstracyjnie spaliła mu nakład, a uczyniła to publicznie i po zmroku, żeby było lepiej widać. I tym samym zrobiła zeń sławnego pisarza. Tak wygląda prawdziwa promocja czytelnictwa, cała reszta to ściema. Odwróćmy się więc od tego i zajmijmy się tym, na czym się trochę znamy, czyli handlem detalicznym. A także kwestią – dlaczego nie wolno robić prawdziwej promocji polskiej kultury.
Porzućmy wiek XVIII i jego estetyczne problemy, porzućmy wojny wieku XX i popatrzmy ileż to jest w polskiej literaturze uczciwych biografii królowej Bony. Otóż jest tylko jedna, bo tego wydanego w latach osiemdziesiątych zeszytu 32 kartkowego nie liczę. Tę istotną biografię napisał Władysław Pociecha, a wydana ona została w roku 1949.
Znajdujemy w niej taki oto fragment.
W marcu 1513 r. wyjechał Wolski w orszaku prymasa Łaskiego do Wenecji i na sobór laterański do Rzymu. Obrotny, wykształcony, świetnie się prezentujący i obyty w świecie rycerz, nawiązał stosunki z wpływowymi osobistościami na renesansowym dworze Leona X. Do jego przyjaciół zaliczał się brat papieża Giuliano de Medici, który wpłynął na prymasa, że oddał Wolskiemu za zezwoleniem papieskim z 16 V 1514 r. w dożywocie dobra arcybiskupie w ziemi czerskiej: Ostrów, Konary, Przelot i Podgórzyce.
Od razu widzimy, że Władysław Pociecha popełnił błąd. Z całą pewnością nie chodziło o brata papieża Leona, ale o jego bratanka, późniejszego papieża Klemensa VII, którego znamy z naszego komiksu Sacco di Roma
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/sacco-di-roma/
Brat papieża, Julian, umarł bowiem w roku 1478. No, ale przez ten błąd sytuacja jest jeszcze bardziej niesamowita. Oto dwaj najważniejsi ludzie w Italii – papież Leon i przyszły papież Klemens, podejmują jakiegoś Wolskiego, który nawet nie jest magnatem, ale aspirującym szlachetką i zmuszają jego zwierzchnika i protektora – prymasa królestwa Polskiego, do przekazania mu w dożywocie dóbr, których istnienia najwyraźniej byli świadomi. Dobra te leżą w ziemi czerskiej i nazywają się Ostrów, Konary, Przelot i Podgórzyce. Bratanek papieża, przyszły papież, mówi do prymasa Łaskiego – ekscelencjo, Wolski to nasz człowiek, trzeba mu przekazać w zarząd dożywotni Ostrów, Konary, Przelot i te no, zapomniałem nazwy…o, już wiem! – Podgórzyce. Załatwcie to proszę jak najszybciej.
Co to oznacza? No tyle, że dobra kościelne w Europie były zinwentaryzowane, a ich przekazywanie z rąk do rąk wiązało się nie tylko z awansem i zaufaniem, ale także z różnymi misjami. Mikołaj Wolski, co wynika z dalszych fragmentów na pewno miał misję. Ona zaś dotyczyła polityki węgierskiej Zygmunta Starego i została utrącona przez biskupa Tomickiego, jawną cesarską kreaturę. Ja wyglądała ta polityka później i czym się skończyła każdy kto kupił sobie komiks „Sacco di Roma” doskonale wie.
Jeśli w jedynej, uczciwej biografii królowej Bony, mamy takie kwiatki, co cóż my biedne misie możemy począć z tą żałosną promocją czytelnictwa i kultury polskiej? Sam nie wiem. Na początek proponuję, by pochylić się nad książką Joli Gancarz zatytułowaną „Kto zabił Bartolomeo Berecciego”. To jest bardzo dobrze przeprowadzone dziennikarskie śledztwo, które jasno wskazuje, jak się wpędza w długi i zobowiązania władcę frajera, a następnie likwidując nożem, na widoku, jego architekta, przejmuje się kontrolę nad najważniejszą w kraju inwestycją, czyli rezydencją królewską na Wawelu, a potem nad samym dworem i królem. To jest książka napisana w duchu, jaki ujawnił nam Władysław Pociecha dawno temu. Książka demaskatorska i nie wchodzące zdaje się w zakres promocji kultury polskiej, choć przecież jest tam i król Zygmunt i renesans, jest włoski architekt i niemieccy bankierzy. Tylko tego dobrego smaku, wyczucia, elegancji i tonu, na które tak wyczulony był biograf księcia biskupa warmińskiego, Paul Cazin, jakoś brakuje. Jestem jednak głęboko przekonany, że nikomu to przeszkadzać nie będzie. Zostało tylko 58 egzemplarzy.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/kto-zabil-bartolomeo-berecciego/
Smak ton(ic)u – niepowtarzalny gorzki smak porażki ☺
Czyli wielce prawdopodobne że Remarque to ustawka. Państwo zwycięskie pisze historię poprzez literaturę, czyli de facto uprawia politykę?
Czyżby Gross, Jerzy Kosiński, ba… (drżyj klawiaturo laptopa) pani Olga… ?????? Czy tak?
…(książka bardzo fajna, dla mnie najlepsze w niej jest info, że niejaki Popiel z inicjatywy Habsburgów jedzie do Moskwy z propozycjami rozbioru Królestwa Obojga Narodów – w 70 lat po Grunwaldzie)…
czyli Habsburg odwieczny … (jakby) „przyjaciel” Królestwa …
a co do tekstu:
….król Zygmunt , renesans, włoski architekt…
i pozostały dwie kaplice na Wawelu, gdzie nasz przewodnik powiedział kończąc oprowadzanie turystów: i oceńcie Państwo świetność obu kaplic, jedna z pięknie pozłoconą kopułą, druga jakby zwyczajna, jeden ród świetny, drugi przemyslcie Państwo sami.….. co ?? gorszy bo mu wmontowano wojny kozackie, potop itp ????
Wazowie nie pasowali panu przewodnikowi ???
Sorry, nie napisałam, ale odniosłam się do książki „Kto zabił B. Berecciego?
Bardzo dobra książka.
A jak?
Najwidoczniej
A jaki będzie smak tradycji?
No ale swoje Erich R. przeżył: spalenie książek, zgilotynowanie siostry, no słabsza osobowość chyba by musiała skończyć na kozetce. Jemu się udało otrząsnąć.
Jednakże jego pisarstwo, już jakby trochę przebrzmiało, przy porządkach spadły z półki książki z serii „Nike” i zleżałe kartki „Łuku triumfalnego” się rozsypały, i przy ponownym czytaniu, układ stron wydał się nieistotny , jakby bez szkody dla treści (wydumanej?) akcji, ciąguta, i nuda.
Od kiedy znana mi jest postać Daniela Beauvoisa, jak słyszę, że francuz zabiera się za tematykę polską to kałach mi się w kieszeni odbezpiecza.
Ciekawe czy piastowie mazowieccy wiedzieli o tym transferze
Pytanie retoryczne i odpowiedź w formie pytania retorycznego 🙂
Swoją drogą spodziewałem się, gdy kilka miesięcy temu kartkowałem opasłe tomy w twardej starej okładce biografii Bony, że to pewnie jedyna książka o niej. To 1949 rok! Mówimy to w kraju, gdzie Bona to postać popkultury (serial), w kraju o którym sami Polacy mówią, że ma bzika na punkcie historii i ciągle historią żyje.
>Ktoś nie chciał, by Francja, przeżywająca swój niezasłużony, wojenny sukces, zaczytywała się…
Przeklęty, kto nie przeklina wojny!
Nie twierdzę, że nie przeżył. Twierdzę, że zwrot „promocja czytelnictwa i kultury” jest fałszywy
Słusznie
To były dobra kościelne, Piastowie nic do nich nie mieli
Bardzo egzaltowany pan. Remarque lepszy
Humaniści w okopach
Smak miodu pitnego ☺
W 39 wybrali właściwą odpowiedź.
brakuje tylko motyla, który odwróci uwagę humanisty od faktu że jest i w hełmie i znajduje się w okopach i jedyne co ważne w tym momencie to pamiętać do czego służy karabin, bagnet, saperka.
Ten francuski żołnierz w głębokim wykopie na środkowym obrazie w pierwszym rzędzie słucha śpiewu ptaka.
A inni? Zapomnieć apokalipsę.
karty też dobre na okopową nudę, grają we trzech, to albo w tysiaka, albo w co? w brydża z tzw. dziadkiem.
Grając w preferka można się zapomnieć ☺
Promocja jakiegoś tam czytania? Musi być z kulturą i jakoś tak bardziej. Przelewy też potrzebują ładnych opakowań.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.