cze 012014
 

W najbliższy piątek miałem mieć wieczór autorski w kawiarni „Niespodzianka” przy Marszałkowskiej 7. Umówiliśmy wszystko jeszcze w ostatnią targową niedzielę i wczoraj majstrowaliśmy już tylko przy plakacie. Wszystko było w porządku, kiedy nagle, wczoraj po południu, okazało się, że w tym samym terminie, zupełnie niespodziewanie w „Niespodziance” odbędzie się organizowane przez Stowarzyszenie Wolnego Słowa, spotkanie dysydentów. Rozumiem, że byłych? Dysydenci będą wspominać dawne czasy, rozmawiać o przyszłości oraz dyskutować ustawę kombatancką o działaczach opozycji antykomunistycznej oraz osobach represjonowanych z powodów politycznych, która ma wejść właśnie w życie. Dysydenci, byli jak rozumiem, spotykają się więc 6 czerwca w „Niespodziance” o godzinie 18.00, po to, by wspominać dawne czasy, śpiewać dawne piosenki i wznosić dawne hasła. Będzie to, jak napisano w ogłoszeniu, spotkanie ponad podziałami. Można więc będzie na nim spotkać także ludzi z drugiej strony barykady (tak to zrozumiałem) i porozmawiać z nimi tak od serca, jak człowiek z człowiekiem. Nie będzie – tak jest napisane na ulotce – oficjalnych wystąpień, mikrofon będzie dostępny dla każdego, kto zechce się podzielić swoimi refleksjami. SWS zapewnia uczestnikom skromny poczęstunek i lampkę wina, a także dobrą muzykę. Zagra zespół TO i OWO Jerzego Antoszkiewicza. Zapowiada się wcale miły i udany wieczór, szczególnie dla tych, którzy pierwsi dopadną mikrofonu. Z nami zaś było tak, że najpierw zapisano to spotkanie ze mną do kalendarza, potem okazało się, że SWS ma absolutne pierwszeństwo, choćby nie wiem co się działo. No i zapisali się wcześniej w innym, ważniejszym notesie. Stąd całe zamieszanie. Wszystko jak w życiu. No więc chcąc nie chcąc musieliśmy zmienić lokalizację. Zapraszam więc wszystkich najserdeczniej na wieczorek organizowany przez Stowarzyszenie Wolnego Słowa, gdzie każdy dysydent i działacz opozycji demokratycznej będzie mógł opowiedzieć o sobie przez mikrofon ze sceny. I wszyscy będą słuchać. Nie będą mieli wyjścia. Zapraszam tym serdeczniej, że przewidziane są także wspólne śpiewy, a wiadomo, że jak gdzieś zbiorą się doświadczeni życiem Polacy i zaczną śpiewać, to atmosfera robi się gęsta od znaczeń i emocji i po prostu nie sposób z takiego miejsca wyjść o własnych siłach.
Co będzie z naszym spotkaniem? Musieliśmy poszukać nowej lokalizacji. Koledzy Irek i Michał ją znaleźli, za co im najserdeczniej dziękuję, bo przecież spotkania w Warszawie nie było już od roku. To jest aż dziwne. No, ale tak bywa w życiu. Spotkanie się odbędzie w Cafe Flora przy wejściu do Ogrodu Botanicznego, Al. Ujazdowskie 4. Tytuł spotkania, bardzo na czasie: Irlandzki Kościół i Republika. Spotkanie rozpocznie się o 19.30, bo wcześniej, do 18, będę obecny na kiermaszu IPN przy Marszałkowskiej. Tak więc jeśli ktoś będzie miał już dość dysydenckich śpiewów i rozmów ponad podziałami, może przejść te parę kroków i posiedzieć z nami w Cafe Flora. Nie będzie co prawda wspólnego śpiewania, a mikrofon w dłoni będę dzierżył ja, oddając go tylko czasami tym, którzy zadawać będą pytania, ale może być równie miło co w „Niespodziance”.
No i na tym zakończymy sprawę wieczorku autorskiego. Teraz będzie coś innego. Zupełnie przypadkiem odkryłem wczoraj na półce książeczkę zawierającą opowiadania, nie znanego nikomu w Polsce, słowackiego autora Jana Lenczo. Książeczka nosi tytuł „Dydaktyczna kronika rodu Hohenzollernów” i inne utwory”. Jest to książeczka specyficzna, bo poziom ogólności, na którym operuje Jan Lenczo jest, jak dla mnie za wysoki. Rozważania teoretyczne o wyborach życiowych i wartościach ilustrowane wykąpanymi w bielince przykładami historycznymi, były może ciekawe 50 lat temu, ale dziś jakoś mnie nie biorą. No, ale ta kronika dydaktyczna Hohenzollernów jest miejscami ciekawa, ale bardzo krótka, takie trzy porządne blogerskie notki. Nie ma w niej tych Hohenzollernów, którzy nas najbardziej interesują, czyli Georga i Albrechta, ale są inni. W tym najciekawszy z mojego punktu widzenia Jan II Cicero. Na jego przykładzie Jan Lenczo omawia mechanizm działania dobrego PR i dobrej propagandy. Oto – jak mówi legenda – Jan Cicero z Ansbach, w czterogodzinnej przemowie wygłoszonej po łacinie zapobiegł wojnie pomiędzy królem Czech, Polski i Węgier. Wojnie toczonej o Śląsk. Stąd wziął się jego przydomek – Cicero. Prawda jak twierdzi Jan Lenczo jest jednak inna. Jan II Hohenzollern w ogóle nie znał łaciny, wręcz jej nienawidził. Na Śląsk wkroczył ze swoim wojskiem złożonym z najgorszych łotrów w Rzeszy i tak tym wystraszył wymienionych królów, że zarzucili swoje spory. Jan II był bowiem jak wszyscy Hohenzollernowie, nie dość, że zdecydowany to jeszcze bogaty i wpływowy. Po tej akcji zebrał swoich skrybów, którzy opisali tę historie w sposób taki jaki znamy ją z legendy, dodając, każdy w swojej relacji, że o wyczynie Jana słyszeli od naocznego świadka. Tym samym Jan Cicero uzyskał tak pożądaną przez historyków zgodność relacji w źródłach. Do tego jeszcze sprosił na ucztę zamkową mieszczan i różnych łazików przebywających w Ansbach i przy winie oraz mięsiwach opowiadał im o tym czterogodzinnym przemówieniu, którego nie było. Oni zaś roznieśli potem tę opowieść po wszystkich zakątkach Rzeszy. Pointa zaś, tej opowiastki jest taka: „Nie ma znaczenia czy wydarzenia, w które wierzą poddani, są prawdziwe, lecz jedynie to, że w nie wierzą”.
Piszę to wszystko ponieważ zaskoczył mnie nieco wczorajszy tekst Toyaha. Ten dotyczący Marysi Sokołowskiej. Ja jestem, do czego mam nadzieję już się przyzwyczailiście, daleki od entuzjazmu w każdym właściwie wypadku. Dyskusję zaś o tym czy Marysia jest w swoich wpisach na ask.fm szczera, czy nie, czy walczy tam z czystym złem czy nie, uważam, za przedwczesną. Uwierzyłem jednak Toyahowi i poprosiłem ją poprzez maila o wywiad dla „Szkoły Nawigatorów”. Nie mam niestety żadnego korespondenta w Gorzowie, który mógłby taki wywiad przeprowadzić. No i czekamy, na razie cisza.
Ja się oczywiście tak, jak Wy denerwuję, tym co opowiada o niej w swoim programie Wojewódzki, ale, mam również pewne obawy co do autentyczności tego przekazu. Powiadacie, że ona tam siedzi cały czas i odpisuje na listy hejterów? I ani drgnie? A do tego odpisuje ze spokojem i mądrością? To jest naprawdę budujące i fantastyczne, ale ja jak zwykle mam w zanadrzu różne proste pytania, które koniecznie chciałbym zadać. Na przykład takie: kim są rodzice Marysi? Gdzie pracują? Nie oceniajcie mnie źle, chciałbym tylko wiedzieć jak jest naprawdę i zorientować się czy ten diapazon emocji, na który z miejsca obiema nogami wskoczył Toyah nie zarwie się pod nim w jednej chwili, a on nie potłucze sobie głowy i kręgosłupa i nie będzie potem lamentował. Byłoby szkoda. Zanim prawda wyjdzie na jaw, zapraszam wszystkich do kawiarni „Niespodzianka” przy Marszałkowskiej 7 na wspólne śpiewanie dysydenckich pieśni, a jak ktoś będzie miał dość, może iść do Cafe Flora i posłuchać co tam gadają o Irlandii.
No i koniecznie przypominajcie sobie czasem pointę tego opowiadanka zapomnianego słowackiego pisarza Jana Lenczo – „Nie ma znaczenia czy wydarzenia, w które wierzą poddani, są prawdziwe, lecz jedynie to, że w nie wierzą”

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl

  21 komentarzy do “Spotkanie dysydentów czyli istota promocji”

  1. PO jednej lampce wina to nie tylko wolno ale i cienko będą śpiewać 😉

  2. Toyahowi to uwierzył a Henre’go to podejrzewał o ustawkę 😉

  3. Jan Lenco czy Jan Lenco?

  4. To jest C z takim ptaszkiem, czyta się po polsku jak cz. Więc Jan Lenczo, a nie Jan Lenco.

  5. Czy ten wykład (po łacinie) co nie miał miejsca, nie jest genzą kategorii określanej nianem „faktu prasowego”?.
    Potocznie nazywane „zmyśleniem od deski do deski”.

  6. Podziękowania dla Gospodarza za materiał do napisania własnego tekstu 🙂
    http://niepoprawni.pl/blog/2256/marysia-s-czyli-dawid-w-spodnicy-albo-gorzowianeczka

  7. „Z nami zaś było tak, że najpierw zapisano to spotkanie ze mną do kalendarza, potem okazało się, że SWS ma absolutne pierwszeństwo, choćby nie wiem co się działo. No i zapisali się wcześniej w innym, ważniejszym notesie.”

    Gdy doczytalem do tego miejsca (powyzsze zdania) , przerwalem czytanie i smialem sie z minute .

    Slowem > „lesne dziadki” jowialnie rozpychaja sie lokciami.

  8. Wcześnie ten pijar się zaczął. Jak ojciec Marysi odmówił złożenia przysięgi wojskowej w armii Jaruzelskiego i poszedł do paki! Ona ma to już w genach! A swoją przysięgę wojskową @tadman jak wspominasz 😉

  9. Jest tylko historycy tego nie rozumieją, bo im się zdaje, że jak coś jest w dokumentach to musiało się wydarzyć.

  10. Wy tu sobie o lampce wina , a ja zobaczyłam właśnie wywiad przygotowany przez jakąś telewizję , na okoliczność kanonizacji JP II ….. z leżącym już na łożu śmierci Generałem . Wtedy oprotestowano emisją .Teraz to wrzucono do internetu .

    Obawiam się , że to nie koniec .

  11. No cóż. Odpowiadam na zaszłości:
    1. byłem wtedy w Krakowie,
    2. podczas przysięgi w rzeczonym miejscu było wyraźnie ciszej,
    3. nie robiłem researchu nt. Marysi S. i jej rodziny.

    To tyle tą razą.

  12. a co dziwnego w zdjęciu na okoliczność JPII z Generałem? przecież to bardzo obszerny temat, wszystko się zmieści

    a do pytań o Marysię dorzucam: dlaczego wiadomo już teraz (bo temat jest rączo podchwycony i komentowany na jedno kopyto) ze nie skończy się jak z tym chłopakiem, który głupoty pisał w necie o głowie państwa albo z tymi dziećmi, które pułkownika w służbie soc-jologii we Wrocławiu nazwały po imieniu? co przy tej okazji obrodzi ? fundacja buntownicza czy następni obrońcy …czegoś tam , bo pionierzy przeskoczyli do PE i jest luka

  13. sprawa z Marysią się wyjaśni , w końcu ….niepotrzebne jest to bicie piany przez media , ale oczywiście musi być ….. tak już mamy …

    Była taka mądra ale długa opowieśc o Chińczyku … kolejno przytrafiały mu się złe rzeczy z nich wynikały dobre z nich złe …. sąsiedzi zazdrościli luch współczuli na przemian …. Anegdotę można było siągnąc wg własnej fantazji bo liczył się tylko refren … czyli zdystansowanie Chińczyka …. nie wykazywał ani etuzjazmu ani żalu ….

    Chyba doszłam do takiego stapu …

    A co do Generała … czytałam nie tak dawno na salon 24 taką historię o świeckim świętym tamtejszym …. jest nim Lenin … jak najbardziej serio …..

    Też ku temu zmierzamy .

  14. Henryś ……… ide w pola , bo nie pada ……………. zgodnie z Twoją prośbą … postaram się nie przynieść w głowie kolejnej wymyślonej baśni …..
    Ale ta wczorajsza ,,sama przyszła ” jak szłam pod wiatr 🙂

  15. Wszystko wskazuje na to, że w „Niespodziance” będzie niespodzianie dobrze dobrane towarzystwo „wzajemnej adoracji”. Myślę, że anegdoty które opowiedzą to my już znamy: bibuła przewożona w pieluchach niemowlaków, „kocioł” w mieszkaniu „wtajemniczonej w drugi obieg ” osoby (ale potem wypuścili i nie bili, bo oficer był uprzejmy), a kiedyś to MO szukała ale nie znalazła ( bo może miała nie znaleźć) i paczki i pomoc finansowa, i potem jednak zwolnili z pracy, ale spóldzielnia pracy od mycia kominów dała zatrudnienie itd ,
    A wszystko to jak w rozmowie kontrolowanej, kontrolowanej, kontrolowanej

  16. Marysiu, z Marysią S. sprawa jest chyba wyjaśniona; idzie ostra walka o skompromitowanie stwierdzenia, że Tusk to zdrajca. Obecne brewerie medialne mają zamiar nas oswoić z tym bonmotem i kiedy na poważnie padnie, że on jest zdrajcą to wrażenie będzie zerowe, a on biedaczek, wzorem wielu innych, poniesie tylko tzw. odpowiedzialność polityczną, czyli po polskiemu psińco.

  17. moim zdaniem jest tpo ewidentna ustawka .. może z takiego powodu właśnie …

    ja wczoraj chciałm pokazać jak można pokomplikować zmyślenia na dość prosty temat …..

    starałam się do mojej bajki włożyc wszystko co mi pod palce na klawiszach weszło …..

    ale nie wiem czy ktoś to kupił … jak opowiadam , na żywo to widzę rozmówcę … i mogę modulacją głosu cos dointerpretować…. na piśmie tak nie umiem ..

    wszystko jedno …..

    ten święty Lenin chodzi mi po głowie …..

  18. pisząc o mediach jakimś skrótem się znowu posłużyłam … chiałam być uprzejma … nie chodzi mi o tamte madia .. a o te tzw nasze … ,,, naszych …..

    ja stara jestem a wiem , że i lajki i hejty można kupic wręcz … a zawsze można zasadzic do roboty kilku chłopaczków ….

    a marysia sobie spokojnie słucha muzyki i tylko czasem zerka … stąd ten olimpijski spokój …

    na czyją stronę ta gra to właśnie czas pokaże ….

    taka niewinna młoda buzia dziewczęca bardzo dobrze robi każdej sprawie ….

  19. Marysiu, wybaczyłaś wyżej to tykanie, więc powtarzam, kilka wątków zidentyfikowałem i nieźle się zapowiadało, a ten numer z CDN będzie lub nie i że szłaś pod wiatr i stąd opowiadanko to fajne chwyty.

    Nabazgrałem coś o Marysi S. i dopiero niedawno obejrzałem wywiad z nią(?) na YT zrobiony nazajutrz po zdarzeniu(sic!), więc jeszcze przed medialną burzą i niczym się nie wyróżnia spośród innych młodych w tym wieku; z tego co piszą to wyobrażałem sobie, że to młoda osóbka, poukładana, a tu raczej nowe wydanie Masłowskiej. Może dziewczyna też pisze? 😀

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.