sie 302020
 

Sprzedaż polega na stworzeniu sytuacji przymusowej. Można to robić tak, jak ja tutaj, zachęcając Was uporczywie różnymi sposobami do kupna książek, co wywołuje czasem uczucie konieczności zakupu i kończy się transakcją. Można też zastosować nacisk administracyjny lub polityczny i spowodować, że całe nakłady znikną z magazynów. Przymus administracyjny to zjawisko o naturze złożonej i pewna pułapka przy tym. Autorom, którzy biorą udział w przymusie administracyjnym wydaje się, że mają wielkie szczęście, albowiem złapali Pana Boga za nogi. Czasem wydaje im się także, że są autorami znakomitych i prostych przy tym pomysłów sprzedażowych, które ciągną ich w górę rankingów. Administracji zaś, która przymusem sprzedażowym kieruje, wydaje się, że podnosi ogólną kulturę społeczeństwa. To wszystko są złudzenia, albowiem sprzedaż książek, rozumiana jako przymus administracyjny, to przede wszystkim dystrybucja propagandy, zatrzymującej rozwój intelektualny dużych grup w stadium nadającym się do dalszej, administracyjnej obróbki i przygotowania pod sprzedaż innych produktów ideologicznych. Do tego służą różne segmenty sprzedażowe, w których upycha się literaturę. Od bardzo „poważnych”, jak ten wskazany wczoraj, do tak zwanych „rozrywkowych”. Pudełko z tym zestawem, które każdy w pewnym momencie dostaje w swoim życiu od domokrążnego sprzedawcy książek, oklejone jest taśmą z napisem „książka w życiu pomaga, z książki płynie odwaga”. Na wierzchu zaś jest pieczątka „sfinansowane z programu przenoszenia kaganka oświaty pod strzechy”. Już o tym pisałem, ale jeszcze powtórzę – jeśli kaganek oświaty przeniesie się pod strzechę, to wszystko się zjara, no i, jak powiedział klasyk, nie będzie niczego.

Nie wiem czy w jakimś innym wymiarze wyraźniej demaskuje się oszukana istota systemu powszechnej edukacji. Kto na tym korzysta? Sprzedawcy innych niż książki produktów i właściciele globalnych kanałów dystrybucji. Ktoś powie, że to nieprawda, bo do Ikei chodzą ludzie, którzy nie zawsze czytają książki, a Ikea jest globalną siecią. Podpowiem – tu nie chodzi o Ikeę.

System ten w zasadzie jest nie do zakwestionowania, albowiem jak można zakwestionować intencję człowieka, który chce zapoznać lud z treściami najpierw prostymi, a potem coraz bardziej złożonymi, by wreszcie dać temu ludowi szansę na zapoznanie się z czymś naprawdę wyrafinowanym, na przykład z tekstami profesor Marii Poprzęckiej? Wiara w ten mechanizm jest powszechna, określą się zaś go jako popularyzację. Wiara ta pogłębia się wraz z wzrastającym honorarium za nakłady i coraz cieplejszym traktowaniem autora przez administrację, która gwarantuje sprzedaż.

Powtórzę – administracja gwarantuje sprzedaż autorom, których patron administracji, tolerujący ją na obszarze, którym zarządza, uważa za potrzebnych. I to ładnie wychodzi przy okazji wyborów, a także wręczania orderów. Maria Poprzęcka na przykład poparła Bronisława Komorowskiego i należała do tego całego komitetu, w którym ludzie nauki kompromitowali się na własne życzenie fotografując się wraz z panem Bronkiem, o którym zaraz opowiem anegdotę. Pan Bronek miał też za zadanie wręczać ordery tym autorom, którzy byli, z punktu widzenia dalszej obróbki propagandowej społeczeństwa, zwanego targetem w żargonie sprzedawców, potrzebni. I taki order od pana Bronka dostał, wspominany tu wczoraj Sławomir Koper.

Jak napisałem wyżej, zakwestionowanie tego systemu jest niemożliwe, albo prawie niemożliwe, albowiem nie ma w Polsce autora, wliczając w to akademię, który pozostałby obojętny wobec, nawet nie bardzo wysokich honorariów. Wszyscy ewentualni polemiści skazani są na klęskę, bo paraliżuje ich świadomość, że tamci sprzedają i zarabiają w systemie, który gwarantuje państwo, a oni mogą tylko patrzeć. Jeśli zaś się odezwą, natychmiast zarzuci im się zawiść i niskie pobudki. Ponieważ ja się już do tych zarzutów przyzwyczaiłem, mogę o tym pisać spokojnie. Potrafię też sam wywołać sytuację przymusową i nie muszę w tej kwestii prosić o pomoc pana Bronka. Aha, miała być anegdota, bez nazwisk oczywiście. Kiedyś jeden z naczelnych resortowego tygodnika, na którego łamach, w czasie największych moich zmagań o przeżycie, umieściłem kilka tekstów, opowiedział mi pewną historię. Było to w tych szczęsnych czasach, kiedy do redakcji, nawet finansowanej przez ministerstwo, dawało się wejść z ulicy i nikogo to nie dziwiło. Potem założyli bramki, domofony i temu podobne ograniczenia. Było to też zanim wspomniany tu naczelny zaczął na mój widok ukrywać twarz w dłoniach i wołać od progu – to znowu pan?!

Próbowałem bowiem wciskać mu wszystko co uznawałem za minimalnie choć zbliżone do tematyki pisma. I kiedyś, gdy zabrakło mi już pomysłów, a on był bardzo mną zmęczony, zaproponowałem, że pojadę do Pruszkowa i zrobię wywiad z Komorowskim. A nikomu się wtedy jeszcze nie śniło, że PiS obejmie władzę, a co dopiero, że będzie Smoleńsk i Komorowski zostanie potem prezydentem. Ledwie skończyłem zdanie, a mój rozmówca, człowiek jak najbardziej zakorzeniony w systemie i rozumiejący wszystkie poważne zależności, których istnienia ja nawet nie podejrzewałem, spojrzał na mnie uważnie i ze smutkiem. Tak, jak dzieci patrzą na martwego ptaszka znalezionego na drodze, i powiedział – panie Gabrysiu? Z Komorowskim? To jest facet, który gada do podłogi. Od tego momentu moja wiedza na temat pana Bronka była pełna i gwarantowana, i nigdy, ani przez jeden moment nie dałem się zwieść temu uśmiechowi i tym przemówieniom. Co innego ludzie z uniwersytetu. Oni przyjęli gwarancje i stanęli w jednym szeregu z gościem, który gadał do podłogi. Inni zaś przyjęli odeń order.

No, ale dość już żartów. To co wczoraj się ujawniło, czyli gwarancje administracyjne dla publikacji akademickich sprzedawanych w formie felietonów poprzez podręczniki i publikacji masowych, rzekomo popularyzujących historię, powinno budzić głęboki sprzeciw wszystkich ludzi, którzy nie gadają do podłogi, a komunikują się między sobą. To ważne, bo autorzy, którzy przyjęli gwarantowaną przez administrację ofertę sprzedaży z miejsca przestają uprawiać ten rodzaj komunikacji i gadają już wyłącznie do sęków w deskach pod ich stopami, albo do klepek. Co było do okazania wczoraj.

Przy okazji, w jednym z wywiadów, Maria Poprzęcka wyznała, że uwielbia Matejkę, a także, że pisała wiele o Matejce. Może ktoś znajdzie jakieś teksty dotyczące obrazu „Stańczyk”? Będziemy mogli się wreszcie zapoznać z jedynie słuszną i gwarantowaną interpretacją tego dzieła. Może wreszcie wyjaśni się, co tam – w dziele dotyczącym upadku Smoleńska w roku 1514 – robi napis Żmudź 1533? Kto jak kto, ale Maria Poprzęcka z pewnością to wyjaśniła.

Zostawmy już panią profesor i skupmy się na popularyzatorach. Ludzie ci przepisują z lekko tylko zmienionym zaśpiewem to, co dawno temu o postaciach również administracyjnie uwikłanych, a dziś nazywanych luminarzami polskiej kultury, napisała Barbara Wachowicz, dziś już świętej pamięci. Osoba, w mojej, być może błędnej ocenie, ciężko zaburzona, która z kolportażu mitomanii gwarantowanej administracyjnie zrobiła sobie sposób na życie.

Z czym mi się kojarzy Sławomir Koper? Człowiek, który stoi na prawym skrzydle systemu dystrybucji gwarantowanej (lewe zajmuje Poprzęcka)? Z pewną anegdotą. Kiedyś na spotkaniu w Błoniu, pan Sławomir, który przemawia ze swadą i przekonaniem, co gwarantuje mu stałą i gorącą sympatię pań, powiedział, że jak się czasem w tekście umieści brzydkie słowo „kurwa”, to bardzo to wzmaga zainteresowanie książką i poprawia tę całą popularyzację.

Przyznam, że choć mam dużą łatwość używania, a nawet nadużywania wymienionego wyrazu (wyznaję to ze wstydem i skruchą), a także innych, o wiele barwniejszych i bardziej dynamicznych, nie wpadłem na pomysł, by umieszczać je w książkach. A już na pewno, nie liczyłbym przy tym na zwiększenie zainteresowania. Takie rzeczy oczywiście mogą mieć miejsce, ale w innej sytuacji. Na przykład kiedy stoimy pod sklepem i golimy wisienkę, a potem wraz z innymi konsumentami wykrzykujemy wymieniony wyraz z przeróżnych kontekstach, obyczajowych głównie, śmiejąc się przy tym wesoło. To na pewno zwiększy zainteresowanie. Mam na myśli zainteresowanie policji rzecz jasna. Sławomir Koper jednak myśli inaczej i za to dostaje order od faceta, który gada do podłogi. To ciekawe moim zdaniem. Niestety nie bardzo rozwojowe. No, ale mogę się mylić. Niedawno zastanawiałem się, kogo teraz zdemaskuje Sumliński, skoro wszyscy są już zdemaskowani? Nie mogłem odgadnąć, a odpowiedź była prosta – zdemaskuje Szumowskiego. Podobnie może być z Koperem. Już wszystko było: największe skandale, największe biusty, największe afery, największe tajemnice, etc, etc….. W zasadzie zostało już tylko porównywanie wielkości przyrodzenia sławnych ludzi. Czekam na to z jasnym czołem zaciekawiony, w jaki też sposób administracja przerobi to na przymus sprzedażowy i spopularyzuje.

Na koniec słowo o korzyściach. One muszą być masowe i także gwarantowane. To zaś wyklucza, że ktokolwiek z czytelników wzbije się ponad poziom książek Kopera. Ów zastój także musi być gwarantowany i to jest pewna tradycja. Ona jest zwykle wyszydzana przez ludzi aspirujących, albo nie rozumiejących systemu, w którym tkwią, takich jak profesorowie nauk humanistycznych. Otóż zwieńczeniem wszystkich zabiegów o oświatę ludu i końcowym tej oświaty etapem jest zawsze lektura książek przedwojennego autora piszącego pod pseudonimem Leo Belmont. Oto tytuły niektórych jego dzieł:

Markiza Pompadour, miłośnica królewska

Zaślubiny śmierci

Pani Dubarry

Kapłanka miłości Ninon de Laclos

Lady Hamilton

Messalina

Dwużeniec?

Jak widzimy, Koper idzie pewnym starym, wytyczonym dawno temu szlakiem. Nie sądzę, by cokolwiek rozumiał z tych okoliczności, ale też nikt od niego tego nie wymaga. Myślę też, że jest tańszy w utrzymaniu niż Belmont, a także, że współcześni Belmontowie przesunięci zostali do innych, bardziej odpowiedzialnych zadań. Gwarantowaną administracyjnie sprzedaż pozostawiono zaś ludziom, którzy odwalają czarną robotę. Mają przy tym wiele radości i są traktowani serio przez czytelników. Tyle, że cały ten system nie jest traktowany serio przez nakładcę. No, ale to wiemy my tutaj i nikt więcej.

Oto biografia Leo Belmonta https://pl.wikipedia.org/wiki/Leo_Belmont

Jak widzimy był to człowiek znacznie od Kopera, czy nawet Marii Poprzęckiej poważniejszy. Zajmował się serio komunikacją, był prawnikiem, założył związek esperantystów, popularyzował literaturę obcą. No i chyba nie używał w swoich tekstach brzydkich wyrazów. Od jego czasów, trzeba to rzec koniecznie, zostaliśmy jednak poważnie zdegradowani.

  37 komentarzy do “Sprzedaż książek jako przymus administracyjny”

  1. Gwarantowana administracyjnie sprzedaż nie potrzebuje reklamy ☺

  2. Ci co mają kiepełę to dzielą się zadaniami a nie robią za kombajn wydawniczy.

    Jeden wymyśla (Zamenhof ) a drugi propaguje  (Blumental) ☺

  3. Dno udeptane przez Bronisława Komorowskiego przebiła Maja Komorowska, która ostatnio poręczyła za Margota wraz z grupą intelektualistów.

    Należałoby znaleźć jakiegoś zdolnego człowieka z dostępem do mediów, może z Konfederacji, który podjąłby się tego tematu.

    Ewentualnie możnaby poprosić Krzysztofa Karonia do dyskusji na temat wszystkich poręczajacych i prawdopodobnie by się zgodził, żeby utrzymać się na topie.

  4. przyjęli od Komorowskiego order … a ilu przyjęło profesurę ….

  5. Prawdopodobnie ten wątek będzie kontynuowany i Karoń będzie zwiększał  klikalność do czasu, aż zjawią się u niego smutni panowie w długich płaszczach.

    Wojnę kulturową, o której mówi PiS rozumiem w ten sposób, że dla mnie nie jest autorytetem Komorowska, Wajda, Schudrich, Edelman czy Marian Turski. W wojnie kulturowej chodzi o to, żeby tematyka zachodnioeuropejska, polska, narodowa, katolicka zdominowała tematy podsuwane przez Żydów.

    Jeżeli sprawy pójdą w tym kierunku, to możemy spodziewać się reakcji w postaci krachu ekonomicznego.

    Na razie uważamy, że wojny między narodami i wewnętrzne walki polityczne są lepsze, niż ryzyko krachu finansowego, dlatego winnych tego stanu rzeczy, to znaczy biedy, chorób, upadku obyczajów i kultury szukamy między sobą.

  6. Jeszcze raz wymieni pan nazwisko Karoń i pan wyleci

  7. Jasne, tylko tego brakuje, żeby reagować na te brednie

  8. podsuwane są tematy dewastujące dotychczasowe normy współżycia społecznego i to jest problem

  9. Żeby nie być posądzonym o jednostronność krytki, to muszę stwierdzić, że, skoro wymieniono tu całą litanię fałszywych autorytetów, to Maja Komorowska jest wyjątkowo bezczelną kobietą, która lansowała się przy papieżu Janie Pawle II, a teraz ręczy za przyzwoitość Margota, który powiedział i zrobił to, o czym wiemy.

    Bez takich pomocników zniewolenie Polski nie byłoby możliwe. Jakoś nie mogę przejść obok tego obojętnie.

  10. Ale lepiej na chwilę przystaniem,

    Gdy chce zabrzmieć przekleństwem nasz głos:

    Belmont i Żeromski, a w tle damy, IBL i IHS

  11. Kolejna awaria w Czajce jest spowodowana tym, że firmy rodem z (…) przytuliły kaskę.

    Choć jest to problem czysto techniczny, to majstersztykiem propagandowym jest przerzucenie odpowiedzialnosci na Lecha Kaczyńskiego, HGW, Trzaskowskiego.

    Ta sprawa nigdy nie będzie wyjaśniona, a Polacy będą się jeszcze bardzo długo kłócić między sobą.

    Kolektor trzeba zbudować jeszcze raz w innej technologii i nie wnikać, kto zawinił, bo pan o nazwisku kojarzącym się z whiskey z Tennessee mógłby się mocno wkurzyć. Koszta muszą pokryć sami Polacy.

    To tak a’propos praktycznego zastosowania propagandy i mącenia w polskim kociołku.

  12. Firma i technologia same się nie wybrały.

  13. To też. Wtedy w Warszawie rządzili niepodzielnie pewni wykonawcy. Albo wybrano najtańszą ofertę, albo dokonano zamiany technologii już po rozstrzygnięciu przetargu (zatwierdzono rozwiązanie zamienne). Każdy inspektor, który zgłosiłby zastrzeżenie natychmiast straciłby pracę. Był to swego rodzaju eksperyment, więc nie można mieć do nikogo pretensji, a że sprawa jest międzynarodowa, to lepiej nie wnikać kto i co. Rozwiązanie nie sprawdziło się i trzeba budować jeszcze raz.

  14. Ministerstwo drukuje dokument, z którego wynika, że decyzje podejmował ten pan od ruletki, który 153 razy wygrał pod  rząd.

  15. Prawo zamówień publicznych trochę wiąże ręce.

  16. W drodze z Chin kontener z nożami marki „Margot” , z zadziorami do plandek, trzpieniami do szyb, osłoną  typu kastet, inkrustowanych rubinowymi gwiazdkami…

  17. W tym przypadku doszliśmy do granicy wiedzy technicznej biorąc pod uwagę budżet, w jakim zamierzenie miało się zmieścić i to musiało się skończyć awarią, natomiast ogólnie proces inwestycyjny mógł być zgodny z prawem, natomiast w szczegółach – niekoniecznie.

  18. Podobno wyprawki do szkół mają być w tym roku jakieś inne.

  19. A może problemem są studzienki, skoro poprzednim razem wyławiano pieluchy i inne rzeczy? Podnieśli drastycznie opłaty za śmieci, to może niektórzy sobie radzą jak mogą?

  20. Dodadzą po książce „Akt polski”, zgodnie piękną i twórczo rozwiniętą ideą Belmonta.

  21. Czy mamy spodziewać się wznowienia książek Leo Belmonta?

  22. Jeszcze jedna ciekawostka. Na zdjęciach z budowy widać, że odcinki rur są uszczelnione „taśmą klejącą”. To znaczy są to specjalistyczne taśmy do uszczelniania połączeń na wpust, żeby zaczyn cementowy w czasie betonowania nie dostał się do środka, ale na zdjęciu wygląda to jak taśma klejąca.

    Ironia tej sytuacji jest porażająca.

  23. Różne rzeczy robiłem w życiu, w zasadzie lubię wszystko i wszystko mnie interesuje, Poza wędkarstwem, chociaż parę rybek złowiłem, otarłem się też o instalacje kanalizacyjne, które zrealizowałem lub naprawiłem. Temat brudny, ale wydaje się po krótkim rozpoznaniu prosty jak drut – przekrój, spadek, nawet to uszczelnienie, jeśli jest jako tako ogarnięte, nie stanowi problemu – otwory się zamulają, a ubytki i tak z natury są minimalne.

    Co oni tam sknocili????

  24. Powinny być rury stalowe a nie „plastikowe” klejone taśmą, ale Polska jest słaba w ciężkiej chemii typu zabezpieczenia antykorozyjne i cały zysk poszedłby do Niemiec.

    Tam muszą być jakieś zwiększone ciśnienia i naprężenia, a więc z zasady rury łączone na wpust nie nadają się. Czy nam powiedzą prawdę? Raczej zafundują spektakl polityczny.

  25. Tam się stało coś dziwnego.

    Słaba chemia antykorozyjna? Polifarby zdaje się wszystko produkowały, także chemię do ochrony statków – Polifarb Oliwa? I to akurat chyba przetrwało.

    Może brakowało niektórych składników importowanych, ale tak naprawdę wyprodukowanie podstawowej palety farb i klejów to prosty temat. Proste receptury, zwłaszcza teraz wszystko do produkcji na tacy.

    Miałem kontakt z laboratoriami i ośrodkami badawczymi w latach 90-tych, gdy nie wszystko było sprzedane lub upadłe. Ludzie, którzy tam pracowali, byli na poziomie i mieli dużą wiedzę. Jeżeli to padło, to dlatego, że całość się nie spieła, brakowało idei sukcesu, spięcia produkcji z marketingiem.

    Z obecnych popularnych produktów antykorozyjnych polecam Ferrobond produkowany przez Polifarb Kalisz, wydaje się lepszy od Stalochronu z Pilawy przejętej przez ICI, Hammeritea z ICI (dziecinada), polskiego Cynkala itd.

    Super rozwija się polski Novol z chemią samochodową i antykorozyjną, polski  APP  itd.

    Co ciekawe – Niemcy przed wojnami dominowali rynek chemiczny, w wyniku wojny utracili pozycję, chemia bardzo rozwinęła się na świecie, w Azji  itd.

  26. a kogo oni tam zatrudniają na etatach w spółkach miejskich  ,  czy absolwentów stosownych szkół , uczelni, czy pociotków

    takim pociotkom po kulturoznawstwie to zapewne lepiej żeby był taksówkarzem, mpt też jest spółką miejską, nie koniecznie siedzieć za biurkiem kiedy się nie rozumie o co chodzi

  27. Oni zdaje się zatrudniają pociotków Pani Von Hande Hoch w dużej ilości?

    Oni na szambie raczej się nie znają?

    Jest ich tak dużo, że w zasadzie mogliby zatkać dziurę własnymi ciałami, trzymając się za członki, przepasani tęczowym pasem?

  28. W Internetach piszą, że mogło dojść do rozszczelnienia osnowy tunelu.

  29. Taki tunel powinien mieć grubość zbliżoną do grubości bunkra w Gierłoży, albo przynajmniej schronu przeciwatomowego seryjnie wbudowywanego w budynki z lat 50-tych i 60-tych 🙂

  30. Mogę tylko powiedzieć, że ten rzekomo rozpadający się poniemiecki most kolejowy w Pilchowicach, który miałem przyjemność oglądać w czerwcu, przetrwa Czajkę i Czajkowskiego, bo był robiony uczciwie.

  31. Tak samo jak most w Maurzycach prof.Bryły, pierwszy na świecie most spawany. Za to po prof.Bryle rozstrzelanym przez Niemców z rodziną w ulicznej egzekucji nic nie zostało – wyparował.

  32. Przepraszam, autokorekta, oni są specjalistami od szamba.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.