Na blogu toyaha wywiązała się przedwczoraj i wczoraj dziwna dyskusja dotycząca relacji pomiędzy kosztami druku książki, a ceną detaliczną sprzedaży jednego egzemplarza. Podkreślam – kosztami druku, a nie kosztami produkcji, czyli napisania tekstu i narysowania obrazków w przypadku memiksu. Tego rodzaju dyskusje są ze wszech miar niepotrzebne, prowadzą bowiem do prostego wniosku – jeśli im to tak łatwo przychodzi, to powinni sprzedawać to taniej. Rzeczywiście, przychodzi nam to dość swobodnie, ale mamy za sobą lata doświadczenia i to jest wartość dodana, z której nie zrezygnujemy, bo bylibyśmy wariatami. Niestety produkcja którą wdrażamy nie jest w pełni zautomatyzowana, jak w fabryce płytek ceramicznych w Opocznie. Z tego też względu cena naszych produktów zostanie utrzymana. Jeśli ktoś chce się targować, albo dostać od nas prezent musi – w zaistniałych warunkach, niełatwych jak widać – wyrazić taką wolę. Nie ma mowy, żebym domyślał się czego pragną poszczególni zaprzyjaźnieni z blogiem czytelnicy, podczas targów, przygotowania do targów, przygotowania do druku nowej pozycji, czy nawet w czasie wolnym. Jestem zbyt zajęty. Jeśli czegoś chcecie musicie to powiedzieć, a ja się zastanowię co z tym zrobić. To się nazywa komunikacja. Kiedy ja czegoś potrzebuję od czytelników mówię o tym wprost. Takie przyjmijmy zasady.
Teraz przejdźmy do meritum. Panuje powszechne przekonanie, które zwalczamy ogniem, mieczem i słowem żywem, że jak się sprzedaje książkę poprzez zaprzyjaźnionych ludzi, albo przez podstawione autorytety to ona lepiej schodzi i jest ważniejsza. Ja wiem, że nikogo nie przekonam, iż jest inaczej, bo wielu autorów po prostu marzy o tym, by wydać coś i zobaczyć recenzję w gazecie tego swojego dzieła napisaną przez Łukasza Adamskiego laureata „Złotej ryby”. To im zastępuje sukces. W prawdziwym życiu jednak i w prawdziwej sprzedaży jest inaczej. Dlaczego ten uwielbiany przez naszych i nie naszych mechanizm nie działa? Po pierwsze to w ogóle nie jest mechanizm, to jest cień mechanizmu znanego z czasów komuny, kiedy dystrybucja wszystkiego odbywała się centralnie, a nakłady sięgały setek tysięcy. Wtedy wydawać się mogło, że jakaś recenzja czy wzmianka coś ułatwia i pomaga. Niczego nie ułatwiała i była jedynie kwiatkiem do kożucha. Złudzenie to przeniesione zostało w czasy współczesne i wielu ludzi się nim karmi. Na własną zgubę. Postawmy takie pytanie: czy Leszek Żebrowski sprzedaje swoje książki ponieważ recenzuje mu je Cenckiewicz? Nie. Leszek Żebrowski sprzedaje swoje książki, bo wkłada w nie masę pracy i nie unika kontaktu z czytelnikiem. To jest główny walor postawy i metody Leszka Żebrowskiego, reszta to didaskalia. Książki Żebrowskiego bronione są przede wszystkim przez samego autora, a jeśli nawet ktoś przez moment o nich zapomni, to niezawodna gazownia zaraz pędzi z pomocą i wymyślając Żebrowskiemu od antysemitów, podnosi mu wynik sprzedażowy. Leszek Żebrowski nie potrzebuje pochwał profesora Nowaka, nie potrzebuje Adamskiego, ani nikogo w ogóle. To oni wszyscy go potrzebują. Gdyby nie on, nie mieliby o kim i o czym pisać swoich recenzji i wzmianek, a przez to wierszówka za teksty znacznie by się zmniejszyła. To są właściwe proporcje jeśli idzie o udział w sukcesie autora i jego autentycznych oraz pozornych wielbicieli.
Niektórym ludziom wydaje się, że przez tak zwane nieformalne układy można coś sprzedać. Czasem można, ale nie na rynku książki. Nie da się zadekretować sprzedaży książek, nie da się przekonać nikogo poprzez hierarchię urzędniczą czy nawet koleżeńską, żeby kupił jakiś tytuł, a innego nie tknął. Mimo że prawda ta jest tak wyrazista iż kłuje aż w oczy, ludzie ciągle próbują. To się udaje, w naszych obecnych realizach, wyłącznie przy takich autorach jak Żebrowski, a nigdy nie uda się przy takim autorze jak Tomasz Łysiak. Wszystkie rzekome sukcesy takich sposobów, w które wierzą różni ludzie, są wynikiem cetralnie zadekretowanej dystrybucji. Jeśli coś schodzi masowo, a wsparte jest tak zwanymi autorytetami to znaczy, że gdzieś wysoko zapadała decyzja, żeby tłoczyć tę treść w system do przegrzania. Recenzcenci zaś i propaganda szeptana służą temu czemuś za listek figowy. Dziś zaś centralnie zadekretowana dystrybucja jest niemożliwa, bo zbyt wielu mamy autorów i zby wiele produktów. W związku z tym gwałtowna promocja medialna jakiegoś tytułu wręcz odstrasza czytelników. Inaczej jest z widzami, którzy chodzą na filmy do kina. Im to pomaga i jakoś tam ich kręci. Rynek książki rządzi się swoimi, tajemniczymi prawami, bo książka jest produktem nie dającym się wtłoczyć w hierarchie. Oczywiście, cały czas ktoś próbuje to robić. Mamy te segmenty rynku i te gatunki, mamy rankingi na najlepszego pisarza kryminałów, na najlepszego pornografa i najlepszego autora książek o sporcie. Potem to wszystko ląduje w Biedronce. Ostatnio wylądowała tam biografia Salingera, sam widziałem. Po co? Dla kogo? Nie mam pojęcia.
Powtórzymy więc jeszcze raz: z książką jest tak, że każda masowa dystrybucja lansowana w mediach i sieciach z miejsca może by sklasyfikowana jako propaganda i śmieć. Czytelnika książek, prawdziwego czytelnika, oszukać się nie da. Trzeba by było spalić wszystkie egzemplarze druków zwartych od pierwszego wydania Don Kichota do dziś, póki co nikt nie zamierza tego robić. Wszelkie masowe dystrybucje są dziś obliczone na pracowników korporacji i coraz bardziej ogłupiałą młodzież. Nie wróżę jednak temu przedsięwzięciu sukcesu, myślę, że ono się załamie, tak jak wiele takich imprez wcześniej.
Jestem też dziwnie spokojny o to, że książka przetrwa jako produkt papierowy, że nie zagrozi jej elektronika i nie zniknie z powodu coraz większej ilości coraz głupszych filmów. Tomek wysłał mi wczoraj nowy, oczywiście „znakomity” film Bagińskiego, nakręcony w cyklu „Legendy polskie”. Nosi on tytuł „Smok” i jest żywym dowodem na to, co tutaj napisałem o dystrybucji. Hierarchia, z istoty nieważna, ale za to wsparta na państwowych budżetach próbuje zodbyć trochę sławy, bo zakładam, że o grosz już tam nie idzie, lansując się za granicą oraz wśród tak zwanej młodzieży. Ta zaś tradycyjnie już traktowana jest przez hierarchię jak banda głupków. Bagiński ma opinię geniusza, moim zdaniem całkowicie niezasłużoną. Pan ten to jedynie swoisty drogowskaz dla ludzi młodych, którzy mają iść jego śladem i popełniać te same grzechy wobec odbiorcy, zabieagjąc jednocześnie o przychylność hierarchii dzielącej budżety. To jest po prostu słabe, a momentami wręcz hańbiące. Zresztą sami popatrzcie. To jest zła droga – via mala, jak mówią w dalekich stronach. Był zresztą nawet kiedyś film pod takim tytułem.
http://kultura.gazeta.pl/kultura/1,114438,19267259,polski-cwaniak-w-hollywoodzkim-stylu-smok-tomasza-baginskiego.html#NiePrzeg
Przypominam, że od jutra zaczynają się targi we Wrocławiu. Jadę tam pożyczonym samochodem, z duszą na ramieniu, bo nie jestem dobrym kierowcą. Jeśli ktoś będzie mógł znaleźć się przy ul. Wystawowej 1 w okolicach godziny 12.00 i pomóc mi w rozładuknu będę wdzięczny. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl
Tak. Nic nie zastąpi papieru.
To jest po prostu najlepszy nośnik, najmilszy oczom, estetyczny, a także najlepszy przetrwalnik. Dyskietki, płyty CD, pen-drajwy, czytniki – jaką to ma trwałość?
Dlatego jestem zwolennikiem książkowych zbiorów publicystyki wcześniej publikowanej. By to nie przepadło.
Było tu kiedyś o Mszczonowie i delfinarium, a teraz burmistrz rezygnuje z Sejmu i znowu będzie sprawował urząd na miejscu.
APEL:
czytajcie mądre książki bo skończycie jak ci idioci: http://www.1917.net.pl/
To tak jak we wszystkim prawda, uroda, muzyka, taniec, dobra książka czy inny dobry tekst – to broni się samo.
Czasami (vide narzekania Marylki Sz. na rozmówców spotkanych na spacerach) problem jest w ogromnej ilości szczegółów zawartych w książkach np. Coryllusa. te szczegóły takiego zwykłego leminga to odrzucają od czytania. On uzmysławia mu że nic nie wie, że jest dyletantem, ale leming już nie próbuje przełamać barier swojego nieuctwa, „nie bierze przeszkody” , odstawia trudniejszy tekst i chwyta to co łatwe, czyli włącza telewizor, albo przeczyta recenzje „znanej osoby” i książkę (makulaturę) kupi (może przeczyta).
W rodzinie jest dziecko w drugiej klasie szkoły podstawowej, jeszcze nie napisało żadnego wypracowania, tylko wypełnia kratki tzn wpisuje wyrazy w zaznaczone miejsca. Czy ono w ten sposób nauczy się doceniać słowo pisane czy „poleci za ikonami”, za tym co łatwe, za tym co nie męczy myśleniem.?
Dawno nie czułem tak głębokiego zażenowania, jak przy oglądaniu zalinkowanej „produkcji”. Moje podejrzenia, co do pana Bagińskiego potwierdziły się – ten człowiek nie powinien wychodzić poza grafikę (która tu, nawiasem, nie jest mistrzostwem świata). Plusem – fantastyczne zwieńczenie kariery pana Stuhra.
System edukacyjny jest tak skonstruowany aby wyłączyć myslenie…do pomocy jest również przemysł farmaceutyczny…idziemy dzielnie w stronę New Breave World…ostatnio tego najlepszym przykładem jest wojna w Syrii…wojownicy na śniadanie biorą Captagon…kilka dni temu złapano transport 11 milionów tabletek przemycanych przez jakiegoś kacyka z Arabii Saudyjskiej…
link…http://news.nationalpost.com/news/there-was-no-fear-anymore-the-tiny-pill-fuelling-syrias-war-and-giving-fighters-superhuman-energy
Co to jest ten captagon?
Aniu
Czytanie i pisanie ręczne – podkreślam, ręczne, nie na klawiaturze, jest w sensie dosłownym, gimnastyką dla mózgu. Tak jak bez minimalnego treningu nie wyrobi się minimum mięśni.
Czytanie a potem pisanie ciągów zdań powoduje powstanie w mózgu dodatkowych połączeń między neuronami. Liniowe pisanie ( Braun mówił gdzieś, że wręcz kaligrafia – czyli NAMYSŁ nad literą ) uczy liniowego, logicznego myślenia. Jest wstępem do logiki i matematyki.
Zbyt wczesne użycie internetu, z linkami, słowami na które kilkając w tekście przerzucamy się w coraz to inną tematykę. Dorosły człowiek, umiejący panować nad złożonością materii poradzi sobie z tym.
Dziecko mające sobie takie umiejętności dopiero wyrobić – nie ma narzędzi odpowiednich i NIGDY już ich nie będzie miało. Dorosły mózg już tych brakujących ścieżek między neuronami nie wyprodukuje.
Pisał i Gabriel niedawno o jakiejś korekcie nauczania.
Jeśli nie wróci się do fundamentów o których wyżej napisałam, nic dobrego nie będzie.
To nie jest tylko w przyszłości kwestia czytelnictwa. To jest podpiłowanie istnienia gatunku „człowiek myślący”.
to jest odmiana amfetaminy.. po łyknięciu nie chce sie spac, nie ma strachu, człowiek czuje się silny..po prostu ma uczucie jakby sam na całą armię mógł iść…to oczywiście odgrzebane stare metody sekty assassins…w nowej wersji…najwiekszą sprzedaz captagonu mają w Arabii Saudyjskiej…chyba czytali New Breave World…i to ich taka wersja somy…:))
Panie Gabrielu jak Pan łyknie sobie jedna dziennie…porzuci Pan pisanie i zacznie sie rogladac za jakąś wojną…:)))
Nie do wiary…to idioci czy agenci? Włodek Bratkowski….no że_ż..
No co…oni chcą tylko poprawy bytu obywateli….
a to wiadomość z ostatniej chwili…:)) Mark Zuckerberg w pełnym chwały gescie (aby ominąć podatki) powołuje fundacje do której planuje oddać 99% akcji Facebook’a . Jako cel fundacji wskazuje cytat: „personalized learning, curing disease, Internet connectivity and community building. Czytaj: degradacja nauczania, promocja szczepionek i innych metod egenicznych oraz dezintegracja społeczeństw…:)))
To dlugo jednak nie potrwa. Amfa smiertelnie uzaleznia. Do pol roku jestes wrak i giniesz jak insekt. Tyle tylko ze w meczarniach.
Dla mięsa armatniego, które ktoś tam wyżej wysyła i im daje te prochy wystarczy. Po pół roku będzie miał kolejnych dwóch na miejsce tego jednego wraku, o ile on wcześniej nie padnie.
Kazda rewolucja ma ciemna mase uderzeniowa, sternikow i cichych beneficjentow.
Gdyby pszczoły robiły taki miód to jadłyby go tylko muchy.
To dzieje się u nas od kilkudziesięciu lat: p. video we wczorajszej notce blogera Mojsiewicza.
Aha, to taaak ma wyglądać ten nowy Wiedźmin? To ja sobie pójdę na ryby…
Ze 3 lub 4 lata temu w Niemczech wydano „Cyfrowa demencje” M. Spitzera (w Polsce 2 lata temu). Autor jest psychiatra, nerologiem i jeszcze kims – nie pamietam. To fantastyczny dokument podparty badaniami (i jednoczesnie „lekkostrawny” w sposobie pisania) dotyczacy destrukcji nastoletnich umyslow po zaprzegnieciu dp [racy nowych technologii/ Sam tytul obezwladnia – demencja jako konsekwencja uzytkowania technologii.
A dzisiejsze pytanie sondujące portalu „W polityce” brzmi tak:
Czy w obliczu histerii establishmentu – polskiego i zagranicznego – który nie chce uznać wyników wyborów, staniesz w obronie demokracji i suwerenności?
A to nowsze przytaczasz. Ja pisałam na podstawie badań nad mózgiem w USA. Ale to specjalistyczne prace – ktoś mi to streszczał.
Zajrzałam właśnie, jest nowa notka Pink Panther. Świetna.
Ale chcę zwrócić uwagę na komentarz – opowiadanie o dzieciństwie – kogoś hm …DE.BET lub podobnie.
To jest to doświadczenie i te sytuacje z naszego dzieciństwa, które stymulowały rozwój.
Ja też tu czasem poprzednio opowiadałam jakieś okruchy. Tam jest pewna summa.
Dlatego zadbane współczesne dzieci są „głupsze”. Hamuje się ich rozwój przez odebranie bodźców.
kiedys, jednak nie tak dawno temu, mowilo sie, ze, dla przecietniaka, czytanie z compa jest ok 25% wolniesze niz z tekstu drukowanego na papierze – czy tak jest dalej? – nie mam pojecia
o czytaniu – w samolotach wiecej widac elektronicznych ksiazek niz tych papierowych – moze ze wzgledu na stosunkowo slabe oswietlenie I jasnosc ekranu tabletoow
panie Gabrielu polecam N F. William Engdahl Nieświęta wojna Grzech pierworodny Ameryki Wydawnictwo Wektory F. William Engdahl odsłania zakryte dotąd karty. Zakreśla z zadziwiającą logiką, inny niż ten powszechnie propagowany, obraz przyczyn odrodzenia radykalnego islamu. Krok po kroku, wskazuje na destrukcyjną rolę Stanów Zjednoczonych i prowadzonej przez nie „dobroczynnej” działalności na rzecz „szerzenia demokracji”. William Engdahl jest autorem światowego bestsellera o ropie naftowej i geopolityce A Century of War: Anglo American Politics and the New World Order. Jest szeroko komentowanym analitykiem obecnych wydarzeń politycznych i gospodarczych. W książce Seeds of Destruction: The Hidden Agenda behind Genetic Manipulation zajmuje się agrobiznesem i próbami kontrolowania światowych zasobów żywności, a tym samym kontrolowania populacji.
Ja jak zwykle z innej beczki.
Dzisiaj w rozmowie z Czechami wyszło, że nie słyszeli o „Czeskim Batmanie” o którym czytamy w Czeskiej baśni, i tak szukałem go w internecie żeby pokazać i taki piękny film trafiłem jeszcze z czasów przed sowieckich co warto zaznaczyć https://www.youtube.com/watch?v=7UwsXOv5XXg
jestem ekonomistą z predylekcją do humanistyki, a oto zadanie z fizyki (gimnazjum) X zjada tyle i tyle pączków w ciągu godziny, Y zjada tyle i tyle pączków w ciągu godziny. Z jaką prędkością X i Y zjadają te pączki?
Przecież humanista wie że prędkość to: droga x czas, to gdzie przy jedzeniu jest prędkość?
Ministerstwo zaakceptowało ten podręcznik.
No ale tu odpowiedź na niezadane pytanie jest prosta. Jest nią wielość wydawców dopuszczonych do wydawania podręczników i wielka liczba „do wyboru”.
Handtke sam przyznał że nie uwolnił by runku podręczników gdyby sobie wyobraził do czego dojdzie.
Warto się wgłębić w listę ekspertów akceptujących podręczniki. Nie z fizyki, tylko wszystkie.
Nie będę tego pisać, są to sprawy znane obserwatorom. Natomiast ja napiszę krótko: to kryminał.
Chciałam jeszcze wrócić do wczorajszej dyskusji o ekonomii i o różnych modelach. Doszło tu do sporu, nikt nie odpowiedział na moje pytanie jaką szkołę ekonomii reprezentuje:)
Nie szkodzi. Chodzi o to że są te szkoły.
Pierwotnie ekonomia była ( bez tej nazwy oczywiście) „umieszczona” w sferze sacrum. W pierwszych cywilizacjach tak było. U starożytnych Judejczyków ( nie Żydów ) tak było. Uregulowania o darowaniu długów co np 7 lat itd. W sferze sacrum.
Własność i wolność u ludów przedchrześcijańskich już była intuicyjnie tak umocowana.
To się zresztą nasuwa skojarzenie z władzą. Jest święta. ( lub tajna)
Potem u Greków, wynalazców filozofii zagadnienia ekonomiczne były w etyce.
Matematyzacja ekonomii bo bardzo świeży wynalazek.
Rachunkowość tak. Ale reszta ?
No więc te wszystkie modele, szkoły itp to zwykłe sposoby na złodziejstwo „unaukowione” .
Zresztą nauka i postęp to bożki nowe wchodzące w miejsce sacrum.
O tak, Pani Marylko, nalezy bezzwlocznie wylaczyc komputery przede wszystkim dzieciom!
Zdecydowanie zrezygnowac z tej „nowoczesnosci”… i wrocic do zarzuconego programu
nauczania sprzed wielu lat. Ja uczylam sie jeszcze z elemenarza i rysowalam szlaczki
i nic zlego by sie nie stalo gdyby nasze polskie dzieci do tego wrocily!
… dzisiaj te biedne dzieci i mlodziez – z premedytacja – prowadzone sa… jak barany na rzez!
Prowadza to nasze najmlodsze pokolenie „na rzez” i rzadzacy, i autorytety, i merdia promujac,
wrecz swiadomie manipulujac i oszukujac te Bogu-Ducha winna prawie cala generacje mlodych!
Pragmatycznie mowiac… jesli nie walniemy teraz reka w stol aby powiedziec temu
jawnemu zaklamaniu i zlodziejstwu – i co tu duzo mowic – zwyklemu qr…stwu ludzkiemu DOSC
to praktycznie mozemy… polozyc sie do trumny… i nie ma co pieprzyc kocopolow o przyszlosci
kogokolwiek, czy to mlodych czy starych!
I nie pomoze nic ani „jedwabny szlak” ani poronione, chore, patriotyczne pomysly
ze srefy wolnego slowa…
… to jest nasza tragedia narodowa… doszlismy do sciany!
W MENie za Hall, Szumilas, Kluzik ekspertem (’supervisor’) od przedmiotów przyrodniczych był nauczyciel nauczania wczesnoszkolnego – klasy 1-3 😉
No i ta kategoria prawie święta „innowacja” z tym swoim unijnym „inkubatorem” – cokolwiek by to znaczyło.
Pani Aniu.
Nie chciałbym się czepiać ale prędkość (v)=droga(s)/czas (t).
Szkoly ekonomiczne to sa wymysly. Realna i dobra ekonomia jest jedna i najlepsza, gdy ludzie staraja sie, zeby byla zgodna z ekonomia Boga, bo najlepszym ekonomista jest Bog.
Czy ktos ma inne zdanie na temat ekonomii? Jesli tak, to jest wrogiem Boga.
Postępują z tymi biednymi głupkami jak alfons z prostytutką, uzależniają ich od prochów. Później taki typek za kilka tabletek będzie walczył do końca za allaha, diabła czy różowego kucyka (niepotrzebne skreślić).
I to nie jest amfetamina tylko fenetylina uzależnia mniej i jest łatwa w produkcji.
Szmita (darowanie długów co 7 lat) jest rzeczywiście zalecana w Starym Testamencie.
W chrześcijaństwie ekonomia to również sfera sacrum – nauczanie o lichwie (vide prace np. św. Tomasza), prace Kopernika o biciu monety i – w konsekwencji – prawo Kopernika.
Matematyka w ekonomii w wersji prostej (rachunkowość) to i starożytny Sumer, i Egipt i Babilonia; Europa (księgi) – wiek XIII a „poważna” matematyka w ekonomii to marginaliści (rachunek różniczkowy) – początki nie takie znów świeże bo to 2ga połowa XIX w.
Ten wątek „unaukowionego” złodziejstwa to bezwzględnie satanistyczny Marks i nędzny, niedorobiony filozof – Engels na początku w wieku XIX. Myśl liberalna (tak naprawdę 2-ga poł. w XIX) – jako negacja sacrum – antykatolicka herezja. M. Keynes to wiek XX. Potem jeszcze gorzej niż Keynes – „neokonie” – zawłaszczający „konserwatyzm” i reklamujący trockizm, Dużo tego zła.
Marekm – chodzi mi o to, że w pytaniu zadania było „z jaką prędkością”. W prędkości jedzenia pączków na czas – brakuje kategorii „drogi”, a więc pytanie w zadaniu nie powinno zawierać słowa „prędkość” (zwłaszcza w podręczniku fizyki) tylko na przykład powinna tam być jakaś kategoria apetytu, albo nieetyczna predylekcja do obżarstwa.
Tomas Sedlacek bardzo porządnie to opisał w książce „od Gilgamesza…”
Albo natężenie spożywania w kilogramach na sekundę!A zadanie rzeczywiście bzdurne.
Witam, PARIS:)
Gdzie się Pani podziewa? Miały być wieści z Francji??
Troche mnie grypka powalila, wreszcie wzielam sie za BJN Kredyt i wojne,
no zwyczajnie Pani Marylko „nie wyrabiam”, a „aktywnosc na blogu” wymaga
wiele czasu… i czasami musze z czegos zrezygnowac.
Co do wiesci z Francji – to wszystko wraca do wzglednej normy, chociaz
pranie mozgow jest wprost niebywale. À le skonczyla sie propaganda
„przypadkow paryskich”, a zaczelo sie – jak to nazwal komentujacy tytaj
HENRY – ocipienie klimatyczne!
À le to juz nie zre tak jak kiedys… ja sie tylko zastanawiam „kto i z czego
za to zaplaci”? i jak to sobie wyobrazaja ci zidiociali i koszerni rzadzacy!
Jestem pewna, ze oni juz tego matrix’u ani nie kontroluja ani nie maja
na niego wplywu – to jest naprawde juz odlot.
Stad „chwilowo” nie przekazuje wiesci bo… moge to okreslic tylko tak:
„Tytanic tonie… ale orkiestra gra do konca”.
W moich ulubionych wiadomosciach Monsjeur Pujadas podal do publicznej
wiadomosci, ze kraje Europy wschodniej i srodkowej oraz Dania nie przyjma
ani jednego emigranta/uchodzcy… a Polska i Slowacja wrecz zaskarzyly
polityke emigracyjna UE i… wbrew wczesniejszym deklaracjom rowniez
nie przyjma emigrantow! Na dzien dzisiejszy jest to 8 panstw.
Poza tym nic na temat Polski sie tutaj nie wspomina… i nie sadze aby bylo
zapotrzebowanie na takie info.
Teraz we Francji zaczyna sie wielka walka o koryto… zblizaja sie wybory
regionalne i Marina i Marion, corka i wnuczka Le Pen’a… moga wygrac
te wybory na wiecej niz polowie terytorium Francji!!!
Szykuja sie wielkie przetasowania wsrod francuskiej komuszo-koszernej
elyty! Wedlug sondazy Marina wygrywa na polnocy Francji lacznie
z okregiem paryskim, a Marion bezapelacyjnie kroluje w Prowanscji
i czesci Rhône-Alpes.
… ale dla nas to nie ma najmniejszego znaczenia.
To nie Szmit, lecz Bog.
Calkowite i matematyczne opisanie rzeczywistosci, rowniez ekonomicznej, jest niemozliwe, bo przerasta mozliwosci rozumu czlowieka. Ostatecznie ta cala matematyka w ekonomii jest do kantu; czlowiek nie umie przewidziec niczego.
Najgorsza rzecz pod sloncem, to rozum pozbawiony laski Boga. To jest monstrum,
A moze to sie nazywa czestosc?
Rzeczywiscie komentarze sa rewelacyjne… nieslychana wrecz historia sierzanta Drabika,
pewnie cieszy sie ze swoja rodzinka tam w Niebie… a nam wyprasza laski, zwlaszcza tym
co pamietaja i o tym pisza dzis – Pink Panther i Mistrz Pluga! Dla mnie to rewelacja!
… a „list” DE.BET’a… po prostu BAJKA… tym bardziej, ze mnie tez dotyczy…
a prawdziwy… do bolu! Piekny!
Pieknie powiedziane.
Panie Gabrielu,
Wpis – tradycyjnie – doskonaly! Oczywiscie, ze nikt mnie nie zmusi abym przestala czytac
Pana ksiazki i bloga, i zadne dedykacje nic tu nie zmienia! Nikt tez nie zmusi mnie do kupna
ksiazek innych szamanow, zaklamancow czy zaslepiencow, ktorych na polskim rynku
wydawniczym jest niestety wiekszosc. Coz nalezy jeszcze cierpliwie zaczekac, a zblizajaca sie
wielkimi krokami BIEDA… zwyczajnie to zweryfikuje i ludzie zaczna po prostu oddzielac
ziarno od plew!
… a co do targow, to prosze jechac ostroznie, a ja to omodle i powierze… tym razem
Swietemu Mikolajowi!
Tradycyjnie zycze pomyslnosci, udanych targow, wspanialej atmosfery, co najmniej takiej
jak w Warszawie… a nawet jeszcze lepszej! Szerokiej drogi!
Do niedawna byłem zwolennikiem wolnego rynku. Teraz mogę powiedzieć, że nawet wyznawcą wolnego rynku 🙂 Pamiętam dokładnie kiedy się nawróciłem na wolny rynek – to było może z pięć lat temu. Jakiś fragment książki Ziemkiewicza. Ale nie pamiętam jakiej. W każdym razie nie publicystyka. W tym roku właśnie Jacek Bartosiak najpierw wstrząsnął moimi poglądami. Potem Coryllus i Józef Kossecki. I człowiek się tak miota 🙂
No i trzeba będzie pani Aniu uważać bo teraz wchodzi odcinkowy pomiar prędkości.
Cheri Paris, końcówka Pani tekstu demaskuje Panią 🙁
Wolny rynek nie istnieje. To mit.
Istnieje tylko wzgledna rownowaga sil wyrazona w podazy towaru lub uslugi oraz ingerencja polityczna. I to tworzy rynek.
Zapomniana prawda z tym pisaniem i czytaniem.
Z małą uwagą.
Dorosły mózg może bez problemu wyprodukować brakujące połączenia, ale nie będzie na to czasu, i efekt będzie taki sam, jakby nie był w stanie tego zrobić.
Ale na Zuckerberga jest prosty i niezawodny sposób.
Nie korzystać z tego dziadostwa, które, jak sam w zasadzie twierdzi, jest jedną wielką agencją wywiadowczą.
A wywiad zajmuje się również sterowaniem społecznym, to jest inspirowaniem lub wytłumianiem różnych tam odruchów w społeczeństwie.
Zadanie jest akurat bardzo dobre i uczące myślenia.
Rozwiązanie to (ilość pączków zjedzona przez X plus ilość pączków zjedzona przez Y) podzielone przez jedną godzinę (żeby formalności stało się zadość).
Inaczej są to pączki zjedzone przez X i Y na godzinę.
Jeszcze raz podkreślę, że zadanie jest bardzo na miejscu.
Co do notki pink panthera to Werwolf szczeciński w natarciu a właściwie czuje się jak u siebie. A człowiek dla którego byliśmy Irokezami – będzie miał teraz w grudniu odsłonięcie pomnika no nie pojęte. Kto w tym państwie rządzi, albo inaczej kto sfinansował w zeszłym roku wybory samorządowe w Szczecinie?
Nigdy nie korzystalam z tego dziadowskiego fb i nie mam takiego zamiaru… rodzina
w Polsce tez z tego syfu nie korzysta.
Znajomi mojego siostrzenca, a wiec ludzie mlodzi tez fb olewaja… z sila wodospadu!
… identycznie nalezy potrakowac „wystrugana” fundacje MZ!
Prowodyrzy tej hucpy natychmiast pod sad, konfiskata mienia plus wiezienie!!!
… Minister prof. Glinski, nowopowolana Generalna Konserwator Zabytkow oraz CBA
juz powinni sie tym zajac… bezzwlocznie!
Chyba niezbyt Pan zrozumiał co napisałem.
Nie pisałem o jakiejś mitycznej Szmicie jako sile sprawczej tylko o „darowaniu długu co 7 lat” czyli o czynności zwanej z hebrajska szmitą. To tak jak czynność „odbijania piłki o ziemię” nazywane jest kozłowaniem.
Gdzie w moim wpisie jest tekst o, że zacytuję „Calkowite i matematyczne opisanie rzeczywistosci, rowniez ekonomicznej”.?
Jeżeli ma Pan chociaż minimalną wiedzę o modelowaniu to zapewne wie Pan, że NIGDY żaden sensowny autor nie twierdził, że model JEST DOKŁADNYM opisem rzeczywistości. Jest tylko jej wyabstrahowanym przybliżeniem.
Rachunek różniczkowy jest „poważną” matematyką, ale nie ma w moim wpisie nic o tym, że marginaliści osiągnęli jakieś wielkie sukcesy, mimo zaawansowanego aparatu opisu rzeczywistości.
Jeżeli twierdzi Pan, że zacytuję „Ostatecznie ta cala matematyka w ekonomii jest do kantu; czlowiek nie umie przewidziec niczego.” to chyba nie wie Pan co siedzi w tle za giełdowymi decyzjami inwestycyjnymi na poziomie najwyższym. I powiem krótko: matematyka, zaawansowane heurystyki i informatyka – ale nie laptop HP tylko „troszeczkę” bardziej zaawansowane technologie. Jeżeli uważa Pan, że to nie jest przewidywanie (prognozowanie) przyszłości to ma oczywiście jest Pańskim prawem dalej tak uważać,
Pozwolę sobie napisać, że wypowiadałem się TYLKO i WYŁĄCZNIE na temat błędu we wzorze na prędkość, który Pani podała.
Ale poza tym możemy coś jest powoli, starannie żując. A gdy „pochłaniamy jedzenie, pośpiesznie je przełykając” to jak jemy?
Szybko? A może „prędko”? Czyli z pewną prędkością?
Jestem z wykształcenia fizykiem, machnęłam jednak ręką na błąd we wzorze:) ponieważ Ania pisała o dziecku w rodzinie, w wyraźnych emocjach.
A emocje te budzi stan edukacji.
W tej sytuacji wydawało mi się że rozdrabnianie się i wchodzenie w dygresje odciąga uwagę od meritum. Pewnie powinnam się gdzieś w formie p.s. odnieść do błędu we wzorze i nie było by tej dyskusji:)
W każdym razie smutne że sprawa wzoru zastąpiła temat ważniejszy.
Ale to jest dobrą ilustracją powszechnego skupiania się na rzeczach pobocznych. Zamiast …
Taka mi się rzecz nasuwa: nasz gospodarz robi czasem literówki, nawet w wydrukowanych już książkach one bywały. Rozmawiając w realu z ludźmi Gabrielowi niechętnymi, słyszałam tylko o literówkach. Nigdy nikt nie odniósł się do treści.
Ponieważ sama z racji chorych oczu robię masę literówek, choć w ostatnich dniach mniej bolą, co pewnie i w komentach widać:), sama jestem niejako zainteresowana tym by się odnoszono do treści, choć warto dbać o formę oczywiście:)
Pani Marylko… ja wiem co Pani Ania miala na mysli i co przekazala…
chyba nawet sie do tego odnioslam w jakims komentarzu.
Rzeczywiscie poziom nauczania dzisiaj, a tym samym wiedzy naszego
najmlodszego pokolenia – w wiekszosci – jest tragiczny… jak sie tego nie
zmieni i to juz… to niestety nasza mlodziez – nie tylko, ze dogoni tzw.
mlodziez zachodnia, ale w zidioceniu i zdebilnieniu wybitnie ja przegoni!
Juz niewiele brakuje!
Owszem zdarzaja sie „rodzynki”, ale jest to raczej zwiazane z „edukacja indywidualna” czesto rodzinna. Ci mlodzi ludzie maja „oparcie” w rodzinie:
w rodzicach, czesto jeszcze w dziadkach. Tak np. jest jeszcze w mojej
rodzinie, ze tym mlodym bardzo duzo sie „tlumaczy”, mowi co maja
ogladac i czego sluchac… no i z czasem zaczynaja sluchac… obserwowac
to co sie dzieje wokol i zaczynaja samodzielnie myslec… bez telewizora!
Na literowki prosze nie zwracac uwagi… one byly, sa i beda… zwlaszcza
kiedy piszemy „przez laptopa”… nie ma sily! Ja tez robie byki… czesto
w moim pisaniu brakuje litery „t”, a to dlatego, ze mam uszkodzony klawisz
z ta litera w klawiaturze… a pewnie i ortografia sie przydarzy, niezaleznie
od moich staran… no, tak to jest i nie chce byc inaczej!
Trzeba sie starac pisac jak najlepiej, ale jak cos nie wyjdzie… to nie rwac
wlosow z glowy. Trudno.
Nie przywiazuje Pani Marylko, nadmiernej wagi do tzw. literowek… liczy sie
tylko tresc, i jestem pewna, ze zdecydowana wiekszosc czytelnikow „ma” podobnie jak ja… nie myli sie tylko ten co nic nie robi!
… fizyka i matematyka to byla moja „pieta achillesowa”… ale to bardziej przez nauczyciela, ktorego nie znosilam!
Nie czepiam się drobiazgów – literówek, przecinków itp i nie robiłem tego wcześniej, nie robię teraz i nie planuję tego robić w przyszłości. Delikatnie (moim zdaniem, można zresztą sprawdzić wpis z 02.12, g. 18.43) zwróciłem tylko uwagę, że we wpisie jest BŁĄD MERYTORYCZNY – nie nazywając go zresztą „po imieniu”. Nawet jeżeli temat wzbudza emocje (edukacja dzieci jest ważna i nawet ja to zrozumiałem), to krytykując nie popełniajmy szkolnych błędów, A popełniwszy jeden nie brnijmy w następny (np. wpis p. Ani z 20.22) – bo prędkość (w fizyce) przecież nie zawsze musi dotyczyć „drogi” – wystarczy przywołać kategorię „prędkość kątowa”. Nie weksluję tematu na boczne tory (nie pisałem nic np. o amebach z grupy korzenionóżek) a czytając dokładnie i starannie nie widzę powodu aby udawać, że wszystko jest w porządku i nie zgłosić zauważonych nieprecyzyjności.
Miły komentatorze …. pisałam , jestem fizykiem. Nawet trochę uczyłam dzieci na początku, potem już starszych.
Ania pisze o dziecku ! .:) w rodzinie. Na tym poziomie nie ma innych prędkości do wprowadzenia.
Ja piszę o METODYCE NAUCZANIA.
Pączki w zadaniu wyraźnie wskazują że jakiś idiota/idiotka kieruje przekaz do małych dzieci – początkujących z fizyką.
Więc podstawowe pojęcie prędkości jest ŹLE wprowadzane.
Mam nadzieję, że nie dojdziemy tu w dyskusji do np spinu itp.
Zresztą znikam zdaje się na kilka dni.
Z Anią chodziło mi o to dokładnie, co napisałam i nie ma sensu przepisywać ponownie.
.:)
Mila Komentatorko.
W moim pierwszym komentarzu mi tez chodzilo tylko o to co napisalem (wzor) i o nic wiecej.
Powtorzylem to w drugim wpisie.
I nie widze sensu by powtarzac to juz ktorys raz z rzedu.
Tu nie chodzi o wynik tylko o sformułowanie. Powinno być „jak szybko”. Inaczej uruchamia się wyobraźniania 🙂
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.