lip 142019
 

Od razu widać, że robię sobie żarty, albowiem każdy myślący człowiek wie, że kontrrewolucja nie ma i nie może mieć strategii. Ta bowiem opiewa na zmiany i to poważne, dokonywane w myśl planu, w przewidzianym czasie. Kontrrewolucja zaś ma, z samej istoty, zmiany powstrzymywać. Przez to właśnie skazana jest na klęskę, a mało tego, kontrrewolucja bywa celowo stworzonym i celowo używanym narzędziem rewolucji. Czy to znaczy, że my nie możemy się poważnie zastanawiać nad taką strategią? Możemy, ale sądzę, że wiele nie wymyślimy. Myślę, że strategia kontrrewolucji to w istocie problem matematyczny, a nie ideologiczny, polityczny, czy wojskowy. Potrzebny jest algorytm, który wyraźnie wskaże kiedy kontrrewolucja ma szansę na sukces. My zaś dziś tutaj wskażemy jedynie dlaczego ona tej szansy – bez zastosowania metod matematycznych – nie ma. Zastrzegę jeszcze tylko, że ja takiego algorytmu na pewno nie wymyślę, albowiem nie umiem matematyki w stopniu podstawowym, nie pamiętam nawet jak się dzieli pisemnie. Mogę za to wiele rzeczy opisać i upoetyzować, albo też wyszydzić. I tym właśnie będziemy się dziś zajmować.

Doświadczenie historyczne uczy, że kontrrewolucja jest zawsze wpisana w sojusze polityczne mocarstw. Nie wiemy niestety kto dokładnie, to znaczy, jaki bank je gwarantuje. Jakiś jednak musiał to robić, ale o tym dostępne źródła informacji milczą. Niemożliwe było zawiązanie świętego przymierza bez gwarancji banków. Był to jak pamiętamy związek gwarantujący triumf kontrrewolucji w Europie środkowej, triumf przypieczętowany wymazaniem Polski z mapy. Dlaczego tak? Otóż dlatego, że Polska wzięła na siebie w stuleciu XVIII cały ciężar konsekwencji politycznych, jakie przyniosła rewolucja we Francji. Tam odbywały się mordy i grabieże, ale to Polskę podzielono i zlikwidowano, jako ten byt, który zagrażał tak zwanemu „staremu porządkowi”. To nie był żaden stary porządek, o czym wszyscy wiedzą, bo Prusy były same w dynamicznej fazie wzrostu i grały od wielu dekad wyłącznie na zmiany i to zmiany rewolucyjne. To samo z Rosją, gdzie cesarzowa doszła do władzy w wyniku pałacowej rewolucji. No i z Austrią, która właśnie przeżywała rewolucję reform józefińskich.

Mam nadzieję, że wszyscy już widzą iż kwestia – rewolucja-kontrrewolucja – to rzeczywiście problem matematyczny. Mamy kraje, które przeprowadzają rewolucję w tym samym czasie mniej więcej. Najważniejsze z nich to Prusy i Francja. Rewolucja pruska jest eksportowana na zewnątrz w postaci wojny i fiskalizmu, rewolucja francuska zajmuje się dewastowaniem własnego kraju. To wszystko razem wygląda jak inwestycja długofalowa, obłożona nierównomiernym ryzykiem. Co dzieje się wśród inwestorów nie wiemy, bo nikt nam tego nie powiedział i nie powie nigdy. Możemy zaryzykować, że niektórzy z nich są odważniejsi, a inny mniej zdecydowani i przez to dekoracje, które oglądamy my – widzowie z odległej przyszłości – tak się od siebie różnią. Propaganda kontrrewolucji usiłuje ukryć prosty fakt – że w istocie jest rewolucją. To jest działanie inwestorów ostrożnych. Po raz pierwszy ujawnia się tu niesamodzielność kontrrewolucji i jej wtórny, w wymiarze politycznym i propagandowym, charakter. Na to inwestorzy zdecydowani mówią – poczekajcie, już my wam pokażemy rewolucję prawdziwą. No i wyciągają skądś tych całych jakobinów, tego Robespierre’a z kolegami i odrąbują głowę królowi. Rewolucja zaczyna się na całego. Jaką kartę kładą wtedy na stole dwory udające kontrrewolucję? Mówią – skoro tamci rabują u siebie, my też musimy mieć jakiś łup. Prócz inwestycji długofalowej, powinny być jeszcze jakieś korzyści bezpośrednie płynące wprost z tego co nazywamy reformą. Słowo reforma jest kluczem do zrozumienia całej tej, złożonej sytuacji. Nie można gwałtownie zmieniać systemu, można go reformować, al to też jest rewolucja. Należy to czynić ostrożnie, by uniknąć zarzutu rewolucyjności prawdziwej, bo wtedy inwestycja może okazać się pułapką. Raz bowiem zburzony porządek społeczny wyzwala siły, nad którymi nie sposób zapanować. Umożliwia na przykład łatwe tworzenie wygłodniałych armii, które nie przejmując się niczym przekraczają granice, tworząc, na okoliczność szybkich zysków, całkiem nowe okoliczności, a przy tym zyskując akceptację mniejszych inwestorów i nierzadko kredyty. Powstrzymanie tych armii i całej rewolucyjnej machiny, która wymierzona jest w istocie w rewolucje wojskowe i pałacowe, jest przebiciem ich oferty po prostu, wymaga pewnych zabiegów. One polegają na tym, by określić wyraźnie i zagwarantować pewnemu obszarowi ustrój kontrrewolucyjny, a następnie wprowadzając tam kontrolowane reformy postawić mu zarzut naśladowania rewolucji. To jest jasny komunikat dla ludzi zarządzających obszarem rewolucji permanentnej – okay, liczymy się z wami, ale nie pozwolimy się okradać, czego chcecie, ale tak naprawdę?

Na obszarze rewolucji permanentnej pojawia się wtedy człowiek, który podejmuje taką grę, a miejsce gdzie kontrrewolucja i reformy walczą ze sobą w całkowitej politycznej fikcji, staje się pokojem negocjacji. Buforem, który gwarantuje, że informacje i założenia propagandowe opłacone przez dużych inwestorów, a także strategia, nie zostaną za wcześniej rozpoznane i zlikwidowane. Czego domaga się rewolucja permanentna od rewolucji dworskich? Legitymizacji. I za tę legitymizację gotowa jest zapłacić życiem sojuszników, a także ich mieniem. Likwidacja pokoju negocjacji, wyniesienie zeń mebli i odarcie ze ścian tapiserii, następuje w tym momencie, kiedy rewolucje pałacowe zrozumieją, że zostały oszukane. To nie znaczy, że negocjacje nie będą się jeszcze toczyć. Będą, ale muszą być zmienione okoliczności. To znaczy, ktoś musi zostać oskarżony o chęć wywoływania rewolucji permanentnej, po to, by obszar na którym ona występuje rzeczywiście, mógł być przekształcany w myśl założeń inwestorów, którzy w cały ten proces włożyli pieniądze na początku. Mam nadzieję, że mój opis, celowo pozbawiony nazw geograficznych i całej polityczno-ideologicznej pulpy jest w miarę zrozumiały. Do czego zmierzam? Do stwierdzenia, które można było postawić już na początku – kontrrewolucja to w istocie pułapka. Każdy kto w nią uwierzy musi się liczyć ze śmiercią. Zasady kontrrewolucji zostają narzucone politykom, którzy nie rozumieją, że inwestorzy, po to, by zyskać niezbędny do negocjacji dystans, muszą mieć kozła ofiarnego. Muszą mieć kogoś, kogo obarczą odpowiedzialnością za wszystko, kiedy już zakończą się negocjacje. Co w takim razie jest prawdziwą kontrrewolucją? Myślę, że odrzucenie gwarancji. Ja wiem, że tego się zrobić nie da, ale wygląda na to, że jest to konieczność podstawowa. Należy odrzucić gwarancje, bo te są zawsze pułapką. Tylko czy kogokolwiek na to stać? Ja nie wiem. Być może jawne odrzucenie gwarancji też jest pułapką. Być może istnieje jakiś mechanizm niejawnego odrzucenia gwarancji, który postawi inwestorów wobec takiego problemu, którego nie da się rozwiązać wprowadzeniem w granice wygłodniałej armii.

Popatrzmy jak działała mechanizm pułapki kontrrewolucyjnej w Rosji przed październikiem 1917. Państwo, które powstało i wyrosło dzięki krwawej rewolucji Piotra I i trochę mniej krwawej rewolucji Katarzyny, przyjęło – w ciągu XIX wieku – zasady kontrrewolucji. Jego politycy nie zrozumieli że jest to pułapka. Nie zrozumieli, bo byli zajęci zwalczaniem rewolucji w Polsce, czyli – sami o tym nie wiedząc – prowadzili negocjacje o własne życie. Trwało to długo i było kosztowne, ale wreszcie zakończyło się nieszczęśliwym dla nich finałem – kupieniem złudzeń dotyczących rozwoju technologicznego państwa. Jak pamiętamy zaczęło się od budowy kolei transsyberyjskiej. Potem zaś poszło już z górki. Dziś mamy podobną sytuację, bo Putin chce zbudować autostradę transsyberyjską. Chce to zrobić w dodatku bez udziału inwestorów zagranicznych. To jest oczywiście brednia, bo ci inwestorzy zagraniczny tam na pewno będą, ale nie będą jawni. Dla nas najważniejsze jest to gdzie będą się toczyć negocjacje dotyczące polityki mocarstw wobec inwestycji syberyjskich i tych na dalekiej północy, za kołem polarnym. Wygląda na to, że na Ukrainie, gdzie została zaimplantowana polityczna fikcja reform państwa w duchu rewolucji francuskiej. Cóż mogę powiedzieć – bardzo wam współczujemy mieszkańcy Ukrainy, ale sposób w jaki rozumiecie politykę i historię jest całkowicie wadliwy i daleki od realiów. Jeśli tego nie zmienicie czeka Was katastrofa.

Teraz przejdźmy do opisu zjawiska, które – całkowicie bezpodstawnie nazywane jest kontrrewolucją – czyli do opisu rewolucji duchowych i informacyjnych, porządkujących życie na dużych obszarach. Te odbywały się w wyniku deklaracji władz kościelnych i wiązały się z powstaniem nowych ośrodków kolportażu interpretacji Pisma i prawa, zwanych uniwersytetami. Wiązały się także z powstawaniem nowych ośrodków produkcji, utrzymywanych w duchu dyscypliny dobrowolnej i nie współpracujących na polach ideologicznych z żadnym dworem czy bankiem. Mam tu na myśli cystersów i templariuszy. Czy powstanie takich organizacji jest dziś możliwe? Nie. Ponieważ ktoś zadbał, by z niezwykłą łatwością można było tworzyć ich parodie. Musimy więc rozejrzeć się za czymś innym i zająć się poszukiwaniem wniosków i rozwiązań praktycznych, które wypływać mogą z sytuacji wokół nas. Także takich, które zostały nam narzucone. Nie ma bowiem czegoś takiego jak permanentna pułapka z czarcią zapadką. Zawsze jest jakieś wyjście, tylko trzeba je znaleźć samemu i samemu podjąć ryzyko. I to jest właśnie prawdziwa kontrrewolucja, ta bowiem ma sens jedynie w wymiarze indywidualnym, a może nawet osobistym.

Nie będzie mnie dziś przez cały dzień, ale wieczorem spróbuję jakoś się odnieść do komentarzy.

Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl

  8 komentarzy do “Strategia kontrrewolucji”

  1. Homeostaza nie daje wysokiego dochodu. Zyski daje grabież i osłabianie przeciwnika. Osłabiony przeciwnik pracuje już na dochód zwycięzcy.

    Dochód jest potrzebny stale, więc stąd toczy siępermanentna rewolucja chciwości/cwaniactwa o wszystko. Metody wykorzystywane w są absolutnym odstąpieniem od Dekalogu. Totalny odlot od zasad moralnych, no w końcu to bezwzględna wojna o dochody, które musza być satysfakcjonujące.

    Teraz u nas na naszych oczach toczy się wojna nie o majątki ziemskie, draperie na ścianach ale o najmłodsze pokolenia, wojna chce deprawacji dzieci. Wymóżdżone dzieci to będzie ta zdobycz.

    A w Rosji idzie wojna o inwestycje drogowe …

  2. jastrzębie z łatwością penetrują populację gołębi. Dopóki nie pojawia się gatunek gołębi które, zaatakowane, zaczynają walczyć jak jastrzębie, a jeśli przeżyją, wracają do trybu współpracy z sąsiadami.

  3. to w wymiarze indywidualnym.

  4. Genialny wpis Gospodarza…

    … i przeciekawy,   ale musze przyznac, ze rownie genialny jest Twoj  komentarz… naprawde ciezko cos oryginalnego dodac  !!!

    A we Francji dzis „w swieto rewolucji”  tez znalazli sie jacys ludzie co wyciagneli „zolte kamizelki”  do robienia zadymy na ChE, tak jak kiedys „znaleziono” Robespierre’a.

  5. >Propaganda kontrrewolucji usiłuje ukryć prosty fakt – że w istocie jest rewolucją

     

    Rewolucja i kontrrewolucja to etykiety. Stalin wg cytatu Gomułki mówił, że siłą rewolucji jest słabość kontrrewolucji. To prawda, jeśli za siłę rewolucji uznamy terror. Pominę Trockiego i innych (kontr)rewolucjonistów, którzy nie wahali się przed terrorem, ale przegrali z „lepszym”.

    Naprawdę wielką kontrrewolucjonistką ostatnich kilkudziesięciu lat była Margaret Thatcher, choć jej etykietka obejmuje sformułowania: rewolucja, kontrrewolucja konserwatywna i kontrrewolucja neoliberalna. Niestety, tak jak Ludwik XVI dał się wrobić w reformy swemu ministrowi finansów, szwajcarskiemu bankierowi Neckerowi, tak Thatcher postanowiła uzdrowić lokalne finanse przez wprowadzenie podatku pogłownego, o którym już w roku 1986 pisali tacy eksperci Lord Rothschild, William Waldegrave and Kenneth Baker. Choć poniosła klęskę wobec zdrady swych konserwatywnych kolegów, to konserwatywna kontrrewolucja wywarła wielki wpływ na świat kolejnego dziesięciolecia i paradoksalnie na rządy Blaira.

  6. Tak a propos wielkich rewolucjonistów czy kontrrewolucjonistów (dosłownie „mataczy’) świata tego,  tak krótko odpowiem słowami chyba z Sergiusza Piaseckiego  „nie ma takiego frajera co by nie znalazł większego od siebie”. Tyle ż tego wiemy, że to wszystko co głoszą i knują to frajerstwo…

    Tyle że jak Betacool napisał na SN,  ich, czyli  kontrrewolucjonistów/frajerów od mataczenia  –  intelektualna podnieta,  może z jakiś czas oznaczać pręgę na moim tyłku.

    Tego się można nie ustrzec.

  7. Wiązały się także z powstawaniem nowych ośrodków produkcji, utrzymywanych w duchu dyscypliny dobrowolnej i nie współpracujących na polach ideologicznych z żadnym dworem czy bankiem. Mam tu na myśli cystersów i templariuszy.

     

    A templariusze sami nie byli „bankiem”?

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.