Zupełnie przypadkiem trafiłem na streszczenie, na kilkunastu stronach, wspomnień Patricka Gordona. Kim był Patrick Gordon wszyscy świetnie wiedzą, ale jeszcze przypomnę. Był to Szkot, katolicki oficer, który w latach rewolucji Cromwella przybył do Polski. Służył w armii szwedzkiej, polskiej, potem znów szwedzkiej, a następnie znowu polskiej, a na koniec przeniósł się do Rosji, został kolegą najpierw Leforta, a potem samego cara Piotra i zdobył dla niego Azow. W Rosji oświeconej i nowoczesnej traktowany był niczym św. Mikołaj u starowierów. Jego wspomnienia liczą sześć opasłych tomów i zostały przełożone na rosyjski dopiero w XIX wieku, bo wcześniej nie było w kraju odpowiednich specjalistów, a ci, co się za ten przekład brali ,skracali niektóre wątki. Na przykład obyczajowe. Bo wydawały im się nieistotne. Po polsku tych wspomnień nie ma, choć spora ich część poświęcona jest wojnie polsko-szwedzkiej, zwanej potopem. Z dostępnego mi streszczenia wynika, że zawiera ona kluczowe informacje na temat roli niektórych osób w zdradzie kraju oraz roli agentów francuskich w demontażu społeczeństwa szlacheckiego, które ogłupiałe całkiem, dobrowolnie kładło szyję pod topór.
Dlaczego przez ponad sto lata nikt w Polsce nie wpadł na pomysł, by przetłumaczyć pamiętniki Gordona? To jest pytanie retoryczne. A dlaczego nikt nie wpadł na pomysł, by przetłumaczyć czterotomowe dzieło o funkcjonowaniu dworu Zygmunta III? To świadczy jedynie o tym, że tak zwana polska nauka, jest przybudówką działań agenturalnych mocarstw sąsiednich, a jeśli już trafi się tam jakiś „niezależny” to jest albo durniem, albo frajerem. To w zasadzie wyczerpuje temat. Można by jeszcze napisać, że politycy powielają ten schemat, albowiem z niezrozumiałych powodów wierzą, że gdzie jak gdzie, ale na uniwersytecie wykuwa się myśl głęboka, która prowadzi badaczy do prawdy. Tak, do gówno-prawdy. Uniwersytet służy do zakrzywiania czasoprzestrzeni w te i wewtę, za pieniądze obcych potencji, czyli dokładnie tak samo, jak w stuleciu XVII. Nie powiem, zdziwiłem się, kiedy przeczytałem, że przybywszy do Polski, na dwór Krzysztofa Opalińskiego, wojewody poznańskiego, Patrick Gordon udał się wraz z nim i wojewodą kaliskim wprost do Hamburga, gdzie werbowano żołnierzy na wojnę z Polską. Ci wojewodowie to, przypominam, zdrajcy spod Ujścia. Cała zaś koncentracja pod Ujściem była sfingowaną operacją mającą zasłonić najbardziej oczywistą zdradę, która dokonała się już wcześniej. Opaliński zaś pojechał do Hamburga nadzorować werbunek żołnierzy przeciwko własnemu krajowi. Ten werbunek przeprowadzano oprócz wymienionego już miasta, także w Bremie i Lubece, a to świadczy niechybnie o tym, że wszystkie trzy miasta wyłożyły pieniądze na skredytowanie wojny Karola Gustawa. No i zezwoliły swoim ludziom na zaciągnięcie się do armii. Jak wszyscy wiedzą wojna szwedzka polegała na dzikich zupełnie grabieżach. Te zaś, co zostało ustalone ponad wszelką wątpliwość, zawsze są zorganizowane. Szwedzi w Polsce grabili biblioteki. Potem żołnierze, podczas kapitulacji miast zajętych przez Szwedów, odbierali im te książki. Był to jeden z głównych łupów wojennych. Gordon, jak wynika ze streszczenia, w zasadzie dobrze rozpoznaje przyczyny wojny, to znaczy prowokację polityczną jaką był traktat sztumski, wykorzystaną następnie do prowokacji militarnej, czyli stawiania Janowi Kazimierzowi absurdalnych zarzutów o łamanie warunków tego rozejmu. Wskazuje on na to, że wszystko było ukartowane, a istotną przyczyną wojny było nagromadzenie wojska w Niemczech, po pokoju westfalskim i kredyt otrzymany od miast niemieckich na działania wojenne. Na co ten kredyt był przeznaczony trudno dokładnie powiedzieć, bo żołnierz szwedzki w Polsce żywił się z rabunku. Gordon, który kilka razy zmieniał strony, bo dostawał się do niewoli, zdecydowanie preferował stronę polską, albowiem po stronie szwedzkiej musiał kraść i zawsze groziła mu śmierć głodowa. Szwedzi nie dostawali od swojego dowództwa jedzenia. Byli więc jak armia mongolska w XIII wieku, a może nawet gorzej. Gordon opisuje bowiem ciekawe przypadki, które jednak interpretuje całkiem źle, w mojej ocenie. Oto pisze, że początkowo armia Wittenberga była niezwykle karna i zdyscyplinowana. Świadczyć mogą o tym dwa przypadki ukarania żołnierzy śmiercią. Raz jakiegoś nastoletniego chłopca, za zupełne głupstwo, a drugi raz jakiegoś innego wojaka za kradzież garnka mleka, który został mu wręczony przez polską mieszczkę. Ona nawet próbowała się za tym rzekomym złodziejem wstawić, ale nic to nie pomogło, poszedł na gałąź. Jak sądzę celowo, po to, by oduczyć żołnierzy fraternizowania się z okupowanym narodem i nauczyć tych żołnierzy brutalności i rabunku. Co, jak wiemy udało się, ze skutkiem nadzwyczajnym.
Gordon pisze wprost, że hetman kozacki Wyhowski był Polakiem i przez to nie miał zbyt dużego poparcia na Siczy. Pisze też dużo o Chmielnickim i jego synu, a także o wojnie polsko-moskiewskiej i zwycięstwie pod Cudnowem. Ze streszczenia wynika, że wkroczenie wojsk węgierskich do kraju w styczniu 1557 było katastrofą równie wielką, jak wkroczenie Szwedów do Wielkopolski trzy lata wcześniej. Węgrzy zachowywali się gorzej niż źle, odrąbywali głowy poddającej się szlachcie, która nie widziała w nich tak oczywistych wrogów, jak w Szwedach.
Bardzo dokładne są opisy rabunków i ściągania kontrybucji w z miast i wsi. Równie dokładne są opisy warunków w jakich żyli jeńcy wojenni. Te są wręcz upiorne.
No, ale najważniejsze są te fragmenty, które dotyczą wkładu Gordona w budowę potęgi Rosji. Na koniec autor streszczenia wyraża ubolewanie, że nie ma polskiego tłumaczenia tych wspomnień, a źródło prymarne znajduje się w Rosji. No i co z tego? – aż się chcę zapytać. Przecież są edycje w języku angielskim. Cóż to jest za problem przetłumaczyć jedną z nich na polski? Albo kupić jedno z rosyjskich wydań? Ja takowego nie widzę, w końcu na uniwersytetach pracują sami prymusi znający po kilka języków. Zgłaszają projekt, piszą plan, dostają pieniądze i tłumaczą. W czym problem? Zajęcia i przedniej zabawy mają na długie lata. Wiem, wiem…żartuję przecież. Nie o to chodzi, by cokolwiek istotnego znalazło swoje miejsce w języku polskim. Tak, jak już powiedziałem, chodzi o to, by zbiorowo i zgodnie, oddawać się słodkiemu pierdzeniu. Dobrze płatnemu rzecz jasna. Mam jednak cichą nadzieję, że kiedyś zostanie to srogo ukarane.
Na dziś to tyle.
Tak, jak codziennie kołaczę do Waszych serc. Kto może niech wspomoże naszą zrzutkę na wynajem mieszkania dla Saszy i Ani. Nagrania, które robimy z Saszą w sposób wydatny poprawiają nasze zasięgi i w ogóle kondycję naszego wydawnictwa. Bez nich byłoby naprawdę źle. Nie ma zaś na razie nikogo, kto z równym zaangażowaniem podjąłby się ich realizacji. Sasza jest więc, póki co, niezastąpiony. Pomóżcie.
https://zrzutka.pl/fymhrt?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification
Przypominam też, że wznowiłem trzy tytuły
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/nadberezyncy/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/pamietniki-wloscianina-jan-slomka/
Łatwo odróżnić uczonego od naukowca.
Uczony żyje dla nauki, naukowiec żyje z nauki i dla niego grant to grunt 😉
Prócz tego są jeszcze tak zwani erudyci, czyli dziadkowie pieprzący trzy po trzy, ciągle to samo od 50 lat
Im większa skleroza tym większy autorytet. To samo zjawisko można zaobserwować wśród prawników z tytułami. Im prostsze i oczywiste sprawy tym więcej zadęcia.
Krzysztof Opaliński ma ulicę w Warszawie, na Bielanach…
Pamiętniki Gordona są do pobrania, w sześciu tomach, na stronie uniwersytetu w Aberdeen.
https://www.fulcrum.org/aberdeenunipress?f%5Bseries_sim%5D%5B%5D=Diary+of+General+Patrick+Gordon+of+Auchleuchries+1635-1699&locale=en
Dziękuję za info , pobrałem . Pozdrawiam , A.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.