Jak słusznie zauważyła eska są ogórki, ja zaś mam program tak napięty, że nie mam kiedy nanieść poprawek na II tom Baśni socjalistycznej skończony w czerwcu. Będziemy to robić po niedzieli mam nadzieję i Baśń niebawem odjedzie do drukarni. Tomek zakończył właśnie malowanie obrazków do niej i brakuje już tylko jednego – naniesienia korekty. Teraz jednak jesteśmy na wyjeździe i nagrywamy różne materiały do PGR. Tak się składa, że jesteśmy niedaleko Stalowej Woli, z której pochodzi, jak się wczoraj dowiedziałem, stylista Marty Kaczyńskiej. Pan, który w pobliżu rodziny zjawił się po Smoleńsku czy też może tuż przed. No, ale na początek opowiem może o tym gdzie jesteśmy. Otóż w Rzeszowie. To jest miejsce niezwykłe, które niby znałem, albowiem bywałem tu kiedyś, jako dziecko. Zapamiętałem je jednak, jako jeden wielki wykop i niekończący się remont. Teraz jest inaczej. Teraz na przykład można zauważyć, że miasto otaczają mury, moim zdaniem XVII wieczne, ale być może są one późniejsze. Nie mam czasu, by to sprawdzić. Rynek jest odnowiony i moim zdaniem to jest rewitalizacja z gatunku fantastycznych. Może dlatego, że bywając często w Zamościu, znudziłem się nim śmiertelnie i teraz wszystko co odbiega od tamtego standardu zajmuje mnie bardzo. Rynek, jest powiadam fantastyczny, pełno na nim ludzi i wszyscy są zadowoleni. Ratusz, budowla, jak sądzę z końca XVI lub początku XVII wieku jest niezywkle uwodzicielski. No, ale…bo zawsze, prawda jest jakieś ale…W samym rynku, otwarte na oścież, są chyba aż trzy burdele zwane klubami go-go. Nikomu to jakoś nie przeszkadza i te dziewczyny co wychodzą na zewnątrz i robią te swoje zachęty mieszają się z wydekoltowanymi i ubranymi na letnio Rzeszowiankami. Nie wiem, jak jest w Stalowej Woli, ale tam chyba nie ma rynku. Miasto składa się głównie z osiedli i być może ten cały stylista, nazwiskiem Szado, żeby zdobyć szlify przyjeżdżał dawno temu do Rzeszowa, żeby się napatrzeć na rynek i to pomieszanie obyczajów. Żartuję oczywiście, bo w czasach kiedy pan ten zaczynał karierę na rynku w Rzeszowie trwał nieprzerwany remont. Warto jednak zajrzeć do tego zalikowanego wczoraj artykułu. Ja zajrzałem i zbaraniałem. Kiedy oni przestaną? Kiedy przestaną pierniczyć te dyrdymały, o tym jak to wysiadając z pociągu w kąpielówkach niemal, ucieknięci z domu, poszli do hotelu, żeby się przespać, a następnie wprost do galerii pani Hase, poprosić o pracę? Taką właśnie gawędę sprzedaje nam pan Szado i z taką gawędą został on wynajęty jako stylista rodziny Kaczyńskich, po największej tragedii jaka tę rodzinę dotknęła. Kto za to odpowiada, czy Jarosław Kaczyński nie widział kim jest ten pan i po co w ogóle do ciężkiej, jasnej cholery komuś potrzebni są styliści? Jedną mam odpowiedź na ostatnie pytanie i udzielę jej od razu. Oni są jak lekarze w dawnych czasach instalowani przy boku władców. Wiadomo było, że medycyna tamtego czasu niewiele może pomóc i albo człowiek był zdrowy, albo przewlekle chorował. Lekarz zaś mógł mu jedynie pomóc zejść z tego świata i w takiej roli był obsadzany. Zwykle przez wrogów królestwa. Stylista zaś to jest agent, dla którego wymyślono całą otoczkę, całe kulturowe uzasadnienie jego istnienia. Zadaniem zaś tego agenta jest kompromitowanie polityków w myśl zasad wymyślonych specjalnie na tę okoliczność. I to jest tak jawne, że aż się nieprzyjemnie robi. Pieprzenie dyrdymałów w wykonaniu pana Szado tylko tę diagnozę potwierdza. Nie może przy ważnym polityku postawić przecież jakiegoś prostego przecinaka, tak jak nie można otworzyć w pierzei rynku instytucji z napisem „burdel” w szyldzie. Trzeba to jakoś inaczej nazwać i inaczej uzasadnić. No więc mamy te kluby go-go i tego stylistę ze Stalowej Woli. Ja trochę znam okolicę i jak tu jechaliśmy opowiadałem w samochodzie różne anegdotki z życia swojego i moich znajomych zamieszkujących te tereny. Proszę Państwa, ze Stalowej Woli może pochodzić wojskowy lekarz okulista w stopniu pułkownika, który praktykę i służbę odbywał w Dęblinie. Ze Stalowej Woli może pochodzić starszy sierżant sztabowy, może pochodzić stmatąd inżynier, albo nadleśniczy, ewentualnie dzieci wymienionych osób, ale nie stylista, który nic nie umie, a jedynym uzasadnieniem jego istnienia jest praktyka przy miejscowym domu kultury, który działa rzecz jasna prężnie do dziś, ale nie miał nic wspólnego ze stylizacją modową. Mogę się oczywiście mylić, być może w latach osiemdziesiątych, stalowowolski dom kultury zajmował się wyłącznie kształceniem stylistów, którzy potem „rzucali chatę” i szli w świat, a tam z miejsca robili kariery, tak byli świetni.
Ja oczywiście pamiętam entuzjazm wyborczy sprzed paru lat, kiedy to na jednym z czołowych miejsc w wyborach samorządowych wymieniano młodego, kudłatego prezydenta miasta Stalowa Wola, który nie wiadomo gdzie dziś jest. Miał robić błyskotliwą karierę, ale jakoś przygasł. Coś jest w tym dziwnym mieście, zbyt uporczywie powraca ono w planach PiS. No, ale dajmy spokój prezydentowi. Powróćmy do funkcji stylisty. Wczoraj czy przedwczoraj PO ogłosiła wyniki badań fokusowych, które zleciła na okoliczność przyszłych wyborów. Badania miały wykazać czy przesunięcie partii nieco w lewo nie zwiększy jej szans w wyborach. I oczywiście okazało się, że agencja, która badania przeprowadzała, uzyskała taki wynik. Trzeba mieć program lewicowy, żeby wygrać wybory. I to jest niezwykłe. To jest jeszcze lepsze niż te burdele przy rynku w Rzeszowie. Partia polityczna zleca badania, które mają jej powiedzieć jak ma wygrać?! A co z powiedzieniem – tym gorzej dla faktów?! Proszę Państwa, jesteśmy na dnie. Niby o tym wiedzieliśmy, ale nie docierało to do nas w sposób tak jaskrawy jak dziś. Jesteśmy na dnie, albowiem partia, która szła do władzy kilka lat temu wynajęła pana Szado, by zrobił stylizację jej prominentnych członków, a także członków rodziny gwarantującej utrzymanie władzy. Teraz zaś partia opozycyjna robi badania, które mają jej powiedzieć co robić w realnym świecie. Co to jest? To jest budowanie fikcyjnych okoliczności umożliwiających siłom obcym, albo lokalnym, ale posiadającym rzeczwistą władzę, działania bezpieczne, legalne i bezkarne. To jest otwieranie burdeli w samym rynku, żeby zagraniczni i krajowi amatorzy takich rozrywek nie musieli daleko chodzić. One, te burdele, noszą inne, rzecz jasna, nazwy – agencja stylizacji czy jakoś podobnie, agencja PR, albo agencja budowy wizerunku. Niczego to jednak w ich funkcji nie zmienia. Na tym kończę i lecę do pracy…mamy masę roboty dziś i jutro.
Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl
Justyna Steczkowska pochodzi ze Stalowej Woli 🙂 Chociaz srednio chetnie sie do tego przyznawala, w wywiadach spotkalem sie z wersja, ze jest z Rzeszowa (tam sie urodzila, ale cale dzecinstwo mieszkala w Stalowej Woli), a gdzies kiedys nawet, ze z Gdanska (bo tam chyba uczeszczala do jakiejs szkoly). A o rodzinie Steczkowskich na wiki jest napisane, ze pochodza z…Pogorza Karpackiego.
No ale tata stylisty Szado, za PRL-u był pięściarzem w milicyjnym klubie sportowym, tak właśnie mówi o swoim ojcu ten stylista. Tak na marginesie , tata posła Szczerby też bokser. Kto jeszcze ma takiego tatę? Będzie wtedy można nakreślić karierę potomków… Zwykła obstawa.
’To jest otwieranie burdeli w samym rynku, żeby zagraniczni i krajowi amatorzy takich rozrywek nie musieli daleko chodzić. One, te burdele, noszą inne, rzecz jasna, nazwy – agencja stylizacji czy jakoś podobnie, agencja PR, albo agencja budowy wizerunku’
'Dlaczego tak się dzieje — dlaczego tłumy potrafią przypominać lemingi gromadnie maszerujące ku swej krzywdzie? Według potocznej diagnozy kontrrepublikanów — wskutek zjawiska antynomicznego. Diagnoza owa mówi, że chociaż ustrój demokratyczny składa się z wielu grzechów, wszelako jego „maxima culpa” to sprzeczność między dwoma zasadami demokracji rozreklamowanymi przez obywatela Rousseau i przez jakobinów — zasadami tymi są czynne prawo wyborcze dla pełnoletniego i nieomylność większości. Ponieważ większość każdego społeczeństwa tworzą całkowite przygłupy, nie mające dosłownie o niczym pojęcia — ich czynne prawo wyborcze parodiuje rzekomą nieomylność werdyktu elekcyjnego, budując jej przeciwieństwo, zbrodniczość lub komiczność/ „Jedzmy gówna, przecież miliony much nie mogą się mylić!”./
To fakt, że w każdym plemieniu znajdziemy dużo więcej głupich niż mądrych (podobnie jak jest prawdą, że kobiety notorycznie wybierają przystojniejszego miast przyzwoitszego i przytomniejszego)//(w roku 1982 ankieta „Le Monde” ujawniła, że dla Francuzek SS-man z pejczem to „coś bardzo podniecającego seksualnie”//, lecz główną słabością tłumu „elektorów” wydaje mi się nie tyle zbiorowa głupota (tępota), ile cecha jej pokrewna — zbiorowa łatwowierność (naiwność) ludzi. Zresztą chorują na tę przypadłość (masowo!) również inteligentni ludzie. Oto czemu demokracja stanowi wymarzoną estradę dla kłamców, zwłaszcza charyzmatycznych. Vulgo: dla uwodzicieli. Widać tu jawną analogię między demokracją a zawodowym podrywaniem dam — demokracja to technika uwodzenia. Biegli gracze w demokrację rozszyfrowali sekret owych facetów, którzy gorącą miłość zdobywają kiedy chcą — sztuka polega na tym, by kobieta kupiła cię takiego, jakiego udajesz. Społeczeń- stwa przypominają kobietę, lubią czarujących udawaczy. Chociaż prawie każdy wyborca ma świadomość, że politycy to gang dziesięciokaratowych skurwysynów — tłum daje się złowić co parę lat i biegnie do urn głosować na sympatyczną bandę sprzedającą nadzieję. Nadzieja to siła ślepa, bezrozumna i narkotycznie niepohamowana, niczym libido. Spytajcie hazardzistów.
Stulecie klamców.W.Lysiak
Nie ma żadnej demokracji. Władza pochodzi z pieniędzy. Za pieniądze tworzy się media buduje scenę polityczną i karmi różne swoje partie. Nie ma demokratycznych wyborów na Rotszylda. Pieniądze się dziedziczy a wraz z nimi władzę i ten teatrzyk kukiełkowy. Rousseau to zawodowy ściemniacz.
!
„Jak to, co się wydarzyło? W Betlejem narodził się po raz wtóry Soso Dżugaszwili, podniósł rączkę i przywrócił w Polsce komunizm”.
„Jakże można, mój panie, tak dalece błądzić:
Nie umiejąc gotować, o potrawach sądzić?”
>Nie wiem, jak jest w Stalowej Woli…
Stalowa Wola i medal za stalową wolę
No właśnie, ale czy państwo Kaczyńscy muszą obracać się w takich kręgach? Moja babcia wypowiadała słowo „milicjant” z obrzydzeniem i pogardą…
Poucza mnie zatem Panie o tej demokracji bo przez umiejętniejszego być pouczonym ujmy mi nie przyniesie.
🙂
ditto 🙂
tak to wygląda, że większość tych celebrytów i ich stylistów to grupa zadaniowa skierowana na odcinek deprawowania społeczeństwa, a większość z nich to jest po dziadkach i tatusiach różnistych funkach peerelowskich. Jak nie po milicjantach, to bokserach z milicyjnych klubów, lub po inszych urzędnikach peerelowskiego rozdania. Skąd w latach 90 – tych raptem był wysyp celebrytów znikąd, przyjechały osoby do stolicy, już były w telewizornii i plotły coś o kulturze i coś o modzie, a po latach się okazywało że tata na prowincji był tym a tym, a mama laborantką w milicji.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.