gru 302024
 

Najgorsze, co można zrobić w Polsce, w sferze tak zwanej publicystyki, to proponować jakieś nowinki i rozwiązania niestandardowe. To zawsze wychodzi, przy okazji noworocznych podsumowań, które – co by się nie działo – od lat już wielu, za każdym razem są jakimiś wymiocinami wymieszanymi z olejem i flakami. Prawidłowość ta odnawia się w każdym w zasadzie roczniku, bo ci, którzy wchodzą na arenę marzą tylko o tym, żeby być jak poprzednicy. I żeby publiczność nie uciekła z cyrku. O to jednak obaw nie ma żadnych, bo nie ma innego cyrku. Trzeba go sobie dopiero zbudować. A na to stać nas tutaj i chyba nikogo innego, jeśli rzecz oceniać po ofercie, a nie ilości piekielnie drogiego sprzętu zakupionego do puszczania raz jeszcze tych samych kawałków. Zajrzałem wczoraj na profil Michała Piegzika, którego miałem okazję poznać i przez chwilę z nim porozmawiać. To jest ten młody człowiek, o niezwykłych uzdolnieniach, który się spiął z Bartosiakiem. Oczywiście wszyscy mu kibicowali, bo kto by się chciał stawiać obok Bartosiaka, który nawet po japońsku nie umie. A Piegzik umie. No i mając tę umiejętność pan Michał wystartował w tych samych zawodach co wszyscy, czyli próbuje zrobić jakąś popularność na twitterze. To zaś oznacza, że w jego życiu są wielkie obszary pustki. Bo po co komu twitter, jeśli ma zajęcia na całe dnie? Promowanie tam wydawnictw jest zasadne, ale promowanie siebie wcale nie, albowiem są to zawody oszukane, w których i tak zwycięży Ziemkiewicz. Zwłaszcza, że pan Michał używa do zdobycia popularności narzędzi takich jak inni. To znaczy zaczął ich używać niedawno, bo chyba okazało się, że jego wiedza o wojnie na Pacyfiku peszy tylko tamtejszych „znaffców” czy też czyni z nich takie roboty z wyłączonymi podzespołami ruchu. Leżą na boku i kółka im się kręcą. No, ale nie o taki efekt chodzi zwykle młodym i ambitnym ludziom. Zaczął więc Michał Piegzik stawiać kwestie, takie rokujące na zdobycie czytelnika, któremu wydaje się, że się w czymś orientuje, a w rzeczywistości jest odwrotnie. Bo tylko taki odbiorca robi zasięgi. I to jest właśnie dramat. – Co by się stało, gdyby nie było rozbiorów – zapytał wczoraj Michał Piegzik, a ja – po cichu – odpowiedziałem – trzeba przeczytać książkę Jacka Drobnego, wtedy się człowiek dowie. Nie napisałem tego rzecz jasna w komentarzu, bo świadom jestem o co toczy się gra. I jak delikatna jest sprawa popularności, szczególnie, że Bartosiak nic sobie już ze swoich kompromitacji nie robi i dalej jest mistrzem geopolitycznych rozgrywek. O Michale Piegziku zaś mało kto pamięta.

Czego nas uczy przykład, który tu wskazałem? No tego, że ludzie, którzy w realnych warunkach, bazując na swoich zdolnościach i pracowitości radzą sobie świetnie za granicą i robią tam jakieś kariery, w Polsce stają się balastem i ciężarem dla miejscowego odbiorcy, który w ogóle nie rozumie o co im chodzi. Dlaczego nie rozumie? Bo chce, żeby cały czas grało Boney M. To taka metafora oczywiście. Jak komuś się od trzydziestu lat aplikuje brednie jednego czy drugiego prawicowego publicysty podawane jako prawda objawiona, jak ten ktoś może się nagle przestawić na coś innego, kiedy jego towarzyskie życie kręci się wyłącznie wokół tych bredni? One dają mu gwarancję spokoju, powodują też, że zajmuje bezpieczne miejsce w towarzyskiej hierarchii. I nikt mu tam nie zagraża. Nie ma też pokus, by dla zabawy zrobić coś innego niż wszyscy, bo swój obłęd traktuje bardzo serio. Najpewniej jest on też jedyną serio traktowaną kwestią w całym życiu takiego człowieka. Reszta to jakieś paprochy.

Można rzec, że jest to rodzaj poważnego uzależnienia. Tak, o ile założymy, że słupy czy też guru, porządkujący świat takim uzależnionym, nie mają żadnych intencji poza promowaniem siebie. Ja tej pewności nie mam, a w związku z tym skłaniałbym się raczej do określenia „okupacja” a nie „uzależnienie”. Bo jeśli ktoś za wszelką cenę, ignorując okoliczności, logikę, argumenty, źródła, unikając przy tym polemik, a biorąc udział jedynie w aranżacjach je udających, lansowany jest jako wybitny myśliciel, to jest on przedstawicielem sił okupacyjnych. Nie zaś żadnym genialnym strategiem, publicystą, myślicielem czy kimś tam jeszcze. Ponieważ ludzie tacy mają gwarancje stałej obecność na tym, co zostało tu wczoraj nazwane sceną, a co w ogóle nie jest rynkiem. Wszelkie próby odwrócenia tej sytuacji są skazane na klęskę. Dlatego, że każdy kto próbuje tak uczynić musi przyjąć zasady proponowane przez okupanta. To znaczy potraktować serio jego przedstawiciela, uznać jego wyższość i przyjąć za pewnik, że sława którą zdobył i manipulacje, w których uczestniczy to szczera prawda. Potem zaś dopiero może próbować swoich sił w polemice, ale z góry jest skazany na porażkę, bo nie o polemiki tu chodzi. A o uznanie wyższości okupanta. I z tym właśnie zjawiskiem zderzył się, pozostając całkowicie nieświadomym tego faktu, Michał Piegzik. No, ale życzmy mu zdrowia i powodzenia.

Skupmy się na kolportowaniu treści, które utrzymują lokalsów w stanie intelektualnej hibernacji, każąc im wierzyć, że ludzie zdradzający objawy obłąkania i różnych manii, w tym manii wielkości przede wszystkim, pojawili się w ich ogródkach i telewizorach, by czynić dobro. Nie mają one żadnego znaczenia i zastosowania poza sceną lokalną. I czynią tę scenę podporządkowaną innym większym i głębszym układom.  Sam kontakt z nimi ma charakter, że się tak malowniczo wyrażę, cyrograficzny. I każdy to rozumie, albowiem, po wysłuchaniu jednego czy drugiego mędrca czuje coś w duszy. O duszę więc, bez wątpienia chodzi. Tyle, że w tej relacji jest ona lekceważona. – W dupie z tą całą duszą – myśli jeden z drugim – najważniejsze, że się dobrze bawię i rozumiem, co tamten mówi. No i inni rozumieją, bo wszak kiwamy głowami w tych samych momentach i w tych samych momentach się uśmiechamy. Nie jest źle. Tak zwany obóz patriotyczny, widząc te uzależnienia, zawsze wpada na ten sam pomysł – próbuje skaptować ilu się da swoich krytyków, bo wierzy, że oni, szczególnie jeśli mają certyfikaty wroga, najbardziej się przydadzą. No i będą skuteczni, bo do tej pory byli. To jest niezwykłe z tego względu, że nikt nie próbuje nawet definiować skuteczności. Każdy myli ją z popularnością, a jak wiemy popularność można zrobić nawet małpie, a co dopiero wtórnemu analfabecie.

Nie wiem czy wiecie, ale Kabaret Moralnego Niepokoju zaczął puszczać skecze o tym, jak Tusk robi w beżowego swoich wyborców. I wszyscy się szczerze śmieją i dobrze bawią, bo wierzą, że to nie o nich. To o tych innych, głupszych, słabszych na umyśle i pozbawionych możliwości samodzielnej decyzji. Nie wiem kiedy, ale zapewne niebawem cały ten kabaret stanie się podporą PiS i będą oni wciągać na scenę co większych pisowskich zgrywusów, takiego Tarczyńskiego, na przykład. I zabawa będzie na całego. A czym się skończy? Już Wam mówię, sprawa bowiem jest poważna i można ją wyjaśnić za pomocą opisów biblijnych.

Czytając Pismo, szczególnie księgi Królewskie, Sędziów i Samuela, łapiemy się na tym, że nie pojmujemy bożego okrucieństwa. Nie rozumiemy dlaczego Saul miał wygubić Amaleka łącznie z jego trzodą. I zaczynamy myśleć jak Saul, który został skarcony przez Samuela i przez Pana. Ponieważ zamiast w Boga, zaczynamy wierzyć w szczerość intencji wrogów. Jak Churchill w piosence Kaczmarskiego o Jałcie – ja wierzę w szczerość słów Stalina, dba przecież o radziecką krew.

Nie wiem czy ktoś to sprawdził, ale ja, po lekturze sporej części Pisma, mam wrażenie, że słowo „szczerość” nie występuje tam ani razu. Po prostu takiego słowa nie było, zostało ono wymyślone po to, by zakładać pułapki na ludzi słabych intelektualnie i nie rozumiejących sytuacji. Bóg zaś uczy nas przede wszystkim tego, byśmy tę sytuację pojmowali, ze wszystkimi jej konsekwencjami. Wie jednak też, że intelekt większości z nas i nasze wewnętrzne słabości blokują rzeczową analizę i dlatego, zamiast liczyć aż się opamiętamy sami z siebie, wydaje po prostu polecenia. Nakazuje nam coś i oczekuje posłuszeństwa. To zaś musi być bezwzględne. Bo miejsca na dyskusję nie ma. Policzmy zatem ile osób wokół nas używa wyrazu „szczerze” i połączmy ten wyraz z ich rzeczywistymi zamiarami. Następnie zaś zastanówmy się czy nasze zachowanie wobec nich i czy zachowanie ludzi, których wybraliśmy, jest wobec nich adekwatne. A jeśli nie, to dlaczego? I czy wzorów dla swoich zachowań i planów nie powinniśmy, w najbliższym czasie, poszukać w Piśmie Świętym.

Dziękuję za uwagę

Promocja trwa do jutra, do północy

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wzrost-panstwa-polskiego-w-xv-i-xvi-wieku-adam-szelagowski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zabojczyni-leon-cahun/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zaginiony-krol-anglii/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/przygody-kapitana-magona-leon-cahun/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/polskie-kresy-w-niebezpieczenstwie-pod-wozem-i-na-wozie/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/o-polskich-tradycjach-w-wychowaniu-stanislaw-szczepanowski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/objawienia-matki-boskiej-w-gietrzwaldzie-dla-ludu-katolickiego-wedlug-urzedowych-dokumentow-spisane/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jan-kapistran-biografia/

 

  3 komentarze do “Sukces i szczerość”

  1. Dzień dobry. Też już na to zwróciłem uwagę, bo to ważny moment w nieszczęśliwych dziejach ludzkości. Mam na myśli oficjalne wynalezienie nieszczerości, nazwanej – nieszczerze – dobrym wychowaniem. Przypisuje się ów wynalazek dworowi Bourbonów, ale to oczywista nieprawda. Pierwszym, który pokazał nam w praktyce co to znaczy dobre wychowanie był niewątpliwie Stwórca. On to bowiem kazał nam kochać bliźnich, nie dodając, że są to małpy z brzytwami. Jakoś tak głupio mu chyba było. Są to w końcu Jego dzieci, a te kocha się jakie by nie były. Wracając do naszych nomen omen baranów – zaczęto więc używać słowa „szczerze” na określenie zachowań pozbawionych kindersztuby – ci też przypisują Boże dzieła sobie. Wcześniej można było zwyczajnie mówić prawdę albo kłamać. No, ale to przeszłość daleka. Od czasów niepiśmiennych baronów świat mocno się zmienił. I nie na lepsze.

  2. Tarczyński może i maniery ma marne, ale to jemu się udało naczelnego sofistę z PSL-u zagonić w kozi róg. A nie jest to łatwe.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.