mar 192025
 

Święta Katarzyna Sieneńska

 

Z‎ ‎licznych‎ ‎dzieł‎ ‎sztuki‎ ‎przedstawiających‎ ‎św. Katarzynę‎ ‎Sieneńską,‎ ‎zbyt‎ ‎mało‎ ‎znana‎ ‎i‎ ‎ceniona‎ ‎jest‎ ‎jej‎ ‎główka,‎ ‎przypisywana‎ ‎malarzowi‎ ‎dominikańskiemu‎ ‎Fra‎ ‎Bartolomeo‎ ‎della‎ ‎Porta (1476-1517).‎ ‎Nie‎ ‎znalazła‎ ‎ona‎ ‎miejsca‎ ‎w‎ ‎pięknym‎ ‎studium‎ ‎ikonograficznym,‎ ‎poświęconym‎ ‎naszej‎ ‎Świętej,‎ ‎przez‎ ‎ks.‎ ‎Biskupa‎ ‎Ferretti‎ ‎O‎P[1], może‎ ‎dlatego,‎ ‎że‎ ‎należał‎ ‎on‎ ‎do‎ ‎tych,‎ ‎którzy‎ ‎nie byli‎ ‎całkowicie‎ ‎przekonani‎ ‎o‎ ‎autentyczności‎ ‎tej pracy‎ ‎Fra‎ ‎Bartolomeo‎[2].‎ ‎Dla‎ ‎nas‎ ‎z‎ ‎punktu‎ ‎widzenia‎ ‎kultu‎ ‎św.‎ ‎Katarzyny,‎ ‎sprawa‎ ‎autentyczności jest‎ ‎mniej‎ ‎ważna,‎ ‎obchodzi‎ ‎nas‎ ‎bowiem‎ ‎mniej autor,‎ ‎ile‎ ‎samo‎ ‎dzieło‎ ‎i‎ ‎jego‎ ‎wartość‎ historyczna, artystyczna‎ ‎i‎ ‎duchowa.‎ ‎Sprawa‎ ‎autorstwa‎ ‎Fra Bartolomeo‎ ‎nie‎ ‎jest‎ ‎jednak‎ bynajmniej‎ ‎przesądzona‎[3],‎ ‎możemy‎ ‎więc‎ ‎póki co‎ ‎mówić‎ ‎o‎ ‎tej‎ ‎pięknej‎ ‎główce,‎ ‎jako‎ ‎o‎ ‎utworze‎ ‎pędzla‎ ‎florenckiego malarza‎ ‎dominikańskiego‎ ‎z‎ ‎początku‎ ‎XVI‎ ‎wieku.

Jak‎ ‎wiadomo,‎ ‎Fra‎ ‎Bartolomeo‎ ‎della‎ ‎Porta, zwany‎ ‎przez‎ ‎najbliższych‎ ‎Baccio,‎ ‎urodził‎ ‎się‎ ‎w 1476‎ ‎r.‎ ‎we‎ ‎Florencji‎ ‎i‎ ‎jako‎ ‎młody‎ ‎człowiek‎ ‎oddał się‎ ‎malarstwu‎ ‎pod‎ ‎kierunkiem‎ ‎Cosimo‎ ‎Rosselli. Były‎ ‎to‎ ‎czasy,‎ ‎kiedy‎ ‎sumieniami‎ ‎Florentczyków, wstrząsało‎ ‎potężne‎ ‎słowo‎ ‎Savonaroli,‎ ‎a‎ ‎młody Baccio‎ ‎do‎ ‎tego‎ ‎stopnia‎ ‎pociągnięty‎ ‎został‎ ‎przez płomiennego‎ ‎przeora‎ ‎z‎ ‎San‎ ‎Marco,‎ ‎iż‎ ‎po‎ ‎jego tragicznym‎ ‎zgonie‎ ‎na‎ ‎stosie‎ ‎postanowił‎ ‎porzucić swój‎ ‎zawód‎ ‎i‎ ‎wstąpić‎ ‎do‎ ‎Zakonu‎ ‎Kaznodziejskiego‎ ‎(1500).‎ ‎Zbyt‎ ‎znany‎ ‎był‎ ‎on‎ ‎już‎ ‎wtedy‎ ‎ze swych‎ ‎prac‎ ‎—‎ ‎między‎ ‎innymi‎ ‎właśnie‎ ‎był‎ ‎wykończył‎ ‎swój‎ ‎sąd‎ ‎ostateczny‎ ‎w‎ ‎kaplicy‎ ‎szpitala‎ ‎Santa‎ ‎Maria‎ ‎Nuova‎ ‎—‎ ‎aby‎ ‎przełożeni‎ ‎pozwolili‎ ‎mu porzucić‎ ‎pędzel‎ ‎na‎ ‎zawsze.‎ ‎Owszem,‎ ‎po‎ ‎odebraniu‎ ‎zwykłej‎ ‎formacji‎ ‎zakonnej,‎ ‎zapewne‎ ‎w‎ ‎Prato, i‎ ‎po‎ ‎krótkich‎ ‎stud‎iach,‎ ‎które‎ ‎go‎ ‎tylko‎ ‎do‎ ‎diakonatu‎ ‎doprowadziły,‎ ‎powrócił‎ ‎on‎ ‎znowu‎ ‎do‎ ‎pracowni malarskiej‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎ciągu‎ ‎tych‎ ‎kilkunastu‎ ‎lat‎ ‎życia, które‎ ‎mu‎ ‎pozostały,‎ ‎wymalował‎ ‎nam‎ ‎cały‎ ‎szereg dzieł‎ ‎wielkiej‎ ‎wartości‎ ‎artystycznej.

Jest‎ ‎to‎ ‎moment‎ ‎największego‎ ‎rozkwitu‎ ‎życia artystycznego‎ ‎Florencji,‎ ‎która‎ ‎ściąga‎ ‎w‎ ‎swe‎ ‎mury największych‎ ‎koryfeuszów‎ ‎sztuki.‎ ‎Biorąc‎ ‎żywy udział‎ ‎w‎ ‎tym‎ ‎ruchu,‎ ‎utrzymując‎ ‎serdeczne‎ ‎stosunki‎ ‎przyjaźni‎ ‎z‎ ‎najwybitniejszymi‎ ‎artystami‎ ‎tego‎ ‎czasu,‎ ‎szczególnie‎ ‎z‎ ‎Rafaelem‎ ‎Sanzio,‎ ‎Fra Bartolomeo‎ ‎sam‎ ‎przechodzi‎ ‎poważną‎ ‎ewolucję w‎ ‎swej‎ ‎twórczości,‎ ‎a‎ ‎jednocześnie‎ ‎staje‎ ‎się‎ ‎coraz‎ ‎bardziej‎ ‎znany‎ ‎na‎ ‎półwyspie‎ ‎Apenińskim i‎ ‎dalej‎ ‎poza‎ ‎jego‎ ‎granicami.‎ ‎Napływają‎ ‎obstalunki‎ ‎z‎ ‎dalszych‎ ‎stron,‎ ‎gotowe‎ ‎już‎ ‎prace‎ ‎wnet‎ ‎bywają‎ ‎zakupywane‎ ‎przez‎ ‎przejezdnych‎ ‎dygnitarzy, pragnących‎ ‎przywieźć‎ ‎coś‎ ‎cennego‎ ‎do‎ ‎swego‎ ‎kraju‎ ‎z‎ ‎tej‎ ‎Italii‎ ‎tak‎ ‎rozentuzjazmowanej‎ ‎w‎ ‎twórczości‎ ‎artystycznej;‎ ‎przychodzi‎ ‎nawet‎ ‎zaproszenie do‎ ‎pracy‎ ‎na‎ ‎dworze‎ ‎Franciszka‎ ‎I.

Ale‎ ‎obok‎ ‎tej‎ ‎twórczości,‎ ‎spowodowanej‎ ‎zapotrzebowaniem ‎rynku‎ ‎artystycznego,‎ ‎Fra‎ ‎Bartolomeo‎ ‎znajdował‎ ‎czas‎ ‎i‎ ‎na‎ ‎cichą‎ ‎pracę‎ ‎malarską‎ ‎dla‎ ‎zaspokojenia‎ ‎własnych‎ ‎aspiracji‎ ‎duchowo-artystycznych.‎ ‎Konwent‎ ‎św.‎ ‎Marka‎ ‎posiadał‎ ‎w‎ ‎pobliżu‎ ‎Florencji,‎ ‎w‎ ‎dolinie‎ ‎rzeczki‎ ‎Mugnone,‎ ‎małą‎ ‎zagrodę‎ ‎mającą‎ ‎na‎ ‎celu‎ ‎dostarczyć do‎ ‎stołu‎ ‎nieco‎ ‎jarzyn,‎ ‎oliwy‎ ‎i‎ ‎wina,‎ ‎a‎ ‎także‎ ‎dać zakonnikom‎ ‎możność‎ ‎wytchnienia‎ ‎w‎ ‎dali‎ ‎od‎ ‎spiekoty‎ ‎i‎ ‎hałasu‎ ‎miasta.

I‎ ‎nasz‎ ‎malarz‎ ‎nieraz‎ ‎się‎ ‎tam‎ ‎udawał‎ ‎w‎ ‎towarzystwie‎ ‎swych‎ ‎uczniów,‎ ‎t.‎ ‎j.‎ ‎tych‎ ‎kilku‎ ‎braci, którzy‎ ‎pod‎ ‎jego‎ ‎kierunkiem‎ ‎kształcili‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎malarstwie‎ ‎i‎ ‎choć‎ ‎chwile‎ ‎tam‎ ‎spędzone‎ ‎miały‎ ‎być odpoczynkiem‎ ‎od‎ ‎terminowej‎ ‎pracy‎ ‎zawodowej, to‎ ‎jednak‎ ‎bynajmniej‎ ‎nie‎ ‎przestawano‎ ‎tam‎ ‎malować.‎ ‎Tylko,‎ ‎zamiast‎ ‎pracować‎ ‎dla‎ ‎innych,‎ ‎na‎ ‎obstalunek,‎ ‎pracowano‎ ‎dla‎ ‎siebie,‎ ‎dla‎ ‎upiększenia choćby‎ ‎tej‎ ‎kapliczki,‎ ‎św.‎ ‎Marii‎ ‎Magdaleny,‎ ‎którą posiadano‎ ‎w‎ ‎Pian‎ ‎di‎ ‎Mugnone‎ ‎i‎ ‎która‎ ‎do dziś dnia‎ ‎ma‎ ‎w‎ ‎ołtarzu‎ ‎Zwiastowanie,‎ ‎pędzla‎ ‎Fra Bartolomeo.‎ ‎Zresztą‎ ‎nie‎ ‎było‎ ‎tam‎ ‎warunków‎ ‎do wykonania‎ ‎dzieł,‎ ‎które by‎ ‎mogły‎ ‎pójść‎ ‎w‎ ‎szeroki świat,‎ ‎czego‎ ‎najlepszym‎ ‎dowodem,‎ ‎że‎ ‎nieraz‎ ‎malowano‎ ‎na‎ ‎cegłach‎ ‎lub‎ ‎ceglanych‎ ‎dachówkach. Znane‎ ‎są‎ ‎te‎ ‎szerokie‎ ‎płaskie‎ ‎cegły,‎ ‎z‎ ‎których we‎ ‎Włoszech‎ ‎buduje‎ ‎się‎ ‎domy‎ ‎i‎ ‎dachy‎ ‎i‎ ‎które doskonale‎ ‎nadają‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎sposobu‎ ‎malowania, zwanego‎ ‎affrescho‎[4].

Otóż‎ ‎zachowało‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎naszych‎ ‎czasów‎ ‎siedem głów‎ ‎Chrystusa‎ ‎i‎ ‎świętych,‎ ‎namalowanych‎ ‎„in tegoli”,‎ ‎na‎ ‎płaskich‎ ‎cegłach‎ ‎o‎ ‎rozmiarze‎ ‎35‎ ‎x‎ ‎48 cm‎ ‎i‎ ‎pochodzących‎ ‎z‎ ‎Plan‎ ‎di‎ ‎Mugnone‎‎:‎ ‎są‎ ‎to, oprócz‎ ‎Zbawiciela,‎ ‎św.‎ ‎Dominik,‎ ‎św.‎ ‎Tomasz,‎ ‎św. Katarzyna‎ Sieneńska,‎ ‎św.‎ ‎Katarzyna‎ ‎Aleksandryjska,‎ ‎św.‎ ‎Maria‎ ‎Magdalena‎ ‎i‎ ‎jakiś‎ ‎starzec,‎ ‎może św.‎ ‎Antoni‎ ‎opat.‎ ‎Trudno‎ ‎orzec,‎ ‎czy‎ ‎wszystkie‎ ‎one‎ ‎są‎ ‎jednego‎ ‎pędzla‎‎;‎ ‎to‎ ‎jedno‎ ‎jest‎ ‎pewne, że‎ ‎powstały‎ ‎w‎ ‎tym‎ ‎samym‎ ‎czasie‎ ‎w‎ ‎Pian‎ ‎di‎ ‎Mugnone‎ ‎i‎ ‎że‎ ‎dopiero‎ ‎później,‎ ‎koło‎ ‎1700‎ ‎r.,‎ ‎przeniesione‎ ‎zostały‎ ‎do‎ ‎San‎ ‎Marco.

Po‎ ‎usunięciu‎ ‎stamtąd‎ ‎zakonników‎ ‎w‎ ‎1870‎ ‎r. przeszły‎ ‎one‎ ‎do‎ ‎Galleria‎ ‎delle‎ ‎Belle‎ ‎arti,‎ ‎aby przed‎ ‎kilku‎ ‎laty‎ ‎ponownie‎ ‎powrócić‎ ‎do‎ ‎San‎ ‎Marco,‎ ‎gdzie‎ ‎wiszą‎ ‎obecnie‎ ‎w‎ ‎byłym‎ ‎refektarzu‎[5]. Wraz‎ ‎z‎ ‎trzema‎ ‎innymi‎ ‎postaciami‎ ‎Świętych‎ ‎stanowią‎ ‎one‎ ‎osobną‎ ‎kolekcję‎ ‎z‎ ‎10‎ ‎głów,‎ ‎bardzo pięknych‎ ‎i‎ ‎interesujących.

Niestety‎ ‎św.‎ ‎Katarzyna‎ ‎Sieneńska,‎ ‎która‎ ‎nas tu‎ ‎najbardziej‎ ‎zajmuje,‎ ‎jest‎ ‎z‎ ‎całego‎ ‎tego‎ ‎zbioru najgorzej‎ ‎zachowana.‎ ‎Czy‎ ‎to‎ ‎warunki,‎ ‎w‎ ‎jakich była‎ ‎malowana‎ ‎na‎ ‎wsi‎ ‎z daleka‎ ‎od‎ ‎pracowni,‎ ‎czy też,‎ ‎jak‎ ‎von‎ ‎der‎ ‎Gabelentz‎ ‎sądzi,‎ ‎niefortunne‎ ‎przemalowania‎ ‎późniejsze‎ ‎sprawiły,‎ ‎że‎ ‎kolory‎ ‎wyblakły,‎ ‎obraz‎ ‎pociemniał‎ ‎i‎ ‎na‎ ‎pierwszy‎ ‎rzut‎ ‎oka‎ ‎nie robi‎ ‎wrażenia‎[6].‎ ‎Co‎ ‎jednak‎ ‎zostało‎ ‎nietknięte,‎ ‎to cudowny‎ ‎rysunek‎ ‎i‎ ‎on‎ ‎to‎ ‎sprawia,‎ ‎że‎ ‎w‎ ‎miarę,‎ ‎jak się‎ ‎wzrok‎ ‎i‎ ‎umysł‎ ‎z‎ ‎obrazkiem‎ ‎dokładnie‎ ‎zapoznaje,‎ ‎odkrywa‎ ‎się‎ ‎powoli‎ ‎jego‎ ‎piękno.‎ ‎Tym‎ ‎się też‎ ‎tłumaczy,‎ ‎że‎ ‎dziś‎ ‎dobra‎ ‎fotografia‎ ‎tej‎ ‎pięknej główki‎ ‎św.‎ ‎Katarzyny‎ ‎więcej‎ ‎nam‎ ‎mówi,‎ ‎niż‎ ‎sam oryginał.

Zapewne‎ ‎też‎ ‎owym‎ ‎zniszczeniem‎ ‎zajmującego‎ ‎nas‎ ‎obrazka,‎ ‎tłumaczy‎ ‎się‎ ‎to,‎ ‎że‎ ‎tak‎ ‎mało‎ ‎jest znany‎ ‎i‎ ‎ceniony,‎ ‎nawet‎ ‎wśród‎ ‎miłośników‎ ‎św. Katarzyny,‎ ‎których‎ ‎jest‎ ‎coraz‎ ‎więcej.‎ ‎Zresztą‎ ‎i dawniejsi‎ ‎historycy‎ ‎sztuki‎ ‎nie‎ ‎zwracali‎ ‎nań‎ ‎uwagi, tak‎ ‎i‎ ‎jak‎ ‎na‎ ‎pozostałe‎ ‎główki‎ ‎tego‎ ‎zbiorku‎:‎ ‎Marchese‎ ‎zaledwie‎ ‎parę‎ ‎słów‎ ‎im‎ ‎poświęca‎ ‎i‎ ‎to‎ ‎raczej‎ ‎krytyki‎ ‎niż‎ ‎pochwały‎[7].‎ ‎W‎ ‎porównaniu‎ ‎z większymi‎ ‎obrazami‎ ‎tego‎ ‎samego‎ ‎malarza‎ ‎powstałymi‎ ‎w‎ ‎jego‎ ‎pracowni‎ ‎w‎ ‎San‎ ‎Marco‎ ‎i‎ ‎podziwianymi‎ ‎po‎ ‎różnych‎ ‎galeriach‎ ‎Włoch‎ ‎i‎ ‎Europy, wydawały‎ ‎się‎ ‎one‎ ‎drobiazgiem‎ ‎bez‎ ‎znaczenia, wykonanym‎ ‎dla‎ ‎własnego‎ ‎zadowolenia‎ ‎w‎ ‎warunkach‎ ‎mniej‎ ‎odpowiednich‎ ‎i‎ ‎nieprzeznaczonym‎ ‎dla szerszej‎ ‎publiczności.

Dla‎ ‎nas‎ ‎jednak‎ ‎w‎ ‎tym‎ ‎ostatnim‎ ‎tkwi‎ ‎ich‎ ‎szczególna‎ ‎wartość.‎ ‎Fra‎ ‎Bartolomeo‎ ‎kilkakrotnie‎ ‎malował‎ ‎św.‎ ‎Katarzynę.‎ ‎Mamy‎ ‎ją‎ ‎na‎ ‎dwóch‎ ‎większych jego‎ ‎obrazach:‎ ‎w‎ ‎Lucca,‎ ‎klęczącą‎ ‎u‎ ‎stóp‎ ‎Ojca Przedwiecznego‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎Luwrze,‎ ‎również‎ ‎klęczącą przed‎ ‎tronem‎ ‎Marii‎ ‎Panny‎ ‎z‎ ‎Dzieciątkiem‎ ‎Jezus,‎ ‎który‎ ‎jej‎ ‎wkłada‎ ‎pierścień‎ ‎na‎ ‎palec,‎ ‎jako znak‎ ‎zaślubin.‎ ‎Ale‎ ‎na‎ ‎obu‎ ‎tych‎ ‎obrazach‎ ‎twarz św.‎ ‎Katarzyny‎ ‎jest‎ ‎odwrócona.‎ ‎Widocznie‎ ‎chodziło‎ ‎tam‎ ‎artyście‎ ‎więcej‎ ‎o‎ ‎całość‎ ‎kompozycji, bardzo‎ ‎pięknej,‎ ‎tymczasem‎ ‎wszystkich‎ ‎twarzy‎ ‎nie zdołał‎ ‎opracować‎ ‎tak,‎ ‎jakby‎ ‎tego‎ ‎pragnął.‎ ‎Świadczy‎ ‎o‎ ‎tym‎ ‎szkic‎ ‎twarzy‎ ‎św.‎ ‎Katarzyny‎ ‎do‎ ‎obrazu z‎ ‎Lukki,‎ ‎przechowany‎ ‎w‎ ‎Uffizi‎ ‎we‎ ‎Florencji‎[8]‎; jest‎ ‎on‎ ‎bardzo‎ ‎piękny,‎ ‎można‎ ‎jednak‎ ‎przypuszczać,‎ ‎że‎ ‎Fra‎ ‎Bartolomeo‎ ‎nie‎ ‎był‎ ‎z‎ ‎niego‎ ‎zadowolony,‎ ‎kiedy‎ ‎wolał‎ ‎na‎ ‎obrazie,‎ ‎twarzy‎ ‎naszej świętej‎ ‎nie‎ ‎odtworzyć.

A‎ ‎jednak‎ ‎zbyt‎ ‎droga‎ ‎musiała‎ ‎ona‎ ‎być‎ ‎jego sercu,‎ ‎aby‎ ‎nigdy‎ ‎nie‎ ‎miał‎ ‎się‎ ‎pokusić‎ ‎o‎ ‎oddanie nam‎ ‎jej‎ ‎rysów,‎ ‎tak,‎ ‎jak‎ ‎się‎ ‎przedstawiały‎ ‎mu w‎ ‎wyobraźni.‎ ‎Chwila‎ ‎natchnienia‎ ‎przyszła‎ ‎w‎ ‎Pian di‎ ‎Mugnone‎ ‎w‎ ‎czasie‎ ‎wypoczynku‎ ‎i‎ ‎pomimo braku‎ ‎tych‎ ‎wszystkich‎ ‎środków,‎ ‎którymi‎ ‎rozporządzał‎ ‎w‎ ‎swej‎ ‎pracowni‎ ‎we‎ ‎Florencji,‎ ‎zabrał się‎ ‎do‎ ‎pracy,‎ ‎aby‎ ‎na‎ ‎zwykłej‎ ‎cegle‎ ‎odtworzyć obraz,‎ ‎który‎ ‎dawno‎ ‎już‎ ‎zapewne‎ ‎kształtował‎ ‎się w‎ ‎wyobraźni,‎ ‎a‎ ‎który‎ ‎w‎ ‎tym‎ ‎momencie‎ ‎z‎ ‎całym naciskiem‎ ‎zaczął‎ ‎dopominać‎ ‎się‎ ‎urzeczywistnienia.

Tak‎ ‎powstała‎ ‎główka‎ ‎św.‎ ‎Katarzyny,‎ ‎którą podziwiamy,‎ ‎i‎ ‎dzięki‎ ‎temu‎ ‎jest‎ ‎ona‎ ‎może‎ ‎dla‎ ‎nas cenniejsza,‎ ‎niż‎ ‎gdyby‎ ‎była‎ ‎dokonana‎ ‎w‎ ‎pracowni florenckiej‎ ‎na‎ ‎zamówienie‎ ‎kogoś‎ ‎z‎ ‎możnych‎ ‎tego świata.

Dwie‎ ‎rzeczy‎ ‎nas‎ ‎w‎‎ ‎niej‎ ‎uderzają‎ ‎i‎ ‎nadają‎ ‎jej‎ ‎szczególną‎ ‎wartość:‎ ‎Oto,‎ ‎najpierw‎ ‎posiada‎ ‎ona‎ ‎tradycyjnie‎ ‎rysy‎ ‎twarzy‎ ‎św.‎ ‎Katarzyny, które‎ ‎długi‎ ‎czas‎ ‎po‎ ‎jej‎ ‎śmierci,‎ ‎w‎ ‎każdym‎ ‎razie do‎ ‎XVI‎ ‎wieku‎ ‎przechowały‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎pamięci‎ ‎jej‎ ‎czcicieli.‎ ‎O.‎ ‎Ferretti‎ ‎w‎ ‎swym‎ ‎studium‎ ‎ikonograficznym,‎ ‎poświęconym‎ ‎św.‎ ‎Katarzynie,‎ ‎zwraca‎ ‎kilkakrotnie‎ ‎uwagę‎[9] ‎na‎ ‎te‎ ‎tradycyjne‎ ‎rysy,‎ ‎utrwalone po‎ ‎raz‎ ‎pierwszy‎ ‎przez‎ ‎Andrea‎ ‎Vanni,‎ ‎który‎ ‎zostawił‎ ‎nam‎ ‎jej‎ ‎portret‎ ‎z‎ ‎1367‎ ‎r.,‎ ‎gdy‎ ‎miała‎ ‎lat‎ ‎20, i‎ ‎powtarzające‎ ‎się‎ ‎potem,‎ ‎ma‎ ‎się‎ ‎rozumieć‎ ‎z‎ ‎wielkimi‎ ‎odchyleniami,‎ ‎w‎ ‎wielu‎ ‎innych‎ ‎próbach‎ ‎odtworzenia‎ ‎jej‎ ‎twarzy.‎ ‎Można by‎ ‎je‎ ‎sprowadzić‎ ‎do dwóch‎ ‎cech:‎ ‎długi‎ ‎i‎ ‎prosty‎ ‎nos‎ ‎i‎ ‎szeroko‎ ‎rozstawione‎ ‎i‎ ‎nawet‎ ‎nieco‎ ‎skośne‎ ‎oczy.‎ ‎W‎ ‎ciągu

XV‎ ‎w.‎ ‎obie‎ ‎te‎ ‎cechy‎ ‎występują‎ ‎we‎ ‎wszystkich niemal‎ ‎dziełach‎ ‎sztuki,‎ ‎oddających‎ ‎oblicze‎ ‎św. Katarzyny,‎ ‎potem‎ ‎powoli‎ ‎zacierają‎ ‎się‎ ‎i‎ ‎ustępują miejsca‎ ‎rysom‎ ‎dowolnym,‎ ‎coraz‎ ‎bardziej‎ ‎konwencjonalnym‎ ‎i‎ ‎banalnym.

Otóż‎ ‎omawiana‎ ‎przez‎ ‎nas‎ ‎główka‎ ‎z‎ ‎Pian‎ ‎di Mugnone‎ ‎świadczy,‎ ‎że‎ ‎w‎ ‎środowisku‎ ‎florenckim, na‎ ‎przełomie‎ ‎XV‎ ‎i‎ ‎XVI‎ ‎wieku,‎ ‎pamiętano‎ ‎jeszcze jak‎ ‎św.‎ ‎Katarzyna‎ ‎wyglądała.‎ ‎Kształt‎ ‎nosa‎ ‎nie‎ ‎jest już‎ ‎może‎ ‎tak‎ ‎charakterystyczny,‎ ‎jak‎ ‎we‎ ‎wcześniejszych‎ ‎rzeźbach‎ ‎i‎ ‎malowidłach,‎ ‎ale‎ ‎charakterystyczne‎ ‎cechy‎ ‎oczu,‎ ‎szeroko‎ ‎rozstawionych‎ ‎i‎ ‎nieco‎ ‎skośnych,‎ ‎są‎ ‎jednak‎ ‎wyraźne.‎ ‎Jeśli‎ ‎porównamy tę‎ ‎główkę‎ ‎z‎ ‎portretem‎ ‎Andrea‎ ‎Vanni,‎ ‎to‎ ‎uderzy nas,‎ nie‎ ‎podobieństwo,‎ ‎bo‎ ‎o‎ ‎nim‎ ‎mowy‎ ‎być‎ ‎nie może,‎ ‎ale‎ ‎pewna‎ ‎pokrewność.‎ ‎Vanni,‎ ‎bieglejszy zdaje‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎strategii‎ ‎i‎ ‎polityce,‎ ‎niż‎ ‎w‎ ‎rysunku, przesadził‎ ‎te‎ ‎cechy‎ ‎charakterystyczne,‎ ‎które‎ ‎go w‎ ‎twarzy‎ ‎św.‎ ‎Katarzyny‎ ‎uderzyły,‎ ‎tj.‎ ‎i‎ ‎wydłużenie‎ ‎nosa‎ ‎i‎ ‎skośność‎ ‎oczu‎‎;‎ ‎tymczasem‎ ‎Fra‎ ‎Bartolomeo,‎ ‎władający‎ ‎ołówkiem,‎ ‎jak‎ ‎mało‎ ‎kto‎ ‎w‎ ‎jego wieku,‎ ‎przechował‎ ‎je‎ ‎także,‎ ‎ale‎ ‎wyzyskał‎ ‎i‎ ‎uwydatnił‎ ‎z‎ ‎harmonijnym‎ ‎umiarem,‎ ‎posługując‎ ‎się zarówno‎ ‎tym,‎ ‎co‎ ‎mu,‎ ‎o‎ ‎tej‎ ‎drogiej‎ ‎twarzy‎ ‎przekazała‎ ‎tradycja,‎ ‎jak‎ ‎i‎ ‎tym,‎ ‎co‎ ‎widział‎ ‎w‎ ‎dziełach artystów,‎ ‎którzy‎ ‎przed‎ ‎nim‎ ‎ją‎ ‎odtwarzali.‎ ‎Na‎ ‎odległość‎ ‎przeszło‎ ‎stu‎ ‎lat,‎ ‎trudno‎ ‎więcej‎ ‎wymagać. Nie sposób‎ ‎jednak‎ ‎nie‎ ‎widzieć‎ ‎w‎ ‎tym‎ ‎szczególnego‎ ‎pietyzmu‎ ‎dla‎ ‎”dolce‎ ‎Mamma”,‎ ‎której‎ ‎twarz tak‎ ‎żywo‎ ‎tkwiła‎ ‎jeszcze‎ ‎w‎ ‎pamięci‎ ‎jej‎ ‎zakonnej rodziny.

Ale‎ ‎jest‎ ‎więcej.‎ ‎Sposób,‎ ‎w‎ ‎jaki‎ ‎nam‎ ‎Fra‎ ‎Bartolomeo‎ ‎oddał‎ ‎twarz‎ ‎św.‎ ‎Katarzyny,‎ ‎świadczy, oprócz‎ ‎szczególnego‎ ‎pietyzmu,‎ ‎także‎ ‎o‎ ‎bardzo głębokim‎ ‎pojmowaniu‎ ‎zasad‎ ‎życia‎ ‎duchowego. I‎ ‎w‎ ‎sztuce‎ ‎też,‎ ‎szczególnie‎ ‎w‎ ‎ikonografii,‎ ‎może się‎ ‎uwydatnić‎ ‎sposób,‎ ‎w‎ ‎jaki‎ ‎artysta‎ ‎rozumie życie‎ ‎duchowe,‎ ‎i‎ ‎właśnie‎ ‎XVI‎ ‎wiek‎ ‎jest‎ ‎pod‎ ‎tym względem‎ ‎momentem‎ ‎przełomowym,‎ ‎kiedy‎ ‎zdrowe zapatrywania‎ ‎ustępują‎ ‎przed‎ ‎coraz‎ ‎bardziej‎ ‎powierzchownymi‎ ‎i‎ ‎konwencjonalnymi.

Silniejsze‎ ‎działanie‎ ‎łaski‎ ‎Chrystusowej‎ ‎w‎ ‎duszy,‎ ‎nie‎ ‎może‎ ‎się‎ ‎nie‎ ‎odbić‎ ‎i‎ ‎na‎ ‎ciele‎ ‎ludzkim i‎ ‎czyni‎ ‎to‎ ‎w‎ ‎najrozmaitsze‎ ‎sposoby,‎ ‎które‎ ‎jednak można‎ ‎sprowadzić‎ ‎do‎ ‎dwóch‎ ‎podstawowych‎ ‎przejawów‎‎:‎ ‎w‎ ‎jednym‎ ‎szczególnie‎ ‎uwydatnia‎ ‎się‎ ‎moc ducha,‎ ‎w‎ ‎drugim‎ ‎zaś‎ ‎szczególnie‎ ‎słabość‎ ‎ciała. Odtworzyć‎ ‎ołówkiem,‎ ‎pędzlem,‎ ‎lub‎ ‎dłutem‎ ‎pierwsze,‎ ‎jest‎ ‎o‎ ‎wiele‎ ‎trudniej,‎ ‎gdyż‎ ‎wymaga to‎ ‎znajomości‎ ‎i‎ ‎zrozumienia‎ ‎spraw‎ ‎ducha‎ ‎i‎ ‎jego‎ ‎gry w‎ ‎ciele‎ ‎ludzkim.‎ ‎Drugie‎ ‎mniej‎ ‎przedstawia‎ ‎trudności,‎ ‎gdy‎ ‎bowiem‎ ‎ciało‎ ‎się‎ ‎załamuje‎ ‎pod‎ ‎silniejszym‎ ‎działaniem‎ ‎ducha,‎ ‎to‎ ‎ostatnie,‎ ‎staje‎ ‎się coraz‎ ‎mniej‎ ‎widoczne,‎ ‎a‎ ‎na‎ ‎pierwszy‎ ‎plan‎ ‎występują‎ ‎pewne‎ ‎charakterystyczne‎ ‎przejawy‎ ‎słabości‎ ‎sił‎ ‎fizycznych,‎ ‎o‎ ‎wiele‎ ‎łatwiejsze‎ ‎do‎ ‎oddania w‎ ‎dziele‎ ‎sztuki.‎ ‎Tym‎ ‎się‎ ‎tłumaczy,‎ ‎że‎ ‎artysta, choćby‎ ‎i‎ ‎bardzo‎ ‎uzdolniony,‎ ‎jeśli‎ ‎się‎ ‎życiem‎ ‎duchowym‎ ‎nie‎ ‎interesuje‎ ‎i‎ ‎nie‎ ‎rozumie‎ ‎go,‎ ‎gdy‎ ‎mu wypadnie‎ ‎przedstawić‎ ‎świętych,‎ ‎łatwo‎ ‎ulega‎ ‎pokusie‎ ‎wybrania‎ ‎bardziej‎ ‎sensacyjnych‎ ‎momentów z‎ ‎ich‎ ‎życia,‎ ‎jakimi‎ ‎są‎ ‎np.‎ ‎ekstazy,‎ ‎lub‎ ‎chwile intensywnych‎ ‎cierpień.‎ ‎A‎ ‎i‎ ‎publika,‎ ‎mało‎ ‎co‎ ‎wiedząc‎ ‎o‎ ‎życiu‎ ‎duchowym,‎ ‎a‎ ‎często‎ ‎wiedziona niezdrową‎ ‎ciekawością,‎ ‎łatwiej‎ ‎daje‎ ‎się‎ ‎zainteresować‎ ‎taką‎ ‎właśnie‎ ‎produkcją‎ ‎hagiograficzną, która‎ ‎podkreśla‎ ‎zjawiska‎ ‎nadzwyczajne‎ ‎w‎ ‎życiu świętych,‎ ‎niż‎ ‎taką,‎ ‎która‎ ‎nacisk‎ ‎kładzie‎ ‎na‎ ‎ciche promieniowanie‎ ‎ducha.

Wystarczy‎ ‎przejść‎ ‎po kolei ‎te‎ ‎najwybitniejsze dzieła‎ ‎sztuki,‎ ‎które‎ ‎się‎ ‎odnoszą‎ ‎do‎ ‎św.‎ ‎Katarzyny,‎ ‎aby‎ ‎się‎ ‎przekonać‎ ‎o‎ ‎tej‎ ‎zmianie,‎ ‎która‎ ‎na przełomie‎ ‎XV‎ ‎i‎ ‎XVI‎ ‎wieku‎ ‎następuje‎ ‎w‎ ‎sposobie‎ ‎przedstawiania‎ ‎świętych.‎ ‎W‎ ‎dawniejszych‎ ‎mamy‎ ‎wszędzie‎ ‎to‎ ‎dążenie,‎ ‎aby‎ ‎postać‎ ‎świętej,‎ ‎szczególnie‎ ‎jej‎ ‎twarz,‎ ‎oddać‎ ‎w‎ ‎chwili,‎ ‎kiedy‎ ‎jest‎ ‎całkowicie‎ ‎opanowana‎ ‎i‎ ‎kiedy‎ ‎promieniuje‎ ‎z‎ ‎niej‎ ‎moc ducha.‎ ‎Dopiero‎ ‎w‎ ‎XVI‎ ‎wieku,‎ ‎zaczynając‎ ‎od Sodomy,‎ ‎mamy‎ ‎próby‎ ‎odtworzenia‎ ‎jej‎ ‎w‎ ‎tych‎ ‎bardziej‎ ‎sensacyjnych‎ ‎momentach,‎ ‎kiedy‎ ‎słabość‎ ‎ciała‎ ‎i‎ ‎niemożność‎ ‎opanowania‎ ‎go‎ ‎w‎ ‎chwilach‎ ‎intensywnego‎ ‎działania‎ ‎łaski,‎ ‎daje‎ ‎pole‎ ‎do‎ ‎łatwiej szych‎ ‎efektów‎ ‎malarskich.

Wszak‎ ‎w‎ ‎tym‎ ‎samym‎ ‎czasie‎ ‎powstaje‎ ‎dziwaczny‎ ‎kult‎ ‎spazmów‎ ‎czy‎ ‎też‎ ‎omdlenia‎ ‎Marii‎ ‎pod krzyżem,‎ ‎któremu‎ ‎Kajetan,‎ ‎natenczas‎ ‎Prokurator generalny‎ ‎Dominikanów,‎ ‎tak‎ ‎stanowczo‎ ‎się‎ ‎przeciwstawia‎[10].

Główka‎ ‎św.‎ ‎Katarzyny,‎ ‎którą‎ ‎nam‎ ‎Fra‎ ‎Bartolomeo‎ ‎zostawił,‎ ‎należy‎ ‎całkowicie‎ ‎do‎ ‎dawnego kierunku‎ ‎i‎ ‎świadczy‎ ‎wymownie‎ ‎o‎ ‎głębokim‎ ‎zrozumieniu‎ ‎życia‎ ‎duchowego‎ ‎ze‎ ‎strony‎ ‎artysty. Twarz‎ ‎Świętej‎ ‎z‎ ‎tradycyjnymi‎ ‎jej‎ ‎rysami,‎ ‎odpowiada‎ ‎dobrze‎ ‎temu,‎ ‎co‎ ‎nam‎ ‎o‎ ‎niej‎ ‎mówi‎ ‎błogosławiony‎ ‎Rajmund‎ ‎z‎ ‎Kapui,‎ ‎że‎ ‎się‎ ‎szczególną‎ ‎urodą nie‎ ‎odznaczała;‎ ‎cały‎ ‎jej‎ ‎urok‎ ‎miał‎ ‎swe‎ ‎źródło w‎ ‎głębokim‎ ‎uduchowieniu.‎ ‎A‎ ‎jednak,‎ ‎z‎ ‎tego jasnego‎ ‎oblicza‎ ‎bije‎ ‎jednocześnie‎ ‎jakaś‎ ‎dziwna moc‎ ‎i‎ ‎słodycz.‎ ‎W‎ ‎oczach‎ ‎przebija‎ ‎głęboka‎ ‎czystość‎ ‎i‎ ‎skromność‎ ‎dziewicza,‎ ‎a‎ ‎jednocześnie‎ ‎szczerość,‎ ‎prostota‎ ‎i‎ ‎prawość‎ ‎serca.‎ ‎Jest‎ ‎w‎ ‎nich‎ ‎przebłysk‎ ‎tego‎ ‎daru‎ ‎mądrości‎ ‎Bożej,‎ ‎która‎ ‎zapanowała‎ ‎w‎ ‎duszy‎ ‎św.‎ ‎Katarzyny‎ ‎od‎ ‎chwili‎ ‎duchowego‎ ‎zjednoczenia‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎Bogiem‎ ‎w‎ ‎dniu‎ ‎zaślubin mistycznych.

Gdy‎ ‎weźmiemy‎ ‎pod‎ ‎uwagę‎ ‎wszystkie‎ ‎te‎ ‎wartości‎ ‎i‎ ‎artystyczne‎ ‎i‎ ‎historyczne‎ ‎i‎ ‎doktrynalne, to‎ ‎z konieczności‎ ‎musimy‎ ‎dojść‎ ‎do‎ ‎wniosku,‎ ‎że‎ ‎ta cegiełka‎ ‎z‎ ‎Pian‎ ‎di‎ ‎Mugnone,‎ ‎która‎ ‎nam‎ ‎przez cztery‎ ‎wieki‎ ‎przechowała‎ ‎rysy‎ ‎św.‎ ‎Katarzyny, takie,‎ ‎jak‎ ‎je‎ ‎sobie‎ ‎wyobraził‎ ‎świątobliwy‎ ‎malarz-zakonnik,‎ ‎zasługuje‎ ‎na‎ ‎to,‎ ‎abyśmy‎ ‎się‎ ‎nią więcej‎ ‎zainteresowali.‎ ‎Piękna‎ ‎główka‎ ‎pędzla‎ ‎Fra Bartolomeo,‎ ‎winna‎ ‎mieć‎ ‎pierwszeństwo‎ ‎w‎ ‎naszej czci‎ ‎dla‎ ‎świętej‎ ‎Katarzyny‎ ‎przed‎ ‎obrazami‎ ‎Sodomy,‎ ‎Guido‎ ‎Reni,‎ ‎Tiepolo,‎ ‎albo‎ ‎Zurbarana,‎ ‎mającymi‎ ‎zapewne‎ ‎pewne‎ ‎walory‎ ‎artystyczne,‎ ‎aczkolwiek‎ ‎nieraz‎ ‎bardzo‎ ‎konwencjonalne,‎ ‎ale‎ ‎pozbawionymi‎ ‎głębszej‎ ‎wartości‎ ‎doktrynalnej‎ ‎i‎ ‎tradycyjnej.‎ ‎Ona‎ ‎to‎ ‎winn‎a‎ być‎ ‎w‎ ‎reprodukcjach‎ ‎rozpowszechniana‎ ‎wśród‎ ‎czcicieli‎ ‎tej,‎ ‎którą‎ ‎jej‎ ‎naj bliżsi,‎ ‎tak‎ ‎czule‎ ‎nazywali‎ ‎„nostra‎ ‎dolcissima Mamma”.

Kto‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎tym‎ ‎obrazkiem‎ ‎zżyje,‎ ‎temu‎ ‎i‎ ‎doktryna‎ ‎Świętej,‎ ‎stanie‎ ‎się‎ ‎przystępniejsza.‎ ‎Ta‎ ‎nuta wiary‎ ‎w‎ ‎Opatrzność‎ ‎Bożą,‎ ‎ufności‎ ‎w‎ ‎Jego‎ ‎miłosierdzie‎ ‎i‎ ‎miłości‎ ‎do‎ ‎Boga‎ ‎i‎ ‎Jego‎ ‎dzieci‎ ‎na‎ ‎ziemi,‎ ‎która‎ ‎tak‎ ‎silnie‎ ‎tkwi‎ ‎w‎ ‎listach‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎Dialogu, nigdzie‎ ‎nie‎ ‎znajdzie‎ ‎lepszego‎ ‎komentarza,‎ ‎jak w‎ ‎czystym‎ ‎a‎ ‎tak‎ ‎pełnym‎ ‎wiary,‎ ‎nadziei‎ ‎i‎ ‎miłości spojrzeniu,‎ ‎które‎ ‎Fra‎ ‎Bartolomeo‎ ‎potrafił‎ ‎uwiecznić‎ ‎na‎ ‎lichej‎ ‎cegiełce‎ ‎włoskiej.

Pomoże‎ ‎nam‎ ‎on‎ ‎jednocześnie‎ ‎przenieść‎ ‎się w‎ ‎tamte‎ ‎czasy‎ ‎i‎ ‎pojąć‎ ‎ten‎ ‎urok,‎ ‎który‎ ‎św.‎ ‎Katarzyna‎ ‎roztaczała‎ ‎wokoło‎ ‎siebie.‎ ‎Zrozumiemy‎ ‎wtedy‎ ‎to‎ ‎wrażenie,‎ ‎które‎ ‎Stefan‎ ‎Macconi‎ ‎odniósł z‎ ‎pierwszego‎ ‎spotkania‎ ‎się‎ ‎ze‎ ‎Świętą.‎ ‎Wiemy,‎ ‎że wzbraniał‎ ‎się‎ ‎długi‎ ‎czas‎ ‎pójść‎ ‎do‎ ‎niej,‎ ‎a‎ ‎gdy wreszcie‎ ‎dał‎ ‎się‎ ‎nakłonić,‎ ‎był‎ ‎mocno‎ ‎zdecydowany,‎ ‎nie‎ ‎poddać‎ ‎się‎ ‎tak‎ ‎łatwo‎ ‎jej‎ ‎urokowi.‎ ‎Ale już‎ ‎pierwsze‎ ‎słowa‎ ‎Świętej,‎ ‎rozproszyły‎ ‎wszystkie‎ ‎uprzedzenia‎ ‎i‎ ‎zadzierzgnęły‎ ‎te‎ ‎więzy‎ ‎przyjaźni‎ ‎duchowej,‎ ‎które‎ ‎miały‎ ‎na‎ ‎całe‎ ‎życie‎ ‎połączyć‎ ‎ich‎ ‎dusze.‎ ‎Oto,‎ ‎jak‎ ‎określał‎ ‎on‎ ‎potem‎ ‎swe wrażenie‎ ‎z‎ ‎tego‎ ‎pierwszego‎ ‎spotkania:‎ ‎„przyjęła‎ ‎mnie‎ ‎bez‎ ‎żadnej‎ ‎nieśmiałości,‎ ‎ale‎ ‎z‎ ‎całą‎ ‎serdecznością‎ ‎siostry,‎ ‎witającej‎ ‎brata,‎ ‎wracającego z‎ ‎dalekiej‎ ‎podróży”.

Czyż‎ ‎i‎ ‎dziś‎ ‎jeszcze‎ ‎z‎ ‎pięknego‎ ‎obrazka‎ ‎Fra Bartolomeo‎ ‎nie‎ ‎wita‎ ‎ona‎ ‎podobnie‎ ‎każdego‎ ‎z‎ ‎nas?

 

Lwów, O. Jacek Woroniecki OP

 

[1] ‎Arte‎ ‎religiosa:‎ ‎Collezione‎ ‎iconografica.‎ ‎Santa Caterina‎ ‎da‎ ‎Siena.‎ ‎Con‎ ‎introdu‎‎zione ‎del‎ ‎P.‎ ‎Lodovico Ferretti‎ ‎O.‎ ‎P.‎ ‎e‎ ‎32‎ ‎illustrazioni‎ ‎Roma,‎ ‎Societa‎ ‎dell’arte illustrata,‎ ‎1924.

[2] L.‎ ‎Ferretti‎ ‎O.‎ ‎P.‎ ‎Fra‎ ‎Bartolomeo‎ ‎della‎ ‎Porta nel‎ ‎quarto‎ ‎centenario‎ ‎dalla‎ ‎sua‎ ‎morte‎ ‎(1517-1917). Firenze,‎ ‎1917.‎ ‎Str.‎ ‎39,‎ ‎n.‎ ‎38‎ ‎„vi‎ ‎e‎ ‎forse‎ ‎la‎ ‎mano‎ ‎di qualche‎ ‎scolaro“.

[3] Tak‎ ‎np.‎ ‎Fritz‎ ‎Knapp‎ ‎w‎ ‎swej‎ ‎monografji‎ ‎poświęconej‎ ‎Fra‎ ‎Bartolomeo‎ ‎(Halle,‎ ‎1903)‎ ‎mówi‎ ‎o‎ ‎główce św.‎ ‎Katarzyny‎ ‎:‎ ‎„Von‎ ‎anderer‎ ‎Hand‎ ‎und‎ ‎später„,‎ ‎str. 256.‎ ‎Natomiast‎ ‎v.‎ ‎der‎ ‎Gabelentz‎ ‎w‎ ‎swym‎ ‎dziele‎ ‎„Fra
Bartolomeo‎ ‎und‎ ‎die‎ ‎Florentiner‎ ‎Renaissance”‎ ‎(Leipzig,1922),‎ ‎nie‎ ‎ma‎ ‎żadnych‎ ‎wątpliwości‎ ‎co‎ ‎do‎ ‎autorstwa
Fra‎ ‎Bartolomeo,‎ ‎zaznacza‎ ‎tylko‎ ‎w‎ ‎nawiasie,‎ ‎że‎ ‎obraz został‎ ‎„stark‎ ‎übermalt„,‎ ‎t.‎ ‎I,‎ ‎str,‎ ‎146.

[4] Słynny‎ ‎cudowny‎ ‎obraz‎ ‎Matki‎ ‎Bożej‎ ‎w‎ ‎La‎ ‎Quercia‎ ‎koło‎ ‎Viterbo‎ ‎jest‎ ‎też‎ ‎malowany‎ ‎na‎ ‎dachówce‎ ‎ceglanej.

[5] Gdy‎ ‎O.‎ ‎Ferretti‎ ‎pisał‎ ‎swe‎ ‎studium‎ ‎o‎ ‎Fra‎ ‎Bartolomeo‎ ‎w‎ ‎1917‎ ‎r.,‎ ‎były‎ ‎one‎ ‎jeszcze‎ ‎w‎ ‎Galleria‎ ‎delle‎ ‎Belle‎ ‎Arti.

[6] Mam‎ ‎przekonanie,‎ ‎że‎ ‎obraz‎ ‎uległ‎ ‎w‎ ‎ostatnich czasach,‎ ‎t.‎ ‎j.‎ ‎już‎ ‎w‎ ‎XX‎ ‎wieku‎ ‎znacznemu‎ ‎zepsuciu. Gdym‎ ‎go‎ po‎ ‎raz‎ ‎pierwszy‎ ‎w‎ ‎zimie‎ ‎1908‎ ‎widział,‎ ‎zdał mi‎ ‎się‎ ‎o‎ ‎wiele‎ ‎jaśniejszy‎ ‎niż‎ ‎jest‎ ‎dzisiaj.‎ ‎Nie‎ ‎opierałbym‎ ‎się‎ zresztą‎ ‎na‎ ‎subiektywnym‎ ‎wrażeniu‎ ‎i‎ ‎na‎ ‎pamięci,‎ ‎tym bardziej,‎ ‎że‎ ‎wówczas‎ ‎w‎ ‎Galleria‎ ‎obrazek‎ wisiał niżej‎ ‎i‎ ‎był‎ ‎nieco‎ ‎dostępniejszy,‎ ‎niż‎ ‎dzisiaj,‎ ‎odkąd‎ ‎powrócił‎ ‎do‎ ‎San‎ ‎Marco.‎ ‎Ale‎ ‎mam‎ ‎na‎ ‎to‎ ‎inny‎ ‎dowód bardziej‎ ‎obiektywny‎ ‎:‎ ‎oto‎ ‎dawniejsze‎ ‎jego‎ ‎fotograf‎ie są‎ ‎jaśniejsze‎ ‎i‎ ‎wyrazistsze‎ ‎niż‎ ‎te,‎ ‎które‎ ‎dziś‎ ‎Brogi i‎ Alinari‎ ‎robią.

[7]La‎ ‎piu‎ ‎parte‎ ‎di‎ ‎questi‎ ‎dipinti,‎ ‎tutti‎ ‎di‎ ‎un‎ ‎stile grandioso,‎ ‎non‎ ‎hanno‎ ‎lode‎ ‎a‎ ‎mio‎ ‎avviso‎ ‎di‎ ‎molta‎ ‎gentilezza‎ ‎nelle‎ ‎forme‎ ‎e‎ ‎di‎ ‎accurata‎ ‎esecuzione‎;‎ ‎onde basti‎ ‎averli‎ ‎accenati„.‎ ‎Memorie,‎ ‎T.‎ ‎II,‎ ‎str.‎ ‎158-159.

[8] Patrz‎ ‎u‎ ‎O.‎ ‎Ferretti:‎ ‎Fra‎ ‎Bartolomeo,‎ ‎str.‎ ‎20, ods.‎ ‎1‎ ‎i‎ ‎tablica‎ ‎VII.

[9] ‎Patrz‎ ‎objaśnienia‎ ‎do‎ ‎tablic‎ ‎II‎ ‎i‎ ‎VIII.‎ ‎Tradycyjne‎ ‎rysy‎ ‎św.‎ ‎Katarzyny‎ ‎są‎ ‎nader‎ ‎widoczne‎ ‎u‎ ‎Vecchietty‎ ‎(tabl.‎ ‎IV‎ ‎i‎ ‎V)‎ ‎i‎ ‎jeszcze‎ ‎bardziej‎ ‎u‎ ‎Bergognone‎ ‎(tabl.‎ ‎X),‎ ‎który‎ ‎być może‎ ‎zachował‎ ‎nam‎ ‎też i‎ ‎rysy‎ ‎Stefana‎ ‎Maconi.‎ ‎Widać‎ ‎je‎ ‎też‎ ‎i‎ ‎u‎ ‎el‎ ‎Marrina choć‎ ‎w‎ ‎mniejszym‎ ‎stopniu‎ ‎(tabl.‎ ‎XIV)‎ ‎i‎ ‎nawet‎ ‎u‎ ‎Sodomy‎ ‎w‎ ‎jego‎ ‎obrazie‎ przedstawiającym‎ ‎św.‎ ‎Katarzynę rozmyślającą‎ ‎o‎ ‎śmierci‎ ‎(tabl.‎ ‎XV)‎ ‎:‎ ‎nie sposób‎ ‎jednak dopatrzeć‎ ‎się‎ ‎ich‎ ‎w‎ ‎jego‎ ‎tak‎ ‎bardzo‎ ‎przecenionych w‎ ‎historii‎ ‎sztuki‎ ‎freskach‎ ‎(tabl.‎ ‎XVI‎ ‎—XX).

[10] Patrz:‎ ‎M-J.‎ ‎Congar,‎ ‎Cajetan‎ ‎et‎ ‎la‎ ‎dévotion a‎ ‎la‎ ‎Compassion‎ ‎de‎ ‎Marie.‎ ‎Vie‎ ‎Spirituelle,‎ ‎Suppl. Mars,‎ ‎1934.‎ ‎Str.‎ ‎142-160.

Postaw kawę autorowi! 10 zł 20 zł 30 zł

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.