Niektórzy kojarzą posła Łukasza Schreibera i jego byłą żonę Mariannę, która robi karierę w mediach społecznościowych. Nie tak dawno, zdaje się w Sylwestra, pan Łukasz wpuścił do sieci zdjęcie z nową jakąś swoją koleżanką, na tle półki z książkami. Wyraźnie widać było co on tam ma. Rzędem obok siebie stały na półce biografie największych politycznych zbrodniarzy XX wieku. W tym Pol Pota, którego i ja miałem w swoim sklepie, ale wziąłem ledwie 5 egzemplarzy i już nie dobierałem później dodatkowych. Nie chcę tu jakoś krytykować Łukasza Schreibera, a jedynie wskazać na to, że formaty, które opisują życie zbrodniarzy są jednymi z najważniejszych na rynku treści. W zasadzie dominują, albowiem, podobnie jak pornografia, adresowane są do instynktów. I nie ma doprawdy znaczenia, czy książkę napisał profesor uniwersytetu, czy jakiś popularyzator, czy zwykły oszust. Chodzi o to, że życie zbrodniarzy staje się częścią naszego życia i w zasadzie nie potrafimy rozmawiać o niczym, jak tylko o ich życiu.
Czasem ludzie zdumiewają się nad potęgą ducha i myśli czasów dawnych. – Jak to było możliwe – pytają, że powstały katedry w Ille de France? Albo wielkie cysterskie opactwa? Albo jak to było możliwe, że Michał Anioł wyrzeźbił to co wyrzeźbił? No tak, że ludzie, którzy w tych przedsięwzięciach uczestniczyli nie zawracali sobie, pardon, dupy, złem. Dążyli za to do rzeczy wzniosłych i prostych, a ich zachowanie nie było oceniane jako pretensjonalne, ale oczywiste, godne naśladowania i właściwe. Z niego brało się wszystko inne, czyli umiejętności praktyczne, wytrwałość i kunszt. Potem wszystko to umarło, a powód był jeden – fascynacja złem. Zaczęła się ona, co dość oczywiste, od promowania człowieka, jako istoty doskonałej, albo bliskiej doskonałości. No, ale nie o tym dziś będziemy mówić.
Jak to się proszę Państwa stało, że daliśmy sobie wmówić iż życie zbrodniarzy, jakichś śmierdzieli, agentów, oszustów, ludzi działających podstępnie i ze złą intencją, jest ważniejsze niż życie świętych Kościoła? Tego pojąć, przyznam się, nie potrafię. Fakt jest jednak faktem. Rzecz ma zaś głębszą wymowę, niż proste stwierdzenie, że zbrodnia fascynuje. Bo nie fascynuje. Mnie przynajmniej nie fascynuje, a wręcz nudzi. Czy można, choćby w przybliżeniu, wskazać moment kiedy wskazano, bo chyba tak to wyglądało – wskazano – że zbrodnia ma fascynować? Mam wrażenie, że jest to początek ery wielkiego przemysłu, czyli ten moment kiedy ludzie, zamiast na nabożeństwo w wiejskim kościele, chodzić zaczęli na 12 i więcej godzin do fabryki. No i stan ten utrwalał się coraz bardziej, a to oznaczało, że tłumy żyjące w upodleniu życia fabrycznego, w bezpośredniej bliskości masowych, ale prymitywnych technologii, należy jakoś uczłowieczyć. Dać im coś, co nie będzie jedynie pracą ponad siły, ale także jakąś namiastką rozrywki. Najpierw więc nauczono wszystkich czytać, by mogli zrozumieć treść rozporządzeń i szyldów, a potem sprzedano im historię zbrodni i szlachetnych mścicieli. Format ten obowiązywał do czasów komuny, która go odrzuciła i zastąpiła własnym, czyli historiami o bohaterach rewolucji. Postkomuna zaś zaczęła karmić masy demaskacją swojej poprzedniczki i wskazywaniem na zbrodnie jej największych bohaterów. I tak dotoczyliśmy się do czasów współczesnych. Fascynacja złem nie ustaje, a każdy kto oglądał kiedykolwiek Netflixa wie o tym doskonale. Eksploatuje się tam coraz bardziej nędzne, nudne, rozłażące się w rękach formaty, wspomagane bieda-fantastyką o przygodach Lucyfera na strzeżonym osiedlu dla vipów i młodych małżeństw z kredytem. I nikt nie próbuje zawracać z tej drogi. Dlaczego? Po pierwsze – jest to bardzo trudne. Bardzo trudno jest namawiać masy do czegoś innego niż stymulacja instynktów. Tym trudniej im mniej okazji do tworzenia i w ogóle działań autorskich mają ludzie. A robotnicy w fabryce, pracownicy korporacji, żołnierze i policja jawna i tajna, nie mają takich okazji w ogóle. Dziś zaś, nawet gdyby je mieli, na pewno by nimi gardzili. Nie sposób odwrócić się od zła, bo to jest jednak wyzwanie. I nikt nie jest na nie gotowy, tak głęboko zapadliśmy się w bagno. A gdzie tu jeszcze mówić o jakiejś twórczości, dążeniu ku dobru czy nawracaniu. To są niemożliwe rzeczy, albowiem konsumpcja zła i badziewia wywołuje efekt następujący – trzeba ją czymś usprawiedliwić, czyli wymieniać poglądy i opinie na temat zła i badziewia. Żeby to jakoś szło, kupuje się flaszkę, bo na trzeźwo to nijak nie daje się przepchnąć.
Kolejna kwestia jest znacznie poważniejsza i dotyczy autentyzmu przeżyć. Jak ktoś czyta o masowych mordach, gwałtach, albo je ogląda, żyje przeświadczeniem, że oto uczestniczy w przeżyciach autentycznych. A jak ksiądz mówi na mszy – świętymi bądźcie – to ludzie się tylko gapią i każdy myśli – to znaczy co mam robić? Bo nikt nie zna żadnych świętych, może poza świętymi męczennikami, których się boi, bo a nuż Pan Bóg i od niego zażąda męczeństwa i co wtedy? Gdzie się schować panie dziejaszku? Poza tym, a pisałem już na ten temat dawno, wezwanie do świętości które często słyszymy dalekie jest od konkretu i ja zawsze mam wrażenie, że ono nie brzmi do końca autentycznie. To znaczy, że w dzisiejszych czasach episkopat wzywając nas do świętości chce w istocie powiedzieć – zamknijcie się, siedźcie cicho i płaćcie, a wszystko się jakoś ułoży. Być może moje mniemanie jest błędne, ale dobrze żebyśmy na ten temat podyskutowali. Bo może w ogóle nie mamy naśladować świętych tylko Pana Jezusa, a o nich powinniśmy całkiem zapomnieć? Bo i po cóż nam oni, kiedy wspomina się ich tylko czasem w liturgii? Ja bym się jednak upierał, że są potrzebni. To zaś czego nam brakuje to opisu ich działań w konkretnych sytuacjach. Tych zaś nie ma, albo są podawane tak, by każdy od razu – na pytanie – czy zostanie świętym, odpowiadał sobie w duchu – oby nie. Bo przede wszystkim chce żyć, a nie umierać w bunkrze głodowym, jak św. Maksymilian.
Wiedza na temat zbrodniarzy jest elementem ubogacającym życie erudytów i tak zwanych zwykłych ludzi. Tak to niestety wygląda. Wiedza na temat świętych nie wzbogaca nikogo, bo nie istnieje. I nie jest to tylko wina kolporterów brukowej literatury i jej pochodnych. Jest to także wina formatów lansowanych przez Kościół. Ich konstrukcja, podobnie jak konstrukcja brukowych historii o przestępcach bazuje na emocjach. To znaczy na deficytach właściwie. Stąd już tylko krok do prostej odpowiedzi na wezwanie do świętości, która polega na emocjonalnym ekshibicjonizmie, tak przecież bardzo widocznym w całym religijnym życiu dookoła nas. I nie będę tu wymieniał nazwisk bo nie ma to doprawdy sensu.
Niczego nie wiemy o świętych, a ich życie podawane jest nam dziś w bardzo nędznej i pretensjonalnej redakcji. Tak, jakby duch groszowych kryminałów zagnieździł się w umysłach autorów obrabiających poletko katolickich treści. Są oczywiście wyjątki. Sprzedawałem tu, przez moment, książkę Marty Kowalczyk o błogosławionej Dorocie i świętej Mechtyldzie. Dzieła osadzone w realiach, a jednak dotyczące spraw mistycznych i nadzwyczajnych. Myślę, że to dobra droga i dlatego będziemy ją kontynuować.
Powtórzę – nic nie wiemy o świętych, a życie zbrodniarzy zaprząta nasz umysł niesłychanie intensywnie. Może spróbujmy naszą drogę ku świętości zacząć od zmiany ten sytuacji. Taka propozycja.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/legenda-sw-franciszka-z-asyzu-wedlug-swiadectwa-wspolczesnych/
Zostało nam tylko 56 egzemplarzy wznowionego, pierwszego numeru „Szkoły nawigatorów”
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-1-cudem-odzyskane-30-egzemplarzy/
Jak wszyscy pewnie już dawno zauważyli, nie mam przymusu wypowiadania się na temat Ukrainy, i nie buduję narracji mających przez tę okoliczność zwrócić uwagę na mnie i mój portal. Mam jednak przymus zebrania pieniędzy na mieszkanie dla dwójki uchodźców. Jeśli ktoś może i chce nich mnie wesprze
https://zrzutka.pl/fymhrt?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification
Przypominam o naszych nowościach i wznowieniach
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/roman-sanguszko-pamietniki-ksieznej-klementyny-sanguszkowej/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/ksiecia-eustachego-sanguszki-pamietniki-1786-1815/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/julian-ursyn-niemcewicz-pamietniki-z-lat-1830-1831/
Kolejna konferencja odbędzie się na zamku w Gniewie, 24 maja bieżącego roku. Prelegentami będą:
Marta Kowalczyk, tematu wykładu jeszcze niestety nie znamy, ale na pewno będzie ciekawy i zaskakujący
Justyna Liguz, która opowie o działaniach Kościoła w czasie plebiscytu na Powiślu w roku 1919 roku. Dokładne brzmienie tytułu podam później
Piotr Szczurowski, autor książki „Prusowie”, który wygłosi wykład „Bitwa nad rzeką Sirgune oraz jej znaczenie dla dziejów Prus, Polski i Europy”
Adam Nosko, który nie dość, że wygłosi wykład, to jeszcze w niedzielę 25 maja o 13.30 oprowadzi chętnych po katedrze w Kwidzynie. Tytuł wykładu podam później.
Piątym wykładowcą będzie najprawdopodobniej Piotr Grudziecki, nasz kolega, który opowie o Tumulcie Toruńskim.
Zamek Gniew to dwa duże hotele i kilka pokoi w samym zamku, wszystko jest obok siebie. Każdy, kto się zdecyduje na udział w konferencji, w rozsądnym czasie, na pewno zdąży sobie pokój zarezerwować.
Dzień dobry. W sumie tak to jest, ale trzeba jednak dodać, że te XIX-wieczne fabryki zbudowano w krajach protestanckich. A religia ta głosi programową niedoskonałość człowieka. Jest on grzeszny i trudno. Tak ma być. Nie ma mowy o jakimś dążeniu do świętości. Najwyżej – do fabryki. To dlatego wymazano postaci świętych ze zbiorowej świadomości i zastąpiono je patologicznymi zbrodniarzami. Także w myśl pomysłu Dickensa – „ja to jeszcze nie mam tak źle…” Święci byli z reguły buntownikami. Przeciw władzy świeckiej, bezwzględnej i bezbożnej. A tu, panie, buntowników nie potrzeba. Raczej bezmyślnych zadowolonych z siebie i swojego trawienia żywych robotów. Łatwych do przeprogramowania kiedy będzie trzeba. Dla nas nauka z tego tylko taka, że tak długo jak można powinniśmy bronić się i nie dać tych świętych nam wyrwać.
No, mam taki zamiar
Od pewnego czasu, jako hasła komputerowe (zmieniane np. co miesiąc) stosuję imiona i nazwiska świętych i błogosławionych (nb. katolickich – bo np. ewangelicy odrzucają kult świętych).
Dowiedziałem się o nich – świętych i błogosławionych patronach moich haseł – (na ogół z Wiki) wielu bardzo ciekawych rzeczy, których inaczej nigdy bym nie poznał.
Oprócz np. architektury i malarstwa, koniecznie należy wskazać na dzieła muzyczne (np. kantaty Bacha, w których „do Nieba sięgał”) – jest tam ładunek żywych uczuć i emocji, natchnień i kontemplacji.
Cała ta gnijąca cywilizacja współczesna starannie zaciera wszelkie ślady łączące ją z jej źródłami religijnymi.
I „tylko” ten Całun, i te nierozkładające się ciała; i ta krew w ampułce Św. Januarego …
Ludowa pobożność…nadmiernie eksploatowana
W moim małym rozumku … myślę sobie, że kantaty Bacha to nie jest pobożność ludowa …
Wiedza o historycznych paskudztwach jest popularyzowana po to, żeby robol z fabryki po pierwsze wiedział że coś paskudnego miało kiedyś miejsce, po drugie żeby rozumiał kampanię oczerniającą kiedy ta sięgnie po porównanie czegoś albo kogoś do paskudztwa historycznego.
Ale nierozkładające się ciała już tak
No tak, to służy budowaniu metajęzyka
Od kilku miesiecy dojrzałem by codziennie czytać ILG. Oprócz tekstów liturgicznych są tam patroni dnia. To niesamowite jak czytajac biografie świętych KK można podróżować w czasie i przestrzeni.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.