Naprawdę bardzo chciałem dziś rano napisać tekst, ale jak to bywa na wsi polskiej 35 km od Warszawy dwa razy wyłączyli prąd. Za pierwszym razem się nie przejąłem i pomyślałem, że drugi raz się to nie zdarzy. Nie zapisałem tekstu. Wszystko poszło w powietrze. Nie mam już czasu zaczynać od nowa. Zostawiam Wam więc fragment biografii św. Ludwika.
Król-pielgrzym
Święty Ludwik przy okazji podróży uczestniczył w nabożeństwach odprawianych w ośrodkach pielgrzymkowych. Lecz czasami to pielgrzymka była jedynym celem podróży.
Szczególnym nabożeństwem otaczał Maryję Dziewicę, która stała się w XIII wieku przedmiotem bujnie rozwijającego się kultu, tym gorliwszego u króla, że była ona najwyższą orędowniczką u swego syna Jezusa, najlepszą wspomożycielką dla jego królestwa, jego poddanych i dla niego samego. Święty Ludwik wiele razy udawał się na modlitwy do Matki Boskiej z Chartres, Matki Boskiej z Sées i Matki Boskiej z Bernay (Notre Dame de la Couture).
Wśród pielgrzymek króla do sanktuariów najbardziej znacząca była ta, którą odbył 2 maja 1244 roku do Rocamadour razem z matką i trzema braćmi. Była to zatem pielgrzymka rodzinna, w najlepszym stylu świętego Ludwika, a także pielgrzymka królewska, ponieważ inicjatorem pielgrzymek do Rocamadour był Henryk II, król Anglii, który był tam dwa razy, w tym raz po odkryciu tam ciała świętego Amadura. Ojciec Blanki Kastylijskiej, król Alfons VIII (1158-1214) również tam przybył. Tymczasem, jak stwierdził z wnikliwością Alphonse Dupront, „poza cudotwórczą aurą, jaką roztaczała wokół siebie osoba króla Francji w kontakcie z tłumami, królewski pielgrzym nadawał miejscu, do którego przybywał, szczególnego znaczenia”. Była to pielgrzymka przebłagalna, odbyta w celu zapewnienia opieki Maryi. Była to również pielgrzymka dziękczynna za wyzdrowienie króla po bitwie pod Taillebourgiem i za narodziny jego pierwszego syna. Alphonse Dupront argumentował również, że święty Ludwik, tak jak inni pielgrzymi, musiał być uwrażliwiony (jak to miało miejsce później w pieczarze Sainte-Baume) na mistykę pionowego wymiaru, narzucającą się przez kształt skały, i na macierzyńskie schronienie wewnątrz skały, azylu Matki Dziewicy, czarnej Dziewicy, która ponownie nawiązywała do Wschodu. Była to w końcu pielgrzymka polityczna, ponieważ – co było wówczas rzadkością – odzwierciedlała intencje króla Francji w poszukiwaniu „równowagi pomiędzy Północą i Południem”.
W marcu 1256 roku święty Ludwik udał się na Mont Saint-Michel, pielgrzymka do archanioła na wysokości, który nie był jeszcze wówczas wielkim obrońcą królów i królestwa Francji, lecz który wznosił się tam nie tylko naprzeciw niebezpieczeństw morza, lecz również naprzeciw Anglików, z którymi nie zawarto jeszcze pokoju. Była to sakralność innej pionowości, która oznaczała dominację tego, co wysoko, nad tym, co nisko, tak mocno ujawniającą się w chrześcijaństwie, a którą święty Ludwik uzupełnił dodając sakralność poziomą, sakralność pokory.
Poza krucjatami na Wschód, w granicach świata chrześcijańskiego, święty Ludwik nie opuścił królestwa Francji. To była jego przestrzeń. Nie wojował, chyba że ktoś sprowadził wojnę na jego ziemie, jak wielcy wasale w latach jego młodości, czy też król Anglii. Dawał Francji coraz większą niezależność od Cesarstwa, podobnie jak zaczął to czynić w zdecydowany sposób jego dziadek Filip August, nie chciał jednak mieszać się do spraw Cesarstwa. Stały się one dla niego sprawami zagranicznymi.
Zresztą dla chrześcijanina XIII wieku, istniały trzy główne pielgrzymki, z których dwie odbywały się w świecie chrześcijańskim: do Rzymu i Santiago de Composteli. Ludwik nie był w tych miejscach i nie wydaje się, by kiedykolwiek o tym marzył. Rzym bez wątpienia nie był miejscem spokojnym w momencie, gdy papiestwo zmagało się w południowych Włoszech najpierw z Fryderykiem II, a następnie z Manfredem. Zapewne jednak to głębsze powody odwodziły Ludwika od pielgrzymki do grobów apostołów. Rzym był miejscem podróży ad limina dla ludzi Kościoła. On zaś był człowiekiem świeckim. Oddawał cześć świętemu Kościołowi i „apostołom z Rzymu”, lecz pozostawiał ich u siebie. A w końcu Rzym był miastem cesarza. Chociaż król Francji szanował również cesarza, nie musiał mu składać żadnego hołdu. Pozostawienie jemu, jako jedynemu spośród świeckich władców miejsca w Rzymie, oznaczało szacunek, bez okazywania jakiegokolwiek uznania jego hierarchicznej pozycji.
Bardziej zadziwiająca była obojętność króla wobec Composteli. Udał się tam jego przyjaciel Joinville, był z tego dumny i szczęśliwy. Mimo, że niektóre teksty każą przywoływać umierającemu Ludwikowi właśnie świętego Jakuba, to nie wydaje się on być jednym z jego ulubionych świętych.
Wielka trójca, do której się modlił, to święty patron jego królestwa i dynastii, święty Dionizy, osiągalny w odległości krótkiej przejażdżki konnej z pałacu króla w Paryżu; Maryja Dziewica, obecna w tylu miejscach, a niektóre z nich, i to najbardziej znamienite, znajdowały się w jego królestwie; a wreszcie i przede wszystkim Chrystus, a Chrystus – to Jerozolima. Jerozolima – jego wielkie pragnienie i wielkie cierpienie, ponieważ zbliżył się bardzo do świętego miejsca, a nie mogąc go wyzwolić, poszedł za radą swoich baronów: nie było możliwe, by król arcychrześcijański poprzestał na obejrzeniu Jerozolimy uznając, że to niewierni mają nad nią władzę i należy prosić ich o list żelazny. Wolno było Fryderykowi II odkupić święte miasto od muzułmanów; skoro Ludwik nie mógł jej zdobyć, objąć, nie zobaczy jej. Którą zatem Jerozolimę wzywał przed śmiercią? Ziemską czy niebiańską? Z tego wielkiego zamętu zrodziła się krucjata.
Dla świętego Ludwika przestrzeń chrześcijańską stanowi świat chrześcijaństwa rzymskiego i europejskiego oraz Ziemia Święta. Krucjata nie była podbojem, lecz odzyskaniem. W tej duchowej przestrzeni, lekceważącej geografię, nie liczyło się to, co oddzielało w sensie geograficznym początek i serce chrześcijaństwa od jego ciała na Zachodzie. Ziemia Święta i świat chrześcijański stanowiły jedno. Jego misją było odtworzenie tej jedności.
Jednak pośrodku tego rozdzielonego chrześcijaństwa znajdowała się przestrzeń stanowiąca wyzwanie – morze.
Święty Ludwik i morze
Od 1248 do 1254 roku morze było prawie codziennie obecne w działaniach i myślach świętego Ludwika; przez wiele tygodni przebywał na morzu, na morzu podejmował ważne decyzje, a w 1270 roku umarł nad brzegiem morza, po kolejnej podróży morskiej. Tym morzem było oczywiście Morze Śródziemne.
Burze i „morskie przygody” nie oszczędziły, jak widzieliśmy, świętego Ludwika. Współcześni mówili „przypadki morskie” w tych przypadkach, gdzie kusiłoby nas, aby powiedzieć „morska fortuna”; wyrażenie to wkrótce ma odnieść wielki sukces. Pomiędzy jednym a drugim prawdopodobnie nastąpiło przejście od mentalności ludzi rycerskiego ducha rzuconych w morze, do mentalności ludzi dobrze znających korzyści płynące z handlu morskiego i w jaki sposób może być on zagrożony przez to, co będą nazywać fortuną.
Morskie utrapienia były dla ludzi średniowiecza charakterystycznym wyzwaniem doświadczanym przez świętych, a topos, hagiograficzne „miejsce wspólne”, o niebezpieczeństwie morza było stosowane zwłaszcza w odniesieniu do krzyżowców, owych bohaterów-pokutników, którzy podejmowali najniebezpieczniejszą z pielgrzymek, tę, która przez „przejście” morza prowadziła do regionów, które tak trafnie definiuje termin „zamorskie” (partes ultramarinae). Papież Bonifacy VIII w kazaniu wygłoszonym 6 sierpnia 1297 roku w Orvieto z okazji kanonizacji świętego Ludwika podał, jako jeden z przykładów jego świętości, sposób, w jaki zmierzył się z morzem podczas krucjaty: „Naraził swe ciało i swe życie dla Chrystusa przemierzając morze”.
W końcu morze było dla świętego Ludwika miejscem doświadczenia osobistego i zbiorowego. Był on również morskim nomadą, narażonym na wszelakie perturbacje, na jakie mógł być narażony stateczny chrześcijanin. Usiłował on zapobiec owym dolegliwościom w takim stopniu, w jakim było to możliwe. Uzyskał od Kościoła pozwolenie na posiadanie na swej nawie konsekrowanego ołtarza i hostii. Można było tam odprawiać mszę i przyjmować komunię. Rozkład modlitw mógł być w zasadzie przestrzegany na statkach, a król był tam, zgodnie ze swym zwyczajem, obok świeckich panów, jak Joinville, otoczony duchownymi i zakonnikami. Lecz inne niepokoje wzbudzali w nim marynarze, ród dziki i grzeszny. Świat marynarzy był dla ludzi stałego lądu, jakimi byli w przeważającej mierze ludzie średniowiecza, światem mało znanym, niepokojącym światem morskich nomadów, którzy zmieniali się od czasu do czasu, gdy przybijali do przystani, w lud przejściowo osiadły, obcy, często o złych obyczajach. Gdy święty Ludwik wchodził na swą nawę, był, jak mówi nam Gotfryd z Beaulieu, zaskoczony i zasmucony mało pobożnym postępowaniem tamtejszych marynarzy. Narzucił im, nie bez szemrania ze strony owych półdzikusów, obowiązek uczestniczenia w nabożeństwach i modlitwach, które odtąd wybijały rytm czasu podróży. Niewątpliwie reakcja świętego Ludwika nie wynikała jedynie z zaskoczenia i niedoświadczenia, lecz wywodzi się raczej z negatywnego obrazu, jaki o tych ludziach marginesu miał Kościół. Kazanie, czy też dokładniej ujmując wzór nieogłoszonego kazania autorstwa Jakuba z Vitry, sławnego kaznodziei, który był w Ziemi Świętej, żyjącego w czasach młodości Ludwika, skierowany jest ad marinarios („do marynarzy i żeglarzy”), obrał sobie za temat psalm CVI, mówiący jednocześnie o niebezpieczeństwach i o wspaniałościach morza. Morze było morzem „doczesności”, a zatem ludzkiej społeczności, ziemskiego świata. Było tenebrosa et lubrica, mroczne i chwiejne. Wielorakie, rozmaite, multiplex.
Jakub z Vitry, który znał mowę żeglarzy, używał również słownictwa z języka potocznego. Wyliczał ułomności i grzechy żeglarzy i marynarzy. Przesada jest typową cechą tych kazań, jednak obraz ten jest rzeczywiście bardzo negatywny. To właśnie tego typu literatura zapewne kształtowała postrzeganie świętego Ludwika.
Cóż zatem takiego robili żeglarze? Albo porzucali pielgrzymów na wyspach, gdzie skazywali ich na śmierć głodową i okradali, albo, co gorsza, sprzedawali ich Saracenom jako niewolników, lub też rozbijali statek z pielgrzymami i kupcami, których przewozili, korzystając z ich braku doświadczenia na morzu, i uciekali na szalupach i barkach, na które ładowali dobra i towary. Nie mówiąc już o tych, którzy rozbijali okręty i ograbiali rozbitków: jest to aluzja do prawdziwego zdarzenia, które w średniowiecznym chrześcijaństwie stało się prawie legendą, do rozbicia się statku świętego Pawła. Lęk wzbudzały również ich lądowe przywary; ci bywalcy tawern i domów publicznych wydawali wszystkie pieniądze, które mogli zarobić na morzu na wątpliwe przyjemności. Zatem na morzu król miał do czynienia z niebezpieczeństwem fizycznym i moralnym.
Dla świętego Ludwika morze było zatem przede wszystkim przestrzenią religijną i symboliczną. Obraz morza, bardzo często występujący w Biblii, jest obrazem straszliwym, mającym swe źródło w otchłani chaosu z początków świata. W Księdze Rodzaju, gdy Bóg stwarza świat, morze ukazuje się jako świat chaosu, miejsce, w którym mieszkały i działały demoniczne moce, potwory i umarli, które szał swój skierują przeciwko Bogu i ludziom. Ziemia podlegała ucywilizowaniu, morze pozostało dzikie. W innej wersji stworzenia świata znajdującej się w Księdze Hioba, ponownie pojawiają się potwory żyjące w morzu i czasami opuszczają je, by siać wśród ludzi grozę. Dzieje się tak zwłaszcza w przypadku Lewiatana. Daniel, któremu przeciwstawiały się potworne bestie, widział głównie morskie potwory. I owe bestie ponownie wychodzą na pierwszy plan w Apokalipsie: „I ujrzałem bestię wychodzącą z morza, mającą […] siedem głów, a na rogach jej dziesięć diademów, a na jej głowach imiona bluźniercze”. Równie niebezpieczny obraz morza pojawia się jeszcze w Nowym Testamencie. Jezioro Tyberiackie jest tam utożsamiane z morzem. Jest to jezioro z burzami fizycznie i symbolicznie obrazującymi morze.
Strach przed morzem, wszechobecność burzy i niebezpieczeństwo rozbicia statku święty Ludwik odnajdował w żywotach świętych, które mu opowiadano lub które sam czytał, a szczególnie w książce prawie współczesnej, spisanej przez genueńczyka, Jacopo da Varazze (Jakuba z Voragine). Maria Magdalena, święty Maurycy, święty Klemens i wielu innych, to święci ratujący okręty od rozbicia.
Był to świat strachu, lecz w średniowieczu jeszcze bardziej świat rozchwiany, świat, w którym symbolem Kościoła był ikonograficzny topos nawy świętego Piotra. Również możni, jeśli nie sprzyjało im koło fortuny, byli miotani przez morze. Rzeczywista nawa świętego Ludwika była innym wcieleniem tego samego symbolu, wydana na pastwę kaprysów fal, na morskie przypadki.
Lecz był to również świat, w którym Jezus poskramiał rozszalałe fale i chodził po wodzie, gdy tymczasem święty Piotr, z braku wiary, ryzykował utonięciem. W ostatecznym rozrachunku nie należało bać się morza, gdyż na końcu świata Bóg zniszczy je w pierwszej kolejności, by zaprowadzić spokój przed Sądem Ostatecznym. „I morza już nie ma” (Ap, 21, 1). „A śmierci już odtąd nie będzie” (Ap, 21, 4) Gdyż morze, to śmierć. Już Izajasz powiedział: „W ów dzień Pan […] zabije też potwora morskiego” (Iz, 27, 1). Lecz morze stanowiło również przestrzeń wiodącą ku krucjacie, przestrzeń pokuty, próby, ale również pragnienia i nadziei, nadziei, że na końcu owego wodnego szlaku odnajdzie się muzułmańskich książąt gotowych do nawrócenia; takie było niezmienne pragnienie świętego Ludwika. Iluzja nawrócenia działała tak w Egipcie, jak i w Tunisie.
Święty Ludwik był świadom istnienia bardziej pozytywnych obrazów morza, przekazanych w tradycji biblijnej i chrześcijańskiej. Pierwszy z tych obrazów to świat wspaniałości, zwłaszcza wysp, wysepek szczęścia, drogocenne resztki złotego wieku, wyspy szczęśliwe, według tradycji przejętej przez chrześcijaństwo od starożytności, tak w przypadku wysp mórz Północy, po których żeglował święty Brendan, jak i wysp Atlantyku, którym zaczęto się interesować, czy też wysp Morza Śródziemnego. U Joinville’a odnajdujemy dwa epizody wyspiarskich cudowności w zapisie morskich podróży świętego Ludwika. Pierwszy opowiada o postoju na jednej z wysp, postoju przedłużonym, ponieważ młodzi ludzie z jednej z naw wysiedli, by nazbierać owoców, i nie powrócili na pokład. W drugiej, bardziej znaczącej, na scenie pojawia się święty Ludwik, Joinville i kilku panów, którzy wysiedli na wyspie, gdzie znaleźli kwiaty, zioła, drzewa i bardzo starą pustelnię ze szczątkami kości. Owym chrześcijanom nie nasuwa to jednak skojarzenia z pogańskim złotym wiekiem, lecz z obrazem pierwotnego kościoła, pierwszych chrześcijańskich pustelników, zanurzonych w naturze, we wspaniałej samotności tej wyspy. Morze było również przestrzenią cudów, i Joinville opowiada nam ten, który dotyczył ocalenia jednego z towarzyszy świętego Ludwika, który wpadł do morza.
Lecz morze to przede wszystkim droga, którą święty Ludwik wybrał i którą chciał poskromić, by dotrzeć na Wschód.
Pięknie. Jak wszakże dotrzeć na Wschód?
Wszystkie drogi prowadziły do Rzymu, wszystkie autostrady prowadzą do Berlina ☺
XXI wiek … a rzeczywistość skrzeczy, prąd dowiozą furmanką
Wystarczy spojrzeć na obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Wschód jak żywy…
Na chwilowe kłopoty z prądem – zasilacz awaryjny UPS za ok 300 zł ☺
na szkole nawigatorów było o sant Michel może ktoś podrzuci linka byłoby bardzo ciekawie
Masny mówi, że podczas planowanych na 10 października demonstracji w stolicy najbardziej obawia się użycia przez władze sił policyjnych z prowincji.
Jak rozumiem, do prowincji (wsi) należą tereny poza granicami Warszawy z 1967 roku albo nawet z 1951 r.
A było morze mroczne i chwiejne…
W czasach Ludwika cesarstwo wschodnie było nieporównanie bogatsze i lepiej rozwinięte od Zachodu.
Peany na cześć morza (Bałkany i stepy na Dzikich Polach stanowiły barierę nie do przebycia) można porównać do marzeń Polaków o lepszym życiu w RFN, za małą albo za wielką wodą w latach PRL.
Tymczasem za „Kanałem” wesołe komuszki z Windsoru przebąkują o likwidacji monarchii wraz ze śmiercią królowej (która oby żyła długo!) i zakończeniu tego przedstawienia.
Te same emocje, które rozpalał umysły krzyżowców miałem okazję przeżyć jadąc ostatnio autobusem do Niemiec (Sindbad wozi ludzi po całej Europie).
Baby w dresach jadące do opieki nad starszymi Niemcami, Polacy i Ukraińcy zmierzający na budowy, a to wszystko w jakichś nierealnych warunkach z postojami na ogromnych parkingach zbudowanych w Polsce dla sprawnego przerzutu siły roboczej i towarów na Zachód.
Dlaczego Sindbad a nie Roland na przykład albo Ludwik?
Otóż Wschód nadal jest bogaty, jak przed wiekami, pociągający i egzotyczny, ale to właśnie Zachód opracował metody eksploatacji jego bogactw, dlatego spuścizną wypraw krzyżowych jest fakt, że opiekunki z Polski czy Ukrainy muszą teraz podcierać tyłki Krzyżakom.
Zachód w sensie jego istoty i działalności elit rządzących (nie mówię o prowincji i zwykłej ludności) nie ma do zaoferowania kompletnie NICZEGO poza metodami rabowania, budowania infrastruktury prawnej, politycznej, propagandowej, przemysłowej, transportowej potrzebnej do prowadzenia rabunku.
Głównym narzędziem tego rabunku jest przewartościowany dolar i euro.
Przykładowo, Polska jest dużo biedniejszym krajem od Białorusi, biorąc pod uwagę zadłużenie i uzależnienie od Zachodu, a Białorusini pracują w Polsce tylko z tego powodu, że złotówka jest przewartościowana.
Jeżeli możemy mówić o bogactwie kulturowym w sensie materialnym i niematerialnym, to wywodzi się ono ze starożytnego Rzymu i Grecji, a nie od Hunów, Germanów, Skandynawów czy Brytów.
Papież Jan Paweł II mówiąc o wspólnych fundamentach państw europejskich w kontekście dyskutowanego wstąpienia do struktur Wspólnoty Europejskiej miał na myśli wspólne fundamenty pochodzące z czasów starożytnych, bo innych wspólnych fundamentów nie było oraz fakt, że RAZEM KRADLIŚMY. Dopiero na tych fundamentach zrujnowanych budowli starożytnych wznieśliśmy nowe gmachy.
Pan jak zwykle prowokuje… ale to co pan napisał jest niestrawne.
Czas na lilie
Korekta linku Czas na lilie
Myślę, że Charakternik obawia się trochę swiatłości swoich objawień, dlatego ubiera je w szaty burych prowokacji. Jednak coś, co jest bure nie interesuje nikogo, ewentualnie muchy.
Według wersji, która wydaje się bardziej prawdopodobna niż inne, francuskie królewskie kwiaty lilii Fleur-de-Lys (a zatem i polskie lilijki harcerskie) nie są w rzeczywistości stylizowanymi liliami lecz „Brodatymi Irysami”, żółtymi kwiatami pochodzącymi znad rzeki Leie/Lys . Stąd ich herbowy złoty kolor z niebieskim tłem rzeki. Symbolika sięga czasów starożytnych. W mojej ukształtowanej przez literaturę świadomości pozostała tożsama z niewinnością.
Szanowna Pani!
Upadek Rzplitej.
Upadek Rzplitej był skutkiem prowadzenia przez Polskę typowej zachodnioeuropejskiej eksploatacji Ukrainy i przegranych wojen w XVII wieku.
System rabunku.
Polityka III Rzeczypospolitej względem Białorusi, szczególnie po roku 2005 nosi wszelkie znamiona metodycznej polityki rabunku wg najlepszych / najgorszych wzorców zachodnich. Polska dyplomacja rozpętała nagonkę na legalne władze białoruskie już w 2005 r. z udziałem Gazety Wyborczej, telewizji Biełsat (później) i Związku Polaków na Białorusi celem ułatwienia innym graczom politycznym dokonania przewrotu i gospodarczego uzależnienia tego kraju przez międzynarodowe przedsiębiorstwa. Jest to powtórzenie działań I Rzplitej wobec Ukrainy wg podobnego scenariusza i tak samo się skończy dla Polski.
Adwokatura.
Każda epoka wyzysku i grabieży (deal) kończy się rozróbą w postaci wojny, rewolucji, majdanu, wskazaniem winnych i dokonaniem rozliczeń. Jeżeli chodzi o rozliczenia, to wykonują tę pracę zazwyczaj żydowscy prawnicy.
Z wyrazami uszanowania…
no większego bełkotu nie czytałam to lepsze jak dowody osobiste dla owadów..
albo szkodzi panu ta obrzydliwa niemiecka kapusta z wurstem, niech pan tego nie je, albo niemiecki bier – jeśli tak jest to proszę zadbać o swoją dietę.
W XVIII wieku państwa zaborcze częściowo ubezwłasnowolniły I RP i wprowadziły kuratelę na zasadzie wziętej z paragrafu z Kodeksu Postępowania Cywilnego. Nie wiem, czy instytucja ubezwłasnowolnienia była obecna już w prawie rzymskim, jednak chciałbym zauważyć, że jako społeczeństwo cywilizacyjnie jesteśmy na etapie kamienia łupanego, pohukiwania przy ognisku i wygrażania maczugą, co robią wszystkie kolejne rządy wobec naszego bliskiego Wschodu.
Brytyjczycy i Niemcy wcale nie są lepsi (wypowiedź pani Barley o konieczności zagłodzenia Węgier).
W kontekście dzisiejszej notki o Ludwiku trzeba powiedzieć, że Francuzi rzeczywiście są dużo bardziej wyrafinowani, mają dobrą kuchnię, wyśmienite wina, sery i ogólnie lepiej rozwinięty zmysł powonienia.
„Your father smelt of elderberries!”
https://m.youtube.com/watch?v=DGXx56WqqJw
Ps. patrz KPC – częściowe ubezwłasnowolnienie za pijaństwo.
fragment o świętym, dobrze wybrany, piękny …
oto człowiek dla którego krucjaty były odzyskaniem przestrzeni w której działał Chrystus,
takie święte pobudki działania i towarzyszące królowi pragnienia czy raczej marzenie królewskie, … gdzie na końcu królewskich starań czekają muzułmańscy książęta gotowi do nawrócenia, no ale między realizacją marzeń jest morze – przestrzeń krucjaty.
zdawał sobie sprawę że w Rzymie jest niepokój, ale nie widział tego w kategoriach walki o władzę, że władza świecka ma plan zdominowania władzy świętej.
Kapustę kiszoną kupuję dobrą, polską w markecie na regale z podpisem „russkije produkty”.
Dzisiaj jest dzień jedności wszystkicj Niemców. Może ma Pani kogoś w rodzinie?
Chyba jakiś festyn średniowieczny się zaczyna. Idę obejrzeć.
nie mam niemców w rodzinie, raczej oni jeszcze mi rodzinę zmniejszyli – rozwinę tę wypowiedź – oto udział w zmniejszaniu mojej rodziny był symetryczny i ze strony żołnierzy niemieckich i jak i czerwonoarmiejców
Wawel po wizycie Europejczyków w Krakowie 1657r.
„Zamek uległ ośmiokrotnemu rabunkowi. Zabrano skrzynie, drogocenne obicia, kobierce, marmury, odrzwia, okna weneckie, bogate sprzęty, obicia krzeseł, obrazy, ogromną ilość złota i srebra kościelnego, krzyż zebrzydowski; trumnę srebrną św. Stanisława potłuczono na miejscu. Wyjęto z niej cyprysową trumnę, w której się znajdowała mała złota z relikwiami. Dzielili się łupem Szwedzi i tyle tylko zostało, co ksiądz Adam Roszkiewicz, rektor akademii, zabrał do siebie do przechowania. Srebrne statuy św. Stanisława i Piotrowiny zdjął sam generał z ołtarza, oraz srebrne cymboryum, lampy, lichtarze. Ze zwłok królów i biskupów zdzierano kosztowności. Z kaplicy Jagiellońskiej zabrano ołtarz, lichtarze i inne ukryte srebrne i złote sprzęty kościelne. Ósmy i ostatni raz dokonał rabunku Bethlen.” Można tak w nieskończoność …
Przypominam, że Francja była w sojuszu między innymi ze Szwedami.
Dzień jedności ….
Jedności Niemców, która kazała Heinemu prorokować, że sprowadzi na świat morze krwi i cierpień ….
to chyba churchil gdzieś tam wygłosił takie zdanie, że niemcy powinny być bombardowane co 50 lat, dla uspokojenia swego ego.
coś im jest
Niewątpliwie zjednoczenie prowokuje w nich efekt szarańczy. Wybucha instynkt ekspansji i niszczenia. Zjawisko ilustruje właśnie eksperyment z szarańczą – pojedyncza sztuka szarańczy, gdy wsadzi się ją do pojemnika z lustrami, widzi wokół siebie własne odbicie, które odczytuje jak stado szarańczy i zaczynają jej wyrastać skrzydełka….
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.